Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zagubione dziedzictwo - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Zagubione dziedzictwo - ebook

Książka opowiadająca losy dwójki bohaterów – młodego pirata-przemytnika i profesora instytutu poważnej uczelni. Razem zostają wysłani przez lokalne siły specjalne kolonii na misję odzyskania wraku statku, który został odkryty na wrogim terytorium. Kosmiczna przygoda szybko się komplikuje, gdy bohaterowie wpadają w kolejne kłopoty i nim osiągną swój cel, mają już całkiem spore doświadczenie, a ich przyjaźń jest silniejsza niż zwykle. Jednak pomimo starań i poświęceń, za horyzontem czekają złe i mityczne siły, które poddają ich próbie i starają się urzeczywistnić swoje własne, niecne plany…

Kategoria: Fantastyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66070-32-5
Rozmiar pliku: 4,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

Podziękowania i parę słów wstępu

Rozdział pierwszy

Interludium pierwsze

Rozdział drugi

Rozdział trzeci

Rozdział czwarty

Interludium drugie

Rozdział piąty

Rozdział szósty

Rozdział siódmy

Rozdział ósmy

Rozdział dziewiąty

Rozdział dziesiąty

Rozdział jedenasty

Rozdział dwunasty

Rozdział trzynasty

Rozdział czternasty

Rozdział piętnasty

Rozdział szesnasty

Rozdział siedemnasty

Rozdział osiemnasty

Rozdział dziewiętnasty

Rozdział dwudziesty

Rozdział dwudziesty pierwszy

Rozdział dwudziesty drugi

Rozdział dwudziesty trzeci

Rozdział dwudziesty czwarty

Rozdział dwudziesty piąty

Interludium trzecie

Rozdział dwudziesty szósty

Rozdział dwudziesty siódmy

Rozdział dwudziesty ósmy

Interludium czwarte

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Rozdział trzydziesty

Rozdział trzydziesty pierwszy

Rozdział trzydziesty drugi

Rozdział trzydziesty trzeciPodziękowania i parę słów wstępu

Drogi czytelniku, nim otworzysz bramy do fragmentu mojej nieokrzesanej wyobraźni, chciałbym, byś wpierw wysłuchał paru słów. Słów, w których wyjaśnię przyczynę, jak i inspirację do początku historii, której – mam nadzieję – z przyjemnością doświadczysz.

Nie będę wymieniał wszystkich szczegółów czy niuansów, które poukrywałem pomiędzy wersami tej książki. Pozostawię to wszystkim sprytnym oczom, które je wyłapią i zachowają dla siebie. Powiem tylko, że sam rdzeń historii ma swoje początki w różnych gatunkach twórczości, zaczynając przede wszystkim na wielu książkach, przechodząc przez niektóre seriale telewizyjne i kończąc na pojedynczych grach komputerowych, których byłem wielkim fanem. Przyjemność, jaką mi przyniosły z pobudzania mojej wyobraźni, starałem się bezpośrednio przełożyć na między innymi tę historię. Teraz moim pragnieniem jako autora jest oddanie części z tej przyjemności następnym osobom, które, mam nadzieję, uda mi się zainspirować do wymyślenia własnych epickich światów.

Wszystko ma jednak swój początek, więc pozwolę sobie teraz podziękować osobom, bez których na różnych etapach pisania i tworzenia nie ukończyłbym tej książki ani nie wymyślił całego mojego pozostałego uniwersum.

Zaczynając od początku, muszę oddać honory mojej siostrze oraz mojej mamie. Ich poranne polityczne rozmowy za czasów moich początków studiów, których musiałem słuchać z rana przy śniadaniu, chociaż niechętnie, to jednak stały się główną siłą napędową i stworzyły rdzeń i zarys do tej historii. Historii, która z czasem w pełni ukaże się w świetle dziennym. W drugiej kolejności muszę podziękować mojemu dobrego przyjacielowi Adamowi, z którym prowadziłem długie wielogodzinne rozmowy i opowiadania na tematy wszelakie, przy jednym czy często dwóch lub więcej puszkach piwa. Głównie jednak nasze tematy opierały się o wzajemnie wymyślone historie i opowiadania. Nasze rozważania same z siebie mogłyby zostać zamknięte w niejedną książkę, ale to inny temat. Dziękuję mu za to, że de facto dla mnie stał się tym pierwszym ruchem tłoka w silniku. Bez poczucia lekkiej rywalizacji nie byłbym wstanie niczego zacząć. Muszę też wspomnieć, że za jego sprawą odkryłem niezliczone książki i autorów, o których wcześniej nigdy nie słyszałem. Spora część z nich była, tak dla odmiany, źródłem pomysłów do moich pozostałych opowiadań, które obecnie składam i przerabiam na następną książkę. O niej zapewne będzie więcej w przyszłości jeszcze. Nie ma co uprzedzać faktów, chociaż powiem tylko, że będzie to coś zupełnie innego niż to, co przed Tobą czytelniku siedzi teraz na kolanach lub na wyświetlaczu telefonu czy też monitora.

W następnej kolejności będzie mój inny dobry przyjaciel, również Adam. Bez niego nie poznałbym fantastycznych seriali, które po wielu miesiącach przekonywania – obejrzałem i byłem nimi całkowicie zachwycony i zatracony w historiach, które opowiadały. Wiele wspólnych godzin spędzonych na komunikatorze przełożyło się na dokładną analizę i interpretację niuansów tych fabuł. Cytując: „Oddaję cesarzowi, co cesarskie…”.

I skoro o tym mowa, muszę teraz przejść do mojej narzeczonej Klaudii, wtedy jeszcze dziewczynie, bez której nie zebrałbym się do złożenia wszystkich luźnych pomysłów i zalążków opowiadania, które miałem w głowie, w jeden tekst. Była i jest ona moją główną motywacją, by usiąść i zacząć pisać bardziej na poważnie. Chociaż sama nie wyraża większego zainteresowania tematyką, którą piszę, jest codziennym powiewem pragmatyzmu, którego potrzebuję w życiu. Była i jest bardzo dumna z tego, co mi się udało osiągnąć, za co szczerze bardzo dziękuję.

Nie mogę zapomnieć też o moim ojcu, który stał się moim pierwszym czytelnikiem beta (wraz z moją siostrą) i wciąż nim jest. Bez jego celnej krytyki i również wielu godzin różnych dyskusji nie nauczyłbym się zapisywać moich myśli i pomysłów w sposób, jaki to teraz robię. Chociaż przyznam, że styl zmienił się bardzo na przełomie lat. Również dziękuję mojej świętej pamięci babci Hannie. Chociaż magiczno-kosmiczne tematy były jej zupełnie obce, pod względem znajomości zawiłości języka polskiego była mi bardzo pomocna i bez jej opinii zwrotnej – wszystko zostałoby tylko w mojej głowie.

Przejdę teraz do osób, które z innych powodów też przyczyniły się do ukończenia książki, choć w mniejszym, to jednak wciąż ważnym stopniu. Zacznę od mojej nauczycielki języka polskiego z liceum, pani Kasi. Bez niej nie miałbym wewnętrznego impulsu do udowodnienia zarówno sobie, jak i jej, że szkolne kryteria oceny nijak się mają do kreatywności i pewnej smykałki do robienia rzeczy, które się lubi. Żeby nie zabrzmiało to nieprzychylnie z mojej strony, pani Kasia była jedną z moich ulubionych nauczycielek i szanuję ją za to bardzo. Po prostu oceny, które mi dawała w wyniku przyjętych systemów ocen, nie mogły być inne niż najwyżej mierne. A szkoda, gdyż uważam, że przekaz, jaki starałem się zawierać w wypracowaniach, był bardziej cenny – niż styl, w jakim pisałem. Mam nadzieję jednak, że poniższa książka przypadnie jej do gustu, gdyż pani profesor wywarła na mnie ogromne wrażenie. Nie zapomnę jej wyznania, że śniły jej się koszmary na temat mojej matury. Przepraszam, Pani Profesor, ale musiałem udowodnić, że coś ze mnie wyrośnie na przekór temu.

Dziękuję też wszystkim moim czytelnikom beta, którym w różnych okresach wysyłałem różne teksty, za wszystkie ich opinie. Recenzja każdego z Was była dla mnie i jest wciąż bardzo cenna. Przepraszam za okresowe spamowanie Waszych skrzynek pocztowych, ale po skończonej edycji tekstu byłem bardzo głodny tego, jak bardzo się Wam podoba. Podziękowania w tej samej kategorii idą też do mojego wujka Walerego i świętej pamięci dziadka Olgierda –za to, że nie jestem pierwszym upublicznionym autorem w rodzinie. Chociaż nie miałem przyjemności nigdy z nimi rozmawiać o swoich opowiadaniach i książkach, zawsze byli gdzieś tam na horyzoncie, jako osoby do inspiracji i podziwu.

Na końcu, co nie oznacza, że ujmuje to w żadnym stopniu, muszę podziękować mojej agentce pani Patrycji – za to, że zgodziła się mnie reprezentować i wysłać mój debiutancki tekst do wydawnictwa, w którym ta książka się ukazała. Gdyby nie Pani, ta książka finalnie nie pojawiłaby się na żadnej półce, rzeczywistej czy wirtualnej.

Na końcu wszystkim innym niewymienionym z imienia – szczerze dziękuję.

A teraz zapraszam do otworzenia się do progu świata pełnego kosmicznych przygód, przyjaźni i zawirowań polityczno-ambicjonalnych.

Drogi Czytelniku… miłej lektury.Rozdział pierwszy

Zapis pierwszy. Dwanaście kolonii. Dwanaście planet. Nadzieja dla ludzkości czy desperacki krok. Los tak wielu będzie wykuty przez ich własne ręce.

Port kosmiczny Akwariusa tętnił życiem, jakkolwiek można było je zdefiniować. Dookoła bujnego i zielonego światła statki przelatywały w obydwie strony prawie nieprzerwanie. Ruch z powierzchni planety był nieustający. Wszystkie pojazdy były powietrzem wdychanym do i przez płuca planety. Tysiące ludzi – jak czerwone krwinki nadawały rytm i sens istnieniu świata. Oto prawdziwa stała harmonia tego żywego organizmu, jakim była jedna z dwunastu kolonii.

Większość z podróżujących ludzi należała do ogromnych korporacji czy też przedsięwzięć handlowych. Niby lokalne, pomniejsze transportowce wyróżniały się w szczególe, ale ginęły też w całej masie pojazdów, a potem stawały się całkiem niezauważalne, gdy już straciło się je z oka. Niezbyt duże gwiezdne jachty i większe prywatne jednostki przefruwały czasem w znacznym pośpiechu. Tylko nielicznych było stać na taki komfort. Podróżowanie kosmiczne na własną rękę nie było ani proste, ani tanie.

Wszystko to jednak składało się na wspólną masę. Nieprzerwaną i nierozróżnialną. Na krwiobieg bijący i tętniący swoim rytmem. Każdy był częścią złożonego systemu. Jedni większą częścią, inni mniejszą, ale niezależnie od tego, kim się było, wąskim gardłem był kompleks portu kosmicznego COD 2 – miejsce odpowiedzialne za autoryzację poprawnych dokumentów, listów przewozowych i ewentualnych łapówek wręczanych innym odpowiednim ludziom.

Nierzadkie były opowieści o tym, jak ktoś pozostawał na tej stacji dłużej, niż trwał cały jego wcześniejszy lot.

A na każdego nierozważnego próbującego przelecieć bez kontroli celnej czy kodów dostępu – czekało całe wojsko stacjonujące w systemie, jak i uzbrojenie planetarne. Mówiono, że mogli roznieść dowolny cel w czasie krótszym, niż zajmuje wymienienie nazw wszystkich dwunastu głównych kolonii. Mówiąc inaczej, nie było to warte zbędnego ryzyka.

Istniały jednak dwa sposoby na ominięcie tej niedogodności. Pierwszy – bycie w wojsku. I drugi – praca dla wojska.

Isaac Vomisa był względnym szczęściarzem należącym do tej drugiej kategorii. Jego niebiesko-czarny statek, ozdabiany tu i ówdzie karmazynowymi ornamentami, stał w prywatnym hangarze na podstacji Salmon3. Ta część stacji była przeznaczona wyłącznie dla personelu cywilnego, kontraktowo pracującego dla Galaktycznej Armii Imperium – GAI w skrócie.

Duma przepełniała go, jako że był posiadaczem Ikry, prawie najnowszego modelu lekkiego statku zwiadowczego z miejscem dla załogi do trzech osób lub dla średniego ładunku; statku napędzanego reaktorem aero-atomowym Seldon2. Reaktor ten gwarantował doskonały współczynnik mocy wytworzonej w stosunku do rozmiarów i objętości paliwa. Pojazd ten zawierał także zmodernizowany zestaw uzbrojenia, dwie wyrzutnie rakiet oraz wysokoenergetyczny laser bojowy zasilany energią bezpośrednio z samego reaktora. Nie było przemytnika, pirata czy jakiegokolwiek awanturnika niezazdroszczącego mu takiego nabytku. Cena za posiadanie tego pojazdu nie była jednak banalna: wiele lat latania i poświęceń dla samej GAI kosztował go ten przywilej. Brał udział w najbardziej ryzykownych misjach. Nastawiał karku dla towaru, którego często nawet nie potrafił nazwać… Z czasem na szczęście stało się to dla niego codziennością i nawykiem, więc był w stanie o tym zapomnieć.

Czasem…

Jego kariera zaczęła się w bardzo młodym wieku. Jako awanturniczy syn bogatego i wpływowego handlarza był nieprzerwanie zmuszany do udowadniania swojej wartości. Ciągłe życie w pogoni za udowodnieniem bycia godnym synem wytworzyło w nim niechęć do wszystkiego: praw, ludzi, rodziny. W wieku dwudziestu lat akwariańskich ukradł jeden ze statków ojca i uciekł wraz ze przeszmuglowanymi zapasami kontrabandy. Wiedząc, że nie może już wrócić i że będzie poszukiwany, wymienił porwany statek na czarnym rynku na coś mniej rzucającego się w oczy i skorzystał ze sposobności: sam naturalnie zajął się szmuglem. Czasem zdarzały mu się również niewielkie akty piractwa.

Życie, choć wolne, nie było jednak lekkie. Dzięki naturalnym talentom dał radę szybko ustabilizować się i zdobyć wystarczającą pozycję, by stać się jednym z najlepszych młodych kurierów wśród najemników. Co jednak umykało jego świadomości – to to, że podejmując się tegoż zawodu i przyjmując parę szemranych zleceń, naruszył poważnie bezpieczeństwo i interes macierzystej kolonii. Konsekwencją tego było zwrócenie bezpośredniej uwagi samej GAI. Z czasem im bardziej rozgłos o nim rósł, tym GAI mniej mogła go ignorować i przymykać oczy na jego działalność.

Mniej więcej w okolicach dwudziestych piątych urodzin – a warto wspomnieć, że na Akwariusie jest to wiek prawnej dojrzałości – generał Huxley przygotował na niego pułapkę, w którą Isaac z łatwością wpadł. Rok planetarny na tej planecie należał do tych krótszych i jeśli odnieść by go do stosunku z pozostałymi koloniami, jego wiek sprawiał wrażenie od dawna dorosłego. Ale ci, którzy zdawali sobie sprawę z tego, wiedzieli, że jest zupełnie inaczej. Została mu złożona tak zwana propozycja nie do odrzucenia. Jako stosunkowo młody i obiecujący człowiek nie mógł w tej sytuacji odmówić. Wiedział, że to koniec jego wolnego życia. Wojsko w zamian dało mu schronienie przed prawem, płacąc przy tym bardzo hojne wynagrodzenie. Jedyną ceną za to było podjęcie udziału w bardzo ryzykownych misjach. Takich, w których sprawą najważniejszą było przemycenie czegoś albo kogoś w taki sposób, by w pełni pozostać niezauważonym. Misji, do których GAI nie mogła się nigdy oficjalnie przyznać. Misji, które oficjalnie nigdzie nie figurowały.

I takie było jego życie od tamtego czasu. Pełne wrażeń, ale z niewidzialną ręką zaciskającą się przez lata ciągle wokół jego szyi.

Norma.

*************

Dzień zapowiadał się nie tak źle, jak wstępnie zakładał. Wschodzące słońce zza dysku planetarnego obserwowane z części mieszkalnej stacji – w majestatyczny sposób podkreślało piękno samego kosmosu. Promienie przedzierały się i zakrzywiały na atmosferze Akwariusa. Linia dnia i nocy na powierzchni wydawała się niesamowicie banalna, a zarazem wspaniała. Punkty świetlne nocy ustępowały światłu dziennemu z każda następną minutą. Światełko za światełkiem umierało, by za pół doby znów wrócić do życia.

Choć ze stacji nie można było czuć za bardzo promieniowania słonecznego, Isaac czasem wracał w swoich wspomnieniach do chwil, gdy spędzał całe dnie na zabawie na dworze ojca, kiedy to był dosłownie skąpany w promieniach słońca. To było dawno. Tak dawno, że wydawało się zupełnie innym życiem. Teraz był kimś innym, a tamto wspomnienie było ledwie snem, niezaleczoną blizną.

Wstał.

Pierwsze odezwały się plecy, a zaraz po nich błędnik. Przespanie całej nocy na fotelu i zapijanie swoich wczorajszych żali nielegalną caprikańską whisky nie było mądrym posunięciem. Przez moment całe jego ciało odmówiło jakiejkolwiek współpracy z właścicielem.

Usiadł, ale wstał znów i chwiejnym, niepewnym krokiem ruszył w kierunku odświeżacza – niewielkiej klitki w rogu jego kabiny. Służyła ona za uniwersalną domową łazienkę. Na praktycznie każdym kosmicznym obiekcie, niezależnie czy był to statek, stacja kosmiczna czy cokolwiek innego, wszędzie były takie same kabiny. Ludzie teraz nie potrafili się już obyć bez tego minimalnego luksusu i potrzeby „kulturalnej” higieny.

Idąc z grubsza w linii prostej, co chwila wpadał na coś. Chyba coś złośliwie podstawiało mu nogi – oczywiście nie był tego w stanie w pełni stwierdzić. W jego mieszkaniu cały czas panował tak zwany artystyczny nieład. To znaczy byłby on artystyczny, gdyby tylko sam Isaac zainteresował się jakąkolwiek formą sztuki.

Obiecał sobie kiedyś ten bajzel ogarnąć, ale w głębi duszy nigdy nie przeszkadzał mu on. Dla Isaaca prawdziwym domem był statek. Mieszkanie było tylko tymczasowym hotelem.

Niestety póki nie dostanie od generała wyraźnego zezwolenia, nie będzie mógł opuścić tej stacji. To była też cena luksusu, bycia uprzywilejowanym niewolnikiem-najemnikiem służącym GAI.

Poranna toaleta nie była też dla niego niczym nowym.

Jako że na stacji, mimo że orbitowała wokoło planety, nie obowiązywała żadna konkretna strefa czasowa – przyjął się standardowy cykl dnia Kapitolu. W sytuacjach specjalnych jednakże – w zależności od potrzeb ten cykl mógł zmienić się dowolnie. Oficjalnie stacja była czynna nieustannie, za wyjątkiem przerw technicznych dla niektórych sektorów. Gdy ktoś miał interes, zawsze znajdowały się ręce gotowe do pracy. Chociaż z tymi chęciami bywało różnie – za drobną opłatą i te się nagle żwawo pojawiały.

To wszystko jednak nie miało znaczenia. Dostał jasną informację, że generał kazał mu się stawić osobiście w jego kwaterze, gdy tylko dojdzie do siebie. Tyle przynajmniej zrozumiał i zapamiętał, gdy w środku jego snu przyszła informacja na komunikator od asystenta swojego przełożonego, co przerwało mu wypoczynek. Oczywiście wiadomość ta zawierała też wiele epitetów, jednakże z racji silnego wpływu pewnych środków – nie potrafił przypomnieć sobie tych mało istotnych szczegółów.

Umyty, ubrany i z resztką wczorajszego udźca palanta akwariańskiego w żołądku – ruszył w kierunku wojskowej części bazy. Miał nadzieję, że nim dojdzie do generała, przestanie ziewać i nie uśnie na odprawie, tak jak ten jeden raz kiedyś.

Skrzywił się i poklepał po twarzy. Dostał lekkiej drgawki, kiedy przypomniał sobie, co musiał potem zrobić. Poklepanie jednak niewiele dało.

Interludium pierwsze

– Myślisz, że możemy mu zaufać? – Hologram tajemniczej sylwetki rzucił pytaniem.

– Nigdy jeszcze mnie nie zawiódł. Nie ma powodu, żeby zawieść i nie sądzę, by zrobił to teraz.

– Ale nigdy nie brał udziału w misji takiej jak ta.

– Nie zawiedzie – odrzekł ze spokojem drugi rozmówca. – Jest bardziej zasobny, niż myślisz.

– Przekonamy się o tym.

Hologram kiwnął w znaczący sposób głową, po czym ten rozpłynął się w powietrzu, zostawiając drugiego rozmówcę zupełnie samego.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: