- W empik go
Za głosem serca: Opowiadanie z życia w W. Ks. Poznańskiem - ebook
Za głosem serca: Opowiadanie z życia w W. Ks. Poznańskiem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 192 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przez
Zofię Kowerską.
Warszawa.
Skład główny w Księgarni Polskiej, ul. Warecka 15.
1919.
Szymonowa Cieplakowa, młoda i tęga kobieta, wyszła na próg chaty i krzyknęła:– Hanka! Gdzież się ten próżniak wałęsa? Hanka!
Z za węgła domu wyszło dziwne stworzenie, coś, co miało dwie prawie równej wielkości głowy: dziewczynka mała, mizerna, wątła, wyglądająca na lat pięć, związana dużą chustką w jedną całość z rocznem, tłustem, ogromnem na swój wiek dzieckiem, które nie chodziło jeszcze, dlatego że było zbyt ciężkie.
– Gdzieżeś znowu wlazła, że się ciebie dowołać nie można? Połóż dziecko w kołysce, a sama idź do szkoły!
– Do szkoły? – zapytała dziewczynka z takim przestrachem, jak gdyby zobaczyła wilka.
– Kiedy ci mówie do szkoły, to do szkoły.
– Sama?
– A jużci co? Może gubernantkę do ciebie wezmę, żeby cię odprowadzała? Pójdziesz i tyle. Inne chodzą, to i ty pójdziesz. Włóż nową spódnicę i trzewiki!
Hanka, której imienia nie było komu spieścić na Hanusię lub Handzię, była sierotą. Matkę straciła zaraz po urodzeniu, ojciec zaś był hulaka i nic dobrego. Sprzedał, co tylko mógł, i poszedł. Nit t nie wiedział, czy żył jeszcze. Mówiono, że popłynął do Ameryki, ale to były tylko takie gadki, bo do nikogo nie pisywał. Małą Hankę wzięła stara Cieplakowa i z wielką biedą wypoiła mlekiem Mrowiem. Dopóki żyła, maleństwo zwano Hanuśką, ale nad trumną; Cieplakowej wysypano mogiłę… z żółtej gliny, zaś siedmioletnią Hanuśkę wzięła na niańkę do dziecka młoda Cieplakowa i odrazu wołać na nią zaczęła "Hanka".
Niemowlę rosło z dniem Każdym, Hanka zaś zdawała się coraz mniejsza i coraz mizerniejsza. Oczy jej stawały się większe i jakieś jaśniejsze a coraz bardziej wystraszone. Gdy ją związano razem z dzieckiem chustka na węzeł, dobrze zadzierzgnięty z tyłu, chwiała się czasem, jakby nią wiatr miotał. Raz nawet, dostawszy, kułakiem w plecy od gospodyni, przewróciła się razem z dzieckiem. Szczęściem, że to było na trawie w ogrodzie.
* * *
Cieplakowie mieli ładne gospodarstwo o cztery mile od Poznania. Dostało się ono Cieplakowi jako wiano po żonie i gospodyni często wypominała mężowi, że to ona była panią wszystkiego. Chłop był pracowity i potulny i mury pokorą przebijał. Kobieta była chytra na grosz, kłótliwa i przykra. Dobrze z sobą żyli, bo Szymon milczał a uszy po sobie trzymał.
Wiedzieli oni, że pod Prusakiem takie jest prawo, że każde dziecko, gdy skończy lat sześć, musi iść do szkoły, ale myśleli, że się im jakoś z Hanką upiecze choć jaki rok. Tymczasem, że to Prusak zna porządek a żartów z nim niema, więc Cieplaka wezwano do policyi i naznaczono pieniężną karę za to, że Hanka do szkoły nie chodziła. Bronił się, mówiąc, że Hanka wygląda na pięć lat, że on nie wiedział… że zapomniał… ale nic nie pomogło – karę zapłacić musiał.
* * *
Zapowiedziawszy Hance, by do szkoły ruszała, Cieplakowa weszła do izby, gdzie dziecko, położone w kołysce, krzyczało, a Hanka płacząc naciągała na siebie w kącie spódniczynę.
– Chodź tu! – zawołała Cieplakowa – toć wyglądasz jak czuchro! Dawaj grzebień z szuflady!
I poczęła czesać biedną, wystraszoną Hankę. Tylko w bajkach macochy tak dzieci mężowskie czeszą. Cieplakowa nie miała złego serca, ale gdy była czego rozgniewana, to jej się na oczy nic pokazuj. W tej chwili złościło ją to, że Hanka musiała iść do szkoły, a tu dziecka nie było komu bawić. Więc też skrupiło się na głowie Hanki. Darła ją tak, że na grzebieniu została cała kupa włosów jasnych jak słoma żytnia, wybielona na lipcowem słońcu. Dziewczynka za każdem przeoraniem głowy grzebieniem mrużyła wystraszone oczy, ale skarżyć się nie śmiała, a łzy wstrzymywała. Pewno, że jej opadały na serce, bo coraz większy ciężar w niem czuła.
Potem uczesaniu obejrzała się na Cieplakową, jakby szukała ratunku, ale w oczach gospodyni ujrzała, że ratunku nie było, więc włożyła chuścinę i poszła.
Był ranek, słońce świeciło jasno i Cieplakową, wyszedłszy przed chałupę z krzyczącem dzieckiem na ręku, ujrzała na drodze Hankę taką skuloną i zbiedzoną, że jej się żal zrobiło. Świat taki wielki i szeroki, a to było takie maleństwo! Żeby nie dziecko, Cieplakową byłaby odprowadziła Hankę do szkoły.
* * *
Nauczyciel szkoły był to zakamieniały Niemiec, z tych", co to biją i katują dzieci polskie. Gdy Hanka stanęła przed nim, krzyknął coś, czego ona nie zrozumiała, gdyż po niemiecku nie umiała wcale. Wtedy groźnie spojrzał na sierotę, tak iż drżąca cała nie pojęła, że jej wskazywał miejsce, przeznaczone dla niej na ławie szkolnej. Krzyczał coraz mocniej i wymyślał po niemiecku, a dziecię drżało i coraz bardziej traciło przytomność…