Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Z zimną precyzją - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
25 września 2024
Ebook
52,90 zł
Audiobook
52,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Z zimną precyzją - ebook

Trzymający w napięciu thriller autorstwa Michaela Tsokosa – bestsellerowego autora i lekarza medycyny sądowej!

Sabine Yao, jako nowa zastępczyni kierownika wydziału medycyny sądowej w Berlinie, otrzymuje swoją pierwszą sprawę. Żona znanego chirurga plastycznego – Rodericha Krachta – została uduszona w swojej wilii w ekskluzywnej berlińskiej rezydencji. Ponieważ Roderich to wpływowy człowiek, mający wielu prominentnych przyjaciół, którzy dyskretnie korzystali z jego usług, sprawa szybko osiąga kręgi polityki i sądownictwa. Organy prowadzące dochodzenie nie mogą popełnić żadnych błędów.

Kiedy w innej sprawie, która może mieć związek z morderstwem, pojawiają się rozbieżności, Sabine zdaje sobie sprawę, że odtąd musi postępować z najwyższą ostrożnością. Morderca zdaje się jednak być o krok przed Sabine. Nie cofnie się przed niczym…

Mroczny thriller, który zagłębia się w tajniki sądowej medycyny i kryminalistyki.

Książka zawiera opowiadanie Zimna kraina, będące pierwszą sprawą Sabine Yao – lekarki medycyny sądowej!

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83296-47-0
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Kor­pu­lentny męż­czy­zna ciężko dy­szał. Nie­mal rzę­ził z wy­siłku. Po­mimo chłodu nocy pot spły­wał mu po twa­rzy. Wzdłuż się­ga­ją­cych su­fitu re­ga­łów pchał za­rdze­wiały wó­zek ku środ­kowi po­miesz­cze­nia ma­ga­zy­no­wego. Naga ża­rówka ob­le­wała nie­otyn­ko­wane ściany bla­dym, żół­ta­wym świa­tłem. Po kilku kro­kach do­tarł do celu.

Dźwi­gnia po­krywy pięć­set­li­tro­wej skrzyni chłod­ni­czej wy­śli­zgi­wała się spod odzia­nych w grube zi­mowe rę­ka­wice dłoni. Klnąc na czym świat stoi, do­piero po kilku nie­uda­nych pró­bach zdo­łał go uchwy­cić. Po­krywa unio­sła się z me­ta­licz­nym szczę­kiem.

Męż­czy­zna znie­ru­cho­miał na chwilę i z nie­na­wi­ścią po­pa­trzył na za­war­tość skrzyni. Poza jego rzę­żą­cym od­de­chem sły­chać było tylko elek­tryczny szum za­mra­żarki. Zwłoki po­kry­wała kil­ku­cen­ty­me­trowa war­stwa lodu. Gruby szron przy­po­mniał mu dłu­gie i ciemne mie­siące zi­mowe w jego oj­czyź­nie. Lód po­kry­wał głowę ko­biety, jej twarz i roz­pi­nany swe­ter.

Męż­czy­zna po­chy­lił się i spró­bo­wał po­ru­szyć głę­boko zmro­żone zwłoki. Da­rem­nie.

Do ja­snej cho­lery – po­my­ślał. Stara cał­kiem przy­mar­zła.

Cięż­kim kro­kiem pod­szedł do jed­nego z re­ga­łów i za­czął ha­ła­śli­wie grze­bać wśród me­ta­lo­wych pó­łek, aż zna­lazł wresz­cie to, czego szu­kał. Za po­mocą łomu pró­bo­wał od­dzie­lić za­mro­żone ciało od ścia­nek skrzyni chłod­ni­czej, czemu to­wa­rzy­szyło stac­cato prze­kleństw w jego oj­czy­stym ję­zyku.

Czego ta stara była taka cie­kaw­ska? Kosz­to­wało mnie to od cho­lery szmalu. Miało bab­sko tu­pet. Od­dy­chał co­raz cię­żej, jakby się nie­mal du­sił.

Gło­śne skro­ba­nie, stu­ka­nie i dra­pa­nie łomu, za po­mocą któ­rego męż­czy­zna siłą od­dzie­lał mar­twe ciało od ścia­nek lo­do­wej kry­jówki, stało się ogłu­sza­jące. Przy­szło mu na­wet do głowy, czy nie le­piej by­łoby przy­mknąć otwarte drzwi ma­ga­zynu. Za­raz jed­nak po­rzu­cił tę myśl. Na te­re­nie nie ma oprócz mnie ni­kogo. Ab­so­lut­nie nikt nic nie usły­szy.

Mniej wię­cej dwa­dzie­ścia mi­nut póź­niej z wiel­kim tru­dem udało mu się do­słow­nie wy­rą­bać z lodu sku­lone ciało ko­biety, któ­rej pod­kur­czone nogi i zgięte ręce przy­kle­jono do tu­ło­wia ta­śmą zbro­joną. Grubo tkany roz­pi­nany swe­ter tro­chę się przy tym po­rwał na ra­mio­nach, a na skó­rze mar­twej ko­biety po­ja­wiły się szramy, ale to mu nie prze­szka­dzało.

Z wiel­kim wy­sił­kiem uniósł sztywne zwłoki i prze­rzu­cił je przez kra­wędź skrzyni. Z głu­chym hu­kiem mar­twa ko­bieta upa­dła u jego stóp. Otarł so­bie pot z czoła. Po wielu pró­bach udało mu się wcią­gnąć ją na plat­formę wózka i przy­mo­co­wać pa­sami. Jego ma­sywne ciało trzę­sło się, kiedy, stę­ka­jąc, pchał wó­zek. Gdy wrzu­cał zmarłą na pakę do­staw­czaka, pot spły­wał mu nie tylko po twa­rzy, ale też po ca­łym tu­ło­wiu.

Dzie­sięć mi­nut póź­niej do­tarł do celu: ciem­nej, nie­oświe­tlo­nej drogi w le­sie. Na wszelki wy­pa­dek wy­łą­czył świa­tła pół­cię­ża­rówki na pięć­dzie­siąt me­trów przed roz­wi­dle­niem. Wy­jął klu­czyk ze sta­cyjki i sil­nik zgasł z bul­go­czą­cym dźwię­kiem. Ze­gar na de­sce roz­dziel­czej po­ka­zy­wał 4:16 nad ra­nem. Za trzy go­dziny zrobi się ja­sno. Jest jesz­cze sporo czasu. Te­raz pój­dzie już szybko. Pra­wie go­towe.

Męż­czy­zna opu­ścił szybę po stro­nie kie­rowcy i nad­sta­wił uszu. Ci­sza. Tylko de­li­katny szmer wody. Ocię­żale pod­niósł się z fo­tela i prze­szedł na tył do­staw­czaka.

Ko­lejne kroki to była igraszka. Pew­nie pcha­jąc chy­bo­czący się na nie­rów­nym te­re­nie wó­zek, po mniej wię­cej dwu­dzie­stu me­trach do­tarł do brzegu rzeki. Ciemna po­wierzch­nia wody mi­go­tała, po­sy­ła­jąc ku niemu re­fleksy księ­ży­co­wego świa­tła. Nie pod­cho­dzić za bli­sko, bo tam jest stromo.

Zwłoki za­częły ta­jać, a lo­dowa po­krywa na po­wierzchni ciała ko­biety zmie­niła się w war­stwę zim­nej wil­goci. Sa­piąc, przy­klęk­nął obok, zdjął rę­ka­wice i za­czął naj­pierw ostroż­nie roz­pi­nać pasy, a po­tem roz­ci­nać ta­śmę no­żem do wy­kła­dziny, który wy­cią­gnął z ob­szar­pa­nych i po­bru­dzo­nych sma­rem spodni ro­bo­czych. Byle nie zo­sta­wić żad­nych śla­dów. Wszystko do­kład­nie usu­nąć, ni­czego nie zo­sta­wić, a po­tem w nogi. Byle tylko nie ugrzę­znąć na le­śnej dro­dze i nie spo­wo­do­wać na szo­sie ja­kiejś ko­li­zji – po­my­ślał.

Wiele razy mu­siał ocie­rać so­bie pot z oczu rę­ka­wem zno­szo­nego po­laru. Wresz­cie mu się udało. Rzu­cił ostat­nie spoj­rze­nie na trupa. Siwe włosy ko­biety zwi­sały ni­czym okla­pły mop na wszyst­kie strony, za­sła­nia­jąc jej czoło i oczy. Jej rysy twa­rzy, usta i nos wy­da­wały się dziw­nie zmie­nione, zu­peł­nie nie ta­kie, jak je pa­mię­tał. Pa­skudne, sztywne palce, przy­po­mi­na­jące wo­skowe świece, ster­czały z rę­ka­wów swe­tra. Jakby chciała mnie nimi chwy­cić.

Ode­rwał wzrok i pod­cią­gnął ją nad samą kra­wędź stro­mego brzegu rzeki. A po­tem mocno kop­nął zwłoki.

Z gło­śnym plu­skiem wpa­dły do wody, a tuż obok niego wy­sko­czył z nad­brzeż­nych za­ro­śli wy­stra­szony piż­mosz­czur. Męż­czy­zna aż się wzdry­gnął. Po­tem jed­nak za­pa­no­wał cał­ko­wity spo­kój i sły­chać już było tylko szum wody.1

Ki­lo­nia, Stare Mia­sto, Ko­menda Re­jo­nowa Po­li­cji,

2. Ko­mi­sa­riat Falc­kwa­che,

czwar­tek, 8 paź­dzier­nika, godz. 8:55

– To ile lat ma pani sio­stra? – za­py­tał łysy funk­cjo­na­riusz w gra­na­to­wej ko­szuli z trzema gwiazd­kami na pa­go­nach, który kilka mi­nut wcze­śniej przed­sta­wił się jako star­szy aspi­rant Scholl.

– Sześć­dzie­siąt pięć. Jo­hanna ma sześć­dzie­siąt pięć lat – od­po­wie­działa Al­muth Am­sinck i od­su­nęła so­bie z twa­rzy siwy ko­smyk, który wy­mknął się ze sta­ro­mod­nego koka. Cały czas czuła w gar­dle gulę, którą da­rem­nie pró­bo­wała prze­łknąć. Od­chrząk­nęła.

– Jest ode mnie je­de­na­ście lat młod­sza. Było nas trzy sio­stry. Środ­kowa, Aga­the, zmarła cztery lata temu. Jo­hanna była na­szym oczkiem w gło­wie. My... – W tym mo­men­cie głos cał­ko­wi­cie od­mó­wił jej po­słu­szeń­stwa i Al­muth Am­sinck po­czuła, jak łzy na­pły­wają jej do oczu.

– I od kiedy do­kład­nie nie ma pani od sio­stry żad­nych wia­do­mo­ści? – za­py­tał funk­cjo­na­riusz spo­koj­nym, nie­mal tro­skli­wym to­nem, pod­czas kiedy ko­bieta nie­zdar­nie grze­bała ko­ści­stymi dłońmi w to­rebce, aż w końcu wy­cią­gnęła zdo­bioną ha­ftem chu­s­teczkę. – A ra­czej od kiedy nie może się pani z nią skon­tak­to­wać?

Al­muth Am­sinck od­sta­wiła z po­wro­tem na pod­łogę przed sobą to­rebkę z ma­to­wej sztucz­nej skóry ze sta­ro­mod­nym za­pię­ciem i wy­smar­kała nos, a do­piero po­tem drżą­cym gło­sem od­po­wie­działa:

– W nie­dzielę ostatni raz... W nie­dzielę ostatni raz roz­ma­wia­łam z Jo­hanną... To zna­czy przez te­le­fon.

– Czyli cztery dni temu. Czy to coś nie­po­ko­ją­cego?

– Pa­nie aspi­ran­cie, ja pró­buję się z nią skon­tak­to­wać od po­nie­działku. Dzwo­nię na sta­cjo­narny i na ko­mórkę. Sta­cjo­nar­nego nie od­biera. A ko­mórkę jakby miała wy­łą­czoną. Sły­szę tylko, że abo­nent jest cza­sowo nie­do­stępny.

Al­muth Am­sinck znów mu­siała po­wstrzy­my­wać łzy.

– Niech się pani nie mar­twi, pani Am­sinck. Pani sio­stra to do­ro­sła ko­bieta i może robi coś, o czym pani nie wie. Może ko­goś po­znała albo na krótko wy­je­chała? A może za­po­mniała, gdzie odło­żyła ko­mórkę i ba­te­ria się roz­ła­do­wała? Jest wiele ewen­tu­al­nych wy­ja­śnień i tak czę­sto bywa, gdy się po­cząt­kowo wy­daje, że ktoś na­gle znik­nął. Pro­szę mi wie­rzyć.

– Moja sio­stra nie ma przede mną żad­nych ta­jem­nic. Gdyby ko­goś po­znała albo za­mie­rzała wy­je­chać, wie­dzia­ła­bym o tym – od­po­wie­działa Al­muth Am­sinck nie­mal bez­gło­śnie, wsu­wa­jąc ner­wo­wym ge­stem ha­fto­waną chu­s­teczkę w po­wy­cie­rany na brze­gach rę­kaw płasz­cza.

– Tak tylko mó­wię – od­parł star­szy aspi­rant Scholl nieco zre­zy­gno­wa­nym to­nem, ma­su­jąc kciu­kiem i pal­cem wska­zu­ją­cym le­wej ręki wy­datne worki pod oczami.

– By­łam wczo­raj u Jo­hanny w domu. Naj­pierw za­dzwo­ni­łam dzwon­kiem. A po­tem we­szłam. Mam za­pa­sowy klucz do jej miesz­ka­nia. Nie było jej tam. Ani śladu. Py­ta­łam są­sia­dów, też nie wi­dzieli jej od kilku dni. A w skrzynce na li­sty ma pełno re­klam i ga­ze­tek. To bar­dzo nie­ty­powe dla mo­jej sio­stry.

Al­muth Am­sinck była zdu­miona tym, jak na­gle słowa same płyną jej z ust.

– Jak już mó­wi­łem, pani Am­sinck, może pani sio­stra po­sta­no­wiła spon­ta­nicz­nie wy­je­chać na parę dni. Po­czuła na­gle taką po­trzebę. Dla­tego praw­do­po­dob­nie to wszystko nic nie zna­czy. Je­ste­śmy w Ki­lo­nii, tu się nie dzieją ta­kie rze­czy jak w fil­mach. Tu lu­dzie nie pa­dają ofia­rami po­rwań czy prze­stępstw, tylko z re­guły naj­póź­niej po dzie­się­ciu dniach zja­wiają się z po­wro­tem. Pro­szę się więc nie mar­twić...

– A to, że nie po­ja­wiła się w pracy, też we­dług pana da się ra­cjo­nal­nie wy­ja­śnić? – Ko­bieta prze­rwała ły­semu po­li­cjan­towi to­nem o wiele ostrzej­szym, niż za­mie­rzała.

– Chwi­leczkę. Wspo­mniała pani, że sio­stra ma sześć­dzie­siąt pięć lat. Na­dal pra­cuje? A co robi i gdzie?

– Pra­cuje na uła­mek etatu jako sprzą­taczka, czy też spe­cja­listka ds. utrzy­ma­nia czy­sto­ści, jak to za­wsze pod­kre­śla, w warsz­ta­cie sa­mo­cho­do­wym w Ga­ar­den. Dwie go­dziny z sa­mego rana, za­nim otwo­rzą. W tym ty­go­dniu miała tam być co­dzien­nie rano o 5.30. Dzi­siaj nie przy­szła czwarty raz z rzędu. Wiem, bo dzwo­ni­łam tam już dwa razy, rów­nież dzi­siaj, za­nim przy­szłam tu­taj.

W tym mo­men­cie w męż­czyź­nie w gra­na­to­wej ko­szuli za­szła wy­raźna zmiana. Jej słowa naj­wy­raź­niej zro­biły na nim wra­że­nie, bo wy­pro­sto­wał się w fo­telu przy biurku jak świeca, uniósł brwi i spoj­rzał na nią czuj­nie oczami, z któ­rych cał­kiem znik­nęło znu­że­nie.

– Pro­szę mi wszystko opo­wie­dzieć. Po ko­lei. Za­mie­niam się w słuch – po­wie­dział, po­pra­wia­jąc le­żącą przed nim na bla­cie biurka kla­wia­turę kom­pu­tera.

Nie­całą go­dzinę póź­niej Al­muth Am­sinck opo­wie­działa star­szemu aspi­ran­towi Schol­lowi już wszystko, co miała do po­wie­dze­nia o znik­nię­ciu oraz ży­ciu oso­bi­stym i za­wo­do­wym swo­jej sio­stry, Jo­hanny Bun­trock, z domu Am­sinck. O tym, że wczo­raj, w środę, za­dzwo­niła do warsz­tatu, gdzie po­in­for­mo­wano ją, że Jo­hanna trzeci dzień z rzędu nie przy­cho­dzi do pracy. O tym, że w miesz­ka­niu sio­stry nie zna­la­zła żad­nej wska­zówki, gdzie mo­głaby prze­by­wać. O tym, że Jo­hanna jest bar­dzo obo­wiąz­kowa i ni­gdy nie opu­ści­łaby pracy bez waż­nego po­wodu, w do­datku ni­kogo o tym nie po­wia­da­mia­jąc. I że z wła­snej woli ni­gdy z dnia na dzień nie zo­sta­wi­łaby wszyst­kiego, żeby tak po pro­stu znik­nąć. Że Jo­hanna od śmierci męża przed nie­mal dwoma laty miesz­kała sama w nie­wiel­kim dwu­po­ko­jo­wym miesz­ka­niu w dziel­nicy Wel­ling­dorf i mu­siała przy­jąć po­sadę sprzą­taczki, bo nie było już eme­ry­tury męża, a jej wdo­wia renta nie wy­star­czała na ży­cie. I że ona, Al­muth, ni­gdy nie sły­szała, żeby Jo­hanna była z kim­kol­wiek skon­flik­to­wana i że jej sio­stra poza nią i dwiema do­ro­słymi sio­strze­ni­cami w Ber­li­nie nie miała in­nych krew­nych. I że Jo­hanna nie miała żad­nych bli­skich zna­jo­mych, poza ko­re­spon­den­cyjną przy­ja­ciółką z Güter­sloch, ale z nią Al­muth też się już skon­tak­to­wała i ona też nie ma po­ję­cia, gdzie Jo­hanna mo­głaby być.

Al­muth Am­sinck była dumna z sie­bie, że opo­wie­działa to wszystko star­szemu aspi­ran­towi spój­nie, pra­wie bez pła­czu i z nie­licz­nymi prze­rwami.

Po­tem po­dała funk­cjo­na­riu­szowi Schol­lowi do­kładny opis sio­stry. Wzrost, waga, po­stura, ko­lor oczu i wło­sów. Przy oka­zji od­po­wia­dała na do­dat­kowe py­ta­nia, na przy­kład, że nie, Jo­hanna nie bie­rze żad­nych le­ków i nie cierpi na żadne po­ważne scho­rze­nia. I że na pewno nie ma de­pre­sji.

Po­tem Scholl po­in­for­mo­wał ją o dal­szej pro­ce­du­rze. Jo­hanna zo­sta­nie wpi­sana do kom­pu­te­ro­wej bazy po­li­cyj­nej jako osoba po­szu­ki­wana – nie po to, żeby ją aresz­to­wać, je­śli się gdzieś po­jawi, tylko żeby stwier­dzić, gdzie prze­bywa i upew­nić się, że znik­nęła z wła­snej woli. Po­wiedzmy, że miała wy­pa­dek sa­mo­cho­dowy i znaj­duje się nie­przy­tomna w szpi­talu albo tra­fiła w ręce po­li­cji jako osoba w sta­nie psy­chicz­nej dez­orien­ta­cji. Wtedy Al­muth jako naj­bliż­sza ro­dzina zo­sta­nie na­tych­miast po­wia­do­miona. Je­śli Jo­hanna nie po­jawi się w ciągu kilku naj­bliż­szych dni ani nie uda się stwier­dzić, gdzie prze­bywa, wtedy sprawę za­gi­nię­cia przej­mie od Ko­mendy Re­jo­no­wej Po­li­cji II w Ki­lo­nii Wy­dział Za­gi­nięć Kra­jo­wego Urzędu Kry­mi­nal­nego.

Star­szy aspi­rant wci­snął Al­muth do ręki swoją wi­zy­tówkę, ona obie­cała, że prze­każe mu ak­tu­alne zdję­cie Jo­hanny i nu­mer jej konta w banku – żeby mógł spraw­dzić, czy w ostat­nich dniach do­ko­ny­wała ja­kichś ope­ra­cji – i od­pro­wa­dził ją do wyj­ścia z ko­mi­sa­riatu.

Kiedy po­że­gnała się z po­li­cjan­tem, miała przez chwilę wra­że­nie, że zdjęto jej z ra­mion część cię­żaru, który dźwi­gała od kilku dni. Ale kiedy wy­szła na zimne i wil­gotne paź­dzier­ni­kowe po­wie­trze, łzy znów na­pły­nęły jej do oczu.

Zu­peł­nie roz­bita i tak za­pła­kana, że prze­chod­nie za­trzy­my­wali się i po­pa­try­wali za nią bez­rad­nie, co za­uwa­żyła ką­tem oka, po­szła na przy­sta­nek au­to­bu­sowy, a jej my­śli krą­żyły tylko wo­kół jed­nego: Gdzie jest Jo­hanna? Co się stało z moją sio­strą?2

Ber­lin, Trep­to­wers, jed­nostka Fe­de­ral­nego Urzędu Kry­mi­nal­nego „Przy­padki nad­zwy­czajne”, pro­sek­to­rium, po­nie­dzia­łek, 19 paź­dzier­nika,

godz. 14:05

La­bo­rant sek­cyjny Her­mann Vo­gel za­su­nął su­wak bia­łego pla­sti­ko­wego worka z gło­śnym świ­stem, a po­tem wsu­nął no­sze obok sze­ściu in­nych. Na nich też le­żały białe worki na zwłoki, pod któ­rymi wi­dać było za­rysy ludz­kich ciał.

Oczy Sa­bine Yao śle­dziły ru­ty­nowe ru­chy do­świad­czo­nego asy­stenta, który na­ci­snął stopą ha­mu­lec kó­łek sta­lo­wego pod­wo­zia, kiedy ona zdej­mo­wała prze­zro­czy­sty pla­sti­kowy far­tuch, który wło­żyła na nie­bie­ską bluzę me­dyczną z krót­kimi rę­ka­wami.

Yao prze­cią­gnęła się i zro­biła kilka ćwi­czeń roz­luź­nia­ją­cych, jed­nak na­pię­cie w ra­mio­nach – sku­tek sze­ściu ostat­nich go­dzin spę­dzo­nych nie­mal bez prze­rwy w po­chy­le­niu nad sto­łem sek­cyj­nym – nie ustą­piło. Od­dzie­lić or­gany, wy­pre­pa­ro­wać zła­ma­nia ko­ści, wy­do­być i za­bez­pie­czyć za­war­tość żo­łądka i pę­che­rza. Ru­chy i czyn­no­ści, które trzy­dzie­sto­sze­ścio­let­nia le­karka me­dy­cyny są­do­wej już od dzie­się­ciu lat wy­ko­ny­wała au­to­ma­tycz­nie, opa­no­wu­jąc je do per­fek­cji.

To przed­po­łu­dnie było dość spe­cy­ficzne na­wet dla tego ze­społu spe­cjal­nej jed­nostki me­dycz­no­są­do­wej „Przy­padki nad­zwy­czajne”, który wi­dział już nie­jedno, za­równo je­śli idzie o na­tłok za­jęć, jak i bru­tal­ność ba­da­nych zbrodni.

Po po­ran­nej od­pra­wie o 7:30 w salce kon­fe­ren­cyj­nej jed­nostki pię­cioro dy­żu­ru­ją­cych le­ka­rzy me­dy­cyny są­do­wej udało się pro­sto do pro­sek­to­rium, gdzie do­ko­nali ob­duk­cji dwóch męż­czyzn o nie­usta­lo­nej toż­sa­mo­ści, któ­rych we wcze­snych go­dzi­nach ran­nych ja­kiś sza­le­niec roz­je­chał mer­ce­de­sem sprin­te­rem.

Yao przy­pa­dła w obu przy­pad­kach główna rola, czyli to ona od­po­wia­dała ze spo­rzą­dze­nie pro­to­kołu z ob­duk­cji. Ber­liń­ski Kra­jowy Urząd Kry­mi­nalny uwa­żał, że nie był to za­ma­cho­wiec ter­ro­ry­sta, tylko sa­mo­bójca, któ­remu nie prze­szka­dzało, że za­bije przy oka­zji po­stronne osoby. Ber­liń­skie bul­wa­rówki przy­pusz­czały po­cząt­kowo w swo­ich in­ter­ne­to­wych wy­da­niach, że po­cho­dzący z Sy­rii sprawca to is­la­mi­sta i uży­wały na­wet okre­śle­nia „Bre­it­sche­id­platz 2.0”. Miej­sce zda­rze­nia znaj­do­wało się bo­wiem za­le­d­wie czte­ry­sta me­trów od tego wła­śnie placu, gdzie 19 grud­nia 2016 roku je­de­na­ście osób pa­dło ofiarą po­cho­dzą­cego z Tu­ne­zji ter­ro­ry­sty, który wje­chał wie­czo­rem roz­pę­dzoną cię­ża­rówką w po­pu­larny jar­mark bo­żo­na­ro­dze­niowy. W dzi­siej­szym przy­padku cho­dziło jed­nak naj­wy­raź­niej o próbę sa­mo­bój­czą upo­jo­nego al­ko­ho­lem kie­rowcy, a mo­tyw miał cha­rak­ter oso­bi­sty. Bliż­szych szcze­gó­łów Yao nie znała. Pewne było na­to­miast, że obie ofiary to bez­domni, któ­rzy no­co­wali pod za­da­sze­niem su­per­mar­ketu, gdzie spę­dzili ze­szłą noc, do­póki około czwar­tej nad ra­nem nie wje­chał w nich mer­ce­des. Zo­stali nie tyle uwię­zieni mię­dzy przo­dem auta a ścianą sklepu, co zmiaż­dżeni. Iden­ty­fi­ka­cja obu za­bi­tych oka­zała się trudna i praw­do­po­dob­nie po­trwa jesz­cze kilka dni, bo­wiem nie mieli przy so­bie żad­nych do­ku­men­tów ani cze­go­kol­wiek in­nego, co po­zwo­li­łoby na usta­le­nie ich toż­sa­mo­ści.

Po­tem Yao i jej ko­le­dzy do­ko­nali ob­duk­cji dwóch braci, któ­rzy po­przed­niej nocy zgi­nęli pod­czas strze­la­niny mię­dzy zwa­śnio­nymi li­bań­skimi kla­nami pod shi­sha ba­rem w ber­liń­skiej dziel­nicy Re­inic­ken­dorf, oraz znaj­du­ją­cych się w sta­nie znacz­nego roz­kładu zwłok ko­biety, na które w le­sie w Rüder­dorf pod Ber­li­nem na­tknęli się grzy­bia­rze.

Ko­bie­cie, praw­do­po­dob­nie dość mło­dej – jej na­czy­nia krwio­no­śne nie miały zmian miaż­dży­co­wych, a na­rządy we­wnętrzne były w do­brym sta­nie – bra­ko­wało głowy. Wy­gląd rany szyi wy­klu­czał po­śmiertne ob­ra­że­nia spo­wo­do­wane przez że­ru­jące zwie­rzęta, jak lisy czy bor­suki, które czę­sto się zda­rzały w przy­padku zwłok od­na­le­zio­nych w le­sie. Na do­da­tek obie piersi ko­biety od­cięto przy uży­ciu zę­ba­tego na­rzę­dzia, naj­praw­do­po­dob­niej piły. Czy za ży­cia, czy już po śmierci, tego nie dało się usta­lić z po­wodu za­awan­so­wa­nego roz­kładu zwłok. Toż­sa­mość ko­biety rów­nież po­zo­sta­wała za­gadką.

Ale tego dnia w pro­sek­to­rium to nie było wszystko. Przy­pa­dek nu­mer sześć sta­no­wił znany ber­liń­ski po­li­tyk. Męż­czy­znę, de­pu­to­wa­nego par­la­mentu Ber­lina, zna­la­zła w jego miesz­ka­niu sprzą­taczka. Na na­sa­dzie pe­nisa miał ol­brzymi pier­ścień erek­cyjny, który przed śmier­cią tak długo od­ci­nał do­pływ krwi do jego moszny i członka, że ge­ni­ta­lia przy­brały nie­zdrową, fio­le­to­wo­czarną barwę. Jed­nak to nie pier­ścień, tylko bełt ku­szy tkwiący w piersi de­nata spo­wo­do­wał, że do jego przy­padku za­an­ga­żo­wano me­dy­ków są­do­wych z jed­nostki „Przy­padki nad­zwy­czajne” Fe­de­ral­nego Urzędu Kry­mi­nal­nego.

Ostat­nie ciało na­le­żało do jed­no­znacz­nie zi­den­ty­fi­ko­wa­nej to­pie­licy, którą wy­ło­wiono z Ha­weli wcze­snym przed­po­łu­dniem – była to pięć­dzie­się­ciocz­te­ro­let­nia mał­żonka bia­ło­ru­skiego ban­kiera in­we­sty­cyj­nego, która cztery dni wcze­śniej pa­dła ofiarą po­rwa­nia w cen­tral­nej dziel­nicy Ber­lina Mitte. We­dług śled­czych Fe­de­ral­nego Urzędu Kry­mi­nal­nego jej mąż prze­kom­bi­no­wał, pró­bu­jąc wy­ne­go­cjo­wać ob­ni­że­nie kwoty okupu do wy­so­ko­ści sumy ubez­pie­cze­nia, które jego ber­liń­ska firma miała wy­ku­pione na taką ewen­tu­al­ność, i po­ry­wa­cze stra­cili cier­pli­wość albo nerwy. A może jedno i dru­gie.

Ubie­gła noc znów ze­brała w sto­licy Nie­miec śmier­telne żniwo – po­my­ślała Yao, prze­su­wa­jąc czub­kami bu­tów wi­jące się ro­baki, które wy­pa­dły z bez­gło­wej ko­biety z lasu w Rüder­dorf, do szcze­liny od­pływu pod sto­łem sek­cyj­nym.

Od nie­mal ośmiu lat Yao na­le­żała do pro­wa­dzo­nej przez pro­fe­sora Paula Herz­felda jed­nostki spe­cjal­nej „Przy­padki nad­zwy­czajne”, dzia­ła­ją­cej nie­jako na pierw­szej li­nii frontu me­dy­cyny są­do­wej w Ber­li­nie. Jako le­karz są­dowy wie­działa, jak ważne jest to, żeby ob­razy, które oglą­dała co­dzien­nie na miej­scach zda­rzeń oraz w pro­sek­to­rium, nie prze­ni­kały zbyt głę­boko do jej zwo­jów mó­zgo­wych i nie brały w nie­wolę jej umy­słu. Tak samo wie­działa, że roz­pa­mię­ty­wa­nie „dla­czego to się stało” ni­komu ży­cia nie przy­wróci.

Yao prze­lot­nie zer­k­nęła w jedno z lu­ster nad umy­wal­kami, żeby spraw­dzić stan swo­ich czar­nych wło­sów zwią­za­nych w koń­ski ogon. Kiedy wresz­cie ru­szyła z do­ku­men­tami do­ty­czą­cymi wy­ko­na­nych sek­cji oraz dyk­ta­fo­nem w ręku do szatni, po­czuła wi­bra­cje ko­mórki. Wy­jęła te­le­fon z bocz­nej kie­szeni far­tu­cha.

– Cześć, cio­ciu Al­muth, czy mogę od­dzwo­nić do cie­bie za dzie­sięć mi­nut...

– Nie, Bine. To ważne. A na­wet bar­dzo ważne! – cio­cia Al­muth prze­rwała jej gło­sem zdu­szo­nym od łez. – Zna­leźli Jo­hannę. Ona... ona nie żyje!

– O, Boże, to straszne! – od­po­wie­działa bez­rad­nie Yao, któ­rej prze­le­ciało na­raz przez głowę mnó­stwo my­śli. Choć spo­dzie­wała się naj­gor­szego – cio­cia Jo­hanna nie da­wała znaku ży­cia od pięt­na­stu dni – aż za­bra­kło jej tchu w piersi.

– Przed chwilą tu byli. U mnie w domu. Po­li­cjanci – mó­wiła ury­wa­nym gło­sem ciotka. – Zna­leźli ją wczo­raj. I nikt nie wie, co się stało. A prze­cież... – Roz­sz­lo­chała się już cał­kiem, a Yao miała tylko na­dzieję, że jej ciotka nie za­słab­nie.

Le­karka są­dowa od­chrząk­nęła, za­pa­no­wała na sobą i spo­koj­nym to­nem po­wie­działa:

– Cio­ciu Al­muth, przy­jadę do cie­bie do Ki­lo­nii. Omó­wimy wszystko na spo­koj­nie dziś wie­czo­rem. Za­ła­twię jesz­cze tylko tu­taj parę rze­czy, a po­tem jadę. Po­mogę ci w zor­ga­ni­zo­wa­niu po­grzebu i za­ła­twia­niu wszyst­kich spraw urzę­do­wych. Mo­żesz na mnie li­czyć. – Mó­wiąc te słowa, uświa­do­miła so­bie jed­no­cze­śnie, że musi się do­wie­dzieć, co przy­da­rzyło się cioci Jo­han­nie.

– Och, Bine, dziecko moje, to ta­kie miłe z two­jej strony! Je­stem ci bez­gra­nicz­nie wdzięczna.

Po chwili mil­cze­nia Yao za­py­tała:

– Skąd po­li­cja wie, że to cio­cia Jo­hanna? To zna­czy, jak ją zi­den­ty­fi­ko­wali?

– Po ob­rączce. Przy­nie­śli ją w ma­łej pla­sti­ko­wej to­rebce... A... ja roz­po­zna­łam gra­we­ru­nek i datę ślubu... Ale... oni chyba już wcze­śniej byli stu­pro­cen­towo pewni, że to Jo­hanna – od­po­wie­działa Al­muth. Jej słowa co chwilę prze­ry­wał ci­chy płacz. – Za­py­ta­łam ich po­tem, dla­czego nie mogą po­ka­zać mi zdję­cia zmar­łej sio­stry, ale w ogóle nie chcieli o tym roz­ma­wiać.

Pew­nie ciało zo­stało tak zde­for­mo­wane przez od­nie­sione ob­ra­że­nia albo roz­kład, że nie chcieli na­ra­żać cioci Al­muth na roz­po­zna­wa­nie zwłok na zdję­ciu, prze­cież wczo­raj mi­nęło czter­na­ście dni od za­gi­nię­cia Jo­hanny – po­my­ślała ze współ­czu­ciem Yao. Choć już w pierw­szych se­kun­dach roz­mowy obie­cała so­bie, że nie bę­dzie wni­kać w szcze­góły, tylko omówi z ciotką wszystko oso­bi­ście, za­wo­dowa cie­ka­wość zwy­cię­żyła.

– A wiesz, gdzie ją zna­leźli? I kto? Le­żała na otwar­tym te­re­nie? Czy funk­cjo­na­riu­sze po­wie­dzieli coś na ten te­mat?

– Nic do­kład­niej nie wiem. A może mi po­wie­dzieli, ale za­po­mnia­łam. By­łam taka zde­ner­wo­wana! To ta­kie nie­rze­czy­wi­ste, to wszystko... Zna­leźli ją gdzieś w Schwen­ti­ne­tal. Wy­daje mi się, że tak wła­śnie po­wie­dzieli... – Głos Al­muth Am­sinck znów ucichł, a Yao usły­szała gło­śny szloch.

Do­wiem się wszyst­kiego, gdy będę już w Ki­lo­nii. Sama wy­ro­bię so­bie ob­raz sy­tu­acji: skon­tak­tuję się z funk­cjo­na­riu­szami z kry­mi­nal­nej, któ­rzy pro­wa­dzą tę sprawę, zo­ba­czę zdję­cia ze zna­le­zie­nia zwłok, jak już tam będę, a może na­wet oso­bi­ście obej­rzę so­bie to miej­sce – po­sta­no­wiła w my­ślach.

– Nie będę cię te­raz nie­po­trzeb­nie mę­czyć, cio­ciu Al­muth. Za­dzwo­nię póź­niej z drogi, jak już będę wie­dzieć, kiedy do­trę, do­brze? Jesz­cze tylko jedno py­ta­nie: czy wiesz, gdzie jest te­raz ciało cioci Jo­hanny?

– Nie. Po­li­cjanci po­wie­dzieli, że za­brała je pro­ku­ra­tura. To wszystko jest ta­kie okropne... Co to zna­czy, Bine? Czy to zna­czy, że Jo­hannę za­mor­do­wano?

Yao usły­szała, że jej ciotka znowu pła­cze.

– To jesz­cze nic nie zna­czy, cio­ciu. To nor­malna pro­ce­dura. Po­roz­ma­wiamy po­tem o tym do­kład­niej.

Yao po­że­gnała się i scho­wała ko­mórkę do kie­szeni, a po­tem po­stała jesz­cze chwilę i po­my­ślała: Skoro ciało cioci Jo­hanny za­brała ki­loń­ska pro­ku­ra­tura, to zna­czy, że znaj­duje się w Za­kła­dzie Me­dy­cyny Są­do­wej w Ki­lo­nii.

Od razu wie­działa, co ma da­lej ro­bić. Ale to nie bę­dzie pro­ste. Wręcz prze­ciw­nie. Bo ozna­cza roz­dra­pa­nie sta­rej rany.3

Sa­mo­chód dok­tor Sa­bine Yao, po­nie­dzia­łek,

19 paź­dzier­nika, godz. 16:20

Yao zmie­niła odzież ochronną na zwy­kłe ubra­nie i po­szła pro­sto do pro­fe­sora Paula Herz­felda, kie­row­nika Za­kładu Me­dy­cyny Są­do­wej Fe­de­ral­nego Urzędu Kry­mi­nal­nego, żeby wziąć urlop do końca ty­go­dnia. Cztery dni, pod­czas któ­rych za­mie­rzała po­znać oko­licz­no­ści śmierci ciotki Jo­hanny. Pro­fe­sor Herz­feld zgo­dził się od razu i bez wa­ha­nia, choć jej nie­obec­ność trudno bę­dzie zre­kom­pen­so­wać w cza­sie, gdy za­kła­dowi bra­kuje per­so­nelu. Po­nadto szef za­pew­nił Yao, że może li­czyć na jego wspar­cie.

Le­karka wy­ru­szyła swoim mini co­ope­rem z Ber­lina około szes­na­stej. Wcze­śniej wpa­dła do sie­bie do domu i spa­ko­wała nie­zbędne rze­czy do torby po­dróż­nej.

Do­piero od dwu­dzie­stu mi­nut była w dro­dze i wła­śnie zjeż­dżała z ber­liń­skiej ob­wod­nicy, kiedy w ze­sta­wie gło­śno­mó­wią­cym ode­zwał się sy­gnał te­le­fonu od pro­fe­sora Paula Herz­felda. Yao ode­brała, a jej szef od razu prze­szedł do rze­czy.

– Pani Yao, nie chciał­bym się na­rzu­cać, ale mam do­bre kon­takty z ki­loń­ską pro­ku­ra­turą i po­zwo­li­łem so­bie za­dzwo­nić do sta­rego zna­jo­mego. Je­śli cho­dzi o sprawę pani ciotki, to pro­szę śmiało zwra­cać się do pro­ku­ra­tora na­czel­nego Löwena. Uprze­dzi­łem go i chęt­nie po­może. Pani Hüb­ner prze­śle pani za­raz SMS-em nu­mer do niego i ad­res.

– Dzię­kuję, ja... – od­po­wie­działa Yao, ale była zmu­szona prze­rwać, bo na­gle drogę na au­to­stra­dzie za­je­chała jej cię­ża­rówka i mu­siała wy­ko­nać gwał­towne ha­mo­wa­nie.

Herz­feld chyba się zdzi­wił, że ona nic nie mówi, bo stwier­dził:

– To tylko pro­po­zy­cja. De­cy­zja na­leży do pani, pani Yao.

– Nie, nie, prze­pra­szam! Bar­dzo panu dzię­kuję za po­moc, pa­nie pro­fe­so­rze. Bar­dzo to do­ce­niam – po­śpiesz­nie za­pew­niła Yao.

– Jesz­cze jedno... – usły­szała znów głos Herz­felda.

– Tak?

– Tylko żad­nej sa­mo­wolki, pani Yao.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: