- W empik go
Zakręty losu. Nowe pokolenie - ebook
Zakręty losu. Nowe pokolenie - ebook
Łukasz i Krzysztof Borowscy prowadzą szczęśliwe i stateczne życie rodzinne u boku ukochanych kobiet. Wydaje się, że tragiczne wydarzenia z przeszłości nigdy nie wrócą. Jednak rosyjska mafia nie zapomina doznanych krzywd, a żądza zemsty każe jej przez lata przygotowywać misterny plan odwetu.
Tymczasem w dorosłość wkracza nowe pokolenie Borowskich, które próbuje wyrwać się spod kurateli nadopiekuńczych rodziców. Młodzi nie znają dawnych losów swoich ojców i nie rozumieją, że od złej przeszłości nie da się uciec, dlatego zawsze trzeba mieć się na baczności. Okazuje się, że pierwsza miłość nie zawsze jest tą najpiękniejszą. Czasem przynosi tylko ból i rodzi się tam, gdzie człowiek zaplanował nienawiść.
Ta książka to doskonała kontynuacja ekscytującej trylogii o życiowych zakrętach losu. Jednak nie odnajdziecie tu sielanki "po latach", lecz karuzelę emocji, niesłabnącą żądzę zemsty, sinusoidę wydarzeń oraz niezwykłą miłość żyjącą w strachu przed rosyjską mafią... Czyli Agnieszka Lingas-Łoniewska w swej najlepszej, trzymającej w napięciu, odsłonie!
Ewelina Krzewicka
czytelnicza-dusza.blogspot.com
„Zakręty losu. Nowe pokolenie" to powieść łącząca trudną, a zarazem piękną historię miłosną z wielowarstwową, złożoną intrygą, której źródłem jest zemsta. Nie tylko przetestuje granice Twojej wrażliwości, ukazując młodzieńcze uniesienia i porywy serca, ale też pokaże brutalny świat, w którym zdrada, krew, namiętność i łzy tworzą mieszankę zwaną życiem.
Agnieszka Lingas-Łoniewska miała szalenie trudne zadanie: udźwignąć legendę „Zakrętów losu" – trylogii uwielbianej przez czytelniczki. Nie musicie się jednak obawiać, „Nowe pokolenie" jest nie tylko absolutnie genialne, dynamiczne i dopracowane w każdym szczególe, ale też trafia wprost do serca i nie pozostawia żadnych wątpliwości – autorka jest w szczytowej formie. Jestem przekonana, że oto powstaje nowa legenda. Pytanie tylko, czy będziemy w stanie pożegnać się z Borowskimi już na zawsze?
Angelika Zdunkiewicz-Kaczor
http://www.lustrorzeczywistosci.pl/
Agnieszka Lingas-Łoniewska
Wrocławianka pisząca książki łączące sensację z romansem, kochająca zwierzaki, Within Temptation i jeszcze kilka ostrzejszych dźwięków.
Autorka książek: „Bez przebaczenia”, „Zakład o miłość”, „Szósty”, „W zapomnieniu”, „W szpilkach od Manolo”, „Obrońca nocy”, „Brudny świat”, „Skazani na ból”, „Jesteś moja dzikusko", „Piętno Midasa" oraz trylogii „Zakręty losu”, „Łatwopalni” i „Szukaj mnie wśród lawendy”.
Laureatka konkursu na kryminalne opowiadanie z Dolnym Śląskiem w tle. Ma także na swoim koncie udział w antologiach literackich: „Książki Moja Miłość” i „31.10 Halloween po polsku” oraz „Zatrute pióra”.
Tworzy w Internecie stronę Czytajmy Polskich Autorów, która ma na celu propagowanie polskiej prozy, prowadzi blog z recenzjami, organizuje cykliczne konkursy, w których można wygrać książki polskich autorów.
Strona autorki: www.agnesscorpio.pl
Blog autorki: www.agnesscorpio.blogspot.com
E-mail autorki: [email protected]
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8083-361-6 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zakręty losu
Zakręty losu. Braterstwo krwi
Zakręty losu. Historia Lukasa
Zakręty losu. Nowe pokolenie
Nie ma Cię, gdy moje życie spada w dół, i
Nie ma Cię, gdy wszystko łamie się na pół, i
Nie ma Cię, i nie wiem już, gdzie jesteś, ale dobrze,
Że nie wiesz, co u mnie, bo pękłoby Ci serce.
Nie ma Cię, gdy moje życie spada w dół, i
Nie ma Cię, gdy wszystko łamie się na pół,
Ale kocham Cię, kocham, wciąż Cię kocham, kurwa.
I nie znam już innych słów, to jest zbyt trudne.
------------------------------------------------------------------------
Pezet: Spadam. Album: Muzyka emocjonalna, 2009 r.PROLOG
Patrzył w jej przerażone niebieskie tęczówki upstrzone brązowymi plamkami. Tylko on w tej rodzinie nie miał takich oczu. Wiedział, że ona się boi. On także się bał, ale w tej chwili musiał być odważny za oboje. Nie mógł okazać słabości, strachu, był jej teraz potrzebny i – jak zawsze – za nią odpowiedzialny. Złapał ją za rękę. Miała chłodną i lepką dłoń.
– Iga, hej, Iga! – Potrząsnął dziewczyną.
Zatrzymała na nim przerażony wzrok.
– Czego oni chcą? O co tutaj chodzi?
– Nie bój się, będę przy tobie, nic nam nie zrobią.
– Nie zostawiaj mnie! To musi być jakaś pomyłka. – Dzielnie powstrzymywała się od płaczu.
Kacper Borowski zamknął na chwilę oczy, westchnął i pokręcił głową.
– Nie, Igła, to nie jest pomyłka – nazwał ją przezwiskiem, jakiego tylko on używał, a ona mu na to pozwalała.
– Czego oni od nas chcą?
Złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Przestraszona wtuliła się w niego i miała dziwne poczucie, że w tej chwili nic jej nie grozi. A wtedy on powiedział cicho, wtulając twarz w jej włosy:
– Naszych ojców.
*
Patrzył na jej zdjęcia. Miał wrażenie, że zna każdy szczegół jej twarzy, każde załamanie światła, grymas, skrzywienie ust, kpiący czasami uśmiech. Obserwował ją od sześciu miesięcy, wiedział o niej wszystko. Uczyła się w liceum sportowym, pływała, wielokrotnie brała udział w zawodach pływackich. Miała brata, trzymała się blisko kuzynki i kuzyna. Słuchała cięższego brzmienia, czasami urywała się na koncerty, o których nie wiedział jej… ojciec. Tak. Była jego córką. JEGO córką. Olga Małgorzata Borowska.
– Już niedługo… – Uśmiechnął się i dotknął palcami ekranu MacBooka, na którym widniała jej twarz. Zrobił tę fotografię z oddali. Wychodziła z pływalni na Mickiewicza. Przechyliła głowę, do ucha wkładała słuchawkę podłączoną do telefonu. Słuchała muzyki. Jak zawsze. Taka naturalna. Taka piękna. Lubił patrzeć na to zdjęcie. I wyobrażał sobie… różne rzeczy. A szczególnie jedną. Moment, w którym ona się dowie, kim on naprawdę jest. I kim był jego ojciec. I dlaczego już nie ma go na tym świecie. O tak. To będzie naprawdę wspaniały widok. Widzieć, jak świat córki Lukasa rozsypuje się jak domek z kart… Dla tego momentu warto było poświęcić całe swoje dzieciństwo i wczesną młodość. Całe życie. Którego tak naprawdę… nigdy nie miał.ROZDZIAŁ 2
The Weeknd Enemy
Olga wiedziała, że ojciec będzie wściekły, że poszła na ten koncert. W klubie Od Zmierzchu do Świtu grała hardrockowa kapela z Wrocławia, lubiła ich kawałki i koniecznie chciała zobaczyć wokalistę na żywo. Kiedy wcześniej wspomniała, że będzie taki koncert we Wrocku, ojciec spojrzał na nią przeciągle i powiedział:
– Z Kacprem możesz iść.
Biedny Kacper. Przez to, że był od nich wszystkich starszy, ciągle obarczano go odpowiedzialnością i narzucano opiekę. Ale Olga nie zamierzała iść tam z bratem. Miała już prawie osiemnaście lat (no, za jakieś dziesięć miesięcy), nie była głupią szczeniarą, umiała o siebie zadbać. Poza tym wystarczyło, że Kacper pilnował Igi. Hm. Tak, miała swoją wersję tego, co łączyło tych dwoje. I albo oni byli ślepi, albo wciąż udawali, że nic się między nimi nie dzieje. Zastanawiała się tylko, czy rodzice o tym wiedzą. Wiedziała, że to będzie niezła jazda, no ale… przecież nie działo się nic złego. Ona sama wyobrażała sobie często, jak to będzie, gdy pozna tego właściwego chłopaka. Do tej pory się nie zakochała. Były różne fascynacje, ale raczej na odległość, bo kochała się w sumie po kolei w wokalistach różnych zespołów, których słuchała. Ale było oczywiste, że to tylko takie platoniczne zauroczenie. Nic więcej.
Teraz skakała niedaleko małej klubowej sceny, a obok szalała jej przyjaciółka Roksana. Obie ubrały się podobnie, zresztą jak większość ludzi w klubie: na czarno. Z tym że Roksi była jasną blondynką. Ale styl miały identyczny.
– Idę po piwo! – krzyknęła do koleżanki, a ta kiwnęła głową, nie odwracając wzroku od sceny, na której wokalista chrypiał, że wszystko gnije.
Przepchnęła się przez szalejący tłum i podążyła w stronę baru. Skoro i tak miała dostać opierdziel od rodziców, to jedno piwo nie zaszkodzi. Właściwie drugie, bo wcześniej wypiły po Piaście, zakupionym w pobliskim sklepie. Stanęła w długiej kolejce do baru i z niecierpliwością stukała w blat, podrygując w rytm ciężkiej muzyki. Nagle poczuła uderzenie w bok, jakiś długowłosy miłośnik ostrego grania, ale także i picia, zatoczył się na nią, zwalając niemal całym ciałem i popychając tak, że boleśnie uderzyła biodrem w wysoki barowy stołek.
– Ała! – krzyknęła z bólu. Próbowała zepchnąć z siebie intruza, który złapał ją wpół i niemal przygniótł swoim chudym, ale długim ciałem.
– Sorryyyy – wybełkotał. – Ktoszzz mnie pchnąąął.
– Złaź ze mnie! – Odpychała go.
– Ładdddnie pachnieszzz…
Poczuła jego nos na swojej szyi.
– Spieprzaj!!! – krzyknęła. Chciała z całej siły popchnąć pijanego chłopaka, ale w tej samej chwili został chyba niemal oderwany od ziemi, bo zobaczyła szare podeszwy jego conversów.
– Wyprowadźcie pana, zmęczył się!
Usłyszała zachrypnięty głos. Dwóch rosłych ochroniarzy ujęło słaniającego się na nogach chłopaka i poprowadziło w stronę szatni.
– Wszystko gra, jesteś cała? – Ciemnowłosy mężczyzna pochylił się nad nią.
Musiała wyglądać co najmniej śmiesznie. Trzymająca się barowego stołka, z rozczochranymi włosami, spocona, z rozdziawioną buzią. Rozdziawioną, bo w życiu nie widziała takiego faceta. Wyglądał, jakby został żywcem wyjęty z jakiegoś sensacyjnego filmu o młodym, niezbyt grzecznym detektywie. Zawsze przychodziły jej do głowy takie dziwne porównania. Za dużo książek kryminalno-sensacyjnych czytała, co oczywiście czasami krytykował z humorem ojciec, mówiąc, że to bajki. Ale ona lubiła stare serie kryminalne, miała za sobą całą Camillę Läckberg, Daniela Silvę, Roberta Craisa i Johna Lutza. A jej wybawca… O tak, z powodzeniem mógłby zagrać rolę Joego Pike’a z powieści Craisa. Ponury, ciemnowłosy, z czarnymi oczami, wyglądał jak skrzyżowanie Antoniego Pawlickiego z Ianem Somerhalderem. Jak pieprzony król podziemia. Książę ciemności. Władca piekieł. Jak…
– Halo, dziewczyno, żyjesz? – Jego głęboki głos zawierał nutkę zniecierpliwienia.
– Co? Tak, żyję… – Zauważyła wyciągniętą w swoim kierunku dłoń, złapała ją i jednym szybkim ruchem została postawiona do pionu.
– Wszystko dobrze? Nic ci nie zrobił? – Nieznajomy wpatrywał się w nią ciemnymi oczami, a ona ponownie zapomniała o zamknięciu ust.
– Nie – odparła, zastanawiając się nad swoją idiotyczną reakcją.
– Jesteś tu z kimś?
– Z koleżanką. O tam! – Wskazała na przeciskającą się ku nim Roksanę.
– Jezu, gdzie zginęłaś?! Co się dzieje? – Przyjaciółka spojrzała na stojącego obok mężczyznę, zerknęła na Olgę i uniosła brew w geście niemego zapytania: „o co kaman?”.
– Mała zadymka przy barze, nic takiego. Kolega… – Olga spojrzała na swego wybawcę. – Jak masz na imię? – zapytała, bo odzyskała już przytomność umysłu i swoją zwykłą werwę.
– Grzesiek – powiedział i uśmiechnął się kącikiem ust.
Teraz Roksi wpatrywała się w niego jak urzeczona. „No tak, władca ciemności z uśmiechem. Każdą dziewczynę by to pokonało” – stwierdziła Olga.
– No więc Grzesiek uwolnił mnie od natrętnego towarzysza i ofiary alkoholizmu.
– Dobra, to ja stanę po piwo, a ty pogadaj z kolegą – zaproponowała Roksi, a Olga poczuła solidnego kuksańca. Jednocześnie przyjaciółka lekko popchnęła ją w stronę faceta.
– Hm, no tak, to dzięki za pomoc – wydukała więc i uśmiechnęła się szeroko w jego kierunku.
– Jak masz na imię? – spytał, pochylając się nieco, aby lepiej go usłyszała w tym hałasie. A może dlatego, że chciał być bliżej niej. I fajnie, pachniał równie dobrze, jak wyglądał.
– Olga.
– Ola?
– Nie, Olga. Olga Małgorzata – dodała, wyciągając ku niemu rękę.
– Miło mi. Grzesiek Iwański. – Uścisnął jej dłoń, wpatrując się w nią wzrokiem, od którego po całym jej ciele przebiegł niepokojący dreszcz.
– Często tu bywasz? – zapytała, zachowując standardową formę podtrzymywania konwersacji.
– Nieczęsto. Kumpel z roku mnie wyciągnął. Ale w sumie się cieszę.
– A co studiujesz?
– Prawo. Piąty rok. A ty?
– Ja się jeszcze uczę. Klasa maturalna.
– Ale jesteś pełnoletnia? Bo wiesz, piwo… – Uśmiechnął się złośliwie.
– No raczej, a ty co, z policji?
– Nigdy w życiu. – Pokręcił głową. Ktoś go wołał, kiwnął, że zaraz wróci. – Słuchaj, muszę iść. Daj mi swój numer telefonu.
– Czy ja wiem… – Dobrze wiedziała, że tego właśnie chce, a z drugiej strony pamiętała ostrzeżenia ojca, żeby nie zawierała przypadkowych znajomości. No ale numer telefonu to przecież nic strasznego.
– No to ja dam ci swój. Jak będziesz miała ochotę, to zadzwonisz. Poza tym, chciałbym wiedzieć, czy udało ci się w całości dotrzeć do domu.
– Na pewno dotrę. Gorzej będzie w samym domu.
– A co? Nadopiekuńczy rodzice?
– Można to tak nazwać. Dobra, zapisz sobie.
Grzesiek wyjął telefon i zapisał numer, który podyktowała mu Olga. Po chwili zadzwonił do niej i w ten sposób ona także miała już numer do niego.
– Napisz mi SMS-a, gdy będziesz w domu, dobrze?
– Okej, okej.
– To do zobaczenia, Oleńka… – Pochylił się, gdy wypowiadał te słowa, a potem uśmiechnął się i podążył w stronę swojego towarzystwa.
– Wytrzyj usta, ślina ci kapie. – Dopiero złośliwa uwaga jej przyjaciółki sprawiła, że odzyskała jasność myślenia. Do końca koncertu nie potrafiła się skupić na muzyce, słyszała tylko jego zachrypnięty głos szepczący do niej „Oleńka”.
*
– Zamorduję ją! – ryczał basem Łukasz, a Magda spokojnie rozmawiała przez komórkę. Gdy skończyła, spojrzała na męża.
– Rozmawiałam z nią. Jest na Dominikańskim. Czeka na tramwaj. Podjedziesz po nią do FAT-u?
– Może lepiej ty jedź. Obawiam się, że to mogłoby się źle skończyć.
– Łukasz, uspokój się. Źle zrobiła, ale nic się nie stało.
– A co, gdyby… – Wziął głęboki wdech. – Na szczęście nic się nie stało.
– Kochanie, nie możesz wiecznie tak się zachowywać. To, co złe, już za nami. Musisz to w końcu przyjąć do wiadomości i dać jej trochę więcej luzu.
– Mówiłem jej, żeby poszła z Kacprem. – Łukasz powoli zaczynał się uspokajać. Magda zawsze potrafiła ostudzić jego nazbyt gorącą głowę. Zwłaszcza jeśli chodziło o dzieci.
– Kacper nie jest niańką. Poza tym dzisiaj poszedł na mecz Kamila. Wszystko się ułożyło, nie martw się na zapas i nie przewiduj najgorszego.
– Taki już jestem. Dobra, pojadę po nią. Jest z Roksi?
– No tak, są razem, podwieźcie najpierw Roksanę.
– Jasne. To jadę.
Wsiadł do swojego ukochanego bmw, odpalił silnik, włączył muzykę. Naprawdę starał się żyć normalnie, ale wciąż i wciąż siedziało w nim to, co przeżył, i po prostu nie umiał… wyluzować. Wyrzucić wszelkich obaw i podejrzliwości z głowy. Od lat żył w ciągłej gotowości, zawsze mając na uwadze bezpieczeństwo rodziny. Wiedział, że Krzysiek funkcjonuje dokładnie tak samo. Magda nie miała pojęcia o comiesięcznych spotkaniach z Ratajczakiem, o sprawdzaniu starych kontaktów, o ciągłej komunikacji z Fazim i resztą chłopaków. Każdy miał swoje życie, ale każdy z nich wiedział, że jest coś, co może kogoś napędzać przez lata, utrzymywać w stanie hibernacji, aby wybuchnąć w odpowiednim momencie. Tym czymś było pragnienie zemsty.
*
Olga stała z przyjaciółką na przystanku, gdzie czekały na transport do domu. Na Muchobór jeździł stąd jeden autobus, było już późno i z reguły przyjeżdżał po nią brat lub ojciec. Dzisiaj miał przyjechać ten ostatni, wiedziała, że przy Roksanie nie będzie robił żadnych wyrzutów, ale przygotowana była na burzę w domu.
Ojciec rzadko podnosił głos, jednak czasami wybuchał, zwłaszcza kiedy któreś z nich zrobiło coś głupiego. Tak jak wtedy, gdy Iga zgubiła się w sklepie, co znała z opowieści, bo nieszczególnie to pamiętała. Albo wtedy, kiedy Kacper zaliczył pierwszą pijaną imprezę i ojciec przywiózł go z osiemnastki kumpla w stanie co najmniej dramatycznym. Nie chodziło o sam fakt upicia, chociaż za to też dostał niezłą reprymendę. Problem był w tym, że zasnął u kumpla w pokoju, nie odbierał telefonu, a reszta towarzystwa pojechała do rynku na dokończenie melanżu. Ani mama, ani ojciec nie mogli się dodzwonić do Kacpra, potem przyjechał wujek Krzysiek i jakiś ich wspólny kolega, który był chyba gliniarzem, ale w końcu udało im się dobudzić Kacpra, waląc w drzwi mieszkania solenizanta. Zrobiła się z tego niezła chryja i pamiętała, jak wtedy zachowywał się ojciec. Najpierw ciskał gromy, a potem wyciszył się, zadzwonił w kilka miejsc, rozmawiając dość dziwnie, i tak oto jej brat został znaleziony cały i zdrowy.
Niekiedy miała wrażenie, że tata był całkiem kim innym, jakby tę swoją drugą twarz umiejętnie ukrywał, ale czasami, wskutek okoliczności, jego drugie ja wychodziło na jaw. Tak jak teraz. Był spokojny, pożartował z Roksi, ale widziała w jego oczach, że czai się w nich jakieś szaleństwo. Gdy odwieźli koleżankę, Łukasz, zamiast pojechać do domu, zatrzymał się koło parku i zapatrzył na parking przed wejściem. Olga milczała, ale wiedziała, że coś się dzieje, że w głowie ojca szaleje huragan myśli.
– Sorry, naprawdę, ale po prostu chciałam pójść na ten koncert.
– Rozumiem. Ale musisz wiedzieć, że gdyby coś ci się stało, rozwaliłbym wszystko i wszystkich, a potem zginął z rąk twojej matki.
– Tato, to nie koniec świata.
– Posłuchaj. Jest kilka rzeczy, o których nie wiesz. Wiele wydarzyło się jeszcze przed twoim urodzeniem, a to, co się stało, było w dużej mierze moją winą. Obiecuję, że opowiemy ci wszystko, ale musisz nam zaufać i dać chwilę czasu. I nie oburzać się, nie buntować, kiedy dajemy ci pewne ograniczenia, bo to nie wynika z naszej złośliwości czy chorej zapobiegliwości, a raczej z doświadczenia i chęci ochrony ciebie. Także Kacpra, Igi i Kamila. Tak to działa, córeczko. – Łukasz wpatrywał się w oczy córki. Olga zmrużyła brwi i teraz jak nigdy przypominała jego samego. Zła, zbuntowana, pełna buzujących uczuć. Jego córeczka.
– Chodzi o byłego męża mamy? O to, że siedzi w więzieniu? – O tym wiedziała, Magda nie ukrywała przed dziećmi swojej przeszłości.
– Też. Ale to wszystko sięga dalej i ma bezpośredni związek ze mną. Po prostu zaufaj mi i mamie i nawet jeśli dzisiaj… – Łukasz potarł czoło i zmrużył oczy – jeśli dzisiaj chciałaś iść tam sama, to mogłaś nam powiedzieć. Nigdy nie rób nic samowolnie. Zero takich akcji, Olga. Okej?
– Dobrze – westchnęła. Nie lubiła, gdy ojciec się denerwował, miała z nim doskonały kontakt i wiedziała, że teraz już nie odpuści i będzie drążyć temat tego, co działo się wcześniej w rodzinie Borowskich.
Gdy weszła do domu, mama czekała na nią w drzwiach, pocałowała jak zawsze i już nic nie mówiła. Olga wymamrotała słowa przeprosin i poszła do swojego pokoju. Kacpra nie było, czego żałowała, bo zawsze mogła pogadać z bratem, kiedy działo się coś nieciekawego. Z tego wszystkiego zapomniała o dzisiejszym spotkaniu w klubie i o obietnicy, którą dała Grześkowi. Około północy obudził ją SMS. Był właśnie od niego.
Mam nadzieję, że dotarłaś szczęśliwie, ale za to, że nie dałaś znać, winna mi jesteś całusa.
Uśmiechnęła się i od razu zapomniała o nieprzyjemnych przeżyciach minionego dnia.
Jestem, jestem. Miałam wykład od ojca, ale wszystko dobrze. Co do mojego długu: kiedy?
Wiedziała, że zachowuje się bardzo dziwnie, jak nie ona, ale w tej chwili miała to gdzieś. Coś się budziło, coś się zaczynało, nigdy wcześniej nie czuła się w taki sposób – wesoła, rozluźniona i pełna oczekiwania.
Na odpowiedź nie czekała zbyt długo. Jutro, 17, plac Solny?
„A co mi tam” – pomyślała i wstukała odpowiedź: Będę :-)
I zasnęła, myśląc, że warto było narazić się na wykład ojca i na nerwówkę związaną z ryzykownym wyjściem. Niczego nie żałowała. Zastanawiała się tylko nad tym, co powiedział jej w samochodzie. Coś tam słyszała, coś znalazła w starych papierach ukrytych na strychu, wiedziała, że jej ojciec siedział w więzieniu. Zdawała sobie sprawę, że to czubek góry lodowej. Zachowawczość i ostrożność ojca i wujka nie wzięły się znikąd. Pewnie zadarli z kimś, z kim nie należało, zwłaszcza że wujek Krzysiek był adwokatem. Mógł przecież bronić nieciekawych ludzi. A ciotka Kaśka kiedyś pracowała jako prokurator, chyba brała udział w jakimś procesie mafii. Ale to było dawno, zanim oni wszyscy przyszli na świat. Nie rozmawiali na te tematy, bo i po co. Olga była na progu dorosłości, chciała iść na AWF, tak jak brat, chciała pojechać do Barcelony, Sewilli, zwiedzić Gibraltar. Chciała się zakochać, miała mnóstwo planów i marzeń. Ale w tej chwili chciała jak najszybciej przespać noc, by nazajutrz spotkać się z Grześkiem. I tyle.
*
Siedział w samochodzie z przyciemnionymi szybami i wpatrywał się w wyjście. Zaopatrzony został w aparat z teleobiektywem, więc nie ryzykował, że ktokolwiek mógłby go zobaczyć, a tymczasem miał doskonały widok na schody i zielone drzwi. Gdy zadzwonił dzwonek, którego słaby dźwięk dotarł i do niego, naszykował aparat. Po krótkiej chwili zobaczył ją. Szła w towarzystwie blondynki, a także ciemnowłosej dziewczyny, która miała taki sam kolorowy szalik, jak ona. W obu dziewczynach dostrzegł coś znajomego, jakby były siostrami. Po chwili dobiegł do nich wysoki chłopak z brązowymi włosami, wyglądający jak brat bliźniak pewnej osoby, którą miał na jednej z fotografii. Wiedział już wszystko. Zrobił serię zdjęć, schował aparat i ruszył. Wybrał numer na komórce i po kilku sygnałach, gdy usłyszał po drugiej stronie znajomy głos, powiedział:
– Боровскиe. Они все.
Wcześniej…
Dzisiaj byłem zaproszony na szesnaste urodziny koleżanki z klasy. Uczyłem się w liceum w Warszawie, mieszkałem z opiekunką, ale tak naprawdę pieczę nade mną sprawował wuj. On organizował mi każdy wolny czas. Mimo że został na przedmieściach Moskwy, to i tak zawsze wiedział, co robię, gdzie idę, z kim się zadaję. Miał pełen wgląd w moje wyniki w nauce, na tym punkcie też świrował. Prawie tak samo jak na punkcie broni czy zestawu noży. Który zresztą dostałem od niego na piętnaste urodziny i nauczyłem się perfekcyjnie z nim obchodzić. Kiedyś zapytałem, po co mi ta nauka, szkoła, polskie liceum, lekcje języka, skoro tak naprawdę mogę być na przykład płatnym zabójcą. Bo naprawdę byłem śmiertelną bronią. Dzięki treningom potrafiłem zabić gołymi rękami. Oczywiście teoretycznie, ponieważ nigdy nikogo nie zabiłem, choć potrafiłbym to zrobić. Przynajmniej fizycznie. Ale wuj odpowiedział:
– Twój umysł będzie twoją największą bronią.
Tak więc trzymałem się tej myśli, ale czasami chciałem się po prostu zabawić. Jednak nie dotarłem na te urodziny. Przyjechał jakiś człowiek od pana Achmadowa i zabrał mnie na mecz bokserski. Potem odwiózł do domu i pilnował, abym nie wyszedł i nie poszedł jednak na tę imprezę. Nazajutrz usłyszałem, że nie mogę rozpraszać się pierdołami. No cóż… Więc się nie rozpraszałem.
------------------------------------------------------------------------
Klub muzyczny przy ulicy Krupniczej we Wrocławiu. Niestety, w 2016 roku został zamknięty.
Боровскиe. Они все (ros.) – Borowscy. Są wszyscy.