- W empik go
Zabójczy cios - ebook
Zabójczy cios - ebook
W jednym z mieszkań w Göteborgu policja znajduje trupa. Ciało starszego mężczyzny leży w garderobie, którą ktoś zamknął od zewnątrz na klucz. Jak wykazała sekcja zwłok, zgon nastąpił sześć miesięcy wcześniej, a ofiara zagłodziła się na śmierć.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi inspektorka Karin Falk. Gdy komisarz Ingrid Bergman wraca z długiego zwolnienia lekarskiego, naczelnik Tingström włącza ją także w dochodzenie.
Tymczasem w mieście rozpoczynają się targi regionalne, które ma odwiedzić minister rolnictwa. Policja postanawia zastosować dodatkowe środki bezpieczeństwa, ponieważ ktoś groził politykowi, a dodatkowo na ulicach demonstrują rolnicy.
Z tego powodu Ingrid zgadza się udostępnić swoją willę ministrowi. Wkrótce okazuje się, że nie było to dobre posunięcie. Policjantka zostaje bowiem wplątana w polityczną intrygę. Czuje, że już nikomu nie może ufać.
"Zabójczy cios" jest powieścią o rodzinie, przeszłości i nietolerancji. To również piąta książka z serii, której główną bohaterką jest Ingrid Bergman, komisarz Wydziału Zabójstw Policji Kryminalnej w Göteborgu.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-0238-000-2 |
Rozmiar pliku: | 3,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poniedziałek, 15 maja
Godzina 12.45
Szła od kwadransa, ale tyle jej wystarczyło, żeby się zastanowić nad tym, co ją czeka. Ma być poddana serii szczegółowych pytań, swego rodzaju wiwisekcji. Na tej podstawie powstanie raport końcowy. Jego treść zadecyduje o jej przyszłości. Komisarz policji kryminalnej Ingrid Bergman spojrzała w niebo. Od wielu tygodni było zaciągnięte chmurami i od czasu do czasu padał deszcz. Ludzie przemykali skuleni przy ścianach domów z podciągniętymi pod brodę kołnierzami. Westchnęła, bo tęskniła za słońcem i ciepłem. Jedyną zaletą takiej pogody było to, że mogła ukryć pod kurtką swoją ciążę.
– Czy może mi pani opowiedzieć, co się stało? – spytała psycholożka Gunilla Katz. Pytanie było tak bezpośrednie i nieoczekiwane, że Bergman nie wiedziała, jak zareagować. Nie spodziewała się takiego początku rozmowy.
– To pani nie wie? – odparła, unosząc brwi. – Nikt pani tego nie przekazał?
Katz, która była po siedemdziesiątce, patrzyła na Bergman z niewzruszoną miną, a jej wzrok mówił: „Jestem tu neutralna”. Nie miała makijażu, a na spotkanie z policjantką przyszła w szarym, bezbarwnym ubraniu. Z szyi zwisały jej okulary w jaskrawoczerwonych oprawkach na łańcuszku w tym samym kolorze. Tworzyły barwny kontrast, jakby Katz chciała w ten sposób ostrzec swoich rozmówców, żeby nie odważyli się lekceważyć jej ukrytego pod maską obojętności intelektu. Na kolanach trzymała notatnik i długopis.
– Owszem, ale to była ich wersja – odparła Katz. Wypowiedziała to zdanie tak samo spokojnym tonem jak wtedy, gdy zadała Bergman pierwsze pytanie. Policjantka wzruszyła ramionami.
– Po nowym roku prowadziłam śledztwo w sprawie zabójstwa i serii napadów na młode kobiety w Göteborgu. W pewnym momencie pojawiły się dowody i poszlaki wskazujące na to, że to ja byłam sprawcą i że odpowiadałam za serię innych poważnych przestępstw. Ani moi współpracownicy, ani mój przełożony nie uwierzyli w moją winę, ale podejrzenia wobec mnie podtrzymywał naczelnik Wydziału Spraw Wewnętrznych. To taka specjalna komórka w strukturze policji. Jej zadanie polega na badaniu afer, w które zamieszani są funkcjonariusze. Musiałam się ukrywać, żeby móc się oczyścić z zarzutów i ustalić, kto za tym wszystkim stoi.
Katz zmrużyła oczy i lekko pochyliła się na krześle.
– Czy może pani wymienić nazwiska osób, które podkopywały pani autorytet w miejscu pracy?
– Nie, ale nie wykluczam, że do tego doszło. Czy to dlatego zostałam tu wezwana?
Bergman spojrzała kobiecie w oczy i czekała na odpowiedź. Zastanawiała się, o co jej chodzi. Po kilku sekundach Katz opuściła głowę, zanotowała coś, zmarszczyła czoło i popatrzyła na nią.
– Od tamtych wydarzeń upłynęły prawie cztery miesiące. Odzyskała pani zdrowie? Pytam o zdrowie fizyczne.
Bergman wciąż nie rozumiała, do czego Katz zmierza i czemu nie odpowiedziała na jej pytanie. Miała ochotę wstać i wyjść, ale wiedziała, że będzie dla niej lepiej, jeśli się przyłączy do prowadzonej przez Katz gry i tak jak ona będzie udawać, że nic nie jest w stanie jej poruszyć.
– Tyle o ile, ale nadal jestem na zwolnieniu lekarskim.
– To była głośna sprawa. Media szeroko o niej informowały.
– Naprawdę? I co z tego?
Katz sięgnęła po leżącą na biurku teczkę z dokumentami, przerzuciła kilka kartek, a gdy znalazła tę, której szukała, przeczytała na głos jej treść:
– „Policja poszukuje komisarz Ingrid Bergman, która jest podejrzana o dokonanie zabójstwa. Wątpliwości co do jej winy dzielą policję w Göteborgu”. To cytaty z gazet. Jak się pani czuła, czytając takie nagłówki?
Na wspomnienie obraźliwych oskarżeń i jej zdjęć, którymi obwieszony był cały Göteborg, Bergman poczuła ukłucie w piersi. Przypomniał jej się Johan Höök, naczelnik Wydziału Spraw Wewnętrznych, bo to on stał za tą nagonką. Obrzuciła Katz długim spojrzeniem i odparła:
– Media przez cały czas były przez kogoś informowane.
– Nie odpowiedziała pani na moje pytanie – stwierdziła ze zmarszczonym czołem Katz.
– Jak się wtedy czułam? – spytała poirytowanym głosem Bergman. – Było to dla mnie coś nowego.
– Coś nowego? – spytała przeciągle Katz i znowu coś zanotowała. – A czemu ani pani bezpośredni przełożony, ani koleżanki i koledzy z pracy nie uwierzyli w pani winę?
– Bo wiedzieli, że bez trudu zdołałabym popełnić te wszystkie przestępstwa, nie zostawiając po sobie żadnych śladów.
– Rozumiem.
Bergman odniosła wrażenie, że Katz uśmiecha się pod nosem, i trochę się rozluźniła.
– Straciła pani pokaźną kwotę, ponieważ ktoś się włamał na konto bankowe. Mimo to nie zażądała pani zwrotu pieniędzy. To prawda?
– Tak.
– Dlaczego?
– Bo zostały przekazane na konto Czerwonego Krzyża i organizacji działającej na rzecz dzieci.
– Czy może to pani rozwinąć?
– A co to ma wspólnego z oceną mojej zdolności do pracy?
– Próbuję złożyć w całość elementy pewnej układanki, żeby stworzyć całościowy obraz pani kondycji fizycznej i stanu psychicznego. Nie musi pani odpowiadać na moje pytania, ale będę musiała ująć to w swoim raporcie.
Bergman zaśmiała się i pokręciła głową.
– W takim razie powiem wprost: Szwedzki Czerwony Krzyż i inne podobne organizacje robią wiele dobrego dla ludzi, którym źle się wiedzie. Ja sobie jakoś bez tych pieniędzy poradzę, podczas gdy w przypadku innych osób mogą one zadecydować o ich życiu albo śmierci.
– Czy nadal jest pani w związku z Adamem Hedénem?
– To moja prywatna sprawa i może to pani zacytować w swoim raporcie.
– Prywatna sprawa? Być może, nie mnie o tym decydować. Powinna pani jednak wiedzieć, że po tym, co się wydarzyło w styczniu, kiedy pani twarz i nazwisko stały się znane w całej Szwecji, prywatna sfera pani życia uległa znacznemu zwężeniu. Opinia publiczna uznała, że policjantka Ingrid Bergman przeszła na stronę zła, a kiedy zaczęła się pani ukrywać, fakt ten stał się tematem rozlicznych tekstów i wypowiedzi w mediach.
– Może mi pani uwierzyć, że jestem tego w pełni świadoma.
Katz nie odpowiedziała, tylko przez pewien czas mierzyła policjantkę niezgłębionym spojrzeniem. W końcu stwierdziła:
– Moja praca nie polega na wyszukiwaniu słabości, które potem opisuję. Jeśli jednak chce pani wrócić do swoich poprzednich obowiązków, trzeba się będzie do nich przygotować i odzyskać równowagę psychiczną. Z tego, co się orientuję, w tamtym okresie zmarły dwie bliskie pani osoby: ojciec i siostra. Człowiek potrzebuje czasu, żeby uporać się z żałobą, oswoić się z czymś takim. Czasem szok i będąca skutkiem dramatycznych zdarzeń reakcja organizmu objawiają się po długim czasie, kiedy jesteśmy pewni, że to, co najgorsze, mamy już za sobą i możemy wrócić do normalnego życia. W pani przypadku istnieje ryzyko załamania nerwowego z powodu odłożonej w czasie reakcji na stres.
– Kiedy opowiada pani o tym w taki sposób, można odnieść wrażenie, że zależy pani wyłącznie na tym, co jest dla mnie dobre.
– Czy zastanawia się pani czasem nad tym, co by się stało, gdyby się pani wtedy nie ukrywała, żeby ustalić, kto próbował panią wrobić?
– Tak.
– I co?
– Doszłam do wniosku, że postąpiłabym tak samo.
– Czy to znaczy, że nie ufa pani wynikom dochodzenia, które zostało wszczęte w tej sprawie przez Wydział Wewnętrzny?
Bergman postanowiła nie odpowiadać na to pytanie. Uznała, że to dziwne, pełne niedopowiedzeń przesłuchanie jest jak taniec z diabłem.
Katz czekała cierpliwie na odpowiedź. Jej twarz pozbawiona była wyrazu, ręce spoczywały na kolanie. Bergman wiedziała, że psycholożka próbuje ją przeczekać. Wykorzystała podstawową technikę przesłuchań stosowaną zarówno przez policję, jak i dziennikarzy. Jej celem było nakłonienie kogoś do wyjawienia czegoś więcej niż to, co ten ktoś skłonny był powiedzieć.
– Nigdy nie prowadziłam dochodzeń w taki sposób, jak robili to ludzie z Wydziału Wewnętrznego – odparła.
Katz odłożyła notes na biurko i nalała wody do dwóch szklanek. Jedną z nich podała Bergman, ale policjantka pokręciła głową. Katz wzięła dwa łyki, a Bergman doszła do wniosku, że kobieta zrobiła to tylko w jednym celu: żeby zyskać na czasie przed zadaniem kolejnego pytania. Katz wypiła wodę, odstawiła szklankę i poprawiła okulary na nosie. Przez cały czas uważnie przyglądała się policjantce.
– Jeśli nie ma pani pytań, możemy skończyć na dzisiaj – powiedziała Katz.
– Czy to wystarczy?
– Nie, musimy się jeszcze spotkać. Czy może pani przyjść do mnie we wtorek o jedenastej?
– Na tę chwilę odpowiedź brzmi „tak”.
– Świetnie – stwierdziła Katz. Wstała z krzesła, wyciągnęła rękę na pożegnanie i po raz pierwszy się uśmiechnęła.2
Poniedziałek, 15 maja
Godzina 14.03
– Dwie godziny temu w dzielnicy Pennygången w Högsbo znaleziono zwłoki starszego mężczyzny – zaczęła swoje wystąpienie inspektor policji kryminalnej Karin Falk. Odpowiedzią były zmęczone, lekko zamglone spojrzenia obecnych na odprawie członków jej ekipy śledczej. Z powodu reorganizacji i zwolnień lekarskich wszyscy byli wykończeni. Ona też nie była w lepszym stanie. Spojrzała swój notes i kontynuowała: – Funkcjonariusze, którzy jako pierwsi zjawili się na miejscu zdarzenia, przekazali, że o znalezieniu zwłok poinformował konserwator budynku, który przyszedł zrobić przegląd przewodu wentylacyjnego. Wcześniej, mimo podejmowanych prób, nie udało mu się skontaktować z właścicielem mieszkania. Kiedy wszedł na piętro i podniósł klapkę w otworze na pocztę, poczuł okropny smród. Na podłodze przedpokoju leżał stos reklam i listów.
Falk zrobiła przerwę, zmarszczyła czoło i zaczęła przeglądać notatki.
– Właściciel mieszkania nazywa się Sven-Bertil Lindsten. Konserwator znalazł jego zwłoki w zamkniętej na klucz garderobie. Klucz tkwił w zamku od zewnątrz.
Falk znowu zrobiła przerwę, żeby jej słowa zapadły wszystkim w pamięci.
– Nasi technicy, w tym Boberg i Nilsson, są od pół godziny na miejscu. Przed odprawą rozmawiałam z Bobergiem. Jego zdaniem mężczyzna leżał tam przynajmniej od miesiąca albo dłużej. Po odprawie pojadę tam z Thomasem. Porozmawiamy z patrolem, który odebrał zgłoszenie, z administratorem budynku, sąsiadami i technikami. Zobaczymy też, co znajdziemy w mieszkaniu.
Falk odłożyła notes na stół, jakby chciała dać do zrozumienia, że skończyła, i każdemu z obecnych wręczyła skoroszyt z podstawowymi informacjami dotyczącymi sprawy. Wszyscy patrzyli na nią zatroskanym wzrokiem.
– Nina i Viking zbiorą informacje o Lindstenie. Porozmawiajcie z jego rodziną i sprawdźcie w naszych rejestrach, czy był notowany.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi i do sali wszedł Albert Tingström, naczelnik Wydziału do spraw Zabójstw miejscowej komendy policji. Skinął wszystkim na powitanie głową i powiedział:
– Chcę tylko przekazać, że media wiedzą już o zwłokach w Pennygången. Nadzór nad śledztwem objął prokurator Holger Bjurstedt.
Falk jęknęła w myślach. Bjurstedt znany był z tego, że co prawda nie mieszał się do dochodzeń prowadzonych przez policję, ale nie okazywał też zbyt dużej pomocy. Najbardziej zależało mu na tym, żeby błyszczeć w świetle reflektorów. Lubił się znaleźć w centrum uwagi, ale tylko wtedy, gdy o sprawie informowały media. Stawał wtedy w pierwszym szeregu i zwoływał konferencje prasowe, a śledczym na myśl o tym, co wtedy powie, ze strachu jeżyły się włosy na głowie. Wcale by jej nie zdziwiło, gdyby się okazało, że Bjurstedt był źródłem przecieku i że to od niego dziennikarze dowiedzieli się o śmierci Lindstena.
– Trudno – odparła z niechęcią w głosie. – Skontaktuję się z nim po powrocie z mieszkania, gdy będziemy wiedzieć coś więcej.
Tingström skinął głową i odwrócił się, żeby wyjść z sali.
– Moment! – zawołał nagle Thomas Alfredsson. – Kiedy wróci Ingrid? Co u niej słychać?
Naczelnik podrapał się po brodzie i chrząknął.
– Jutro mam się z nią spotkać. Na tę chwilę tylko tyle mogę powiedzieć. Ingrid ma za sobą ciężkie chwile… Zobaczymy.
– Powiesz nam, jak już będziesz wiedział coś więcej? – spytał Viking Johansson.
Naczelnik znowu skinął głową i wyszedł na korytarz.
Falk poczuła się nagle niepotrzebna i samotna. Czy to, że jej ludzie pytali o Bergman, znaczy, że źle oceniają jej pracę? Pewnie stale ją z nią porównują, chociaż nikt o tym głośno nie rozmawia. Przełknęła ślinę i kilka razy stuknęła długopisem o blat stołu.
– Macie jakieś pytania? – spytała. – Jeśli nie, kończymy na dzisiaj.
– Czy w związku z tym zabójstwem wszystkie inne dochodzenia mamy odłożyć na bok? – spytała na wszelki wypadek Nina Hamilton.
Falk zastanawiała się przez chwilę.
– Tak. Skupiamy się na tej sprawie. Inne pytania?
Nikt się nie odezwał, więc zebrała papiery i powiedziała:
– Bądźmy w kontakcie. Następna odprawa jutro o ósmej rano.3
Poniedziałek, 15 maja
Godzina 14.23
Bergman rozejrzała się po sali. Od kwadransa czekała, aż będzie punktualnie czternasta trzydzieści. Bolało ją całe ciało, jakby przed chwilą wróciła z sesji treningowej na siłowni, na dodatek dostała mdłości. Od początku stycznia wymiotowała prawie codziennie. Męczyły ją skurcze, które wywracały jej żołądek na drugą stronę.
Kilka metrów od siebie zauważyła stojące przy ścianie krzesła. Jedno z nich było wolne. Chciała na nim usiąść, ale zauważyła, że ludzie przyglądają jej się z ciekawością. Domyśliła się, że została rozpoznana. Jakaś starsza kobieta szturchnęła łokciem siedzącego obok mężczyznę i wymieniła z nim porozumiewawcze spojrzenia. Pieprzony Höök, pomyślała chyba po raz setny Bergman. To przez niego jej twarz znalazła się w listach gończych i na pierwszych stronach gazet. Odwróciła się i ruszyła do punktu informacyjnego.
Siedząca w recepcji kobieta uśmiechnęła się do niej w profesjonalny sposób i poprosiła ją, żeby trochę poczekała, bo zaraz ktoś po nią przyjdzie. Ale Bergman nie miała ochoty stać i czekać. Czuła się nieswojo na widok szepczących ludzi i porozumiewawczych spojrzeń, którymi ją obrzucali. Postanowiła udawać, że czyta broszurę na temat funduszy emerytalnych.
Minutę później zjawiła się urzędniczka bankowa, z którą była umówiona na spotkanie. Nazywała się Birgitta Thor i była jej osobistą doradczynią. Miała popielate, obcięte na pazia włosy z jasnymi pasemkami i świetnie zrobiony makijaż. Ubrana była w granatowy żakiet, na szyi miała naszyjnik z pereł. Patrząc na nią, Bergman poczuła się gorsza. Niedawno w akcie desperacji obcięła się na jeża, żeby zmienić swój wygląd, ale włosy nie zdążyły jeszcze w pełni odrosnąć. Wprawdzie dzięki poradom fryzjerki udało jej się zmienić ich kolor z czarnego na jasny, ale nadal na widok swojego odbicia w lustrze się wzdrygała. Na dodatek przytyła pięć kilogramów, bo od kilku miesięcy zaniedbywała treningi.
Pokój, do którego wprowadziła ją urzędniczka, był całkiem duży. Wokół stołu stało sześć krzeseł, na blacie leżały laptop, notes i długopis. Przy ścianie znajdował się regał zapełniony biało-niebiskimi segregatorami zgodnymi z identyfikacją wizualną banku. W całym pomieszczeniu nie było żadnych obrazków, roślin ani okien. Wykładzina podłogowa i grube, zamknięte drzwi skutecznie chroniły wnętrze przed dźwiękami z innych pokojów. Brakowało wyposażenia, które w normalnych okolicznościach stworzyłoby miłą atmosferę. Thor wskazała policjantce miejsce na krześle.
– Napije się pani kawy? – spytała z zachęcającym uśmiechem.
W zwykłych okolicznościach Bergman na pewno by nie odmówiła, ale teraz na samo słowo „kawa” robiło jej się niedobrze. Pokręciła odmownie głową.
– Czym mogę służyć? – spytała urzędniczka. – Z tego co pamiętam, chodziło o pożyczkę, prawda?
– Tak. Chciałabym poprosić o odroczenie terminu spłaty kolejnej raty.
Urzędniczka wklepała coś z klawiatury i spojrzała w ekran.
– Czy może pani określić, o jakim przesunięciu mówimy?
– Od stycznia przebywam na zwolnieniu lekarskim i nie uzyskuję takich samych przychodów jak przedtem. Szczerze mówiąc, nie umiem określić, od kiedy będę mogła wrócić do pracy. Sprawę komplikuje fakt, że jestem w ciąży. Termin porodu wyznaczono na wrzesień i dopiero wtedy zacznę pobierać zasiłek na dziecko.
– Gratuluję!
– Dziękuję, ale ten zasiłek jest tak samo niski jak zasiłek chorobowy.
– Co w związku z tym?
– Nie mam oszczędności, które mogłabym naruszyć, a dopóki jestem na zwolnieniu, nie będę mogła spłacać rat. Czy w związku z tym bank mógłby zmniejszyć ich wysokość o połowę i zwolnić mnie z obowiązku ich spłacania do końca roku?
W pokoju zapadła niezręczna cisza. Bergman czekała niecierpliwie na odpowiedź, ale Thor unikała jej spojrzenia.
– Sama nie mogę podjąć takiej decyzji – odparła. – Zadecyduje o tym ktoś na wyższym szczeblu.
– Ile czasu to zajmie? Kiedy dostanę odpowiedź?
– Odezwę się, jak tylko będę coś wiedziała, ale muszę o coś spytać. Czy nie zastanawiała się pani nad przeprowadzką do lokalu o niższym standardzie? Dzięki temu mogłaby pani płacić niższy czynsz.
Bergman wstała z krzesła. Była coraz bardziej poirytowana tą rozmową.
– To nie wchodzi w rachubę. Mam nadzieję, że poinformuje mnie pani o decyzji do końca bieżącego tygodnia. Czy możemy się tak umówić?
Thor wstała zza biurka, sztucznie się uśmiechnęła i podała jej rękę. Bergman niechętnie wyciągnęła do niej dłoń.
– Obiecuję, że zrobię to jak najprędzej. W interesie naszego banku jest znalezienie jakiegoś rozwiązania.
Bergman wyszła na ulicę i głośno zaklęła. Zauważyła, że w swoich własnych sprawach nie umie się targować. Lepiej to wygląda w pracy, ale w życiu prywatnym bywa z tym kiepsko. Zabrakło jej cierpliwości, żeby porozmawiać z Thor jak kobieta z kobietą i zasypać ją komplementami, by postawić na swoim.
Była pewna, że bank się zgodzi na odroczenie płatności rat, a teraz znalazła się w trudnej sytuacji. Jej wydatki stale rosną, a ona nie ma ubezpieczenia na wypadek utraty zarobków spowodowanej długotrwałą chorobą. Może lepiej sprzedać dom? Nigdy w życiu! Teraz trochę żałowała, że nie zażądała od Czerwonego Krzyża i tej drugiej organizacji charytatywnej zwrotu przynajmniej części pieniędzy, które jej nieżyjąca siostra wyprowadziła z jej konta.
Pokręciła głową. Zdała sobie sprawę z tego, że nie mogłaby żądać zwrotu pieniędzy od organizacji, które pomagają dzieciom przeżyć kolejny dzień, zapewniają im naukę w szkole i dach nad głową. Miała nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży. Wystarczy, że bank się zgodzi na przesunięcie terminu spłaty rat pożyczki do momentu, aż będzie mogła wrócić do pracy. Może powinna to zrobić teraz? Być może byłoby to najlepsze rozwiązanie. Chyba tylko w ten sposób zdoła odzyskać kontrolę nad swoim życiem i nie będzie musiała liczyć na dobrą wolę urzędników bankowych.
Po przyjściu do domu przygotowała sobie filiżankę herbaty, usiadła na kanapie i otuliła się kocem.
Była bardzo zmęczona. Na szczęście na portalach internetowych dla kobiet w ciąży wyczytała, że uczucie zmęczenia powinno wkrótce ustąpić. Wystarczy dużo odpoczywać i przestać się forsować. Starała się postępować zgodnie z tymi zaleceniami, ale dużej zmiany nie odczuła. Na wypadek gdyby jej organizmowi zaczęło w odczuwalny sposób brakować żelaza, zdecydowała się dostarczać je w tabletkach. Niestety, to też w niczym jej nie ulżyło.
Jutro idzie z Adamem na pierwszą wizytę do kliniki dla przyszłych matek. Była w szesnastym tygodniu ciąży i powinna się tam zgłosić znacznie wcześniej. Adam na nią nakrzyczał, ale jakoś nie mogła się zdobyć na to, żeby zadzwonić i umówić termin pierwszej wizyty. W końcu to zrobiła, ale musiała na nią poczekać aż dwa tygodnie.
Na początku nie chciała uwierzyć, że jest w ciąży. Przecież miała czterdzieści sześć lat! Wiedziała, że wraz z wiekiem ryzyko poronienia i komplikacji znacznie rośnie, ale bardzo chciała urodzić to dziecko. Od samego początku było w niej coś takiego, co kazało jej wierzyć i mieć nadzieję, że ciąża jest prawdziwa, a nie urojona. Wolała nie okazywać przedwczesnej radości i dobrze wiedziała dlaczego. Jednym z powodów był jej wiek, drugim Linus – jej syn z pierwszego małżeństwa z Johanem. Chłopiec zginął tragicznie w wieku dwóch lat. Teraz, kiedy spodziewała się drugiego dziecka, Linus byłby dwunastolatkiem.
Westchnęła i włączyła telewizor, żeby odpędzić złe myśli. Akurat leciały lokalne wiadomości. Na ekranie zobaczyła reportera, który stał przed budynkiem mieszkalnym. W tle widać było dwa radiowozy i autobus należący do techników policyjnych, którzy wykonywali rutynowe czynności na miejscu zdarzenia.
„Dzisiaj w jednym z domów w dzielnicy Pennygången w Högsbo znaleziono zwłoki mężczyzny. Ze wstępnych ustaleń wynika, że nie żył od dłuższego czasu. Na razie nie wiadomo, od jak dawna, ale mógł być martwy nawet od kilku miesięcy. Z zaufanego źródła wiemy, że został zabity: ktoś zamknął go w garderobie i prawdopodobnie zagłodził. Sąsiedzi twierdzą, że mężczyzna sprawiał kłopoty i nie utrzymywał relacji z innymi ludźmi. Kontaktowaliśmy się z zakładem opieki społecznej i organizacją, która pomaga osobom starszym i chorym, żeby ustalić, na kim spoczywa ustawowy obowiązek sprawowania opieki nad takimi osobami, żeby czuły się bezpiecznie”.
– Co oglądasz? – spytał Adam.
Bergman nie słyszała, jak wrócił do domu. Wzięła pilota i ściszyła głos.
– Dzień dobry, kochanie. Nic konkretnego. Chciałam się trochę odprężyć i włączyłam lokalne wiadomości. Trafiłam na materiał o mężczyźnie, który jakiś czas temu zmarł z głodu, ponieważ ktoś go zamknął w garderobie.
– To przykre, że ludzie, którzy żyją samotnie, nikogo nie obchodzą – odparł Adam. Pochylił się, pocałował ją w czoło, wskazał jej brzuch i dodał: – Ty na pewno nie zostaniesz na starość sama, bo resztę życia spędzisz ze mną i z tym człowieczkiem.
Bergman uśmiechnęła się do niego i z trudem się wyprostowała. Adam usiadł obok niej i objął ją ramieniem.
– Jak się dzisiaj czujesz? – spytał czułym głosem.
– Jak zwykle. Jestem zmęczona i mam mdłości.
Adam odwrócił głowę i musnął wargami jej szyję. Bergman poczuła, jak w ułamku sekundy ogarnęła ją fala pożądania. Cicho westchnęła. Adam dobrze wiedział, co zrobić, żeby go zapragnęła.
Roześmiał się łagodnie.
– Wiesz, co pomoże ci najlepiej – szepnął. Ujął ją jedną dłonią za włosy i pocałował w usta. Bergman poczuła jego twardy język w swoich ustach, a na policzku niegolony zarost, który drapał ją w skórę. Adam wsunął jej rękę pod bluzkę i zaczął pieścić jej ciało wokół biustonosza. Delikatnie pocierał sutek kciukiem i palcem wskazującym. Bergman rozpięła mu koszulę i wdychała zapach ciepłego, męskiego ciała. Pragnęła go każdym skrawkiem siebie. Muskała palcami jego brzuch, położyła dłoń na rozporku i poczuła twardy członek. Adam jęknął głośno.
– Poczekaj – powiedział. Delikatnie odsunął jej dłonie, a następnie zdjął z niej bluzkę i biustonosz.
Pieścił palcami jej piersi, całował je i ssał wargami. Krążył językiem wokół sutków, zszedł na dół brzucha, rozpiął jej spodnie i zaczął je z niej ściągać. W tym samym czasie Bergman rozpięła mu rozporek i też zaczęła mu zdejmować spodnie.
Adam ułożył ją w taki sposób, żeby leżała na plecach, po czym znowu zaczął całować brzuch i muskać językiem okolice pępka. Stopniowo schodził językiem coraz niżej. Bergman zamknęła oczy. Przestała się kontrolować, pragnęła tylko jego. Adam tak długo ją całował, aż zaczęła jęczeć. Uniosła biodra i podsunęła je w jego stronę. Cała płonęła z pożądania. W tym momencie byli tylko oni: Ingrid i Adam.
Adam tak długo pieścił ją językiem, aż dostała orgazmu, a wtedy w nią wszedł, aż głośno jęknęła i oplotła nogami jego plecy. Mocno go nimi obejmowała i podążała biodrami za jego ruchami. Czuła się tak, jakby nigdy nie miała go wypuścić. Patrzyła mu w oczy i wydawało jej się, że zagląda w najgłębsze zakamarki jego czułej, przepełnionej miłością duszy. Oboje coraz szybciej poruszali ciałami, aż w końcu Adam dostał orgazmu i się na nią osunął. Bergman zamknęła oczy i nadal mocno go obejmowała.
Seks z Adamem miał zwierzęcą, cielesną naturę. Żałowała, że w tym momencie nie może zatrzymać czasu. Adam pocałował ją czule w usta, uniósł się lekko i wsparł na łokciu. Szeroko się uśmiechnął i stwierdził:
– Przed chwilą twierdziłaś, że jesteś zmęczona i masz mdłości, ale jakoś tego nie zauważyłem.
– Chciałam się tylko odprężyć – odparła żartobliwie.
Pogłaskał ją po policzku.
– Obiecuję, że przez następne pięćdziesiąt lat będziesz się każdego dnia odprężać tyle razy, ile tylko będziesz chciała.
– A co później?
– Ty zadbasz o mnie.
Bergman zrobiła taką minę, jakby się czegoś wystraszyła.
– Ale wtedy będziesz już pomarszczonym staruszkiem. Nie wiem, czy mi się będzie chciało.
– Wtedy też nie będziesz chciała zrezygnować z moich pieszczot. Jestem tego pewien.
Bergman skrzywiła się na twarzy.
– Pożyjemy, zobaczymy.
– À propos… Jak ci poszło u pani psycholog i w banku?
– Rozmowa z panią psycholog przebiegła dobrze… tak mi się w każdym razie wydaje. Bank ma mi dać odpowiedź do końca tygodnia. Urzędniczka, z którą rozmawiałam, zasugerowała, żebym się przeprowadziła do mniejszego mieszkania, bo dzięki temu będę płaciła mniejszy czynsz.
– Dobry pomysł. Mogłabyś się przeprowadzić do mnie. Fjällbacka to też przyjemne miejsce.
– Byłoby wspaniale, bo bardzo mi się tam podoba, ale musiałabym tracić zbyt dużo czasu na dojazdy. Uważam, że powinnam wrócić do pracy, żeby znowu żyć na normalnym poziomie. Jeśli bank wyrazi zgodę na zmniejszenie wysokości rat i odroczenie terminu ich spłaty, wszystko się z czasem ułoży. Nie mam ochoty sprzedawać domu tylko dlatego, że mam przejściowe problemy ze spłatą pożyczki.
– Chcesz wrócić do pracy?! – zawołał Adam. – W tym stanie? Mówisz poważnie? Zamierzasz pracować do rozwiązania, wziąć urlop macierzyński i po trzech, czterech miesiącach wrócić do pracy? Naprawdę tego chcesz?
Bergman uwolniła się z jego ramion, wstała z kanapy i zaczęła się ubierać, wykonując przy tym gwałtowne ruchy.
– Ingrid…
– A co innego mogę zrobić? – spytała, przerywając na chwilę to, co robiła.
– Sprzedaj dom, zamień go na mieszkanie albo przynajmniej się nad tym zastanów.
– Nie ma mowy. Kupiłam go za pieniądze, które dostałam z ubezpieczenia po śmierci Linusa i po rozpadzie mojego małżeństwa z Johanem. Być może zabrzmi to pretensjonalnie, ale jest dla mnie jedyną bezpieczną twierdzą i przystanią, jaką miałam w życiu. Tak samo jest z moją pracą i dobrze o tym wiesz. Przez wiele lat ten dom stanowił fundament mojego życia. Dawał mi poczucie stabilności, której bardzo potrzebowałam, żeby móc sobie ze wszystkim radzić.
– Ale teraz masz mnie, a ja nigdy cię nie zostawię – stwierdził Adam, głaszcząc ją po brzuchu. – Wciąż to do ciebie nie dotarło? Jesteśmy odpowiedzialni za to, żeby ten berbeć miał dobry start w życiu.
Bergman zagryzła wargi.
– Trudno się tak nagle zmienić. Czasem odnoszę wrażenie, że za bardzo przywykłam do radzenia sobie w życiu na własną rękę.
Adam zaśmiał się głośno.
– Wiesz, co ci powiem? Jestem tego samego zdania. Lepiej ci z tym?
Bergman nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.
– Tak. Dziękuję, że cię mam i że ze mną wytrzymujesz.
– Zawsze będę przy tobie. A teraz muszę ci coś wyznać: zgłodniałem. Ty też coś zjesz?
Bergman pokręciła głową, a Adam wstał z kanapy i poszedł do kuchni, zrzędząc coś pod nosem.
Zawsze będę przy tobie. Bergman przypomniała sobie, że Johan też jej to obiecywał, a po śmierci Linusa wzięli rozwód, chociaż właśnie w takiej chwili potrzebowali siebie bardziej niż kiedykolwiek.
Wiedziała, że Adam ma rację. Powinna się zdobyć na odwagę i mu zaufać, wpuścić go do swojego życia, bo inaczej skończy jak ten staruszek, o którym słyszała w wiadomościach. Wiele miesięcy przeleżał w swoim mieszkaniu martwy i nikt tego nie zauważył, bo nikogo bliskiego nie miał.
Nie mogła przestać o nim myśleć. Jutro ma się spotkać z Tingströmem i przy okazji spyta go o tę sprawę. Chciałaby się dowiedzieć, czy staruszek faktycznie został zamordowany, czy to tylko media przedstawiły jego śmierć jako efekt zbrodni, żeby mieć o czym pisać.4
Poniedziałek, 15 maja
Godzina 15.05
Falk otworzyła bagażnik samochodu i wyjęła z niego dwa kombinezony ochronne: jeden dla Alfredssona, drugi dla siebie.
W Pennygången było siedemset mieszkań. Dzielnica zasłynęła swego czasu po serii publikacji medialnych poświęconych przebudowie tych terenów i ustanowieniu szokująco wysokich opłat czynszowych. Szarobiałe, dwupiętrowe budynki powstały na początku lat sześćdziesiątych. Falk pomyślała o swoim mieszkaniu w jednym z budynków z wysoką podmurówką w dzielnicy Majorna z przytulnym, skąpanym w zieleni podwórzem.
Domy, które powstały w ramach programu zakładającego budowę miliona mieszkań, miały ponury wygląd i były pozbawione duszy. Być może panowała tu inna atmosfera, gdy świeciło słońce, a nie tak jak teraz, gdy padał deszcz, a niebo nad miastem zasnute było szarymi chmurami.
Przed wejściem do jednego z domów stał mikrobus techników policyjnych. W zaparkowanym obok radiowozie siedział umundurowany policjant i rozmawiał przez telefon. Na ich widok skinął im głową, zakończył rozmowę i wysiadł z wozu. Podszedł do Falk i powiedział:
– Od naszej ostatniej rozmowy nic się nie wydarzyło, ale za to zjawili się dziennikarze. Konserwatora budynku musieliśmy odwieźć do szpitala, bo doznał szoku. Wcale mu się nie dziwię. Mówiąc wprost: wyglądało to okropnie.
Falk skinęła głową na znak, że go rozumie. Nie było się nad czym rozwodzić.
– Technicy oglądają mieszkanie – kontynuował policjant. Głęboko westchnął i wskazał jedno z okien. – Pierwsze piętro. Nasi ludzie są w terenie, przepytują sąsiadów, ale na razie nic nam to nie dało. Jeden z nich pojechał z konserwatorem do szpitala. To z nim przed chwilą rozmawiałem.
– Czy macie jakieś zeznania, które mogą być dla nas przydatne?
– Niestety nie. Staruszek był najprawdopodobniej samotnikiem i nie utrzymywał z nikim kontaktów.
– Dzięki. Teraz już coś wiem. Chodźmy na górę.
Mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze. Do klamki przywiązana była niebieskobiała taśma policyjna. Falk zapukała i w odpowiedzi usłyszała kilka głośnych przekleństw. Oboje z Alfredssonem od razu rozpoznali właściciela głosu i porozumiewawczo się do siebie uśmiechnęli.
Ktoś przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi. W nozdrza uderzył tak okropny odór, że Falk prawie zwymiotowała. Nigdy nie mogła się przyzwyczaić do smrodu rozkładających się ludzkich zwłok.
– Czemu przychodzicie tak późno? – spytał Bertil Nilsson i otworzył drzwi na całą szerokość, żeby Falk i Alfredsson mogli wejść do środka.
Policjantka westchnęła w myślach. Znowu ten jego zrzędliwy ton i kwaśna mina.
– Co masz nam do przekazania? – spytała, nie reagując na jego pytanie.
Nilsson ubrany był w biały kombinezon z naciągniętym na głowę kapturem, spod którego wystawała jego pomarszczona twarz. Zza okularów ochronnych patrzyła para małych czarnych oczu. Nilsson miał na dłoniach lateksowe rękawiczki. Ujął w palce maseczkę ochronną i opuścił ją na szyję. Dwa razy chrząknął i zaczął składać wstępny raport.
– Ofiarą jest starszy mężczyzna, śmierć nastąpiła dawno temu, być może przed dwoma miesiącami, ale to tylko przypuszczenie. Czekamy na raport patologa. Mężczyzna został zamknięty w garderobie na klucz i nie mógł z niej wyjść. Klucz tkwił od zewnętrznej strony zamka. Z ciała został prawie sam szkielet, tkanka mięśniowa uległa rozkładowi, na kościach zostały same ścięgna i skóra. Podejrzewamy, że zabójca miał własny klucz albo został wpuszczony do mieszkania przez właściciela, ponieważ ani na oknach, ani na drzwiach wejściowych nie znaleźliśmy śladów wskazujących na włamanie.
Do przedpokoju wszedł drugi z techników, Fredrik Boberg. Uniósł rękę, pozdrowił wszystkich i powiedział:
– Miło was widzieć.
– Wzajemnie – odparła Falk i zaczęła wkładać kombinezon ochronny. – Czy sprawca zostawił jakieś ślady?
– Znaleźliśmy ślady obuwia. Zobaczymy, dokąd nas to zaprowadzi. Jesteśmy tu od wielu godzin. Co ty na to, Bertil?
Nilsson skinął głową i czekał, aż Falk i Alfredsson włożą kombinezony ochronne.
– Zacznijmy od garderoby, w której znaleziono zwłoki – powiedział, wchodząc do przedpokoju. Stanął obok otwartych drzwi i dodał: – Leżały w środku, w pozycji płodu. Na podłodze garderoby zalegały stosy ubrań i butów. Widoczny w głębi wieszak był pusty. Wewnętrzna strona drzwi pokryta była głębokimi rowkami, pęknięciami i brunatnymi plamami zaschniętej krwi. Na podłodze przy wejściu leżało kilka połamanych drewnianych wieszaków, które mogły tłumaczyć uszkodzenia na drzwiach. Wszędzie leżały martwe muchy plujki, które przypominały porozrzucane konfetti. – Nilsson chrząknął i kontynuował: – Jak widać, ten człowiek próbował się stąd wydostać. Światło zapala się od zewnątrz. Skurwiel, który go zamknął na klucz, nie pomyślał nawet o tym, żeby mu zostawić zapalone światło.
Falk pochyliła się, żeby zajrzeć do garderoby.
– Gdzie jest ciało?
– W drodze do zakładu medycyny sądowej. Decyzją prokuratora zabrano je stąd kwadrans temu. Uznał, że lepiej będzie ustalić tożsamość zmarłego od razu, niż czekać na was.
– Bjurstedt?
Nilsson w odpowiedzi skinął głową.
Falk wbiła paznokcie w skórę i zacisnęła zęby. Gdyby śledztwo prowadziła Ingrid, Nilsson nigdy by nikomu nie pozwolił zabrać zwłok. Ona też chciała obejrzeć miejsce zbrodni przed zabraniem ciała do szpitala, ponieważ czynność ta dawała pewien impuls tej części mózgu, która odpowiadała za intuicję, co też miało bardzo duże znaczenie.
Rozsunęła zamek błyskawiczny bluzy i wyjęła spod niej telefon. Czuła, że wszyscy na nią patrzą. Zamierzała spytać Hamilton i Johanssona, czego się dowiedzieli o zamordowanym mężczyźnie.
– W wydziale ewidencji ludności zarejestrowany jest jako Sven-Bertil Styrbjörn Lindsten – wyjaśniła Hamilton. – Ma osiemdziesiąt sześć lat i od czterdziestu trzech jest wdowcem.
– Miał dzieci?
– Dwoje, ale jedno nie żyje, zmarło tego samego dnia co żona Lindstena. Próbujemy namierzyć jego syna, który jest już po pięćdziesiątce. Mieszka na stałe w Gråbo. Wydaje mi się, że to dom opieki.
– Pojedź tam i sprawdź.
– Czy to konieczne? Jesteśmy pewni, że ofiarą jest Lindsten?
– Nie, ale brakuje podstaw, żeby podejrzewać cokolwiek innego. Coś więcej?
– Robimy swoje – odparła krótko Hamilton.
– Okej. Zadzwoń do zakładu medycyny sądowej i powiedz im, że na tę chwilę najważniejsza jest sekcja zwłok. Pomoże nam szybciej zidentyfikować ofiarę. Zdzwonimy się później, jeśli będzie to konieczne, albo spotkamy się jutro rano. Myślę, że do tego czasu nic mądrego nie wymyślimy.
Rozmowa dobiegła końca i Falk zwróciła się do Nilssona:
– Czy możemy obejrzeć resztę mieszkania?
Technik obrzucił ją długim spojrzeniem i skinął głową.
– Zacznijmy od kuchni – zaproponował.
Falk oglądała płaskie jasnoniebieskie wnęki, białe kafle nad zlewozmywakiem i niską ławę w kuchni. Wyglądało na to, że całe wyposażenie jest oryginalne. Przy oknie stał czteroosobowy stół z laminatowym blatem z miejscem dla piątej osoby przy krótszym boku, ale krzesła były tylko dwa. Meble i wyposażenie pochodziły z początku lat sześćdziesiątych, co mogło znaczyć, że Lindsten wprowadził się tu zaraz po oddaniu bloku do użytku. Wszystkie szafki były pootwierane, szuflady powysuwane, a ich zawartość leżała porozrzucana na podłodze. Lodówka i zamrażarka były puste.
– Miejsce wygląda tak, jakby zostało dokładnie splądrowane – stwierdził Alfredsson, rozglądając się po kuchni. – Ciekawe, czego tu szukali. Czegoś konkretnego?
– Powiedziałeś: szukali? Dlaczego użyłeś liczby mnogiej? – spytał lekceważącym tonem Nilsson.
Falk położyła dłoń na ramieniu Alfredssona, żeby go powstrzymać przed jakąś gwałtowną reakcją. Z jakiegoś powodu Nilsson go nie lubił. Zresztą z wzajemnością.
– Czy ktoś ma jeszcze coś do powiedzenia na temat kuchni? – spytała.
– Nie – odparł Nilsson.
– Wobec tego chodźmy dalej.
W taki sam sposób obejrzeli pozostałe pomieszczenia. W każdym z nich czekał ich ten sam widok co w kuchni: powysuwane szuflady, pootwierane szafy i komody. Falk doszła do wniosku, że chociaż w mieszkaniu panował bałagan, jego właściciel był człowiekiem lubiącym porządek, ponieważ łazienka nie była zarośnięta brudem, a ręczniki i pościel wyglądały na czyste. W sypialni stały podwójne łóżko, nocna szafka i dwa krzesła, na których można było powiesić albo złożyć ubranie. Cała jedna ściana była zabudowana.
Umeblowanie dużego pokoju też było proste i raczej podstawowe. Składały się na nie meble takie jak kanapa, stolik, dwa fotele, regał na książki, szafka pod telewizor i dwie lampy. Na podłodze leżał dywan. Falk podeszła do regału i obejrzała grzbiety kilku książek. Encyklopedia Norstedts, trylogia Moberga o emigrantach i imigrantach, dwa kryminały autorstwa Agathy Christie. Znalazła też dwa albumy ze zdjęciami, mnóstwo paragonów, awiza pocztowe i inne papiery. Wszystko leżało porozrzucane po podłodze.
W trzecim pokoju stało wiele oprawionych w ramki zdjęć, które przedstawiały kobietę z dwójką dzieci. Na podłodze leżały ubrania, lalki, buty dziecięce, pluszowy miś, bukiet zasuszonych kwiatów, szminka, para rękawiczek i podręczniki szkolne. Falk nazwała to pomieszczenie „pokojem wspomnień”, bo Lindsten urządził pokój w taki sposób, żeby mu przypominał o tragicznie zmarłej żonie i córce, a także o wciąż żyjącym synu.
Do przedpokoju wrócili w milczeniu, bo niewiele było do powiedzenia. Wszystko mówiło samo za siebie. Mieszkanie należało do samotnego mężczyzny, który żył wyłącznie swoimi wspomnieniami. Falk głęboko westchnęła i spojrzała Nilssonowi w oczy.
– Odprawa jutro rano o ósmej – powiedziała.
– Przyjdziemy – odparł Nilsson, a Boberg skinął na potwierdzenie głową.
– Świetnie. W takim razie wracajcie do pracy. Thomas, sprawdź, czy już można przesłuchać konserwatora budynku, a potem pogadaj z tymi, którzy chodzili po domach i wypytywali sąsiadów. Ja tu zostanę, żeby sprawdzić, czy…
– Wiesz coś o Ingrid? – przerwał jej Nilsson. – Zamierza wrócić do pracy?
Falk zacisnęła zęby. Stale te sama śpiewka. Słabo zawoalowana krytyka.
– Tingström ma się z nią jutro spotkać – odparła.
– To dobrze – stwierdził Boberg. – Wracajmy do pracy. Czeka nas długi wieczór.
Kiedy Alfredsson wyszedł z mieszkania, Falk jeszcze raz obejrzała wszystkie pomieszczenia, żeby wczuć się w panującą w nich atmosferę. Kim był mężczyzna, który mieszkał tu od pięćdziesięciu lat? Nic nie wskazywało na to, że był bogaty, a mimo to wszystko wyglądało świeżo, jakby niedawno zostało odnowione. Lindsten najwidoczniej dbał o swoje rzeczy i pilnował, by nic się nie popsuło ani nie zużyło. Rodzaj pedanta. Mieszkanie wyglądało tak, jakby czas zatrzymał się w miejscu. Dawno temu kupił meble oraz niezbędne wyposażenie i od tamtej pory niewiele tu zmienił.
Jeśli znaleziony w garderobie mężczyzna faktycznie był właścicielem mieszkania, co wydawało się najbardziej logiczne, to dlaczego ktoś miałby chcieć go zabić? Lindsten miał osiemdziesiąt sześć lat i żył przeszłością. Czy jego śmierć mogła być przypadkowa? Ktoś zapukał do drzwi, podał się za konserwatora budynku i staruszek wpuścił go do środka?
Wróciła do przedpokoju i dopiero tutaj sobie uświadomiła, dlaczego taki scenariusz wydał jej się wątpliwy. Na wewnętrznej stronie drzwi zobaczyła kilka zamontowanych zamków i dwa wizjery: jeden na wysokości oczu, drugi na wysokości bioder. Nawet gdyby stojąca za drzwiami osoba zakryła czymś górny wizjer, Lindsten i tak mógł zobaczyć przez ten dolny, kto do niego przyszedł. Wystarczyło klęknąć. Osobie chcącej ukryć swoją tożsamość mogłoby nie przyjść do głowy, że istnieje drugi wizjer poniżej.
Falk dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, że przypadek, z którym ma do czynienia, może się okazać o wiele bardziej skomplikowany, niż jej się to wydawało na początku.5
Poniedziałek, 15 maja
Godzina 16.47
Hamilton siedziała za kierownicą nieoznakowanego radiowozu i rozkoszowała się nagłym skokiem adrenaliny wywołanym szybką jazdą. Wcisnęła pedał gazu. Cieszyła się, że chociaż na kilka godzin oderwie się od papierkowej roboty na komendzie. Obok siedział Viking Johansson, który ustawiał nawigację.
– Nie rozumiem, co ją ugryzło – powiedziała Hamilton i zjechała na lewy pas, żeby wyprzedzić ciężarówkę. – Ostatnio zrobiła się okropnie zrzędliwa.
– O kim mówisz?
– O Karin.
Johansson zaśmiał się i oparł o fotel.
– Fakt, ale zachowuje się demokratycznie, bo wszystkich traktuje równo.
– Jak myślisz, czemu się tak zachowuje?
– Za dużo pracy? Stres?
– A co to za wytłumaczenie? Po tej paskudnej zimie wszyscy jesteśmy wykończeni, ale to nie oznacza, że ktoś ma prawo zachowywać się tak, jakby codziennie jadał cytrynę na śniadanie, obiad i kolację.
– W takim razie spytaj ją o to.
– Dzięki za propozycję, ale nie skorzystam.
Kontynuowali jazdę w milczeniu do momentu, aż zjechali z drogi E20 i skierowali się na Gråbo.
– Ładna okolica – stwierdziła Hamilton, patrząc na łąki i brzezinki. – Mogłabym się tu przeprowadzić. Byłoby to świetne miejsce na wychowywanie dzieci.
– Wątpię, bo wszędzie stąd daleko. Do sklepów, przyjaciół… dosłownie wszędzie.
– Takie są negatywne strony życia w idylli. Za to ludzie są tu inni, trzymają się razem. Odwiedzają się, pomagają sobie.
– Nie sądzisz, że to wyidealizowany obraz z dawnych filmów, jeszcze tych czarno-białych?
– Moi dziadkowie mieszkali na wsi, a my z siostrą spędzałyśmy u nich letnie wakacje. Jeździłyśmy na rowerach i chodziłyśmy z nimi na msze niedzielne, po których pastor zapraszał wszystkich na kawę na plebanię. Rozmawiało się tam o wszystkim: o pogodzie, żniwach, o tym, kto zachorował, kogo nie było na mszy i dlaczego.
– To mi raczej przypomina gabinet przesłuchań. Co z prywatnością? Nikt o nią nie dbał?
– Na wsi nazywają to „troską o innych”. Nie brakowało oczywiście i takich, którzy nie chcieli brać udziału we wspólnych aktywnościach organizowanych przez miejscową wspólnotę, na przykład w kościelnym kółku krawieckim, ale inni i tak mieli na nich oko.
– To znaczy?
– Nie mówię o tym, że ktoś się zakradał w krzaki i zaglądał przez okna, żeby sprawdzić, co ci ludzie robią. Mechanizm był inny. Rozmawiało się na przykład z listonoszem albo sprawdzano, czy w domu zapala się i gaśnie światło.
– Taki ówczesny „wielki brat”?
– Owszem, tak to można nazwać, ale mnie chodzi o coś zupełnie innego. W naszych czasach żyje wielu starych ludzi, którymi nikt się nie interesuje. Odnoszę wrażenie, że to zjawisko istnieje tylko w dużych miastach, ale nie występuje na prowincji.
– Masz na myśli tego człowieka z Pennygången?
– Tak. To okropne. Nikt nie zauważył, że od tylu miesięcy nie dawał znaku życia.
– Masz rację. Dziwne jest też to, że nawet jego syn się nim nie zainteresował.
Johansson zerknął na nawigację i spojrzał przez okno.
– Za sto pięćdziesiąt metrów musimy skręcić w prawo i będziemy na miejscu. Adres: Mjörnbovägen sześć.
Oboje okazali legitymacje służbowe i zostali zaprowadzeni do małego biura, w którym urzędował kierownik domu opieki. Oprócz biurka i jednego krzesła dla gości stało w nim kilka regałów z książkami i segregatorami oraz kilka szaf z dokumentacją. Nina i Viking postanowili stać.
Kierownik, mężczyzna po pięćdziesiątce, usiadł za biurkiem, ale od razu zrobił taką minę, jakby tego żałował. Przez chwilę bawił się spinaczem, po czym wrzucił go do kosza.
– Proszę wejść – powiedział. – Pan Stig Lindsten ma złamany kręgosłup i przeszedł wstrząs mózgu. Po wypadku jeździ na wózku inwalidzkim, nie mówi i nie ma z nim żadnego kontaktu.
– O jakim wypadku pan mówi? – spytała Hamilton.