Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Z Watykanu w świat. Tajemnice papieskich podróży - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,99

Z Watykanu w świat. Tajemnice papieskich podróży - ebook

Magdalena Wolińska-Riedi po raz kolejny odsłania sekrety Watykanu

Ile kosztuje lot z papieżem? Dlaczego na pokładzie papieskiego samolotu zawsze musi być odpowiedni zapas makaronu i parmezanu? Kto pilnuje papieskiego paszportu? Gdzie buddyści gorąco oklaskiwali papieża? Dlaczego pewna zbyt pochopnie wysłana do Europy Matka Boża musiała szybko zmienić w Rzymie samolot? Czy na pokładzie papieskiego samolotu jest łóżko? I jak wygląda praca reporterki w mieście, do którego przyjeżdża papież i w którym właśnie trzęsie się ziemia?

Magdalena Wolińska-Riedi przez ponad 15 lat mieszkała w Watykanie. Nierzadko odgłos startującego helikoptera z papieżem na pokładzie budził jej maleńkie dzieci, a w czasie porannego spaceru z córkami zdarzało jej się spotkać Ojca Świętego wyruszającego na pielgrzymkę. Jako reporterka polskich mediów do dziś stale towarzyszy mu w takich podróżach, często nawet siedząc z nim w jednym samolocie. Będąc z papieżem w najdalszych zakątkach świata, z bliska obserwuje kulisy pracy świetnie znanych jej gwardzistów i żandarmów odpowiedzialnych za przebieg papieskich pielgrzymek. Dzięki swoim przyjaźniom z pracownikami watykańskiej administracji poznała zaplecze i tajniki przygotowań do podróży apostolskich oraz z pierwszej ręki usłyszała niesamowite, nigdy wcześniej nie opowiedziane historie. Teraz, zbierając wszystkie te doświadczenia, zdradza nam kulisy papieskich pielgrzymek po świecie.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-6367-3
Rozmiar pliku: 17 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

HELIKOPTER

Poranki, kiedy ze snu wyrywał mnie donośny, charakterystyczny dźwięk śmigieł, miały w sobie coś wyjątkowego. Świat zanurzony w ciszy, którą jedynie sporadycznie przenikały dochodzące z daleka i stłumione przez wysokie mury Watykanu odgłosy Wiecznego Miasta, nagle zaburzał przenikliwy huk silnika.

Czasami tylko lekko uśmiechałam się do siebie i w bezruchu wsłuchiwałam w dobrze znany mi dźwięk, często jednak mimochodem zrywałam się na równe nogi i podbiegałam do okna w sypialni. Lubiłam te chwile. Chciałam choć na moment dostrzec jego ogon, kiedy powoli, ostrożnie zniżał się ponad watykańską zabudową, lecąc w kierunku rozległych ogrodów.

Dostrzec go z moich okien było nie lada wyzwaniem.

Watykańskie mieszkanie, które zajmowałam przez szesnaście lat, usytuowane na parterze niewielkiej dwupiętrowej kamienicy za Spiżową Bramą, miało co prawda duże, wysokie okna – strop był na wysokości prawie czterech metrów – ale i tak do środka dochodziło niezbyt wiele światła. Na samym początku gdy tam zamieszkałam, w maju 2003 roku, było inaczej. Apartament był dobrze nasłoneczniony. Jednak już trzy lata później wolną dotychczas przestrzeń przed drzwiami wejściowymi zajął budynek przeznaczony na siedzibę nowej watykańskiej centrali telefonicznej wraz z kompleksem trzypiętrowych podziemnych garaży. Miał stanąć w odległości dosłownie dwudziestu metrów od moich okien. Pamiętam swoje zaskoczenie na wieść, że na pustym rozległym placu, z którego rozpościerał się widok na górujące nad okolicą Muzea Watykańskie, lada chwila rozpocznie się budowa. Nie pozostawał cień wątpliwości, że na stałe zmieni ona topografię Watykanu i mocno zaburzy dobrze znaną mi scenerię. Dziś, kiedy powracam do tego budynku, by wymienić kartę SIM albo zamówić nową komórkę, jak przez mgłę pamiętam czasy, kiedy centrali telefonicznej tam nie było.

Tak naprawdę do dziś pozostaje ona jednym z najnowszych zabudowań na terytorium mikroskopijnego państwa. Swoją architekturą, stylem i gabarytami idealnie wkomponowała się w krajobraz tej części Watykanu.

I to właśnie nad tym budynkiem przecinał watykańskie niebo papieski helikopter. Piękny, masywny, śnieżnobiały. Dostojnie sunął po błękitnym niebie. Był dla mnie jak zegar wyznaczający szczególny czas. Jak zwiastun wyjątkowych wydarzeń. Nad maleńki obszar czterdziestu czterech hektarów autonomicznej ziemi w centrum Rzymu nadlatywał z kierunku wyznaczanego przez jego północno-wschodni skraj, przelatywał nad bryłą Pałacu Belwederskiego, gdzie mieszkają ojcowie bonifratrzy, twórcy eliksirów ze słynnej watykańskiej apteki. Dalej przecinał przestrzeń ponad Muzeami Watykańskimi, by po chwili łukiem za absydą watykańskiej bazyliki schować się w cieniu ogrodów. Siadał na najbardziej wysuniętym na południowy zachód ostatnim skrawku Watykanu, na równiutkiej, idealnie utrzymanej płycie lądowiska.

Obecność śmigłowca na watykańskim niebie od zawsze oznaczała jedno: papież wyrusza w świat. Każda, nawet najdalsza i najdłuższa podróż następcy świętego Piotra zaczynała się tutaj. Za wysokim murem, w pobliżu wspaniałych wysokich pinii, na lądowisku helikoptera. To był moment zero na kilometrze zero każdej pielgrzymki. A gdy maszyna powoli podrywała się do lotu, wokół czuło się atmosferę podekscytowania. Pracownicy kurii rzymskiej z plikiem dokumentów w dłoni, przemykający pośród pałacowych dziedzińców, interesanci wychodzący z budynku banku lub Poczty Watykańskiej, emerytowani pracownicy, którzy przyszli zrobić zakupy w jedynym tu sklepie spożywczym… – wszyscy mimochodem zerkali przez moment w błękit nieba, słysząc donośny dźwięk tuż nad głowami.

Zanim światowe agencje ogłosiły początek kolejnej papieskiej podróży, a kamery stacji telewizyjnych rozpoczęły relację na żywo z oczekiwania na następcę świętego Piotra na rzymskim lotnisku Fiumicino, wszystko miało swój początek tutaj. W ciszy Watykanu. Pośród świergotu kolorowych ptaków na maleńkim heliporcie zanurzonym w zieleni ogrodów. W asyście wąskiego grona towarzyszących papieżowi osób.

Nie bez powodu piszę o tym w czasie przeszłym. W 2013 roku, kiedy na tron Piotrowy po niespodziewanym ustąpieniu Benedykta XVI został wybrany Franciszek, nowy papież nie tylko zmienił miejsce zamieszkania i zamiast w Pałacu Apostolskim osiadł w Domu Świętej Marty1, ale też z papieskiej limuzyny przesiadł się do sławnego forda focusa, a ponadto zredukował do minimum przeloty helikopterem. Dziś sporadycznie tylko można dostrzec na watykańskim niebie biały śmigłowiec. Natomiast czasy dwóch jego poprzedników, Benedykta XVI i – szczególnie – Jana Pawła II, w takie podróże obfitowały. A wszystko tutaj w Watykanie zaczęło się znacznie wcześniej.

Pierwszy helikopter, który pojawił się w niedostępnej strefie Państwa Watykańskiego2, to historia sprzed ponad sześćdziesięciu lat! Do wydarzenia, które odbiło się mocnym echem także w ówczesnych mediach, doszło w roku 1959.

Od początku istnienia niezależnego państwa na antycznym Colle Vaticano tuż po rozwiązaniu drażliwej „kwestii rzymskiej”, czyli od 11 lutego 1929 roku, uregulowanie zasad połączeń i transportu pomiędzy Watykanem a Królestwem Włoch i późniejszą Republiką Włoską pozostawało jednym z kluczowych wyzwań. Od razu, jeszcze w tym samym roku, powstała u stop Ogrodów Watykańskich stacja kolejowa, źródło zaopatrzenia Watykanu w towary spożywcze, benzynę, materiały budowlane, elektroniczne, AGD i wszelkie inne dobra konieczne do funkcjonowania odrębnego bytu państwowego. Watykan do tego celu dysponował wyłącznie wagonami towarowymi. Dopiero w 1962 roku pierwszy w historii papież, a był to Jan XXIII, zapragnął udać się koleją z pielgrzymką do Asyżu i Loreto. W kronikach został upamiętniony jego przejazd przez żelazną bramę usytuowaną w murze Watykanu na drugą stronę, na terytorium Włoch. Trzeba było zapewnić papieżowi normalny wagon pasażerski. Pociąg został wynajęty na tamtą okazję od Włoskich Kolei Państwowych. Wtedy jeszcze nikt sobie nie wyobrażał, że niebawem także inny środek transportu będzie „wypożyczany” od Włoch na podobnych zasadach. Bo Watykan nigdy własnego helikoptera nie posiadał i ta tradycja kultywowana jest do dziś.

Jan XXIII to pierwszy papież, który pobłogosławił eksplorowanie przestrzeni kosmicznej, pierwszy, który udzielił apostolskiego błogosławieństwa kosmonautom3. I pierwszy, który dotknął helikoptera, gdy ten wylądował na gruncie Watykanu – w dodatku w niesłychanym miejscu.

15 lutego 1959 roku, właśnie za pontyfikatu papieża z rodu Roncallich, w kierunku bazyliki watykańskiej zbliżał się dwusilnikowy vertol 44B. To był największy z ówcześnie istniejących śmigłowców. Miał wylądować na placu Świętego Piotra, który już wcześniej dwukrotnie – w 1950 i 1958 roku – był celem lądowania helikoptera.

Przypadkowi przechodnie, widząc zbliżającego się kolosa, zaczęli biec w jego kierunku. Pilot ze względów bezpieczeństwa – w obawie, by nie zrobić krzywdy żadnemu z zahipnotyzowanych widokiem gapiów – gwałtownie poderwał maszynę do góry i po muśnięciu fasady bazyliki watykańskiej wdarł się do serca Pałacu Apostolskiego, lądując prosto… na Dziedzińcu Świętego Damazego.

Trzeba znać topografię tej przestrzeni, by uświadomić sobie, jaki to był kunszt!

Kwadratowy, idealnie wpisany w architekturę za Spiżową Bramą dziedziniec z trzech stron otoczony jest wysokimi skrzydłami pałacu papieskiego i tylko część wychodząca na plac Świętego Piotra skierowana w kierunku letniej rezydencji papieży w Castel Gandolfo nie jest zabudowana.

To miejsce to pulsujące serce Watykanu. Na Świętego Damazego, jak mówią w tutejszym żargonie pracownicy Stolicy Apostolskiej, podjeżdżają pod eskortą honorową mężowie stanu z całego świata, nowo akredytowani przy Stolicy Apostolskiej ambasadorowie, głowy koronowane, aktorzy, nobliści i ci wszyscy, którzy udają się na prywatną audiencję do papieża.

„San Damaso”, który swą nazwę zawdzięcza jednemu z pierwszych papieży w historii chrześcijaństwa4, dla mnie od zawsze stanowi symbol watykańskiej dyplomacji. Nie ma drugiego tak dostojnego miejsca w watykańskiej przestrzeni. Szpaler żołnierzy papies­­kiej Gwardii Szwajcarskiej, którzy na komendę idealnie równo podnoszą halabardy w geście zasalutowania, rząd tak zwanych _gentiluomini_, czyli wysokiej rangi urzędników Prefektury Domu Papieskiego we frakach, którzy czekają na rozłożonym czerwonym dywanie na powitanie ważnych gości… Wyłożone podobnym czerwonym kobiercem schody prowadzą prosto do pałacowej windy, by stamtąd goście honorowi mogli udać się na górę, na drugie piętro, do sal reprezentacyjnych pałacu, prosto do papieża. Sama architektura słynnych Loggii Rafaela wychodzących na dziedziniec sprawia, że za każdym razem czuje się w tym miejscu podniosłość chwili. Tamtej zimy 1959 roku nagle właśnie tutaj wylądował pierwszy za wysokim murem Watykanu helikopter. I wtedy też pojawiła się zagadkowa nazwa: _helicopterum_…

Spektakularne lądowanie na dziedzińcu przyciągnęło doń samego papieża. Jan XXIII wyszedł ze swoich znajdujących się nieopodal komnat, by podziwiać osobliwy widok na terenie pałacu, i pobłogosławił pilota i samą maszynę.

Nie było to jednak oczywiście docelowe lądowisko w Watykanie.

To obecne, stworzone pod nadzorem fachowców z dziedziny lotnictwa, ulokowane jest w najodpowiedniejszych do tego celu warunkach geotopograficznych. Znajduje się dosłownie na skrawku maleńkiego państwa, tuż przy murze granicznym Watykanu, w blis­kości jednego z bastionów prastarych murów papieża Leona IV z IX wieku5, które prawie tysiąc dwieście lat temu uczyniły Wzgórze Watykańskie ufortyfikowaną cytadelą. Skrajnie wysunięte na zachód lądowisko leży w najwyżej osadzonym punkcie wzgórza, na wysokości 75 metrów n.p.m. Gdy zerkniemy na nie z lotu ptaka, wypełnia ciekawą geometrycznie trapezowatą przestrzeń.

Trudno o drugą tak równiutką, a jednocześnie dość obszerną przestrzeń w watykańskich ogrodach. Niemal cały Watykan usytuowany na stosunkowo stromym wzgórzu składa się bowiem z podjazdów, zjazdów, pnących się pod górę tuneli i ostrych serpentyn, które wiją się po dwudziestodwuhektarowej powierzchni zieleni na tyłach bazyliki Świętego Piotra. Dlatego też niektórych lądowisko kusi. Przyciąga zwłaszcza miłośników jazdy rowerowej, w tym szczególnie… najmłodszych obywateli watykańskiego świata. Trzeba pamiętać, że przestrzeń za murami Watykanu pozostaje dla zdecydowanej większości mieszkańców naszego globu kompletnie niedostępna. To jeden z najpilniej strzeżonych zakątków świata. Nawet długoletni pracownicy watykańskich instytucji nie mają prawa swobodnie poruszać się po miejscach, które nie leżą na drodze do punktu ich codziennego zatrudnienia. Ogrody zarezerwowane są przede wszystkim dla papieża (a obecnie również dla papieża emeryta). No i dla mieszkańców. Przez lata wyasfaltowana płyta lądowiska była celem również moich częstych spacerów i rowerowych wypraw. Prowadzi tam piękna, dość szeroka, idealnie prosta aleja Oliwna, która swą nazwę zawdzięcza równiutko zasadzonym drzewom oliwnym i biegnie tuż przy tak zwanym ogrodzie amerykańskim. Aleja od zawsze stanowiła doskonały tor wyścigowy dla moich małych dzieci urządzających zawody rowerowe. W początkowym okresie dziewczynki pokonywały trasę jeszcze na czterech kółkach, potem sprzęt stawał się z oczywistych względów coraz bardziej wymagający. Lądowisko było szczytem marzeń podczas dziecięcych zabaw, prostokątna, równa przestrzeń o wymiarach dwadzieścia pięć na osiemnaście metrów pozwalała dać upust szaleństwu. Przy samym murze usytuowany jest niewielki okrągły fragment asfaltu, który służy do krótkiego kołowania helikoptera przed startem. Ten zakątek też był fantastycznym miejscem dla każdego małego amatora jazdy na rowerze.

Na lądowisko można dotrzeć nie tylko od strony wspomnianej alei Oliwnej, ale też z innego kierunku, przemierzając aleję Piusa XI i przemykając tuż obok wspaniałego Bastionu Świętego Jana. Imponujących rozmiarów wieża to element architektury ogrodów, który nosi w sobie historię sięgającą połowy IX wieku! Wybudowana w 848 roku na zlecenie papieża Leona IV, była częścią fortyfikacji, o których już pisałam, stworzonych celem obrony terenu obecnego Watykanu i samej bazyliki Świętego Piotra (tak zwanej bazyliki konstantyńskiej) przed najazdami muzułmanów.

Na przeciwległym skraju maleńkiego państwa, tuż przy Bramie Świętej Anny, w najniżej położonej części Watykanu, przy koszarach papieskiej Gwardii Szwajcarskiej znajduje się po dziś dzień wieża Mikołaja V, która mieści siedzibę banku watykańskiego, a pierwotnie stanowiła kolejną z łącznie aż czterdziestu czterech wież obronnych wbudowanych w mury Leonowe. Bastion Świętego Jana na szczycie ogrodów przez wieki pozostawał opuszczony. Dopiero jego imiennik Jan XXIII zapragnął wieżę odrestaurować, tak by urządzić w niej dla siebie letnią rezydencję. Z opowieści tych, którzy za murami spędzili wiele lat swojej pracy, wiadomo, że właśnie ten papież owo miejsce szczególnie sobie upodobał i bardzo często tam powracał. Aż do końca pontyfikatu.

Wieża była tak wyjątkowa, że następca Jana XXIII papież Paweł VI gościł w jej wnętrzu między innymi patriarchę Konstantynopola Atenagorasa w 1967 roku. Zamieszkał tam na kilka pierwszych miesięcy pontyfikatu także Jan Paweł II, podczas gdy trwały prace renowacyjne papieskiego apartamentu w nieopodal położonym Pałacu Apostolskim.

Do dziś noszę w pamięci historyczny moment, kiedy to w upalny poranek 13 czerwca 2008 roku papież Benedykt XVI, łamiąc dotychczasowy protokół przyjmowania przywódców państw i głów koronowanych, właśnie do wieży Świętego Jana zaprosił prezydenta USA George’a W. Busha. Wcześniej przywódcy i szefowie rządów przybywający z wizytą oficjalną do papieża w Watykanie kierowali się na Dziedziniec Świętego Damazego, a stamtąd wraz z całą świtą do prywatnej biblioteki na rozmowę z papieżem. Tamten dzień, kiedy papież Benedykt i prezydent Bush spędzili wiele godzin w cieniu drzew w Ogrodach Watykańskich, a na rozmowę udali się do wnętrza średniowiecznego bastionu, był bezprecedensowy w historii papieskiej dyplomacji. Gest zaproszenia zachwycił amerykańskiego przywódcę, a ze strony Benedykta XVI był wyrazem wdzięczności za piękne i wyjątkowo serdeczne przyjęcie, jakie zgotowała mu Ameryka, kiedy udał się tam w podróż apostolską kilka miesięcy wcześniej.

W cieniu średniowiecznej twierdzy, tuż obok heliportu spędzałam długie godziny, przygotowując się do obrony pracy magisterskiej na uniwersytecie w Rzymie, a potem bywałam tam z maleńkimi dziećmi, bo w ciszy ogrodów miały mocny, spokojny sen. W tamtym czasie okolice osnuwał niebiański wręcz spokój. W ostatnich latach Bastion Świętego Jana stał się obiektem zdecydowanie bardziej uczęszczanym. Zgodnie z pragnieniem papieża Franciszka od 2014 roku jest siedzibą nowo utworzonego przez papieża Sekretariatu do spraw Ekonomicznych. To pierwsza dykasteria kurii rzymskiej umieszczona poza Pałacem Apostolskim lub specjalnymi przeznaczonymi do tego celu budynkami ekstraterytorialnymi na terenie Rzymu; pierwsza, która znajduje się na terenie Ogrodów Watykańskich.

Trzeba zresztą zaznaczyć, że dostępność ogrodów w ostatnich latach znacznie wzrosła. Zwiedzanie w zor­ganizowanych grupkach z przewodnikiem i kameralne wycieczki objazdowe kilkunastoosobowymi busami z otwartym dachem można zamówić przez internet w formie pakietu przy rezerwacji bile­tów do Muzeów Watykańskich. W czasie krótkiej, około godzinnej wycieczki jest szansa zajrzenia na moment również na papieskie lądowisko. Kiedy jednak sama zamieszkałam za Spiżową Bramą, w 2003 roku, był to jeden z najbardziej niedostępnych i najrzadziej uczęszczanych – także ze względu na swoje usytuo­wanie w głębi pod samym murem – zakamarków w Watykanie.

W ogrodach papieskich, których historia sięga XIII wieku (!), heliport jest bezdyskusyjnie jednym z najnowocześniejszych elementów zabudowy. Portus helicopterorum Civitatis Vaticanae (PHCV) – tak brzmi oryginalna nazwa, zgodna z zasadami obowiązującymi w Stolicy Apostolskiej, gdzie językiem urzędowym i tym, w którym publikuje się zarówno księgi liturgiczne, jak i całe nauczanie papieskie, jest łacina6. I choć na terenie Watykanu dominuje język włoski, którym posługuje się powszechnie na świecie cały Kościół katolicki7, to oficjalnie obowiązującą nomenklaturą jest po dziś dzień ta łacińska8.

Specjalnego miejsca na helikopter zapragnął Paweł VI z rodu Montinich, bezpośredni następca Jana XXIII.

Paweł VI to pierwszy papież globtroter. Ten, który zainaugurował erę papieskich podróży po różnych zakątkach globu, by nieść Ludowi Bożemu Dobrą Nowinę. 4 stycznia 1964 roku, zaledwie kilka miesięcy po rozpoczęciu pontyfikatu, jako pierwszy _pontifex_9 w_ _historii wyruszył w podróż samolotem. Do Jordanii i Izraela. A i helikopterem poruszał się od samego początku. W archiwach zachowały się symboliczne zdjęcia z jego wizyty duszpasterskiej w Orvieto z 11 sierpnia 1964 roku, zaledwie rok po objęciu tronu Piotrowego. Uśmiechnięty papież żegna się z wiernymi, pozdrawiając ich z wnętrza śmigłowca. W tamtym czasie jednak nie było jeszcze wyznaczonego miejsca do lądowania w samym Watykanie. Papież, wracając do Rzymu, docierał na lotnisko Ciampino, a stamtąd dalej już ruszał samochodem. Lądowisko na terenie Watykanu powstało pod koniec jego urzędowania, w 1976 roku, a okres jego najintensywniejszej eksploatacji, ze zrozumiałych względów, przypada na pontyfikat naszego papieża, Jana Pawła II. To było przecież dwadzieścia siedem niewiarygodnie dynamicznych i intensywnych lat. Lat w ciągłym ruchu.

Watykan ma swój heliport, ale nie ma helikoptera. Od początku korzysta ze śmigłowca należącego do Włos­kich Sił Powietrznych (Aeronautica Militare) stacjonującego na lotnisku Ciampino. Papież otrzymuje do dyspozycji helikopter, jeśli Watykan od miejsca docelowego dzieli niewielka odległość; w przypadku dalszych podróży porusza się oczywiście samolotem. Za każdym razem sprzęt dostarcza rząd Włoch na mocy swoistej umowy użyczenia, która obowiązuje praktycznie od początku historii papieskich lotów. Dla Watykanu to wygoda i znaczna oszczędność, bo dzięki temu małe państwo nie musi posiadać drogiego w utrzymaniu sprzętu na własność; dla włoskiej strony z kolei to prestiż i źródło satysfakcji.

Papież wyrusza w podróż nieporównywalnie rzadziej niż prezydent czy premier Włoch. Rola i papieża, i kardynałów – jego przedstawicieli – jest inna, a helikopter służy tylko czasami. Celem papieskich wypraw helikopterem są przede wszystkim diecezje i sanktuaria położone na terenie Włoch. W czasach polskiego papieża i jego następcy Benedykta XVI często wykorzystywano śmigłowiec również na odcinku Watykan – lotnisko Ciampino, stąd później następca świętego Piotra odlatywał w dalszą pielgrzymkę. To pozwalało na uniknięcie niepotrzebnego zamieszania w ruchu drogowym, korków, objazdów i blokowania trasy przekazu ze względu na obecność Ojca Świętego.

Helikoptera używano także w drodze z Watykanu do letniej rezydencji papieskiej w Castel Gandolfo. Najczęściej oczywiście latem, gdy Ojciec Święty podczas swego trzymiesięcznego pobytu w miejscowości na podrzymskich wzgórzach przylatywał do Waty­kanu na audiencję generalną w środę i zaraz po niej już na obiad powracał do Castel Gandolfo. Ależ to były czasy!

Pamiętam upalne lipcowe dni spędzane w cieniu zadaszonego długiego tarasu na pierwszym piętrze Pałacu Apostolskiego w Castel Gandolfo. Część przeznaczona na koszary dla gwardzistów szwajcarskich, którzy pełnili służbę przez cały okres pobytu Ojca Świętego w letniej rezydencji, wychodziła na stronę jeziora Albano. Dzięki temu przynajmniej czasami delikatne powiewy lekkiej bryzy dawały chwilowe ukojenie od piekącego skwaru. Środowe przedpołudnie należało do wyjątkowo spokojnych, bo kiedy papież leciał rano do Watykanu na cotygodniowe spotkanie z pielgrzymami, w pałacu zapadała leniwa cisza… Graliśmy w karty, czytaliśmy książki, wraz z innymi kobietami z gwardii, które podobnie jak ja spędzały czas w pałacu w Castel Gandolfo w okresie służby swoich mężów i ojców, ucinałyśmy sobie pogawędkę. A gdy w powietrzu z piętra powyżej zaczynał się roztaczać smakowity zapach przygotowywanych w papieskiej kuchni specjałów, a i u nas siostry albertynki z pomocą gwardzistów rozkładały na stołach talerze, wiadomo było, że zbliża się pora obiadu. Po chwili zaś, jak co tydzień, dało się słyszeć odgłos silnika papieskiego helikoptera. Wtedy każdy z nas czuł swoiste ożywienie, wiedzieliśmy, że skoro papież powrócił, to wszystko jest już na swoim miejscu. Nadlatywał znad jeziora, widać go było wyraźnie z daleka, przelatywał nad dachem pałacu na szczycie wzgórza Castel Gandolfo i lądował nieopodal, w sercu rozległych ogrodów.

I to właśnie tam, pośród bujnej zieleni należącej do pięćdziesięciu pięciu hektarów papieskiej posiadłości, usytuowane jest drugie należące do Watykanu lądowisko. Do niedawna o jego istnieniu nie wiedział prawie nikt. Cały okrążony wysokim murem teren papieskiej villi10 w Castel Gandolfo to obszar ekstraterytorialny, a zatem tak naprawdę Watykan poza murami. O tym, że zbudowana w początkach XVII wieku rezydencja jest dziś integralną, choć oddaloną o trzydzieści kilometrów od Rzymu, częścią Państwa Watykańskiego, zdecydowały traktaty laterańskie z 1929 roku. Na mocy porozumień pomiędzy przedstawicielem papieża Piusa XI a włoskim rządem Benita Mussoliniego także posiadłość papieży na malowniczych wzgórzach nad jeziorem Albano weszła w skład nowo powstałej odrębnej i zupełnie autonomicznej jednostki państwowej.

Na terenie tego rozległego terenu zielonego, podobnie jak w Ogrodach Watykańskich, heliport stanowi znak współczesności. Duża widoczna z lotu ptaka litera H na asfaltowej powierzchni nieopodal papieskiej farmy wskazuje miejsce do lądowania. Świat z tego miejsca zapamięta na zawsze scenę bezprecedensową. To tutaj, na maleńkiej przestrzeni lądowiska, doszło do pierwszego w dziejach Kościoła spotkania dwóch ludzi w bieli. Benedykt XVI przyjął w letniej rezydencji w Castel Gandolfo swego nowo wybranego następcę, papieża Franciszka. Ich braterski uścisk na tle białego helikoptera otwierał nową kartę w historii papiestwa i w dziejach świata.

Kultowym helikopterem użyczanym papieżowi był przez długie lata słynny Sikorsky, model SH-3D/TS. Tak zwany Sea King służył przez cały pontyfikat Janowi Pawłowi II i przez kolejnych osiem lat Benedyktowi XVI. Był wysoki, obszerny, komfortowy, bardzo elegancki. W środku mieściła się nawet toaleta. Nazwę zaczerpnięto od nazwiska założyciela pierwszej na świecie – powstałej w 1923 roku – firmy produkującej heli­koptery, rosyjskiego inżyniera żyjącego w Stanach Zjednoczonych, Igora Sikorskiego. W 1942 roku zaprojektował on w pełni funkcjonalny śmigłowiec jednowirnikowy. Helikoptery Sikorsky zasilają od początku przede wszystkim amerykańską marynarkę wojenną, armię, firma dostarcza także śmigłowiec dla prezydenta USA, tak zwany Marine One, będący odpowiednikiem Air Force One. Włoskie Siły Powietrzne zakupiły w 1975 roku dwa egzemplarze do transportu osobistości cywilnych i wojskowych, w tym w szczególności – przy wyjątkowych okazjach – Ojca Świętego.

Tak było aż do 2013 roku. Wtedy, pamiętnego popołudnia 28 lutego, kiedy Benedetto XVI po raz ostatni opuszczał Watykan jako papież i udawał się do letniej rezydencji w Castel Gandolfo, na niebie pojawił się zupełnie inny, całkowicie nowy biały śmigłowiec. To AgustaWestland AW139, który zastąpił sędziwego Sikorsky’ego11 niewiele wcześniej, w czerwcu 2012 roku. Ten też jest dość obszerny, ale do środka może wejść mniej osób, z dwunastu miejsc w przypadku obecności papieża na pokładzie zostawało dziewięć (nie licząc papieskiego), bo w miejscu trzech siedzeń przygotowywany jest dla Ojca Świętego wygodny, obszerny fotel. Nie ma co prawda stolika, ale są szerokie podparcia pod łokcie i komfortowa przestrzeń na nogi.

W złotej erze papieskich podróży – głównie za pontyfikatu Jana Pawła II – poza białym helikopterem, który przewoził samego papieża, w powietrzu pojawiały się także dwa inne śmigłowce. Z tym że tylko jeden, papieski, startował z lądowiska w Watykanie. Pozostałe dwa zaczynały swój lot na lotnisku Ciampino, gdzie stacjonuje 31. Dywizja Sił Powietrznych, i dołączały do papieża już na miejscu albo ewentualnie w drodze do celu. Dodatkowe helikoptery były niezbędne, bo transportowały całą papieską świtę. Grupa osób towarzyszących papieżowi w wizytach apostolskich na krótkim dystansie, na terytorium Włoch, składała się ze stosunkowo dużej liczby watykańskich dygnitarzy. W podróżach uczestniczył prefekt Domu Papieskiego, sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej, prałaci i biskupi z kurii rzymskiej, dyrektor gazety „L’Osservatore Romano”, najczęściej także dwóch lekarzy, w tym osobisty medyk papieża oraz reanimator, a poza tym także inne osoby w zależności od kontekstu podróży. Do tych ostatnich należeli kardynałowie z kurii rzymskiej pochodzący z sektorów administracji Stolicy Apostolskiej i obszarów, do których udawał się papież, czasem również kilku akredytowanych dziennikarzy oraz operator kamery z Telewizji Watykańskiej. Kamera była bezcenna zwłaszcza w momentach historycznych, przy spektakularnej scenerii, jak choćby podczas wieczornego czuwania młodzieży z całego świata z okazji Światowych Dni Młodzieży na Tor Vergata 19 sierpnia 2000 roku, gdzie dwa miliony młodych ludzi wiwatowały na cześć Jana Pawła II lądującego tuż za ołtarzem. Do dziś zachowały się ujęcia papieża spoglądającego w dół przez okno helikoptera, gdy śmigłowiec zniżał się do lądowania w tej wyjątkowej chwili.

Włoskie Siły Powietrzne dawały Watykanowi do dyspozycji więcej helikopterów także wtedy, gdy papieska pielgrzymka składała się z kilku etapów. Często w jakimś mieście do wnętrza śmigłowca papieskiego dołączał biskup danego miejsca i towarzyszył dostojnemu gościowi w przelocie do sanktuarium, konwentu czy innego miejsca kultu na terenie odwiedzanej diecezji. W białym helikopterze liczba miejsc zawsze była mocno ograniczona. U boku Ojca Świętego po­dróżował między innymi jeden z jego osobistych sekretarzy oraz prefekt Domu Papieskiego. Ten ostatni znajdował się tuż przy papieżu z uwagi na swą odwieczną funkcję szefa urzędu odpowiedzialnego za planowanie, nadzorowanie i przebieg wszelkich papieskich podróży. Prefektura Domu Papieskiego, Prefettura della Casa Pontificia, powołana do życia w 1967 roku przez Pawła VI, w swych obowiązkach określonych mocą konstytucji apostolskiej _Regi­mini Ecclesiae universae_, a następnie uściślonych przez Jana Pawła na kartach konstytucji apostolskiej _Pastor Bonus_ „asystuje Ojcu Świętemu zarówno w Pałacu Apostolskim, jak i wtedy, gdy podróżuje po Rzymie i po Włoszech”12. Na pokładzie jest kamerdyner papieża, osobisty lekarz, jest też tak zwany regent Prefektury13, którego funkcję od 2012 roku pełni ojciec Leonardo Sapienza, a także najczęściej komendant Żandarmerii Watykańskiej oraz – jak wspomniałam – papieski fotograf. Ale tak naprawdę wszystko zawsze zależało od celu podróży i miejsca, do którego Ojciec Święty się udawał. Te zasady obowiązywały głównie za dwóch poprzedników Franciszka. Obecny papież cały protokół znacznie uprościł i ograniczył nie tylko liczbę osób, które mu na pokładzie helikoptera towarzyszą, ale i częs­totliwość samych lotów śmigłowcem. Franciszek zdecydowanie chętniej przemieszcza się samochodem. Po prostu uznaje śmigłowiec i całe zamieszanie z nim związane za zbędny luksus, choć _de facto_ w różnych sytuacjach luksus ten upraszcza transport głowy Kościoła, bo skraca czas dojazdu i nie komplikuje – powiedzmy to sobie szczerze – ruchu kołowego na włoskich autostradach.

Do dziś noszę w pamięci 21 czerwca 2014 roku. Zapowiadał się bardzo upalny dzień. W naszym watykańskim mieszkaniu właściwie nie mieliśmy klimatyzacji (poza jednym pomieszczeniem – sypialnią), co w miesiącach letnich dość mocno dawało się we znaki. Mury bardzo nagrzewały się palącym słońcem, a duża wilgotność powietrza powodowała, że wnętrze wypełniał istny tropik. Z biegiem lat udało mi się dość skutecznie do tego przyzwyczaić, większy problem miały z męczącym upałem w domu moje małe dzieci.

Obie córeczki tamtego dnia obudziły się wcześnie rano i rozpierała je energia. W takich chwilach z odsieczą szła mi cudownie zielona i stosunkowo chłodna przestrzeń Ogrodów Watykańskich. Niewiele myśląc, zabrałam prowiant na lekkie śniadanie, dużo wody do picia, wózek na wypadek gdyby małe nóżki odmówiły posłuszeństwa, i ruszyłam w kierunku mojej ulubionej za Spiżową Bramą oazy spokoju. Kiedy pchałam wózek mocno pod górę po stromym Tunelu Belwederskim, zorientowałam się, że dzieje się coś szczególnego. Żandarmi pełniący służbę przy Cortile della Zecca – dziedzińcu dawnej mennicy państwowej – puścili mnie z dziećmi drogą w kierunku Gubernatoratu, ale uprzedzili, że koledzy wyżej mogą mnie pokierować w inną stronę, bo Franciszek zaraz odlatuje. Rzeczywiście, dopiero w tym momencie uzmysłowiłam sobie, że przecież bladym świtem słyszałam dźwięk nadlatującego śmigłowca. Papież wyruszał z jedno­dniową pielgrzymką do Kalabrii. To była historyczna pielgrzymka. W sercu kalabryjskiej ’ndrànghety14 miał odwiedzić więzienie dla skazanych za porachunki mafijne w Castrovillari, a także odprawić mszę dla dwustu pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców tego skażonego zbrodniami mafiosów regionu na południu Włoch.

Wzdłuż drogi prowadzącej z placu przed Domem Świętej Marty do lądowiska co kilkadziesiąt metrów rozstawieni byli żandarmi. Gdy doszłyśmy do dyżurki na rozdrożu, musiałyśmy się zatrzymać na poboczu, bo właśnie spod wejścia do domu ruszał granatowy ford. Papież siedział po prawej stronie na tylnym siedzeniu. Podjeżdżając pod górę, zwolnił, a gdy tylko nas zobaczył, stojące na trawie tuż przy trasie przejazdu, opuścił szybę i wychylił się z auta. Twarz miał rozpromie­nioną. Dzieci, lekko onieśmielone, szybko schowały się za mnie. Franciszek zapytał, dokąd podążamy tak wcześnie rano, a potem życzył nam udanych spacerów po stromych ścieżkach ogrodów.

Ford ruszył dalej i na chwilę zniknął za odchylonym lekko w prawo łukiem drogi prowadzącym w kierunku Groty z Lourdes, a potem skierował się w lewo, wzdłuż alei Oliwnej, prosto na lądowisko. Minęło zaledwie kilkanaście minut, gdy nagle usłyszałyśmy donośny dźwięk silnika helikoptera. Doszłyśmy tymczasem do jednego z najpiękniejszych punktów widokowych na szczycie watykańskiego wzgórza. Pomiędzy pięknie kwitnącymi niewysokimi roślinami roztaczał się fenomenalny widok na ogromną kopułę bazyliki i dalej w prawo na dachy Rzymu, aż po wzgórza Castel Gandolfo.

W tym momencie tuż nad naszymi głowami przeleciał bialutki śmigłowiec, który łapiąc wysokość, kierować się miał na południe w kierunku Kalabrii, gdzie już czekały na papieża nieprzebrane tłumy wiernych.

Zwykle papieski helikopter, który niektórzy watykańscy _insiders_ żartobliwie określają mianem _papacottero_ („papieżokoptera”), przylatuje godzinę, czasem półtorej przed planowanym odlotem. Włoskie Siły Powietrzne dają do dyspozycji dwóch swoich pilotów, do tego dwie osoby z obsługi, choć ostatnio w czasach Franciszka z papieską ekipą lata tylko jedna. Na samym lądowisku przed przylotem śmigłowca zgodnie z procedurami bezpieczeństwa zostaje przygotowana cała struktura przeciwpożarowa, którą organizują członkowie watykańskiej straży pożarnej15. Obok oddelegowanych do tego zadania kilku strażaków obecny jest przy odlocie jeden z oficerów papieskiej Gwardii Szwajcarskiej, koniecznie pojawia się również ambulans papieski z watykańskiego pogotowia ratunkowego. Kiedyś, w przeszłości, zabezpieczeniem przeciwpożarowym przy odlocie helikoptera z papieżem zajmowali się przeszkoleni do tego celu strażacy z lotnictwa wojskowego: do Watykanu przyjeżdżał włoski wóz strażacki, który ustawiał się na lądowisku, zarówno na terenie ogrodów w samym Watykanie, jak i w rezydencji w Castel Gandolfo. Kluczowe było zapewnienie bezpieczeństwa Ojcu Świętemu przy starcie na wypadek pojawienia się ognia w śmigłowcu. Do symbolicznej ograniczała się ówcześnie obecność Straży Pożarnej Państwa Watykańskiego. Jednak wraz z upływem czasu, zwłaszcza w ciągu ostatnich piętnastu lat – za rządów komendanta Domenica Gianiego, straż, należąca do struktur Żandarmerii Waty­kańskiej, stała się jednostką wysoce wyspecjalizowaną. Zaczęto zatrudniać inżynierów i ekspertów z technicznego punktu widzenia znacznie lepiej przygotowanych, co _de facto_ wykluczyło konieczność obecności jednostki strażackiej Włoskich Sił Powietrznych. Strażacy watykańscy byli wystarczająco dobrze przeszkoleni, by samodzielnie zgasić ewentualny pożar, mieli też świeżo zakupiony nowoczesny sprzęt, a poza tym działali na własnym terenie, co znacznie ułatwiało procedury przejazdu i postoju na terenie Watykanu wozu strażackiego innego kraju16.

Poza oficerem z Komendy Głównej Gwardii Szwajcarskiej i Żandarmerii Watykańskiej oraz strażaków na papieża czeka zawsze na lądowisku ktoś z tak zwanej Florerii, czyli watykańskiego magazynu meblowego, kto podstawia ruchome schodki przy wejściu do helikoptera. To już tradycja, że papież wita się ze wszystkimi obecnymi, pozdrawia personel, a kiedy zajmie miejsce w śmig­łowcu, zwykle inicjuje i prowadzi krótką modlitwę. Na samym początku swojego pontyfikatu, jeszcze w 1978 roku, Jan Paweł II zapragnął umieszczenia na lądowisku ikony z brązu Matki Bożej Częstochowskiej. Wizerunek Matki Bożej pozostaje tam do dziś i jest jednym z prawdziwie polskich elementów na terenie Ogrodów Waty­kańskich. Inny to przepiękny wyrzeźbiony fragment skały z Giewontu, którą górale z Zakopanego wręczyli papieżowi w 1999 roku podczas specjalnej audiencji z okazji stulecia umieszczenia krzyża na szczycie góry.

W papieskich podróżach helikopterem, co może w pierwszej chwili zaskakiwać, brakuje członków służb bezpieczeństwa i osobistej ochrony. Większość z nich udaje się bowiem do celu pielgrzymki wcześniej; także sam komendant Żandarmerii Watykańskiej, który swoim zwierzchnictwem obejmuje całą podróż w dane miejsce17, kieruje się do celu z kilkugodzinnym wyprzedzeniem, by tam czekać na lądowanie Ojca Świętego. Ale też, co ciekawe, komendant jest jedną z tych osób, które dołączają do papieża w drodze powrotnej i wraz z nim przylatują do Watykanu helikopterem.

I to również szef żandarmerii jest tym, kto organizuje podróż pilotażową poprzedzającą samą pielgrzymkę papieża. Każdy wylot z Watykanu poprzedza bowiem tak zwany lot rozpoznawczy. Chodzi przede wszystkim o kwestie logistyczne, określenie odległości, dokładny czas przelotu, próby lądowania, wybór najwłaściwszego lądowiska lub lotniska na danym obszarze – potrzebne zwłaszcza dlatego, że często używa się nie klasycznych portów lotniczych, lecz stadionu piłkarskiego albo placu sportowego, stosunkowo obszernej przestrzeni, gdzie helikopter mógłby bezpiecznie usiąść. Istotna jest też analiza warunków meteorologicznych i ewentualnego prawdopodobieństwa na przykład mgły, która uniemożliwiłaby bezpieczne lądowanie.

Jak podkreślają zgodnie członkowie papieskiej ochrony, dzieląc się wrażeniami po takim rekonesansie, jest to szczególnie przyjemny aspekt pracy całej grupy wywiadowczej. Przedstawiciele Watykanu poznają przy tej okazji kolegów z miejsc, do których papież ma polecieć; ekipa zawsze jest dość liczna, podróżuje wtedy kilku dodatkowych żandarmów, gwardziści szwajcarscy, a także oficerowie włoskiej policji oraz Inspektoratu Bezpieczeństwa Publicznego przy Watykanie. Ta ostatnia to bardzo ciekawa struktura, swoiste _unicum_ na skalę świata, jedyna w swej specyfice, będąca jednostką włoskiej Policji Państwowej, która regularnie pełni służbę na terytorium obcego kraju. Służy jako łącznik pomiędzy służbami bezpieczeństwa Państwa Watykańskiego a policją państwa włoskiego. Źródeł tego porozumienia trzeba szukać w traktatach laterańskich z 11 lutego 1929 roku, które swą mocą usankcjonowały, że w chwili powstania niezależnego Państwa Watykańskiego plac Świętego Piotra, choć należący terytorialnie do Watykanu, pozostanie otwarty dla ludzi i powszechnie dostępny, a przy tym podporządkowany władzom włoskiej policji. Jeszcze przed zakończeniem II wojny światowej, w marcu 1945 roku, ówczesny minister spraw wewnętrznych Republiki Włoskiej zadekretował powstanie specjalnego biura „San Pietro”18, które miało zająć się przede wszystkim bezpieczeństwem na placu Świętego Piotra w Watykanie oraz osobistym bezpieczeństwem Ojca Świętego zarówno w obrębie samego placu, jak i podczas przemieszczania się po terytorium Włoch. Stąd obecność ekipy z Inspektoratu na rekonesansie jest niezbędna. Towarzyszą temu zebrania, spotkania z ludźmi organizującymi dane wydarzenie na miejscu, a heli­kopter przydaje się

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: