Zakorzenione w miłości - ebook
Zakorzenione w miłości - ebook
Ta radosna i pełna duchowej mądrości książka powstała, „aby pocieszyć kobiece serca”.
Przytłoczone nadmiarem obowiązków, zmaganiami, działaniami i zmartwieniami, tracimy nieraz kontakt z Bogiem. Tymczasem On jest zawsze z nami, a ponadto obdarzył nas wspaniałą godnością bycia kobietą, powołaniem do czynienia dobra, mocą zmieniania świata.
Autorka z empatią i poczuciem realizmu, nie przemilczając trudności, podpowiada, jak możemy odkryć w Chrystusie swoją pełnię i realizować chrześcijańską miłość w praktyce, być kobietą dla bliźnich. Znajdziemy tu wiele inspirujących przemyśleń, wskazówek, przytaczane są też wypowiedzi licznych świętych (zwłaszcza Jana Pawła II i Matki Teresy).
Książka ujmuje bezpośredniością, szczerością i poczuciem humoru, obfituje w anegdoty, emanuje energią działania.
Donna-Marie Cooper O’Boyle – uhonorowana nagrodami poczytna amerykańska pisarka i dziennikarka, mówczyni oraz twórca i gospodyni jednego z programów w znanej katolickiej telewizji EWTN. Przez dziesięć lat przyjaźniła się z Matką Teresą i sama została świecką misjonarką miłości. Dla swoich książek i dzieł otrzymała błogosławieństwo papieży – Jana Pawła II i Benedykta XVI.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8065-001-5 |
Rozmiar pliku: | 811 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Doug Keck, Gospodarz EWTN Bookmark
Książka ukazuje niepowtarzalny styl Donny-Marie, oferujący wsparcie i kierownictwo duchowe. Anegdoty z życia przeżywanego w dobry sposób, pytania do refleksji i modlitwy oraz jeszcze więcej przydatnych narzędzi pozwalających pełniej poznawać i kochać Boga oraz służyć Mu każdego dnia.
Lisa M. Hendey, autorka „Księgi świętych dla katolickich mam”
Niezależnie od tego, czy jesteś wolna czy zamężna, prowadzisz tętniący życiem dom pełen rozbrykanych dzieci czy dostrajasz się do ciszy pustego gniazda, książka Zakorzenione w miłości dostarczy ci duchowej inspiracji oraz praktycznych narzędzi, których potrzebujesz, aby przyjąć swoje powołanie katolickiej kobiety.
Mary DeTurris Poust, autorka książki „Zachcianki: jak katolik zmaga się z jedzeniem, obrazem samego siebie i Bogiem”
Przywraca zdrowy rozsądek na należne mu miejsce! Praktyczna mądrość Donny-Marie pomaga kobietom dostrzec ich wzniosłe powołanie i zrealizować je w bardzo praktyczny sposób.
Ks. Leo Patalinghug, autor „Łaski przed posiłkami”
Można liczyć na Donnę-Marie, jeśli oczekuje się afirmacji, zachęty, uświadomienia pewnych rzeczy i moralnie budujących przykładów. Zakorzenione w miłości ukazują podstawową prawdę, która mówi, że naszym powołaniem jako katoliczek jest odkryć, kim jesteśmy w Chrystusie, a następnie stać się Jego apostołkami, zgodnie z naszym przeznaczeniem.
Karen Edmisten, autorka „Po poronieniu”
Cudowna książka dla każdej katoliczki. Piękna i zachęcająca, jak również rzetelna, wyważona i praktyczna.
Ronda Chervin, współautorka „Co święci mówili o niebie”Podziękowania
Z wdzięcznym sercem zwracam się do wszystkich niezwykłych kobiet mojego życia: dziękuję wam za przewodnictwo, miłość i towarzyszenie mi na mojej drodze!
Dziękuję mojej matce, Alexandrze Mary Uzwiak Cooper za to, że – wbrew zaleceniom lekarza – wydała mnie na ten świat, i za to, że z miłością nauczyła mnie dawać, nie oglądając się na koszty. Mojej babci, Alexandrze Theresie Karasiewicz Uzwiak, za jej niewyczerpaną miłość, przewodnictwo i inspirację. Mojej matce chrzestnej, cioci Berthcie Uzwiak Barosky, za jej miłość i zaraźliwy optymizm. Mojej cioci Mary Uzwiak Buchman za szczególną miłość okazywaną mi, gdy dorastałam. Moim trzem córkom, Chaldei, Jessice oraz Mary-Catherine, za ich miłość i błogosławieństwo, jakim są w moim życiu. Moim siostrom, Alice Jean Cooper Doriocourt oraz Barbarze Janet Cooper Schonert, za ich siostrzaną miłość.
Ogromną wdzięczność czuję do mojej innej matki, przyjaciółki i mentorki, kochanej błogosławionej Matki Teresy, za udzielane mi bezinteresownie lekcje miłości oraz jej nieprzerwane kierownictwo i modlitwy z nieba. Dziękuję ukochanej Matce Maryi, naszej Najświętszej Matce za to, że jest mi matką, chroni mnie i pomaga na drodze do zbawienia!
Gorące podziękowania kieruję do wszystkich, którzy mnie prowadzili, modlili się za mnie i okazywali mi miłość przez całe moje życie; dziękuję rodzinie i przyjaciołom, a zwłaszcza rodzicom, Eugene’owi Josephowi oraz Alexandrze Mary Uzwiak Cooper, oraz moim braciom i siostrom: Alice, Jean, Gene, Gary’emu, Barbarze, Timowi, Michaelowi oraz Davidowi. Jestem również bardzo wdzięczna mojemu przyjacielowi i kierownikowi duchowemu, ojcu Billowi C. Smithowi za jego miłość i nieprzerwane kierownictwo oraz mojemu przyjacielowi, kierownikowi duchowemu i ojcu chrzestnemu mojej córki, słudze Bożemu ojcu Johnowi A. Hardonowi SJ, za jego cudowną mądrość oraz nieprzerwane kierownictwo i modlitwy płynące z nieba. Zawsze będę waszą dłużniczką.
Moje dzieci były zawsze moim najwyższym powołaniem i życiem. Kocham was: Justinie, Chaldeo, Jessico, Josephie i Mary Catherine! Davidzie, mój mężu – jesteś jak wiatr unoszący moje skrzydła; dziękuję ci za twoją miłość i wsparcie! Z serca płynące podziękowania kieruję do Roberta Hammy’ego, Thomasa Grady’ego oraz wspaniałego zespołu wydawnictwa Ave Maria Press za ich współpracę przy wydaniu tej książki. Na koniec, przesyłam serdeczne wyrazy wdzięczności oraz pełną miłości modlitwę wszystkim, z którymi jestem związana poprzez moje książki i konferencje. Dziękuję wam za towarzyszenie mi w podróży, która wiedzie do ŻYCIA! Niech was wszystkich Bóg błogosławi!Wstęp
Wszystko jest marnością prócz poznania i miłowania Boga oraz służenia Mu. To wystarczy, by wprowadzić pokój do mojej duszy.
św. Katarzyna Marie Drexel
Dzisiejsze katoliczki wcale nie muszą czuć się skazane na osamotnienie albo zniechęcenie. Wiara katolicka kryje w sobie niesamowite bogactwo, które tylko czeka, by je odkryć i zastosować w swoim życiu. Katolicka kobiecość zanurzona jest w niewiarygodnej miłości, przemieniającej łasce i radości, która przynosi spełnienie. Nasza misja i powołanie zakorzenione są w miłości Boga, który naprawdę zniża się, by służyć nam, Jego stworzeniom, nawet wtedy gdy my wysilamy się, by służyć Jemu. Zdumiewające!
Kościół katolicki stoi na straży godności kobiet. Potwierdzenie tego faktu odnajdziemy w wielu dokumentach Kościoła, w tym w Liście apostolskim Mulieris dignitatem (O godności i powołaniu kobiety). Święty Jan Paweł II, wspierając nas w naszej wzniosłej roli, przypomniał, że „świadectwo i dzieła chrześcijańskich niewiast wywarły duży wpływ zarówno na życie Kościoła, jak i społeczeństwa” (MD 27).
W naszych czasach katolickie kobiety, wyraźniej niż kiedykolwiek, prą śmiało do przodu, zagłębiając się coraz bardziej w swoją wiarę i czując się w większym stopniu uznawane za integralną część Kościoła. Święty Jan Paweł II powiedział:
Również w naszych czasach Kościół nie przestaje ubogacać się świadectwem wielu kobiet, które realizują swoje powołanie do świętości. Święte kobiety są uosobieniem ideału kobiecości, ale są także wzorem dla wszystkich chrześcijan, wzorem „naśladowania Chrystusa”, przykładem, jak Oblubienica winna odpowiadać na miłość Oblubieńca (MD 27).
W jaki sposób możemy ubogacić nasz Kościół i wypełnić nasze kobiece powołanie do świętości? W jaki sposób katoliczki mogłyby wywrzeć znaczący wpływ na życie Kościoła i społeczeństwa, jak postulował święty Jan Paweł II? Jestem prawie pewna, że znalazłam rozwiązanie tej, wydawałoby się, niemożliwej do rozwikłania tajemnicy, kiedy byłam w pierwszej klasie!
Wiem, że to mnie postarza, ale pamiętam bardzo wyraźnie, jak siedziałam w swojej małej ławce w szkole St. Mary, a siostra Mary Therese pytała klasę: „Dlaczego Pan Bóg cię stworzył?”. Odpowiedzieliśmy chórem: „Bóg stworzył mnie, żebym Go znał, kochał i służył Mu w tym świecie, a w przyszłym był razem z Nim szczęśliwy na wieki”. To, oczywiście, definicja wzięta prosto ze starego Katechizmu z Baltimore. Mimo że wiele z nas jest zbyt młodych, żeby to pamiętać, te starodawne słowa mądrości mogą rozbrzmiewać w naszych sercach również i dziś. Są one odpowiedzią, na którą czekamy, absolutnym kluczem do naszego wiecznego szczęścia!
Rzecz jasna, poznawanie i kochanie Boga oraz służenie Mu nie zawsze jest łatwe. Doświadczyłam już w swoim życiu wielu trudnych chwil i jestem pewna, że będzie ich więcej. Wiem, jak to jest być na marginesie życia i martwić się o dach nad głową dla swoich dzieci. Osobiście doświadczyłam bólu związanego z rozwodem i wiem, co czuje samotna matka. Byłam fałszywie oskarżana. Straciłam troje dzieci przez poronienie. Padłam ofiarą fizycznej napaści (więcej niż raz). Jako samotna matka musiałam wpłacić kaucję, żeby wypuszczono z więzienia mojego syna, po tym jak zabrano go z domu w kajdankach (za przestępstwo, którego nie popełnił), podczas gdy jego młodsza siostra mogła tylko bezradnie się temu przyglądać.
Straciłam oboje rodziców, mojego brata Gary’ego oraz siostrę Barbarę. O mało co nie umarłam podczas operacji. Miałam straszny wypadek samochodowy, w wyniku którego doznałam trwałych obrażeń ciała i do dziś odczuwam z tego powodu ciągły ból. Nieraz czułam się przeciążona, starając się wypełniać na bieżąco wszystkie moje obowiązki. Cierpiałam na poważną chorobę. Jest tego więcej, ale piszę o tym dlatego, aby zapewnić cię, że potrafię postawić się na twoim miejscu, wiem, czym jest ból, i zdaję sobie sprawę, jak ta niepewność, związana z ogromem stojących przed tobą wyzwań, może obciążać twoje serce i zaprzątać umysł. Na kartach tej książki podzielę się z tobą niektórymi z moich trudnych doświadczeń. Postaram się dać ci trochę nadziei; podpowiem też, co to znaczy – moim zdaniem – dla nas, katoliczek: znać i kochać Boga oraz służyć Mu w tym świecie, nawet pośród trudności i zmagań.
Noszę w swoim sercu te proste, a zarazem głębokie słowa pewnej wspaniałej kobiety, świętej Klary z Asyżu, która powiedziała – „Kochaj Boga, służ Bogu: w tym jest wszystko”. Poprzez tę książkę będziemy odkrywać, w jaki sposób możemy prowadzić nadzwyczajne, szczęśliwe i pełne sensu życie, przystępując do poznawania, kochania Boga i służenia Mu naszymi kobiecymi umysłami, sercami i rękami. Będziemy również czerpać z podstawowych zasobów Kościoła, w tym z Katechizmu Kościoła Katolickiego oraz innych, niedawno wydanych książek zawierających nauczanie papieża Benedykta XVI oraz świętego Jana Pawła II. Często wspominam tu o błogosławionej Matce Teresie z Kalkuty oraz o jezuickim uczonym, słudze Bożym Johnie A. Hardonie SJ, ponieważ znałam ich oboje osobiście, a ojciec Hardon był przez pewien czas moim kierownikiem duchowym. Chcę podzielić się z tobą błogosławieństwami, które miałam szczęście poprzez nich otrzymać.
Po każdym rozdziale umieściłam pytania do refleksji, tak abyś mogła przemyśleć proponowane przeze mnie sposoby, które mogą pomóc ci lepiej poznać Boga, bardziej Go kochać i służyć Mu w każdej sytuacji.
Książka ta może być również studiowana w grupie; sugeruję wspólne czytanie każdego rozdziału, a następnie dzielenie się refleksjami nad punktami kończącymi każdy z nich. Kiedy kobiety zbierają się razem – drżyjcie narody! Bóg w swojej łasce dał nam moc zmieniania świata. To możliwe – wierzące kobiety, wykorzystując swój wpływ na otoczenie, mogą zmieniać świat, dusza po duszy, i to również na większą skalę. Przyjrzymy się temu bliżej w dalszych częściach książki.
Pewnego dnia przemawiałam do uroczej grupy kobiet w Nowym Jorku, które powiedziały mi, że z przyjemnością przedłużyłyby spotkanie, organizując babski wieczór w piżamach. Ja też bardzo chciałam zostać z nimi dłużej – były naprawdę kochane. Przypomniało mi to, że my, kobiety, uwielbiamy spędzać ze sobą czas i dzielić się naszą wiarą. Często jednak brak nam czasu i okazji.
Urządźmy więc sobie nasze własne „piżama party” na kartach tej książki i spróbujmy odkryć to „wszystko”, o czym mówiła święta Klara. Cieszmy się naszą katolicką kobiecością!
Léopold (de Chérancé), St. Clare of Assisi, tłum. Roberta Francis O’Connor, Birns & Oates, Londyn 1927, s. 198.Rozdział 1
Kim jestem?
Oto na gruncie odwiecznego zamierzenia Bożego, kobieta jest tą, w której znajduje pierwsze zakorzenienie porządek miłości w stworzonym świecie osób.
Mulieris dignitatem 29
Był to zimny, choć pogodny i słoneczny zimowy dzień. Miałam na sobie przepiękną sukienkę z falbankami, satynowe buciki i koronkowe skarpetki. Całą w bieli, owiniętą w kocyk, zawieziono mnie do kościoła. Byłam zawiniątkiem o dość pokaźnych rozmiarach – dwadzieścia pięć dni wcześniej, przy narodzinach, ważyłam cztery i pół kilo, i byłam rozkosznie pulchnym dzieckiem. Wiem o tym wszystkim, bo pokazywano mi zdjęcia i opowiadano szczegóły. Moi rodzice, Eugene i Alexandra Cooper, oraz moi rodzice chrzestni, Alfred Uzwiak i Bertha Barosky, z uwagą uczestniczyli w uroczystości, składając przyrzeczenia w moim imieniu, tak abym mogła stać się częścią Kościoła, gdy 18 grudnia 1955 roku moją główkę polano wodą chrzcielną w kościele St. Mary w Stamford, w stanie Connecticut.
Podobno w ogóle nie płakałam. Cieszy mnie myśl, że podczas tej sakramentalnej uroczystości byłam idealnie szczęśliwa. Bardzo możliwe, że nawet nie pisnęłam, bo mój mały brzuszek był pełny i smacznie sobie spałam! Moja babcia, Alexandra Uzwiak, również była tam obecna, podobnie jak wielu innych krewnych i sześcioro starszego rodzeństwa. Wszyscy zgromadzeni byli wokół chrzcielnicy, niektórzy stali na palcach, by móc lepiej widzieć. Później wszyscy udali się do naszego domu przy Lockwood Avenue na wielkie przyjęcie, aby świętować fakt, że oto „oficjalnie” stałam się katoliczką.
Rozpoczynając od chrztu
Nie jesteśmy katoliczkami dlatego, że posiadamy wiedzę na temat naszej wiary. I nawet nie dlatego, że żyjemy nią i uczestniczymy w życiu Kościoła katolickiego, uczęszczając na mszę świętą. Jesteśmy katoliczkami przede wszystkim dlatego, że zostałyśmy ochrzczone. Chrzest to wielka rzecz! To coś więcej niż tylko ładna tradycja. To sakrament, na mocy którego dokonuje się nasza inicjacja w Kościele przez duże „K”. Bycie ochrzczonym jako katolik to coś naprawdę niezwykłego. Mimo że większość z nas nie pamięta absolutnie niczego z tej uroczystości, ponieważ byłyśmy wtedy malutkimi dziećmi, zdecydowanie warto zastanowić się dziś nad tym, co tak naprawdę stało się z nami w momencie chrztu. Te z nas, które zostały ochrzczone jako młode dziewczyny lub osoby dorosłe, z pewnością mają fantastyczne historie do opowiedzenia.
Chrzest jest prawdziwą bramą do życia w Duchu, vitae spiritualis ianua, jak mówi Katechizm (KKK 1213). Chrzest uwalnia nas od grzechu i otwiera nam drogę do innych sakramentów, ponieważ wyciska na nas piętno prawdziwych członków Chrystusa, wcielając nas do Kościoła. Święty Grzegorz z Nazjanzu doskonale opisał ten sakrament:
Chrzest jest najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga… Nazywamy go darem, łaską, namaszczeniem, oświeceniem, szatą niezniszczalności, obmyciem odradzającym, pieczęcią i wszystkim, co może być najcenniejsze. „Darem”, ponieważ jest udzielany tym, którzy nic nie przynoszą; „łaską” – ponieważ jest dawany, nawet tym, którzy zawinili; „chrztem” – ponieważ grzech zostaje pogrzebany w wodzie; „namaszczeniem” – ponieważ jest święty i królewski (a królów się namaszcza); „oświeceniem” – ponieważ jest jaśniejącym światłem; „szatą” – ponieważ zakrywa nasz wstyd; „obmyciem” – ponieważ oczyszcza; „pieczęcią” – ponieważ strzeże nas i jest znakiem panowania Boga (KKK 1216).
Papież Benedykt XVI powiedział: „W sakramencie chrztu otwiera się nad nami niebo. Im bardziej żyjemy w więzi z Jezusem w rzeczywistości naszego chrztu, tym więcej nieba się nad nami otworzy” (Homilia, 7 stycznia 2007). Chrzest rozpoczyna się od naznaczenia dziecka znakiem krzyża, który oznacza łaskę odkupienia zdobytą przez Chrystusa. Wypowiadane są modlitwy egzorcyzmu, uwalniające nas z mocy grzechu i Złego. Chrzest jest tak niezbędnym, potężnym sakramentem! Powoduje odpuszczenie wszystkich grzechów (pierworodnego i osobistych), jak również zaciągniętych za nie kar.
Na mocy tego sakramentu udzielana jest nam łaska uświęcająca, obdarzająca nas życiem nadprzyrodzonym i otwierająca na Trójcę Świętą. Chrzest wyciska na nas niezatarte piętno; można powiedzieć, że opieczętowuje naszą duszę i dlatego właśnie nie można go powtarzać. Ta pieczęć jest niezmywalna; nie zostaniemy jej pozbawione nigdy, nawet gdybyśmy straciły wiarę. Woda chrztu świętego, jak również krzyżmo święte (mieszanina oliwy i balsamu poświęcona przez biskupa), używane do namaszczenia podczas tego obrzędu, w połączeniu ze słowami kapłana wprowadzają nas w pełni do Kościoła. Poprzez chrzest mocą Ducha Świętego na stałe „przyoblekamy się w Chrystusa”. Bez tego podstawowego sakramentu nie mogłybyśmy też otrzymać pozostałych.
Sam Jezus, aby dać nam przykład, przyjął chrzest z rąk Jana, mimo że chrzest Janowy był przeznaczony dla grzeszników. Ustanowił również sakrament chrztu, nakazując apostołom głoszenie Ewangelii wszystkim narodom oraz chrzczenie ich (Mt 28,19).
Błogosławiona Matka Teresa nie miała wątpliwości co do tego, że chrzest jest wyjątkowym sakramentem, zdolnym wprowadzić człowieka prosto do nieba. Matka Teresa służyła chorym i umierającym w Kalkucie, w Indiach, jak również w innych miejscach. Proponowała umierającym to, co często nazywała „biletem do nieba”. Nigdy nie narzucała nikomu tego przemieniającego życie sakramentu, ale za każdym razem pytała umierających, czy chcieliby go otrzymać, zanim zamkną swoje oczy na tym świecie. Jak sama wyznała, nigdy nie spotkała się z odmową, dlatego też można sobie wyobrazić, że zaludniła niebo wielką liczbą dusz!
Moja matka, która przy swoich narodzinach ważyła zaledwie siedemset gramów (w czasach, gdy nie było inkubatorów w każdym szpitalu), w dniu swojego chrztu nie była ubrana równie stylowo jak ja, ponieważ została natychmiast ochrzczona w szpitalu, tuż po urodzeniu. Najprawdopodobniej po prostu zawinięto ją w szpitalny kocyk, a posługujący tam kapelan poprowadził ceremonię szybkiego włączenia jej do Kościoła poprzez wodę chrztu. Moja babcia nie chciała ryzykować, że mama umrze bez tego cennego sakramentu. Mimo że nasz Pan z pewnością jest miłosierny, babcia chciała mieć pewność, że w razie czego mama bezpiecznie dotrze do nieba.
Tekturowe pudełko na buty, bawełna i butelka z gorącą wodą, utrzymujące maleńkie ciałko mojej mamy w cieple, naprawdę uratowały jej życie, jak również oczywiście miłość, opieka i modlitwy jej mamy. Tam w szpitalu, kiedy woda chrzcielna została wylana na malutką główkę mojej matki Alexandry, stała się ona członkiem Ciała Chrystusa i otrzymała udział w życiu Trójcy Świętej. Dzięki Bogu, mama, mimo swojej bardzo małej wagi urodzeniowej, nie tylko przeżyła, ale też wyrosła na kobietę, wyszła za mąż i urodziła ośmioro dzieci.
Mój były kierownik duchowy i drogi przyjaciel (już nieżyjący), ojciec Bill C. Smith, nauczał, że nasze świadectwa chrztu powinny być oprawione i wystawione na stały widok w naszych domach. Jego zdaniem, dzień chrztu jest szczególną okazją do świętowania; większą nawet niż dzień urodzin. Być może czas więc wyciągnąć te świadectwa z szafy, odkurzyć je i powiesić na ścianie! Jeśli jesteś mamą lub babcią, opraw każde ze świadectw twoich dzieci i wnuków i powieś je w ich pokojach albo nawet we wspólnej przestrzeni waszego domu. Będziesz wtedy lepiej pamiętać o szczególnych datach, które należy świętować. Możesz skontaktować się z parafią, w której twoje dziecko lub dzieci zostały ochrzczone, aby otrzymać nową kopię świadectwa z oficjalną pieczęcią parafii.
Moje świadectwo chrztu wisi oprawione w śliczną białą ramkę w moim pokoju, przypominając mi stale o tym pięknym, świętym dniu. W rocznicę chrztu staram się znaleźć czas na rozważanie, modlitwę i medytację. Proszę Boga, aby obsypał mnie wieloma łaskami na pamiątkę tego najważniejszego dnia. Rocznica chrztu każdego z członków rodziny jest fantastyczną okazją do świętowania. Przygotuj dobrą kolację albo deser, zapal świece, zadbaj o wyjątkową oprawę tego dnia i podziękuj Bogu za błogosławieństwo dołączenia do grona Jego dzieci i do Kościoła katolickiego.
Podczas ostatniego orędzia na Anioł Pański w okresie bożonarodzeniowym 2011–2012, papież Benedykt XVI powiedział: „Chrzest stanowi nowe narodziny, poprzedzające nasze działania. Możemy iść z wiarą na spotkanie Chrystusa, ale tylko On może uczynić nas chrześcijanami i dać naszej woli, naszym pragnieniom, odpowiedź, godność, moc stania się dziećmi Bożymi”. Zakończył modlitwą do Matki Bożej, przypominając nam wszystkim, że po otrzymaniu chrztu powinniśmy pokazywać, kim jesteśmy w słowach i uczynkach. „Najświętszą Dziewicę, Matkę Chrystusa i wszystkich, którzy w Niego wierzą, prosimy o pomoc, byśmy prawdziwie żyli jako dzieci Boga, nie słowem, albo nie tylko słowem, ale też i czynem” (9 stycznia 2012). To, w jaki sposób możemy żyć „czynem” jako chrześcijanki, będziemy odkrywać właśnie na kartach tej książki.
Twoja godność jako kobiety
Gdzieś pod powierzchnią naszego życia kryje się wspaniała, potężna, dana nam od Boga godność kobiety. Mówię, że jest ona ukryta, ponieważ dla wielu kobiet, które odkrywają swoją prawdziwą godność, stanowi to czystą przyjemność, a być może nawet ogromną niespodziankę. Na przestrzeni wieków kobiety musiały zmagać się na dziesiątki sposobów z wielkimi trudnościami. Wielokrotnie w dziejach świata dyskryminowano je i spychano na margines społeczeństwa. Dlatego też tak wielu kobietom trudno jest trzymać głowę uniesioną wysoko pośród różnego rodzaju doświadczeń, niskiego poczucia własnej wartości, poczucia bycia gorszymi od mężczyzn albo po prostu nieodczuwania swojego boskiego powołania jako kobiety.
Objaśniając wielką miłość Jezusa do kobiet, święty Jan Paweł II w swoim Liście do kobiet napisał: „ czcił w kobiecie ową godność, którą ma ona od początku w planie i miłości Boga”. Kluczowe w tym opisie naszej godności w oczach Boga są słowa: „ma od początku”. Więcej powiem o tym za chwilę, tymczasem jednak przyjrzyjmy się niektórym problemom i źródłom nieporozumień wokół kobiecej godności.
Świat, propagując swoje antywartości, próbuje narzucić kobietom fałszywą tożsamość. Większość z tych kłamstw przychodzi do nas na skutek zmasowanego ataku mediów i kultury, przed którym nie sposób uciec. W naturalny sposób powoduje to powstawanie napięcia pomiędzy Bogiem a światem, z którym my, kobiety, zmuszone jesteśmy walczyć.
Jak wiemy, rewolucja seksualna i radykalny feminizm lat sześćdziesiątych pojawiły się w części dlatego, że kobiety zbuntowały się, chcąc zdobyć te same prawa, którymi cieszyli się mężczyźni. Większość z nich chciała po prostu wyzwolić się z opresji bycia nieustannie wykorzystywaną. Niestety, odbiło się to na kobietach rykoszetem.
Kobiety poczuły się zmuszone do przyjęcia wyjątkowo skrzywionej wersji kobiecości. Całe rzesze kobiet „kupiły” idee radykalnego feminizmu i z zapałem rzuciły się w wir pracy zawodowej, pozostawiając swoje małe dzieci w placówkach opieki, podczas gdy same skupiły się na udowadnianiu światu swojej wartości. Coraz więcej kobiet zaczęło cierpieć na depresję; u wielu pojawiły się zaburzenia odżywiania. Instytucja rodziny zaczęła się chwiać. Pornografia zdradziecko wtargnęła w życie rodzinne, a wskaźnik rozwodów poszybował w górę, w miarę jak przedmiotowe traktowanie kobiet zaczęło być coraz bardziej powszechne. Pod złudną przykrywką wolności wyboru, w obliczu niezliczonych aborcji, z których krwią do kieszeni aborterów płynęły miliony dolarów, życie ludzkie przestało być postrzegane jako coś cennego i niepowtarzalnego.
Papież Paweł VI w 1968 roku proroczo ostrzegał przed tym zagrożeniem w swojej encyklice Humanae vitae (O życiu ludzkim). Wskazał na potencjalne niebezpieczeństwa czyhające na człowieka, jeżeli społeczeństwo będzie w dalszym ciągu wyznawało mentalność antykoncepcyjną, wywodzącą się z radykalnego feminizmu i rewolucji seksualnej, według których aborcja i antykoncepcja należą do obszaru praw i swobód. Powiedział wtedy:
Niech uprzytomnią sobie przede wszystkim, jak bardzo tego rodzaju postępowanie otwiera szeroką i łatwą drogę zarówno niewierności małżeńskiej, jak i ogólnemu upadkowi obyczajów. Nie trzeba też długiego doświadczenia, by zdać sobie sprawę ze słabości ludzkiej i zrozumieć, że ludzi – zwłaszcza młodych, tak bardzo podatnych na wpływy namiętności – potrzeba raczej pobudzać do zachowania prawa moralnego, a przeto wprost niegodziwością jest ułatwiać im samo naruszanie tego prawa. Należy również obawiać się i tego, że mężczyźni, przyzwyczaiwszy się do stosowania praktyk antykoncepcyjnych, zatracą szacunek dla kobiet i lekceważąc ich psychofizyczną równowagę, sprowadzą je do roli narzędzia, służącego zaspokajaniu swojej egoistycznej żądzy, a w konsekwencji przestaną je uważać za godne szacunku i miłości towarzyszki życia (HV, 17).
Owe prawa i swobody, o które kobiety tak agresywnie walczyły, okazały się dokładnie tym, co doprowadziło do ich uprzedmiotowienia. Abyś jednak nie myślała, że jestem czarnowidzem, przypomnę, co napisałam nieco wcześniej: Gdzieś pod powierzchnią naszego życia kryje się niezwykła, potężna, dana nam od Boga godność kobiety. Sądzę, że rozwiązaniem problemów uprzedmiotawiania, wykorzystywania i masowego siania zamętu wśród kobiet jest szczere i przeprowadzone w atmosferze modlitwy poszukiwanie przez nas prawdziwej godności kobiety, radosne jej odkrycie, a następnie okazanie pomocy innym kobietom w odkrywaniu tej godności danej im przez Boga.
Od czego jednak zacząć? Dla mnie osobiście bardzo pocieszające i uzdrawiające jest wsłuchiwanie się w słowa mądrości naszego Kościoła, a zwłaszcza we wspaniałe i czułe słowa świętego Jana Pawła II z Mulieris dignitatem oraz jego Listu do kobiet. W liście tym ubolewał on nad wielkim złem nierówności, przemocy, dyskryminacji i wykorzystywania kobiet, a nawet otwarcie za nie przepraszał. Wiedział, że złe traktowanie, jakie kobiety musiały znosić przez całe wieki, nie było zgodne z nauczaniem Jezusa. Doskonale zdawał sobie sprawę z wzniosłej godności kobiety i wyraził to w sposób niezwykle elokwentny, jednocześnie wskazując na wielkie dzieła kobiet i ich niezastąpioną rolę w historii zbawienia.
Osobiście widziałam, jak oczy wielu kobiet zachodziły mgłą, gdy poprzez szczere, bezpośrednie i czułe słowa naszego papieża docierała do nich prawda o danej im przez Boga godności.
Jesteśmy, niestety, spadkobiercami dziejów pełnych uwarunkowań, które we wszystkich czasach i na każdej szerokości geograficznej utrudniały życiową drogę kobiety, zapoznanej w swej godności, pomijanej i niedocenianej, nierzadko spychanej na margines, a wreszcie sprowadzanej do roli niewolnicy. Nie pozwalało jej to być w pełni sobą i pozbawiało całą ludzkość prawdziwych bogactw duchowych. Z pewnością niełatwo ustalić dokładnie odpowiedzialność za ten stan rzeczy, z uwagi na głęboki wpływ wzorców kulturowych, które w ciągu wieków kształtowały mentalność i instytucje. Ale jeśli, zwłaszcza w określonych kontekstach historycznych, obiektywną odpowiedzialność ponieśli również liczni synowie Kościoła, szczerze nad tym ubolewam. Niech to ubolewanie stanie się w całym Kościele bodźcem do odnowy wierności wobec ducha Ewangelii, która właśnie w odniesieniu do kwestii wyzwolenia kobiet spod wszelkich form ucisku i dominacji głosi zawsze aktualne orędzie płynące z postawy samego Chrystusa. On bowiem, przezwyciężając obowiązujące w kulturze swej epoki wzory, przyjmował wobec niewiast postawę otwartości, szacunku, zrozumienia i serdeczności. W ten sposób czcił w kobiecie ową godność, którą ma ona od początku w planie i miłości Boga. Gdy u schyłku drugiego tysiąclecia patrzymy na Chrystusa, nasuwa się pytanie: w jakiej mierze Jego orędzie zostało przyjęte i urzeczywistnione? (List do kobiet, 3)
Czy to nie przyjemne, słyszeć tak afirmujące słowa ze strony naszego Kościoła? Powinnyśmy zadać sobie na modlitwie to pytanie, które postawił święty Jan Paweł II: ile z przesłania Chrystusa dotarło do słuchaczy i ile zostało wcielone w życie? Wydawałoby się, że niewiele. Oprócz dyskryminacji, wykorzystywania i uprzedmiotawiania kobiet istnieją jeszcze różnego rodzaju, siejące zamęt i zniechęcenie, sprzeczne komunikaty popularyzowane przez mass media i wycelowane w kobiety. Wiele z nas czuje potrzebę zaspokajania oczekiwań społeczeństwa, które domaga się perfekcji, czy to jeśli chodzi o wygląd, styl życia, czy cokolwiek innego. Kobiety nieustannie znajdują się pod ostrzałem – to żadna tajemnica. Możemy zatem ślepo podążać za normami wyznaczanymi nam przez społeczeństwo, zamiast patrzeć głębiej w swoje serce oraz spoglądać w górę, by rozważać to, czego oczekuje od nas Bóg. Bardzo dużo piszę i mówię o tym kłopotliwym położeniu, w jakim znalazły się kobiety. Wiele moich czytelniczek i słuchaczek mówi mi potem, że samo nazwanie po imieniu wyzwań, z którymi się zmagają, sprawia, że czują się docenione. Pomaga im to również rozpoznać obszary, na które trzeba zwrócić szczególną uwagę oraz znaleźć odpowiedni sposób, aby stawić czoła tym problemom w atmosferze modlitwy.
Mimo że możemy czuć się otoczone ze wszystkich stron przez pesymizm, zniechęcenie i fałszywe obrazy idealnych kobiet, wierzę, że mamy dziś do czynienia z wielkim przebudzeniem. Wiele osób, a zwłaszcza kobiet, pogłębia swoją wiarę, aby poznać Prawdę. Kobiety chętnie dzielą się tym, co mają w sercu, i spotykają się, zarówno w cyberprzestrzeni, jak i na żywo, żeby dojrzewać w swojej wierze i wymieniać się spostrzeżeniami z innymi kobietami.
Bóg daje kobietom konkretne dary, które pomagają im spełniać role córek, żon, matek, sióstr, siostrzenic, bratanic, cioć, babć, singielek, wdów i osób konsekrowanych. Nie chodzi o to, żebyśmy teraz „pompowały” swoje ego do niebotycznych rozmiarów, ale myślę, że dobrze jest przypomnieć sobie od czasu do czasu, że kobiety otrzymały dary czyniące je odważnymi, silnymi, kochającymi, troskliwymi, pouczającymi, zachęcającymi… Lista nie ma końca. Czy wykorzystujemy dane nam od Boga dary? Czy ich używamy?
Bardzo podoba mi się to, co sługa Boży arcybiskup Fulton Sheen (którego proces beatyfikacyjny niedawno się rozpoczął) powiedział na temat siły kobiety. Mimo że mówił o miłości pomiędzy kobietą a mężczyzną, ostatnie zdanie jest tu kluczowe:
Kiedy mężczyzna kocha kobietę, musi stać się jej wart. Im bardziej jest cnotliwa, im bardziej szlachetny ma charakter, im bardziej jest oddana prawdzie, sprawiedliwości i dobroci, tym wyżej musi wznieść się mężczyzna, żeby być jej wart. Tak naprawdę historię cywilizacji można by napisać, odnosząc się do poziomu występujących w niej kobiet.
Wyobraźcie to tylko sobie!
Arcybiskup dał nam całkiem niezły materiał do przemyśleń. Naprawdę powinnyśmy zastanowić się nad poziomem naszych osobistych cnót i naszym oddaniem dla Prawdy. Jeśli średnio sobie radzimy w tej sferze, nasze społeczeństwo też będzie średnie. Jeśli postępujemy niemoralnie – no cóż, ciągniemy społeczeństwo w dół. Myślę, że wiesz, o co chodzi. Czas się obudzić i uznać, że jako kobiety faktycznie posiadamy władzę, by skierować wszystko na właściwe tory.
Należę
Kiedy jesteśmy jeszcze małe, wszyscy pytają nas nieustannie: „Kim chcesz być, gdy dorośniesz?”. Zwykle mamy wszelkiego rodzaju nadzieje i marzenia dotyczące przyszłości, niektóre z nich być może szalone, inne – pełne optymizmu. Pamiętam, jak kiedyś przeglądałam pudła z rodzinnymi pamiątkami i znalazłam rysunek namalowany przez mojego najstarszego syna Justina, razem ze śmiałym, entuzjastycznym podpisem: „Jak będę duży, to będę naukowcem!”. Potrafię wyobrazić go sobie z promienną twarzyczką, jak gorliwie tworzy swoje małe dzieło, bazgrząc tę deklarację najlepszym charakterem pisma, na jaki było go stać.
Zupełnie zapomniałam o tym jego dziecięcym marzeniu, ale ucieszyło mnie, że tego dnia przypadkowo się na nie natknęłam. Kazało mi to zatrzymać się na chwilę wśród kartonów wypełnionych najrozmaitszymi rzeczami i zadumać się nad marzeniem małego Justina. Justin, obecnie trzydziestopięcioletni mężczyzna, był i jest bardzo bystrym facetem – co do tego nie ma wątpliwości. Nigdy jednak nie poszedł w stronę nauki; zamiast tego zajął się technologią, muzyką i sztuką.
Święta Teresa z Lisieux wykrzyknęła śmiało: „W końcu odnalazłam swoje powołanie. Moim powołaniem jest miłość”. Łacińskie słowo vocare oznacza „wzywać”. Głównym powołaniem każdego człowieka jest świętość i wydoskonalenie się w miłości. W jakimkolwiek stanie życia znajdujemy się jako katoliczki – niezależnie od tego, czy jesteśmy mężatkami, singielkami, matkami czy osobami konsekrowanymi – każdy z tych stanów wymaga, abyśmy wznosiły się ku świętości i miłości.
Święty Jan Paweł II powiedział:
W ukrytej głębi ludzkiego serca łaska powołania przybiera formę dialogu. Jest to dialog pomiędzy Chrystusem i osobą, w którym dochodzi do osobistego zaproszenia. Chrystus wzywa osobę po imieniu i mówi: „Chodź, pójdź za Mną”. To wezwanie, ten tajemniczy, wewnętrzny głos Chrystusa, słychać najwyraźniej w ciszy i modlitwie. Jego przyjęcie jest aktem wiary” (Homilia, 10 lutego 1986).
Być może pytanie, które nieraz zadajemy sobie gdzieś na naszej drodze wiary, brzmi: „Jak i kiedy mogę usłyszeć moje osobiste i konkretne powołanie od Boga, tak abym wiedziała, co powinnam robić w swoim życiu?”. Święta Teresa z Avila powiedziała, że praktycznie zmusiła się do tego, żeby zostać zakonnicą, bo wiedziała, że byłoby to dla niej dobre. Sposób, w jaki dana osoba może usłyszeć swoje osobiste wezwanie, z pewnością zmienia się w miarę upływu lat. Kiedy jesteśmy młodsze, możemy zadawać sobie pytania typu: „Czy powinnam wyjść za mąż? Czy powinnam wybrać ten czy inny zawód?”. Później wezwanie, które słyszymy, może po prostu dotyczyć pozostania wierną swoim obowiązkom w codziennym życiu (nie zawsze jest to tak proste, jak się wydaje). Możemy nawet nie czuć wielkiej potrzeby rozeznania konkretnej drogi, tak długo, dopóki jesteśmy pewne, że jest to prosta i wąska droga, która prowadzi
do nieba.
Często nasze życie układa się w sposób, którego nigdy byśmy nie przewidziały. Na przykład mężatka może pragnąć dużej rodziny, ale niestety po ślubie okazuje się, że jest fizycznie niezdolna do poczęcia lub donoszenia ciąży. Inna mężatka może marzyć o idealnym i szczęśliwym życiu, jednak jej sny pryskają jak bańka mydlana wśród kłótni zakończonych rozwodem, gdy okazuje się, że poślubiła mężczyznę z poważnymi problemami. Jeszcze inna kobieta może nie planować podjęcia konkretnej pracy lub powołania, by później, zupełnie nieoczekiwanie, zachwycić się swoją prawdziwą misją, którą odkrywa poprzez serię nieprzewidzianych doświadczeń, wydarzeń i otwierających się przed nią drzwi. Nasze życie wydaje się osnute mgłą wielkiej tajemnicy, kiedy udajemy się w podróż z jednego dnia w kolejny, nieświadome całego tego wzoru, który tkamy naszym życiem. Teraz widzimy tylko małą – malutką jego część.
Kiedy byłam dziewczynką, moja babcia często powtarzała mi z błyskiem w oku: „Donna-Marie, jeśli zostaniesz zakonnicą, pójdziesz prosto do nieba!”. W tak uroczy sposób siała w moim sercu ducha zachęty – ducha pragnienia świętego życia. Jej słowa zaintrygowały mnie i często zastanawiałam się, czy faktycznie zostanę zakonnicą. Moje powołanie ujawniło się, kiedy wyszłam za mąż i zostałam matką. Moja misja na każdy dzień odsłaniała się przede mną w sposób naturalny, poprzez zadania związane ze służeniem innym w imię miłości, nierozerwalnie złączone z życiem ludzi, których Bóg powierzył mojej opiece. Boże łaski, często głęboko ukryte w zwykłych czynnościach, stały się dla mnie bardziej widoczne poprzez błogosławieństwa, których obficie doświadczałam w pięknych i trudnych aspektach mojego powołania do bycia matką – zarówno wtedy, gdy życie toczyło się gładko, jak i wówczas, gdy stało się dla mnie, jako samotnej matki, ciężkie i żmudne.
Jako ochrzczona katoliczka mogę mieć pewność, że należę do rodziny, społeczności, Kościoła i świata! Niezależnie od tego, jak wygląda moja sytuacja i w jakim kierunku rozwija się moje życie, naprawdę istnieje takie miejsce, do którego należę! Nasz Pan powiedział: „Pójdź za Mną”. W Bogu i w Kościele mam swoją cudowną tożsamość. A ta wzniosła tożsamość pozwala mi czuć grunt pod stopami; pomaga mi zachować pokój serca niezależnie od tego, co akurat dzieje się w moim życiu. W akcie wiary odpowiadam na Boże wezwania skierowane do mojego serca.
Święty Jan Paweł II przypomina nam: „Każde powołanie jest głębokim, osobistym doświadczeniem prawdy tych słów: «Ja będę z tobą»” (Wj 3,12; Homilia, 13 stycznia 1995). On naprawdę z nami jest!
W dalszej części książki przyjrzymy się bliżej zagadnieniu naszej tożsamości. W kolejnym rozdziale rozważać będziemy, co to znaczy być kobietą w pełni. Przyjrzymy się wielu wymiarom naszego człowieczeństwa – umysłowi, sercu, duszy i ciału.
Chwila refleksji
Święty Jan Paweł II nauczał:
Pan mówi prorokowi Jeremiaszowi, że jego powołanie stanowiło część Bożego planu jeszcze zanim prorok się narodził… Słowa te przypominają nam, że każda osoba ma swoje miejsce w Bożym planie i że każdy z nas powinien z uwagą wsłuchiwać się w Boży głos na modlitwie, aby odkryć szczególne powołanie, które otrzymaliśmy w Chrystusie (Homilia, 2 września 1990).
Bycie katoliczką to ogromny dar! Jako dzieci lub bardziej dojrzałe osoby na mocy chrztu stajemy się częścią Kościoła i staramy się osiągnąć nasze zbawienie, przeżywając dzień za dniem, pośród drobnych szczegółów drogi życia, której doświadczamy jako kobiety. A jeśli w tym wszystkim słuchamy Bożego głosu, modląc się, możemy stać się wspaniałym przykładem dla kobiet wokół nas, które być może mają problemy z poczuciem własnej tożsamości. Możemy modlić się o łaskę, aby Bóg dał nam siłę do wypełniania naszych obowiązków i bycia niesamowitym światłem dla innych.
Umysł, którym Go poznaję
1. 1. Czy stawiasz sobie za cel, aby dowiadywać się więcej o swojej wierze, tak aby bardziej poznawać Boga i przekazywać tę wiedzę innym?
2. 2. Czy dużo czasu poświęcasz środkom masowego przekazu, przez co brakuje ci go na poznawanie swojej wiary? Jeśli tak, w jaki sposób mogłabyś ograniczyć korzystanie z mediów społecznościowych, telewizji, Internetu, itp.?
3. 3. Czy możesz znaleźć czas na poznawanie swojej katolickiej wiary i bardziej gruntowną duchową lekturę?
Serce, którym Go kocham
1. 1. Czy regularnie mówisz Bogu, że Go kochasz? Czy znajdujesz konkretne sposoby, aby Mu to okazać?
2. 2. Czy zastanawiałaś się ostatnio nad swoją modlitwą? Czy możesz coś zrobić, aby ją uczynić lepszą?
3. 3. Czy masz czas dla Boga? Czy zatrzymujesz się, aby Go posłuchać? Czy możesz choć odrobinę nagiąć swój harmonogram dnia, żeby zrobić więcej miejsca dla Boga w swoim życiu?
Dłonie, którymi Mu służę
1. 1. Czy modlisz się, aby Bóg wskazał ci, jak możesz Mu służyć w bardziej konkretny sposób? Czy możesz poświęcić czas na taką modlitwę w niedalekiej przyszłości?
2. 2. Zrób listę osób z twojego otoczenia, co do których masz przeczucie, że Bóg chciałby, abyś im służyła. Czy to możliwe, że o kimś zapomniałaś?
3. 3. Czy jest coś, co mogłabyś zrobić już dziś lub jutro, w bardzo prosty sposób, aby podzielić się z kimś miłością?
Szukając Boga
Dobry Boże, spraw, bym otworzyła Ci serce na oścież, tak bym doświadczyła w pełni wszystkiego, co mi dajesz i odkryła swoją pełnię w Tobie. Amen.
Jan Paweł II, List do kobiet, 29 czerwca 1995 (ogłoszony w związku z IV międzynarodową konferencją ONZ na temat kobiet); http://www.vatican.va.
Gregory Joseph Ladd, Fulton J. Sheen: A Man for All Media, Ignatius Press, San Francisco 2001, s. 123.
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2007.