- W empik go
Zagrożenia i wypaczenia życia zakonnego - ebook
Zagrożenia i wypaczenia życia zakonnego - ebook
Duchowa odpowiedź na skandale w zakonach i wspólnotach.
Ojciec Dysmas de Lassus, przeor Wielkiej Kartuzji – zgodnie z charyzmatem swego zakonu – zabiera głos niezwykle rzadko. Tym razem jednak, poruszony skandalami, które dotknęły wspólnoty życia religijnego, postanowił poszukać w teologii, duchowości monastycznej i psychologii lekarstwa na zadane rany. Wraz z zaproszonymi współpracownikami analizuje, jakie zagrożenia i wypaczenia mogą się pojawić w formacji i późniejszym życiu zakonnym oraz do czego mogą prowadzić. Pokazuje również jak ich uniknąć.
Panie, daj nam odwagę, byśmy nigdy nie zgadzali się na to, czego nie sposób zaakceptować, i nie zamykali oczu i uszu, kiedy cierpisz, byś kiedyś nie musiał nam powiedzieć: „Ja jestem Jezus, którego milcząco pozwoliłeś wykorzystywać”. Głęboka noc karygodnego milczenia dobiega końca i zbliża się świt. Pomóż nam nie opuszczać ramion, gdyż przed nami wciąż ogrom pracy: tylu trzeba wysłuchać ludzi, tyle opatrzyć ran, tyle naprawić rzeczy, tyle roztoczyć ochrony. Uczyń z nas dobrych Samarytan dla poranionych życiem zakonnym.
Książka niezwykle odważna, a zarazem pełna pokory i delikatności.Autor książki już na samym wstępie zaznacza, że jego dzieło jest efektem rozmów z wieloma zakonnikami i siostrami zakonnymi, których określa mianem „ofiar życia zakonnego”. Czy to oznacza, że na jakimś etapie życia w strukturach wspólnot, do których weszli, zostali oszukani?
Jakub Kołacz SJ,
dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-277-2951-4 |
Rozmiar pliku: | 766 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przedmowa
Życie konsekrowane: przygoda fascynująca czy niebezpieczna? Wstęp do polskiego wydania
Wstęp
Wprowadzenie
Ermenonville, 3 marca 1974
Doszukać się przyczyn
Forma charakterystyczna dla choroby
Słabe punkty
Układ odpornościowy
Skarb w naczyniach glinianych
1. Płomienna miłość. Między mądrością a szaleństwem
Iść do końca
Pojęcia granicy i ryzyka
Życie zakonne ma w sobie coś ekstremalnego
Poza granicą – wypaczenie
Wypaczenia sekciarskie
Podsumowanie autorstwa Isabelle Chartier-Siben
Podsumowanie siostry Chantal-Marie Sorlin
Przykład z życia wzięty
2. Pojawienie się wypaczenia sekciarskiego
Porywający założyciel
Dynamika grupy i rywalizacja
Ofiara i współwinowajca
Ciąg identycznych zachowań
Atmosfera sprzyjająca kłamstwu
Filar
Odniesienie do informacji
Konsekwencje takiej atmosfery
3. Charyzmat a instytucja
Ryba psuje się od głowy
Konieczność instytucji
Owocne napięcie między instytucją a charyzmatem
Obiektywizm a afektywność
4. Życie wspólne
Służba władzy
Władza i posłuszeństwo płynące z Wcielenia
Dla przełożonego ten, kto jest posłuszny, zajmuje miejsce Chrystusa
Przykład Świętej Rodziny
Struktura piramidalna
Zakazać wymiany myśli między członkami
Kontrolowanie myślenia
Pycha i izolacja
Jednomyślność
Atmosfera wyjątkowości
Pułapka instytucjonalizacji charyzmatu
Kult jedności
Przykład, zaufanie i komunia
5. Odniesienie do świata zewnętrznego
Odseparowanie od świata
Kryteria zdrowego odseparowania
Sekret
Czytanie korespondencji
Oblicze pokazywane światu
Ograniczenia narzucane spowiednikowi z zewnątrz
6. Posłuszeństwo, a szczególnie jego trzeci stopień
Posłuszeństwo – kamień będący fundamentem życia zakonnego
Czynność człowieka i czynność ludzka
Wola przełożonego nie jest wolą Boga
Trzeci stopień posłuszeństwa
Refleksja na temat Opatrzności
Gdy granice posłuszeństwa zostają przekroczone
Czy można zrezygnować ze swojego rozumu?
Formuła świętego Jana Klimaka
Posłuszeństwo Kościołowi
Królewski trakt posłuszeństwa
7. Asceza i wyrzeczenie
Niebezpieczeństwa duchowości posuniętej do skrajności
Wziąć siedem dawek naraz
Tradycyjność nie wystarcza
Asceza i pokuta cielesna
Równowaga
Pokora
Ofiara
Pokusa pod pozorem dobra
Wyrzeczenie nigdy nie jest na pierwszym miejscu
Duchowość substytucji
8. Towarzyszenie Duchowe
Ojcostwo duchowe
Ptak uwięziony w klatce
Wolność i przymus w towarzyszeniu
Niebezpieczeństwa związane
z wprowadzeniem obcych tradycji
Starzec
Prawdziwi i fałszywi starcy
Rola opata lub przeora
Rozeznanie i towarzyszenie
Idealizm i ignorowanie tego, co ludzkie
Łaska nie niszczy natury
Źródło na pustyni
Otwartość serca
Przejrzystość czy kontrola?
Pogwałcenie sekretu
Szczególne aspekty wspólnot żeńskich
9. Nadużycie duchowe
Analiza problemu
Pierwszy kierunek – przejęcie władzy nad sumieniem
Drugi kierunek – wymaganie całkowitej uległości
Trzeci kierunek – doktryna duchowa
Nazywać zło bardziej precyzyjnie
Zniekształcony obraz Boga
Podjąć środki ostrożności
Zapewnić wolność: kanon 630 Kodeksu z 1983 roku
Towarzyszyć we właściwy sposób
Pokusy zagrażające kierownikowi duszy
Szczególny przypadek magistra nowicjatu
Bóg – źródło naszej wolności
10. Wykorzystywanie seksualne
Nadużycie władzy czy nadużycie zaufania?
Zaufanie osłabia zmysł krytyczny
Usprawiedliwienia duchowe
Stopniowe budowanie bliskości
Niesłuszna sakralizacja posłuszeństwa
Zdarza się to, co nie ma prawa się zdarzyć
Obciążanie poczuciem winy
Zawładnięcie
W osobistej relacji
We wspólnocie
Dziwne podobieństwo
Wykorzystywanie homoseksualne w życiu zakonnym
11. Ofiary
Postawić w centrum dawne, obecne i przyszłe ofiary
Uwierzyć ofiarom
Długa droga krzyżowa ofiar
Serce współczujące ofiarom
Czystość, sprawiedliwość i miłosierdzie
12. Elementy naprawy i prewencji
Przenikliwe spojrzenie
Jak wyjść z tego zamknięcia?
Pozwolić mówić
Służba prawdzie
Drobne kłamstwa
Okoliczności
Jedno kłamstwo może skrywać inne
Usprawiedliwienie kłamstwa
Kłamstwo niszczy relację, ponieważ niszczy zaufanie
Świadkowie Boga
Układ odpornościowy
Reguła instytutu i prawo Kościoła
Wizytacje – kanoniczna i apostolska
Spojrzenie z zewnątrz
Na obrzeżach życia zakonnego
Formacja, towarzyszenie duchowe
Bogactwo tradycji chrześcijańskiej
13. Dyskretne piękno
Pochwała prostoty
Owoce Ducha
Pokora i prawda
Żarliwość i wolność
Zaufanie
Miłość braterska
Szczęście
Podsumowanie
ANEKS. Świadectwo młodej kobiety, którą pociągało życie zakonneŻycie konsekrowane:
przygoda fascynująca
czy niebezpieczna?
Wstęp do polskiego wydania
Życie zakonne, nawet we wspólnotach typowo apostolskich, to życie za zamkniętymi drzwiami. Cech pociągającej tajemniczości nadaje życiu zakonnemu fakt, iż wciąż wielu jest takich, którzy wielkodusznie wchodzą na tę drogę, wiążącą się z dobrowolnie przyjętymi ograniczeniami, jakie nakładają zakonne śluby. Nie można przejść obojętnie wobec wielu przykładów takiego sposobu realizowania wielkich duchowych pragnień, tym bardziej, że wyrastają one na gruncie osobistego przekonania, że taka jest Boża. A jakby tego wszystkiego było za mało, dochodzi do tego jeszcze fakt, że decyzja o wstąpieniu do zakonu jest „na całe życie”. To między innymi z tych powodów jeszcze nie tak dawno temu wszystkich, którzy decydowali się wejść na tę drogę, uważano za swoistych „bohaterów” – przynajmniej w niektórych środowiskach. Patrzono na nich z podziwem i z zazdrością, ale także ze współczuciem, jako na tych, którzy wyrzekają się wszystkiego. Język opisujący zakonników i zakonnice podkreślał wyodrębnienie i ich separację od „świata”, a w pewnym nurcie teologicznym uważano nawet, parafrazując słowa Jezusa, że w przeciwieństwie do wszystkich innych, ci za zakonnymi murami „obrali lepszą cząstkę”. Wydawać by się mogło, że przekroczenie klasztornej furty równoznaczne jest z wejściem w jakiś bliżej nieokreślony przedsionek nieba…
Tymczasem dzienniki duchowe wielu świętych, a także różnego rodzaju zapiski niekanonizowanych zakonników i sióstr zakonnych pełne są przykładów dziwacznych i nie-
dających się w żaden sposób uzasadnić doświadczeń, przez które nakazano im przejść w imię świętego posłuszeństwa i ćwiczenia się w pokorze, w imię zachowania Tradycji i wierności Bogu, w imię poświęcenia, które nie wiadomo czemu miało służyć i dokąd prowadzić. My, współcześni zakonnicy i siostry zakonne, między innymi dlatego patrzymy na te osoby jako na niedościgłe ideały, ponieważ wiemy, że sami nie bylibyśmy w stanie przejść przez taką szkołę łamania charakterów. Podziwiamy ich, ale też coraz częściej – Bogu niech będą dzięki – widzimy, że doświadczenia takie nikomu nie są potrzebne i nie mają żadnego sensu. Nie tyle nie bylibyśmy w stanie poddać się presji, jaką zakonnicy i siostry zakonne kiedyś musieli znieść, ale nawet tego nie chcemy. Świadomość taka w zupełnie nowym świetle stawia życie zakonne i radykalnie zmienia jego obraz. Czy to oznacza, że jesteśmy gorsi, mniej święci i mniej wierni Tradycji? Żadną miarą! Widzimy jednak, że świętość życia zakonnego nie polega na ślepym naśladowaniu tego, co było, ale na twórczej odpowiedzi na potrzeby czasu, bo Bóg nie powołuje nas do tego, abyśmy odseparowali się od świata, lecz byśmy w dialogu ze światem, wspólnie z naszymi świeckimi braćmi i siostrami, szukali śladów Bożej obecności i we wspólnej pielgrzymce doszli tam, gdzie wszyscy zdążamy – do królestwa Bożego. Pomimo zmieniających się czasów to jedno pozostaje niezmienne: Bóg i Jego królestwo. Wszystko inne musimy dostosować do czasów, w jakich przyszło nam żyć.
Jeśli wspólnota zakonna nie jest wystarczająco dynamiczna i zdolna odczytać sens zmian, jakie zachodzą we współczesnym świecie, albo gdy ci, którzy wspólnotom przewodzą, żyją w pysznym przekonaniu, iż raz na zawsze posiedli dostęp do prawdy i mądrości, wówczas następuje powolna korupcja całego organizmu, a życie zakonne staje się czymś oderwanym od rzeczywistości: niepraktycznym i zbędnym… Jeśli zaś wspólnota zakonna, posiadająca własny charyzmat, duchowość i metodologię działalności duszpasterskiej nie jest w stanie dostosować się do wymagań współczesności, niewątpliwie jest to znak, że taka wspólnota staje się zbędna.
Autor książki już na samym wstępie zaznacza, że jego dzieło jest efektem rozmów z wieloma zakonnikami i siostrami zakonnymi, których określa mianem „ofiar życia zakonnego”. Czy to oznacza, że na jakimś etapie życia w strukturach wspólnot, do których weszli, zostali oszukani? Zanim powiemy „tak”, weźmy pod uwagę fakt, że dla każdego, kto puka do drzwi domu zakonnego, wraz z rozpoczęciem pierwszego etapu życia konsekrowanego zaczyna się proces formacji, czyli czas, w którym on lub ona musi poznać wspólnotę i ją pokochać, a wspólnota musi poznać i pokochać ją lub jego. Życie zakonne musi być miłością z wzajemnością. Ale tak jak młody kandydat lub kandydatka musi nauczyć się czerpać z bogatego skarbca Tradycji, tak wspólnota nie może ograniczyć się do „formowania” młodych, ale musi z pełną otwartością czerpać z ich doświadczenia i charyzmatu, ponieważ to młode pokolenia wnoszą świeży powiew Ducha, dzięki któremu wspólnota nie pozostanie zamknięta na to, czym żyje świat. Każde nowe powołanie to zadanie dla całej wspólnoty, która sama musi się nauczyć jego lub ją kochać. Ten, kto formuje innych, sam musi się zmieniać. Gdy jednak zdarzy się sytuacja, że za wspólnotę odpowiedzialny jest ktoś, kto zamiast realizować Bożą strategię, siebie samego stawia jako wzór do naśladowania i domaga się dowodów wdzięczności, nietrudno o tragedię. Właśnie wtedy jego podwładni stają się „ofiarami”.
Dziś wiemy, że we współczesnym Kościele nie da się skutecznie rządzić ludźmi za pomocą dekretów, których treść i zakres nie zostałyby wcześniej skonsultowane i rozeznane. Przy czym rozeznanie zawsze musi mieć charakter wspólnotowy – nie da się rozeznawać jednoosobowo. Decyzje natomiast podejmuje się indywidualnie, i ten, kto stoi na czele zakonnej wspólnoty, nie może być pozbawiony tej umiejętności (decyzje niepodjęte albo odsunięte w czasie wcale nie rozwiązują problemów, a w dodatku są duchowo i materialnie bardzo kosztowne). Rozeznanie dokonuje się na przecięciu wymiany opinii i wizji, i musi uwzględniać zarówno osobiste uzdolnienia konkretnej osoby, jak i misję całej wspólnoty, która ostatecznie istnieje z woli Bożej i powinna realizować Bożą strategię w świecie. Jeśli przełożony przy karygodnym braku pokornego uznania właściwego miejsca w strukturze – w której koniecznie należy uwzględnić czynnik nadprzyrodzony – staje się ostatecznym punktem odniesienia, struktura zaczyna niebezpiecznie się chwiać.
Dziś, nie tracąc przekonania, że życie zakonne jest ważnym obszarem na mapie Kościoła, jesteśmy gotowi, aby zupełnie otwarcie mówić nie tylko o jego pozytywnych aspektach, ale także o zagrożeniach i wypaczeniach, do jakich może dochodzić w klasztorach. Tym bardziej, że kryje się za nimi cierpienie konkretnych osób, które z entuzjazmem pragną realizować duchową misję. Otwartość w piętnowaniu błędów oczywiście nie wyeliminuje zła, ale znacznie go ograniczy. Mając świadomość, że zarówno sama struktura musi być w znacznej mierze elastyczna, jak i fakt, że za błędy najczęściej odpowiedzialny jest tzw. czynnik ludzki, jako osoby konsekrowane musimy rozwinąć w sobie wrażliwość, która pomoże nam wspierać wszelkie przejawy dobra, ale także identyfikować i przeciwstawiać się złu. Innymi słowy, musimy mieć otwarte oczy, w pełnej świadomości, że od naszej postawy dzisiaj zależy jakość życia zakonnego. Tylko wtedy, gdy jako zakonnicy i siostry zakonne będziemy dynamiczni i wiarygodni, będziemy w stanie przyczyniać się do aktywnego wspierania Kościoła żyjącego we współczesnym świecie.
Jakub Kołacz SJ
przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego
w latach 2014–2020, dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM,
członek komisji wyjaśniającej nadużycia dominikanina Pawła M.Wprowadzenie
Podsumowując przemówienie o piętnastu chorobach, papież Franciszek stwierdził:
„Kiedyś czytałem, że kapłani są jak samoloty: mówi się o nich tylko wtedy, kiedy upadają, lecz jest wielu, którzy szybują. Liczni krytykują, a nieliczni modlą się za nich. To bardzo sympatyczne zdanie, ale i bardzo prawdziwe, ponieważ wskazuje na znaczenie i delikatny charakter naszej posługi kapłańskiej i mówi o tym, jak wielką szkodę może wyrządzić tylko jeden kapłan, który «upada», całemu Ciału Kościoła”1.
Moglibyśmy odnieść te słowa do życia zakonnego. Wszelkie życie społeczne – rodzina, szkoła, przedsiębiorstwo, gmina, kraj itd. – doznaje sukcesów i porażek. Porażki wspólnot zakonnych mają jednak w sobie coś szczególnie bolesnego, gdyż można do nich zastosować przysłowie: Corruptio optimi pessima2. Wspólnoty te powinny pomagać swoim członkom znajdować wewnętrzną wolność w darze, miłości, służbie, w pełni Ducha, jakże to więc możliwe, że niekiedy dzieje się coś przeciwnego i dają one śmierć zamiast życia? Zadanie tego pytania nie ma w sobie nic obrazoburczego i nie zamierza przynosić szkody życiu zakonnemu, lecz przeciwnie, chronić je przed zagrażającymi mu niebezpieczeństwami.
Katastrofy lotnicze robią wrażenie swymi rozmiarami. A przecież samolot od dawna jest nieporównanie bezpieczniejszym środkiem transportu od samochodu. Przebycie tysiąca kilometrów samochodem stanowi 45-krotnie większe ryzyko śmierci niż pokonanie ich samolotem, a 346 ofiar katastrofy DC-10 w Ermenonville, nawet jeśli sprawia większe wrażenie, nie może pozwolić zapomnieć o 13 000 ludzi zabitych na drogach w ciągu tegoż roku. A jednak wszyscy jeżdżą. Samolot stał się najbezpieczniejszym środkiem transportu dzięki nieustępliwości: każdy poważny wypadek pociąga za sobą pogłębione i kosztowne badania w celu ustalenia z możliwie jak największą pewnością dokładnej przyczyny katastrofy. Na tej podstawie można wywnioskować, jakie środki należy podjąć, by taki wypadek się nie powtórzył.
To samo moglibyśmy powiedzieć o katastrofach w życiu zakonnym. Poniższe stronice pokażą, że nie są one niczym innym niż klasycznymi wypadkami życia w społeczeństwie, ale bardziej szokują ze względu na profesję życia ewangelicznego, które podkreśla sprzeczność i może nadać wypadkom znacznie większą doniosłość. Podobnie jak transport lotniczy, życie zakonne stanowi przypadek skrajny. Zakonnicy starają się dojść do granicy daru, a to powoduje większe ryzyko przekroczenia tej granicy. Stąd konieczność przeanalizowania wypadków, które miały miejsce, aby móc wprowadzić konieczne środki zapobiegawcze. Czy zadano sobie trud, żeby zbadać przyczyny porażek i wypaczeń życia zakonnego? Do tej pory literatura przedmiotu była bardzo wątła, prawdopodobnie dlatego, że sama myśl o tym, iż życie zakonne może przedstawiać jakieś zagrożenia, właściwie nie mieściła się w głowie. Sprawa nadużyć w życiu zakonnym wypłynęła w końcu na powierzchnię pod presją kwestii wykorzystywania seksualnego. We Francji niewątpliwy zwrot stanowią poświęcone temu zagadnieniu zebrania Konferencji Monastycznej Francji w 2016 i 2017 roku. Od tamtej pory można ten temat podejmować otwarcie. Niniejsza książka powstała jako wkład w analizę i prewencję, sytuując się jak najbliżej życia wspólnotowego, gdyż niebezpieczeństwo wyraźnie zidentyfikowane stanowi znacznie mniejsze zagrożenie niż niebezpieczeństwo ukryte. Pewien tragiczny przykład konsekwencji niefrasobliwości w tej dziedzinie pomoże zrozumieć, o co toczy się gra.
Ermenonville, 3 marca 1974
Samolot Tureckich Linii Lotniczych z Istambułu do Londynu rozbił się w lesie Ermenonville po śródlądowaniu w Paryżu. 346 ofiar, nikt nie przeżył, najpoważniejsza katastrofa lotnicza na terenie Francji. Samolot typu DC-10 zderzył się z ziemią przy prędkości 700 km na godzinę, maszyna rozbiła się na drobne kawałki, ciała pasażerów były niemożliwe do rozpoznania. A tego wypadku można było uniknąć.
Przyczynę łatwo ustalono: w trakcie lotu urwały się drzwi do luku bagażowego. Tę wadę znano od lat. Była sygnalizowana od razu przy opracowywaniu konstrukcji samolotu. W niecały rok po dopuszczeniu tego statku powietrznego do użytku ledwo udało się uniknąć wypadku, przed którym ostrzegali inżynierowie: drzwi urwały się, poważnie uszkadzając samolot, i tylko mistrzostwo pilota sprawiło, że bezkolizyjnie sprowadził maszynę na ziemię. Ponieważ ofiar nie było, konstruktor nie chciał sobie uświadomić rozmiarów niebezpieczeństwa i uzyskał to, że nie spotkały go przewidziane w takim razie sankcje; zobowiązał się do podjęcia niezbędnych kroków, ale zrobił to tylko połowicznie. Ostatecznie kłamstwo spowodowało katastrofę: do książki serwisowej samolotu z Ermenonville ktoś wpisał, że konieczne poprawki zostały poczynione, podczas gdy tak nie było. Ukryte zagrożenie ujawniło się w końcu w tragiczny sposób.
Konstruktora, który chciał ochronić swój wizerunek, bezpośrednio dotknęły konsekwencje jego lekkomyślności. Procesy i kary finansowe doprowadziły do krachu spółki lotniczej. Przewoźnik przestał istnieć w 1997 roku.
Doszukać się przyczyn
Niedawne ujawnienie nazbyt wielu wypaczeń w życiu zakonnym odgrywa dzisiaj tę samą rolę, co katastrofa w Ermenonville. Nie sposób już ignorować zagrożeń, na jakie narażone jest życie zakonne za sprawą praktyk pozbawionych roztropności czy jawnie zdeprawowanych. Idzie o psychiczne i duchowe życie ludzi. Czy powinniśmy dojść do tych samych wniosków, co specjaliści od bezpieczeństwa w ruchu powietrznym? Czy aby doszło do naprawy znanej wady konstrukcyjnej samolotu, iluś ludzi musiało zginąć? Gdy bowiem nie ma ofiar, nic się nie zmienia, na pierwszym miejscu stoją pieniądze3. W dziedzinie życia zakonnego kryterium stanowią oczywiście nie pieniądze, ale reputacja.
Zastosowanie lekarstwa prowadzi dzisiaj przez poważną analizę sytuacji. Trzeba cofnąć się aż do przyczyn stwierdzonych wypaczeń, spróbować zrozumieć wadliwe procedury, istniejące zagrożenia, granice, których nie wolno przekraczać, zabezpieczenia, jakie należy wprowadzić, formację, jaką należy zapewnić, instytucjonalne regulacje, jakie należy wprowadzić lub ulepszyć.
Być może analiza tych spraw zaniepokoi niektórych. Jeśli jednak przyczyni się do tego, że życie zakonne stanie się bezpieczniejsze, że uniknie się niektórych wypaczeń, to na dłuższą metę obraz życia zakonnego powinien na tym zyskać, chociażby dzięki wnikliwemu spojrzeniu, które bada funkcjonowanie tego życia z samego jego wnętrza.
Podczas pracy nad książką ukazał się cały ciąg zaskakujących analogii. Okazało się, że w bardzo różnych środowiskach działają te same mechanizmy: we wspólnotach nowych lub tradycyjnych, należących niekiedy do wielkich zakonów, w nowych formach życia konsekrowanego, w ruchach… Wszystkie odmiany katolickiego życia zakonnego okazały się podatne na tę samą chorobę. Poza obrębem katolicyzmu książeczka pastora Jacquesa Poujola Abus spirituels odmalowuje dokładnie taki sam obraz w bardzo odmiennym środowisku, ponieważ w protestantyzmie życie zakonne niemal nie istnieje, a książka osadzona jest w kontekście Kościołów (w protestanckim rozumieniu) lub parafii4. Film autorstwa Anne i Jean-Claude’a Duret Emprise et abus spirituel przedstawia przypadki wywodzące się z nowych, niechrześcijańskich nurtów religijnych5. Pracownik wielkiego międzynarodowego banku twierdził, że w swoim środowisku zawodowym zna przykłady wszystkich wymienionych problemów. Z pewnością można by je napotkać w innych wielkich strukturach, takich jak partie polityczne. Prace prowadzone niezależnie od siebie w bardzo odmiennych kontekstach doprowadzają zatem do tego samego wniosku. To zaskakujące w pierwszej chwili stwierdzenie zmusza nas od razu do spojrzenia szerzej. Dysfunkcje, o których będzie mowa w tej książce, nie są cechą charakterystyczną życia zakonnego, lecz są przejawami bardziej zasadniczej dysfunkcji istniejącej w ludzkiej naturze, a związanej ze sprawowaniem leadership. Angielskie słowo zostało użyte rozmyślnie, gdyż nie pokrywa się ono z francuskim pojęciem władzy. Leader to urodzony przywódca, człowiek posiadający cechy, które pociągają, skupiają, fascynują. Cechy te mogą uczynić z niego wielkiego przywódcę, jeśli łączą się z innymi cechami, które zrównoważą naturalne słabości leadera; może on również stać się wielkim wyzyskiwaczem, jeśli jego psychika jest silnie egocentryczna.
Forma charakterystyczna dla choroby
Różne formy zawładnięcia6 i nadużycia duchowego pojawiające się w życiu zakonnym są więc do siebie podobne. Ich specyfika bierze się z wykorzystywanych narzędzi, wywodzących się wprost z życia zakonnego. Szacunek dla autorytetu uświęcony złożonym ślubem, pragnienie jedności między wszystkimi, objawionej w paschalnym testamencie Jezusa, wyrażanie zjednoczenia z Bogiem za pomocą słownictwa zaczerpniętego z zaślubin, które znajdujemy u wielkich mistyków, pokora, ofiara, wyrzeczenie, nawrócenie, ubóstwo: wszystkie te wymiary życia zakonnego mogą zostać odwrócone od ich celu i wykorzystane do służenia chorobie, która ma coś wspólnego z rakiem. Nowotwór nie polega na zanikaniu, ale raczej jest życiem, które rozrasta się w nieuporządkowanym namnażaniu i w końcu staje się toksyczne. W jaki sposób podstawowe wymiary życia zakonnego mogą stać się toksyczne? To pytanie mogłoby streścić linię wiodącą niniejszych rozważań.
Do pytania o formę musi dojść pytanie o intensywność. Pewna chrześcijańska organizacja starała się niegdyś podać definicję sekt, aby pomóc w lepszym ich wykrywaniu. Definicja ta przedstawiała jednak niebezpieczeństwa, gdyż użyta ze złą wolą mogłaby objąć życie zakonne, a szczególnie klauzurowe. A zatem rozpatrywanie formy nie wystarczy. Różnica między wieczornym wietrzykiem, silnym wiatrem i cyklonem wynika nie z żywiołów, z którymi mamy tu do czynienia, gdyż zawsze jest to powietrze w ruchu, ale z ich różnej intensywności. Marynarze, dla których ocena intensywności jest sprawą zasadniczej wagi, opracowali skalę. Mówi się o wietrze mającym siłę od 1 do 10, i każdy musi wiedzieć, ile zdoła wytrzymać jego statek i umiejętności jego załogi. Przy ocenie zjawisk związanych z sektami pojęcie to było zbyt słabo podkreślane. Próbowano przede wszystkim znaleźć cechy czegoś, co byłoby sekciarskie samo w sobie. Tymczasem zjawisko sekty wykorzystuje także dynamiki, które do pewnego stopnia są całkowicie normalne i zdrowe, ale zaczynają stawać się niebezpieczne, kiedy intensywność przekroczy pewne granice. Brak tego pojęcia bardzo utrudnia ocenę wypaczenia sekciarskiego, gdyż wspólnota podkreśli, że wszystkie stosowane środki są tradycyjne. Być może bardziej niż definicji zjawiska sekty potrzebowalibyśmy pewnej skali, która pozwoliłaby odróżnić pomyślny wiatr od nawałnicy.
Słabe punkty
Stopień zagrożenia zależy także od słabych punktów badanego systemu, a nie zawsze jesteśmy w stanie je ocenić. Eksperyment Milgrama bardzo bezpośrednio dotyka kwestii wypaczeń. Chcąc ocenić wpływ autorytetu na ludzi, Milgram wymyślił eksperyment angażujący trzy osoby: osobę badaną, „ucznia” mającego przyswoić sobie spisy słów, i eksperymentatora pilotującego eksperyment. Badany miał wymagać od ucznia zapamiętywania słów, a w razie błędnej odpowiedzi przesyłał mu coraz silniejsze wstrząsy elektryczne, aż do 450 wolt, która to wartość była jasno określona jako niebezpieczna.
Od 150 wolt uczeń zaczynał krzyczeć i błagać o uwolnienie. Tymczasem w rzeczywistości uczeń był aktorem i nie otrzymywał żadnych wstrząsów elektrycznych, ale testowany człowiek o tym nie wiedział. Przed eksperymentem konsultowani psychologowie i psychiatrzy sądzili, że tylko jeden testowany człowiek na tysiąc posunie się aż do 450 wolt, co oznaczało, że nikt. Tymczasem pod wpływem stanowczego i pewnego siebie eksperymentatora, który żądał od testowanego, by kontynuował, gdy ten zaczynał się niepokoić, 62,5% osób testowanych posunęło się do 450 wolt. W zmodyfikowanej formie bez udziału eksperymentatora nikt nie posunął się tak daleko. Wynik eksperymentu jest niepokojący, gdyż wykazuje, że człowiek bardzo pewny siebie i prezentujący się jako autorytet (biała bluza w przypadku eksperymentatora) może wywierać znaczący wpływ na innego człowieka, wykraczający daleko poza to, czego można by się spodziewać, aż po nakazywanie mu dokonywania czynów, które ten człowiek potępia, ale które czuje się obowiązany spełnić, ponieważ mówi mu to autorytet.
Eksperyment ten został przeprowadzony w latach 60., w czasach, gdy autorytet i władza cieszyły się większym szacunkiem niż dzisiaj. Jeśli jednak popatrzymy na wpływ „poprawności politycznej”, która nie jest niczym innym niż jednolitym sposobem myślenia narzucanym przez jakiś autorytet moralny posługujący się dyskusyjnymi metodami, to nie ma powodów, by czuć się bezpiecznie: dzisiaj człowiek nie jest mniej podatny na wpływy niż kiedyś, a mechanizm nadużywania autorytetu pokazał swą niszczycielską siłę w dramatach wykorzystania seksualnego. Wysoka wartość przypisana posłuszeństwu w życiu zakonnym sprawia, że jest ono szczególnie podatne na wpływ nadużycia duchowego, które jest mniej widoczne i trudniejsze do uchwycenia.
Układ odpornościowy
Ochrona okazuje się zatem niezbędna, tym bardziej konieczna, że ostatnie dziesięciolecia pokazały, iż niewielu nowym wspólnotom udało się uniknąć wszelkiego rodzaju dysfunkcji. Gdzie tkwi błąd, skoro jeszcze kilka lat temu te wspólnoty były przedstawiane jako przyszłość Kościoła? Były wyjątkowo żarliwe, nacechowane wielką płodnością, niewątpliwym dynamizmem i zdolnością do podejmowania nowych dróg. Czemu zatem okazały się tak kruche?
Każdy żywy organizm stale jest celem rozmaitych ataków i zawdzięcza przetrwanie pewnemu systemowi obronnemu – układowi odpornościowemu – mającemu identyfikować i eliminować elementy niebezpieczne czy zakłócające. Ludzkie społeczności także posiadają układ odpornościowy, jednocześnie prewencyjny i represyjny, a jeśli go zabraknie, ulegają anarchii i prawu silniejszego. Życie zakonne tym bardziej potrzebuje takiego układu, bo wzniosły cel, jaki sobie stawia, bardziej je uwrażliwia na wszelkiego rodzaju ataki wynikające z ambicji, nierozwagi, zazdrości, zamiłowania do władzy itd.
W doświadczeniach porażki często najbardziej brakowało po prostu umiaru7 w monastycznym rozumieniu tego pojęcia. Tradycja monastyczna zawsze miała go w wielkim poważaniu, gdyż w życiu, które dąży do doskonałości, pokusa pod pozorem dobra znajduje podatny grunt.
Skarb w naczyniach glinianych
Ten, kto chciałby widzieć w tym tekście zakwestionowanie życia zakonnego, myliłby się całkowicie. Został on napisany przez zakonników i zakonnice, którzy mają świadomość wszystkiego, co dało im życie konsekrowane i którym leżało na sercu jedynie to, by przyczynić się do przywrócenia mu całego piękna tam, gdzie mogło je utracić, i dać wszystkim narzędzia pozwalające unikać wypadków drogowych, a przynajmniej ograniczać ich konsekwencje.
Wszystko co prawda zaczęło się od wielkiego smutku: od cierpienia mężczyzn i kobiet, którzy niegdyś usłyszeli wezwanie miłości Boga, w porywie swej młodości zapragnęli oddać Mu życie, ufając wielowiekowej mądrości życia zakonnego, i którzy zostali zwiedzeni. Poprowadzono ich niebezpiecznymi drogami, ich upadek był poważny, skrzydła połamane, obraz Boga zniekształcony. Mniej lub bardziej rozbici, potrzebowali całych lat, by się odbudować, i nie zawsze im się to udało. Nienaprawialne ślady, które pozostały po kilkudziesięciu latach, cierpienie płynące ze zderzania się z oskarżeniami o złą wolę i z próbami tuszowania przez odpowiedzialnych za wspólnoty i milczący Kościół, z niezrozumieniem lub, co jeszcze bardziej bolesne, z odmową dostrzeżenia i z próbą wyciszenia skandalu – tego wszystkiego nie można było ignorować. Znamy długą walkę ofiar pedofilii o oficjalne uznanie powagi sytuacji. Ofiarom życia zakonnego także bardzo trudno jest dojść do głosu, gdyż ich cierpienie trudniej pojąć. Ten właśnie przejmujący smutek doprowadził do napisania niniejszej książki, po to, by większa wiedza o niebezpieczeństwach i wielowiekowej mądrości pozwalającej ich uniknąć przyczyniła się do ograniczenia liczby bolesnych niepowodzeń.
Walka duchowa, najistotniejszy wymiar życia zakonnego, nie może zatrzymać się na wymiarze osobistym. Wiemy, że dobro i zło toczą w nas wojnę, i że wojna ta będzie trwać aż do śmierci. Wspólnoty nie są chronione przed tym zmaganiem i przed tymi upadkami, gdyż przechowują swój „skarb w naczyniach glinianych” (2 Kor 4,7). Także i w nich, na poziomie wspólnoty czy instytucji, konsekwencje mieszkającego w nas zła dają się odczuć i nieustannie zagrażają pięknu ich ideału.
Zamysłem niniejszej książki było uświadomienie niebezpieczeństw i elementów zepsucia, podjęcie wszelkich środków, by umocnić albo wprowadzić układ odpornościowy chroniący ludzi i wspólnoty, czerpanie z mądrości nagromadzonej przez wieki tradycji życia zakonnego tego, co konieczne, aby wymagająca szkoła miłości i świętości nie stała się psychicznym i duchowym zniewoleniem.
Chcieliśmy również, by ofiary nieroztropności czy nieświadomości wiedziały, że ich cierpienie ostatecznie nie okaże się daremne, skoro mogło przyczynić się do tego, by inni nie poszli tymi samymi mrocznymi drogami. Jesteśmy jednak odpowiedzialni za to, by nie poprzestać na szczerym, lecz jałowym współczuciu. Podwójne wyzwanie ludzi pełniących kierownicze funkcje zawiera się w dwóch słowach: przenikliwość i odwaga. W ten sposób każdy na swoim miejscu będzie umiał podejmować niezbędne decyzje, choćby wydawały się one bolesne. Chodzi tu o wiarygodność życia zakonnego.
------------------------------------------------------------------------
1 Przemówienie Papieża Franciszka podczas spotkania z członkami Kurii Rzymskiej, 22 grudnia 2014, „L’Osservatore Romano”, wyd. polskie,
nr 1/2015, s. 42.
2 Zepsucie najlepszego jest czymś najgorszym. Innymi słowy, jeśli wielkie dobro się zepsuje, to staje się wielkim złem. Człowiek obdarzony wielkimi zaletami może uczynić wiele dobra. Jeśli jednak ulegnie deprawacji, będzie czynić zło dużego formatu, tak jak niegdyś czynił dobro.
3 Koncern Boeing nie zachował się dużo lepiej niż firma McDonnell Douglas: historia lotu 811 American Airlines dowodzi, że odmowa otwartego przyjrzenia się zagrożeniom nie jest wyjątkiem.
4 J. Poujol, Abus spirituel, S’affranchir de l’emprise, Paris, Empreinte temps présent, 2015.
5 J.-C. et A. Duret, Emprise et abus spirituel, 52’, jcd production/kto 2018. Disponible sur www.jcdproductions.fr.
6 Francuskie słowo l’emprise, w kontekście duchowym tłumaczone jako owładnięcie (przez Ducha Świętego), tutaj jest tłumaczone jako zawładnięcie (przez manipulatora), zniewolenie, zniewalający wpływ (przyp. tłum.).
7 W literaturze monastycznej umiar (discretio) odpowiada wyczuciu miary, które płynie z mądrości wynikającej z doświadczenia. Przeciwieństwem byłby nadmiar, nadużycie, przesada.