Zaginiony świat - ebook
Zaginiony świat - ebook
Powieść przygodowa angielskiego pisarza Arthura Conan Doyle’a Zaginiony świat należy do światowego kanonu literatury fantastyczno-naukowej. Opowiada o wyprawie badawczej grupy brytyjskich podróżników na odcięty od świata płaskowyż w dżungli południowoamerykańskiej. Ekscentryczny profesor biologii George Challenger i jego charyzmatyczni towarzysze, kolega po fachu i konkurent profesor Summerlee, doświadczony łowca dzikich zwierząt lord John Rox- ton i młody dziennikarz Edward Malone, docierają w niedostępne miejsce, by zostać tam podstępnie uwięzieni. Okazuje się, że na płaskowyżu przetrwały groźne prehistoryczne gatunki dinozaurów i człekokształtnych istot. Ryzykowne prace badawcze kończą się porwaniem obu profesorów przez małpoludy. Ostatecznie podróżnicy nawiązują kontakt z zamieszkującymi prehistoryczną krainę Indianami, tryumfują nad małpoludami i powracają do Londynu. Przywożą ze sobą żywego pterodaktyla, udowadniając istnienie ostatnich dinozaurów. Zaginiony świat był wielokrotnie ekranizowany w kinie i telewizji, zainspirował wiele książek, komiksów i filmów, między innymi King-Konga i Jurassic Park.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7791-942-2 |
Rozmiar pliku: | 528 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pan Hungerton, jej ojciec, był najbardziej niedomyślnym człowiekiem na świecie. Wierzył święcie, że bywam trzy razy na tydzień w jego domu wyłącznie dla jego towarzystwa i wysłuchiwania jego poglądów na wpływ i następstwa wprowadzenia srebrnej waluty, obok złotej, czyli tak zwanego bimetalizmu. Owego pamiętnego wieczora słuchałem przeszło godzinę wykładu o wyższości złotej waluty nad bimetalizmem, ale, na szczęście, w najwyższym zapale wykładu pan Hungerton spojrzał na zegarek i porwał się z krzesła, gdyż zbliżała się godzina posiedzenia, na którym musiał być koniecznie.
Wreszcie zostałem sam z Gladysą! Wybiła stanowcza chwila… Cały wieczór doświadczałem takiego uczucia, jak żołnierz oczekujący sygnału wyruszenia do boju. Miotały moją duszą sprzeczne uczucia: i nadzieja zwycięstwa, i obawa porażki…
Gladysa siedziała spokojnie, a jej delikatny profil rysował się wyraźnie na tle czerwonych firanek. Jakże piękna wydała mi się wówczas! I jak wyniosła! Zawsze byłem z nią w przyjaźni, jak z dobrym kolegą i łączyły nas relacje szczere, serdeczne, ale… tylko przyjacielskie.
Gladysa miała niepospolite zalety. Niektórzy nazywali ją zimną i surową, lecz niesłusznie. Patrzyła na mnie wielkimi, czarnymi oczyma tak, jakbym był jej bratem lub dobrym kolegą… Postanowiłem zatem, że niech się dzieje co chce, dzisiejszego wieczora wyjaśnię, jak rzeczy stoją. Może odrzuci moją miłość, ale dłużej tak żyć już nie mogę…
Doszedłszy do tego punktu moich rozmyślań, zamierzałem właśnie przemówić, gdy Gladysa odezwała się nagle, uśmiechając się z łagodnym wyrzutem:
– Przeczucie mi mówi, Ned, że masz zamiar oświadczyć mi się dzisiaj. Wolałabym, abyś tego nie robił, bo obecny stan rzeczy jest daleko przyjemniejszy.
Mocno zdziwiony odpowiedziałem jej zapytaniem:
– A skąd wiesz, że mam zamiar oświadczyć się?
– Kobiety to zawsze odgadną… Ale, Ned! Nasza przyjaźń była zawsze taka poczciwa i miła! Szkoda ją popsuć… Czy to nie jest wspaniałe, że tacy przyjaciele, jak my dwoje, gawędzą ze sobą swobodnie?
– Nie wiem, Gladyso… Bo mnie przyjaźń nie wystarcza…
Powstała z krzesła i powiedziała z żalem:
– Ach! Popsułeś wszystko, Ned… Dlaczego nie umiesz zapanować nad sobą i milczeć?
– Bo… ja cię kocham! – wyjąkałem.
– Ale ja ciebie nie! Nie kochałam nigdy nikogo – odrzekła spokojnie.
– Ale może… może mnie pokochasz?!
– Nie wiem. Musimy czekać, aż się dowiemy.
– Dlaczego nie możesz mnie pokochać, Gladyso? Nie podobam ci się? Czy jest jakiś inny powód?
Podniosła się, położyła rękę na mojej głowie i przegięła ją nieco w tył. Przyjrzała się mojej przechylonej twarzy bardzo uważnie.
– Nie, nie to! – wyrzekła po namyśle. – Nie jesteś z natury zarozumiały, więc mogę ci spokojnie powiedzieć, że to nie to. Chodzi o coś ważniejszego niż uroda.
– A zatem mój charakter?
Skinęła głową potwierdzająco, z miną bardzo surową.
– Co mam zrobić, by go poprawić? – Pytałem. – Proszę, usiądź i porozmawiajmy o tym. Powiedz otwarcie, czego mi brakuje.
– Tego, że ja jestem zakochana… w kim innym – odrzekła.
Zerwałem się z krzesła.
– Ale w nikim osobiście – dodała, śmiejąc się z mojej miny. – Jestem zakochana… w moim ideale… Nigdy dotąd nie spotkałam człowieka podobnego do mego ideału.
– Powiedz mi coś o tym ideale. Jak wygląda?
– O! mógłby być podobny… do ciebie.
– Jakaś ty dobra, że to mówisz! Ale jak postępuje ten ideał? Co robi takiego, czego ja nie robię? Powiedz: czy jest jaroszem, czy nie pali i nie pije żadnych trunków, czy jest aeronautą, lotnikiem, teozofistą, nadczłowiekiem? Będę próbował go naśladować, jeżeli mi tylko powiesz, co ci się w nim podoba.
Zaczęła się śmiać z mojej gotowości.
– Otóż widzisz, po pierwsze: pewna jestem, że mój ideał nie powiedziałby nic podobnego. Mój ideał to człowiek poważny, silnego charakteru, nieskłonny stosować się do kaprysów panieńskich. A przede wszystkim to człowiek, który umie działać, który umie spojrzeć w oblicze śmierci bez lęku, człowiek zdolny do wielkich czynów i śmiałych przedsięwzięć. Kochałabym nie tyle człowieka, ile jego czyny i sławę, której blask padałby na mnie. Przypomnij więc sobie Stanleya1. Czytałeś książkę, jaką napisała o nim jego żona? Pamiętasz ostatni rozdział? Takiego człowieka kobieta może kochać i czcić całą duszą i być jego natchnieniem, dobrym duchem, wiodącym go do bohaterskich czynów.
Gladysa była przepiękna w swoim zapale, a ja, choć upokorzony przez nią, usiłowałem jednak bronić się od ostatecznej porażki.
– Nie każdy może być Stanleyem – odparłem. – Zresztą nie każdemu trafia się do tego sposobność. Gdyby mi się zdarzyła, nie opuściłbym jej niezawodnie.
– Ależ sposobności są wszędzie. Zależy to tylko od charakteru człowieka, czy umie stworzyć sobie sposobność. Nie spotkałam jeszcze takiego, jak mój ideał, ale wiem, czuję, że są tacy na świecie. Na każdym kroku spotyka się sposobność do bohaterskich czynów. Mężczyźni powinni je spełniać, a kobiety wynagradzać swoją miłością takich mężczyzn. Pamiętasz tego młodego Francuza, który wzbił się balonem w zeszłym tygodniu? Wicher wiał szalony, ale że wzlot był zapowiedziany, że oczekiwano go na wskazanym miejscu, Francuz uparł się i wzleciał. Wichura niosła go z szybkością 1500 mil na godzinę, aż wreszcie balon spadł w środkowej Rosji. Takiego człowieka mam właśnie na myśli… Pomyśl, jak ludzie muszą zazdrościć kobiecie, którą on kocha! Tego i ja bym pragnęła, ażeby mi zazdroszczono mego męża!
– Zrobiłbym wszystko, byle zaspokoić twoje pragnienia…
– Ależ nie tylko dla zadowolenia mnie! Powinieneś to robić dlatego, że nie możesz inaczej, że to leży w twoim charakterze, że twoja męska dusza wyrywa się, łaknie bohaterskich czynów… A ty, na przykład, gdyś opisywał wybuch gazów w kopalni w zeszłym miesiącu! Czy nie mogłeś spuścić się w głąb i ratować odurzonych, nie zważając na niebezpieczeństwo?
– Tak też zrobiłem.
– A nie powiedziałeś mi o tym?
– Bo nie było o czym mówić.
– Nie wiedziałam nic…
Przerwała i popatrzyła na mnie z zajęciem.
– Musiałem tak zrobić. Kto chce napisać dobre sprawozdanie, powinien być naocznym świadkiem roboty.
Podała mi rączkę, a ja schyliłem się i ucałowałem ją z uszanowaniem. Po chwili zaczęła mówić:
– Być może, że jestem niemądrą dziewczyną z głową przepełnioną romantycznymi pomysłami… A jednak nie mogę nad tym zapanować. Jeżeli pójdę za mąż, to tylko za człowieka sławnego.
– Czemu nie?! – zawołałem. – Właśnie takie kobiety jak ty umieją nakłaniać ludzi do bohaterskich czynów… Daj mi tylko sposobność, a przekonasz się, czy nie potrafię z niej skorzystać… Zresztą… masz słuszność. Człowiek powinien sam sobie stworzyć sposobność. Clive był tylko małym urzędnikiem, a podbił Indie! I ja też mogę dokonać wielkiego dzieła!
Roześmiała się z mojej irlandzkiej zapalczywości i rzekła:
– Czemu nie? Masz wszystkie warunki po temu: młodość, zdrowie, siłę, energię… Zmartwiłam się, żeś zaczął mówić. A teraz cieszę się z tego nawet, jeżeli takie myśli budzą się w tobie!
– A jeżeli mi się powiedzie?
Zatkała mi usta swoją aksamitną dłonią…
I tak się to stało, że owego listopadowego wieczora jechałem tramwajem do domu z sercem rozpromienionym silnym postanowieniem, że nim dzień następny upłynie, znajdę jakąś sposobność do czynu godnego pani mego serca. Ale kto byłby w stanie przewidzieć, jak niezwykłą postać ten czyn przybierze, jak dziwnymi drogami dojdę do jego spełnienia?
Choć ten wstęp może wydać się czytelnikowi zbyteczny, jednak bez niego nie byłoby opowieści, bo tylko wtedy, gdy człowiek ma przed sobą pragnienie bohaterskiego czynu, może się zdecydować na to, co ja uczyniłem: porzucić znajome drogi życia, zapuścić się w tajemnicze mroki, w krainę nadzwyczajnych przygód i… wielkich nagród.
Z takim postanowieniem przestąpiłem tego samego wieczora progi redakcji „Gazety Codziennej”, w której byłem mało znaczącym pionkiem, z niezłomnym postanowieniem zrobienia tego, czego żądała Gladysa. Czy było to z jej strony okrutne, samolubne, że wymagała ode mnie narażania życia dla sławy? Takie przypuszczenie może przyjść na myśl człowiekowi w średnim wieku, ale nie temu, kto ma dwadzieścia trzy lata i jest zakochany pierwszy raz w życiu!