Zabić ból. Imperium oszustwa i kulisy epidemii opatowej w USA - ebook
Zabić ból. Imperium oszustwa i kulisy epidemii opatowej w USA - ebook
Historia epidemii opiatowej ujawniona przez nagradzanego reportera „New York Timesa”, laureata Nagrody Pulitzera.
W latach 1999–2017 blisko 250 000 Amerykanów zmarło z powodu przedawkowania leków przeciwbólowych wydawanych na receptę. Ta epidemia została wywołana przez agresywny marketing środka OxyContin produkowanego przez koncern Purdue Pharma.
Silne narkotyczne środki, zwane też opiatami, były kiedyś ostatnią deską ratunku dla osób cierpiących z bólu. W gigantycznej kampanii marketingowej Purdue twierdziło jednak, że formuła leku sprawia, iż jest bezpieczniejszy niż tradycyjne tabletki. Dzięki temu OxyContin stał się najchętniej stosowanym lekiem przeciwbólowym. Ci, którzy go nadużyli, przekonali się, że wbrew zapewnieniom producenta środek natychmiast uwalnia swój narkotyczny ładunek. Nawet w dawce wydawanej na receptę lek okazał się silnie uzależniający. Koncern miał tego świadomość, jednak zataił prawdę przed amerykańską Agencją Żywności i Leków, lekarzami i pacjentami, czerpiąc ogromne zyski ze sprzedaży OxyContinu.
Trwające kilka dekad śledztwo Barry’ego Meiera rzuca na epidemię opiatową nowe światło. Autor książki odsłania prawdziwe oblicze koncernu farmaceutycznego i ujawnia szokujące szczegóły oszustwa. Zdaje też relację z nieudanych prób Departamentu Sprawiedliwości, by zatrzymać epidemię i uratować tysiące istnień ludzkich.
„Zabić ból” - thriller, medyczna powieść detektywistyczna i raport biznesowy zarazem – daje wstrząsający obraz tego, jak zapowiadany jako cudowny lek stał się przyczyną narodowej tragedii.
Autor specjalnie do polskiego wydania książki dopisał epilog. Przedstawia w nim najnowsze fakty z historii OxyContinu i tych, którzy na nim przez lata zarabiali.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66555-72-3 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Księga umarłych
W ciągu trzydziestu sześciu godzin w Filadelfii, w miejscach oddalonych od siebie zaledwie o kilka przecznic, znaleziono dziewięć ciał. Pięć spośród nich odkryto w domach. Dwa w samochodach. Kolejne dwa leżały na ulicy. Najstarsza osoba miała czterdzieści dwa lata. Najmłodsza dwadzieścia cztery.
Ciała nosiły imiona i nazwiska, ale wkrótce miały się stać jedynie statystykami, danymi liczbowymi pochłoniętymi przez falę śmiertelnego przedawkowania narkotyków ogarniającą całe Stany Zjednoczone. W 2016 roku 64 000 Amerykanów zmarło po przedawkowaniu narkotyków. Liczba ta jest równa populacji takich miast, jak Portland, Maine, Lynchburg, Virginia, Santa Fe i Nowy Meksyk. To tak, jakby w ciągu roku na jedno z tych miast spadła plaga, zabijając wszystkich mieszkańców. W 2016 roku każdego dnia z powodu przedawkowania średnio umierało 175 osób, co oznacza siedem zgonów na godzinę. Dziewięć zgonów w ciągu trzydziestu sześciu godzin nie było niczym nadzwyczajnym.
W niektórych szpitalach stosy zwłok piętrzyły się tak szybko, że lekarze medycyny sądowej i śledczy nie nadążali z wypełnianiem swoich obowiązków. Kostnice były pełne, a ciała przechowywano przez wiele dni w specjalnie do tego celu wynajętych ciężarówkach-chłodniach, dopóki nie zwolniło się miejsce. Wiele ciał nie zostało poddanych autopsji, co należało do standardowych procedur w przypadku przedawkowania narkotyków. Nawet jeśli lekarze medycyny sądowej mieli czas na przeprowadzenie sekcji zwłok każdej ofiary, część z nich w ogóle tego nie robiła. Stowarzyszenia zawodowe, które udzielają akredytacji lekarzom medycyny sądowej, ustaliły limit liczby sekcji zwłok, które jeden lekarz może zrobić w ciągu roku. W niektórych regionach z dużą liczbą zgonów na skutek przedawkowania narkotyków lekarze przekroczyliby ten próg i narazili się na ryzyko utraty prawa wykonywania zawodu. W rezultacie ofiary, przy których znajdowano zużyte igły albo fiolki po tabletkach, były grzebane od razu, bez sekcji zwłok. W 2016 roku zdecydowana większość tych zgonów (42 000) nastąpiła na skutek zażywania tak zwanych opiatów, leków przeciwbólowych wypisywanych na receptę czy nielegalnych narkotyków pozyskiwanych ze związków chemicznych znajdujących się w maku lekarskim albo zsyntetyzowanych w warunkach laboratoryjnych.
Kryzys opiatowy stał się nieodłącznym elementem codziennego życia Amerykanów. Noworodki, pozbawione narkotyków krążących w krwiobiegu uzależnionych matek, przychodzą w szpitalu na świat, wijąc się w bólu spowodowanym odstawieniem opiatów. Na ulicach policjanci noszą przy sobie nowy element standardowego wyposażenia – sprej do nosa z lekiem, który może ocalić życie osobie po przedawkowaniu leków. Wpływ epidemii jest tak przemożny, że po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat zaczyna skracać się średnia długość życia białych mężczyzn w USA.
Urzędnicy państwowi apelują o zastosowanie środków nadzwyczajnych. Prezydent Donald J. Trump powołał w Białym Domu specjalną komisję, która ma zaproponować konkretne rozwiązania. Prawodawcy wzywają do przeznaczenia dziesiątków miliardów dolarów na leczenie osób uzależnionych. W gazetach, czasopismach i programach telewizyjnych aż się roi od relacji na temat spustoszenia, jakie ta epidemia wywołała w mniejszych i większych społecznościach.
Wydaje się, jakby w całym tym zainteresowaniu chodziło o coś nowego. Tak jednak nie jest. Niedawno pojawiła się na rynku próbka wyjątkowo silnie działającego syntetycznego opioidu, fentanylu, co spowodowało wzrost liczby zgonów. Ale w ciągu dwudziestu lat przed 2017 rokiem ponad 200 000 Amerykanów zmarło na skutek przedawkowania legalnych narkotyków, które były produkowane przez firmy farmaceutyczne i przepisywane przez lekarzy.
Ludzie od dawna alarmują o wzroście liczby zgonów związanych z lekami przeciwbólowymi dostępnymi na receptę. Mimo to co roku politycy, prawodawcy, organy nadzoru, medyczne stowarzyszenia zawodowe i ubezpieczyciele lekceważą tę tragedię, a przemysł farmaceutyczny bagatelizuje sprawę. Skutki są tragiczne i łatwe do przewidzenia. W 2016 roku liczba zgonów na skutek przedawkowania związanego z opioidami wypisywanymi na receptę zwiększyła się czterokrotnie w porównaniu z 1999 rokiem. Kataklizm, który można było opanować dzięki podjęciu szybkich działań, zamienił się w hydrę.
Każdy kataklizm, naturalny czy spowodowany przez człowieka, ma swój początek. W wypadku kryzysu opiatowego wiąże się on z lekiem o nazwie OxyContin. W połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy po raz pierwszy pojawił się na rynku, został okrzyknięty „cudownym” lekiem, który miał zmienić sposób leczenia bólu, najstarszego i najbardziej zajadłego wroga ludzkości. Zdeterminowana grupa aktywistów przygotowała grunt na jego powitanie, twierdząc, że miliony ludzi niepotrzebnie cierpią z powodu przesadnych obaw lekarzy dotyczących uzależniającego działania środków przeciwbólowych przepisywanych na receptę. Medycy używali terminu „narkotyczny”, opisując aktywne składniki tego rodzaju leków, ale zwolennikom bardziej agresywnego leczenia bólu tak bardzo zależało na odsunięciu od OxyContinu podejrzanych skojarzeń z określeniem „narkotyczny”, że ukuli termin „opioid”, aby je przeformułować.
OxyContin stał się centralnym punktem najbardziej agresywnej kampanii marketingowej najsilniejszego i potencjalnie uzależniającego narkotyku, jakiej kiedykolwiek podjął się przemysł farmaceutyczny. Firma Purdue Pharma, producent leku, zainwestowała miliony dolarów w opłacanie lekarzy, żeby przekonać ich do przepisywania OxyContinu na receptę, i twierdziła, że preparat nie tylko skuteczniej leczy ból, ale także jest bezpieczniejszy dla pacjentów. Należące do jednej z najbogatszych i najbardziej zagadkowych rodzin – Sacklerów – Purdue miało późnej zarobić miliardy na sprzedaży tego leku.
W 2003 roku, kiedy ta książka została po raz pierwszy opublikowana, wiele przełomowych wydarzeń opisanych w nowym i poszerzonym wydaniu dopiero miało nastąpić. Na przykład w roku 2007 Purdue i trzech członków zarządu przyznało się do winy w związku z oskarżeniami dotyczącymi marketingu OxyContinu.
Kiedy sprawa sądowa została zakończona, uważałem, że moja rola w tej całej historii również dobiegła końca. Żyłem w błędnym wyobrażeniu, jak to często bywa wśród dziennikarzy, że kiedy przestanie się pisać o jakiejś sprawie, to już jej nie ma. Niestety w tym przypadku tak nie było. Przeciwnie, incydent z OxyContinem zapoczątkował erę chaosu, korporacyjnych spekulacji, politycznej entropii i nieszczęść, których w jakiejś mierze dałoby się uniknąć, gdyby władze federalne podjęły odpowiednie kroki. Zgodnie z warunkami ugody zawartej z zarządem firmy Purdue, Departament Sprawiedliwości został zobowiązany do zachowania tajemnicy na temat odkrytych przez śledczych kluczowych dowodów dotyczących tego, kiedy w firmie Purdue po raz pierwszy dowiedziano się o nadużyciach związanych z OxyContinem i co zrobiono z tymi ważnymi informacjami. Po wielu dekadach milczenia zapisy wewnętrznej korespondencji firmy Purdue i nagrania odkryte przez śledczych w końcu są dostępne, żeby rzucić nowe światło na prawdziwą historię kryzysu opiatowego. OxyContin nie był żadnym „cudownym” lekiem, natomiast stanowił wrota do najbardziej miażdżącej katastrofy zdrowia publicznego w XXI wieku.Rozdział pierwszy
Wzgórze Pigułek
W styczniu 2000 roku w sypialni wiejskiego lekarza Arta Van Zee późnym wieczorem zadzwonił telefon. Pielęgniarka z pobliskiego szpitala poinformowała medyka, że właśnie przywieziono na ostry dyżur młodą kobietę po przedawkowaniu środka przeciwbólowego. Leżała na oddziale intensywnej terapii podłączona do respiratora.
Van Zee miał nocny dyżur pod telefonem, więc zwlókł się z łóżka, po cichu ubrał się i wyszedł z domu. Pojechał długą drogą gruntową, która prowadziła do domu, mijając sztuczny staw z pstrągami i zagrodę, w której mieszkały kucyki i osiołki należące do jego dzieci. Na samym końcu drogi dojazdowej przejechał obok niedużego, murowanego budynku, w którym mieściła się kancelaria prawnicza jego żony, po czym skręcił w prawo na dwupasmową autostradę prowadzącą z Dryden w Wirginii do Pennington Gap, większego miasteczka, gdzie znajdował się szpital okręgowy hrabstwa Lee.
Art Van Zee miał pięćdziesiąt dwa lata i dorastał tysiące kilometrów od tego skrawka Appalachów, w małym mieście Elko, położonym na górzystym, pustynnym terenie Nevady. Ale przez dwadzieścia pięć lat mieszkania w hrabstwie Lee pokochał je całym sercem – jego krajobraz, kulturę i odrębność – a i ono przyjęło go jak rodzonego syna.
Hrabstwo Lee znajduje się w południowo-zachodniej części Wirginii, wbitej klinem pomiędzy Kentucky a Tennessee. To miejsce, które łączy zapierające dech w piersiach piękno przyrody i skrajne ubóstwo. Pasmo gór Cumberland przebiega przez sam środek stanu i z czasem rwące potoki wyrzeźbiły w nim strome, kamieniste granie górskie, wydrążyły zagłębienia i łagodne doliny. Skupiska sosentaeda, Pinusechinata (gatunek drzewa iglastego z rodziny sosnowatych, rosnący na wschodzie i południu USA), hikor i dębów wyrastają z ziemi, pod którą kryją się bogate złoża węgla – źródło zamożności i zarazem cierpienia mieszkańców regionu Appalachów. Tuż przy granicy pomiędzy hrabstwem Kentucky a hrabstwem Lee znajduje się hrabstwo Harlan, gdzie doszło do kilku strajków górniczych, w tym strajku z 1974 roku, który stał się tematem nagrodzonego Oskarem filmu dokumentalnego Harlan County U.S.A.
W tym samym roku Art Van Zee po raz pierwszy przyjechał do hrabstwa Lee wraz z grupą studentów medycyny z Uniwersytetu Vanderbilta, którzy podróżowali po regionie Appalachów, wykonując bezpłatne badania lekarskie. Kiedy dwa lata później wrócił w tamte strony w charakterze wolontariusza programu rządu federalnego – kierowano lekarzy do ubogich regionów, gdzie brakowało medyków – wybrał państwowy szpital w małym miasteczku St. Charles w hrabstwie Lee.
St. Charles, położone na skrzyżowaniu kilku lokalnych dróg i linii kolejowych, niegdyś doświadczyło boomu demograficznego. Miało hotel, bank, kina i restauracje. Kiedy Van Zee przyjechał tam w 1976 roku, maszyny do wydobywania węgla zastąpiły już górników i miasteczku groziło wymarcie. Górnictwo wciąż było nieodłączną częścią tego regionu. Dziesiątki górników z rodzinami nadal mieszkały w ubogich osadach, w zatłoczonych barakach i zrujnowanych domach, które stały wzdłuż dróg prowadzących do kopalni. W regularnych odstępach czasu z nadal czynnych kopalni dobiegał piskliwy dźwięk, przypominający skrzypienie ogromnego kawałka kredy, którym ktoś pisze po tablicy. Pisk żelaznych kół dochodził z torów kolejowych, gdy wagony towarowe powoli hamowały pod lejem samowyładowczym tak, żeby można było załadować na nie węgiel.
Van Zee był wysoki i patykowaty, ze szpakowatą bródką. Mógł rozpocząć praktykę lekarską wszędzie, ale jego ojciec, pastor prezbiteriański, wpoił mu przekonanie, że praca powinna być formą służby. Wobec tego Van Zee zaczął wykonywać swój zawód w hrabstwie Lee, gdzie dostęp do opieki medycznej był boleśnie ograniczony, z żarliwością misjonarza. Organizował konkursy rzucania palenia. Ściągnął lekarzy specjalistów, żeby wykonali przesiewowe badania w kierunku raka. Prowadził kiermasze, na których oferowano różne formy opieki prenatalnej. Organizował nawet kursy zdrowego gotowania, cieszące się niewielkim zainteresowaniem w tej części kraju, gdzie wszystkiemu, co tylko nadawało się do jedzenia, groziło usmażenie na patelni. Każdego roku tysiące ludzi przewijało się przez szpital w St. Charles, gdzie leczono ich na każdą chorobę, jaką tylko można sobie było wyobrazić. Van Zee jeździł na wizyty domowe do górniczych osad do tych, którzy byli zbyt chorzy, żeby dotrzeć do gabinetu. Kiedy wydarzała się katastrofa górnicza, stał przy zejściu do szybów nawet wtedy, gdy mógł pomóc jedynie wydobywającym ciała. Był całkowicie pochłonięty swoją pracą. Pewnego wieczoru jego samochód zablokował ruch uliczny. Van Zee siedział na fotelu kierowcy. W pewnym momencie, czekając na zielone światło, stracił przytomność z przemęczenia.
Styczniowego wieczoru 2000 roku w piętnaście minut dotarł do niedużego, ale nowoczesnego szpitala okręgowego hrabstwa Lee. Młoda kobieta, o którą chodziło, przedawkowała narkotyczny środek przeciwbólowy o nazwie OxyContin. Przyjechała w odwiedziny do rodzinnego domu, gdzie spadła z łóżka z takim hukiem, że rodzice czym prędzej pobiegli do jej pokoju. Zastali ją leżącą na podłodze, nieprzytomną i bliską śmierci. Narkotyki upośledzają układ oddechowy, a w większości przypadków do zgonu dochodzi dlatego, że ludzie przestają oddychać. Aby przywrócić kobietę do życia, lekarze wprowadzili jej do gardła rurkę do intubacji i podłączyli ją do respiratora.
Wtedy Van Zee miał jeszcze niewielkie doświadczenie z OxyContinem. W 2000 roku specyfik ten był na rynku od niedawna i lekarz wiedział jedynie, że to lek przeciwbólowy o powolnym uwalnianiu, który pochodzi z tej samej grupy co morfina. Przepisał go zaledwie kilka razy pacjentom chorym na raka albo takim, którzy przeszli wiele operacji z powodu bólu kręgosłupa – bez rezultatu.
Van Zee znał prawie wszystkich w hrabstwie Lee, ale maska respiratora zasłaniała twarz pacjentki. Wziął do ręki kartę obserwacji i zobaczył jej imię. Dwadzieścia jeden lat wcześniej trzymał ją jako trzymiesięczne niemowlę i podawał jej szczepionki. Leczył dziewczynkę z chorób dziecięcych i obserwował, jak wyrosła na rozkwitającą nastolatkę.
Wziął głęboki oddech. W ostatnich miesiącach lokalny konsultant od uzależnień i aptekarz z Pennington Gap powiedzieli mu, że zaczęto sprzedawać OxyContin na ulicy. Van Zee nie zwracał szczególnej uwagi na ich obawy. Zawsze był konserwatystą, jeśli chodzi o przepisywanie leków, i nigdy nawet nie przyszło mu na myśl, że nie wszyscy lekarze nie są aż tak skrupulatni. Van Zee i inni dorośli w Pennington Gap musieli sobie również uświadomić to, o czym nastolatki doskonale wiedziały – że tabletka OxyContinu albo Oxy, jak nazywano ten lek, była przepustką do odlotowego haju.
Jedna z dziewcząt, Lindsay Myers, po raz pierwszy zażyła lek w wieku szesnastu lat, wiosną 1999 roku, i odczuwała niejaką dumę z powodu tego, że należała do najmłodszych użytkowników Oxy. Była uczennicą drugiej klasy liceum w hrabstwie Lee, cheerleaderką licealnej drużyny piłki nożnej, Generalsów, i biegaczką. Miała okrągłą, ładną twarz i brązowe oczy, które podkreślały włosy w kolorze ciemnego blondu, ściągnięte w koński ogon. Była dziewczyną, obok której chłopcy nie przechodzili obojętnie, i pochodziła z jednej z najzamożniejszych rodzin w okolicy. Jej dziadek ze strony matki był założycielem spółki, która zarządzała kopalniami węgla w stanach Kentucky i Wirginia, a Johnny, ojciec Lindsay, przejął rodzinny biznes. Podczas gdy większość dzieciaków z liceum chodziła do szkoły na piechotę albo miała szczęście, jeśli docierała używanym autem, ona jeździła nowiutkim, czarnym dżipem cherokee. Samochodem o niebo lepszym niż te, na które mogli sobie pozwolić jej nauczyciele.
Ogromny, nowoczesny dom rodziny Myersów z widokiem na Pennington Gap, miasteczko liczące 1800 mieszkańców, przypominał raczej posiadłość ludzi z wyższych sfer na przedmieściach Atlanty niż dom w małej mieścinie w Appalachach. Lindsay wolałaby jednak mieszkać w Atlancie, oddalonej o siedem godzin jazdy samochodem na południe. Uwielbiała jeździć do miasta ze swoją matką, Jane, na zakupy albo z przyjaciółmi na koncerty rockowe. Podobnie jak większość nastolatków w Pennington Gap się nudziła. Było tam niezbyt wiele do zrobienia, oglądania czy kupowania. Niewielkie centrum miasteczka, dwie ulice po obu stronach torów kolejowych i zaledwie kilka sklepów. Na wystawie największego butiku Gibson’s znajdowały się sukienki, których żadna nastolatka nigdy w życiu by nie kupiła.
Życie w Pennigton Gap toczyło się głównie na wschodnim krańcu miasta, u wylotu dwupasmówki. W pobliżu skrzyżowania stłoczyły się restauracje fast food. Młodzież z liceum ogólnokształcącego lubiła spotykać się w McDonaldzie, ale Lindsay bywała w Hardee’s, które przyciągało nieco starszą grupę młodych ludzi – od dwudziestego do dwudziestego piątego roku życia. Organizowali lepsze imprezy i mieli narkotyki albo wiedzieli, skąd je wziąć.
Po raz pierwszy Lindsay zażyła Oxy na przejażdżce samochodem za miastem. Zauważyła, jak jej przyjaciel wziął do ust małą niebieską pigułkę, potrzymał ją kilka minut, po czym wypluł i wytarł ją w podkoszulek. Potem wrzucił ją w zmięty banknot jednodolarowy i włożył go do szczelnej koperty. Wsunął ten pakunek do ust, po czym mocno go zagryzł i wysypał proszek na plastikową oprawkę płyty CD. Lindsay wciągnęła trochę proszku nosem.
Za pierwszym razem nie była na haju, ale znajomi wciąż się zachwycali OxyContinem, a przyjaciółka opowiedziała jej o kimś, kto handlował tym towarem w Harlan w Kentucky, pół godziny jazdy samochodem od Pennington Gap. Dziewczyny pojechały dżipem Lindsay i znalazły miejsce, którego szukały. Zaparkowały samochód przed jakimś ponurym domem. Lindsay dała przyjaciółce 150 dolarów i zaczekała na jej powrót z czterema pigułkami. W drodze do domu zjechały z trasy, pokruszyły tabletki i wciągnęły je przez nos.
Początkowo Lindsay miała mdłości, ale te szybko minęły i fala ciepła zalała jej ciało, a mięśnie się rozluźniły. Wszystkie napięcia i troski zniknęły. Nic innego nie sprawiało, że tak się czuła. Dziewczyny wróciły do Pennington Gap i przez jakiś czas jeździły samochodem po głównej drodze. Lindsay poczuła senność. Kiedy dotarła do domu, nie była w stanie utrzymać otwartych powiek i wkrótce pogrążyła się w błogim śnie.
Rekreacyjne używanie środków przeciwbólowych dostępnych na receptę nie było niczym nowym ani w hrabstwie Lee, ani w wielu innych częściach Stanów Zjednoczonych. Niektórzy pacjenci oraz narkomani nadużywali popularnych środków przeciwbólowych sprzedawanych pod takimi nazwami handlowymi, jak Percocet, Percodan i Tylox. Aktywna substancja zawarta w tych lekach to narkotyk o nazwie oksykodon, a każda tabletka standardowo zawiera 5 miligramów oksykodonu, połączonego z 500 miligramami środka przeciwbólowego, aspiryny albo paracetamolu.
OxyContin całkowicie się od nich różnił. To był czysty oksykodon, a najmniejsza dawka zawierała 10 miligramów narkotyku, dwukrotnie więcej niż poprzednie leki. Był również dostępny w dużo wyższych dawkach, które zawierały odpowiednio 20, 40, 80 i 160 miligramów oksykodonu. OxyContin pod względem siły rażenia czystego narkotyku przypominał broń nuklearną.
Lek został wprowadzony na rynek w 1996 roku przez Purdue Pharmę, mało znaną firmę z Connecticut. Używała ona do produkcji OxyContinu opatentowanej formuły przedłużonego uwalniania, dzięki czemu lek mógł zawierać ogromne ilości oksykodonu. Narkotyk z tabletki był uwalniany stopniowo, część dostawała się do krwiobiegu pacjenta w ciągu pierwszej godziny, a reszta w ciągu kolejnych jedenastu.
Formuła przedłużonego uwalniania OxyContinu dała mu przewagę nad środkami przeciwbólowymi starszej generacji, takimi jak Percocet i Tylox. Pacjenci szybciej odczuwali efekty ich działania, ale przynosiły one ulgę na cztery godziny i zdarzało się, że osoba cierpiąca na ból budziła się w środku nocy i musiała zażyć kolejną tabletkę. Ale przedstawiciele Purdue Pharmy twierdzili również, że OxyContin jest mniej atrakcyjny dla narkomanów niż tradycyjne środki przeciwbólowe. Eksperci od uzależnień od dawna wiedzą, że osoby, które nadużywają leków, pociąga w nich siła i tempo ich działania. Dlatego teoretyzowanie, że OxyContin ze swoją formułą powolnego uwalniania nie miał wywoływać u osób uzależnionych natychmiastowego haju, było oparte na racjonalnych przesłankach. Jednak nawet tacy nowicjusze jak Lindsay Myers szybko odkryli, że tabletkę OxyContinu, zwilżoną odrobiną wody albo śliny, wystarczy rozkruszyć, żeby od razu uwolnić całą ogromną dawkę narkotyku.
Wkrótce Lindsay brała jedną albo nawet dwie tabletki dziennie. Drug Enforcement Administration (Rządowa Agencja ds. Wdrażania Obrotu Lekarstwami, DEA), agencja rządowa, która zajmuje się kontrolą produkcji, obrotu i wydawania leków, zakwalifikowała OxyContin do grupy najściślej kontrolowanych substancji z wykazu środków odurzających i substancji psychotropowych. Znajdują się tam również inne silne i potencjalnie uzależniające środki przeciwbólowe, jak morfina, hydromorfon (Dilaudid) i fentanyl. Zgodnie z prawem federalnym, kiedy te leki zostają przekazane przez producenta do hurtowni, a następnie z hurtowni do lekarza albo farmaceuty, każdy ich gram musi być ściśle monitorowany i przeliczany. Lindsay kupiła większość pigułek od kobiety o ksywce „Mała”, która mieszkała w niewielkim, zrujnowanym domu w pobliżu centrum Pennington Gap. Nikt nie wiedział, skąd kobieta pozyskiwała te leki, ale na pewno nie kanałami legalnymi.
Latem 1999 roku Lindsay wyszła do miasta i się naćpała. Zabrała po drodze znajomych i wyjechała z Pennington Gap na Skaggs Hill Road, wąską wiejską drogą, która wiła się w surowym wiejskim krajobrazie i wspinała na Skaggs Hill, znane jako „Wzgórze Pigułek”, po czym znowu zakręcała w stronę miasta. Lindsay i jej przyjaciele zjechali na jedno z wielu poboczy, rozkruszyli tabletki Oxy i wciągnęli je nosem. Mijały tygodnie, a do towarzystwa Lindsay dołączały kolejne osoby. Czasami widywała nowe samochody z narkomanami, które zatrzymywały się w odległości pięciuset metrów od siebie wzdłuż pobocza Skaggs Hill Road.
W weekend czwartego lipca Lindsay po raz pierwszy poznała ciemną stronę tego leku. Wujek dziewczyny zorganizował doroczny zjazd rodzinny w swoim domu letniskowym nad brzegiem jeziora w Tennessee. Lindsay nie zabrała ze sobą tabletek Oxy i już pierwszego wieczoru poza domem zaczęła odczuwać bóle w nogach. Nawet kiedy leżała w łóżku, całe się trzęsły. „Mamo, strasznie bolą mnie nogi! Możesz mi je pomasować?!”, zawołała.
Jane pomasowała nogi córki i ukołysała ją do snu. Ale nazajutrz wieczorem ból jeszcze bardziej się nasilił. Skurcze nóg nie ustąpiły, dopóki Lindsay nie wróciła do Pennington Gap i nie pojechała samochodem do „Małej”, żeby kupić trochę tabletek Oxy. Nazajutrz rano po przebudzeniu czuła się dobrze, choć była nieco przerażona. Nie sądziła, że może się uzależnić od tych tabletek, a przynajmniej nie aż tak łatwo. Tego samego dnia Lindsay powiedziała „Małej”, że może być uzależniona.
Jane Myers nie wiedziała nic o istnieniu „Małej”. Jesienią 1999 roku zaczęła się jednak martwić o córkę. Lindsay miała rano problemy ze wstaniem z łóżka. Straciła zainteresowanie szkołą i przestała biegać. Siostra powiedziała Jane, że widziała, jak Lindsay włóczyła się po mieście w towarzystwie starszej od niej dziewczyny, która podobno brała narkotyki. Poradziła Jane, żeby znalazła córce pracę na lato, może w biurze rodzinnego biznesu branży węglowej. Jane, powściągliwej i atrakcyjnej rudowłosej kobiecie, sama myśl o tym, że Lindsay mogłaby brać narkotyki, nie mieściła się w głowie. Córka była nastolatką i może przechodziła trudny okres, ale Jane uważała, że w takim wieku należy jej zapewnić więcej swobody. Wierzyła, że gdyby Lindsay miała jakiś problem, na pewno by jej o tym powiedziała. Nie chciała za bardzo ingerować w prywatne sprawy córki. Poza tym Lindsay nadal cieszyła się z bycia cheerleaderką na meczach futbolu amerykańskiego. Jane uwielbiała oglądać występy córki. Zawoziła ją często na mecze do odległych miejsc, nawet jeśli oznaczało to trzy godziny jazdy samochodem w jedną stronę.
Pewnego wieczoru jesienią 1999 roku Lindsay wróciła po meczu do domu, rzuciła torebkę na stół kuchenny i zeszła do sutereny, żeby przyłączyć się do swojego brata i jego znajomych. Jane pod wpływem impulsu postanowiła otworzyć jej torebkę. Wewnątrz znalazła niewielką tabletkę i cienką metalową rurkę o długości niecałych trzech centymetrów. Jane nie miała pojęcia, do czego to służyło. „Lindsay! Chcę cię o coś zapytać!”, zawołała. Lindsay przyszła i spojrzała nonszalancko na pigułkę, którą matka trzymała w ręce. „Och, nie mogę spać. Kimberly dała mi to, żeby mi pomóc”.
Kimberly, kuzynka Lindsay, też była tego wieczoru u nich w domu i Jane pokazała jej pigułkę, pytając: „Dałaś to Lindsay?”. „Niczego jej nie dawałam”, odparła Kimberly.
Jane poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła. Krzyknęła na Lindsay, żeby przyszła na górę. „Kim wcale nie dała ci tej pigułki. Co to jest?”, spytała. „Oxy”, odparła Lindsay, wpatrując się w nią badawczo wyzywającym wzrokiem. „A co to ma być?”, zapytała Jane, podnosząc krótką, pustą rurkę. „Używam tego do wciągania tabletki nosem”, odpowiedziała Lindsay.
Po tych słowach poszła niezadowolona do swojego pokoju. Nazajutrz Jane zadzwoniła do Beth Davies, która prowadziła klinikę leczenia uzależnień w Pennington Gap. Davies powiedziała, że niewiele wie na temat OxyContinu, ale jedynym sposobem, żeby dowiedzieć się, co naprawdę się dzieje, było oddanie próbki moczu Lindsay do badania. Jane wzdrygnęła się na samą myśl. Powiedziała Beth, że zmuszanie Lindsay do poddania się takiemu badaniu jest nie fair. Gdyby ktoś się dowiedział, że je przeprowadzono, od razu zaczęłyby krążyć plotki. Miałaby zepsutą reputację w szkole. Może nawet wyrzuciliby ją z zespołu cheerleaderek. Jane powiedziała, że nie wyrazi zgody na badanie, ale przyprowadzi Lindsay do gabinetu Davies na rozmowę.
Beth Davies, niska, zadziorna kobieta o chropawym głosie, z burzą krótkich, srebrnych włosów zupełnie nie przypominała doradczyni do spraw uzależnień. W 1999 roku miała sześćdziesiąt sześć lat, ale wyglądała o dobre dziesięć młodziej i miała energię osoby o połowę młodszej. Była też zakonnicą. Siostra Beth, jak wiele osób ją nazywało, zanim po raz pierwszy przyjechała do regionu Appalachów, pracowała w szkółkach parafialnych w Nowym Jorku i Connecticut jako nauczycielka i administratorka. Postanowiła bardziej zaangażować się w walkę na rzecz ochrony środowiska i niedługo po swoim przyjeździe do hrabstwa Lee pomogła w prowadzeniu zbiórki pieniędzy na budowę szpitala w St. Charles, w którym pracował Art Van Zee.
W 1979 roku przegrała własną walkę z alkoholizmem, którą toczyła od dawna. Podjęła leczenie w należącym do Kościoła ośrodku odwykowym dla zakonnic i postanowiła zmienić pracę. Zapisała się na studium terapii uzależnień na Uniwersytecie Rutgersa w New Jersey i spędziła rok w najniebezpieczniejszych dzielnicach Trenton, pracując z alkoholikami i osobami uzależnionymi od heroiny.
Davies i Elizabeth Vines, inna zakonnica, która też wygrała walkę z alkoholizmem, od połowy lat osiemdziesiątych XX wieku prowadziły razem ośrodek profilaktyki uzależnień w dwupiętrowym budynku w centrum Pennington Gap. Początkowo pracowały prawie wyłącznie z alkoholikami, ale na początku lat dziewięćdziesiątych zaczęły obserwować wzrost liczby uzależnionych od leków, w tym przeciwbólowych na receptę i środków uspokajających. Poza Percocetem i Tyloxem wśród tych specyfików były Vicodin i Lortab, dwa popularne leki przeciwbólowe dostępne na receptę, które zawierały inny narkotyk, hydrokodon. Medyczny establishment uważał, że stwarza on mniejsze ryzyko uzależnienia niż oksykodon, a przepisy federalne dotyczące obu substancji były bardziej liberalne, co ułatwiało lekarzom wypisywanie ich na receptę. Znajomość skutków uzależnienia od tych leków nie przygotowała jednak Davies i Vines na to, co miało się wydarzyć w przypadku OxyContinu.
Lindsay spędziła cały weekend, czekając w męczarniach na spotkanie z Beth Davies. W ciągu tych czterdziestu ośmiu godzin przeżyła syndrom odstawienia, fizyczny odpowiednik szoku. Kiedy pacjenci albo narkomani biorą narkotyk, rozwija się w nich uzależnienie, naturalny proces, w którym organizm przystosowuje się do silnych efektów działania opioidu. Fizyczne uzależnienie to nie narkomania, ale jeśli pacjenci albo osoby nadużywające substancji psychoaktywnych zostają nagle pozbawieni narkotyku, to pojawia się u nich głód narkotyczny. Lindsay, która brała trzy tabletki Oxy dziennie – jedną przed wyjściem do szkoły, drugą w trakcie lunchu i trzecią przed treningiem grupy cheerleaderek – przechodziła ten proces koszmarnie. Odczuwała o wiele silniejsze bóle i skurcze nóg niż wcześniej w domu wujka. Miała również objawy przypominające grypę, takie jak dreszcze, katar i silne bóle głowy, a nawet napady delirium. W pewną weekendową noc Lindsay przyśniło się, że znalazła tabletkę Oxy w swoim pokoju i wciągnęła ją nosem. Kiedy się obudziła i uświadomiła sobie, że to był tylko sen, zaczęła płakać.
W poniedziałek nie mogła już doczekać się spotkania z Beth Davies. Matka powiedziała jej niezbyt wiele o doradczyni do spraw uzależnień, ale Lindsay założyła, że Beth to młoda osoba, bo sugerowało to jej imię. Lindsay wyobrażała sobie, że Beth może się stać trochę starszą przyjaciółką, której będzie się zwierzać.
Jane i Lindsay niewiele rozmawiały, jadąc rodzinnym mercedesem do centrum miasteczka. Kiedy Lindsay weszła do gabinetu Beth Davies i ją zobaczyła, zamknęła się w sobie. Nie ma mowy, żebyśmy się dogadały, postanowiła w myślach. Beth była za stara.
„Możesz mi powiedzieć, dlaczego tutaj jesteś?”, spytała Davies. „Nic nie zrobiłam”, odpowiedziała Lindsay. „Najwyraźniej coś martwi twoją matkę, bo inaczej by do mnie nie zadzwoniła. Jak sądzisz, co to może być?”, kontynuowała Davies. „Nic mi nie jest. Ona za bardzo się przejmuje. Chciała, żebym przyszła, więc jestem”, broniła się Lindsay.
Lindsay i Beth nie udało się zbudować relacji, ale przez kolejny miesiąc dziewczyna nie brała. Potem, pewnego popołudnia krążyła autem po mieście i na stacji benzynowej spotkała koleżankę. Lindsay podjechała do niej, a dziewczyna mocno ją uściskała. „Ludzie, chciałabym coś dostać”, powiedziała Lindsay. „Masz szczęście”, odpowiedziała jej koleżanka.
Wiele lat późnej nikt w hrabstwie Lee nie był w stanie wskazać, w którym momencie 2000 roku w ich społeczności wybuchła epidemia uzależnienia od OxyContinu. Ani lekarze tacy, jak Van Zee. Ani doradcy do spraw uzależnień tacy, jak Beth Davies. Ani funkcjonariusze służb porządkowych. Kiedy jednak po zimie 2000 roku nastała wiosna, wydawało się, że Oxy było wszechobecne.
Sześć miesięcy wcześniej, jesienią 1999 roku, lek stanowił jedynie niewielki odsetek narkotyków, które kupowali pod przykrywką policjanci w południowo-zachodniej części Wirginii. Wiosną kolejnego roku statystyki te wzrosły w zawrotnym tempie, w niektórych regionach aż do 90 procent. Zalew pigułek na ulicach wydawał się pochodzić z wielu różnych źródeł. Niektórzy pozbawieni skrupułów lekarze prowadzili tak zwane fabryki pigułek – gabinety lekarskie, w których recepty wypisywano bez uzasadnionego celu w zamian za koszt wizyty. Inni lekarze dawali się nabierać na receptę narkomanom, którzy zgłaszali się do nich, udając pacjentów z bólem. Zdarzało się również, że ludzie fałszowali recepty na OxyContin albo robili kopie prawdziwych.
Wkrótce zapotrzebowanie na tradycyjne leki przeciwbólowe, takie jak Percocet i Lortab, całkowicie wygasło, ponieważ każdy chciał Oxy. Jakby jakiś nowy, egzotyczny gatunek wślizgnął się po cichu do lokalnych zasobów leków i wygryzł gatunki rodzime. Czystość OxyContinu umożliwiała rekreacyjnym użytkownikom wciąganie proszku nosem niczym kokainę, a poważnie uzależnionym narkomanom wstrzykiwanie substancji jak heroinę.
Na czarnym rynku miligram OxyContinu kosztował dolara, co oznaczało, że tabletkę o wadze 20 miligramów sprzedawano za 20 dolarów, a tabletkę o wadze 40 miligramów – za 40 dolarów. Ludzie pokroju Lindsay Myers, którzy mieli na koncie tysiące dolarów, bez żadnego problemu mogli wygospodarować gotówkę na zakup Oxy. Większość nie ma tyle pieniędzy, więc nadużywanie OxyContinu zaczęło generować zwiększoną liczbę przestępstw. Narkomani włamywali się do domów i kradli gotówkę oraz telewizory. W niektórych przypadkach pacjenci onkologiczni i pacjenci z bólem budzili się i okazywało się, że fiolki z OxyContinem zniknęły z ich apteczek. Region zaczęły zasypywać czeki sfałszowane, ukradzione i bez pokrycia. Tak wiele z nich było wystawionych na kwotę 40 dolarów – wartość 40 miligramów Oxy na czarnym rynku – że znajdując je, policjanci zaczęli żartować: „Wiemy, na co miało być te 40 dolarów”. Ludzie, którzy chcieli zdobyć lek, zaciągnęli ogromne długi na kartach kredytowych, kupując rzeczy, które mogli szybko spieniężyć. Ci, którzy nie mieli kart, kradli w sklepach na przykład zapalniczki albo płyty kompaktowe i je sprzedawali. W rolniczym regionie południowo-zachodniej części stanu Wirginia obiektem zainteresowania stały się piły łańcuchowe.
Kiedy uzależnienie od leku przybrało na sile, zaczęła rosnąć liczba jego ofiar. Wiosną 2000 roku co tydzień coraz więcej osób przychodziło do centrum profilaktyki uzależnień, chcąc zerwać z nałogiem zażywania Oxy. Więcej osób po przedawkowaniu trafiało do szpitala okręgowego hrabstwa Lee na noszach. Wśród hospitalizowanych przeważali nastolatkowie albo młodzi dorośli, niektórzy mieli na rękach ropnie wielkości piłki do golfa – oznaka, że wstrzykiwali sobie narkotyk za pomocą igieł hipodermicznych.
Na początku kwietnia Vince Stravino, młody lekarz, który pracował w szpitalu razem z Artem Van Zee, doszedł do wniosku, że ma już tego dość. Zadzwonił do centrali Purdue Pharmy w Stamford w Connecticut. Przełączono go do lekarki, która była pracownikiem spółki. „Mamy poważne problemy. Obserwujemy zespół odstawienia leku. To straszna sprawa”, powiedział Stravino.
Lekarka była zaskoczona tym, że ludzie popadają w narkomanię na skutek zażywania tego leku, i zapewniła Stravina, że osobiście zbada jego skargę. Dopiero po dziesięciu miesiącach firma złożyła wymagane prawem sprawozdanie na temat telefonu Stravina do Agencji Żywności i Leków (FDA). Fragment zgłoszenia brzmiał następująco: „Lekarz donosi, że niezidentyfikowani pacjenci (dzieci, nastolatki i dorośli), którzy z niewyjaśnionych powodów stosują OxyContin (chlorowodorek oksykodonu o przedłużonym uwalnianiu), «zgłaszają się do szpitala z objawami przedawkowania i ropniami po dożylnym podaniu». Podobno dzieci w tym regionie «kruszą, wciągają nosem i wstrzykują sobie dożylnie OxyContin». Poproszono o dodatkowe wyjaśnienia”.
W sprawozdaniu wysłanym przez Purdue Pharmę do FDA odniesiono się również do kolejnej rozmowy telefonicznej ze Stravinem, która odbyła się dwa miesiące po pierwszym telefonie: „Dodatkowe informacje, przekazane przez lekarza raportującego piątego czerwca 2000 roku, dotyczą jednego pacjenta, piętnastoletniego chłopca rasy białej, który nielegalnie pozyskał 40-miligramowe tabletki OxyContinu. Podobno siódmego kwietnia 2000 roku pacjent zażył nieokreśloną ilość OxyContinu i w szkole nie był w stanie chodzić ani mówić składnie. Podobno wszystkie objawy ustąpiły tego samego dnia i pacjent całkowicie doszedł do siebie. W momencie pisania tego raportu pacjent jest «w trakcie leczenia». Lekarz, który napisał raport, utrzymywał, że te wydarzenia «definitywnie» miały związek z OxyContinem”.
Art Van Zee przeżywał trudne chwile, usiłując zmierzyć się z chaosem, który zapanował w okolicy. Wiosną 2000 roku nadal skupiał się na tych samych problemach zdrowia publicznego w hrabstwie Lee, które od dawna leżały w polu jego zainteresowań – ciążami nastolatek i karmieniem noworodków, ale jego obawy dotyczące OxyContinu rosły. Van Zee lubił badania naukowe i dane liczbowe, więc poprosił pewnego studenta medycyny, żeby przeprowadził sondaż wśród uczniów miejscowego liceum ogólnokształcącego. Miał zadać im pytania dotyczące palenia papierosów, spożywania alkoholu oraz używania dozwolonych i zabronionych przez prawo narkotyków. Van Zee był zszokowany, gdy zobaczył wyniki tego sondażu – 28 procent uczniów trzeciej klasy i 20 procent czwartoklasistów odpowiedziało, że spróbowało OxyContinu.
Van Zee zrozumiał wtedy, że w tym niewielkim zakątku Appalachów pojawiło się coś całkiem nowego i o wiele gorszego niż wszystkie negatywne zjawiska, które tam występowały – bezrobocie oraz problemy z alkoholem i narkotykami, które wydawały się przechodzić z pokolenia na pokolenie. Wciąż jednak zastanawiał się nad genezą tego zjawiska.
W maju Stravino, zapalony kibic piłki nożnej, poleciał do Bostonu na mecz. Wziął do ręki egzemplarz „The Boston Globe” i stanął jak wryty, kiedy przeczytał artykuł na temat szerzących się w Maine uzależnień od pewnego leku przeciwbólowego.
W artykule napisano, że OxyContin był powszechnie dostępny na wiejskich terenach hrabstwa Waszyngton, które znajdowało się na północnym krańcu kraju. Ludzie przemierzali setki kilometrów, żeby podstępem wyłudzić od lekarzy recepty, skarżąc się na bóle pleców albo migreny. Kiedyś mieszkańcy tego regionu nie zamykali drzwi na klucz, ale teraz przestępczość wzrosła, a ośrodki odwykowe były przepełnione. Sytuacja osiągnęła tak krytyczny stan, że urzędujący w Portland prokurator generalny Maine wystosował list do lekarzy w całym kraju, zalecając, żeby byli czujni, wypisując recepty na OxyContin.
Zaraz po powrocie do Pennington Gap Stravino pokazał artykuł Artowi Van Zee.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------