- W empik go
Z teki Grottgera - ebook
Z teki Grottgera - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 175 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O, jak ja dzisiaj spojrzeć się odważę
W ten cichy błękit i w te ludzkie twarze,
Jak ja podniosę oczy gorejące
Na złote gwiazdy, na jasne miesiące,
Ja, co widziałem straszliwą rzecz ziemi:
Krew przelewaną rękami bratniemi,
Ja, co widziałem, jak słońce ją pije,
I nie upadłem w proch, i jeszcze żyję?
………………………..
Ktokolwiek jesteś, co nosisz oblicze
Mogące zblednąć albo żarem spłonąć,
Ktokolwiek jesteś, co znasz tajemnicze
Głębie boleści i umiesz w nich tonąć,
Ktokolwiek jesteś, co ludzką masz duszę,
Pójdź: jeśliś kamień nawet, ja cię wzruszę!
………………………..
Sam, w czterech ścianach, co mnie zamykały,
Z myślami mymi w świat smętkiem sczerniały,
Z dłonią na oczach, przed pustą sztalugą
Zadumałem się głęboko i długo.
Bo już mnie chwytał ten duch… co po ziemi
Mogił przelata skrzydłami mrocznemi
I krzywdy ludów, i stare cierpienia
W piorun przekuwa i w burzę zamienia,
A czarę pomsty na wody wylewa…
Już byłem harfą, co drży i co śpiewa,
I miałem serce, jak kamień spękany.
Co me ma krwi ni łez, ale ma rany.
A kiedym dumał tak, uczułem nagle
Gorący oddech, co mi podniósł włosy.
Jak łódź tchem morza chwycona pod żagle,
Chwieje się, pręży i puszcza na losy,
Tak ja powstałem, już pełen płomienia
I wnętrznych głosów, i żaru, i drżenia,
I pędu w sobie…
Przede mną, u proga,
Postać się jakaś przejrzysta bieliła.
Ledwom ją uczuł, już była mi droga,
Już mi szły od niej moc jakaś i siła,
Już serce drżące z piersi mi się rwało
Za tą dziewiczą, milczącą i białą.
Ponad jej czołem, jak tchnienie wilgotne,
Gdy na zwierciadło rzuca pary mętne,
Takie się światło paliło ulotne,
Bez złotych blasków, przyćmione i smętne.
Wielem zapomniał od onej godziny;
Lecz dotąd widzę ten u jej warkoczy
Miesięczny płomyk, srebrzysty i siny,
A także głos jej pomnę – i jej oczy.
Oczy to były, jak gwiazdy, zgaszone
We łzach i były dziwnie zadumane;
Mogły przed Bogiem brać świat ten w obronę
I wzejść bławatkiem nad pola orane,
I duszy sięgnąć tajemną swą władzą…
Już czułem, że mnie te oczy prowadzą,
Choć jeszcze usta, jak pąki zamknięte,
Nie odsłoniły słów – ciche i święte.
Czy znasz anioły, które w polu głuchem
Nad mogiłami po rozstajach płaczą,
Jakoby brzozy szeptały tam z duchem
Albo wiatr trącał o lirę śpiewaczą?
Czy znasz anioły, które w pustych chatach
U wygaszonych ognisk siedzą ciche,
A głowy mają w piorunowych kwiatach
I usypiają dzieciąteczka liche
Pieśnią, co będzie im się kiedyś śniła
Aż po wiek życia?… Ona taką była.
Więc patrząc na nią strwożyłem się w sobie
I rzekłem: – Oto jest z tych bożych jedna,
Co w ciemnym lampy zapalają grobie
I zapomniane prochy biorą ze dna
Na siew przyszłości. – I wstrzęsło się moje
Serce nadzieją wielką – i omdlało.
Aż ona, widząc, że tak przed nią stoję,
Dłoń, jak mgła, lekką podniosła i białą,
A obróciwszy się na zmierzchy sine:
– Idź za mną – rzekła – pójdziem w łez dolinę.II
…Jeszcze ta ręka przejrzysta i biała
W cichym powietrzu przede mną gorzała,
Jak srebrna chmurka, gdy słońcem wskroś świeci,
Kiedy mnie przestrzeń szeroka obleci
I chłód wieczorny, niesiony w powiewach
Po drżących wodach i po sennych drzewach.
Ziemia, już w rosach, pod nocną szła zorzę
I gwiazdy nagle tryskały w przestworze,
A dnia różaność, wsiąknięta w powietrze,
W przejrzyste tony szła, i w coraz bledsze.
Naraz psy wyciem obniosły się głuchem,
Z łąk się porwały żurawie łańcuchem
I, bijąc w skrzydła, leciały jęczące
Pod niewidzialne, zgaszone miesiące.
– O jasna! – rzekłem, bo takie jej miano
Dawało serce – o jasna, co pędzi
Z gwiazd starodawnych tę chmurę zerwaną,
Czerniącą niebios różane krawędzi?
Gdzie lecą owi powietrzni tułacze,