- nowość
Zabójczy święty mikołaj - ebook
Zabójczy święty mikołaj - ebook
Pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów klasycznych kryminałów. Oczaruje każdego, kto szuka emocjonującej lektury na zimowe wieczory.
Tak, ciotka Mildred miała rację, oświadczając, że nic dobrego nie może wyniknąć ze zjazdu rodzinnego Melburych. Gdy więc w Boże Narodzenie w wiejskiej rezydencji Flaxmere sir Osmond Melbury, patriarcha rodziny, zostaje znaleziony z kulą w głowie przez gościa przebranego za świętego mikołaja, świąteczna atmosfera zamienia się w chaos. Niemal każda z obecnych osób ma coś do zyskania na śmierci sir Osmonda – tylko święty mikołaj, jedyny człowiek, który miał możliwość oddania strzału, wydaje się nie mieć żadnego motywu. Mieszkańcy i goście przybyli do Flexmere mają swoje podejrzenia co do tożsamości mordercy, a szef policji, który rozpoczyna śledztwo i który dobrze zna całą rodzinę, wkrótce będzie sobie życzył, aby poznać ich dużo lepiej.
Zabójczy święty mikołaj, klasyczna zagadka kryminalna rozgrywająca się w wiejskiej rezydencji, została po raz pierwszy opublikowana w 1936 roku.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8335-479-8 |
Rozmiar pliku: | 859 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sir Osmond Melbury z Flaxmere w hrabstwie Haulmshire
George Melbury jego syn
Patricia żona George’a
Ich dzieci: Enid — lat 9, Kit — lat 8, Clare — lat 5
Hilda Wynford najstarsza córka sir Osmonda, wdowa
Carol jej córka
Edith (Dittie) — lady Evershot młodsza córka sir Osmonda
Sir David Evershot jej mąż
Eleanor Stickland trzecia córka sir Osmonda
Gordon Stickland jej mąż
Ich dzieci: Osmond — lat 6, Anne — lat 4
Jennifer najmłodsza córka sir Osmonda
Panna Mildred Melbury siostra sir Osmonda
Oliver Witcombe gość we Flaxmere
Philip Cheriton również gość
Panna Grace Portisham sekretarka i gospodyni sir Osmonda
Henry Bingham szofer sir Osmonda
Parkins służący sir Osmonda
John Ashmore dawny szofer we Flaxmere
Pułkownik Halstock komendant policji hrabstwa Haulmshire
Inspektor Rousdon
Pan Crewkerne adwokat sir Osmonda
Kenneth Stour aktor
ROZDZIAŁ PIERWSZY
RODZINA Z FLAXMERE
opowiada Philip Cheriton
Znam rodzinę Melburych od czasów, gdy z ich najmłodszą córką Jennifer wspinałem się na drzewa i razem budowaliśmy wigwamy w ogrodzie. Wiem zatem dostatecznie dużo, by przedstawić tę część historii rodziny, która jest potrzebna do zrozumienia ogólnego obrazu sytuacji podczas owych świąt Bożego Narodzenia w 1935 roku, gdy we Flaxmere popełniono zbrodnię. Byłem zaręczony z Jennifer od trzech miesięcy, ale jej ojciec, sir Osmond Melbury, wstrzymywał się z błogosławieństwem, więc zaręczyny nie zostały oficjalnie ogłoszone. Na szczęście dla nas nie zabronił mi przestępowania swego progu ani nic w tym rodzaju. Dziewiętnaście lat wcześniej próbował odgrywać surowego wiktoriańskiego ojca wobec najstarszej córki Hildy, gdy zakochała się w młodym artyście. Hilda uciekła — za cichym przyzwoleniem matki, jak mówiono. Tym razem więc spróbował innego podejścia.
Najwyraźniej uważał, że jestem żałosną kreaturą i Jennifer wkrótce mnie „przejrzy”, zwłaszcza jeśli wypadnę niekorzystnie w zestawieniu z odpowiedniejszym konkurentem. Dlatego po prostu odmówił potraktowania naszych zaręczyn poważnie, drwiąc z nas jako zbyt młodych, by wiedzieć, czego chcemy. Uparcie twierdził, że tak czy inaczej musimy zaczekać, a obowiązkiem Jennifer jest zostać w domu, by otoczyć opieką starego ojca przez te kilka lat, które mu pozostały, więc nie może nawet marzyć o opuszczeniu domu i tak dalej. Jednocześnie zachęcał Olivera Witcombe’a do kręcenia się w pobliżu i oczarowywania Jennifer.
Chodziłem z Oliverem do szkoły i zawsze uważałem go za przyzwoitego człowieka, choć jego powierzchowność gwiazdora filmowego mnie zniechęcała. Czuło się, że coś musi być nie w porządku z facetem, który ma tak idealny profil i wręcz nienaturalnie naturalne fale jasnych włosów. Oczywiście zachowanie sir Osmonda — przy każdej sposobności wysuwał Olivera na plan pierwszy, skłaniał do popisów i traktował jak mądrego i dobrze ułożonego psa — stwarzało dość napiętą sytuację. Myślę, że obaj, Oliver i ja, staraliśmy się o tym nie pamiętać, ale tak czy inaczej czułem się wyjątkowo niezręcznie, spotykając go we Flaxmere. Cały sir Osmond: miał talent, jeśli chodzi o niezgrabne posunięcia. Gotów byłbym iść o zakład, że w niecałą dobę wywoła zazdrość, nienawiść i nieprzychylne spojrzenia nawet w najbardziej zgodnym towarzystwie.
Jennifer była jedynym dzieckiem, które nadal mieszkało z nim we Flaxmere. Ta solidna i dość pompatyczna rezydencja została wzniesiona przez prapradziadka sir Osmonda, który wyburzył elżbietański dwór, gdyż uznał go za zbyt staroświecki i ciasny. Wydaje mi się to jednym z mniej fortunnych osiemnastowiecznych pomysłów, lecz zdaniem sir Osmonda siedziba stanowi wspaniały przykład budowli georgiańskiej.
Ojciec sir Osmonda stracił zbyt wiele pieniędzy na wyścigach i mówiło się o sprzedaży posiadłości, lecz wtedy młody Osmond zgorszył rodzinę, zabierając się do interesów. Gdy zbił fortunę na herbatnikach, rodzina doszła do wniosku, że handel — oczywiście gdy mowa o przedsiębiorstwie — jest w obecnych czasach całkiem szacownym zajęciem, nikt nie powinien wstydzić się wykorzystywania swoich talentów w jak najlepszy sposób i tak dalej, i tym podobnie. Ale Osmond Melbury wycofał się po wczesnej śmierci ojca z doglądania herbatnikowego biznesu, by zająć swoje miejsce w hrabstwie, i nie miał najmniejszego zamiaru dzielić się dochodami z mieszczańskiego zajęcia ze swoimi szlachetnymi braćmi i stryjami. Część fortuny przeznaczył na dobrze przemyślane darowizny, które z czasem zapewniły mu upragnione baronostwo. Wyposażył stary dom w oświetlenie elektryczne i okazałe łazienki, i zrobił to porządnie. Dał także do zrozumienia swoim dzieciom, że otrzymają hojne wsparcie finansowe, jeśli zawrą odpowiednie związki małżeńskie.
Plany matrymonialne niezbyt się powiodły, gdy Hilda w wieku lat dziewiętnastu poślubiła artystę, Carla Wynforda. Jak rozumiem, sir Osmond nie zgłaszałby żadnych obiekcji co do zaręczyn Hildy, pod warunkiem że nie wyjdzie za Carla, dopóki nie stanie się pewne, iż jest powszechnie uznawany za wybitnego artystę. Sir Osmond mógłby nawet mieć dla niego zlecenia i wystarać się o następne. Ale Hilda była zakochana i nie miała ochoty na zawieranie tego rodzaju układu. Carl zmarł trzy lata później, zostawiając ją z maleńką córeczką i ogromną kolekcją obrazów. Krytycy zwrócili już na niego uwagę i jego śmierć wywołała wzrost zainteresowania obrazami, co pod koniec wojny, kiedy ludzie mieli pieniądze, bardzo pomogło Hildzie. Niemniej ciężko pracowała, by wychować Carol, a ojciec nigdy nie pomógł jej w najmniejszej mierze, wyjąwszy okazjonalne zaproszenia do Flaxmere dla niej i dziewczynki.
Dziwne w całej historii jest to, że Hilda, na początku ulubienica ojca, pozostała mu oddana. W każdym razie tak się wydaje, choć jest to niemal niewiarygodne. Zbliża się do czterdziestki i na tyle wygląda, być może ze względu na trudne chwile, które przeszła. Mawia: „Rozumiem punkt widzenia ojca; starsi ludzie po prostu nie pojmują, że młodzi nie potrafią czekać”. Nigdy nie powie nic więcej i odnosi się wrażenie, że ona sama, nawet w starszym wieku, także nie zacznie tego pojmować. Jestem pewien, że nie może nie odczuwać żalu, iż ojciec nie zechciał wysupłać kilkuset funtów, których braku by nie odczuł, dla swej wnuczki Carol, mającej obecnie osiemnaście lat, by zapewnić jej wykształcenie, którego potrzebuje. Dziewczyna gorąco pragnie zostać architektem, a kosztuje to więcej, niż Hilda potrafi zgromadzić.
Cztery lata po ślubie Hildy, w roku 1920, zmarła lady Melbury. Miałem wtedy jedenaście lat i zapamiętałem ją jako uroczą, uprzejmą kobietę, która wyglądała starzej niż matki większości moich przyjaciół, a mimo to była o wiele mniej marudna i uciążliwa i łatwiej było jej się zwierzyć. Zostawiła dwie trzecie swojego niewielkiego majątku osobistego Hildzie, a resztę Jennifer, jakby przewidując, że Edith i Eleanor — dwie pozostałe córki — zasłużą na nagrodę od ojca jako posłuszne dzieci, podczas gdy najmłodsza zadowoli się niewielkim wsparciem, które umożliwi jej wymknięcie się spod ojcowskiej tyranii.
Po śmierci lady Melbury do Flaxmere zjechała niezamężna siostra sir Osmonda, by tam zamieszkać i wypełniać powinności towarzyskie, które okazały się niezwykle istotne, ponieważ mogły zapewnić Edith — wówczas siedemnastoletniej — a później Eleanor odpowiednich mężów, George’owi zaś, liczącemu zaledwie dwadzieścia jeden lat, oddaną żonę. Ciocia Mildred dobrze wywiązała się ze swoich obowiązków. Edith, przez wszystkich nazywana Dittie, poślubiła sir Davida Evershota, wzbudzając wielką, acz skromnie powściąganą radość rodziny. Choć są już dziesięć lat po ślubie, nie mają dzieci, czego sir Osmond wyraźnie nie pochwala. Dittie twierdzi, że nie mogą sobie pozwolić na dzieci, co rzecz jasna oznacza, że przez kilka lat nie bywaliby co roku w Kitzbühel, Cannes i Szkocji. Sir Osmond zagroził, że wykluczy ich z testamentu, jeśli nie spłodzą potomstwa, wyznaje bowiem teorię, że przedstawiciele „dobrych rodów” — a do takich z pewnością zalicza się ród Melburych — powinni robić, co w ich mocy, by zrównoważyć zbyt liczną progeniturę ludzi mniej wartościowych. Krążą pogłoski, że w rodzinie sir Davida występowały przypadki obłędu i że Edith obawia się, iż mógłby się on pojawić u dzieci. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale jedynie z ważnego powodu mogłaby z rozmysłem narażać się na utratę części fortuny sir Osmonda.
Eleanor, trzecia córka, wyszła za Gordona Sticklanda, który jest jakąś ważną figurą na londyńskiej giełdzie. Eleanor zawsze miała talent do postępowania we właściwy sposób. Gdy Gordon Stickland został ściągnięty przez mądrą ciotkę Mildred do Flaxmere i w oczach sir Osmonda okazał się najzupełniej odpowiednim kandydatem na małżonka dla córki, Eleanor zachowywała się niezwykle czarująco. Zgodnie z planem przyjęła jego oświadczyny i wzbudziła w sobie dostateczne dla niego uczucia. Urodziła syna, o którym wszyscy natychmiast orzekli, że jest „na wskroś Melburym”, i ochrzciła go imieniem Osmond. Ma jeszcze córkę Anne, zapowiadającą się na taką samą piękność jak jej babka. Eleanor zna wszystkich, których warto znać, zawsze nosi stosowne stroje i zawsze widuje się ją na odpowiednich uroczystościach, a wszystko to robi w sposób znacznie skromniejszy niż Edith.
George, jedyny syn Melburych, poślubił Patricię, córkę lorda Caundle, dziewczynę z dużymi pieniędzmi i o dość wątpliwym uroku, która niczym chmurę pyłu wywołuje wokół siebie zamieszanie, a którą sir Osmond uważa za najzupełniej odpowiednią synową. Mają troje dzieci, wychowywanych w przeświadczeniu, że są solą ziemi.
Ciotkę Mildred, po zadowalającym pozbyciu się syna i dwóch córek sir Osmonda, oddalono z Flaxmere w 1931 roku, gdy Jennifer osiągnęła pełnoletność. Nie był to pomysł Jennifer, choć moim zdaniem ciotka Mildred wciąż podejrzewa, że miała ona z tym coś wspólnego. Ciotka niewątpliwie jest irytująca z tym swoim udawaniem pokory w stylu: „To bym wam doradzała, ale nie spodziewam się, by mnie posłuchano”, lecz Jennifer do niej przywykła. Ponadto była zadowolona, że ją tam ma, by dotrzymywała towarzystwa sir Osmondowi, który zawsze oczekiwał, że ktoś z rodziny będzie pod ręką, by z nim porozmawiać, kiedy nie jest zajęty.
Zapewne głównym sprawcą odsunięcia cioteczki Mildred od władzy była panna Portisham — Portyk, jak ją nazywają Hilda i Jenny. Grace Portisham jest osieroconą córką kogoś z fabryki herbatników sir Osmonda — zarządcy, jak mi się wydaje — która przyjechała do Flaxmere jako osobista sekretarka sir Osmonda, gdy miała lat dwadzieścia, cztery lata przed wyjazdem ciotki Mildred. Nie uważam, by praca sekretarki wymagała szczególnych talentów; panna Portisham okazała się bystra, schludna, taktowna i sir Osmond był nią zachwycony. Później, w czasie nieobecności ciotki, która udała się w dłuższe odwiedziny, panna Portisham zaczęła rozwijać wyjątkowy talent do zajmowania się sprawami domowymi. Zarządzała wszystkim tak doskonale, że nikt nie zauważył, iż w ogóle ktoś tu czymś zarządza. Jennifer, nie mając zamiłowania do prowadzenia gospodarstwa, była bardzo zadowolona, mogąc pozostawić wszystko sekretarce. Panna Portisham, zakosztowawszy władzy i uświadomiwszy sobie, jak dobrze może ją wykorzystać, zapragnęła na stałe przejąć stery. Dlatego też dyskretnie zasiała i pielęgnowała w umyśle sir Osmonda przekonanie, że wypadałoby, aby Jennifer, gdy ukończy dwadzieścia jeden lat, nadzorowała dom ojca wolna od kurateli niezamężnej ciotki.
Nikt z rodziny nie zwracał szczególnej uwagi na Grace Portisham podczas pierwszych czterech lat jej pobytu we Flaxmere. Jenny uznała, że to czyste błogosławieństwo mieć na podorędziu taką osobę — zawsze chętną do przejmowania odpowiedzialności, zawsze rozumiejącą życzenia sir Osmonda i w ogóle sprawiającą, że wszystko toczyło się gładko. Ale po wyjeździe ciotki Mildred latem 1931 roku panna Portisham dała odczuć swoją obecność, choć w sposób delikatny i taktowny. W trakcie następnego przyjęcia bożonarodzeniowego Edith, Eleanor i George zauważyli zmiany. Dziesięcioletni daimler oraz niemłody stangret, który został szoferem, ustąpili miejsca nowoczesnemu sunbeamowi ze sprytnym młodym londyńczykiem za kierownicą. Pierwsza zaprotestowała Eleanor.
— Domyślam się, ojcze, że nowe auto było ci potrzebne, ale nie podoba mi się ten młody człowiek. Nie podoba mi się jego zachowanie, nie zdziwiłabym się, gdyby okazał się socjalistą. Bardzo wątpię, czy Jenny będzie wiedziała, jak sprawić, by znał swoje miejsce.
— I co z Ashmore’em? — dopytywał się George. — Dziwnie się poczułem, nie widząc staruszka na stacji.
— Został dobrze potraktowany — zapewnił sir Osmond. — Nie byłoby bezpiecznie powierzać mu ten samochód. Bingham jest znacznie lepszym kierowcą, a także wykwalifikowanym mechanikiem. Zatrudnienie go to pomysł panny Portisham. Bystra z niej dziewczyna.
Od owej chwili Edith i George nabrali zwyczaju wyrażania swojej dezaprobaty dla wyboru panny Portisham, nie dając znać wcześniej sir Osmondowi, o której godzinie ich pociągi przyjadą do Bristolu, i zatrudniając starego Ashmore’a — który zajął się wynajmowaniem auta — by zawoził ich do Flaxmere.
Odkryli też, że ich pokoje odmalowano w nowej gamie barw, a w gospodarstwie domowym wprowadzono rozmaite innowacje. Edith wyraziła niezadowolenie ze zmian i wskazała na brak dobrego gustu. Sir Osmond zawsze wyśmiewał jej krytyczne uwagi, podkreślał, jak oszczędnie wszystko zostało przeprowadzone, i wychwalał pannę Portisham.
Edith, Eleanor i George zaczęli się coraz bardziej niepokoić. Grace Portisham knuła intrygę. Jak daleko gotowa była się posunąć? Chętnie wykorzystaliby każdą sposobność, żeby ją zdyskredytować, ale była tak dyskretna i taktowna, że wydawała się nieskazitelna. Na każde Boże Narodzenie przyjeżdżali z coraz większym zaniepokojeniem, a po Nowym Roku wracali do domu z obawą, której nie łagodził oczywisty fakt, że dzięki pannie Portisham znacznie poprawił się komfort życia we Flaxmere i nigdy nie widziano, by nadużywała swojej pozycji.
Sir Osmond po odesłaniu ciotki Mildred postanowił również, że Jennifer nie wyjdzie za mąż, lecz pozostanie we Flaxmere, dopóki on żyje. Równie dobrze mogło to potrwać ze dwie dekady — miał wtedy lat sześćdziesiąt sześć, wydawał się silny i w dobrej formie. Nie było żadnego powodu, dla którego Jennifer miałaby zmarnować najlepszą część życia na bycie ozdobą jego domu. Pomimo całej tolerancji i dobrego charakteru mogła z nim wytrzymać, tylko zachowując swoje prawdziwe poglądy i zainteresowania dla siebie. Stworzyła coś w rodzaju własnego świata, działając w Instytucie Kobiet, lecz taką aktywność powściągał sir Osmond, który nie uznawał tego, co postrzegał jako bolszewickie tendencje w ruchu na rzecz kobiet. Byłby zadowolony, gdyby tylko podejmowała latem członkinie na terenie Flaxmere dużą ilością herbaty i bułeczek, ewentualnie zapewniając im atrakcję w postaci występu iluzjonisty. Nie uważał jednak za właściwe, by jego córka jeździła w deszczowe wieczory po pięćdziesiąt kilometrów wiejskimi drogami, by brać udział w grach towarzyskich — grach, doprawdy! — z „gromadą wieśniaczek”. Miejscowe nauczycielki powinny sprawować pieczę nad tego rodzaju głupstwami, oznajmił. Za cóż się im płaci?
Ciotka Mildred oczywiście jak najchętniej korzystałaby z luksusów Flaxmere. Jeśli zaś sir Osmond rzeczywiście pragnął, by jedna z córek prowadziła mu dom i stała się dla niego towarzyszką, to miał jeszcze Hildę. Z wdzięcznością przyjęłaby tę posadę; trzynaście lat starsza od Jennifer, mająca za sobą miłość, aspiracje i ciężką pracę, była gotowa osiąść gdzieś, gdzie spokojnie wkroczy w wiek średni. Dobrze sobie radziła z sir Osmondem i mogła podejmować jego nudnych starych znajomych i ich zadowolone z siebie małżonki z pozorną przynajmniej uprzejmością, na którą Jennifer nie potrafiła się zdobyć podczas kolacji wydawanych przez ojca.
Tu jednak znowu doszedł do głosu krnąbrny charakter sir Osmonda. Opowiedział się przeciw temu oczywistemu rozwiązaniu, które zadowoliłoby każdego — nawet włącznie z nim samym, gdyby pozwolił sobie na zadowolenie. Nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń co do mnie ani mojej rodziny za czasów, kiedy często przebywałem we Flaxmere w trakcie szkolnych ferii. Kiedy znów się pojawiłem po upływie jakichś sześciu lat, okazał dezaprobatę wobec mojej osoby, dopiero gdy wyjawiliśmy mu, że pragniemy możliwie szybko się pobrać. Z drugiej strony Oliver Witcombe wydawał się skłonny czekać nie wiadomo jak długo. Podejrzewałem jednak, że gdybym znikł z zasięgu wzroku, a on zająłby pozycję akceptowanego konkurenta, znalazłby jakiś sposób, by wyznaczyć niezbyt odległą datę ślubu.
Wspomniałem już, że kiedy Jennifer po raz pierwszy powiedziała ojcu o zamiarze wyjścia za mnie — latem 1935 roku — był w świetnej formie jak na swój wiek. Zawsze bardzo o siebie dbał. Ale w sierpniu przeszedł coś w rodzaju ataku serca, prawdopodobnie lekki zawał, po którym wyraźnie się postarzał. Jego lekarz uznał jednak, że staruszek może przeżyć jeszcze wiele lat, jeśli będzie się oszczędzał i nie dozna nagłego wstrząsu lub nie narazi się na zbyt duży wysiłek. Zawsze wydawał się rozkwitać w atmosferze nieufności i skrępowania, które tak umiejętnie wywoływał, a choć w rodzinie Melburych nie brakowało waśni i zawiści, zawsze zachowywali się uprzejmie — może z sarkazmem i insynuacjami, lecz nigdy nie dochodziło do otwartych kłótni. Dlatego też, choć sir Osmond wydawał się starszy, a jego pamięć zaczynała szwankować, Jennifer i ja wciąż myśleliśmy o nim jako o człowieku, który będzie żył wiele lat.
Pod koniec sierpnia, gdy tylko Eleanor, Edith i George otrzymali wiadomość od Jennifer o chorobie ojca, wszyscy troje, a także żona George’a, zlecieli się do Flaxmere jak drapieżne ptaki. Krążyli nerwowo wokół, rozpytując z troską o stan jego zdrowia, co ledwie skrywało ich niespokojne wypatrywanie najdrobniejszych śladów wskazujących na prawdopodobieństwo jego nagłego zgonu i możliwość ponownego rozważenia testamentu.
— To bardzo miłe z waszej strony, że czujecie do mnie taki sentyment! — drwił sir Osmond. — Możecie teraz wrócić do swoich narzekań i nie myśleć o mnie aż do Bożego Narodzenia!
Tyle tylko z niego wydobyli. Nikt dokładnie nie wiedział, jak rozporządził pieniędzmi. Zwykł mawiać, gdy jego dzieci dorastały: „Jeśli wykażecie się należytą rozwagą w kwestii wyboru mężów — lub żony, George — zadbam o to, byście otrzymali odpowiednie zabezpieczenie, a jeśli nie, to możecie zaczekać na moje pieniądze, aż sam z nimi skończę”.
Na tej podstawie wszyscy przypuszczali, że Hilda dostanie swoją część po śmierci ojca, ale istniało sporo domysłów co do tego, czy po otrzymaniu przez George’a wystarczająco dużej sumy na utrzymanie Flaxmere reszta zostanie równo rozdzielona między dziewczęta, czy może kwoty, które dostały już Edith i Eleanor, będą zaliczone jako część ich udziału. Edith odtrąciła wcześniej młodego mężczyznę, który naprawdę jej się podobał, poślubiając sir Davida Evershota, by zadowolić ojca, i pewnego razu nadmieniła, że jeśli po śmierci staruszka dostanie mniej niż Hilda, będzie to rażąca niesprawiedliwość. Pozostali nie wypowiedzieli się równie otwarcie, ale zapewne podzielali tę opinię.
George miał mniej powodów do obaw niż pozostali, ponieważ sir Osmond hołdował zdecydowanym poglądom w kwestii praw syna i dziedzica. Z kolei wzrastające znaczenie panny Grace Portisham niepokoiło nawet George’a i bardzo martwiło jego żonę. Wszyscy uważali, że obecność Jennifer w domu jest jakimś zabezpieczeniem, a po chorobie sir Osmonda jeszcze bardziej utwierdzili się w tym przekonaniu.
— Naprawdę sądzę, że ojciec ma słuszność, życząc sobie, żebyś została we Flaxmere — zwróciła się w sierpniu Eleanor do Jenny. — Nie podoba mi się myśl o zostawieniu go samego z panną Portisham. Wiesz, że nie można ufać kobiecie z tej klasy społecznej, nie ma takich samych zasad jak my. O tak, oczywiście jest mądra i nabyła powierzchownej ogłady, ale nie sądzę, by była w gruncie rzeczy uczciwa.
— Mężczyźni w wieku ojca, zwłaszcza gdy ich możliwości zostają ograniczone przez chorobę, robią czasami bardzo niemądre rzeczy — upierała się wcześniej Edith. — Popatrzcie na niedawne małżeństwo lorda Littona Cheneya z kobietą, która nie była nikim więcej niż guwernantką jego córek! To straszne dla tych dziewczynek!
— Ojciec to skomentował — poinformowała Jennifer. — Jak się wyraził: nie ma głupca nad starego głupca!
— To niczego nie dowodzi — zauważyła Edith. — Zgadzam się z Eleanor, że powinnaś tu być. Ojciec potrzebuje kogoś, kto o niego zadba.
— Nie nadaję się do tego, dobrze o tym wiesz — odparowała Jennifer.
— I nie jest to dla ciebie żadna niewygoda — zignorowała siostrę Edith. — Opływasz w luksusy, masz swój Instytut Kobiet, któremu jesteś tak oddana, możesz żyć własnym życiem i nie musisz się o nic martwić.
— Przecież nie mogę żyć własnym życiem, w tym problem! — zaprotestowała Jennifer. — Ojciec nie pozwala mi samej prowadzić wieczorem sunbeama, choć mam doskonałe umiejętności. Nie pozwala mi też mieć własnego małego auta i zawsze jakoś tak wszystko urządza, że Bingham nie jest dostępny, kiedy chcę pojechać na spotkanie.
— To drobiazgi! — orzekła Edith, zbywając słowa siostry nonszalanckim gestem. — Nie możesz oczekiwać, że wszystko ułoży się idealnie. Sytuacja jest taka, że powinnaś tu zostać na następne kilka lat.
Gdy tylko sir Osmond wyzdrowiał i rodzina się rozjechała, Jennifer i ja rozmówiliśmy się i postanowiliśmy pobrać się na wiosnę. Chcieliśmy, kiedy Hilda przyjedzie do Flaxmere na Boże Narodzenie, wyjawić jej nasze plany i ponaglić ją, żeby znalazła jakiś sposób zainstalowania się w domu zamiast Jennifer, który byłby do przyjęcia dla sir Osmonda. Nie byłoby to łatwe, ponieważ Hilda była zbyt dumna, by prosić ojca o dach nad głową. Rzecz jasna, to porozumienie, gdyby udało się je zrealizować, rozwiązałoby część problemów Hildy, ale tak już przywykła do niemożności uzyskania od ojca jakiejkolwiek pomocy, że trudno było jej uwierzyć w odmianę losu.
Przypuszczam, że Hildy, podobnie jak Jennifer, zupełnie nie obchodziło, ile sir Osmond po sobie zostawi i jak tym rozporządzi. Porzuciła nadzieję na pieniądze od niego, gdy rozpaczliwie potrzebowała ich na wykształcenie Carol i nie bardzo interesowało ją to, co zdarzy się później. Była zbyt oddana ojcu, by nawet pomyśleć, jak jego nagła śmierć mogłaby pomóc jej córce, i podzielała przekonanie Jennifer, że ich ojciec prawdopodobnie pożyje jeszcze wiele lat.
Obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli pobierzemy się wiosną, to możemy porzucić wszelkie nadzieje na posag, ale nic nie mogliśmy na to poradzić i staraliśmy się o tym nie myśleć, choć, Bóg świadkiem, nie mogliśmy sobie pozwolić na kręcenie nosem.
— Nie ma co się nad tym zastanawiać — orzekła Jennifer — bo po prostu, jeśli o nas chodzi, to nie ma żadnych pieniędzy. Dla nas nie istnieją. Może się pojawią, gdy osiągniemy wiek średni, i możliwe, że podobnie jak Hilda nie będziemy już ich chcieli.
Moja pensja w firmie wydawniczej mogła zostać uznana przez wiele osób za całkiem przyjemny niewielki dochód dla młodej pary, ale nie mogła zapewnić Jennifer wygodnego życia „na poziomie, do którego przywykła”. Skromny spadek po matce, który przezornie zachowała, mógł pomóc, więc uznała, że oszczędność będzie czymś zabawnym, i była gotowa dobrze urządzić nasze nowe życie.
Tak przedstawiały się sprawy w Boże Narodzenie, gdy cała ta gromadka zebrała się we Flaxmere. Był to stały zwyczaj. Sir Osmond uważał za właściwe, by rodzina gromadziła się w Boże Narodzenie, i nikt nie ośmielił się sprzeciwić, choć ogólnie rzecz biorąc, był to dla nich dość ponury czas. Ciotka Mildred zawsze dołączała do tego grona i zapewne cieszyła się, że znowu, acz na krótko, zazna wygód Flaxmere. Oliver Witcombe również tam był i nawet ja zostałem zaproszony, częściowo ze względu na przewagę liczebną kobiet w tym towarzystwie, a częściowo ze względu na taktykę sir Osmonda porównywania mnie na niekorzyść z Oliverem. Domyślałem się, że staruszek planował na jeden z wieczorów jakiś rodzaj rozrywki, w której Oliver z pewnością zabłyśnie na moim tle; łatwa sprawa, ponieważ Oliver zna mnóstwo towarzyskich sztuczek.
Przyjeżdżała jak zwykle Hilda z córką Carol. Przypuszczam, że sir Osmond cieszył się z jej obecności, ponieważ darzył ją szczerym uczuciem — choć trudno w to uwierzyć w świetle jego wobec niej bezwzględności. Przy tym chciał w pewnym sensie wszystko jej wypomnieć. „Zobacz tylko, co straciłaś, postępując wbrew mojej woli!”
Tak więc zebraliśmy się tam wszyscy. W przykry sposób byliśmy zmuszeni uświadomić sobie później, że niemal wszyscy mieliśmy wystarczające powody, by życzyć sir Osmondowi śmierci, a tylko nieliczni dostrzegali jakąkolwiek okoliczność, by żywić nadzieje na jego długie życie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki