- W empik go
Z zamierzchłych dni - ebook
Z zamierzchłych dni - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 193 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przez
Juliusza Turczyńskiego.
1307
Lwów.
Z „Drukarni Udziałowej”, Kopernika 1. 20.
1908.
[
I.
Potrwożeni – ze smutkiem na czole – ze zgrozą w sercu – skupiają się – szeptają sobie na ucho, – chwilę zdają się naradzać,' śmielsi nawet ściskają pięści, – lecz znów się rozchodzą – żalno poglądając ku opuszczonym kontynom – ku gajom zielonym, gdzie święte przebywają krogulce. Biada znękanej krainie – biada synom puszcz i jezior!
Bogowie nie otrzymują objat – kolo kontyn Jud się nie roi: nigdzie nie słychać śpiewu na cześć bogów. Cala kraina oniemiała. Oniemiały gęśli wieszczków – oniemiały usta dziewic: tylko wicher przebiegając puszcze żalno jęczy i plącze.
Czasami chmury zalegną.niebiosa – powietrze wtedy ciężkie i parne drzewa i krzewy stoją nieruchome, niby w żalu nad niedolą krainy – ptactwo zalęknione pochowane w cieniach gałęzi; wszystko w grozie milczenia – w'przerażeniu oczekiwania, jakby chwili, 'gdy mają pioruny uderzyć'-w tę ziemię.
Lud się trwożliwie wychyla z pod nizkich chałup, ciekawie poglądając ku niebiosom, azali niebo nie spłonie ogniem błyskawic – żali nie-zagrzmi sto piorunów – sto piorunów nie uderzy W krzyże, które z kontyn wygnały bogi ojczyste. Głuche milczenie! Groza przestrachu osiadła na niebie.
Chmury wiszą nad ziemią – wiszą ciężkie i ołowiane, ziemia spragniona zemsty', spragniona krwi i mordów, łupów i pożarów – czeka, czyli, haseł nie dadzą dzisiaj bogowie.
W ciemnym lesie – w głuchym ostępie – w mogiłach czarnego uroczyska śpią umarli. Na… sterczących z ziemi głazach – mchem porosłych – siadają dumający ptacy i strzegą snu umarłych-, Lecz w nocy, gdy wszystko śpi, księżyc tylko smutno świeci grobom, i na cmentarz światło rozlewa gromniczne – gdy wiatr oddech wstrzymuje „ a liście drzew utulone już nie szemrzą codziennych pacierzy: wtedy suną na groby żywe postaci. Biada im! W białych szatach – w wieńcach dębowych, kiedy śpiewali bogom, gdy składali objaty, lud się cisnął, chwytając za rąbek świętej ich szaty, lud się cisnął spragniony błogosławieństwa. Dzisiaj przed obcymi kapłany inszego boga muszą kryć się w lasy – uchodzić na mogiły – i tam się żalić ojcom umarłym.
Przyszli i stanęli… W powietrzu jakby drganie jednostajne rozpłakanych gęśli – jakby przeważanie się jednostajne fali na falę… Stanęli i pokłonili się bogom. Wtedy trawy rosnące po mogiłach zdały się ku nim kłonić, jakby na znak, że:
im sprzyjają bogowie. Wstąpili między groby. Gęślarze poruszyli złote struny… podniósł się cichy, zaledwie słyszalny płacz gęśli i jęk – a mogiły zdawały się oddychać, jakby łono śpiące, lecz nie umarłe. Z pod głazów wyszły jęki i westchnienia – a w powietrzu usłyszano cichy – pacierz umarłych: wszystek las rozbrzmiały modlitwą!
Ucichły śpiewy – ucichły gęśle. Starce siedzą zadumani na grobach. Wśród ciszy podniósł głos stary kapłan o długiej białej brodzie – o długich białych włosach:
– „Opuszczeni – gnani przez mocarza – „syna władców, którzy nas mieli we czci poszanowania, dziś kryć się muszą. Łuk odziedziczony „ojcow – łuk starej sławy – obrócił on teraz „ku sługom bogów ojczystych. Zatrute strzały – „ciskane przez ojców na Niemce – dzisiaj ku nam „zwrócone. Biada krainie rozpłakanej za swymi „bogi – za swymi kapłany! Krogulce opuszczają „już święte gaje, i uchodzą w głąb lasów. Biały „koń wielkiego boga leży przebity włócznią.
„Na dworze mocarza hańba i poniżenie. Pan „dużej siły ukląkł przed krzyżem i chrzest przyjął. Wolne ziemiany przedzierzgnął w niewolniki, „jakby raby narodowe. Tam już nie słychać na-„rad ziemian – tam głos surm i rogów miesza,się z odgłosem dzwonów, który się rozchodzi po „dalekich puszczach – trwoży lud i przeraża. „Biada krainie, gdzie ojciec ziemi zdradza bogi „ojczyste i wprowadza zakon cudzy!
A drżenie przerażenia przeszło po wszystkich zebranych.. Wtedy, mówiący bystrzej po nich popatrzył… oblicza zaś słuchaczów były zwrócone ku niemu, i siwe brody do góry podniesione.
W tej chwili księżyc skrył się za chmury, jakby nie chciał zdradzić gorejących lic a iskrzą? cych wzroków. I było chwilę ciemno.
Wtedy zaszeleściły do koła gałęzie – i odhuknęły głosem ponurym ptaki nocne.
– „Nie słyszycie? Głosy ptasie – bogów „znak! Bo dusze zmarłych – dusze ochrzczonych „błąkają się dziś z drzewa na drzewo, i nie mają „spokoju. Chrzest wrogów oderwał je od naszych; „One teraz zbłąkane – roztęsknione za swoimi – „wieszają się lekką mgłą po ciemnych gałęziach – „i na każdy szelest drzą, by liście osikowe. Biada „im! One nie będą miały pokoju za grobem-”Pełne ich teraz nasze bory. Nieraz starzec usiędę „u brzegu lasowego – a wtedy słyszę cichy „szmer zatrwożonych – skarżący się jęk rozpłakanych. I smutno mi. Widzę, jak ptactwo i wszelakie, co żywe, ucieka przed niemi, – sowy „tylko i puhącze bez trwogi, chichocące, na widok „tylii obłąkanych – tylu zatraconych… O! stra' „szne to głosy i straszna to gędźba! słuchających' „mróz przechodzi…”
Wszyscy zaś siedzący na grobach zadrgnęli jakby słyszeli gwar i płacz wzgórze. A drzewa szeleściły głucho, gałęzie szemrały głosem przy tłumionym. I było słychać raz po raz chichoty nocnych ptaków.
Gdy zaś księżyc wyjrzał z po za chmur – łamały się jeszcze na smutnem uroczysku cienie siedzących. Jedni mieli oblicza wpatrzone w gąszcze lasów żywo rozgwarzonych, drugich lica spuszczone ku ziemi, i ręce opadłe, jak gałęzie wierzb płaczących, insi zaś smutne twarze przesłonili szatą, jakby w grozie przerażenia, nie chcąc nic widzieć, nic słyszeć, byli jakby zapadli w ciężką zadumę – I nastało straszne milczenie. W tej chwili zatrzymały się drzewa i patrzył tylko księżyc blady, nieruchomy.
Żadnego teraz ruchu… jeno czasami przeleciał górą nad uroczyskiem ptak nocny, a dołem załamał się na grobie cień jego potworny. U kończyn zaś uroczyska, gdzie już las gęstniał, gdzie już grubsze cienie i groza czarna patrzała, zdawał się na pół widny z po za drzew wychylać blady upiór i wrznosić nad ziemią białym słupem nieruchomo – oczy utkwiwszy w gości na grobach.
A koło niego zdało się poglądać z po za drzew' grono bladych siostrzyc – miłośnie ku niemu patrzących… Nad niemi zaś krążyły ruchomym wieńcem szare nietoperze, by cienie falujące – by mgła wiatrem poruszana… A wieniec ew żałobny co raz się wznosił do góry – raz po raz mniejszy… nareszcie rozwiał się wszystek. Upiór zaś się zwrócił w głąb boru – a drużki jego, jakby przarażone, że Cmentarz dziś nie pusty, przepadły w ciemnościach puszczy i tylko po nich rozeszedl się zapach nito grobowy,
– „Bracia moi! Tyle dzisiaj dusz smutnych – „wieszających się po gałęziach drzew – tyle u-„piorów błąkających się, o wybladłem licu a rozdartej piersi, bo nie wiedzą, gdzie należą!… Seriem zwróceni ku naszym – ale biała szata, „szata nowochrzczeńca ciągnie ich do obcego im „nieba… O straszna ich dola! Nigdy ich się tyle „nie błąkało po naszej ziemicy, bo nasze pacie-„rze, nasze zażegnania, mieszają się dziś z gu-„słami chrześcijan tracąc moc swoją… Żaden z na-„szych nie zaklnie już dzisiaj chmury gradowej – „nie zażegna wichru jęczącego, aby nie zetknął „się z wręcz przeciwną robotą wroga. Biada „nam! i biada dzieciom dzieci naszych!”
Przestał i wszystkich zatrwożył, bo głos jego miał coś z wichru płaczącego po halawach i opuszczonych cmentarzyskach, a czasami przechodzi! jakby w głuche wycie – jakby w pory kanie zesłabłego zwierza dyszącego jeszcze mordem.
– „Bracia! Wszak byliście zawzdy mili bo-„gom, wczoraj jeszcze wiedliście na boje męże „imające tarcze a dzidy – za wszystek naród podsyłaliście objaty kur i kozłów. a dzisiaj, prześladowani przez tego, za którego niedawno po „kontynach brzmiały śpiewy nasze błagające – „dzisiaj ukrywacie się po leśnych uroczyskach!… „Dziś ziemię bogów – ziemię przez nich umiło-„waną – mamyż oddawać na pastwę obcym?
„mamyż zezwolić wyrębywać święte gaje i wygłaszać z nich miłe bogom krogulce. O! biada „nam, jeśli na serca nasze padły uroki ich czarnych mnichów – jeśli pozwolim się rozpowszech-„nić tu gusłom krain przeklętych, kędy słońce „zapada! Gdy opuścimy tę ziemię – jakiem okiem „pojrzym tam po za grobem – i co przyniesieni „ojcom naszym? Ze zgrozą oni na nas popatrzą „i odepchną nas wołając: Wyście nas opuścili – „idźcież teraz i nie mieszajcie nam miru świętego.”
Księżyc wyjrzał teraz z za obłoków, jakby z bólem i strachem patrzał na wszystkie twarze blade… znów się też skrył za chmury. I było znów na chwilę cicho – jakby wszyscy na grobach oddech zatrzymali, bo nawet drzewa nie szumiały, ptacy się nie odzywali, jakby i ono szanowało ciszę. Zdało się, jakby się teraz ważyła w powietrzu jakaś długa – jakaś ciężka godzina. A gdy się księżyc znów wychylił z za chmur, znalazł już ich kupiących się i radzących – i słyszał szepty ich i groźby.
I była to już jakby wielka rada na cmentarzysku.
Tak ich zastał świt na niebie. Ranny wietrzyk powiewał już zapachem czeremszyny i leśnych jabłoni – gwar ptasząt budził się z zielonych gałęzi, i ze szmeru na pół sennego przechodzi! w ranny pacierz.
Oni pojrżeli ku górze, i poznali, że już czas im rozejść się do domów – pojedynkiem – po kilku, aby nie budzić podejrzeń groźnego mocarza, ani sług jego, ni też czarnych jego doradzców.