- W empik go
Za posagiem - ebook
Za posagiem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 279 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rogier Zasławski do Stanisława Chlebowicza.
Zbozejew, io… stycznia i867.
Zapytujesz: czy pobłażliwość w zastosowaniu jej do błądzących nie jest właściwszą od potępienia?
Zapewne! bo podawszy dłoń przyjazną błądzącemu, możemy go przyciągnąć na drogę prawą.
Zbytnia wszelako pobłażliwość w obec nagannego postępku, to jakoby chwast, któremu dozwalamy się rozróść wybujać, i który wreszcie zagłuszy wszystko.
Nie potępiaj! Kządź się miłością chrześć-jańską! – ale nie patrz przez szpary, gdy któś podlić się zaczyna.
Henryk Rzewuski dowcipnie porównał podłość do gorącej kąpieli: gdy się w nią wejdzie, parzy z początku – ale potem staj się tak przyjemną, że i trudno z niej wyleźc. Spuszczając się ze;stromej góry… coraz zbiega się szybciej – tak samo i złe narowy ku przepaści pociągają.
Mam rówieśnika–wprawdzie młodszy on odenmie o lat dwa – lecz na jednej byliśmy pensji u profesora N. N., i podrośliśmy razem. A potem zrządziły okoliczności, że jakkolwiek dość daleko od siebie mieszkamy, to jednakże w przygodach życia spotykamy się często – i niby zawadzamy sobie. Mam nawet pewne przeczucie, że kiedyś naprzeciw sobie wielce nieprzyjaznie staniemy. Znam charakter tego człowieka na wskroś. Nie popełnił on dotąd, o ile wiem, podłości żadnej, i niby-to niczem swojego nie splamił honoru, lecz od tego słaba tylko dzieli go linijka. Samolubny, bezwzględny, lekceważący wszystko, wyrachowany, bezlitosny, a komedjant zręczny. Za kulisami działo się tam różnie, ale na widowni świata dobre umiał zachować imię.
ua niedużej wiosce, lubi zarazem pewną pańskość i wystawę-ądny, gospodarny, gładki bardzo, elegancki i pięknej powierzchowności, łacno podoba się wszystkim. Ta opinja dobra, jakiej używa – powiem nawet, szacunek – dozwolą mu łacno zbroić niejedno, gdy tego interes samolubny wymagać będzie. A co więcej, że przytem i opinji swojej nie zaszkodzi tak zaraz!… Człowieka tego unikam, i dla niego nie potrafiłbym być pobłażliwym, ażeby go ostatecznie na dno piekieł nie strącić.
Zatem, pobłażliwości dla ułomnych, chrześcjańskiego napomnienia dla błądzących, podania ręki upadającym, ale surowości w obec tych, którzy z pogodną czelnością do spodlenia się zmierzają!
Szlę ci uścisk bratni, Stasiu kochany.
Rogier.
Leontyna do Kamilli.
Bunowo, 2o stycznia i867.
Dzień był już naznaczony, w którym miałyśmy z mamą na wasze nowosiedliny przybyć. Cieszyłam się tą myślą nad miarę, gdy oto najdroższa mama na swoje zwykłe, katarowe cierpienie zapadła. Przeto chwila upragniona znowu na poźniej odłożoną została.
Cieszyłam się nad miarę, powtarzam – a my, dzieci ziemi, nigdy nie powinniśmy cieszyć się zbytecznie, bo nam zaraz fatalizm jakiś pewną wypłata psotę. Alez fatahzm, fatum, czyliż doń wiarę przywiązywać w dzie-więtnastem stuleciu?… To raczej byłby barbaryzm.
Czyliż się wszelako i w tym wieku oświaty wielkiej stokrotne barbaryzmy nie dzieją?… Och ciężko westchnąłam Kamillo!
Czyliż i małżeństwo Karoliny z panem Jacentym nie do onych barbaryzmów należy? A może ono właśnie jest wynikiem cywilizacji dzisiejszej – niestety!… Ona młoda i ładna, on starzec wstrętnie ukosmetykowany. Wybacz mi to wyrażenie, alem naprędce innego stworzyć nie umiała. Małżeństwo Karoliny dobrowolnym jest barbaryzmem!
Znęcił ją majątek, wystawność domu, kareta z pozłacaną liberją – i zaprzedała się sromotnie! Jak gdyby ze swojemi trzydziestu tysięcami złotych i powabem, nie mogła był a odpowiednio pójść za mąż! Tylko, że przy szczupłej fortunie są trudy niezbędne, praca, i niejednego potrzeba się wyrzec… Wiec raczej wolała się zaprzedać. A może, biedna, ani wiedziała co czyni, olśniona blaskiem, i namowami zniewolona!
Nie pojmuję – nie pojmuję tego! Tylko ostateczna nędza rodziny, srogie nieszczęście, takiej mogłyby żądać ofiary… Słyszało się o podobnych poświęceniach, i przed taką ofiar-niczką z ukorzeniem, ze łzą współczucia uwielbienia, z modlitewnem westchnieniem czołem uderzę. Dla zaprzedających się wszelako, w głębi duszy jedynie bolesną uczuję pogardę.
Och małżeństwo bez miłości, to sroższej sobie w życiu niewieściem nie mogą wyobrazić katuszy – a dodajmy… i upodlenia! Kobieta idąca za mąż bez miłości, wyzuwa się ze wszelkiego właściwego sobie poczucia, i staje się zaprzanką posłannictwa swojego.
Bo i jakiejże to potrzeba miłości i wiary, które nas do ślubnego wiodą ołtarza? Do opuszczenia ojca i matki, domu rodzinnego, do oddania losu życia całego pod opiekę, a raczej pod rozrządzenie wybranemu małżonkowi! To i jakżeż więc ślubnej poddać się ofierze, gdyśmy sercem całem tego wybrańca nie pokochały?! Lecz dosyć o tem.
Zapytujesz, jak się bawię tej zimy? – Upływa mi przyjemnie wcale. Wyjeżdżamy nader mało, ale odwiedzają nas sąsiedzi. Gdy była sanna, obwiózł mnie ojciec dnia każdego saneczkami po polach. Eaz tańczyłam na imieninach w sąsiedztwie, a wiesz jak lubię tańczyć. Gdy jesteśmy sami, czytuję rodzicom głośno. Mama dłubie pończoszkę, ojciec przechadza się zwolna z cygarem w ustach, i oboje słuchają uważnie. Potem mówimy o tem, cośmy przeczytali – i chwil tych nie oddałabym za nic.
Kończę, bo mama z poobiedniej drzemki zbudziła się właśnie. Pewnie dopiero z jaskółkami zawitamy do was. Bywajcie mi zdrowi!
Leontyna.
Karol Zdziętowiecki do brata swojego Adama.
Łęgów, 3o stycznia i867.
Piękne ukłony i podziękę łącze twojej pani za dobrą radę! Ale… wszakżeż radzi tylko jako istota poczciwa, która kocha swojego Adasia, a dalej nie patrzy wcale.
Ożenić się z wyboru jedynie-li serca, rzecz zapewne arcypiękna, pełna poezji, się-lankowości, Mickiewiczostwa i Byronizmu, ale niepraktyczna wcale i dziś nie na czasie bynajmniej. Zresztą, wszakżeż i Byron o miłości w małżeństwie pewnie marzył bardzo niewiele, a był podobno najpierwszym w świecie poetą. Zbliżamy się ku końcowi dziewiętnastego stulecia i całkiem rozumujemy inaczej. Małżeństwo z miłości rzeczywiście dziś już do anachronizmów należeć powinno, bo inaczej resztki potracimy majątków, a zatem i samych siebie.
Gdybym się zakochał! Gdybym się zakochał szalenie, to moie gadałbym inaczej, i może nie pytałbym o posag. Raczej ożenił się, zamieszkał z lubą w chatynce, i poprzestał na rzepie, ziemniakach i kwaśnem mleku, do-dókiby to wszystko nie przejadło się wraz z oną idyliczną miłością.
Pani Ludwinia wzdrygnie ramionami przy tym ustępie, a ty pocałujesz ją z wdzięcznem uczuciem. Jak gdybym patrzał się na was! Ale masz wioskę intratną i jesteś zawołanym gospodarzem, a Ludwinia ładny wniosła ci posag. Zatem łacno wam o sielankowej ma-
*
z rzyć miłości, przy wygodach wszelkich i za – możności.,
Gdybym się przeto zakochał, może i
„ małym żeniłbym się posagiem, lub też nań zrezygnował całkiem. Nie wiem jednakże, czylibym się tak zakochać potrafił kiedy, jakto opowiadają w romansach. Może nawet i potrzebnego ku temu materjału w sercu nie mam wcale, bom się i nigdy żadnego urywku z Maryi nie nauczył na pamięć. A raczej powiem, że mnie ta Mar ja cala, Aldona i Alf, aż niby nudzili. Ludwinia znowu wzdrygnie ramionami i przytuli się do ciebie.
Majątku, Adasiu, majątku! Grdzie pieniądz, tam jest piękno, cnota, sława, rozum, wziętość i szczęście – nawet i czynami zbrukane życie doznaje poszanowania, chwały niemal, skoro je bogactw aureola otoczy.
Rodzice zostawili mi wioskę bez długu, ale niedużą, a ja pragnę życia na wyższą skalę, komfortu, znaczenia w świecie, pańskości!
Mam lat dwadzieścia sześć i… i… i mówią, żem ładny chłopiec. Nauczyciele twierdzili, żem uzdolniony, chociaż nie zbyt pilnie się uczyłem. A kobiety głoszą, że… żem zręczny.
zgrabny, salonowy, że ślicznie tańczę, konwersuję przyjemnie, i przecudny we wszystkiem mam szyk, nawet i w złożeniu bileciku. Zatem podobam się wszędzie.
Mam opinję–a opinję zasłużoną, porządnego młodzieńca: nie hulam, nie gram w karty, wekslów nie piszę, i majątku nie tracę. Zatem i partją jestem wyborną.
W *skiem jest heritierea, jakich dziś mało: dziedziczka dóbr rozległych z wielkim a pięknym pałacem. Lasy ogromne, pola urodzajne, dochody znaczne, a jeszcze i znamienita gotówka w papierkach przeróżnych, bo szanowny papa, który umarł przed rokiem, doskonale interesa prowadził. Panna ma być jeszcze i ładna, a że wychowana dobrze i z wyższem wykształceniem, o tem ani wątpić. Jest jedynaczką przy matce słabej, chorowitej, z gruntu poczciwej kobiecie, ale ograniczonej, wybór zatem małżonka jedynie od niej samej zależeć będzie. Panie te przebywają wiele za granicą. Panna kończy rok dwudziesty trzeci. Konkurentów, rozumię się, miała już kilkunastu.
Zapytasz, kto jest ta rzadka perła? Otoż panna Daniela Żytomirska, dziedziczka Gro-dzińca, i z rodu harmazynow!
W Ox będzie w tłusty czwartek bal obywatelski, składkowy. Panie Żytomirskie, naturalnie, pierwsze otrzymały zaproszenie. Jadę więc, i może: Veni – vidi – vinci..
Pani Ludwinia niechaj mi da błogosławieństwo na drogę.
Z Ox po balu napiszę zaraz, jeżeli zbyt znużony nie będę. Do zobaczyska!
Karol.
Leontyna do Kamilli.
Buncwo, io… lutego i867.
Gotuje się tu bal składkowy w tłusty czwartek. Otrzymaliśmy zaproszenie, lecz kochana mama nie będzie mogła pojechać, a oj-cuszek jest wrogiem wszelkich balów. Zatem oświadczyła wujenka, pani Kajetanowa, że mnie pod swoje opiekuńcze weźmie skrzydła. Może i byłabym wolała wyrzec się balu, rodzice wszelako życzą sobie, bym była.
„Będzie dużo młodzieży, bo i z dalszych okolic przybędą”, słyszę wyrzeczenie zachęca jace. A powiedzenie to, jato magnes, który co najwięcej panien ma przyciągnąć, mogłoby śmiesznem nie było.
Wiozą nas niby na jarmark i nęcą wielością kupców! Smutno, gorzko a brzydko.
Ale po co tam zastanawiać się nad tem V Mnie neci mazur – mazur przedewszystkiem, mam rok dwudziesty, i po raz pierwszy będę na balu! Zatem jedynieli powabną, uroczą wszystkiego chcę pochwycić stronę. Nie myślę też zakwaszać sobie przyjemności, i śmieję się* z tego niby – jarmarku. Mam zacnych, poczciwych, rozumnych, szlachetnych rodziców, i powiedziałam sobie: że zwierzątkiem na sprzedaż nie jestem.
Jeszcze też mam właśnie pod ręką tomik przepięknych utworów natchnionego wieszcza. Są to perły prawdziwe, szmaragdy, opale, brylanty! Kwiaty cudnej barwy i woni czarownej! Jasne gwiazdy na naszem niebie! Jestem w zachwyceniu. Och, droga moja, jakżeż boskiem, zaprawdę, jest posłannictwo poety! Duch wieszczy staje się strażnikiem miłości dla śraju, i wielkich idei zbawienie niosących. On jest kapłanem, prorokiem narodu! Mistrzem słowa…
A i w słowie wielkie jest bohaterstwo, bo słowo staje się czynem: święte prawdy roznosi daleko, błogosławione roztacza promienie, woła do serca, porywa, czaruje, i uśpionego zbudzą ducha!
Kamilko! list ten podrzyj, spal, by któś nie pośmiał się ze mnie – bo ludzie raczej lubują się w prozie i w materjalnej stronie życia, a cokolwiek poza ten kres wybiega, ochrzczą zaraz mianem egzaltacji! Możeby nawet i twój Michaś wyrzekł, że taJcą właśnie miałam chwilę… Przeczytamy te poezje pospołu, a wiem że uniesienie podzielisz ze mną. I jemu wszakżeż głośno niektóre przeczytamy urywki – poczciwe jego siwe oczy pobłyszczą przytem, a wąs zadrgnie, jak to zwykł czynić gdy coś rzewną stronę zacnego pana Michała poruszy.
Przeczytałem wiele z piękniejszych ustępów mateczce.najdroższej. Widziałam łzę na źrenicy, i byłabym serdecznie iei uścisnęła kolana… bo aż modlitewnie wzruszyła się dusza.
A-leo czem innem!
Rówieśnica moja i sąsiadka, Emma, idzie za mąż – wbrew życzeniu rodziców – ale zakochało się dziewcze……! – Za tym jej wybrańcem, niestety, nic nie przemawia – zgoła nic! Jest to zero znpełne, pod każdym względem – ale ona go kocha!… Juzem pomyślała, czyli nie przez litość! – Bo i dziwnaż to siła i niepojęta, która duszę rwie do duszy, a nazywa się miłością! I cóż stwarza ten prąd wszechpotężny, niepokonany, a częstokroć przecie i jZgubny? – Nie zwierzchnia piękność, która oko olśnićby mogła – nie duszy szlachetność – nie dobroć szczególna serca – nie rozum – nie poświęcenia dla kraju Nic! Nic!…. I niczego niekiedy nie można się w szalenie pokochanym dopatrzeć przedmiocie. To i jakżeż więc tę zagadkę rozwiązać? – Och, broft mnie Boże, od pokochania bańki mydlanej – czczości umysłowej – lalki samolubnej!…
A cóż dopiero powiedzieć, gdy tym wszechwładnym panem niewieściego serca staje się podlec, nikczemnik – wyrzutek społeczeństwa?!…. Znać wtedy piekło się sprzysięgło… O precz z tą myślą.
Eaz jeszcze powtarzam, spal ten Ust,
Kamillo!
Kochaj mnie, jak ja Ciebie!
Leontyna.
Kamila do Leontyny.
Kamice i3 lutego i867.
Pocóż list twój palić, Leonem moja? Raczej go zachowam, bo część Ciebie zawiera a pozostań nam zawsze taką!
Mój Michaś tak nie wyrzekł, jak przypuszczałaś. Skubał wąsa – słuchał z uwagą -– co zaś potem powiedział, to ustnie powtórzę ci tylko.
Przybycie mateczki twojej z tobą będzie dla nas, wierzaj, świętem prawdziwem–i całe otworzym wam serce! – Tymczasem najlepszej zabawy w ostatki życzę ci z duszy – a wiem, że zabawisz się wybornie. Winnaś podobać się wszystkiem! –Może… może i spotkasz się z przeznaczonym sobie – bo wszakżeż mówią:
Śmierć i zona
Od Boga przeznaczona.
Chociaż to małżeństwa, częstokroć widzimy, jak gdyby się były skojarzyły zupełnie wbrew Bożej woli.
Czynisz nadzieję, że jaskółki nam wasze zwiastują przybycie. Oby więc nadciągnęły co rychlej! A wiosna przedstawi nasze Karnice powabniej.
Ładna to wioszczyna, z otwartym na dalekie pola widokiem! Dworzec nie duży, ale wygodny. A w ogrodzie dużo będzie kwiatów.
W bliskiem zaś sąsiedztwie śliczny mamy Borońsk, a w nim państwo Dalejewskich, zacnych i przyjemnych ponad wszystko. Paląc tam piękny na wzgórzu, u stóp którego duże roztacza się jezioro. Park piękny z odwiecznemi drzewami na ćwierć mili jest długi.
W Borońsku mamy parat ę – i starego, cnotliwego pasterza.
Pani Melanja Dalejewska najmilszą w świecie jest kobietą. Młoda jeszcze, ładna, wykształcona, szczególny w towarzystwie ma powab.
Pan Tytus Dalejewski rozumny, prawy, do najzacniejszych obywateli należy.
Mają dwie dziewczynki, Marję i Rózię, i synka Jasia. Guwernantkę do nich francuzkę już nie młodą, mademoiselle Geron i nauczyciela Polaka, pana Szybińskiego, pewnych zasług człowieka.
Często tam któś bawi i sąsiedztwo się zjeżdża, bo chętnie bardzo u siebie przyjmują – lubo, że wielkich nie dają festynów.
Otóż i skreśliłam ci dom, z którym mamę twoją i ciebie zapoznać pragnę.
Słyszę głosik mojej Juleczki, która zbudziła się właśnie. I dodam ci w sekrecie, dumy macierzyńskiej, że ta moja dziesięciomiesięczna panienka ślicznem jest dziewczątkiem.
Napisz! napisz obszernie o balu i zarazi
Chcę wiedzieć jak się zabawisz.
Całuję cię serdecznie.
Kamilla.
Zaturkotało przede dworem w Runowie.
– Czy przyjechali?–zapytała pani Ra-cicka, poruszając się na kanapce w pokoju swoim.
– Przyjechali – odrzekła Juzia, pokojowa, i wybiegła.
Po chwili wysunęło się śliczne dziewczę z poza zawieszonej portjery – z świeżym na licu rumieńcem, z uśmiechem na koralowych ustach, i jasnem czarnych oczów spojrzeniem. Ciemne włosy były niby w nieładzie trochę, jakby po szybkiem zdjęciu kapelusza.
– Mateczko najdroższa! – zawołała, przybiegła do matki i uścisnęła ją z miłością dziecięcą.
– Mamie kochanej dobrze? – zapytała.
– Dobrze mi, dziecko – matka przytuliła córkę do piersi.
– O Bogu dzięki!
– I cóż tam, dziecko kochane? Jakżeż tam było? – pytała pani Raeicka, głaszcząc świeże jej lice.
– Bawiłam się doskonale!…
W tej chwili zaszeliściły suknie jedwabne i ukazała się dobrej tuszy pani, rumiana, z podniesionem dumnie czołem, mrużąca oczy – jakby z wyrazem znużenia; w czepeczku muślinowym i rękawiczkach duńskich.
– Jak się masz, Tekluniu? – zagadała pani Kajetanowa, podając bratowej rękę.
Wcale dobrze dziękuję ci. Siadaj! – i zrobiła jej miejsce obok ua kanapie.
Pani Kajetanowa rzuciła się obok, roznosząc woń wonnej perfumy po całym pokoju.
Leontyna w tym czasie stanęła przy gotowalni matki i przygładziła sobie stargane włosy. -
– Balik wcaleby! ładny–zaczęła pani bratowa–młodzieży zleciało się dużo i wszystko comme U faut: młodzi ludzie dobrze wychowani, mający chic w lepszym tonie, z dobrem nazwiskiem….
– Długo trwała zabawa?
– Do szóstej z rana: Notis motis fait nuit blanche.
– To jesteście niewywczasowane – matka zwróciła troskliwe ku córce spojrzenie.
– Spoczywaliśmy do godziny dziesiątej, i drzemaliśmy w drodze.
– Osób było dużo?
– Bardzo wiele, i także de haut parage rodzin kilka: Grzywałtowscy, Zaniemeńscy, hrabina Jawornicka… jednem słowem: towarzystwo było wcale dobrane. Ale… – dodała ze znaczącym uśmiechem, rzucając ukośne na
Leontynę spojrzenie – winnam przedewszystkiem zdać raport, że nasza Leoncia zrobiła konkiete
– Och wujaneczko! – zawołała panna i zróżowiała nagle.
– A ja zakochałam się zaprawdę w tym jej rycerzu–wymówiła pani Kajetanowa z elegancją mrużąc oczy i potrząsając głową – śliczny chłopiec! Bo rzeczy, manier wykwintnych, chic wyborny!…
– Któż to taki?– zapytała matka z interesem.
– Pan Karol Zdziętowiecki z *skiego, dziedzic Łagowa, majętny, rządny, gospodarz zawołany, mimo to że panicz.
– Zdziętowiecki… – powtórzyła matka.
– Brat jego ożeniony z panną Lutecką, która idzie od hrabianki Orlińskiej. Familja piękna… Byłam z dwiema Orlińskiemi na pensji.
_ A jakże wiesz, że jemu podobała się
Leoncia?
– A ba! Przecież to było widoczne. Tańczył z nią najwięcej i tysiączne robił nam grzeczności. Oszalał, je vou dis, a znam ja się natem i mam pewną perspicacitel Leonci setki wiadomych poszepnął słówek. Czy nie tak? – zwruciła się ku pannie. Ale tej już w pokoju nie było: znać wymknęła się z cicha.
– Pan Karol ?dziętowiecki jest wysoki, tres Uen fait, szatyn, twarz ładna, piękna nawet, nos trochę aąuilin, oczy duże niebieskie, wąsik wypieszczony, usta świeże, zęby białe, faworyty a Vanglais, włosy gęste ciemnopłowe. Ubranie na nim modne i w najlepszym smaku. We wszystkiem pewna arystokracja, i ładnie mówi po francuzku. Rzuca i frazesami angielskiemi, co bardzo fasionable robi efekt.
– Daj, Panie Boże, dziewczątku mojemu nie los świetny, bo tyle nie mam pretensji – wymówiła matka, składając dłonie–ale szczęśliwy, to jest: ażeby znalazła serce poczciwe, charakter dający pewną rękojmię,.była kochaną i kochała.
– Prawda, wielka prawda! Prawda rac-jonalnal Ale przecież i świetną może zrobić partje, i niekoniecznie kontentować się wiernością jakąś.
– Charakter odpowiedni małżonka i zadowolenie z losu, jaki jej Bóg przeznaczył przedewszystkiem!
– Zatrzymywano nas na dziś w X, ho tam przybyła jakaś trupa ambulante, lecz nie dałam się uprosić. W niedzielę bal drugi składkowy, w poniedziałek herbata, a w ostatni wtorek bal kawalerski – potrzeba zatem było powracać i toalety sposobić.
– Jakto! Więc na tych wszystkich zabawach….
– Będziemy! Oczywiście, że będziemy! Nieodwołalnie! Potrzeba korzystać z pory szczęśliwej. Otrzymaliśmy zaproszenia, i przyjęłam. Na kawalerskim balu pan Zdziętowiecki będzie gospodarzem.
– Ależ to za wiele tego dobrego!
– Pocóż Leoncia całą zimę przesiedziała za piecem; niechże przeto w ostatki wytańczy się trochę. A powtarzam: nie należy z matni takiej wypuszczać rybki, jak Zdziętowiecki.
– Trafiłby i tutaj.
– At! Co z oczów to i z myśli, uczy dawne przysłowie. Mogłaby się inna nastręczyć panna. Jedziemy, i natem basta.
– Lecz tyle toalet!
– Już w tem moja będzie głowa. _A co mąż mój powie?
– Obrobię go. Cóż za wielka historja, ie panna Bacicka na trzech będzie balach!…. Za dwa lata odbieram z pensji dziewczęta moje, i dopiero zobaczycie, jak je w świat wprowadzę: mam już planik gotowy.
– Jesteś majętniejsza od nas, masz rozległe stosunki.
– Mam, i to w sferze wyższej, do czego mnie ród mój upoważnia i relacje familijne – skrzywiła dumnie usta. – Wprowadziłabym tak samo Leonkę, ale wy tego nie chcecie.
– Nie, nie! Nie, moja Marcelko kochana. Wdzięcznam ci szczerze za twoje dobre chęci, ale nie pragnę dla dziewczęcia mojego wielkiego świata Warszawy i Krakowa. Niechaj na parafji pozostanie.
– Jak zechcecie! – pani Kajetanowa odchrząknęła. – Było tez tam troche harmideru na panią Żytomierskę-zaczęła znowu po chwili – zarzucano jej arystokrację, że jakkolwiek zaproszona, na bal nie przybyła. Broniłam jej wszelako, feu et flamme, bo wiesz przecie, że jest słabą, cierpiącą, potrzebuje wygód, a zatem narażać się nie może. W poście wyjeżdża do Drezna, a potem do Paryża. Przez zimę całą była w Grodzieńcu, i byłaby pewno na balu, gdyby nie słabość zdrowia. Mówiono mi… – pochyliła się ku bratowej i domówiła ciszej – że pan Zdziętowiecki dla Danieli zjechał jedynie, gdy tymczasem – zaśmiała się wesoło – inny znalazł objekt, i pewnie już do Grodzieńca nie pojedzie.
– Wielką partje miał na celu.
– Dla czegóżby tej pretensji mieć nie mogł? Powinnaś się przeto przekonać, że Leoncia los-by zrobiła.
– Nie wątpię, skoro tak mówisz, ale…
– Jakież ale?
– Bo to było na balu tylko–uśmiechnęła się matka.
– At!…. W niedzielę pojedziemy rychło, i wiem, że zaraz z wizytą przyleci.
Pani Racicka niby z lekka pokręciła g*ową. Raz j że może nie dowierzała zupełnie onej aureoli, ktorą bratowa otaczała ?dzię-towieckiego. A potem znowu, jeżelić on był partją tak znamienitą, to i pretensje jego zapewne są wielkie: wedle stawu grobla – a wiedziała dobrze, że tacy kawalerowie zwykli przeceniać się zawsze.
– Był tez na balu ze **skiego jakiś pan Eogier Zasławski. Nie tańczył wcale, podobno kuleje troche… i nie wielu przedstawił się osobom: robi się trochę precieux, a zarzucali mu, że przez jakąś arystokrację. Majętny, wykształcony, pewna odznacza go wyższość, chic wyborny. Przystojny bardzo, ma lat podobno około trzydziestu, wysoki, składny, mocny brunet, z ładnym wąsem, bez faworytów. Oko duże, ciemne, przenikliwe. Co się nazywa: vn homme distingue. Woię ja wszelako pana Karola ?dziętowieckiego, bo jest wiele uprzejmiejszy, d'une amabilite congue-rante. Zasławski prezentował mi się… lecz zresztą nie zbliżał się wcale. Przypuszczają, że to jest konkurent do Anieli.
Pani Kajetanowa dalej jeszcze prawiła i dużo opowiadała, zwłaszcza tez, gdy wpadła na niewyczerpany temat tualet. Potem nadszedł od gospodarki pan Racicki – i powstały debaty co do balów ostatkowycb. Ojcu wydawało się rzeczą zbyteczną, by córka wszystkie trzy dni przebalować miała. Twierdził, że to nie czasy po temu – że każdy kurczyć się winien – że…. że…. i że…. ale pani Kajetanowa przemogła wszystko. Było także widocznem, że Leontyna pragnie pojechać… to więc i rodzice pokrótce na wszystko przystali.
Pojechały zatem wujeńcia z siostrzanka. A państwo Raciccy zaprosili sobie na niedzielę i wtorek proboszcza, starego majora, sąsiada – i dwie siostry, nie młode już także, wdowę i pannę. Przyjazne to gronko stanowiło wyborny zastęp do ćwika.
Karol do Adama.
W piątek po tłustym czwartku.
Zakochałem się… podobno!! I jestem tu jeszcze. W niedzielę bal drugi składkowy, w poniedziałek herbata, we wtorek bal kawalerski. Hulamy, jakby za dobrych czasów!
Pani Żytomierska nie raczyła przybyć z panną Danielą. I przystęp do Grodzieńca nie jest łatwy, bo one nie bywają nigdzie; niby to szanowna mama choruje ciągle.
Ach!!… westchnąłem pożądliwie z głębi duszy, przejeżdżając przez Grodzieńce. Jakaż to majętność! Pola rodzajne na półtorej mili kwadratowej, a lasy!!! A rezydencja królewska niemal!!… Jechał go sekt zawołałby wnjaszek. I koligacje!!
Tymczasem zakochałem się inaczej trochę – aby serce nie próżnowało!
Była na wczorajszym balu śliczna istotka, mająca chic najkompletniejszy; lat dziewiętnaście – wzrost średni, kibić zgrabniutką, powiewną; rysy wdzięczne, drobne–nosek prosty, wazki; usta koralowe, ząbki jak z kości słoniowej–a oczy!! Dwie czarne gwiazdy z tonią morza… wyrzekł coś podobnego któryś z poetów – a tutaj znalazłem tę poezję urzeczywistnioną. Płeć biała przy ciemnych włosach, z krają świeżego odcienia róży… Czyliż nie wyrażam się zaprawdę, gdyby romansista który? a przytem uśmiech anielski-i głosik melodyjny, że aż przenika. Ten mój opis pani Ludwini szczególniej do gnstu przypadnie.
Drugą stronę tego wdzięcznego medalu stanowią sto tysięcy – ale złotych naszych tylko, niestety! O mon Dieu!
Majątek państwa Racickich, Runowo, jest ładny i doskonale zagospodarowany. Ale dzieci jest czworo, a rodzice jeszcze dość młodzi. Wprawdzie, p. Racicki arcydobrym jest gospodarzem, nawet i przemysłowym, zatem i przysporzy jeszcze majątku, ale!… zawsze, to die!…
Pannie spodobałem się… – i kto wie?… Kto to wie?… Zachwycę serduszko, bo w braku większej partji, i sto tysięcy jest niezgorsze. Ale cicho o tem przed żoną! Nazwałaby to niegodnem, a ja tylko chcę mieć pewność dla siebie.
Bal był liczny–i wcale przyzwoity. Dziś młodzież dała sobie śniadanie – coś niby szumka. Wystąpiłem elegancko – po pańsku – lecz zawsze i wyrachowanie, co wszelako nie transpirowalo w niczem. Bo całą filozofją młodego być* powinno: chic i praktyczność.
Jutro nie wiem jeszcze jak zabijemy. Radbym do Runowa pojechał, które ztąd leży tylko o trzy mile. Ale byłoby to za nadto
3
znaczące, i mógłbym się skompromitować. Gar el – Nie chcę za wyraźnego konkurenta uchodzić – rozumiesz?
Panna Leoutyna była ha balu z panią Kajetanową Żelewiczową – wujenką swoją – niby to grande dame, a raczej Lafirynda tylko, w całem znaczeniu tego znakomitego wyrazu. Czyniłem jej tysiączne grzeczności – i szanowna wujencia przepada za mną. Skoro tylko w niedzielę przybędą, to biegnę do nich… na złamanie karku, bo rozumie się, że będę także inne wizytował damy.
Och widzę już zakwit róży na licu bogdanki mojej, skoro ujrzy mnie tylko!
. Jest też tam i Kogier Zasławski – co mnie… aż zdziwiło, bo przecież na żadnych balowych zebraniach od lat kilku ów rycerz nie bywa wcale. Myslę, że zjechał dla panny Żytomirskiej. Poznali się zeszłego lata w Karlsbadzie, i ; wiele tam w towarzystwie pań tych przestawał. Nie pojechał ztąd wszelako do (jrodzieńca, chyba że się jutro wybierze. Na bal niedzielny dał swój podpis – i był na śniadaniu z nami.
Potrzeba przyznać, że człowiek ten, we wszystkiem wielki ma chic – i mógłby niebezpiecznym być rywalem. Posądzają go o jakieś zachcianki arystokratyczne, bo zwykle odosobniać się lubi. To tez i na balu nie tańczył wcale–i niby zawsze sztywną ma nogę. Może tem chciał intrygować trochę – a blagierstwo to zawsze. Cóż tam, że był ranny!… Komedjant czerwony.
Do widzenia!
Karol.
Leontyna do Kamilli.
Bunowo 2. marca i867.
Żądasz sprawozdania z balu, więc piszę je naprędce – bo wybieramy się znowu na ostatki do O. W niedzielę będzie drugi bal składkowy. W poniedziałek herbata. A we wtorek bal kawalerski. Zatem, rozumiesz, ile to roboty z tualetą! Ciocia Kajetanowa błyszczy przy tem całą praktyczność elegancji i przemysłu tualetowego. Ja tylko wypraszam się ciągle… od niektórych nakazów mody. Jest ona wprawdzie, poniekąd, dla balowych śmiertelniczek wszechwładną panią – lecz we mnie powolnej sobie nie znajdzie poddanki: jestem rewolucjonistką – i nigdy ślepo do jej nie stosuję się przepisów, gdy te moim sprzeciwiają się widzeniom. Czyli to jako rzecz gustu, czyli tez z poczucia niewieściego wynikłe. Zastosowywam modę do siebie–a nie jestem jej niewolnicą. Mamy przeto z wujencią nie jedno starcie – które wszelako kończy się uściskiem – i wolą moją. Bo w gruncie serca wujencia dobrą bardzo jest osobą i wielce dla mnie życzliwą.
Lecz wracam do balu – o który zapytujesz przez interes dla mnie: otoż był liczny – mówią nawet, że świetny. Panien ładnych było dużo–tualety śliczne–a młodzież i z dalekich stron przybyła.
Bawiłam się doskonale. Tańczyliśmy do szóstej godziny z rana. Spoczęłyśmy godzin kilka–a po czwartej z południa już byłyśmy z powrotem w Runowie, gdzie z wielką moją radością, zastałam mateczkę bardzo dobrze.
Wujencia ma projekt, by mnie zabrać do siebie na Św. Józef. U jej kuzynów, państwa Rytowskich w Przyskoczu, będzie pan domu swoje obchodził święto – i dużo spodziewają się osób. Wujenka jest zaproszoną, i pociąga mnie z sobą. Nie wiem wszelako jeszcze na czem stanie.
.Fyznaję, że tańczyć lubię bardzo – bale nużą mnie wszelako: strój – ceremonjal–wymuszoność we wszystkiem, męczą mnie niezmiernie. Czasem wśród tanów wolałabym mepauzowjać nieco – u tu nieszczęsna, małoduszna popycha ambicja, by któś nie powiedział, żem tancerza nie znalazła! Gniewałam się o sto sama na siebie t – ale kaprysu panieńskiego przemódz nie mogłam wszelako, bo silniejszym był odemnie – i tańczyłam do upadłego, byle tyłko.nie siedzieć*–i placków nie piec, jak techniczne brzmi wyrażenie.
u Całuję Ciebie Kamilko, wraz z twoją Juleczką. Panu Michałowi ukłony.
Pomyśl o mnie w niedzielę – w poniedziałek i we wtorek.