Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zagubiona w Pamięci - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zagubiona w Pamięci - ebook

W tajemniczych okolicznościach znika bez śladu mieszkanka wsi Brzozówka. Po tej nocy, ze wsi ucieka Alicja, by ułożyć sobie życie w dużym mieście. 20 lat później leśniczy natrafia na ludzkie szczątki wraz z czerwonym rowerem, należącym do zaginionej kobiety. Znalezione szczątki należą jednak do mężczyzny, który nigdy nie zaginął. Po przerażającym odkryciu zostaje zamordowany ojciec Alicji. Co wydarzyło się dwadzieścia lat temu w Brzozówce? Kto ponosi winę, za wszystkie nieszczęśliwe wypadki?

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8384-506-7
Rozmiar pliku: 679 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. Alicja 2023 r.

Mam na imię Alicja. Mam 39 lat. Jestem kobietą inteligentną, bystrą i dążę po trupach do celu — dosłownie. Jestem szanowaną panią prawnik, zawsze skupiona i skoncentrowana. Przyciągam do siebie spojrzenia zarówno mężczyzn jak i kobiet moją wyrazistą urodą. Długie blond włosy zawsze spinam w nieskazitelny kok. W swoich na miarę skrojonych garniturach chodzę pewnie i z wysoko podniesioną głową. Prawniczką zostałam, żeby zgłębić zagadki ludzkiej psychiki i tajemnice prawa.

Nie zawsze taka byłam, dwadzieścia lat temu byłam biedną, wychudzoną dziewczyną. Nosiłam sukienki w kwiaty zakupione w lumpeksie. Moje długie blond włosy zawsze były potargane i wysuszone.

Dwadzieścia lat temu zakończyłam swój dziesięcioletni związek z pierwszym i jedynym chłopakiem. Mikołaj był półsierotą tak jak ja, on bez ojca, ja bez matki. Jako dzieci się zaprzyjaźniliśmy, a później zostaliśmy parą bardziej z wzajemnej litości niż miłości. Finalnie nasze matki skończyły tak samo. Zginęły w wypadku, spowodowanym przez pijane dzieciaki. Różnica jest taka, że on o tym nie wie.

Dwadzieścia lat temu wyjechałam z Brzozówki, wsi zabitej dechami, w której mieszkałam z moim ojcem pijakiem w domu przypominającym ruinę.

Dwadzieścia lat temu zabiłam człowieka.2. Brzozówka 13 lipca 2003 r.

Kurier Codzienny wydanie z dnia 13 lipca 2003 r.

_,,Tajemnicze zaginięcie w Brzozówce. 45-letnia kobieta wyszła z pracy i rozpłynęła się bez śladu._

_W niewielkiej, malowniczej wsi Brzozówka mieszkańcy są wstrząśnięci tajemniczym zaginięciem 45-letniej kobiety, które miało miejsce wczoraj wieczorem. Maria Barańska, matka samotnie wychowująca swojego jedynego syna, jak co dzień, po ukończonej pracy w pobliskim barze wsiadła na rower i odjechała nim w kierunku domu. Niestety tym razem do domu nie dojechała._

_Pani Maria jest dobrze znaną i szanowaną osobą w lokalnej społeczności. Zawsze uśmiechnięta, pełna energii i zaangażowana w życie wsi. Jej niespodziewane zniknięcie wstrząsnęło mieszkańcami Brzozówki._

_Przyjaciele i jej jedyny syn, 20-letni Mikołaj są zaniepokojeni i zrozpaczeni._

_„Moja mama pokonywała tą trasę od piętnastu lat, na tym samym czerwonym rowerze. To niemożliwe, aby po prostu zniknęła. Proszę, jeśli ktoś coś widział, bądź wczorajszej nocy jechał tą trasą, niech się zgłosi” — apeluje zrozpaczony syn zaginionej._

_Służby ratunkowe oraz lokalna społeczność rozpoczęły poszukiwania. Akcja prowadzona jest na szeroką skalę, obejmując rozległe tereny leśne, które otaczają wieś, pola_

_i okoliczne drogi. Policja prosi również o wszelkie informacje, które mogą pomóc w odnalezieniu zaginionej._

_Mieszkańcy Brzozówki są zaniepokojeni i solidaryzują się z jedynym synem pani Marii. Wszyscy mają nadzieję, że kobieta zostanie odnaleziona cała i zdrowa.”_3. 12 lipca 2003 r.

_Wśród cieni, gdzie światło milknie,_

_Błoto skrywa tajemnice swe,_

_Krew na ziemi, jak róża błyszczy,_

_W ogniu cienie tańczą we mgle._

Jest 7 rano, a ja pędzę na rowerze do swojego chłopaka. Szybko, zanim wszystko się wyda. Chłodne, poranne powietrze po strasznej nocnej ulewie idealnie mnie uspokaja. Rzucam rower koło furtki, przechodzę przez idealny ogródek pani Marii i pukam do drzwi. Trzy głębokie wdechy na uspokojenie. Słyszę kroki niosące się wewnątrz domu. Po chwili drzwi się otwierają, a na progu widzę zaspanego, na mocnym kacu, wciąż w piżamach, Mikołaja.

Zwykły chłopak o jasnej cerze, z twarzą ozdobioną mnóstwem piegów oraz niebieskimi oczami. Przeczesuje ręka swoje lekko rozczochrane blond włosy i przygląda mi się ze zdziwieniem.

Ten widok jest dobrym znakiem, na pewno jeszcze nie jest za późno. Spał, a więc nic nie wie.

— Ali, co ty tu tak wcześnie robisz? Stało się coś?

— Nie… to znaczy tak. Wyjeżdżam, nie możemy już dłużej ze sobą być. To koniec Miki, przyszłam się pożegnać. Udało mi się, przyjęli mnie na moje wymarzone studnia, dostałam też miejsce w akademiku. Czas się wydostać z tej wsi. Chcę wyjechać zanim ojciec się zbudzi — wyduszam z siebie na jednym tchu.

— Co?! Żartujesz sobie? Co to ma wspólnego z nami? Damy radę. Nadal możemy być razem Ali — moje słowa szybko go rozbudziły. Stoi wzburzony i patrzy na mnie z niedowierzaniem w oczach. Łapie mnie za rękę. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Czas mi się kończy, muszę się pospieszyć.

— Oboje wiemy, że nie zostawisz swojej mamy. Ty po prostu nie chcesz stąd wyjechać, a ja nie chcę tu nigdy wracać. To naprawdę koniec Miki. Nie chcę się spóźnić na pociąg. Żegnaj Mikołaj.

Wyrywam mu swoją dłoń, odwracam się na pięcie i niemal biegnę do furtki, gdzie zostawiłam swój rower. Nie mogę pozwolić, żeby mnie zatrzymał. Nie może zobaczyć jak moja twarz zalewa się łzami, bo wtedy wszystko będzie skończone, a ja wyląduję w więzieniu.

— Podjęłaś tą decyzję za nas oboje. Powodzenia Ali!

Słyszę, jak krzyczy za mną, ale nie odwracam się w jego stronę. Wsiadam szybko na rower i odjeżdżam.

Zatrzymuję się przy wjeździe do lasu i zabieram z krzaków mój plecak. Spakowałam się przed przyjazdem tutaj. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, nie mam ich zbyt wiele. Pod materacem miałam uzbierane pieniądze, które udało mi się zarobić w kilku dorywczych pracach. Tego również nie uzbierałam za dużo. Zabrałam też pieniądze od ojca, których nie zdążył przepić oraz biżuterię po mamie. Myślę, że wolałaby aby trafiła w moje ręce.

Moja matka, Florentyna, była piękną kobietą. Wysoka, szczupła z długimi, czarnymi lokami. Często nosiła kwiaty we włosach, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Zawsze mawiała, że oddałaby całe złoto tego świata, abym nigdy nie musiała płakać. Kochała mojego ojca, oboje kochali się na zabój. Byliśmy szczęśliwi, dopóki byliśmy kompletną rodziną. Gdy jeden element odpadł, miłość wyparowała. Nie pijący wcześniej ojciec, po jej pogrzebie, zaczął upijać się do nieprzytomności.

Napisałam ojcu krótki list, nie chciałabym aby mnie szukał lub zgłaszał moje zaginięcie. Nie miałam pewności czy by zauważył, że odeszłam, ale lepiej dmuchać na zimne.

Dojeżdżam na dworzec, wykupuję bilet wraz z miejscem na rower. Albo mi się tam przyda, albo będę mogła go sprzedać.

Kłamałam, nie mam miejsca w akademiku, będę musiała poszukać sobie jakiegoś pokoju do wynajęcia i pracy. Od października zaczynam studia prawnicze — z tym nie kłamałam.4. Brzozówka 13 lipca 2004 r.

Kurier codzienny wydanie z 13 lipca 2004 r.

_,,Rok po Tajemniczym Zaginięciu w Brzozówce: Wciąż brak śladu po 45-letniej Marii Barańskiej._

_Minął dokładnie rok od dnia, gdy 45-letnia Maria Barańska, mieszkanka malowniczej wsi Brzozówka, nagle i bez śladu zniknęła. Mimo intensywnych poszukiwań i licznych apeli, los kobiety pozostaje owiany tajemnicą._

_Maria Barańska, matka jedynego syna, zaginęła 12 lipca ubiegłego roku. Tego dnia, jak zwykle, wsiadła na rower po pracy i miała nim wrócić do domu. Od tamtej pory nie nawiązała kontaktu z rodziną ani przyjaciółmi. Jej syn, Mikołaj, oraz pozostali bliscy są zrozpaczeni i wciąż pełni nadziei, że Maria zostanie odnaleziona._

_Przez ostatni rok miejscowa policja, wspierana przez wolontariuszy i mieszkańców Brzozówki, przeszukała każdy zakątek wsi i okolicznych terenów. Niestety, poszukiwania nie przyniosły żadnych konkretów, a sprawa zaginięcia Marii Barańskiej pozostaje nierozwiązana._

_„Nie przestajemy szukać i wierzyć, że moja mama jest gdzieś tam i że wróci do nas. Każda informacja, nawet najmniejszy szczegół, może być kluczowy” — mówi zrozpaczony Mikołaj Barański._

_Mieszkańcy Brzozówki są poruszeni i solidaryzują się z rodziną zaginionej. W miejscowym barze, gdzie pracowała Maria, zorganizowano zbiórkę pieniędzy na dalsze poszukiwania. Policja ponownie apeluje do wszystkich, którzy mogą posiadać jakiekolwiek informacje na temat zaginięcia Marii Barańskiej, o kontakt._

_Rok po tajemniczym zniknięciu, sprawa nie została zamknięta i nadal jest aktywnie prowadzona. Rodzina i przyjaciele Marii nie tracą nadziei i wierzą, że tajemnica zaginięcia w końcu zostanie rozwiązana.”_5. Alicja 2023 r.

Jak zawsze wbiegam do pracy na ostatnią chwilę. Nigdy spóźniona, lecz punktualna co do sekundy. Siadam na wygodnym białym fotelu przy swoim wielkim, dębowym biurku w renomowanej kancelarii prawniczej w samym centrum Warszawy. Cieszę się, że udało mi się osiągnąć sukces. Już po pierwszej samodzielnie przeprowadzonej rozprawie, po tym jak rozłożyłam swoją błyskotliwością wszystkich na łopatki, otrzymałam swój prywatny gabinet na 35 piętrze z widokiem na Pałac Kultury i panoramę Warszawy. Wnętrze jest bardzo minimalistyczne. Poza moim fotelem i biurkiem są jeszcze dwa fotele dla klientów oraz regał z książkami.

Ciężko na to pracowałam, nie spałam po nocach, żeby zakuwać do egzaminów. Wynajmowałam pokój w mieszkaniu pięciopokojowym, z jedną łazienką i małym aneksem kuchennym na korytarzu. Droga do szczęścia nie zawsze usłana jest różami.

Kiedy zadowolona otwieram swojego laptopa, by rozpocząć kolejny dzień mojej pracy, wpada do mojego biura sekretarka i spuszcza bombę na moje biurko.

— Dzień dobry szefowo, poranna prasa. Przyniosłam też kawę i trochę świeżych plotek.

Rozsiada się wygodnie ze swoją filiżanką kawy w fotelu na przeciwko mnie, a ja nie jestem w stanie wydobyć z siebie słowa. Siedzę i wpatruję się w gazetę, którą Nina właśnie rzuciła mi na biurko. Przebiegam szybko wzrokiem po tekście.

Kurier codzienny wydanie z 3 czerwca 2023 r.

_„Znaleziono szczątki ludzkie wraz z czerwonym rowerem: Czy to ślad po zaginionej 20 lat temu Marii Barańskiej?_

_Na terenach leśnych, oddalonych o 50 kilometrów od niewielkiej wsi Brzozówka, doszło do makabrycznego odkrycia. Podczas prac leśnych znaleziono szczątki ludzkie zakopane wraz z czerwonym rowerem. Policja nie wyklucza, że mogą one należeć do Marii Barańskiej, która tajemniczo zniknęła 20 lat temu._

_Szczątki zostały znalezione przypadkowo przez leśniczego, który natychmiast powiadomił odpowiednie służby. Na miejscu pojawiła się policja oraz biegli, którzy przystąpili do prac nad identyfikacją znaleziska. Z uwagi na znaleziony obok szczątków czerwony rower, śledczy nie wykluczają, że mogą to być pozostałości po 45-letniej Marii Barańskiej, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach w 2003 roku._

_Maria Barańska, mieszkanka Brzozówki, była matką jedynego syna i pracowała w miejscowym barze. Jej zaginięcie było przedmiotem szeroko zakrojonych poszukiwań i wstrząsnęło lokalną społecznością. Kobieta ostatni raz widziana była, wyjeżdżając z pracy na czerwonym rowerze, a od tamtej pory nie nawiązała kontaktu z rodziną ani przyjaciółmi._

_„Jesteśmy w trakcie przeprowadzania badań i analiz, które pozwolą nam na potwierdzenie lub wykluczenie, czy znalezione szczątki należą do Marii Barańskiej. To z pewnością ważny trop i dokładamy wszelkich starań, aby jak najszybciej rozwikłać tą sprawę” — mówi komisarz Jakub Szarek._

_Rodzina zaginionej jest wstrząśnięta informacją i czeka na wyniki badań. Mieszkańcy Brzozówki są poruszeni i mają nadzieję, że po latach niepewności, rodzina Marii Barańskiej w końcu uzyska odpowiedź.”_

— Alicja? Jesteś tutaj? — Nina zaczyna się niepokoić — Ok, muszę przyznać, że mnie też wciągnęła ta historia. Najpierw kobieta ginie totalnie bez śladu, a teraz razem z tym rowerem znajdują ją 50 kilometrów dalej. Odjechane. Wierzysz w istnienie kosmitów? Może oni jej wyprali mózg

i ona tak pedałowała tym rowerem do upadku.

Nina gada, ona nie mówi, ona po prostu ciągle gada. Nie zważa na to, że mi właśnie cały świat usuwa się spod stóp. Gada, żeby gadać. Nie zostawia miejsca na gram ciszy. Siedzi w moim fotelu ze swoją burzą rudych loków, strzela swoimi zielonymi oczami na prawo i lewo. Co piąte wypowiedziane przez siebie zdanie, zdejmuje niewidzialny paproch ze swojej czarnej sukienki. I dalej gada. A ja z każdym wypowiedzianym przez nią słowem, czuję się coraz gorzej.

— Muszę przygotować się do rozprawy. — przerywam jej jednym cichym zdaniem. Nie ukrywa zaskoczenia, liczyła jednak na aprobatę swych paranormalnych wywodów.

— Och, wybacz. Już sobie wychodzę. Gdybyś czegoś potrzebowała to wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Normalnie nie jestem dla niej wredna, ale wątpię, żeby mogło być dalej normalnie. Od dziś, wszystko może się zmienić. Delektuję się ciszą w moim biurze po zamknięciu się drzwi za Niną. Staram się zebrać myśli. Ile czasu potrzebują, żeby odkryć, że znalezione szczątki wcale nie należą do Marii? Nie zabiłam matki mojego byłego chłopaka, ale to ja zakopałam te zwłoki tam wraz z jej rowerem.6. 11 lipca 2003 r.

Idę leśną dróżką, która prowadzi do domu mojego chłopaka, wraz z moją przyjaciółką Werą. Jesteśmy umówieni na cotygodniowy wieczór gier. Choć Wera wygląda co najmniej, jakby szła na pierwszą randkę. Swoje długie, kasztanowe włosy upięła w luźny warkocz, w który powpinała srebrne spinki. Założyła na siebie obcisłą, granatową sukienkę i do tego białe trampki, żeby nie było zbyt elegancko. Olbrzymie oczy podkreśliła eyelinerem, a usta pokryła różowym błyszczykiem.

Niesiemy ze sobą lasagne ugotowaną wspólnie w domu Wery i pare przekąsek do pochrupania. Udało nam się wypożyczyć w tym tygodniu nowe gry z pobliskiej biblioteki, będzie ciekawie, poprzednie znamy już na pamięć i zaczynało robić się nudno.

Piątki zawsze są nasze, mama Mikołaja zostaje wtedy do późna w pracy, więc cały dom mamy dla siebie.

— Ciężkie to — zaczyna narzekać Weronika — nie uważasz, że skoro my zawsze ogarniamy wałówkę, to chłopaki mogliby przynajmniej po nią podjechać?

— Przypominam ci, że chłopaki dbają o to byś miała czym przepić swoją wałówkę.

— I tak nic by im się nie stało, gdyby nam pomogli.

— Nie marudź i pośpiesz się, jak nie chcesz zmoknąć. Zaraz będzie lało, a raczej na deszcz nie jesteś gotowa.

To dodaje jej nowej siły i niemal biegnie z tymi siatami. Pierwsze krople deszcze spadają nam na głowę, gdy zamykamy za sobą furtkę przed domem Mikołaja. Wbiegamy do domu bez pukania, w środku już rozbrzmiewają pierwsze nuty „Sweet Child O’ Mine” zespołu Guns N’ Roses.

Siadamy w czwórkę w kole na dywanie. Dzisiaj nasza paczka jest w komplecie. Ja, Wera, Miki i Maciek. Ostatnio większość spotkań odbywała się bez Maćka. Jest od nas wszystkich starszy o 5 lat i ostatnie 5 lat spędził w Warszawie studiując i robiąc jak najwięcej kursów z programowania. Ze względu na odległość i chęć dorobienia sobie w weekendy odwiedzał nas sporadycznie. Teraz jest już po studiach i co prawda wrócił z Warszawy, to aplikował na kilka stanowisk w Stanach i czeka tylko na telefony z zaproszeniami na rozmowę o prace. Maciek jest typowym informatykiem, chudy, wysoki i nosi okrągłe okulary w czarnych oprawkach.

Ja też mam w planach wyjazd stąd. Poza moimi przyjaciółmi i chłopakiem nic mnie tu nie trzyma. Nikomu jeszcze nie mówiłam o tym, że złożyłam już papiery na studia prawnicze w Warszawie. Mikołaj nie chce stąd wyjechać. Powiedział, że nie zostawi swojej mamy tak, jak to zrobił jego ojciec. Wierzy w to, że ja nie zostawię jego. Myśli, że porzucę swoje plany i marzenia. Na każdą moją wzmiankę o wyjeździe odpowiada pytaniem „za co się utrzymam?” i „gdzie będę mieszkać?”

Wieczór mija nam przyjemnie przy grach, jedzeniu, piwie oraz dobrej muzyce.

— Kochani, wybaczcie ale musimy kończyć imprezę i rozpocząć sprzątanie. — mówi Mikołaj, który na każdej imprezie pilnuje zegarka. Zależy mu, żeby mama po powrocie weszła do czystego mieszkania i w ciszy położyła się spać.

— Ok stary, pozwól dopić piwo. Świetne gry przyniosłyście dziewczyny, może je zostawcie do przyszłego tygodnia. Chyba nie zrobią tu wielkiego bałaganu jak ustawimy je na górze regału. — śmieje się Maciek, dla którego Miki trochę przesadza z porządkowaniem.

— Bardzo śmieszne, ciekawe jak w twojej studenckiej norze było. — odgryza się Miki.

— Pośmieszkowane, to do roboty panowie, ja mogę pozmywać — zgłasza się Wera.

Sprzątanie nie zajmuje nam dużo czasu i już po paru minutach jesteśmy gotowi do wyjścia.

— O rany, ale okropna ulewa — rozpacza Wera — pożyczyłbyś nam parasol Miki?

— Dajcie spokój dziewczyny. Podrzucę Was moim samochodem.

— Czy aby nie piłeś? Byłam pewna, że zostawisz swój samochód u Mikiego i wrócisz na nogach do siebie?

— Och Ali, to tylko droga przez las. Poza tym piłem wyłącznie piwo.

— Ali, zgódź się. Chyba nie chcesz moknąć? — Wera patrzy na mnie błagalnie swoimi wielkimi oczami. Chyba nikt jeszcze nie był w stanie jej nic odmówić po tym spojrzeniu. Nie wiem, czy kieruje nią niechęć przed zmoknięciem czy ogromna chęć przejażdżki z Maćkiem, w którym od lat jest zakochana. Niestety bez wzajemności.

— Dobra, niech będzie. — Nie wiem, dlaczego w tym momencie się zgodziłam. Do dziś nie wiem, czy przez deszcz, czy przez wielkie oczy Wery, czy po prostu byłam już zbyt zmęczona i myślami byłam już w swoim łóżeczku. Naprawdę nie wiem, dlaczego podjęłam decyzję, która miała odmienić los nas wszystkich.8. Alicja 2023 r.

Wychodzę z pracy zadowolona, że to już koniec na dziś. Wsiadam do swojego samochodu. Eleganckiego i stylowego czarnego Mercedesa klasy E. Mój samochód ma lśniącą, głęboką czarną karoserię, która w słońcu mieni się niczym węgiel. Eleganckie linie nadwozia i chromowane wykończenia nadające mu prestiżowego i zarazem dyskretnego wyglądu. Ksenonowe reflektory doskonale komponują się z całością, a 18-calowe, aluminiowe felgi dodają mu sportowego charakteru. Wnętrze samochodu jest równie imponujące, co jego zewnętrzna strona. Skórzane, beżowe fotele są niezwykle wygodne i eleganckie. Kierownica obszyta jest skórą, a deska rozdzielcza wykonana z najwyższej jakości materiałów. Idealne odzwierciedlenie profesjonalizmu i elegancji. Jest nie tylko praktyczny i wygodny, ale także stanowi symbol statusu społecznego i sukcesu zawodowego.

Trzęsącymi rękami przekręcam kluczyk w stacyjce i kieruję się w stronę przedszkola, by odebrać swoje pięcioletnie bliźniaki. Parkuje pod przedszkolem i spoglądam na siebie w lusterku, nie podoba mi się to, co widzę. Na mojej twarzy miesza się strach, stres i poczucie winy. W takim stanie mogę przestraszyć swoje dzieci. Staram się uspokoić i poprawiam delikatnie makijaż. Myśl o zapachu złotych włosków moich dzieci pozwala mi choć trochę zapanować nad nerwami. Łapię za klamkę i już chcę wysiąść, gdy nagle dostrzegam zawzięcie dyskutujących rodziców dzieci z grupy moich bliźniaków. Zupełnie zapomniałam o zbliżającym się końcu roku przedszkolnego i organizowanej imprezie z tej okazji. Nie mam teraz głowy do rozmów o wypiekach, soczkach i prezentach. Przybieram na twarz najbardziej sztuczny uśmiech i chcę wyminąć grupkę rodziców.

— O! Alicja, dzień dobry — zauważa mnie jedna z matek, chyba najbardziej zaangażowana. Nawet nie mam bladego pojęcia, jak ma na imię.

— Witaj! Wybacz, ale strasznie się spieszę. Spodziewamy się dzisiaj gości — wchodzę jej w słowo, zanim zacznie swoje opowieści o tym kto i co będzie piekł.

— Och, rozumiem. W takim razie do jutra i udanego wieczoru.

Wraca do rozmów z rodzicami, którzy chętnie jej słuchają, a ja kieruję się po moje pociechy.

Wchodzę do prywatnego przedszkola, jak głosiły szyldy, najlepszego w mieście. Kilka języków, zero plastiku, wszystko eko i jedzenie oczywiście wyłącznie bio. Wszystko po to, aby dzieci, po powrocie do domu, do woli mogły grać na konsoli, oglądać bajki i zapychać się chipsami totalnie bez wyrzutów sumienia.

Patrzę z uśmiechem na ustach, jak biegną do mnie, Igor

i Iga, moje słodkie dzieci. Wyglądają jak z reklamy. Jasna cera, złote włosy i niebieskie oczy. Oboje mają na sobie lniane, białe koszulki i granatowe ogrodniczki.

Wpadają mi w objęcia, a ja z ulgą wdycham słodki zapach włosków, czekałam na to cały dzień. Na całym świecie nie istnieje piękniejszy zapach.

— Macie ochotę dzisiaj na pizzę czy może kino?

— Kino — odpowiada Iga.

— Pizza! — wykrzykuje Igor.

— Ok, to najpierw kino, a później pizza — mówię pojednawczo.

— Myślałam, że się spieszysz — słyszę za sobą oskarżycielski głos matki, którą przed chwilą udało mi się spławić. Nie sądziłam, że tak szybko skończyła swoje pogaduszki.

— Hej, właśnie dostałam smsa, moi goście przełożyli wizytę na jutro. — obdarzam ją szerokim uśmiechem i patrzę jak rzednie jej mina. 1:0 dla mnie.

— Wybacz, nie chciałam, żeby wyszło niezręcznie. Ach, Ci goście, zapowiadają się, a później odwołują — stara się zamaskować zakłopotanie — cóż, w każdym razie miłego dnia. Idę po moją Julię.

— Do jutra — żegnam ją z uśmiechem. Łapię za rączki moje kochane bliźniaki i wychodzimy z przedszkola.

W samochodzie dzieci przekrzykują się na zmianę:

— Ja wybieram film.

— Nie, ty wybierałaś ostatnio.

— Ale to ja wybrałam kino, prawda mamo? Ty możesz sobie wybrać pizzę.

— Hej, pizzę każdy sobie wybiera, a na film idziemy razem. To zagrajmy w papier, kamień, nożyce.

— Nie! Ja wybieram i koniec! Poza tym mam już wybrany.

— Tym gorzej — mruczy pod nosem bezradnie Igor.

— Hej, nie smucimy się. To ma być miłe popołudnie — staram się rozluźnić atmosferę między nimi. Nigdy nie staję po stronie żadnego z dzieci. Jestem zdania, że swoje konflikty powinni rozwiązywać między sobą, tylko w ten sposób są

w stanie prowadzić ze sobą zdrowe relacje.

W kinie Igor odzyskuje humor, gdy okazuje się, że Iga wybrała film, który też chciał obejrzeć. Kupujemy dużo popcornu, soczki jabłkowe i idziemy na seans. Dzieci oglądają z wypiekami na twarzy, a ja z fascynacją im się przyglądam. Mogę patrzeć na nich cały dzień, nie ma lepszego widoku, niż szczęście na twarzy osoby, którą kochasz. U mnie ten widok i szczęście są zdublowane.

Po filmie jedziemy do naszej ulubionej włoskiej pizzerii. Mimo tego, że są bliźniakami mają kompletnie inne upodobania i smaki. Igor jak zawsze zamawia pepperoni,

a Iga za każdym razem próbuje nowego smaku. Dzisiaj jej wybór pada na pizzę ze szparagami i gorgonzolą, na pewno jej zasmakuje, w końcu uwielbia jeść warzywa. Ja, tak jak Igor, zawsze zamawiam to samo, moja ulubiona to prosciutto, pomidorki i rukola. Nikt z nas nie jest w stanie zjeść całej swojej porcji więc pakujemy resztę na wynos. Będziemy dojadać na kolację wraz z moim mężem.

Popołudnie spędzone z moimi dziećmi dobrze mi zrobiło. Musiałam odzyskać spokój i zapanować nad swoimi nerwami, będzie mi to potrzebne w następnych dniach.

W tamtym czasie zrobiłam wszystko, co mogłam. Teraz się okaże czy wystarczająco dobrze. Zabawa się zacznie, jak już zidentyfikują odkryte szczątki. A tymczasem pora wracać do domu.10. 11 lipca 2023 r.

Noc bezgwiezdna, ciemna, głucha,

Gdzie błoto ścieżki wszystkie zna,

Krew to życie, co w mroku szepcze,

Ogień płonie, lecz świtu brak.

Żegnamy się z Mikim i wybiegamy na deszcz, biegniemy by jak najszybciej schować się w starej Hondzie Maćka. Wskakuję na tylne siedzenie, nie po to Wera chciała jechać, by siedzieć teraz z tyłu. Deszcz miarowo odbija się od szyb, słyszę roześmiane rozmowy Wery i Maćka i czuję jak powoli odpływam, jestem tak kosmicznie zmęczona.

— Halo! Ali, Śpiąca Królewno — zasnęłam, otrząsam się, otwieram oczy i oślepia mnie światło we wnętrzu samochodu.

— Co jest? — pytam zdezorientowana Wery, która mnie obudziła.

— Jestem na miejscu, wysiadam. Jedziecie dalej sami, nara.

— Ok, to nie był powód, żeby mnie budzić. Do jutra.

Nie wiedziałam, że nasze wspólne jutro nie nadejdzie. Nie wiedziałam, że to była ostatnia wspólna impreza naszej paczki. Kochałam Weronikę jak siostrę. Kochałam ją bardziej od Mikiego.

— Przesiadasz się do przodu? — pyta Maciek.

— Nie, dzięki. Tu mi wygodnie, nie chcę dodatkowo moknąć.

— Ali?

— Co jest?

— Co z twoimi planami? Mi możesz powiedzieć. Jestem

z tobą, wyjedź stąd, póki masz szanse.

— Nie chce o tym gadać. Skup się lepiej na drodze.

— Daj spokój, nie gniewaj się. Wiem, że Miki nie traktuje cię poważnie. Mówię serio, jak potrzebujesz pomocy, to jestem. Udało mi się coś odłożyć. Zaraz i tak zaczynam pracę więc możesz na mnie liczyć.

— Mówię poważnie, nie mam ochoty o tym rozmawiać. Poza tym, dam sobie radę.

— Czemu się wściekasz?

— Bo z góry zakładasz, że potrzebuję pomocy.

— Ok, wybacz.

BUM — ten huk będzie brzmiał w moich uszach przez kolejne lata. Głuche uderzenie bezwładnego ciała o maskę starej Hondy Maćka. I przeraźliwy pisk hamulców na mokrej od deszczu ulicy. Krzyk. Mój. Jego. Nasz wspólny. Ułamki sekund. Tylko tyle i aż tyle. Przed oczami przelatują mi obrazy dzisiejszego dnia, impreza, gry planszowe, piwo, nasz śmiech i duże oczy Wery, przez które się tu znalazłam.

— Co to było do cholery?

— Nie mam pojęcia Ali. Może jeleń? — mówi Maciek, chwyta za klamkę i wysiada z samochodu. Siedzę sparaliżowana i nie potrafię się ruszyć. Czuję się, jakbym przykleiła się do fotela. Zamykam oczy. Liczę w myślach do pięciu. Otwieram. Nic się nie zmieniło. Patrzę przez szybę na Maćka, z ledwością go dostrzegam przez tą ulewę mimo, że stoi w światłach reflektorów samochodu. Widzę, jak łapie się za głowę. Odczytuję z ruchu jego warg, jak powtarza jak mantrę „nie, nie, nie”. Odzyskuję władzę nad swoim ciałem i również wysiadam z samochodu. Nie jestem jeszcze gotowa, by iść zobaczyć co znajduje się przed maską.

— Maciek! — próbuję przekrzyczeć ulewę — Maciek! Halo! Co się stało?! — ale on mnie nie widzi, nie słyszy. Jest w swoim świecie. To daje mi pewność, że przed maską nie leży jeleń. Staram się podejść jak najbliżej Maćka. Tak, żeby nie zauważyć tego, co się zdarzyło. W myśl idei: to czego nie widzę, się nie wydarzyło. Łapie go za rękaw, a on w odpowiedzi łapie mnie mocno, po czym się wtula we mnie jak dziecko w matkę.

— Spokojnie, powiedz co się wydarzyło — mówię spokojnym, poważnym tonem.

— Ali, ja ją zabiłem.

Czuję, jakby wbił mi nóż w pierś. Odpycham go delikatnie od siebie i wtedy to widzę. Kątem oka dostrzegam czerwony rower. Ten czerwony rower. Jedyny składak we wsi z przyozdobionymi szprychami w kolorowe koraliki. Sama te koraliki tam wczepiałam. Właścicielka tego roweru robiła mi spaghetti, chcąc przywołać mi szczęśliwe chwile spędzone z moją mamą. Rozglądam się i dostrzegam ręce, które uczyły mnie zagniatania ciasta drożdżowego, jedyne ręce, które tuliły moje małe ciałko po stracie mamy. Spracowane ręce samotnej matki, która miała siłę i miejsce w sercu na jeszcze jedno dziecko. Widzę kobietę, która była jak moja matka zastępcza, a teraz leży na asfalcie i krew wycieka jej z głowy. Patrzy się na mnie szeroko otwartymi oczami, nieprzytomnie.

Drugi raz straciłam matkę.

— Dzwoń po karetkę! Słyszysz co mówię? Dzwoń, zrób coś! — zaczynam krzyczeć, nagle dochodzi do mnie irracjonalna nadzieja, że da się jeszcze ją uratować.

— Zwariowałaś? Ali, ona już nie żyje. Już jest za późno.

— Gówno wiesz. Dzwoń do cholery.

— Ali, pomyśl.

— To jest Maria, matka twojego przyjaciela. Zapomniałeś? Chcesz ją zostawić na środku drogi? Myślisz, że ujdzie Ci to na sucho?

— Oboje piliśmy. Pójdziemy siedzieć.

— Chyba ty pójdziesz.

— Jesteś pewna? A ty trzeźwa jesteś?

— Nie ma to znaczenia, nie zostawimy jej.

— Oczywiście, że nie.

— To jak mamy to ustalone, to bierz telefon i dzwoń.

— Nie. Musimy ją stąd zabrać i to szybko.

— Niby gdzie?

— Serio muszę ci to tłumaczyć?

— Czekaj, czy ty chcesz ją zakopać jak psa? Odbiło ci?

— Oboje mamy przed sobą przyszłość, a ona jak widać już nie bardzo.

— Och, serio? Mam ci przypomnieć przez kogo?

— Myślisz, że dobrze mi z tym. Pomóż mi Ali, możemy uratować tylko siebie z tej sytuacji.

— Jesteś porąbany. Jak niby chcesz to zrobić? Nie ma takiej opcji. Ona zasługuje na normalny pochówek. A Mikołaj zasługuje, żeby wiedzieć.

— Błagam Cię Ali, on się załamie. Stracił matkę przez swojego najlepszego przyjaciela i dziewczynę.

— To nie jest moja wina! — krzyczę.

— Nie jechałbym tędy, gdybyś nie zgodziła się, żebym was podwiózł do domu.

Ma racje, to nie jest jego trasa do domu. I ma racje, mamy przed sobą przyszłość. Wiem, że Maria mnie kochała jak córkę i nie chciałaby, żebym zniszczyła swoje życie, pokutując za ten wypadek.

Zgadzam się i pomagam załadować rower i Marię do samochodu.

Po raz kolejny tego wieczoru podejmuje decyzję pod wpływem chwili. Nie wiem dlaczego. Mogłam się uprzeć. Mogłam się nie zgadzać. Kolejny raz nie powinnam była się zgadzać. Kolejny raz popełniam błąd.11. Alicja 2023 r.

Wjeżdżamy na podjazd naszej willi zlokalizowanej na Wilanowie. Nasz dom wyróżnia się minimalistyczną bryłą, gdzie dominują proste, geometryczne formy i duże przeszklenia, tworząc płynne przejście między wnętrzem a otaczającym ją ogrodem. Fasada wykonana z naturalnego kamienia i szkła, w połączeniu z elementami stalowymi, tworzy harmonijną kompozycję, która doskonale wpisuje się w zielone otoczenie. Zawsze marzyłam o mieszkaniu z wysokimi sufitami i podłogami z białego marmuru, które odbijają naturalne światło, nadając pomieszczeniom lekkości i przestronności. Centralnym punktem domu jest salon z panoramicznymi oknami, oferujący widok na starannie zaprojektowany ogród. Oczywiście posiadamy energooszczędne rozwiązania, takie jak pompy ciepła, fotowoltaika i system rekuperacji.

Zauważam, że na podjeździe nie stoi samochód mojego męża. Sprawdzam komórkę, tak bardzo skupiłam się na dzieciach, że zapomniałam o całym świecie. I rzeczywiście, jest sms od Jana, napisał, że musiał pojechać do taty pomóc mu w ogrodzie.

Wysiadamy z samochodu i wchodzimy do domu. Wyłączam alarm i idę zaparzyć sobie herbaty. Wybieram jaśminową z wanilią. W kuchni mam specjalny regał z puszkami przeróżnych herbat z całego świata. Uwielbiam herbaty. Z zamkniętymi oczami potrafiłabym rozróżnić każdy jej rodzaj.

Rozsiadam się wygodnie na kanapie ze swoją herbatą i dobiega mnie dźwięk silnika V8, to mój mąż podjeżdża pod dom swoim Mercedes-AMG E63. Stęskniłam już się za nim. Poznaliśmy się na studiach prawniczych i to była miłość od pierwszego wejrzenia. Moja pierwsza i jedyna. Jan wywodzi się z bogatej rodziny, w której zawód prawnik jest wpisany w DNA, mają rodzinną kancelarie prawną. Wiele razy proponował mi wspólną pracę, jednak nigdy nie naciskał. A ja nigdy się nie zgodziłam, przez wzgląd na jego rodziców, którzy szczerze mnie nie lubią. Nie kłócimy się, dogryzamy sobie w przyzwoity sposób, tolerujemy się wzajemnie z uwagi na Jana. Nikt z nas nie wytrzymałby dnia w jednej pracy. Rodzice Jana, Teresa i Henryk, uważają, że Jan powinien związać się z kimś z szanowanej rodziny, z wyższych sfer. Ich zdaniem marnuje sobie życie przy mnie i nigdy nie wiadomo, czy nie skończę jak mój ojciec. Nie mniej jednak nie będę im ułatwiać życia. Swoją karierę rozwijam w kancelarii, która jest ich największą konkurencją. Praca tam to takie moje małe, prywatne zwycięstwo. Jan nie ma z tym problemu, dla niego liczy się, abym była szczęśliwa.

— Dzień dobry kochanie. Jak minął ci dzień? — pyta Jan wchodząc do salonu. Zawsze emanuje spokojem i pewnością siebie.

— Cześć. Dziękuję, bardzo dobrze. Zabrałam dzieciaki do kina, a później pojechaliśmy na pizzę. Masz trzy smaki do wyboru w kuchni.

— Dzięki, ale chyba sobie podaruję. Pani Janina dzisiaj zaczęła gotować na jutrzejsze przyjęcie mamy i poczęstowała mnie pasztecikami. Były tak obłędne, że zjadłem cały talerz.

Mówiąc to, wskazuje na swój brzuch, choć ma posturę, która zdradza dbałość o kondycję fizyczną. Jest wysoki, o atletycznej sylwetce, którą utrzymuje dzięki regularnym treningom i tenisowi. Jego włosy, choć zaczynają siwieć na skroniach, są zawsze starannie ułożone. Oczy, o głębokim brązowym kolorze, patrzą przenikliwie i z opanowaniem, co często wykorzystuje w sali sądowej, aby zyskać przewagę nad oponentem.

— To już jutro? Słynne przyjęcie urodzinowe Teresy.

— Chyba nie zapomniałaś?

— Bynajmniej, mam nawet prezent kupiony.

— Na pewno się ucieszy.

— Z całą pewnością. A teraz pokaż, co tam chowasz.

Uśmiecham się do niego i wskazuję na brązową kopertę, którą trzyma w dłoni.

— Ach, to — unosi kopertę — leżało na wycieraczce, dziwne trochę. Jest zaadresowane do ciebie. Z tym, że adres się nie zgadza.

— Może ktoś pomylił adres.

— Nie o to chodzi, to nawet nie jest adres warszawski — patrzy na kopertę i odczytuje głośno — ul. Klonowa 7 Brzozówka. Mówi ci to coś?

Sztywnieję, a po ciele przechodzi mi zimny dreszcz. Ktoś mnie odnalazł tu, w domu, nie w kancelarii, co można wyszukać w internecie. Ktoś musiał mnie śledzić.

— Alicja? Wszystko ok? — wyrywa mnie z zamyślenia.

— Wybacz, tak ok. To faktycznie dziwne, to adres mojego rodzinnego domu. Cóż, podaj mi to.

Przypatruje mi się z zaskoczeniem i wręcza mi kopertę. Trzymam chwile ją w dłoniach, waham się przed otwarciem. Biorę głęboki wdech, odrywam górę i wkładam rękę do koperty. Czuję pod palcami coś wilgotnego i natrafiam na jakiś papier. Szybko wyciągam dłoń razem ze świstkiem papieru z koperty, jest pokryta błotem i trzymam w niej wyciętą pierwszą stronę dzisiejszego wydania Kuriera codziennego. Ktoś na środku napisał czerwonym flamastrem:

„_To nie są szczątki Marii Barańskiej, ale Ty o tym dobrze wiesz Ali.”_

Nogi mam jak z waty, ręce zaczynają mi się trząść. Znów są całe w błocie. Ktoś wie, ktoś zna moją tajemnicę. Tylko kto? Przecież nie było nikogo. A jeżeli ktoś wtedy jednak był tam z nami, to dlaczego milczał przez 20 lat.

— Kochanie? Wyglądasz na roztrzęsioną? Co to takiego?

Przede wszystkim Jan nie może tego przeczytać, drę na kawałki gazetę wraz z kopertą i idę wyrzucić to do kosza.

— Jakieś durne żarty. Ktoś musiał się dowiedzieć, że tam mieszkałam i przysłał mi dzisiejszą gazetę. Żenujące.

— Zupełnie zapomniałem o dzisiejszych wiadomościach. Kto mógłby sobie pozwolić na takie żarty?

— Nie mam pojęcia. Z pewnością nikt wart uwagi.

— Na pewno dobrze się czujesz?

— Tak, nic mi nie jest. Z chęcią wypiłabym jeszcze jedną herbatę.

— Zaparzę nam.

— Super, poproszę białą z mango. A ja wezmę w tym czasie kąpiel.

Daję mu buziaka i wychodzę. Kąpiel dobrze mi zrobi. Relaksuję się w gorącej wodzie z olejkami zapachowymi. Na dziś wybrałam lawendę i słodką pomarańczę. Kładę się wygodnie w wannie i zamykam oczy. Staram się wyrzucić z mojej głowy obraz moich rąk całych brudnych od krwi i błota.

Spędziłam w swojej łazience tyle czasu, że gdy już z niej wychodzę, to mój mąż właśnie mówi naszym dzieciom dobranoc. Zdążył im obojgu pomóc w kąpieli i przeczytał im bajkę. Schodzę do salonu i sięgam po zimną już herbatę, lubię taką. Czekam, aż dołączy do mnie Jan.

— Wybacz, zasiedziałam się trochę. — mówię do niego, gdy wchodzi do salonu.

— Nic nie szkodzi, musiała cię ta koperta wyprowadzić z równowagi. Jeszcze te dzisiejsze wiadomości. Znałaś tą kobietę?

— Tak. Jak wiesz, Brzozówka to mała wieś. Każdy zna każdego.

— Chcesz o tym pogadać?

— Nie, nie ma o czym. Nie było mnie tam już tak długo, nie tęsknię za tymi ludźmi. Wszystkich, których kocham mam pod jednym dachem.

Uśmiecham się do niego i przysuwam, by wtulić się w jego ramiona. Obejmuje mnie czule i całuje w czoło.

— Ali? Wiem, że o to pytałem wiele razy, ale może w świetle zaistniałych wydarzeń chciałabyś pojechać odwiedzić tatę?

— Mam jechać odwiedzić tatę z okazji odkopania czyiś szczątków?

— Może faktycznie zabrzmiało to dziwnie, ale myślałem, że może on też znał tą kobietę i to przeżywa. Może potrzebuje wsparcia.

— Przeżywać to on może każde rozstanie z butelką i wsparcia to i owszem potrzebuje, ale w zakupie kolejnej flaszki. Mój ojciec mnie nie potrzebuje, ani też za mną nie tęskni. Zrozum to wreszcie Jan.

— Nie możesz tego wiedzieć. Ludzie się zmieniają.

— Nikt nie wie tego lepiej ode mnie. Albert już przeszedł swoją życiową metamorfozę: z kochanego tatusia w potwora nienawidzącego swojej córki. Wystarczy.

— Dobrze Ali, nie namawiam. Chciałbym, żebyś wiedziała, że jeżeli się tylko zdecydujesz, jestem gotowy towarzyszyć ci.

— Dziękuję. Chodźmy spać, w końcu jutro wielki dzień. Również z chęcią ci potowarzyszę.

Następnego dnia przychodzę do pracy nieco spóźniona. Kupiłam po drodze muffinki z myślą o przeproszeniu Niny za wczoraj. Zahaczam o recepcję i przepraszając wręczam jej kartonik. Zbieram od razu dzisiejszą prasę. Chcę ją poczytać w ciszy, bez towarzystwa sekretarki.

— Zobaczymy się w przerwie na lunch. Mam urwanie głowy dzisiaj — mówię do niej z wyprzedzeniem, zanim zechce wypić kawę i zjeść muffinki w moim gabinecie.

— Jasne, dziękuję za muffinki i wcale się nie gniewam.

Akurat. W to bym nie uwierzyła, największa plotkara w kancelarii. Lepiej mieć ją po swojej stronie.

Siadam wygodnie w fotelu i zaczynam czytać gazetę. Jestem pewna, że już się dowiedzieli, że wcale nie wykopali Marii, pytanie czy dowiedzieli się, kogo wykopali.

_Kurier codzienny wydanie z 4 czerwca 2023 r._

_Do kogo należą znalezione szczątki?_

_„W związku z ostatnimi doniesieniami medialnymi dotyczącymi odnalezionych szczątków ludzkich w lesie nieopodal wsi Brzozówka, Komenda Główna Policji informuje, że wstępne wyniki badań antropologicznych i genetycznych przeczą, że odnalezione szczątki mogłyby należeć do tajemniczo zaginionej sprzed laty Marii Barańskiej._

_Szczątki, które pierwotnie sądzono, że mogą należeć do zaginionej przed dwudziestoma laty, w rzeczywistości są szczątkami młodego mężczyzny w wieku między 20 a 25 lat. Takie wnioski płyną z dokładnej analizy struktury kości oraz zaawansowanych testów DNA._

_Pomimo odnalezienia szczątków wraz z czerwonym rowerem, który jak sądzono, należał do pani Barańskiej, śledczy wykluczają, aby były to jej szczątki. W świetle nowych dowodów, policja rozpoczęła intensywne działania mające na celu ustalenie tożsamości odnalezionego mężczyzny oraz okoliczności i przyczyny jego śmierci. Komenda Główna Policji potwierdza, że szczątki leżały zakopane w tym miejscu przez około 20 lat. Śledztwo w tej sprawie jest kontynuowane z najwyższą starannością, a policja apeluje do wszystkich osób, które mogą posiadać jakiekolwiek informacje mogące przyczynić się do wyjaśnienia tej zagadki, o kontakt z najbliższą jednostką policji._

_Ciekawym jest fakt, że w tym czasie nikt, ani we wsi Brzozówka, ani w obrębie najbliżej sąsiadujących wiosek, nie zgłosił zaginięcia mężczyzny w tym przedziale wiekowym. Tożsamość ofiary nadal pozostaje tajemnicą._

_Sprawa zaginięcia pani Marii Barańskiej pozostaje nierozwiązana, a policja nadal prowadzi intensywne poszukiwania mające na celu ustalenie jej losów.”_

— Oczywiście, że nikt nie zgłosił zaginięcia. Dzięki mnie, dla wszystkich, on wciąż pozostaje żywy.

Mówiąc to, wyciągam kluczyk z torebki i otwieram swoją prywatną szufladę. Wyciągam z niej bardzo stary laptop. Za zhakowanie go zapłaciłam wtedy sporą część moich oszczędności. Nie mniej jednak było to niezbędne.

— Czas odpisać na maile póki jeszcze jesteś żywy — mówię na głos, czekając aż laptop się załaduje.12. Noc z 11 na 12 lipca 2003 r.

Deszcz odbija się od szyb. Patrzę na spływające po szybie krople i czuję łzy spływające mi po policzku. Nie odwracam się w stronę Maćka, nie mogę na niego patrzeć. Jedziemy już bardzo długo. Zbyt blisko mogliby ją odnaleźć. Tak daleko nikt nie będzie szukał. Zjeżdżamy z asfaltu na leśną dróżkę. Słyszę jak z tyłu koraliki trzęsą się na szprychach koła roweru Marii. Robi mi się niedobrze.

Po paru minutach jazdy w głąb lasu Maciek zatrzymuje samochód.

— Ok, tyle wystarczy. Idziemy Ali? Mam łopatę w bagażniku.

— O brawo, nie ma to jak świetne przygotowanie na takie okoliczności.

— Daj spokój, mi też nie jest łatwo. Byłem dzisiaj na działce pomóc babci sadzić kwiatki i takie tam — łapie mnie za rękę, ale od razu ją wyrywam. — Spójrz na mnie, proszę.

Odwracam się i spoglądam mu prosto w twarz.

— Patrzę, teraz czujesz się lepiej?

— Dlaczego jesteś na mnie zła? Zrobię wszystko sam, jak wolisz. Tylko nie złość się na mnie. Ali, jesteś mi jak siostra, nie chce stracić i ciebie.

— A ona była mi jak matka.

— Wiem. Też była mi bliska.

Nagle coś we mnie pęka i zaczynam mocno szlochać. Maciek bierze mnie w ramiona i mocno tuli, dopóki się nie uspokajam. Siedzimy tak z dobre pół godziny. W końcu ocieram łzy i wracam na swoje miejsce.

— Pomogę ci, to też moja wina. Masz rację, nie mogę całej swojej złości skierować na ciebie. Chodźmy.

— Dzięki Ali.

Wyskakujemy z samochodu i bierzemy z bagażnika łopatę. Kopiemy na zmianę. Deszcz nie przestaje padać. Jesteśmy przemoczeni do suchej nitki. Po twarzy ciekną mi łzy mieszające się z deszczem. Po godzinie udaje nam się wykopać sporych rozmiarów dół. Zmieścimy tu i ciało i ten pieprzony rower.

_Alicja 2023 r._13. Alicja 2023 r.

Włączam skrzynkę mailową, która należy do Maćka. Nie wchodziłam tu jeszcze od czasu podania do wiadomości informacji o znalezionym ciele, albo raczej tym co z niego pozostało. Dostrzegam kilka nieprzeczytanych wiadomości. Zaczynam od wiadomości od Mikołaja. Są dwie, otwieram najpierw starszą.

Przerywa mi dźwięk telefonu. To Teresa, czego ona może chcieć.

— Dzień dobry Tereso — mówię, odbierając telefon.

— Tym razem naprawdę przegięłaś Alicjo. Za kogo ty się uważasz? — atakuje mnie na samym wstępie, pomija wszelkie uprzejmości. Zupełnie zbija mnie z tropu. Nigdy nie zaatakowała mnie tak bezpośrednio. Chodząc z kijem w czterech literach, obdarowywała mnie dotychczas uszczypliwymi komentarzami, rzucanymi z jadowitym uśmiechem, nie tworząc, na wypchanej botoksem twarzy, ani jednej zmarszczki.

— Wybacz, ale nie mam pojęcia o czym mówisz Tereso.

— Daruj sobie. Nawet jak na ciebie to słabe.

— Może mnie oświecisz?

— Nawet nie miałaś odwagi przekazać mi tego prezentu osobiście — słowo „prezentu” wypluwa z obrzydzeniem w głosie. — Może dla ciebie również wydawał się żenujący.

— Mój prezent dla ciebie nadal czeka u nas w domu. Wręczę ci go dopiero wieczorem. Naprawdę nie wiem, o czym mówisz.

— Może ten oficjalny prezent tak, ale nie odpuściłaś sobie, żeby wbić mi dzisiaj szpilę.

— Od rana siedzę w pracy, skończmy z tymi gierkami. Powiedz, co się takiego wydarzyło.

— Dlaczego miałabym to robić? Nie pamiętasz co robisz?

— Może dlatego, żebyśmy mogły sobie wyjaśnić sytuację, o którą mnie oskarżasz?

— Na progu mojego domu ktoś zostawił prezent urodzinowy. Życzenia były od ciebie.

— Jaki prezent? Co to było? — mam złe przeczucia.

— Tanie wino w plastikowej butelce, pięknie przewiązane czerwoną kokardą z dołączonym liścikiem.

— Daj spokój Tereso. Dobrze wiesz, że nie pijam alkoholu

i nie wręczam go również w prezencie.

Nie ruszam alkoholu od dnia wypadku. Jestem świadomą, niepijącą osobą. Według opinii rodziców Jana jestem alkoholiczką i stąd moje podejście antyalkoholowe. Średnio mnie to interesuje, liczy się dla mnie to, że Jan mi wierzy.

— Nie pijesz i myślisz, że jesteś przez to lepsza od nas?

— Och, oczywiście, że nie. Każdy ma prawo przeżyć swoje życie jak chce. Powiedz mi, co było napisane w liściku.

— Przeczytam ci, skoro zapomniałaś, co napisałaś:

_„Wypij, ale nie wsiadaj później do samochodu. Wszystkiego najlepszego Mamo, Twoja Alicja.”_

— Wybacz Tereso, to naprawdę nie ja. Nie zniżyłabym się do takiego poziomu.

— Wątpię, jesteś zdolna do wszystkiego.

— Przykro mi, że coś takiego cię spotkało.

— Uważaj, bo ci uwierzę. Zastanów się co robisz matce swojego męża. Należy mi się szacunek. Do widzenia Alicjo.

Rozłącza się, nie czekają na moją odpowiedź. Zostaję sama z mętlikiem w głowie. Kto mógł zrobić coś tak żenująco głupiego. Choć było w tym jakieś przesłanie. Jazda po pijaku. Wino w plastikowej butelce jakim raczy się mój ojciec. No i fakt, że ktoś wie o wiele więcej o mnie, niż mogę sobie wyobrazić. Ktoś wie, gdzie mieszka moja teściowa i że dziś ma urodziny. Co jeszcze może się stać?

Nie będę marnować czasu na dywagacje. To do niczego nie prowadzi. Wracam do czytania maili.

_Cześć stary, nie wiem czy śledzisz polskie newsy._

_W każdym bądź razie znaleźli dzisiaj szczątki w lesie wraz_

_z rowerem mojej mamy. To musi być ona, choć znaleźli ją_

_50 km od naszej wsi. Rozmawiałem z policjantem, powiedział, że ktoś musiał ją potrącić jak jechała i wywiózł daleko, poza teren potencjalnych poszukiwań. Czuję ulgę, że w końcu to się zakończy i będę mógł ją pochować. Choć to przykre, bo jednak cały czas żyłem nadzieją, że pewnego dnia drzwi się otworzą i wejdzie do domu jakby nigdy nic._

_Może to głupie, nie zrozum mnie źle. Nigdy wcześniej nie przyszło mi to do głowy, ale Ty z Alicją nagle zniknęliście. Zaraz po imprezie, po nocy, w której zniknęła moja mama. Zawsze, gdzieś z tyłu miałem przekonanie, że może było coś między wami i Ali ze wstydu ze mną zerwała i wyjechaliście. Jednak teraz wydaje mi się, że powód mógł być inny. Naprawdę chciałbym się mylić. Odezwij się i bez urazy._

Cholera. Nie jest dobrze. Mikołaj się domyśla. Idzie dobrym tokiem, ciekawe co powie na dalsze newsy. Nie czekam i odczytuję drugiego maila. Na pewno zna najnowsze doniesienia.

_Liczyłem na jakąś odpowiedź z Twojej strony. Jeżeli wczoraj czułem się źle oskarżając Cię, to uwierz, że dziś jest jeszcze gorzej. Odwiedził mnie Twój ojciec. Na początek pomyślałem, że zwariował. Długo rozmawialiśmy i podzielam jego obawy._

_Przyszedł do mnie i zaczął wykrzykiwać, że nie żyjesz, że cały czas piszemy te maile z Twoim mordercą. Uważa, że znalezione szczątki w lesie należą do Ciebie._

_Zgodnie stwierdziliśmy, że nie możemy nijak potwierdzić, że piszemy z Tobą — Maciejem Dąbrowskim. Po drugiej stronie ekranu może być każdy. Dla Twojego ojca już dawno wydawało się podejrzane to, że przez dwadzieścia lat tylko mailujemy. Zero telefonów, videorozmów, zdjęć. Już nawet nie wspominamy, że nigdy nie byłeś w stanie przylecieć do Polski, nawet wtedy, gdy Twój ojciec po wylewie trafił do szpitala._

_Dajemy Ci 24 godziny na podanie dowodu, że to Ty. Po tym czasie idę z Twoim ojcem na policje. Dostarczymy policji maile wraz z Twoim DNA, żeby porównali je ze znalezionymi szczątkami._

To koniec. Nie ma na to odpowiedzi. Cokolwiek bym nie napisała, to już nic nie zmieni. Czas to zakończyć, przerwać cienką linkę, która łączyła mnie z tamtym życiem. Dzięki tym mailom miałam wiedzę, co się u nich dzieje. Pora pozbyć się laptopa, ale zanim to zrobię muszę odczytać jeszcze dwa maile. Od mamy Maćka. Żadnej z dostępnych informacji nie mogę pominąć.

Pani Janina nauczyła się pisać maile, kiedy jej syn wyjechał na studia. Niezwykle ułatwiło mi to życie. Nie mogłabym przez telefon udawać jej syna. Listownie też odpada, w końcu Maciek rzekomo jest w Stanach nie

w Warszawie.

Zaczynam czytać maila, który właśnie się załadował:

_Maciusiu, kochanie, dzisiaj znaleziono szczątki Pani Marii. To straszne, jak ktoś mógł zrobić coś takiego. Brak mi słów. Mikołaj na pewno mocno to przeżywa, potrzebuje Cię. Przyjedź synku, już czas najwyższy. Tata czuje się coraz gorzej, zależy mu na spotkaniu z Tobą. Lekarze mówią, że nie jest z nim dobrze. Kochamy Cię._

Nie czekając ani chwili, przechodzę do następnej wiadomości.

_Maciek, tata oszalał. Policja zaprzeczyła, że znalezione ciało należy do Pani Marii. Podali do wiadomości, że szczątki należą do mężczyzny. Ojciec uważa, że poza Tobą w tym czasie nikt ze wsi nie zniknął. Pokłóciliśmy się, wykrzyczał mi, że nie wiadomo z kim pisze sobie te maile. Powiedział, że poza mailami nic więcej od Ciebie nie mamy. Przepraszam Cię synku, sama sobie nie mogę wybaczyć tego ziarna niepewności w moim sercu. Jak mogłabym wątpić w swoje dziecko._

_Nigdy nie zadzwoniłeś do nas, przez tyle lat. Nie przyjechałeś. My nawet nie wiemy jak Ty wyglądasz._

_Daj nam jakiś dowód. I już czas byś przyjechał._

Nie sądziłam, że bogobojna Janina może zwątpić. Mamy jeszcze czas zanim policja poda do wiadomości czyje szczątki odkopali. Chcę dać jej jeszcze ostatnie chwile, zanim jej świat się zawali. Ręce same układają mi się na klawiaturze. Muszę jej odpisać.

_Kochana mamo, to ja Twój syn. Przyjadę, obiecuję. Będę w przyszłym tygodniu._

_Do zobaczenia, Twój Maciek_

Nie jest to uczciwe z mojej strony, ale czy morderca może być uczciwy? To dzięki kłamstwu utrzymujemy się na wolności.

Pakuję laptop do torby, nie może dłużej tu leżeć. Dzisiaj się go pozbędę.15. Alicja 2023 r.

Koniec pracy na dziś. Miałam dużo wrażeń, mam nadzieję, że to koniec jak na jeden dzień. Zamykam swoje biuro i kieruję się do wyjścia.

— Alicjo — słyszę, jak woła mnie Nina. Wydawało mi się, że na lunchu omówiłyśmy wszystko. Co jeszcze może ode mnie chcieć.

— Tak Nino?

— Wybacz, rano miałam podzieloną korespondencje. Dałam ci wszystko, jednak później znalazłam jeszcze to.

Pokazuje mi brązową kopertę i spogląda na mnie przepraszającym wzrokiem.

— Co to jest? — pytam, choć koperta łudząco przypomina mi tę wczorajszą.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: