- promocja
Zaginiony chłopiec - ebook
Zaginiony chłopiec - ebook
Dociera do niej przeciągająca się po drugiej stronie słuchawki cisza. Serce zaczyna jej szybciej bić.
– Kogo znaleźli? – pyta, powoli, ostrożnie, z uwagą wypowiadając słowa.
– Znaleźli Daniela.
Megan czeka przed bramą szkoły na swojego sześcioletniego syna, Daniela. Gdy plac pustoszeje, zaczyna panikować. Nigdzie nie może go znaleźć. Jej syn zaginął.
Po latach nieprzespanych nocy i tęsknoty za synem, Megan w końcu odbiera telefon, o którym marzyła. Odnaleźli Daniela.
Kiedy jednak wraca, coś jest nie tak… Megan zaczyna podejrzewać, że chodzi o coś więcej. Obawia się, że jej syn skrywa sekret. Sekret, który może zniszczyć jej rodzinę…
Co myślisz o swoim powrocie do domu? Dlaczego na mnie nie spojrzysz? Proszę, powiedz mi, o czym myślisz.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8195-919-3 |
Rozmiar pliku: | 946 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czuje płynącą w jej żyłach krew. Dźwięk łomotania jej serca zagłusza wszystkie inne dźwięki, a klatka piersiowa unosi się gwałtownie, gdy stara się zaczerpnąć oddechu. Biegnie, biegnie bez celu, nie ma pojęcia, gdzie chce się dostać – po prostu biegnie. Przestrzeń jest zbyt duża, zbyt wiele tam zamkniętych drzwi, zakamarków i cieni, za dużo miejsc, w których mógłby się schować. Jakim cudem ta bezpieczna przestrzeń nagle stała się tak ogromna i niebezpieczna? Dlaczego nic nie wygląda znajomo?
Dyszy, coraz szybciej i szybciej. Ogarnia ją panika. Po jej plecach spływa pot. Nogi zaczynają boleć.
Wiedziała, że to się stanie, prawda? Starała się odpychać tę myśl, nie dopuszczać jej do siebie, ale wiedziała. Wiedziała.
Gdzie on jest?
Gdzie on jest?
Gdzie on jest?ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gdy dzwoni telefon, Megan usiłuje – nieskutecznie – nakarmić córkę. Płatki ryżowe pokrywają całą tacę dziecięcego krzesełka, twarz Evie i ręce Megan. Wygląda na to, że nawet jeden kęs nie wylądował w buzi córki, która wysuwa z oburzeniem język za każdym razem, gdy łyżeczka zbliża się do jej ust.
– Poddaję się, dziecinko – mówi Megan ze śmiechem, wycierając buzię dziecka.
Evie uśmiecha się do niej.
Telefon Megan zaczyna dzwonić, a gdy zerka na wyświetlacz, widzi, że to Michael. Rzadko kontaktuje się z nią w środku dnia.
– Hej, kochanie, co tam? – pyta, podnosząc Evie z krzesełka i kładąc ją na podłodze. Dziecko od razu przekręca się na brzuch i stara się stanąć na czworaka.
– Megan, znaleźli go – mówi Michael, pomijając jakiekolwiek przywitanie.
– Znaleźli kogo? – pyta i patrzy, jak Evie gramoli się po podłodze, gotowa na dniach zacząć raczkować i zostawić za sobą okres niemowlęcy w zaledwie szóstym miesiącu życia.
Megan uznaje, że Michael musi mówić o kimś związanym z jednym z jego starych śledztw. W większości były to sprawy owiane tajemnicą, ale czasami rozmawiali o nich podczas posiłków, jeśli w mediach pojawiły się jakieś informacje, skłaniające ludzi do spekulowania. Trudno jej słuchać tych historii, ale czuje, że musi to robić. Musi zwracać uwagę na cierpienie innych. Jej własny ból sprawił, że stała się bardziej empatyczna wobec tych, których życie rozpadło się w jednej chwili. Ale Michael nigdy nie dzwonił do niej z takimi informacjami w ciągu dnia, bo wolał rozmawiać z nią podczas jedzenia, robiąc z niej swoją powierniczkę.
Właśnie transmitowane są wiadomości. Megan zerka na ekran telewizora, gdzie wyświetlane jest zdjęcie młodego mężczyzny. Pod jego twarzą, na pasku, przewijają się słowa: „Zaginiony turysta Steven Hindley z Anglii”. Megan szuka pilota, żeby włączyć dźwięk, w razie gdyby okazało się, że to o tej osobie mówił Michael, i czuje zaniepokojenie, że ktoś tak młody mógł tak tragicznie skończyć. Patrzy, jak kobieta z krótkimi, różowymi włosami zwraca się do reportera.
– On, wie pan, uwielbiał Newcastle. Powiedział, że chce zwiedzić całą Nową Południową Walię. Chciał tu poimprezować. Może już wrócił do Sydney i po prostu jeszcze się z nikim nie skontaktował.
Megan wyłącza dźwięk. Newcastle to nie jest jurysdykcja Michaela. Poza tym on już nie pracuje nad sprawami zaginionych osób.
– Znaleźli… – mówi Michael i milknie.
Megan wraca myślami do ich wczorajszej rozmowy, jednocześnie wyobrażając sobie swojego wysokiego, barczystego męża siedzącego za biurkiem i rytmicznie stukającego długopisem o blat. Ten dźwięk świadczy o jego zaniepokojeniu – czuje, że traci nad czymś kontrolę.
To może być jakieś stare śledztwo. Mimo że teraz zajmuje się przestępstwami kryminalnymi, w wolnym czasie nadal zagląda do swoich starych spraw. Zamykanie jakiejkolwiek z nich, bez względu na powód, przynosi mu ukojenie. Może też chodzić o jakąś obecną sprawę. Wczoraj rozmawiali o mężczyźnie, który skatował swoją żonę i zostawił ją na śmierć, oraz o kierowcy, który potrącił starszego pana i nie udzielił mu pomocy.
Dociera do niej przeciągająca się po drugiej stronie słuchawki cisza i nagle po jej ramionach przebiegają ciarki. Serce zaczyna jej szybciej bić. Oddech przyspiesza tak samo, jak wtedy, gdy biega.
– Kogo znaleźli? – pyta, powoli, ostrożnie, z uwagą wypowiadając słowa.
– Daniela – mówi Michael. – Znaleźli Daniela.ROZDZIAŁ DRUGI
Sześć lat wcześniej
20 maja 2013 r., poniedziałek
Megan uderza dłonią w budzik, zrzucając go z szafki nocnej i powstrzymując przed poinformowaniem jej, że po raz kolejny skorzystała z opcji drzemki. Sięga po leżący obok telefon i zerka mrużąc oczy na ekran. Siódma dwadzieścia. Nie jest tak późno, jak myślała, ale pora wstawać.
Zwija się w kłębek, jęczy, aż w końcu odrzuca kołdrę i podnosi się z łóżka.
Słyszy włączony telewizor. Lecą kreskówki, a dźwięk odbija się od ścian małego mieszkania. Wypiła wczoraj za dużo wina. Zbyt dużo samotności zawsze prowadzi do za dużej ilości wina. Wie, że w końcu przyzwyczai się do długich i cichych nocy w mieszkaniu, że może je nawet polubi, ale wczoraj poczuła się uwięziona i tak bardzo odseparowana od reszty świata. Wino pomogło. Jeden kieliszek poprawił jej nastrój, po dwóch czuła się optymistycznie nastawiona na myśl o przyszłości, po trzecim komedia w telewizji wydawała się przezabawna, a potem, nie wiadomo kiedy, skończyła całą butelkę.
– Jedyne czego pragnę, to kochać cię, Megan. Czy proszę o zbyt wiele? – Słowa te odbijają się w jej uszach, jego palce ściskają jej szczękę. Odpycha od siebie to wspomnienie, po czym idzie umyć twarz, a wówczas dociera do niej, że wypita samotnie butelka wina i pulsujący ból głowy łatwiej znieść niż jej byłego męża Grega i jego obsesyjnie kontrolującą naturę. Z miłości w jego wersji nie da się wyleczyć paracetamolem, kubkiem mocnej, gorzkiej kawy i litrem wody.
– Daniel, ścisz to, proszę – krzyczy, wyciągając z szafy dresowe spodnie i sweter, idealne na podróż do szkoły. Przecież i tak nie zamierzała wysiadać z samochodu. Nie jest w stanie spotkać się z tymi wszystkimi matkami – nie, kiedy czuje się tak jak teraz.
Zerka w lustro i krzywi się. Cienie pod oczami są tak ciemne, że przypominają siniaki. Naprawdę musi pić więcej wody, zacząć ćwiczyć i po prostu wziąć się w garść. Kręci głową.
– Dobrze ci idzie – szepcze do swojego odbicia i czuje ukłucie radości na widok niewielkiej iskry, która pojawia się w jej brązowych oczach. Związuje długie, czarne, kręcone włosy w kucyk i uśmiecha się do siebie. – Dobrze ci idzie.
Te motywacyjne przemowy, zalecane na jakiejś stronie internetowej pełnej porad dla osób przechodzących przez rozwód, na początku sprawiały, że czuła się głupio, ale w dni, gdy zastanawiała się nad tym, co się stało z jej życiem – co stało się z nią – pomagały. Naprawdę pomagały.
W salonie zastaje swojego synka, sześcioletniego Daniela, ubranego w dresowe spodnie. Siedzi na kanapie i wsuwa płatki z mlekiem. Ma gołą klatkę piersiową, a żebra walczą z obojczykami o to, które z nich wystają bardziej. Wygląda to niemal komicznie w zestawieniu z jego pulchnymi policzkami.
Jak ktoś, kto nigdy nie przestaje jeść, może być tak chudy? Muszę poszukać jakichś suplementów – myśli Megan, przyglądając się swojemu synowi.
– Nie mogę znaleźć sportowej koszulki od kompletu. – Daniel nie odrywa wzroku od telewizora, gdzie gadający pies lata w kosmosie.
Megan krząta się po mieszkaniu, szukając bluzki pod kanapami i w sypialniach. Otwiera pralkę i grzebie w suszarce, aż w końcu znajduje koszulkę, która leży ładnie złożona na samym wierzchu stosu wypranych ubrań.
– Daniel, leży tutaj. Gdyby to była żmija, z łatwością by cię ukąsiła.
– Ale to nie żmija, mamo, tylko moja koszulka. – Uśmiecha się szeroko. Brakuje mu czterech przednich zębów, ale jego uśmiech nadal jest piękny. Gdy Megan całuje jego pulchne policzki, przepełnia ją miłość. – Oglądam, mamo – protestuje.
– Przepraszam. Odstaw na chwilę płatki i usiądź prosto. – Przeciąga koszulkę przez jego głowę, a on posłusznie wkłada ręce w rękawy. – Teraz znajdź swoją bluzę, dobrze?
– Siedzę na niej. Musisz spakować mój lunch.
– Wiem, Daniel. Zaczyna mnie trochę męczyć, że mówisz mi, co mam robić – warczy i od razu tego żałuje. Jakim cudem mój nastrój tak gwałtownie ulega zmianie? Dobrze sobie radzę. Dobrze sobie radzę.
Bierze głęboki oddech.
– Chodzi mi o to, że wiem, kochanie. Wiem, co muszę zrobić, żeby przygotować cię do szkoły.
Annie, szkolna psycholożka, powiedziała, że Daniel mówi jej, co robić, bo musi czuć, że ma nad czymś kontrolę.
– To mechanizm obronny. Rozwód może sprawić, że dziecko czuje się bardzo niepewnie – powiedziała z powagą młoda kobieta. – Daniel jest wrażliwym dzieckiem, które potrzebuje czuć, że jest w stanie poradzić sobie z tą zmianą. Nie chodzi o to, że jest nieuprzejmy. On tylko chce mieć pewność, że się pani nie spóźni albo czegoś nie zapomni.
– Rozumiem to, naprawdę – odpowiedziała Megan. – Ale czasami mam wrażenie, jakby próbował mi matkować. Sama mam problem z radzeniem sobie z własnym życiem, a słuchanie, jak sześciolatek mówi mi, co robić, sprawia, że jest jeszcze gorzej.
– Ta sytuacja musi być trudna dla was obojga – powiedziała Annie, skupiając na Megan pełne współczucia spojrzenie, które doprowadzało ją do łez.
– Tak… to jest… okropne.
– Czy Daniel dogaduje się ze swoim tatą?
– Tak, na swój sposób. Zabawnie się na nich patrzy, bo mają takie same kręcone, brązowe włosy i piwne oczy. Z zewnątrz są niemal identyczni, ale mają całkowicie różne charaktery. Greg zawsze był… – Megan przerwała. Nie chciała użyć słowa „dręczycielem”, bo nie taki jego obraz próbowała stworzyć przed psycholożką.
W głowie Megan krążyły sprzeczne myśli na temat jej byłego męża – trudno było jej poradzić sobie z tym dysonansem. Chciałaby ujawnić wszystkie jego grzechy całemu światu, ale ma świadomość, że jest ojcem Daniela i aby chronić syna, musi wypowiadać się o nim ostrożnie. Daniel widzi Grega zupełnie inaczej niż ona i chciała, żeby tak zostało.
Dla niej Greg jest dręczycielem, który stosuje przemoc nie tylko emocjonalną, lecz także fizyczną. Istny koszmar. Dla Daniela jest bohaterem, fajnym rodzicem, przyjacielem, z którym może się bawić.
– Greg w szkole zawsze był głośnym dzieckiem, sportowcem – wyjaśniła psycholożce. – Miał mnóstwo przyjaciół i grał w każdej drużynie sportowej. Daniel bardziej przypomina mnie: jest cichą, artystyczną duszą.
– Och, tak, widziałam jego prace na naszych szkolnych wystawach. Pani uczy sztuki, prawda?
– Tak, ale ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu na pracę. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.
Annie pochyliła się nad biurkiem i przykryła dłoń Megan swoją.
– Jestem pewna, że wkrótce wróci pani do pracy. Oboje z Danielem sobie poradzicie.
Megan była wdzięczna za te słowa. Przez to, że padły z ust obcej osoby miały o wiele większe znaczenie, niż gdy mówiła je jej matka albo brat Connor, czy też jego mąż James.
– Wszystko jest spakowane i gotowe – mówi Megan, przypominając sobie słowa psycholożki. – Gotowy na świetny dzień w szkole?
– Gotowy! – krzyczy Daniel.
Na szkolnym parkingu wysiada z samochodu, żeby przytulić Daniela.
Syn uśmiecha się do niej szeroko.
– Miłego dnia, mamo. Życzę ci dobrej zabawy na twoich zajęciach… Patrz, tam jest Max. Max, Max! – woła i biegnie w jego stronę, nie oglądając się za siebie.
– Kocham cię! – krzyczy Megan. Trójka dzieci odwraca się w jej stronę. Równie dobrze mogła zwracać się do któregoś z nich. Zauważa Olivię, mamę Maxa, która unosi kciuki i gestem pokazuje, żeby do niej zadzwoniła, po czym odjeżdża spod szkoły.
Po powrocie do domu Megan sprząta i pije kawę, a następnie przygotowuje się do wyjścia. Zaczyna dzień od pracy z osobami z domu spokojnej starości. Kocha te zajęcia. Tam wszyscy tak bardzo się wspierają i cieszą, że mogą brać w nich udział. Nie rywalizują ze sobą, nie porównują się. Są ponad to, a do tego są w wieku, w którym cieszy ich sam fakt, że żyją. Przebywanie wśród nich daje jej radość.
Czas w studiu mija szybko, a podczas lunchu w duchu dziękuje panu Pietro za wsparcie. Gdy po raz pierwszy usłyszał, co miała mu do powiedzenia, odpowiedział:
– Dostaniesz tyle godzin, ile będziesz chciała, tylko mi powiedz. Rozwód to okropna rzecz, ale czasami pozostanie w małżeństwie jest jeszcze gorsze.
W tamtej chwili kochała pana Pietro, kochała go za okazanie jej zrozumienia i za to, że nie oczekiwał wyjaśnień w kwestii tego, przez co przechodziła.
Jej szef nigdy nie pokazywał, że wie, co się dzieje w jej domu, ale czasami po prostu przynosił kubek herbaty do jej studia i mówił:
– Pomyślałem, że przyda ci się coś ciepłego i kojącego. Wydaje mi się, że ten poranek nie należał do najlepszych.
– Och nie, uwielbiam prowadzić moje zajęcia – odpowiedziała szybko, spanikowana, że mogłaby sprawiać wrażenie niezadowolonej ze swojej pracy. Było to w końcu miejsce, gdzie mogła zapomnieć o tym, że przy śniadaniu została nazwana dziwką za pomalowanie ust czerwoną szminką.
– Chodzi mi o poranek w domu, Megan – powiedział cicho, zdejmując małe okulary z okrągłymi szkłami i polerując je. Choć chciała mu powiedzieć, że się myli, w takie dni łatwiej było po prostu przytaknąć.
Po zajęciach stoi przed szkołą, patrząc, jak uczniowie podstawówki wychodzą z klas, śmiejąc się i rozmawiając, radośnie witają i przytulają rodziców, jakby nie widzieli ich od lat. Była dopiero piętnasta trzydzieści, ale na dworze już robiło się ponuro – jak to pod koniec jesieni. Megan zastanawiała się, jak będzie wyglądała pierwsza zima w mieszkaniu z Danielem, kiedy o siedemnastej będzie już ciemno. Obawia się, że będzie ją dręczyć klaustrofobia w tej małej i zamkniętej przestrzeni, bez ogrodu, do którego była przyzwyczajona.
– Megs, tutaj! – ktoś ją woła. Olivia ubrana jest jak do sądu. Włosy ma związane w ciasny kucyk, a garniturowe spodnie, które ubrała, tylko podkreślają jaka jest drobna.
– Myślałam, że cały dzień będziesz w sądzie.
– Nie, podczas rozprawy zapanował kompletny chaos. Mąż zaczął wyklinać żonę, a jej matka wstała i zagroziła mu, że go zabije. Zamiast sprawy mieliśmy więc wykład sędziego o tym, jak powinno się zachowywać w sądzie. Naprawdę, gdybyś tam była, pomyślałabyś, że to kolejny odcinek W garniturach.
– Szkoda, że nie możesz mi powiedzieć o kogo chodzi.
Olivia przesuwa palcami po ustach.
– Nie ma opcji, Megs. Wszystko jest ściśle tajne, ale na pewno widziałaś ich zdjęcia w brukowcach. Nie ma tego złego, przynajmniej mogłam odebrać Maxa. Roy chce nas zabrać na kolację.
– Szczęściara. Świętujecie coś?
Olivia wbija spojrzenie w swoje szpilki, mina jej markotnieje.
– Będziemy próbować z in vitro.
– Kochana, przykro mi, że musicie to robić w ten sposób, ale to i tak coś dobrego, prawda? Chwila moment będziesz w ciąży i zaczniesz narzekać na ból pleców i mdłości.
– Pewnie tak – odpowiada Olivia, patrząc na Megan. – Wiesz co? Przydałoby się nam parę przyjemnych miesięcy.
– Byłabym przeszczęśliwa, gdyby Greg przestał do mnie bez przerwy wypisywać.
– Ciągle to robi?
– Tak. Nadal ma nadzieję, że do niego wrócę. Minęły dwa miesiące, odkąd ustaliliśmy warunki opieki nad Danielem i skończyliśmy mediacje. Myślałam, że odpuści, ale teraz ciągle mi powtarza, jak bardzo mnie kocha, jak bardzo go zraniłam, jak nie zasługuję na to, żeby mieć naszego syna, bo zniszczyłam rodzinę… A ostatnia jego wiadomość to: „Jeszcze poznasz ten ból”. Wiem, że to tylko puste słowa, ale nadal zachodzi mi tym za skórę. – Megan wypowiada to z nonszalancją, której w ogóle nie czuje.
Jej mama ciągle zapewniała ją, że Gregiem kieruje złość, że usiłuje ją wystraszyć i że w ogóle nie powinna się nim przejmować. Ale Megan martwi się, że to coś więcej, że Greg jest tak zły, że jest w stanie zranić ją albo Daniela.
– Trzymaj się, kochana – mówi Olivia, wyrywając ją z zamyślenia. – Wkrótce znajdzie kogoś innego do kontrolowania. Jakąś młodą istotkę, która nie ma pojęcia, jakim naprawdę jest człowiekiem i spotka ją spore rozczarowanie.
– Tak jak ja kiedyś. Biedactwo – wzdycha Megan, myśląc o tym, jak czarujący i pewny siebie był Greg, o jego pięknych oczach, o tym, jak potrafił sprawić, że czuła się najszczęśliwszą kobietą na ziemi. – Wyobrażam sobie, że zachwycą ją też jego uśmiech i sportowe auto. Chyba powinnam ją ostrzec.
– To nie twój problem. Och, hej Max.
– Cześć, Max. – Megan zwraca się do małego, ciemnowłosego chłopca. – Gdzie jest Daniel?
Max wzrusza ramionami.
– Mamo, wiedziałaś, że mrówki potrafią unieść rzeczy od dziesięciu do pięćdziesięciu razy cięższe od nich samych?
– Naprawdę? – Olivia się uśmiecha. – Fascynujące. Zabiorę go do domu, żeby mógł się przebrać, Megs. Zadzwonię do ciebie jutro.
Megan macha Olivii i Maxowi na pożegnanie i przenosi wzrok na dzieci wychodzące ze szkoły. Jest ich coraz mniej. Megan wzdycha. Daniel został pewnie w tyle, bo zapatrzył się na ptaka siedzącego na drzewie albo przepełniony kosz na śmieci, ewentualnie na leżący na podłodze zgnieciony kawałek papieru. Kiedy nie ma przy nim popędzającego go Maxa, bardzo się wlecze, bo wszystko uważa za fascynujące. Megan czeka, stukając obcasem o chodnik. Gdy po dziesięciu minutach ze środka zaczynają wychodzić starsi uczniowie, jej irytacja narasta.
Wzdycha i odpuszcza sobie czekanie. Idzie do szkoły, a uczniowie, którzy nie są wpatrzeni w ekrany telefonów, zerkają na nią z zaciekawieniem.
Potrzebuje dziesięciu minut, żeby obejść cały blok szkoły podstawowej i zajrzeć do każdej otwartej klasy. Gdy wraca do miejsca, z którego zaczęła, narasta w niej panika. Zdyszana i spocona robi kolejną rundę po szkole. Ze strachu robi jej się sucho w ustach. Nigdzie nie może znaleźć Daniela. Uczniowie podstawówki nie mogą wchodzić na teren liceum i nawet jeśli coś naprawdę przykuło jego uwagę, Daniel nigdy nie złamałby żadnej zasady.
– Daniel, gdzie jesteś? – mruczy pod nosem i biegnie do sekretariatu. Wpada do gabinetu i patrzy na sekretarkę, panią Roberts, która nazywa uczniów „skarbeńkami”.
– Mój syn, mój syn Daniel… – dyszy Megan.
– Spokojnie, moja droga, tylko się uspokój. O co chodzi?
– Mój syn, Daniel. Daniel Stanthorpe z pierwszej klasy. Nie mogę go znaleźć. Nigdzie nie mogę go znaleźć.
– Mój Boże, o mój Boże! Usiądź, proszę. Zadzwonię… zadzwonię do pana Nanda. Jestem pewna, że ta kruszyna gdzieś tu jest. Wiesz, jakie są dzieci. Może się chowa, bawi z kolegą?
– Nie, nie, nie. – Megan kręci energicznie głową. – Szukałam wszędzie. Dzieci z podstawówki już wyszły. I prawie wszyscy licealiści. Nie ma go tu. Nigdzie go nie ma.
Pani Roberts podnosi słuchawkę telefonu i odbywa cichą rozmowę.
Na końcu korytarza otwierają się drzwi i pojawia się w nich dyrektor Nand.
– Pani Stanthorpe, rozumiem, że nie może pani znaleźć Daniela – mówi. Ma ciemnoniebieski krawat, a jego garnitur jest idealnie wyprasowany.
Wszystko będzie dobrze – myśli Megan.
– Proszę się tak do mnie nie zwracać – mówi. – Po rozwodzie chciałam wrócić do panieńskiego nazwiska, ale Daniel… – Kręci głową. Ty idiotko, po co mu to teraz mówisz?
– Oczywiście, proszę pani. Proszę się nie martwić. Na pewno gdzieś jest. To mały marzyciel, artystyczna dusza. Może jest w sali plastycznej. Wiem, że uczniowie ostatniego roku mają tam po południu wystawę swoich prac.
Zalała ją ulga.
– Oczywiście, oczywiście. – Uśmiecha się.
– Sprawdzę, czy uda mi się złapać jego nauczycielkę. Może ona wie, dokąd się udał. Alice, czy mogłabyś zadzwonić do sekretariatu w liceum? Dowiedz się, czy chłopiec nie poszedł tam w poszukiwaniu inspiracji.
– Tak zrobię, oczywiście.
Megan opada na krzesło, a pan Nand w tym czasie szuka w komórce numeru do nauczycielki Daniela.
– Witaj, Jenny. Tu Peter. Na pewno nie ma się o co martwić, ale jest tu ze mną mama Daniela Stanthorpe’a. Nie może go znaleźć.
Megan obserwuje, jak dyrektor kiwa głową raz, potem drugi. Światło jarzeniówek odbija się od jego okularów. – Tak… tak. Rozumiem. Okej, przekażę tę informację. Miej telefon przy sobie, dobrze? W razie gdybyśmy musieli się z tobą znowu skontaktować.
– Proszę pani, pani Abramson powiedziała, że Daniela odebrał jego tata. Powiedziała, że pani mąż, to znaczy były mąż, czekał przed salą, gdy zadzwonił dzwonek. Daniel ucieszył się na jego widok, a pani Abramson uznała, że zostało to z panią uzgodnione.
– Och – mówi Megan, nie potrafiąc wydobyć z siebie żadnego innego słowa. – Och…
Wyjmuje komórkę i dzwoni do Grega. Czeka, aż w końcu włącza się poczta głosowa i zostawia mu wiadomość. Stara się, żeby jej głos brzmiał radośnie.
– Hej, Greg, to ja. Nie wiedziałam, że odbierasz dzisiaj Daniela. Zadzwoń do mnie, proszę, żebym wiedziała, o której odwieziesz go do domu.
Po tym telefonie wybiera jego numer domowy, ale odzywa się automat:
– Wybrany abonent nie istnieje. Proszę sprawdzić numer i zadzwonić ponownie.
Znowu dzwoni na komórkę, tym razem włącza się poczta głosowa. Potem znowu na domowy, ale przed naciśnięciem zielonej słuchawki sprawdza, czy numer jest prawidłowy.
– Wybrany abonent nie istnieje. Proszę sprawdzić numer i zadzwonić ponownie.
Wydzwania tak jeszcze przez dziesięć minut, numer po numerze, a pan Nand i pani Roberts cały czas ją obserwują. Czuje paraliżujący strach, gdy podnosi wzrok na dyrektora.
– Greg nie był z nim umówiony po lekcjach. Nie odbiera komórki, a gdy dzwonię na numer domowy, słyszę komunikat o tym, że taki abonent nie istnieje. Myślę… Muszę zadzwonić na policję. – Serce podchodzi jej do gardła, a po plecach spływa jej pot. Bierze głęboki oddech, starając się odzyskać panowanie nad sobą.
Daniel, Daniel, Daniel – powtarza w myślach.
– Oj, na pewno nie ma takiej potrzeby – mówi zawsze optymistyczna pani Roberts.
– Dzwoń na policję, Alice. Powiedz, że zaginęło dziecko. Że mogło dojść do uprowadzenia rodzicielskiego. – Dyrektor ma poważną minę. Poprawia krawat. – Sprawdzę, jakie procedury należy wdrożyć.
– Są na to procedury? – pyta Megan, patrząc na panią Roberts, która odkłada słuchawkę telefonu.
– Tak, moja droga. Wiesz, że obecnie jest dużo rozwodów i czasem sprawy nieco się komplikują. Policja przyśle dwóch funkcjonariuszy. Niedługo tu będą.
Megan chowa twarz w dłoniach. Jeszcze poznasz ten ból – słyszy w myślach słowa Grega.
– Coś ty zrobił, Greg? – szepcze. – Coś ty zrobił. – Podnosi wzrok. – Dziękuję. Zadzwonię do mojej mamy. Powiem jej, żeby pojechała do mojego mieszkania i czekała tam, w razie gdyby wrócili.
– Oczywiście, na pewno tak się stanie.
– Tak, tak. Jestem tego pewna – mówi automatycznie Megan, po czym wychodzi na zewnątrz. Dzwoni do mamy, Susanny. Wyjaśnia jej wszystko raz, potem drugi. Ma problem z wysłowieniem się, z nadaniem swoim słowom sensu, jakby samo wypowiedzenie ich miało sprawić, że to, co się dzieje, stanie się prawdą. Bierze głęboki wdech, potem kolejny. Stara się uspokoić, ale jej serce nie zwalnia, ciało się nie rozluźnia.
– Zadzwonię do Connora i Jamesa. Musisz zadzwonić do przyjaciół Grega i może… jego rodziców?
– Jego rodzice są w Anglii, mamo.
– Oczywiście. Czy ma jeszcze kogoś w Sydney?
– Ma kuzynkę w Adelaide.
– Zadzwoń do niej. Obdzwoń kogo tylko możesz, a my będziemy próbować dodzwonić się na jego komórkę. Może odbierze, jeśli zobaczy nieznany numer. Takie samolubne zachowanie jest w jego stylu. Musiał wiedzieć, że będziesz się zamartwiać.
– Jestem pewna, że właśnie dlatego to zrobił.
– Megan, na pewno wszystko się ułoży, nie martw się. Daniel wróci bezpiecznie do domu, ale pewnie będziesz musiała poinformować szkołę, że Greg nie może go odbierać bez twojej zgody.
– Wygląda na to, że właśnie to będę musiała zrobić. – Dlaczego nie załatwiłam tego wcześniej? Zamartwiała się każdą wizytą, którą Greg miał zasądzoną z Danielem, liczyła każdą minutę do powrotu syna do domu, otwierała drzwi za każdym razem, gdy słyszała na zewnątrz głosy. Stresowała się tymi wizytami, ale nie sądziła, że będzie musiała martwić się o czas, który Daniel spędza w szkole. Jak mogła być tak głupia? Greg nigdy, ale to nigdy, przez te wszystkie lata, nie odebrał Daniela ze szkoły. Ani razu.
– Nie złość się na mnie, kochanie. Przepraszam, po prostu się martwię.
– Wiem, mamo. Przepraszam cię, ja też się martwię.
– Za kilka minut będę w twoim mieszkaniu.
– Okej, nie zapomnij kluczy.
Megan dzwoni do kuzynki Grega, Les. Potem kontaktuje się z jego przyjaciółmi, Willem i Kyle’em. Nie rozmawiali z nim od tygodni. Dlaczego się z nimi nie kontaktował? Jakie ma plany wobec Daniela?
Gdy byli małżeństwem, spotykał się z nimi co kilka tygodni. Mówił jej wtedy: „To moi najlepsi kumple. Nie przestanę się z nimi spotykać tylko dlatego, że jestem żonaty”.
– Przecież spotykaliście się co kilka dni – mówi Kyle’owi.
– Czasem tak. Wydawało mi się, że ostatnio był zajęty.
Zajęty? Czym? Co robił w tym czasie?
Gdy przyjeżdża policja, cała ta sytuacja wydaje się Megan tak nierealna, że ma ochotę wybuchnąć śmiechem. To nie może się dziać naprawdę.
– Czy może pani opowiedzieć nam wszystko od początku? – pyta młody, rudowłosy mężczyzna po tym, jak przedstawia się jako posterunkowy McGuire. Jego partner to posterunkowy Wong. Megan zaczyna od samego początku, podaje wszystkie szczegóły, skupiając się na pasku rudoblond włosów na podbródku posterunkowego McGuire’a, który musiał pominąć rano podczas golenia.
– Opieka została już sądownie przyznana?
– Tak, kilka miesięcy temu podpisaliśmy papiery. Greg miał zabierać Daniela w każdą sobotę.
– Tylko?
– Tak. – Megan czuje się oceniana przez posterunkowego. Widzi, że policjant stara się zdecydować, czy utrudnia ojcu widywanie się z dzieckiem, czy chce trzymać Daniela z daleka od ojca. Czuje narastającą w niej frustrację.
– Tego chciał, o to poprosił – wyjaśnia, bo czuje, że musi to zrobić. – Uznałam, że to niewiele, ale powiedział, że musi pracować i w ciągu tygodnia nie może się nim zajmować.
– W porządku – odpowiada funkcjonariusz. Megan widzi, że stanął już po stronie Grega i uważa ją za matkę, która jest wściekła za to, że jej były mąż odebrał dziecko ze szkoły. Nie masz pojęcia, jaki on jest.
– Próbowała się pani kontaktować z byłym mężem?
Megan dusi w sobie słowa: „to chyba oczywiste” i po prostu wyjmuje telefon, żeby pokazać, ile razy do niego dzwoniła.
– Przepraszam, musiałem zapytać.
– Numer stacjonarny został zlikwidowany.
– Dzwoniła pani do jego pracy?
– Ja… Nie, nie pomyślałam o tym. – Ponownie kiełkuje w niej nadzieja, ponieważ pojawia się możliwość, że wszystko skończy się dobrze.
– Czym się zajmuje?
– Dział IT… Wydaje mi się, że przygotowuje zabezpieczenia cyfrowe dla dużych spółek… A przynajmniej tym się zajmował, gdy ostatnim razem rozmawialiśmy o jego pracy.
– Jak długo z nim pani nie rozmawiała?
– Nie jesteśmy razem już od roku. Nasze rozmowy nie należą do najprzyjemniejszych, dlatego ograniczam się do wiadomości tekstowych i maili.
– Dlaczego? Czy kiedykolwiek był wobec pani agresywny? – Funkcjonariusz McGuire czeka cierpliwie na jej odpowiedź, a Megan w tym czasie zastanawia się, jak wyjaśnić mu zachowanie Grega.
Nigdy nie uważała tego za przemoc, nawet wtedy, gdy ślady na jej ciele świadczyły o czym innym. Nawet wtedy, gdy pokrywały ją wielokolorowe siniaki – nigdy nie nazwała tego przemocą. Ale teraz wie więcej, otworzyła się przed Olivią i przyznała przed samą sobą: to była przemoc. W trakcie małżeństwa wiele razy to kwestionowała. Może była przewrażliwiona, co zresztą wielokrotnie mówił jej Greg. Może źle interpretowała słowa, które padały z jego ust. Może utrudniała wszystko bez powodu. Manipulacje Grega doprowadziły do tego, że Megan wątpiła w samą siebie, a on jeszcze w tym utwierdzał, przekonywał, że to miłość, a nie przemoc. A gdy doszło do rękoczynów, zawsze nazywał to wypadkiem, błędem. Jak wtedy, gdy chwycił ją za mocno za ramię, dźgnął palcem, albo przepchnął się koło niej tak szybko, że wpadała na ścianę. Wyjaśniał to zawsze słowami: „nie chciałem tego zrobić”, „nie powinnaś była stać tak blisko mnie”, albo „wiesz, że nie jestem taki”. I tak ignorowała to wszystko do momentu, aż w końcu przelała się czara goryczy.
Przygryza wargę, a funkcjonariusz wpatruje się w nią jasnozielonymi oczami. Wie, że jeśli powie „tak”, a Greg wróci z Danielem, uznają ją za paranoiczkę. Były mąż zarzuci jej, że usiłuje odsunąć go od dziecka. Jest w stanie to sobie wyobrazić i choć widzi na twarzy Grega ten okropny grymas, zniesie go, jeśli to oznaczałoby, że Daniel jest cały i zdrowy. Jednak, jeśli zaprzeczy, policja może nie wziąć tego na poważnie. Mogą odwlekać działania, aż będzie za późno.
– Tak – odpowiada w końcu. – Tak, był agresywny. Nigdy nie chciał rozwodu. Wini mnie za rozpad rodziny.
Posterunkowy McGuire kiwa głową.
– Ma pani numer do jego pracy? Funkcjonariusz Wong tam zadzwoni. Ludzie odpowiadają szybciej, gdy słyszą, że kontaktuje się z nimi policja.
Megan podaje funkcjonariuszowi Wongowi swój telefon, a ten rusza w stronę gabinetu dyrektora Nanda.
– Czy pani syn posiada komórkę?
Megan zaprzecza, ale wie, że gdy tylko będzie miała dzień wolny, pierwsze co zrobi, to kupi Danielowi telefon. Nie chce się teraz z tego tłumaczyć. Planowała kupić synowi telefon, żeby mogli rozmawiać, gdy Daniel przebywał u Grega. W ten sposób nie musiałaby kontaktować się z byłym mężem. Naprawdę planowała to zrobić.
Wong podchodzi do Megan i funkcjonariusza McGuire’a.
– Kierownik działu kadr powiedział, że rzucił pracę miesiąc temu.
– Co? Miesiąc temu? Nic mi nie powiedział. Dlaczego tego nie zrobił? – Serce znowu jej przyspiesza. Coś jest nie tak, coś jest nie tak, coś jest nie tak.
Megan obserwuje, jak policjanci i pan Nand wymieniają porozumiewawcze spojrzenia, jakby już przez coś takiego przechodzili. McGuire patrzy na nią ze współczuciem.
Proszę, nie patrz tak na mnie. Powiedz, że Daniel wkrótce będzie w domu. Proszę, proszę, Boże, nie patrz tak na mnie.
– Uważam, że musi pani porozmawiać z naszymi detektywami z jednostki zajmującej się zaginięciami. Dobrze by było, gdyby pojechała pani ze mną.
Megan wstaje. Więc stało się. To naprawdę się dzieje. Greg zabrał naszego syna i zniknął. Gdzie jesteś, Daniel? Gdzie jesteś?
Niewiele pamięta z tego, co działo się później. Wie, że detektyw Kade ma brązowe oczy pełne ciepła, a gdy dopadło ją zmęczenie, paski na jego koszuli zaczęły tańczyć przed jej oczami.
Po spotkaniu z detektywem pierwszym, co zrobiła, było zadzwonienie do Audrey i Williama, rodziców Grega, którzy mieszkali w Anglii.
– Audrey, to ja, Megan – powiedziała na wstępie.
– Jaka Megan?
W innych okolicznościach Megan wyśmiałaby próbę usadzenia jej w miejscu, próbę pokazania jej, że nie jest już częścią rodziny Stanthorpe. Jednak w tamtej chwili ledwie panowała nad histerią, dlatego odpowiedziała ostro:
– Wiesz, kim jestem, Audrey. Dzwonię, bo muszę wiedzieć, czy mieliście ostatnio kontakt z Gregiem. Odebrał Daniela ze szkoły i nie mogę się do niego dodzwonić.
– Po co musisz się z nim skontaktować? Odebrał syna ze szkoły. Myślałam, że większość kobiet ucieszyłaby się, że mają tak zaangażowanego męża… przepraszam, byłego męża.
– Audrey, nie mogę ci teraz tego wszystkiego wyjaśnić, ale nie powinien był odbierać Daniela. Policja ich szuka, a ja muszę wiedzieć, czy Greg do was dzwonił, czy mówił cokolwiek.
– Bez względu na to, o czym rozmawiałam z synem jest to prywatna sprawa, Megan. Nie masz już prawa do tego, by wiedzieć, co się dzieje z Gregiem.
Megan sapnęła ze złością.
– Mam prawo wiedzieć, bo ma mojego syna, Audrey. To poważna sprawa. Jest w to zamieszana policja. Greg będzie miał poważne kłopoty, jeśli nie przywiezie Daniela do domu. Musisz do niego zadzwonić i powiedzieć mu, żeby oddał mojego syna.
– Nie zrobię tego. Skąd mam wiedzieć, że nie zmyślasz tego wszystkiego, żeby narobić problemów? Wiem jaka jesteś, Megan, ty i ta twoja wścibska rodzina. Zawsze chcieliście skrzywdzić mojego syna. Nie wiem, za kogo się uważasz, ale nie masz prawa wydzwaniać do mnie i grozić policją, a potem oczekiwać, że ci pomogę.
Megan otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale Audrey już się rozłączyła. Detektyw próbował oddzwonić z nadzieją, że matka Grega odbierze, jeśli zadzwoni z innego numeru, ale nie odebrała.
Megan zamknęła oczy. Była w stanie wyobrazić sobie byłych teściów siedzących przy malutkim stole kuchennym, popijających herbatę i jedzących dokładnie po dwa tosty. Wiedziała, że Audrey wzięłaby łyk herbaty, potem osuszyła wargi serwetką i poklepała się po siwych włosach zebranych w kok. Wiedziała, że niewiele rozmawialiby o tym, co się właśnie wydarzyło, poza jakimś komentarzem Williama typu „bezczelna kobieta”.
Potem wypełniła formularze, wsłuchana w rytm wystukiwany przez detektywa Kade’a długopisem. Ten dźwięk tak ją wyprowadzał z równowagi, że w pewnej chwili poprosiła go, żeby przestał.
– Przepraszam – powiedział, marszcząc brwi i przeczesując brązowe włosy palcami.
Powiedział jej, że muszą dostarczyć do sądu wniosek z informacją, dlaczego Daniel powinien do niej wrócić.
– Czy to nie oczywiste? – zapytała. – Jestem jego matką.
– Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale sprawy potrafią być skomplikowane. Sądy muszą brać pod uwagę każdą możliwość.
– Myślisz, że on go skrzywdzi? Nie zrobi tego, prawda? – Pobladła.
– Chciałbym dać ci odpowiedź, której oczekujesz, Megan, ale naprawdę tego nie wiem. Z doświadczenia mogę powiedzieć tyle, że gdyby chciał go… skrzywdzić, żeby zemścić się na tobie za rozwód, to zadzwoniłby do ciebie i powiedział, że go ma. To, że się z tobą nie skontaktował, jest dobrym znakiem.
Gdy kilka godzin później wraca do mieszkania, ma wrażenie, że minęły lata. Czekają tam na nią rodzice. Wsuwa klucz do zamka, modli się, żeby Daniel siedział na kanapie, opowiadając dziadkom o tym, jak spędził dzień. Zmusza się do wiary w ten scenariusz, choć wie, że jej mama zadzwoniłaby, gdyby Daniel wrócił do domu. Jednak gdy otwiera drzwi, w środku zastaje tylko swoich rodziców. I wtedy dociera do niej rzeczywistość.
– Och, Megan, kochanie – mówi jej mama i zrywa się z kanapy, żeby ją przytulić.
– Jak to się mogło stać, mamo? – pyta Megan z oczami pełnymi łez.
– Odzyskamy go. – Stanowczy i głęboki ton głosu jej taty nie pozwala jej wpaść w histerię. – Odzyskamy go, nawet jeśli będę musiał zabić tego bydlaka.
Megan dzwoni do Olivii i opowiada jej wszystko drżącym głosem.
– Skontaktuję się z kimś, kto zajmuje się wnioskami o odebranie dziecka. Sprawię, że potraktują to jako sprawę priorytetową – mówi jej przyjaciółka.
– Dziękuję, Liv.
– Niedługo wróci do domu. Ten idiota, twój były, pewnie chce cię nastraszyć. Przywiezie ci go nafaszerowanego cukrem, żebyś nie mogła spać całą noc.
– Taką mam nadzieję, Liv. Naprawdę.
Mija godzina. Potem dwie, trzy.
– Connor i James poszli do jego domu – informuje mama po rozmowie z bratem Megan. – Jamesowi udało się skontaktować z najemcą. On nigdy tam nie mieszkał, Megan. Kłamał.
– Nie rozumiem, dlaczego miałby kłamać? – Co pominęłam? Dlaczego o tym nie wiedziałam? Co się dzieje? Och, Daniel, skarbie, gdzie jesteś?
Jej ojciec wzrusza ramionami, mama ociera łzy.
– Na pewno niedługo przywiezie go do domu.
Mija kolejna godzina, dwie, trzy, aż wybija północ.
– Wracajcie do domu, mamo. Musicie z tatą odpocząć.
– Zostaniemy tu z tobą.
– Nie, proszę, nie martwcie się o mnie, jedźcie do domu i odpocznijcie. Detektyw powiedział, że rano muszę wrócić na komendę. Ogłoszą alarm.
– Okej, dobrze. Spróbuj się przespać, Megs, odpocznij na kanapie.
Mama przytula ją mocno. Megan nie chce jej puścić, ale w końcu mama się odsuwa.
– Odpocznij – mówi, całując Megan w czoło.
– Dobrze – odpowiada i patrzy, jak rodzice kierują się w stronę wyjścia.
Gdy zostaje sama, bez przerwy dzwoni do Grega, aż pada wyczerpana z telefonem zaciśniętym w ręce.
Rano budzi się zmartwiona, że zaspała i że Daniel spóźni się do szkoły, ale szybko do niej dociera, że nie ma go w mieszkaniu, w jego łóżku.
Zniknął. Zabrał go ojciec. Zwija się w kłębek, przyciska poduszkę do ust i wrzeszczy, aż zdziera sobie gardło.ROZDZIAŁ TRZECI
Daniel – sześć lat
To tatuś. Tatuś, tatuś, tatuś.
– To niespodzianka – mówi tatuś.
Daniel kocha tatę, kocha go najbardziej na świecie. Tata pozwala mu na okrągło oglądać telewizję. Pozwala mu jeść czekoladę na śniadanie i frytki na lunch. Tatuś lubi grać na Xboxie i nie obchodzi go, o której syn położy się spać. Tata jest najlepszy i Daniel czuje się smutny, że nie mogą widywać się codziennie.
– To nie moja wina – mówi mu tatuś. – Kocham mamę i chcę być z wami codziennie, ale mama mi nie pozwala.
Daniel jest czasami zły na mamę, bo nie pozwala tacie z nimi mieszkać, ale czasami też ją kocha. Zanim tata wyprowadził się gdzieś indziej, mama płakała w sypialni. Teraz nie płacze, ale on tęskni za tatusiem. Przez większość czasu nie jest pewien, co ma myśleć albo czuć. Chciałby być większy, żeby rozumieć, co to rozwód. Rozwód to brzydkie słowo i w ogóle go nie lubi. Rozwód smuci tatę i męczy mamę. Rozwód jest zły.
Daniel podskakuje, tatuś go łapie, a pani Abramson mówi:
– Ale szczęściarz z ciebie, że tata cię odebrał, co?
Daniel śmieje się, bo tata jest najlepszy.
– Frytki! – krzyczy, bo tatuś zawsze mu kupuje gorące frytki, słone, chrupiące na zewnątrz i miękkie w środku.
– Cokolwiek zechcesz, maluchu. Cokolwiek zechcesz…
Ciąg dalszy w wersji pełnej