- W empik go
Za miesiąc: Fotografja bez retuszu - ebook
Za miesiąc: Fotografja bez retuszu - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 238 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
FOTOGRAFJA BEZ RETUSZU.
zdjął z natury
Wołody Skiba.
(Odbitka z Kółka Domowego).
WARSZAWA.
w DRUKARNI CZERWIŃSKIEGO I SPÓŁKI przy ulicy Śto-Krzyzkiej Ner 1325 (8).
1868.
Äîçâîäåïî Öåíçóðîþ.
Âàðøàâà 18 ßíâàðÿ 1868 ã.
ZA MIESIĄC.
Nazywano pana Rocha Karzelskiego oryginałem, chociaż w istocie ani w jego postaci, ani w postępowaniu nio tak bardzo oryginalnego nie było.
Byt on urzędnikiem i brał sześć tysięcy pensji. Sześć tysięcy jest u nas pensją tak wysoką, że o tym, kto jest tak uposażony, napewno prawie powiedzieć można, że nie jest młody. Toż samo dało się powiedzieć, o panu Rochu; brat sześć tysięcy od lat dwóch, a dostał je po dwudziestu latach nieskazitelnej służby. Widać ztąd, że już zaszedł w piąty dziesiątek, co równie otwarcie jak metryka albo stan służby, powiadala jego łysina i przypruszajijca resztki włosów siwizna.
I.
Nie będziemy przebiegali calej listy stanu służby pana Rocha, obojętnem jest dla nas jak prędko awansowali jakie zajmował stanowiska, zajrzymy tylko na chwilę do tej rubryki, gdzie się stereotypowemi wyrazami oficjalnego stylu zapisują dzieje rodzinne, a więc i serdeczne najczęściej, ludzi, co sobie położyli za zadanie wdrapać się jak najwyżej po szczeblach biurokratycznej drabiny.
W rubryce tej przez siedm lat z okładem znajdował się tylko jeden wyraz: „bezżenny”. W ósmym roku służby przekreślono ten wyraz i zapisano; „żonaty z Katarzyną Pościeką córką urzędnika,” a w rok póżniej dopisano jeszcze:.,ma córkę Leokadję, urodzoną dnia 9. grudnia 185" roku."
Przed ślubem pan Roeh brał tylko tysiąc ośmset złotych, w dzień ślubu awansował na dwa tysiące czterysta. Znać w tym było wplywę protekcji teścia, który był bezpośrednim naczelnikiem pana Rocha. Dowodziło to zarazem, że pan Roch serce swoje w karbach trzymać potrafił, i uczynił je zupełnie uległem woli zwierzchnika, który nieraz zapraszał go do siebie na familijnego wista, i podczas gry niby niechcący, dawał mu do zrozumienia, że radby go mieć swoim zięciem.
Tak naprzykład do stolika wistowego zasiadało oprócz gospodarza i pana Rocha dwóch jeszcze szwagrów pana Pościekiego, pan Jan i pan Józef, obydwaj radcy. Pan Roch mial wychodzić i wychodził tak dobrze, że naczelnik wykrzykiwał:
– Z talentem zagrane, panie Rochu, z talentem!… gdybym mial jeszcze jedną siostrę, chciałbym cię mieć swoim szwagrem….
– Byłby wist prawdziwie rodzinny, odpowiadał na to pan Roch.
– Ale, że nic masz więcej siostr.zaczynal pan radca Jan.
– Więc go możesz mieć swoim zięciem, domawiał pan radca Józef, który miał zwyczaj kończyć ucinkowe zdania szwagra, radcy Jana.
Pan Roch rumienił się i wzdychał.
– Kasia jeszcze za młoda, decydował nareszcie naczelnik Pościcki.
Pan Roch czerwienił się jeszcze bardziej, wzdychał jeszcze mocniej.
Rozumiał dobrze, iż gdy taka tylko w przyjęciu go za zięcia zachodziła przeszkoda, to czas niedługo ją zwycięży, a wtedy pan naczelnik nie będzie już miał nic do zarzucenia myśli zaczętej przez radcę Jana, a dokończonej przez radcę Józefa. I
Rozmowa ta powtarzała się w domu pana Pościekiego prawie tak często jak wist, a wist powtarzał się co tydzień
Pan Koch nie wątpił, że Kasia przeznaczoną mu była przez naczelnika, a naczelnik,to władza, więc jej ani myślał oponować, i patrzył na pannę Kasię, jak na swoje, przyszła, to jest jeszcze nieśmielej jak na wszystkie inne.
Tym sposobem przyszło fio lego, że raz gdy radca Józef dokończył zaczętego przez radcę Jana przypuszczenia, iż pan Roch mógłby być zięciem naczelnika, naczelnik westchnął tylko, i nic nie wspomniał o młodości Kasi.
– Oho! naczelnikówna już dorosła, pomyślał pan Roch.
I nie chcąc się okazać nieuległym w obec zwierzchnika, ośłwiadczył się zaraz nazajutrz formalnie, a jeszcze formalniej został przyjęty.
W miesiąc potem przekreślano w etanie służby wyraz: „bezżenny” i zapisywano: „żonaty.”
Wist ów, owe napomnienia radcy Jana, kończone przez radcę Józefa, uwagi naczelnika a następnie jego wymowne milczenie; awans w dzień ślubu, zmiana w stanie służby, pozostały na zawsze drogiem dla pana Rocha wspomnieniem. Były to niby całe dzieje jego miłości, wolne od tych wszystkich epizodów, bez których miłość w powieści obejść się nie może, od pierwszego spotkania, romansowych spojrzeli, westchnień, czułych bilecików, usmie chów, egzaltowanych rozmów, pierwszego kocham" wypowiedzianego na klęczkach, i pierwszego pocałunku pochwyconego w gorąozkowej chwili zapomnienia o przepisach siódmego przykazania.
Romans ten cały był oryginalnym i może przyczynił się do tego, że pana Rocha oryginałem nazywano.
W pożyciu małżeńskiem pan Roch pozostał tem, czem był przed ślubem, to jest podwładnym urzędnikiem. Nie będąc naczelnikiem w biurze, nie śmiał sobie tej posady przywłaszczać nawet we własnym domu, na-czelnikówna zatem objęła domowe rządy, do czego z mocy stanowiska ojca niezaprzeczone miała prawo.
Kiedy w rok potem dopisano w stanie służby pana Rocha, świeżo na świat przybyła Lodzię i w dniu jej chrztu czterej partnerzy usiedli do rodzinnego wista, radca Jan zaczął:
– Jeśli tak dalej pejdzie z temi dopiskami w twoim stanie służby, panie Rochu…
Radca Józef pośpieszył dokończyć:
– To koniec końcem rubryka dzieci okaże sic za szczupłą i trzeba będzie część ich przenieść pod: „uwagi.”
Pan Roch się uśmiechnął teść się skrzywił cokolwiek i rzekł:
– Ciężkie czasy!…
To wyrażenie wiele dało do myślenia panu Kochowi, Uważał, że dalsze przypiski nie 6yłyby po myśli teścia naczelnika i od tuj chwili zaczął pragnąć gorąco, ażeby się bez nich obeszło.
Los zastosował się posłusznie do jego pragnienia. Pan Roch pozostał ojcem jedynaczki. Gdyby nieboszczyk Malthus nie był na dwadzieścia lat przedtem, ustąpił innym miejsca na tej ziemi, o której przeludnienie tak bardzo się obawiał, powinszowałby zapewne panu Rochowi w imieniu całej ludzkości.,.
Jedynaczka rosła i pensja pana Rocha wzrastała. Lodzie pielęgnowała matka, o wzrost pensji starał się wszelkimi wpływy i stosunkami teść-naczelnik. Pan Roch potrzebował tylko pilnować biura, resztę już za niego robiono.
Nie mając do myślenia o domu i o córce, pan Roch oddał się swemu biurokratycznemu powołaniu z całą namiętnością i gorliwością aż do pedanterji posuniętą.
Przyszedłszy z czasom do stanowiska na którem miał podwładnych, był dla niechtera, czem byli względem niego wyżsi hierarchicznie. Dobry lub zły humor zwierzchnika z fotograficzną szybkością i dokładnością portretował się w panu Rochu i dawał się uczuć niżej od niego położonym. Czynności, które miał sobie powierzono wykonywał z drobnostkową skrupulatnością i takiej samej od swoich podwladnych wymagał Przekonaniem jego w kwestjach biurowych było przekonanie zwierzchnika, nawet w rzeczach któro są zupełnie dowolne. Jeżeli zwierzchnik pisał dyrekcja przez jotę, nic wolno było podwładnemu w przepisywaniu położyć dyrekcja albo dyrekcyja; jeśli zwierzchnik się zmienił i następca jego innej używał pisowni, zmieniała się ortografja podwładnych. Zwierzchnik zażywał tabakę,))an Roch natychmiast sprawiał tabakierę, następca jego nienawidził tabaki, pan Roch stawał się tabako-fobem, a nawet tabakierko-klastą.
Raz tylko nie udało mu się naśladować swego bezpośredniego zwierzchnika, a było to wówczas, gdy przeniesiony do Innego wydziału, dostał się pod władzę naczelniku noszącego kolczyk w lewem uchu. Chciał i on przekłuć sobie ucho, lecz operacja powtórzona kilkakrotnie, nie powiodła się. Wdawało się tak zwane żywe mięso i trzeba było dać uchu zarosnąć.
Gdy się rana zgoila, pan Roch na nowo poddawał się operacji, ale na nowo bezskutecznie. Znów trzeba było ucho smarować oliwą, aż raz jej kropla spadla na referat, którego właśnie zażądał naczelnik.
Pan Roch podał swą pracę, z niepokojeni spoglądając na tłustą plamę.
– Co to za nieporządek, rzekł zmarszczywszy się naczelnik, człowiek sobie ręce walać musi jak w kuchni, albo w piekarni…
– To, proszę pana naczelnika, z ucha mi niechcący kapnęło, odrzekł nieśmiało pan Roch.
Naczelnik spojrzał na ucho i zmarszczył się jeszcze bardziej.
– Porzuć to, panie Karzelski, rzekł, bo ci się jeszcze wda gangrena.
Wyraźnego rozkazu trudno było nie słuchać. Pan Roch dat sobie pokój z kolczykiem.
Takie życie trwało bez przerwy lat kilkanaście.
Gdy pan Roch ukończył dwadzieścia lat urzędowania, zaszła nowa zmiana w jego stanie służby, aż w dwóch rubrykach odrazu.
Los, który lubi plątać szczęście i nieszczęście, sprawił, że tegoż samego dnia, kiedy w liście stanu służby zapisywano awans na naczelnika z sześcioma tysiącami pensji, musiano w innej rubryce wyraz „żonaty” przemienić na „wdowiec.”
Prosto z installacji swojej na nowy urząd, której odłożenia dla żałoby rodzinnej nie zażądał, poszedł pan Roch na Powązki, jako „nieutulony w żalu.” W mowie nadgrobnej szczególnie rozczuliło go namaszczone ubolewanie nad tem, że zmarlej ani razu los nie pozwolił nazwać się naczelnikową, którą w sam dzień śmierci zostaią.
Smutny powracał pan Roch do domu, i myśli plątały mu się dziwnie.
– Otoż awansowałem odrazu i na naczelnika i na wdowca!… Szczęśliwyż ja człowiek! biedny ja człowiek!… Ha! cóż… zostałem naczelnikiem, to nim być muszę… będę nim i w biurze i w domu… Siostry umie może swatać będą chciały… one takie swatki zawzięte! Jeszcze nieboszczka nie ostygła, a już mi napomknęły, że teraz kiedym został naczelnikiem i panny i wdowy wyjście za mnie uważałyby za karjerę… Więc mnie będą swatały niezawodnie… Ale nie! nie ożenię się powtórnie!… Dyrektor wydziału, w którym teraz pracuję… naczelnikuję chciałem powiedzieć… jest także wdowcem już od lat dziesięciu i nie ożenił się drugi raz… jakżeż tuja się mam żenić?… Trudne będzie przejście z siostrami, ale już sobie radę dam… nie napróżno zostałem naczelnikiem!… dam sobie radę!… nio nie wskórają.
Pan Roch dobrze przewidział, że będzie miał niemało trudu pokonać swatowską namiętność swoich sióstr. Miał ich aż dwie, Urszulę i Giertrudę, obie zamężne, obie nie-przyjaciolki Malthusowych zasad. Gdyby nie to, że z małżeństw które planowały, niewielki ledwie procent przychodził do skutku, w całem obszernem kole ich bliskich, dalszych i najdalszych znajomych, nie byłoby już ani jednego kawalera do wzięcia, ani jednego wdowca, ani jednej panny na wydaniu i ani jednej wdówki. Ledwie więc ubiegło pierwsze sześć tygodni żałoby, wzięły pana Rocha w krzyżowy ogień argumentów, że powinien się ożenić. Najważniejszym z tych argumen, tów było, że Lodzia potrzebuje matki.
– Matki, zgoda, ale macochy? odpowiadał tryumfująco pan Roch, przekonany, że tego rodzaju zarzutu, sofistyka namiętnych swatek nie pokona.
Siostry jednak miały odpowiedź gotową:
– Jak kogo nie stać na czekoladę waniliową, pija racahout des Arabes, chociaż w niem więcej mąki niż kakao, rzekła Urszula.
– Kto nie może wyjechać do Karsbadu, chodzi na sztuczny Sprudel do saskiego ogrodu, dodała Giertruda.
Rozumowanie było silne. Czem innem jak uporem pan Roch oilpowiodzieć nie potrafił. Uparł się tedy i rzeki stanowczo:
– A otoż ja się nie ożenię!
Siostry pana Rocha były zdania, że na upór nie ma innego lekarstwa, jak upór jeszcze większy i…nie myślały dawać za wygraną, ciekawe kto kogo przemoże.
Rozpoczęły ze swoim bratem wojnę podjazdową. Nie śmiejąc go atakować wprost, wynajdowały coraz to nowe i coraz to świe-tniejszo partje, i wyszukiwały coraz to innych osób, ażeby mu je stręczyty. Pan Roch opędzał się jak od much, aż go to znużyło nareszcie. Niektóre z projektowanych zwiąż-, ków były tak ponętne, że trzeba było niezwykłej siły ducha i energji, ażeby nie stracić z oczu przykładu, jaki swojem wdowieństwem dawał mu dyrektor wydziału.
Widząc, że w końcu upaść może, pan Roch… postanowił pozbyć się swatów raz na zawsze Długo szulcał w swej głowie najskuteczniejszego środka, aż nareszcie wpadł na myśl, której wykonanie tak rozgniewało obie siostry, że i one odtąd zaczęty go nazywać oryginałem.
Posłał do Kurjera ogłoszenie, podpisane swojem nazwiskiem i tytułem, w którem oświadczając, iż nie ma zamiaru do końca życia wstępować w powtórne związki małżeńskie, najzaszczytniejszy bowiem i najdobrańszy związek, nie byłby w stanie powrócić mu szczęścia, jakie w swej małżonce utracił, prosi i wzywa osoby znajome i nieznajomo, ażeby dozgonnej jego boleści propozycjami małżeńskiemi nie powiększały.
Wiele osób w Warszawie śmiało się z tego ogłoszenia, pana Rocha jednak woale nie obchodziły te szyderstwa, miał bowiem sumienie czyste, gdyż przed wydrukowaniem poradził się swego zwierzchnika i ten mu oświadczył, że przeciwko myśli ani redakcji podobnej odezwy, nic do nadmienienia nic ma.
Środek był tale stanowczym, że po użyciu go już ani jednej partji panu Rochowi nie zaproponowano. Ogłoszenie tylko obraziło niezmiernie obie siostry, które od tego czasu postanowiły sobie, że nigdy w domu jego nie postaną, i postanowienie to mężom swym do wiadomości i zastosowania się zakomunikowały.
Pan Roch przyjął ten cios z rezygnacją. Zostać wdowcem za przykładem zwierzchnika, zdawało mu się rodzajem służbowego obowiązku, i obowiązku tego dopełnił, chociaż spełnienie go ściągało nań bolesne nieporozumienia familijne.