- W empik go
Z pracowni naszych mistrzów - ebook
Z pracowni naszych mistrzów - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 240 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
wyszły następujące:
Wilma… 1 Rs. kop. 1 80
Hrabia-Starosta… 2 Rs. kop. 3 60
Jędrzek… 1 Rs. kop. 1 20
Linoskoczka… 1 Rs. kop. 2 40
Wczorajsi, Serya I… 1 Rs. kop. 1 50
Wczorajsi, Serya II, 1896… 1 Rs. kop. 1 40
Nocturn Szopena… 1 Rs. kop. 1 20
Tajemnica… 1 Rs. kop. 1 20
Z różnych pułków. 1 Rs. kop. 2 40
Zięciowie domu Kohn et C-ie II wydanie… 2 Rs. kop. 3 –
Nera Polacca, 1895… 1 Rs. kop. 2 –
Swat. 1895… 1 Rs. kop. 1 80
Hrabina, 1895… 1 Rs. kop. 2 –
Aktorka, 1896… 1 Rs. kop. 2 –
High-life, Doktór, 1896… 1 Rs. kop. 2 –
przy naszych dworach, 1895… 1 Rs. kop. 2 –
Rezydenci, 1896, II wydanie… 1 Rs. kop. 2 –
Ostatni, 1896. II wydanie… 1 Rs. kop. 2 –
Historyczne To i Owo, 1897, II wydanie… 1 Rs. kop. 2 –
Ze Starżów pani Appelstein. 1897, II wyd.. 2 Rs. kop. 3 20
Niedyskrecya, 1897, II wydanie… 1 Rs. kop. 2 –
Panna Staryńska, 1897, II wydanie… 1 Rs. kop. 2–
Odrębna istota… 1 Rs. kop. 2 –
Parafianka, 1897… 2 Rs. kop. 2 40
Kaprys hrabianki, 1897… 1 Rs. kop. 2 –
Portret pięknej pani… 1 Rs. kop. 2 –
Dzisiejsze małżeństwa, II wydanie… 1 Rs. kop. 2 –AJDUKIEWICZ.
Jest to ciekawy ustrój artysty i człowieka: jakieś fenomenalne szczęście, któremu zawdzięcza jeszcze więcej, niż swemu sympatycznemu i dużemu talentowi.
Ajdukiewicz bynajmniej nie robi wrażenia wielkiej inteligencyi, ani dużego sprytu, a mimo to pokierował się w sposób bardzo dowcipny, a tak naturalnie i poprostu, bez żadnych wysiłków, ani kombinacyi, ot zrządzeniem ślepej fortuny, szczególnie faworyzującej tych, którzy do niej rąk nie wyciągają.
Bardzo prawdziwie ktoś powiedział, że szczęście i fortuna, raz w życiu do drzwi każdego z nas puka. Ale nie każdy jej się za drzwiami domyśli, nie każdy na czas jej otworzy, czyją do wejścia, do dłuższego zatrzymania się skłoni.
Ajdukiewicz jej otworzył i do zamieszkania u siebie skłonił. On zawsze był szczęśliwy, ale gwiazda jego dopiero błyszczeć zaczęła od chwili, gdy zajął pracownię po M ackarcie w Wiedniu, przy ulicy Grossgussgasse.
Odtąd zajął on wybitne stanowisko, nie tylko wśród polskich malarzy – i odtąd sława i złoto do drzwi jego się cisną, choć naturalnie, jak każdy artysta, korzystać z nich ani myśli, ani chce. Dobrze, że im się protegować pozwala.
Ciekawym, powiecie, jest człowiek, polak, który w Wiedniu zajął pracownię i stanowisko światowe Mackarta.
Ciekawym? zapewne. Ale jak ciekawym czy tylko opisać potrafię:
Jedną z charakterystycznych cech tego człowieka, jest jego spryt rodzinny, naturalny, chłopski, że tak powiem, z którego wypływa jego powodzenie. Dziś świat się zblazował na finezyach wszelkiego rodzaju – i więcej już mu imponuje ten spryt prymitywny, który nie występuje przy dzisiejszej finezyi.
Ten spryt zaprowadził Ajdukiewicza do pracowni Mackarta, a spryt to musiał być niemały, gdy zważymy że nikt z wiedeńczyków nawet o tę pracownię się nie kusił, że dwa ministerya o nią zacięty prowadziły bój.
Na długo przedtem, Ajdukiewicz szedł raz z Kossakiem ulica. Zajmował wtedy skromne mieszkanie i zaledwie wegetował. Około pracowni pomackartowskiej, trącił Kossaka i naturalnie odezwał się.
– Wojtek! Ja tu będę siedział.
Wojtek myślał, że żartuje. Ale on nie żartował i w kilka miesięcy później wszedł do tej pracowni, by malując portret któregoś z arcyksiążąt, korzystać chwilowo z jej światła do plein air podatnego.
Wszedł ze stalużką, stołkiem i paletą, wszedł chwilowo, na krótko, na czas potrzebny do oświetlenia portretu i nie wyszedł więcej – i siedzi w niej, w tym przybytku sławy i jej tradycyi.
Na to trzeba było nielada sprytu, jednego z tych, którego geneza nam ulata, sprytu wrodzonego, o naturalnych, niewydatnych odcieniach i barwach.
On tę pracownię i w ślad za nią idącą, sławę i powodzenie, wziął tym sprytem a nie staraniem – bo zdobywał nie we właściwem słowa tego znaczeniu. On się o nie nie starał, bo się starać o nic czasu nie miał. Nie widziałem człowieka więcej od niego zajętego tysiącem zawsze interesów, naturalnie mało styczności mających z malarstwem.
Bo Ajdukiewicz jako człowiek, właściwie nie jest malarzem, tylko koniarzem.
Raz byłem na wyścigach wojskowych pierwszego pułku ułanów.
Do koła mnie à propos koni i biegów, do tego stopnia powtarzano wciąż "Ajdukiewicz", że wreszcie pomimo, iż go doskonale znałem, przyszedłem do przekonania, że jest jakiś oficer Ajdukiewicz.
– Jaki Ajdukiewicz? – pytam zniecierpliwiony.
– Der Maler – odpowiedź brzmiała.