Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Z przeszłości dziejowej. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Z przeszłości dziejowej. Tom 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 429 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W PIERW­SZYCH DWÓCH WIE­KACH PO­LI­TYCZ­NE­GO IST­NIE­NIA.

962 – 1146.

Rzecz pi­sa­na i ogło­szo­na w r. 1875 w "Prze­wod­ni­ku na­uko­wym i li­te­rac­kim", w kil­ku ar­ty­ku­łach, opa­trzo­nych tam in­nym ty­tu­łem.

Pri­mam esse hi­sto­riae le­gem, ne

quid fal­si di­ce­re au­de­at, de­in­de ne

quid veri non au­de­at;

ne qua su­spi­cio gra­tiae sit in scri­ben­do,

ne qua si­mul­ta­tis.

Sło­wa Le­ona XIII, po­wtó­rzo­ne za Ci­ce­ro­nem.

Po­cząt­ków Pol­ski, jako pań­stwa i na­ro­du przed przy­ję­ciem chrze­ści­jań­stwa, nie uda­ło się do­tąd roz­świe­cić naj­mo­zol­niej­szym po­szu­ki­wa­niom. I tak to pew­nie po­zo­sta­nie na za­wsze. Dla do­my­słów otwar­te pole – pew­no­ści nie bę­dzie nig­dy, sko­ro świa­dectw hi­sto­rycz­nych, ani współ­cze­snych tym wie­kom ani na­wet bli­sko­cze­snych, co do na­ro­du na­sze­go nie do­star­cza nam żad­na po­stron­na li­te­ra­tu­ra. Wła­sne na­sze po­da­nia na­ro­do­we we­szły wpraw­dzie dość wcze­śnie w treść kro­nik; ile w nich jed­nak praw­dy dzie­jo­wej, a co tyl­ko pło­dem wy­obraź­ni po­tom­nej albo co gor­sza eru­dy­cyi zbłą­ka­nej, tego w szcze­gó­łach po dziś dzień nikt nie po­tra­fi ro­ze­znać. W naj­lep­szym ra­zie – kil­ka imion pra­wie mi­tycz­nych, garst­ka zda­rzeń ubocz­ne­go zna­cze­nia, by­najm­niej nie rzu­ca­ją­ca świa­tła na głów­ną isto­tę rze­czy – oto wszyst­ko, co z tego źró­dła do hi­sto­ryi przy­jąć­by moż­na jako praw­do­po­dob­ne.

Pod­czas gdy za­wią­zek za­kry­te­go tego na dłu­gie jesz­cze cza­sy przed okiem są­sia­dów pań­stwa usta­lał się i roz­ma­gał na wiel­ko­pol­skich rów­ni­nach: wrza­ła na do­bre już wal­ka ple­mion, le­piej w dzie­jach za­pa­mię­ta­na, u brze­gów Elby. Kra­je środ­ko­wej Eu­ro­py, dzi­siaj nie­miec­kie, po­cząw­szy od rze­ki Sali i Elby aż po za Odrę, rów­nie były wte­dy ob­sia­dłe sło­wiań­skim lu­dem, jak dal­sze ku wscho­do­wi prze­strze­nie, któ­re prze­rzy­na War­ta i Wi­sła. Umie­jęt­ny roz­biór ostat­nich szcząt­ków mowy wy­ga­słe­go tego już od daw­nych wie­ków ple­mie­nia upo­waż­nia do przy­pusz­cze­nia, że była to lud­ność – przy­najm­niej w odła­mach swo­ich pół­noc­nych – na­rze­czem swo­jem bar­dzo zbli­żo­na do fo­ne­tycz­ne­go or­ga­ni­zmu pol­skie­go. Świa­do­mo­ści wsze­la­ko o ro­do­wem po­kre­wień­stwie swo­jem, czy to z są­sied­nią Sło­wiańsz­czy­zną, czy choć­by tyl­ko po­mię­dzy sobą, rów­nie nie mia­ły roz­drob­nio­ne owe lu­dzisz­cza, jak im zby­wa­ło na jed­nej na­ro­do­wej na­zwie dla ca­łe­go swe­go ogó­łu. Je­że­li zaś było w nich ja­kie za­mglo­ne tej ple­mien­nej po­krew­no­ści po­czu­cie, to nie mia­ło ono żad­nych na­stępstw prak­tycz­nych, nie kie­ro­wa­no się niem zgo­ła w po­ży­ciu. Od­wiecz­nym oby­cza­jem sło­wiań­skim, w tej stro­nie świa­ta jak­by do wyż­szej pod­nie­sio­nym po­tę­gi, se­pa­ra­tyzm i sa­mo­wo­la jed­no­stek, od­ręb­ność gmin, luź­ność po­szcze­gól­nych ciał po­li­tycz­nych, an­ta­go­nizm wresz­cie ksią­żą­tek nad nie­mi pa­nu­ją­cych, sta­no­wił tu głów­ną pod­sta­wę ca­łej eg­zy­sten­cyi spo­łecz­nej. Wy­gó­ro­wa­ne za­mi­ło­wa­nie w wol­no­ści wy­klu­cza­ło wszel­ką moż­ność pod­po­rząd­ko­wa­nia spraw po­szcze­gól­nych pod wła­dzę ja­kiejś więk­szej ca­ło­ści; wsku­tek cze­go two­rzy­ła cała ta rze­sza Sło­wian mnó­stwo kra­ików, któ­re się z sobą cią­gle wa­dzi­ły, a łą­czy­ły je­den z dru­gim chy­ba do­pie­ro w ra­zie osta­tecz­ne­go nie­bez­pie­czeń­stwa – bez skut­ku jed­nak i bez po­żyt­ku, bo się to dzia­ło tyl­ko cząst­ko­wo, do­ryw­czo i bez pla­nu sta­łe­go, a co gor­sza, pra­wie za­wsze wśród dzia­ła­nia na prze­ko­rę dru­gim ta­kim­że tyl­ko do­ryw­czym fe­de­ra­cy­om, uwo­dzo­nym i wy­zy­ski­wa­nym przez każ­de­go z po­stron­nych pa­nu­ją­cych, któ­ry w tem upa­try­wał ko­rzyść dla sie­bie.

Zrzą­dzi­ła to szcze­gól­na iro­nia losu, że ta praw­dzi­wa ru­cha­wi­ca spo­łecz­na wła­śnie gra­ni­czy­ła o ścia­nę z ta­kiem w Eu­ro­pie ple­mie­niem, któ­re ce­lu­je in­stynk­ta­mi wręcz prze­ciw­ny­mi, a w za­chłan­no­ści ra­so­wej nie ma so­bie w świe­cie rów­ne­go. Do tej żą­dzy za­bor­czej, wro­dzo­nej już krwi ger­mań­skiej, łą­czy­ła się w tam­tych wie­kach jesz­cze i wyż­sza, rzec moż­na hi­sto­rycz­na idea – wia­ra w po­słan­nic­two ce­sar­stwa.

Z mocy praw przez sto­li­cę apo­stol­ską w roku 800 prze­la­nych na Ka­ro­la W. mia­ło ce­sar­stwo za­chod­nie zda­ne so­bie za­da­nie, roz­cią­gnię­cia naj­wyż­sze­go swe­go zwierzch­nic­twa na wszyst­kie w świe­cie na­ro­dy, a otrzy­ma­ło onę mi­syę w tym celu, aby przez to, na świat cały jed­no zwierzch­nic­two świec­kie za­pro­wa­dzać we wszyst­kich kra­jach i przy­wra­cać i utrzy­my­wać jed­ność ko­ścio­ła ka­to­lic­kie­go. Jak­kol­wiek pra­wo to ce­sar­skie ro­zu­mieć się mia­ło w jak naj­uni­wer­sal­niej­szym sen­sie, to jed­nak wy­ni­ka już z sa­mej na­tu­ry rze­czy, że mo­gła mieć ta ide­al­na teo­rya prak­tycz­ne za­sto­so­wa­nie tyl­ko wzglę­dem lu­dów bez­po­śred­nio gra­ni­czą­cych z ce­sar­stwem, a mię­dzy tymi znów przedew­szyst­kiem wzglę­dem spo­łe­czeństw jesz­cze nie na­wró­co­nych, któ­rym się żad­nych praw mię­dzy­na­ro­do­wych i ludz­kich nie przy­zna­wa­ło, a po­mię­dzy ta­kie­mi wresz­cie spo­łe­czeń­stwa­mi mia­ła ta teo­rya naj­wię­cej prak­tycz­ne­go zna­cze­nia wzglę­dem – naj­słab­szych. Ta­ki­mi byli pod wszyst­ki­mi tymi wzglę­da­mi wła­śnie Sło­wia­nie. To też już za cza­sów tego pierw­sze­go ce­sa­rza Fran­ków po­czął się pod­bój Sło­wiańsz­czy­zny na ca­łej li­nii gra­nicz­nej roz­le­głych dzier­żaw fran­koń­skich. Na ra­zie wpraw­dzie nie mo­gło to przed­się­wzię­cie na wszyst­kich punk­tach wy­dać skut­ku trwa­łe­go. Od stro­ny mia­no­wi­cie pół­noc­nej, wła­śnie w tych kra­jach mię­dzy Odrą a Elbą, spra­wa ta dłu­go nie po­su­wa­ła się z miej­sca, rzecz bo­wiem prze­cho­dzi­ła sła­be siły roz­dwo­jo­nych i nie­zgod­nych po­mię­dzy sobą spad­ko­bier­ców wła­dzy Ka­ro­la W. Lecz póź­niej – w wie­ku X – pod­ję­to tę myśl na nowo i przy­stą­pio­no do niej z upo­rem i wy­sił­kiem od­po­wied­nim trud­no­ści przed­się­wzię­cia. Hen­ryk I ce­sarz nie­miec­ki w róż­nych la­tach pa­no­wa­nia swo­je­go (919 – 936) za­gar­nął dziel­ni­cę Wa­grów (dzi­siej­szy Holsz­tyn), Obo­try­tów-Ra­ta­rów (di­siej­sza Me­klem­bur­gia), Lu­ty­ków-Wil­ków (kraj od Ber­li­na po­cząw­szy aż do Gry­fii), Ha­we­lan czy­li He­wel­dów (zie­mia bran­de­bur­ska w za­krę­gu rze­ki Ha­we­li): i nie po­prze­sta­jąc na pod­bo­ju tego sze­ro­kie­go szma­tu ziem róż­nych sło­wiań­skich mię­dzy Bał­ty­kiem, dol­ną Odrą, Elbą, Ha­we­lą i Spre­wą (Szpre­ją) – po­ło­żył cięż­ką dłoń swo­ję i na kar­kach odła­mu Sło­wian serb­skim na­zy­wa­ne­go, z po­łu­dnia rzek Ha­we­li i Szprei, tak iż mu try­but skła­dać mu­sie­li tak­że Mil­cza­nie (w gór­nych Łu­ży­cach, oko­ło Bu­dy­szy­na) i Da­le­miń­cy (na prze­strze­ni dzi­siaj sa­skiej, mię­dzy Mer­se­bur­giem, Lip­skiem, Mi­śnią i Dre­znem). Tak więc prze­szła cała nie­mal zie­mia po­łab­ska, jak ją dzi­siaj kon­wen­cyj­nie na­zy­wa­ją sta­ro­żyt­ni­cy, w po­łu­dnio­wo-wschod­nim kie­run­ku się­ga­ją­ca aż do gra­ni­cy cze­skiej i szlą­skiej, pod zwierzch­nic­two nie­miec­kie już w tych pierw­szych kil­ku­dzie­się­ciu la­tach X stu­le­cia.

Jak­kol­wiek brze­mię tego zwierzch­nic­twa nie da­wa­ło się w pierw­szych cza­sach czuć nad mia­rę uciąż­li­wie – pod­wład­ność bo­wiem Po­ła­bian koń­czy­ła się jesz­cze wte­dy na pła­ce­niu ce­sa­rzo­wi try­bu­tu, w spra­wy we­wnętrz­ne księstw sło­wiań­skich się nie mie­sza­no, wła­dze na­ro­do­we przy ste­rze nad nie­mi po­zo­sta­wia­no i nadal, na­wet pod re­li­gij­nym wzglę­dem nie wy­wie­ra­no jesz­cze nad nie­mi sta­now­cze­go przy­mu­su: to jed­nak pa­mięć daw­nej nie­ogra­ni­czo­nej swo­bo­dy nie doz wa­la­ła lu­dom tym zno­sić i ta­kie­go cię­ża­ru. Po­na­wia­ły się prze­to czę­sto bun­ty to tu, to owdzie wsz­czy­na­ne, któ­re jed­nak nie mia­ły skut­ku.

Śmierć Hen­ry­ka I w r. 936 dała ha­sło do groź­niej­sze­go, bo po­wszech­ne­go po­wsta­nia Sło­wian na ca­łej owej prze­strze­ni kra­jów. Skoń­czy­ło się wsze­la­ko i tym ra­zem na przy­tłu­mie­niu tych usi­ło­wań od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści. I te­raz-to we­szła do­pie­ro ta spra­wa w sta­dy­um praw­dzi­wie groź­ne i do­tkli­we dla tych po­ko­na­nych na­ro­dów: Otto I, na­stęp­ca Hen­ry­ka I, po­wziął bo­wiem po­sta­no­wie­nie do­raź­ne­go, przy­mu­so­we­go na­wró­ce­nia tych po­gan na wia­rę chrze­ści­jań­ską; krom tego uzna­no tak­że po­trze­bę wzię­cia ich i po­li­tycz­nie pod sta­ły za­rząd do­stoj­ni­ków nie­miec­kich. W tym­to celu za­ło­żo­no dla nich już z góry, jesz­cze przed na­wró­ce­niem, kil­ka no­wych bi­skupstw sło­wiań­skich, a z dru­giej stro­ny za­pro­wa­dzo­no i tu­taj ów ro­dzaj no­wo­żyt­nych pro­kon­su­lar­nych or­ga­ni­za­cyi, ja­kie w pań­stwie fran­koń­skiem ze skut­kiem za­wsze po­myśl­nym z da­wien daw­na, gdzie tego była po­trze­ba, usta­na­wia­no pod na­zwą mar­chii, czy­li hrabstw po­gra­nicz­nych.

Bi­skup­stwa ta­kie sło­wiań­skie po­wsta­ły wte­dy w Sta­ro­gro­dzie (Al­ten­burg), jako mie­ście naj­wię­cej wy­su­nię­tem na pół­noc; w Ha­wel­ber­gu i Bra­ni­bo­rze (dzi­siej­szy Bran­den­burg), jako gro­dach naj­znacz­niej­szych w po­środ­ku zie­mi sło­wiań­skiej; na­ko­niec w Mer­se­bur­gu, Ży­czy (Ze­itz) i Mi­śni (Me­is­sen), jako głów­nych osa­dach serb­skich Sło­wian z po­łu­dnia. Czas za­ło­że­nia tych sze­ściu bi­skupstw przy­pa­da na lata mię­dzy ro­kiem 946 a 968. W tym­że roku 968 sta­nę­ło wresz­cie i cen­tral­ne ar­cy­bi­skup­stwo w Mag­de­bur­gu, któ­re­mu całą tę ko­ściel­ną or­ga­ni­za­cyę wraz z za­da­niem kie­ro­wa­nia spra­wa­mi na­wró­ce­nia tych lu­dów, od­da­no w za­wia­do­wa­nie zwierzch­ni­cze.

Pier­wej jesz­cze nim we­szły w ży­cie te in­sty­tu­cye ko­ściel­ne, prze­pro­wa­dzo­no za­mie­rzo­ne po­li­tycz­ne re­for­my, dzie­ląc ob­sza­ry sło­wiań­skie mię­dzy dwie mar­chie. Kra­je Wa­grów, Obo­try­tów, Ra­ta­rów, Lu­ty­ków i Wil­ków (od­po­wia­da­ją­ce dzi­siej­sze­mu Holsz­ty­no­wi, Me­klem­bur­gii i tak zwa­ne­mu Vor­pom­mern) prze­zwa­no Pół­noc­ną mar­chią i dano ją w za­wia­do­wa­nie księ­ciu sa­skie­mu Her­ma­no­wi Bil­lin­go­wi, jako ce­sar­skie­mu mar­gra­bi. Resz­tę zie­mi po­łab­skiej, łącz­nie z Ha­wel­ber­giem i Bra­ni­bo­rem, na­zwa­no mar­chią Wschod­nią, za­rząd zaś nad nią otrzy­ma­ła zna­na i w na­szej na­ro­do­wej hi­sto­ryi oso­bi­stość – mar­graf Gero.

Dzia­łal­ność tych dwóch urzę­dów usta­lać się za­czę­ła jesz­cze oko­ło r. 940. Pod po­li­tycz­nym wzglę­dem zda­wa­ła się ona zra­zu zu­peł­nie od­po­wia­dać skut­kom ocze­ki­wa­nym, szcze­gól­nie w za­kre­sie wła­dzy Ge­ro­na, któ­ry nie tyl­ko umiał utrzy­mać w kar­bach burz­li­wość i nie­chęć Sło­wian so­bie pod­wład­nych, ale na­wet sze­rzył jesz­cze krwią i że­la­zem co­raz da­lej ku wscho­do­wi prze­wa­gą ce­sar­skie­go imie­nia. In­a­czej zato wio­dło się Niem­com pod wzglę­dem re­li­gij­nym. Tu wy­si­la­ła się i żar­li­wość i zmyśl­ność księ­ży do opo­wia­da­nia sło­wa bo­że­go uży­tych bez skut­ku, a to nie tyl­ko w ob­rę­bie mar­chii Pół­noc­nej, lecz na­wet i w Ge­ro­no­wej. Od­wiecz­ne bał­wo­chwal­stwo Sło­wian za­pu­ści­ło było zbyt głę­bo­ko ko­rze­nie. Po­zor­ne z razu tu i owdzie po­stę­py chrze­ści­jań­stwa opie­ra­ły się je­dy­nie na gro­zie to­wa­rzy­szą­ce­go im nie­miec­kie­go orę­ża i zni­ka­ły też na­tych­miast za pierw­szym po­dmu­chem oko­licz­no­ści przy­ja­znych. Przy­szło do tego, że krzyż mi­sy­ona­rza i miecz na­jezd­cy za­czę­to na ca­łej tej kra­jów prze­strze­ni uwa­żać za go­dła tej­sa­mej rze­czy i że je oby­dwa za­rów­no znie­na­wi­dzo­no. Miecz wy­mu­szał so­bie uzna­nie, bo rady na to nie było, ale krzy­ża nie przyj­mo­wa­no, bo du­cha okuć w wię­zy nie­ła­two. To też po kil­ku­na­stu już la­tach tej go­spo­dar­ki mar­chij­skiej, skoń­czy­ły się rze­czy na­tem, że pro­pa­gan­da mie­cza sta­ła się nie tyl­ko głów­nym, ale nie­mal je­dy­nym ce­lem wy­tknię­te­go tu­taj dzia­ła­nia, nie prze­bie­ra­ją­ce­go już w środ­kach i po­czy­na­ją­ce­go so­bie ze wszyst­kie­mi bez­względ­no­ścia­mi wal­ki ra­so­wej; a za­mia­ry na­wró­ce­nia ob­ró­ci­ły się w pre­tekst tyl­ko do nie­ustan­nych za­cze­pek i do tem więk­sze­go cie­mię­że­nia pod­bi­tych.

Po­wie­dzie­li­śmy wy­żej, że wschod­ni mar­gra­bia Gero pruł się w stro­nę ku wscho­do­wi co­raz da­lej i co­raz głę­biej w tę dzicz la­sów i spo­łe­czeństw dzie­wi­czych, zna­cząc w niej krwa­wą swą ręką co­raz szer­szą li­nię gra­nicz­ną ce­sar­stwa. Po 20 z górą la­tach ta­kie­go nie­zmor­do­wa­ne­go kar­czun­ku, do­rą­bał się wresz­cie pro­gu sta­re­go do­mo­stwa, któ­re­go do­tąd nie prze­stą­pi­ła sto­pa żad­ne­go z tej stro­ny przy­własz­czy­cie­la, prze­kro­czył kre­sy dzie­dzic­twa na­ro­do­we­go ta­kiej lud­no­ści, o któ­rej do­tąd świat za­chod­ni nie sły­szał na­wet z na­zwi­ska. W wro­gu na­szym i na­jezd­cy, mimo woli jego i na­szej, upa­try­wać dziś mu­si­my owę oso­bi­stość opatrz­no­ścio­wą, któ­ra dała ha­sło Po­la­nom do wy­stą­pie­nia z od­wiecz­ne­go ukry­cia i hi­sto­rycz­ne­go le­tar­gu na ja­sną wi­dow­nię po­li­tycz­ne­go i cy­wi­li­za­cyj­ne­go w świe­cie dzia­ła­nia.

Wy­pa­dek, do któ­re­go się tu od­no­si­my, za­szedł w r. 963. Wy­pra­wa Ge­ro­na owe­go roku zo­sta­ła uwień­czo­na szcze­gól­nym plo­nem. Wspo­ma­ga­ny w niej krom wła­snych swo­ich za­stę­pów po­mo­cą wa­lecz­ne­go Wich­ma­na, krew­nia­ka domu w Niem­czech pa­nu­ją­ce­go, awan­tur­ni­ka prze­śla­do­wa­ne­go w wła­snej oj­czyź­nie i do­bi­ja­ją­ce­go się te­raz ja­kie­go księ­stwa dla sie­bie w tym świe­cie nie­za­ję­tym jesz­cze kul­tu­rą – za­gar­nął Gero w ob­ręb swej mar­chii nie tyl­ko nie­za­wi­słą jesz­cze do­tąd część Łu­życ (dzi­siej­szą dol­ną czy­li pru­ską Lu­za­cyę), ale i przy­le­gły kra­ik ja­kiś Sel­pu­li (praw­do­po­dob­nie oko­li­ca mię­dzy Odrą a Szpre­ją, obej­mu­ją­ca dzi­siej­sze mia­sta Mit­ten­wal­de, Kot­t­bus, Zos­sen, Stor­kow i Für­sten­wal­de). Owoż przy tej­to spo­sob­no­ści spo­tkał się mar­chion nie­miec­ki już na pra­wem pew­nie po­brze­żu Odry, gdzieś mię­dzy dzi­siej­szym Frank­fur­tem a Ki­strzy­nem, z siłą zbroj­ną wład­cy Po­lan, któ­ry mu tu­taj za­stą­pił dro­gę, aby po­ło­żyć kres dal­sze­mu jego wdzie­ra­niu się w obcą wła­sność. Wład­cą tym był nasz Mie­czy­sław I czy­li jak go na­zy­wa­li współ­cze­śni, Miesz­ko, na­czel­nie pa­nu­ją­cy nad Po­la­na­mi. Szczę­ście wo­jen­ne w tej po­trze­bie po­tu­szy­ło bro­ni nie­miec­kiej. W kil­ku bi­twach po­ko­na­ny zo­stał nasz Miesz­ko ra­zem z brać­mi, któ­rzy go po­sił­ko­wa­li w tej woj­nie. Wsku­tek tych zwy­cięstw Wich­ma­na i Ge­ro­na, owa część kra­ju pol­skie­go, któ­ra bez­po­śred­nio do­ty­ka­ła tam­tej zdo­by­czy (a więc pew­nie mniej wię­cej oko­li­ca lu­bu­ska i ki­strzyń­ska), od gra­ni­cy kra­ju Sel­pu­li aż do uścia War­ty do Odry, ogło­szo­na te­raz zo­sta­ła za włość pod­wład­ną ce­sar­stwu i mar­chii Ge­ro­no­wej, a Miesz­ko zo­bo­wią­zać się mu­siał do pła­ce­nia da­nin z tej zie­mi (1).

Szczę­śli­wym zbie­giem oko­licz­no­ści, wy­pa­dek, któ­ry wdzier­stwu nie­miec­kie­go mar­chio­na otwie­rał bra­mę do kra­jów pol­skich i pod każ­dym wzglę­dem zda­wał się być wiel­ką klę­ską tego na­ro­du – miał się nie­za­dłu­go oka­zać zda­rze­niem zu­peł­nie prze­ciw­nych na­stępstw. Ani wąt­pić, że onto głów­nie przy­spie­szył ów ob­rót rze­czy wie­ko­pom­ne­go zna­cze­nia, któ­re­mu Pol­ska wszyst­ko czem zo­sta­ła póź­niej, za­wdzię­cza.

Ksią­żę pol­ski nie po­szedł bo­wiem, jak się pew­nie Gero tego spo­dzie­wał, za przy­kła­dem za­śle­pio­nych swych po­bra­tym­ców za­chod­nich, któ­rych smut­ne po­ło­że­nie mia­ło i jemu te­raz przy­paść w udzia­le. Od­gadł szczę­śli­wym in­stynk­tem, że ten bój o nie­rów­nych za­so­bach prę­dzej czy póź­niej skoń­czyć się musi znisz­cze­niem jego dzie­dzic­twa, a upor przy po­zba­wio­nym już ży­wot­no­ści sys­te­mie re­li­gij­nym, tyl­ko przy­spie­szy czas tej za­gła­dy. Tra­dy­cye na­sze na­ro­do­we (po­strzy­ży­ny cu­dow­ne Zie­mo­wi­ta i t… p.) dają nam wgląd­nąć w wnętrz­ny na­strój ów­cze­snej lud­no­ści pol­skiej. Pierw­szy po­siew chrze­ści­jań­stwa już tam mu­siał być rzu­co­ny. Przy­go­to­wa­nie umy­słów do przy­ję­cia no­wej – (1) Wzmian­kę Die­th­ma­ra o zo­bo­wią­za­niu się Miesz­ka do skła­da­nia da­ni­ny "aż po War­tę", ro­zu­miem, roz­pa­tru­jąc się w za­bo­rach do­ko­na­nych owe­go cza­sa przez Ge­ro­na, tyl­ko o sa­mem uściu tej rze­ki w ło­ży­sko Odry w oko­li­cy po­bo­jo­wi­ska. Boć o ca­łej rze­ce War­cie (aż do Po­zna­nia lub Kro­mo­ło­wa) my­śleć tu dla­te­go zda­niem mo­jem nie moż­na, że w ta­kim ra­zie trud­no­by było po­jąć, dla­cze­go nie na­ło­żo­no na po­ko­na­ne­go księ­cia try­bu­tu z ca­łe­go jego księ­stwa – na­wet za War­tą? Zdo­by­cze mar­chio­na szły po­wo­li, krok za kro­kiem – zato tem pew­niej. Przy owej spo­sob­no­ści za­gię­to kar­tę tyl­ko na to, na czem fak­tycz­nie ręka jego spo­czę­ła i co zda­wa­ło się ko­niecz­nem do za­okrą­gle­nia po­sia­dło­ści zdo­by­tych. Nie wy­klu­cza­ło to jed­nak­że by­najm­niej wi­do­ków i na dal­sze jesz­cze w póź­niej­szych la­tach po­stę­py.

wia­ry – już pa­nu­ją­cej nad świa­tem, mu­sia­ło od daw­na zro­bić po­stę­py w tem spo­łe­czeń­stwie, nie draż­nio­nem przez ża­den przy­mus i po­zo­sta­wio­nem so­bie sa­me­mu. Cho­dzi­ło tyl­ko jesz­cze o ja­kąś po­bud­kę z ze­wnątrz, o ja­kieś ha­sło gło­śniej­sze, aby idea kieł­ku­ją­ca w umy­słach, przy­bra­ła cia­ło i sta­nę­ła na grun­cie rze­czy­wi­sto­ści. Sta­ry Zie­mo­mysł, je­śli rze­czy­wi­ście zgod­nie z tra­dy­cyą tak się na­zy­wał oj­ciec Miesz­ka, nie chciał i nie mógł być no­wa­to­rem w tej spra­wie. Zo­sta­wił on po­wa­le­nie bał­wa­nów, z któ­rych czcią zrósł się ca­łem swem ży­ciem, przy­szło­ści dal­szej, ręce młod­szej, woli zu­chwal­szej i mniej krę­po­wa­nej oko­licz­no­ścia­mi. Taka chwi­la, taka po­bud­ka, sta­nę­ły w r. 963 przed mło­dym Miesz­kiem, któ­ry jako świe­ży wład­ca na­ro­du miał w tej mie­rze przed sobą wszyst­kie dro­gi jesz­cze otwar­te. Do­daj­my do tego, że mógł tu zna­czyć nie­ma­ło i przy­kład tego co się dzia­ło i sta­ło daw­no gdzie­in­dziej. Mo­gły wpraw­dzie nie być nad Go­płem i War­tą wia­do­me na­wró­ce­nia róż­nych lu­dów sło­wiań­skich, od wie­ków już do­ko­na­ne, o ile one do­ty­czy­ły kra­jów od­le­głych. Ta­ki­mi byli Sło­weń­cy ko­ru­tań­skie­go odła­mu, pod nie­miec­ki­mi naj­czę­ściej zo­sta­ją­cy ksią­żę­ty; ta­ki­mi Sło­wia­nie ma­ce­doń­sko­trac­cy, ko­lo­ni­za­cyj­nie roz­rzu­ce­ni w ob­rę­bie bi­zan­tyń­skie­go ce­sar­stwa; ta­ki­mi wresz­cie Chor­wa­to­wie nad Sawą i na nad­brze­żu Ad­ry­atyc­kiem – któ­rzy wszy­scy po­prze­cho­dzi­li na chrze­ści­jań­stwo jesz­cze w cią­gu VII i VIII stu­le­cia; ta­ki­mi Ser­bo­wie nad­du­naj­scy, któ­rzy to­sa­mo uczy­ni­li mało co póź­niej; ta­ki­mi na­ko­niec Buł­ga­rzy, któ­rych wnij­ście na tę dro­gę za­szło jesz­cze w IX wie­ku. O tych wszyst­kich na­wró­ce­niach mo­gło jesz­cze wte­dy nie być ni sły­chu w tem ustro­niu środ­ko­wej Eu­ro­py, któ­re było na­szą ko­leb­ką. Ale o Mo­ra­wia­nach po­zy­ska­nych no­wej wie­rze w sa­mym po­cząt­ku IX stu­le­cia, a w na­stęp­stwie tego roz­sła­wio­nych z prze­wa­gi swej po­li­tycz­nej i w dal­szym świe­cie, o Cze­chach, któ­rzy po­szli za tym przy­kła­dem o ja­kie pół wie­ku póź­niej – o tych obu spo­łe­czeń­stwach i prze­si­le­niu w ca­łym ich po­li­tycz­nym ustro­ju z tego wy­ni­kłem, mu­siał współ­cze­śnie już być po­wia­do­mio­ny nasz na­ród, boć prze­cie albo ościen­nie gra­ni­czył z tymi lu­da­mi albo z nimi utrzy­my­wał pew­ne wza­jem­ne sto­sun­ki. Mo­ra­wian świet­ność wpraw­dzie, i na­wet byt po­li­tycz­ny, prze­mi­nę­ły po­tem zbyt wcze­śnie – w la­tach, któ­re tu mamy przed sobą, dzicz już ma­diar­ska za­le­ga­ła opa­no­wa­ną ich zie­mię. Ale Cze­si uży­wa­li bło­gich skut­ków swe­go so­ju­szu z Ko­ścio­łem na­wet po roz­bi­ciu ostat­nich szcząt­ków pań­stwa Mo­raw­ców w roku 907, a co w tym ra­zie waż­niej­sza, mie­li mir i spo­kój ze stro­ny Nie­miec, o ile chy­ba sami nie da­wa­li po­wo­du do prze­ciw­ne­go z nimi po­stę­po­wa­nia. Praw­da, że sto­su­nek ten oku­pi­li do­bro­wol­nem w roku 895 od­da­niem się pod opie­kę ce­sar­stwa, któ­re póź­niej (w r. 950) ksią­żę cze­ski Bo­le­sław I już z ko­niecz­no­ści na nowo za­przy­siąc mu­siał. Lecz skut­ki tego sto­sun­ku, zwłasz­cza po­cząw­szy od r. 950, nie oka­zy­wa­ły się by­najm­niej po­zba­wio­ny­mi znacz­nych ską­di­nąd ko­rzy­ści – owszem po­rów­na­ne z roz­pacz­li­wem po­ło­że­niem po­łab­skich Sło­wian, któ­rzy sta­li upo­rczy­wie przy bał­wo­chwal­stwie, a cięż­ki ucisk nie­miec­ki tyl­ko z musu zno­si­li, po­czy­ty­wa­ne być mo­gło za do­bro­dziej­stwo praw­dzi­we… Ksią­żę cze­ski wol­ny przy­najm­niej był od obelg i na­pa­ści tej roj­nej rze­szy nie­miec­kich hra­biów i ksią­żąt, któ­ra na grun­cie sło­wiań­skim są­dzi­ła się upraw­nio­ną do peł­nie­nia wszel­kich nad­użyć. Na rów­ni po­sta­wio­ny z nimi wszyst­ki­mi, po­wa­ża­ny w ra­dzie ce­sar­skiej, w któ­rej nie­kie­dy sam uczest­ni­czył, miał w ce­sa­rzu, bez­po­śred­nim swo­im zwierzch­ni­ku, przedew­szyst­kiem punkt opar­cia prze­ciw nie­okre­ślo­nym pre­tek­stom wdzier­stwa ta­kich jak Wich­man ob­cych przy­błę­dów, a nad­to miał i rę­koj­mię prze­ciw tra­dy­cyj­ne­mu wi­chrzy­ciel­stwu wła­snych swo­ich pod­da­nych. Po­wa­ga jego mo­nar­sza ro­sła, a z nią ra­zem też za­sob­ność, oświa­ta i ład spo­łecz­ny w tym kra­ju, tak nie­skoń­cze­nie już wte­dy wyż­szym od Sło­wiańsz­czy­zny po­gań­skiej, czy to mię­dzy Elbą a Odrą, czy w po­sia­dło­ściach Miesz­ko­wych.

Ta­kie­mi­to po­bud­ka­mi wie­dzio­ny, nie mó­wiąc już nic o czy­sto-re­li­gij­nych pod­nie­tach, tak po­tęż­nie dzia­ła­ją­cych za­wsze w chwi­lach po­dob­nych, po­sta­no­wił Miesz­ko po zda­rze­niach r. 963 za­jąć wzglę­dem Ko­ścio­ła i ce­sar­stwa to­sa­mo po­nie­kąd sta­no­wi­sko, co Cze­si, a prze­pro­wa­dze­nie tego za­mia­ru do­ko­na­ło się w cza­sie sto­sun­ko­wo na­der szyb­kim, wi­docz­nie przy po­mo­cy i z po­rę­ki księ­cia cze­skie­go Bo­le­sła­wa I. Ślub z cór­ką jego Du­bra­wą za­szedł już w r. 965, chrzest Miesz­ka z ca­łym jego na­ro­dem od­był się w roku na­stęp­nym, a w r. 968 we­szło już w ży­cie i urzą­dze­nie ko­ściel­nych sto­sun­ków w Pol­sce przez bi­skup­stwo wła­sne kra­jo­we, za­ło­żo­ne w Po­zna­niu, któ­re­go przy­na­leż­ność do me­tro­po­lii sło­wiań­skiej, t… j… do mag­de­bur­skiej, orze­czo­na już w chwi­li sa­me­go za­ło­że­nia te­goż bi­skup­stwa, nie­za­wod­nie w po­ro­zu­mie­niu z ce­sa­rzem Ot­to­nem I, wy­ni­kła nie­wąt­pli­wie z do­ko­na­ne­go już po­przed­nio pod­da­nia się Miesz­ka ce­sar­stwu jako księ­cia chrze­ści­jań­skie­go.

W ta­ki­to spo­sób i od tej chwi­li po­czę­ła Pol­ska wą­tek swe­go po­li­tycz­ne­go ży­wo­ta. Do­bro­wol­nie, bez ni­czy­je­go przy­mu­su, z po­bu­dek le­żą­cych w sa­mych oko­licz­no­ściach, ob­ra­ła so­bie dro­gę swo­ję i kie­ru­nek dzia­ła­nia, z któ­re­go nig­dy póź­niej nie ze­szła – przy­łą­czy­ła się do gro­na państw Eu­ro­py za­chod­niej, jako córa Ko­ścio­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go i zwo­len­nicz­ka wszyst­kich idei, któ­re się prze­su­nę­ły w ko­lei wie­ków po­nad tym ła­ciń­sko-ger­mań­skim świa­tem. W sze­re­gu pra­cow­ni­ków oko­ło wol­no­ści, cy­wi­li­za­cyi i świa­tła, sta­nę­ła jako ochot­nik – rów­ny rów­nym. Od tej też pory do­pie­ro zwró­ci­ła się uwa­ga dal­sze­go świa­ta na tego no­we­go uczest­ni­ka pra­cy i tru­du, tak iż akta jego dzia­ła­nia za­czę­ły być za­pi­sy­wa­ne w wiel­kim pro­to­kó­le dzie­jo­wym już od tej pory pa­mięt­nej – na­sam­przód ręką po­stron­nych, a nie­za­dłu­go po­tem i ręką wła­snych kra­jow­ców.

Ma­jąc śla­dem tych no­ta­tek po­dą­żyć za dal­szym to­kiem ży­wo­ta na­ro­do­we­go, roz­pa­trz­my się przedew­szyst­kiem w za­so­bach, o ja­kich się ta epo­ka za­czę­ła.

Na wstę­pie sa­mym spo­ty­ka­my się z py­ta­niem, co zna­czy­ła zwierzch­ność ce­sar­stwa nie­miec­kie­go, uzna­na przez Mie­czy­sła­wa? Czy to było od­da­nie się w len­nic­two?

Len­ni­ka­mi ce­sar­stwa byli tyl­ko ksią­żę­ta "pań­stwa rzym­skie­go" trzy­ma­ją­cy to co mie­li, z nada­nia ce­sar­skie­go i na pew­nych umó­wio­nych wa­run­kach. Do­pie­ro w r. 1002 we­szli w ten sto­su­nek po­nie­kąd tak­że i Cze­si (przez akt od­no­śny Wło­do­we­ja, księ­cia cze­skie­go). Sto­su­nek Pol­ski za Miesz­ka I, rów­nie jak Czech przed r. 1002, był zu­peł­nie in­nej na­tu­ry. Po­dług pa­nu­ją­cej w tam­tych wie­kach teo­ryi po­li­tycz­nej, wszy­scy ksią­żę­ta świa­ta ka­to­lic­kie­go byli uwa­ża­ni za pod­po­rząd­ko­wa­nych, a więc za pod­wład­nych ce­sa­rzo­wi rzym­skie­mu. Dla państw da­le­ko od­da­lo­nych, jak np. Hisz­pa­nia, dla mo­rza­mi od­gro­dzo­nych, jak An­glia, dla sil­nych i do od­po­ru go­to­wych, jak Fran­cya albo też Wę­gry – urosz­cze­nia te ce­sa­rzów nie mia­ły wpraw­dzie prak­tycz­ne­go zna­cze­nia: po­mi­mo tego były one w za­sa­dzie pod­trzy­my­wa­ne i wzglę­dem tam­tych. Ksią­żę­ta zaś bliż­si ce­sar­stwu, je­że­li się nie chcie­li wy­sta­wić na cią­głe udry z Niem­ca­mi, ra­dzi nie­ra­dzi mu­sie­li przy­jąć i uzna­wać to ich pre­ten­do­wa­ne zwierzch­nic­two. I stąd­to je­dy­nie całe źró­dło sto­sun­ku, w jaki prze­szła wte­dy Pol­ska w pro­stem na­stęp­stwie swo­je­go po­łą­cze­nia się z Za­cho­dem i Ko­ścio­łem.

Isto­ta ta­ko­wej pod­wład­no­ści po­le­ga­ła głów­nie na przy­zna­niu sa­mej za­sa­dy – mniej na for­mach, któ­re­by to czuć da­wa­ły do­tkli­wie w rze­czy­wi­stem za­sto­so­wa­niu i w obo­wiąz­kach prak­tycz­nych. Ce­sa­rze bo­wiem w we­wnętrz­ne sto­sun­ki państw ta­kich się nie mie­sza­li, a żą­da­li tyl­ko w ra­zie znacz­niej­szych wo­jen zbroj­nej po – mocy, a nad­to pew­nych, umó­wio­nych we­dle oko­licz­no­ści ofiar czy da­nin, któ­re im były skła­da­ne w ozna­kę ich do­stoj­no­ści naj­wyż­szej. Oprócz tego przy­rze­kać mu­siał pa­nu­ją­cy, ta­kim sto­sun­kiem zwią­za­ny ze za­chod­niem ce­sar­stwem, wier­ność ry­cer­ską i po­czci­wość są­siedz­ką ce­sa­rzo­wi; a w za­mian zato otrzy­my­wał też i on od ce­sa­rza, jako od na­czel­ni­ka ca­łe­go ry­cer­stwa chrze­ści­jań­skie­go, roz­cią­ga­ją­ce­go opie­kę swo­ją nad wszyst­kie­mi jed­nost­ka­mi tej in­sty­tu­cyi, pew­ne rę­koj­mie dla sie­bie i dla kra­ju swo­je­go, któ­re w ów­cze­snych oko­licz­no­ściach – szcze­gól­niej dla Pol­ski – nie były bez rze­czy­wi­ste­go zna­cze­nia, np. nie­ty­kal­ność swo­ich gra­nic ze stro­ny wszyst­kich do ce­sar­stwa na­leż­nych, uczest­nic­two w wal­nych zjaz­dach człon­ków tej spół­ki państw chrze­ści­jań­skich, moż­li­wość po­mo­cy w ra­zie ja­kiej nad­zwy­czaj­nej po­trze­by, za­wa­ro­wa­nie owej wła­dzy mo­nar­szej wo­bec wła­snych pod­da­nych i cząst­ko­wych nad nimi ksią­żąt, któ­ra w po­ję­ciu i w rze­czy za­czę­ła się do­pie­ro od tego wła­ści­wie cza­su w na­ro­dzie na­szym wy­twa­rzać, itd.

Zna­jąc sto­su­nek Pol­ski na ze­wnątrz, zo­ry­en­tuj­my się te­raz w jej po­ło­że­niu we­wnętrz­nem: po­znaj­my jej ob­sza­ry ów­cze­sne, do­nio­słość wła­dzy pa­nu­ją­ce­go i oko­licz­no­ści, na tle któ­rych dzia­ła­ła.

Zna­my po­nie­kąd to wszyst­ko, co z kra­jów pol­skich przy­by­ło do­pie­ro za pa­no­wa­nia Bo­le­sła­wa Chro­bre­go; wie­my, ja­kie były gra­ni­ce jego kró­le­stwa. Na tej pod­sta­wie i przy po­mo­cy in­nych jesz­cze róż­nych wska­zó­wek utwo­rzyć so­bie mo­że­my w przy­bli­że­niu wy­obra­że­nie o roz­cią­gło­ści pań­stwa i za Miesz­ka I i to mniej wię­cej już w pierw­szych la­tach jego rzą­dów, któ­re jak wia­do­mo, znacz­niej­szy­mi za­bo­ra­mi nie sły­ną w dzie­jach.

Dzie­dzic­two Miesz­ka sta­no­wi­ła przedew­szyst­kiem zie­mia w ści­słem zna­cze­niu na­zy­wa­na wte­dy Pol­ską czy­li kra­jem Po­lan, to jest póź­niej­sze wo­je­wódz­two ka­li­skie, gnieź­nień­skie i po­znań­skie, któ­re ostat­nie się – gało do sa­mej Odry (w kie­run­ku dzi­siej­sze­go Ki­strzy­na) i cząst­ką swo­ją za­chod­nią (za­ober­ską, zie­mia Lu­bu­ska) prze­szło było w r. 963 pod zwierzch­ni­czą wła­dzę nie­miec­kich mar­chio­nów wschod­nich, któ­rym się z tego ka­wał­ka zie­mi od tego cza­su try­but pła­cił. Z tą dziel­ni­cą, wła­ści­wą "pol­ską", sta­no­wią­cą pier­wot­ny, jak się to po­wszech­nie przy­pusz­cza, za­ród pań­stwa pol­skie­go, po­łą­czo­ne jed­nak być mu­sia­ły już w owym cza­sie i inne zie­mie oko­licz­ne znacz­nie roz­le­głe: mia­no­wi­cie Ku­ja­wy z od­wiecz­nym swo­im gro­dem Krusz­wi­cą; na­stęp­nie zie­mia Czer­ska czy­li Ma­zow­sze aż po Wi­słę; zie­mia Łę­czyc­ka i gra­ni­czą­ce z nią Sie­radz­kie; z po­łu­dnia ja­kaś naj­bliż­sza Pol­ski część Szlą­ska, któ­re­go resz­ta sta­no­wi­ła (może jesz­cze od r. 907 t… j… epo­ki upad­ku Wiel­kiej Mo­ra­wii albo też od cza­sów póź­niej­szych) wła­sność ksią­żąt cze­skich.

Ob­szer­niej­szej roz­cią­gło­ści trud­no księ­stwu pol­skie­mu w pierw­szych la­tach pa­no­wa­nia Miesz­ka przy­są­dzić, roz­trzą­snąw­szy wszyst­kie oko­licz­no­ści ze spra­wą tą po­łą­czo­ne: jak­kol­wiek za­strzec tu jak naj­wy­raź­niej na­le­ży, że et­no­gra­ficz­nie rzecz bio­rąc, mia­ły się oko­licz­no­ści in­a­czej. Co in­ne­go bo­wiem pań­stwo pol­skie, kraj Miesz­ka, a co in­ne­go na­ród, jed­nym i tym­sa­mym, t… j… jak się póź­niej na­zy­wać za­czął, pol­skim ję­zy­kiem mó­wią­cy. Ten się­gał ob­sza­rem swo­im już w owym wie­ku da­le­ko poza gra­ni­ce po­wyż­sze. I w San­do­mir­skiem bo­wiem aż do ru­skiej gra­ni­cy, i w Kra­kow­skiem aż po Kar­pa­ty, i w gór­nym Szlą­sku, i na­wet w tak zwa­nej póź­niej Rusi Czer­wo­nej czy­li "gro­dach czer­wień­skich" (w ostat­nich po­dług jak naj­do­bit­niej­sze­go świa­dec­twa Ne­sto­ra) rów­nie żyła już w tam­tym wie­ku ta­sa­ma pol­ska czy­li le­chic­ka lud­ność, jak sta­no­wi­ła od­wiecz­nie za­lud­nie­nie i ca­łe­go nad­bał­tyc­kie­go Po­mo­rza. Lecz to były wte­dy jesz­cze dzier­ża­wy z rze­czy tyl­ko pol­skie, nie z na­zwy, i zo­sta­wa­ły pod inną wła­dzą, po naj­więk­szej czę­ści za­pew­ne pod swo­ją wła­sną, jako ni­ko­mu nie pod­le­głe kra­iki.

I dzi­wić się ra­czej trze­ba, że i ten kom­pleks róż­nych dziel­nic, tyle roz­le­głych, dał się jesz­cze w przed­hi­sto­rycz­nych sto­sun­kach, a więc jak­by wno­sić na­le­ża­ło, środ­ka­mi czy­sto-na­ro­do­wy­mi po­łą­czyć pod jed­nem ber­łem ksią­żę­cem, w ro­dzi­nie Pia­stów. Je­że­li bo­wiem przej­dzie­my cały aż po owe cza­sy sze­reg znacz­niej­szych państw sło­wiań­skich, ile ich tyl­ko było – od Buł­ga­ryi w wie­ku VII po­wsta­ją­cej po­cząw­szy, aż do Rusi Ru­ry­ko­wej, prze­twa­rza­ją­cej się w pań­stwo w owych do­pie­ro la­tach, w któ­rych Miesz­ko już prze­pro­wa­dzał swój na­ród w kie­ru­nek usta­lo­ny dzie­jo­wy: to się prze­ko­na­my, że te wszyst­kie bez wy­jąt­ku na­ro­dy za­wdzię­cza­ły przej­ście swo­je z mnó­stwa ma­łych spo­łe­czeństw w jed­no, z se­pa­ra­ty­zmu w sku­pie­nie, z ni­co­ści po­li­tycz­nej w po­czą­tek dzia­ła­nia i zna­cze­nia hi­sto­rycz­ne­go, ja­kie­muś na­ci­sko­wi z góry i z ze­wnątrz, ja­kiejś ko­ści­stej dło­ni ob­cej, na­jezd­czej, ja­kiejś woli wy­da­ją­cej swo­je roz­ka­zy in­nym jak sło­wiań­ski ję­zy­kiem i wbrew ich woli sta­wia­ją­cej te spo­łe­czeń­stwa na nogi. (1) Sama jed­na tyl­ko Pol­ska prze­obra­że­nie ta­ko­we za­wdzię­cza­ła so­bie sa­mej je­dy­nie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: