- W empik go
Z przeszłości dziejowej. Tom 1 - ebook
Z przeszłości dziejowej. Tom 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 429 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
962 – 1146.
Rzecz pisana i ogłoszona w r. 1875 w "Przewodniku naukowym i literackim", w kilku artykułach, opatrzonych tam innym tytułem.
Primam esse historiae legem, ne
quid falsi dicere audeat, deinde ne
quid veri non audeat;
ne qua suspicio gratiae sit in scribendo,
ne qua simultatis.
Słowa Leona XIII, powtórzone za Ciceronem.
Początków Polski, jako państwa i narodu przed przyjęciem chrześcijaństwa, nie udało się dotąd rozświecić najmozolniejszym poszukiwaniom. I tak to pewnie pozostanie na zawsze. Dla domysłów otwarte pole – pewności nie będzie nigdy, skoro świadectw historycznych, ani współczesnych tym wiekom ani nawet bliskoczesnych, co do narodu naszego nie dostarcza nam żadna postronna literatura. Własne nasze podania narodowe weszły wprawdzie dość wcześnie w treść kronik; ile w nich jednak prawdy dziejowej, a co tylko płodem wyobraźni potomnej albo co gorsza erudycyi zbłąkanej, tego w szczegółach po dziś dzień nikt nie potrafi rozeznać. W najlepszym razie – kilka imion prawie mitycznych, garstka zdarzeń ubocznego znaczenia, bynajmniej nie rzucająca światła na główną istotę rzeczy – oto wszystko, co z tego źródła do historyi przyjąćby można jako prawdopodobne.
Podczas gdy zawiązek zakrytego tego na długie jeszcze czasy przed okiem sąsiadów państwa ustalał się i rozmagał na wielkopolskich równinach: wrzała na dobre już walka plemion, lepiej w dziejach zapamiętana, u brzegów Elby. Kraje środkowej Europy, dzisiaj niemieckie, począwszy od rzeki Sali i Elby aż po za Odrę, równie były wtedy obsiadłe słowiańskim ludem, jak dalsze ku wschodowi przestrzenie, które przerzyna Warta i Wisła. Umiejętny rozbiór ostatnich szczątków mowy wygasłego tego już od dawnych wieków plemienia upoważnia do przypuszczenia, że była to ludność – przynajmniej w odłamach swoich północnych – narzeczem swojem bardzo zbliżona do fonetycznego organizmu polskiego. Świadomości wszelako o rodowem pokrewieństwie swojem, czy to z sąsiednią Słowiańszczyzną, czy choćby tylko pomiędzy sobą, równie nie miały rozdrobnione owe ludziszcza, jak im zbywało na jednej narodowej nazwie dla całego swego ogółu. Jeżeli zaś było w nich jakie zamglone tej plemiennej pokrewności poczucie, to nie miało ono żadnych następstw praktycznych, nie kierowano się niem zgoła w pożyciu. Odwiecznym obyczajem słowiańskim, w tej stronie świata jakby do wyższej podniesionym potęgi, separatyzm i samowola jednostek, odrębność gmin, luźność poszczególnych ciał politycznych, antagonizm wreszcie książątek nad niemi panujących, stanowił tu główną podstawę całej egzystencyi społecznej. Wygórowane zamiłowanie w wolności wykluczało wszelką możność podporządkowania spraw poszczególnych pod władzę jakiejś większej całości; wskutek czego tworzyła cała ta rzesza Słowian mnóstwo kraików, które się z sobą ciągle wadziły, a łączyły jeden z drugim chyba dopiero w razie ostatecznego niebezpieczeństwa – bez skutku jednak i bez pożytku, bo się to działo tylko cząstkowo, dorywczo i bez planu stałego, a co gorsza, prawie zawsze wśród działania na przekorę drugim takimże tylko dorywczym federacyom, uwodzonym i wyzyskiwanym przez każdego z postronnych panujących, który w tem upatrywał korzyść dla siebie.
Zrządziła to szczególna ironia losu, że ta prawdziwa ruchawica społeczna właśnie graniczyła o ścianę z takiem w Europie plemieniem, które celuje instynktami wręcz przeciwnymi, a w zachłanności rasowej nie ma sobie w świecie równego. Do tej żądzy zaborczej, wrodzonej już krwi germańskiej, łączyła się w tamtych wiekach jeszcze i wyższa, rzec można historyczna idea – wiara w posłannictwo cesarstwa.
Z mocy praw przez stolicę apostolską w roku 800 przelanych na Karola W. miało cesarstwo zachodnie zdane sobie zadanie, rozciągnięcia najwyższego swego zwierzchnictwa na wszystkie w świecie narody, a otrzymało onę misyę w tym celu, aby przez to, na świat cały jedno zwierzchnictwo świeckie zaprowadzać we wszystkich krajach i przywracać i utrzymywać jedność kościoła katolickiego. Jakkolwiek prawo to cesarskie rozumieć się miało w jak najuniwersalniejszym sensie, to jednak wynika już z samej natury rzeczy, że mogła mieć ta idealna teorya praktyczne zastosowanie tylko względem ludów bezpośrednio graniczących z cesarstwem, a między tymi znów przedewszystkiem względem społeczeństw jeszcze nie nawróconych, którym się żadnych praw międzynarodowych i ludzkich nie przyznawało, a pomiędzy takiemi wreszcie społeczeństwami miała ta teorya najwięcej praktycznego znaczenia względem – najsłabszych. Takimi byli pod wszystkimi tymi względami właśnie Słowianie. To też już za czasów tego pierwszego cesarza Franków począł się podbój Słowiańszczyzny na całej linii granicznej rozległych dzierżaw frankońskich. Na razie wprawdzie nie mogło to przedsięwzięcie na wszystkich punktach wydać skutku trwałego. Od strony mianowicie północnej, właśnie w tych krajach między Odrą a Elbą, sprawa ta długo nie posuwała się z miejsca, rzecz bowiem przechodziła słabe siły rozdwojonych i niezgodnych pomiędzy sobą spadkobierców władzy Karola W. Lecz później – w wieku X – podjęto tę myśl na nowo i przystąpiono do niej z uporem i wysiłkiem odpowiednim trudności przedsięwzięcia. Henryk I cesarz niemiecki w różnych latach panowania swojego (919 – 936) zagarnął dzielnicę Wagrów (dzisiejszy Holsztyn), Obotrytów-Ratarów (disiejsza Meklemburgia), Lutyków-Wilków (kraj od Berlina począwszy aż do Gryfii), Hawelan czyli Heweldów (ziemia brandeburska w zakręgu rzeki Haweli): i nie poprzestając na podboju tego szerokiego szmatu ziem różnych słowiańskich między Bałtykiem, dolną Odrą, Elbą, Hawelą i Sprewą (Szpreją) – położył ciężką dłoń swoję i na karkach odłamu Słowian serbskim nazywanego, z południa rzek Haweli i Szprei, tak iż mu trybut składać musieli także Milczanie (w górnych Łużycach, około Budyszyna) i Dalemińcy (na przestrzeni dzisiaj saskiej, między Merseburgiem, Lipskiem, Miśnią i Dreznem). Tak więc przeszła cała niemal ziemia połabska, jak ją dzisiaj konwencyjnie nazywają starożytnicy, w południowo-wschodnim kierunku sięgająca aż do granicy czeskiej i szląskiej, pod zwierzchnictwo niemieckie już w tych pierwszych kilkudziesięciu latach X stulecia.
Jakkolwiek brzemię tego zwierzchnictwa nie dawało się w pierwszych czasach czuć nad miarę uciążliwie – podwładność bowiem Połabian kończyła się jeszcze wtedy na płaceniu cesarzowi trybutu, w sprawy wewnętrzne księstw słowiańskich się nie mieszano, władze narodowe przy sterze nad niemi pozostawiano i nadal, nawet pod religijnym względem nie wywierano jeszcze nad niemi stanowczego przymusu: to jednak pamięć dawnej nieograniczonej swobody nie doz walała ludom tym znosić i takiego ciężaru. Ponawiały się przeto często bunty to tu, to owdzie wszczynane, które jednak nie miały skutku.
Śmierć Henryka I w r. 936 dała hasło do groźniejszego, bo powszechnego powstania Słowian na całej owej przestrzeni krajów. Skończyło się wszelako i tym razem na przytłumieniu tych usiłowań odzyskania niepodległości. I teraz-to weszła dopiero ta sprawa w stadyum prawdziwie groźne i dotkliwe dla tych pokonanych narodów: Otto I, następca Henryka I, powziął bowiem postanowienie doraźnego, przymusowego nawrócenia tych pogan na wiarę chrześcijańską; krom tego uznano także potrzebę wzięcia ich i politycznie pod stały zarząd dostojników niemieckich. W tymto celu założono dla nich już z góry, jeszcze przed nawróceniem, kilka nowych biskupstw słowiańskich, a z drugiej strony zaprowadzono i tutaj ów rodzaj nowożytnych prokonsularnych organizacyi, jakie w państwie frankońskiem ze skutkiem zawsze pomyślnym z dawien dawna, gdzie tego była potrzeba, ustanawiano pod nazwą marchii, czyli hrabstw pogranicznych.
Biskupstwa takie słowiańskie powstały wtedy w Starogrodzie (Altenburg), jako mieście najwięcej wysuniętem na północ; w Hawelbergu i Braniborze (dzisiejszy Brandenburg), jako grodach najznaczniejszych w pośrodku ziemi słowiańskiej; nakoniec w Merseburgu, Życzy (Zeitz) i Miśni (Meissen), jako głównych osadach serbskich Słowian z południa. Czas założenia tych sześciu biskupstw przypada na lata między rokiem 946 a 968. W tymże roku 968 stanęło wreszcie i centralne arcybiskupstwo w Magdeburgu, któremu całą tę kościelną organizacyę wraz z zadaniem kierowania sprawami nawrócenia tych ludów, oddano w zawiadowanie zwierzchnicze.
Pierwej jeszcze nim weszły w życie te instytucye kościelne, przeprowadzono zamierzone polityczne reformy, dzieląc obszary słowiańskie między dwie marchie. Kraje Wagrów, Obotrytów, Ratarów, Lutyków i Wilków (odpowiadające dzisiejszemu Holsztynowi, Meklemburgii i tak zwanemu Vorpommern) przezwano Północną marchią i dano ją w zawiadowanie księciu saskiemu Hermanowi Billingowi, jako cesarskiemu margrabi. Resztę ziemi połabskiej, łącznie z Hawelbergiem i Braniborem, nazwano marchią Wschodnią, zarząd zaś nad nią otrzymała znana i w naszej narodowej historyi osobistość – margraf Gero.
Działalność tych dwóch urzędów ustalać się zaczęła jeszcze około r. 940. Pod politycznym względem zdawała się ona zrazu zupełnie odpowiadać skutkom oczekiwanym, szczególnie w zakresie władzy Gerona, który nie tylko umiał utrzymać w karbach burzliwość i niechęć Słowian sobie podwładnych, ale nawet szerzył jeszcze krwią i żelazem coraz dalej ku wschodowi przewagą cesarskiego imienia. Inaczej zato wiodło się Niemcom pod względem religijnym. Tu wysilała się i żarliwość i zmyślność księży do opowiadania słowa bożego użytych bez skutku, a to nie tylko w obrębie marchii Północnej, lecz nawet i w Geronowej. Odwieczne bałwochwalstwo Słowian zapuściło było zbyt głęboko korzenie. Pozorne z razu tu i owdzie postępy chrześcijaństwa opierały się jedynie na grozie towarzyszącego im niemieckiego oręża i znikały też natychmiast za pierwszym podmuchem okoliczności przyjaznych. Przyszło do tego, że krzyż misyonarza i miecz najezdcy zaczęto na całej tej krajów przestrzeni uważać za godła tejsamej rzeczy i że je obydwa zarówno znienawidzono. Miecz wymuszał sobie uznanie, bo rady na to nie było, ale krzyża nie przyjmowano, bo ducha okuć w więzy niełatwo. To też po kilkunastu już latach tej gospodarki marchijskiej, skończyły się rzeczy natem, że propaganda miecza stała się nie tylko głównym, ale niemal jedynym celem wytkniętego tutaj działania, nie przebierającego już w środkach i poczynającego sobie ze wszystkiemi bezwzględnościami walki rasowej; a zamiary nawrócenia obróciły się w pretekst tylko do nieustannych zaczepek i do tem większego ciemiężenia podbitych.
Powiedzieliśmy wyżej, że wschodni margrabia Gero pruł się w stronę ku wschodowi coraz dalej i coraz głębiej w tę dzicz lasów i społeczeństw dziewiczych, znacząc w niej krwawą swą ręką coraz szerszą linię graniczną cesarstwa. Po 20 z górą latach takiego niezmordowanego karczunku, dorąbał się wreszcie progu starego domostwa, którego dotąd nie przestąpiła stopa żadnego z tej strony przywłaszczyciela, przekroczył kresy dziedzictwa narodowego takiej ludności, o której dotąd świat zachodni nie słyszał nawet z nazwiska. W wrogu naszym i najezdcy, mimo woli jego i naszej, upatrywać dziś musimy owę osobistość opatrznościową, która dała hasło Polanom do wystąpienia z odwiecznego ukrycia i historycznego letargu na jasną widownię politycznego i cywilizacyjnego w świecie działania.
Wypadek, do którego się tu odnosimy, zaszedł w r. 963. Wyprawa Gerona owego roku została uwieńczona szczególnym plonem. Wspomagany w niej krom własnych swoich zastępów pomocą walecznego Wichmana, krewniaka domu w Niemczech panującego, awanturnika prześladowanego w własnej ojczyźnie i dobijającego się teraz jakiego księstwa dla siebie w tym świecie niezajętym jeszcze kulturą – zagarnął Gero w obręb swej marchii nie tylko niezawisłą jeszcze dotąd część Łużyc (dzisiejszą dolną czyli pruską Luzacyę), ale i przyległy kraik jakiś Selpuli (prawdopodobnie okolica między Odrą a Szpreją, obejmująca dzisiejsze miasta Mittenwalde, Kottbus, Zossen, Storkow i Fürstenwalde). Owoż przy tejto sposobności spotkał się marchion niemiecki już na prawem pewnie pobrzeżu Odry, gdzieś między dzisiejszym Frankfurtem a Kistrzynem, z siłą zbrojną władcy Polan, który mu tutaj zastąpił drogę, aby położyć kres dalszemu jego wdzieraniu się w obcą własność. Władcą tym był nasz Mieczysław I czyli jak go nazywali współcześni, Mieszko, naczelnie panujący nad Polanami. Szczęście wojenne w tej potrzebie potuszyło broni niemieckiej. W kilku bitwach pokonany został nasz Mieszko razem z braćmi, którzy go posiłkowali w tej wojnie. Wskutek tych zwycięstw Wichmana i Gerona, owa część kraju polskiego, która bezpośrednio dotykała tamtej zdobyczy (a więc pewnie mniej więcej okolica lubuska i kistrzyńska), od granicy kraju Selpuli aż do uścia Warty do Odry, ogłoszona teraz została za włość podwładną cesarstwu i marchii Geronowej, a Mieszko zobowiązać się musiał do płacenia danin z tej ziemi (1).
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, wypadek, który wdzierstwu niemieckiego marchiona otwierał bramę do krajów polskich i pod każdym względem zdawał się być wielką klęską tego narodu – miał się niezadługo okazać zdarzeniem zupełnie przeciwnych następstw. Ani wątpić, że onto głównie przyspieszył ów obrót rzeczy wiekopomnego znaczenia, któremu Polska wszystko czem została później, zawdzięcza.
Książę polski nie poszedł bowiem, jak się pewnie Gero tego spodziewał, za przykładem zaślepionych swych pobratymców zachodnich, których smutne położenie miało i jemu teraz przypaść w udziale. Odgadł szczęśliwym instynktem, że ten bój o nierównych zasobach prędzej czy później skończyć się musi zniszczeniem jego dziedzictwa, a upor przy pozbawionym już żywotności systemie religijnym, tylko przyspieszy czas tej zagłady. Tradycye nasze narodowe (postrzyżyny cudowne Ziemowita i t… p.) dają nam wglądnąć w wnętrzny nastrój ówczesnej ludności polskiej. Pierwszy posiew chrześcijaństwa już tam musiał być rzucony. Przygotowanie umysłów do przyjęcia nowej – (1) Wzmiankę Diethmara o zobowiązaniu się Mieszka do składania daniny "aż po Wartę", rozumiem, rozpatrując się w zaborach dokonanych owego czasa przez Gerona, tylko o samem uściu tej rzeki w łożysko Odry w okolicy pobojowiska. Boć o całej rzece Warcie (aż do Poznania lub Kromołowa) myśleć tu dlatego zdaniem mojem nie można, że w takim razie trudnoby było pojąć, dlaczego nie nałożono na pokonanego księcia trybutu z całego jego księstwa – nawet za Wartą? Zdobycze marchiona szły powoli, krok za krokiem – zato tem pewniej. Przy owej sposobności zagięto kartę tylko na to, na czem faktycznie ręka jego spoczęła i co zdawało się koniecznem do zaokrąglenia posiadłości zdobytych. Nie wykluczało to jednakże bynajmniej widoków i na dalsze jeszcze w późniejszych latach postępy.
wiary – już panującej nad światem, musiało od dawna zrobić postępy w tem społeczeństwie, nie drażnionem przez żaden przymus i pozostawionem sobie samemu. Chodziło tylko jeszcze o jakąś pobudkę z zewnątrz, o jakieś hasło głośniejsze, aby idea kiełkująca w umysłach, przybrała ciało i stanęła na gruncie rzeczywistości. Stary Ziemomysł, jeśli rzeczywiście zgodnie z tradycyą tak się nazywał ojciec Mieszka, nie chciał i nie mógł być nowatorem w tej sprawie. Zostawił on powalenie bałwanów, z których czcią zrósł się całem swem życiem, przyszłości dalszej, ręce młodszej, woli zuchwalszej i mniej krępowanej okolicznościami. Taka chwila, taka pobudka, stanęły w r. 963 przed młodym Mieszkiem, który jako świeży władca narodu miał w tej mierze przed sobą wszystkie drogi jeszcze otwarte. Dodajmy do tego, że mógł tu znaczyć niemało i przykład tego co się działo i stało dawno gdzieindziej. Mogły wprawdzie nie być nad Gopłem i Wartą wiadome nawrócenia różnych ludów słowiańskich, od wieków już dokonane, o ile one dotyczyły krajów odległych. Takimi byli Słoweńcy korutańskiego odłamu, pod niemieckimi najczęściej zostający książęty; takimi Słowianie macedońskotraccy, kolonizacyjnie rozrzuceni w obrębie bizantyńskiego cesarstwa; takimi wreszcie Chorwatowie nad Sawą i na nadbrzeżu Adryatyckiem – którzy wszyscy poprzechodzili na chrześcijaństwo jeszcze w ciągu VII i VIII stulecia; takimi Serbowie naddunajscy, którzy tosamo uczynili mało co później; takimi nakoniec Bułgarzy, których wnijście na tę drogę zaszło jeszcze w IX wieku. O tych wszystkich nawróceniach mogło jeszcze wtedy nie być ni słychu w tem ustroniu środkowej Europy, które było naszą kolebką. Ale o Morawianach pozyskanych nowej wierze w samym początku IX stulecia, a w następstwie tego rozsławionych z przewagi swej politycznej i w dalszym świecie, o Czechach, którzy poszli za tym przykładem o jakie pół wieku później – o tych obu społeczeństwach i przesileniu w całym ich politycznym ustroju z tego wynikłem, musiał współcześnie już być powiadomiony nasz naród, boć przecie albo ościennie graniczył z tymi ludami albo z nimi utrzymywał pewne wzajemne stosunki. Morawian świetność wprawdzie, i nawet byt polityczny, przeminęły potem zbyt wcześnie – w latach, które tu mamy przed sobą, dzicz już madiarska zalegała opanowaną ich ziemię. Ale Czesi używali błogich skutków swego sojuszu z Kościołem nawet po rozbiciu ostatnich szczątków państwa Morawców w roku 907, a co w tym razie ważniejsza, mieli mir i spokój ze strony Niemiec, o ile chyba sami nie dawali powodu do przeciwnego z nimi postępowania. Prawda, że stosunek ten okupili dobrowolnem w roku 895 oddaniem się pod opiekę cesarstwa, które później (w r. 950) książę czeski Bolesław I już z konieczności na nowo zaprzysiąc musiał. Lecz skutki tego stosunku, zwłaszcza począwszy od r. 950, nie okazywały się bynajmniej pozbawionymi znacznych skądinąd korzyści – owszem porównane z rozpaczliwem położeniem połabskich Słowian, którzy stali uporczywie przy bałwochwalstwie, a ciężki ucisk niemiecki tylko z musu znosili, poczytywane być mogło za dobrodziejstwo prawdziwe… Książę czeski wolny przynajmniej był od obelg i napaści tej rojnej rzeszy niemieckich hrabiów i książąt, która na gruncie słowiańskim sądziła się uprawnioną do pełnienia wszelkich nadużyć. Na równi postawiony z nimi wszystkimi, poważany w radzie cesarskiej, w której niekiedy sam uczestniczył, miał w cesarzu, bezpośrednim swoim zwierzchniku, przedewszystkiem punkt oparcia przeciw nieokreślonym pretekstom wdzierstwa takich jak Wichman obcych przybłędów, a nadto miał i rękojmię przeciw tradycyjnemu wichrzycielstwu własnych swoich poddanych. Powaga jego monarsza rosła, a z nią razem też zasobność, oświata i ład społeczny w tym kraju, tak nieskończenie już wtedy wyższym od Słowiańszczyzny pogańskiej, czy to między Elbą a Odrą, czy w posiadłościach Mieszkowych.
Takiemito pobudkami wiedziony, nie mówiąc już nic o czysto-religijnych podnietach, tak potężnie działających zawsze w chwilach podobnych, postanowił Mieszko po zdarzeniach r. 963 zająć względem Kościoła i cesarstwa tosamo poniekąd stanowisko, co Czesi, a przeprowadzenie tego zamiaru dokonało się w czasie stosunkowo nader szybkim, widocznie przy pomocy i z poręki księcia czeskiego Bolesława I. Ślub z córką jego Dubrawą zaszedł już w r. 965, chrzest Mieszka z całym jego narodem odbył się w roku następnym, a w r. 968 weszło już w życie i urządzenie kościelnych stosunków w Polsce przez biskupstwo własne krajowe, założone w Poznaniu, którego przynależność do metropolii słowiańskiej, t… j… do magdeburskiej, orzeczona już w chwili samego założenia tegoż biskupstwa, niezawodnie w porozumieniu z cesarzem Ottonem I, wynikła niewątpliwie z dokonanego już poprzednio poddania się Mieszka cesarstwu jako księcia chrześcijańskiego.
W takito sposób i od tej chwili poczęła Polska wątek swego politycznego żywota. Dobrowolnie, bez niczyjego przymusu, z pobudek leżących w samych okolicznościach, obrała sobie drogę swoję i kierunek działania, z którego nigdy później nie zeszła – przyłączyła się do grona państw Europy zachodniej, jako córa Kościoła rzymskokatolickiego i zwolenniczka wszystkich idei, które się przesunęły w kolei wieków ponad tym łacińsko-germańskim światem. W szeregu pracowników około wolności, cywilizacyi i światła, stanęła jako ochotnik – równy równym. Od tej też pory dopiero zwróciła się uwaga dalszego świata na tego nowego uczestnika pracy i trudu, tak iż akta jego działania zaczęły być zapisywane w wielkim protokóle dziejowym już od tej pory pamiętnej – nasamprzód ręką postronnych, a niezadługo potem i ręką własnych krajowców.
Mając śladem tych notatek podążyć za dalszym tokiem żywota narodowego, rozpatrzmy się przedewszystkiem w zasobach, o jakich się ta epoka zaczęła.
Na wstępie samym spotykamy się z pytaniem, co znaczyła zwierzchność cesarstwa niemieckiego, uznana przez Mieczysława? Czy to było oddanie się w lennictwo?
Lennikami cesarstwa byli tylko książęta "państwa rzymskiego" trzymający to co mieli, z nadania cesarskiego i na pewnych umówionych warunkach. Dopiero w r. 1002 weszli w ten stosunek poniekąd także i Czesi (przez akt odnośny Włodoweja, księcia czeskiego). Stosunek Polski za Mieszka I, równie jak Czech przed r. 1002, był zupełnie innej natury. Podług panującej w tamtych wiekach teoryi politycznej, wszyscy książęta świata katolickiego byli uważani za podporządkowanych, a więc za podwładnych cesarzowi rzymskiemu. Dla państw daleko oddalonych, jak np. Hiszpania, dla morzami odgrodzonych, jak Anglia, dla silnych i do odporu gotowych, jak Francya albo też Węgry – uroszczenia te cesarzów nie miały wprawdzie praktycznego znaczenia: pomimo tego były one w zasadzie podtrzymywane i względem tamtych. Książęta zaś bliżsi cesarstwu, jeżeli się nie chcieli wystawić na ciągłe udry z Niemcami, radzi nieradzi musieli przyjąć i uznawać to ich pretendowane zwierzchnictwo. I stądto jedynie całe źródło stosunku, w jaki przeszła wtedy Polska w prostem następstwie swojego połączenia się z Zachodem i Kościołem.
Istota takowej podwładności polegała głównie na przyznaniu samej zasady – mniej na formach, któreby to czuć dawały dotkliwie w rzeczywistem zastosowaniu i w obowiązkach praktycznych. Cesarze bowiem w wewnętrzne stosunki państw takich się nie mieszali, a żądali tylko w razie znaczniejszych wojen zbrojnej po – mocy, a nadto pewnych, umówionych wedle okoliczności ofiar czy danin, które im były składane w oznakę ich dostojności najwyższej. Oprócz tego przyrzekać musiał panujący, takim stosunkiem związany ze zachodniem cesarstwem, wierność rycerską i poczciwość sąsiedzką cesarzowi; a w zamian zato otrzymywał też i on od cesarza, jako od naczelnika całego rycerstwa chrześcijańskiego, rozciągającego opiekę swoją nad wszystkiemi jednostkami tej instytucyi, pewne rękojmie dla siebie i dla kraju swojego, które w ówczesnych okolicznościach – szczególniej dla Polski – nie były bez rzeczywistego znaczenia, np. nietykalność swoich granic ze strony wszystkich do cesarstwa należnych, uczestnictwo w walnych zjazdach członków tej spółki państw chrześcijańskich, możliwość pomocy w razie jakiej nadzwyczajnej potrzeby, zawarowanie owej władzy monarszej wobec własnych poddanych i cząstkowych nad nimi książąt, która w pojęciu i w rzeczy zaczęła się dopiero od tego właściwie czasu w narodzie naszym wytwarzać, itd.
Znając stosunek Polski na zewnątrz, zoryentujmy się teraz w jej położeniu wewnętrznem: poznajmy jej obszary ówczesne, doniosłość władzy panującego i okoliczności, na tle których działała.
Znamy poniekąd to wszystko, co z krajów polskich przybyło dopiero za panowania Bolesława Chrobrego; wiemy, jakie były granice jego królestwa. Na tej podstawie i przy pomocy innych jeszcze różnych wskazówek utworzyć sobie możemy w przybliżeniu wyobrażenie o rozciągłości państwa i za Mieszka I i to mniej więcej już w pierwszych latach jego rządów, które jak wiadomo, znaczniejszymi zaborami nie słyną w dziejach.
Dziedzictwo Mieszka stanowiła przedewszystkiem ziemia w ścisłem znaczeniu nazywana wtedy Polską czyli krajem Polan, to jest późniejsze województwo kaliskie, gnieźnieńskie i poznańskie, które ostatnie się – gało do samej Odry (w kierunku dzisiejszego Kistrzyna) i cząstką swoją zachodnią (zaoberską, ziemia Lubuska) przeszło było w r. 963 pod zwierzchniczą władzę niemieckich marchionów wschodnich, którym się z tego kawałka ziemi od tego czasu trybut płacił. Z tą dzielnicą, właściwą "polską", stanowiącą pierwotny, jak się to powszechnie przypuszcza, zaród państwa polskiego, połączone jednak być musiały już w owym czasie i inne ziemie okoliczne znacznie rozległe: mianowicie Kujawy z odwiecznym swoim grodem Kruszwicą; następnie ziemia Czerska czyli Mazowsze aż po Wisłę; ziemia Łęczycka i graniczące z nią Sieradzkie; z południa jakaś najbliższa Polski część Szląska, którego reszta stanowiła (może jeszcze od r. 907 t… j… epoki upadku Wielkiej Morawii albo też od czasów późniejszych) własność książąt czeskich.
Obszerniejszej rozciągłości trudno księstwu polskiemu w pierwszych latach panowania Mieszka przysądzić, roztrząsnąwszy wszystkie okoliczności ze sprawą tą połączone: jakkolwiek zastrzec tu jak najwyraźniej należy, że etnograficznie rzecz biorąc, miały się okoliczności inaczej. Co innego bowiem państwo polskie, kraj Mieszka, a co innego naród, jednym i tymsamym, t… j… jak się później nazywać zaczął, polskim językiem mówiący. Ten sięgał obszarem swoim już w owym wieku daleko poza granice powyższe. I w Sandomirskiem bowiem aż do ruskiej granicy, i w Krakowskiem aż po Karpaty, i w górnym Szląsku, i nawet w tak zwanej później Rusi Czerwonej czyli "grodach czerwieńskich" (w ostatnich podług jak najdobitniejszego świadectwa Nestora) równie żyła już w tamtym wieku tasama polska czyli lechicka ludność, jak stanowiła odwiecznie zaludnienie i całego nadbałtyckiego Pomorza. Lecz to były wtedy jeszcze dzierżawy z rzeczy tylko polskie, nie z nazwy, i zostawały pod inną władzą, po największej części zapewne pod swoją własną, jako nikomu nie podległe kraiki.
I dziwić się raczej trzeba, że i ten kompleks różnych dzielnic, tyle rozległych, dał się jeszcze w przedhistorycznych stosunkach, a więc jakby wnosić należało, środkami czysto-narodowymi połączyć pod jednem berłem książęcem, w rodzinie Piastów. Jeżeli bowiem przejdziemy cały aż po owe czasy szereg znaczniejszych państw słowiańskich, ile ich tylko było – od Bułgaryi w wieku VII powstającej począwszy, aż do Rusi Rurykowej, przetwarzającej się w państwo w owych dopiero latach, w których Mieszko już przeprowadzał swój naród w kierunek ustalony dziejowy: to się przekonamy, że te wszystkie bez wyjątku narody zawdzięczały przejście swoje z mnóstwa małych społeczeństw w jedno, z separatyzmu w skupienie, z nicości politycznej w początek działania i znaczenia historycznego, jakiemuś naciskowi z góry i z zewnątrz, jakiejś kościstej dłoni obcej, najezdczej, jakiejś woli wydającej swoje rozkazy innym jak słowiański językiem i wbrew ich woli stawiającej te społeczeństwa na nogi. (1) Sama jedna tylko Polska przeobrażenie takowe zawdzięczała sobie samej jedynie.