- W empik go
Zamaskowani. O tych, którzy po prostu poszli do pracy - ebook
Zamaskowani. O tych, którzy po prostu poszli do pracy - ebook
Jedyne, czego chcieli, to mieć odpowiednie warunki do pracy. Nie czują się bohaterami, choć wielu z nas właśnie tak ich postrzega. Medycy - pielęgniarki, pielęgniarze i ratownicy medyczni, którzy w czasie pandemii koronawirusa w Polsce mierzyli się z trudną rzeczywistością niewydolnej ochrony zdrowia. Gdy my siedzieliśmy w swoich domach, oni po prostu chodzili do pracy... Troje z nich opowiada o tym, jak wyglądały pierwsze miesiące pandemii z ich perspektywy: w SORze, w przychodni i pogotowiu. Jaka jest książka Zamaskowani? Trochę się pośmiejecie, trochę nie będziecie dowierzać. Czasem będzie bezpośrednio, czasem nie wprost.
Spis treści
Wstęp
Pandemia w POZ
Przedmowa
Wstęp
Ludzie nie znają podstawowych zasad higieny
Większość w POZ da się załatwić zdalnie lub online
Brak procedur
Pielęgniarka na kwarantannie
Jednorazowa maseczka jest wielokrotnego użytku
Dzień z życia pielęgniarki POZ
Foliarze, antyszczepionkowcy i antymaseczkowcy
Szczepienia
Pandemia w ZRM
Dobre złego początki
Przygotowania do bitwy...
No i jebło!
Zaprzeczenie
Gniew!
Bezradność
Przystosowanie się do otaczających warunków
Pandemia w SOR
Czas start!
Przygotowania
5 marca
Izolatka
Wymazy
Szkolenie z kombinezonów
Zwykły dyżur pandemiczny
25 marca
Co ja o tym wszystkim myślę?
Rodzina medyka
17 marca
Co zawdzięczamy koronawirusowi?
Koniec?
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788395579363 |
Rozmiar pliku: | 5,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To nie będzie opowieść o heroicznej walce z wirusem, do jakiej jesteście przyzwyczajeni z filmów, takich jak „Epidemia” z Dustinem Hoffmanem, w którym wszyscy „niezakażeni” chodzą w kosmicznych skafandrach, a wojsko jeździ po ulicach opancerzonymi furgonetkami, dowożąc tony sprzętu medycznego i transportując kolejnych chorych do szpitali, gdzie na każdego już czeka świeżo pościelone łóżko, dwóch lekarzy i trzy pielęgniarki. Wszyscy dookoła coś krzyczą, a na końcu i tak wymyślają genialną szczepionkę, po którą społeczeństwo grzecznie ustawia się w kolejeczce i... w tydzień jest po epidemii.
To będzie opowieść o tym, jak Jan Kowalski z dnia na dzień stracił dostęp do państwowego systemu ochrony zdrowia. To będzie opowieść o skrajnościach procedur, kiedy ich brak lub nadinterpretacja skazuje ciężko chorych ludzi na kilkudniowe oczekiwanie na kontakt ze swoim lekarzem lub pielęgniarką pierwszego kontaktu. Opowieść o tym, jak Siostra Bożenna, pracująca 30 lat w poradni rejonowej na niewielkim osiedlu, staje się jedną z najbardziej narażonych osób na zakażenie covidem, bo nie dysponuje szybkim testami PCR, tak jak w SOR-ach czy izbach przyjęć. Jej jedynym zabezpieczeniem jest prywatna maseczka antysmogowa, którą dostała od wnuczka, bo w przychodni jest 7 maseczek chirurgicznych, które muszą wystarczyć lekarzom nie wiadomo na jak długo, a lista wizyt domowych sięga już dwudziestu oczekujących.
To będzie opowieść o nieprzygotowaniu i o zaskoczeniu. Nieprzygotowaniu na postępującą epidemię i zaskoczeniu, że alarmy podnoszone przez medyków od wielu lat o fatalnej kondycji systemu opieki zdrowotnej nie są mrzonkami na potrzeby uzyskania kolejnych podwyżek na wakacje pod palmami.Wstęp
Na pierwszy przypadek zachorowania na COVID-19 w Polsce czekaliśmy niemal jak na pierwszą gwiazdkę. Wszyscy wiedzieli, że to nastąpi, ale nikt nie wiedział dokładnie kiedy. Gdy w końcu pojawił się pierwszy chory pacjent, oczami wyobraźni widziałam, jak twórcy „Tańca z gwiazdami” zacierają ręce – już wiedzą, kto będzie głównym uczestnikiem kolejnej edycji: pan Wiesław – pierwszy polski pacjent z koronawirusem!
Mimo że z biegiem kolejnych dni wszystkie media trąbiły wyłącznie o niebezpiecznej sytuacji epidemiologicznej w kraju, to dla większości społeczeństwa był to wciąż tylko tropikalny wirus z Chin, który „mnie przecież nie dotyczy”. Swoją drogą, zauważyliście, że tak jest prawie ze wszystkim w profilaktyce i ochronie zdrowia? To, przed czym przestrzegam swoich pacjentów, jak na przykład odkleszczowe zapalenie mózgu, jest tylko czczym gadaniem, dopóki ktoś z rodziny nie wyląduje na OIOM-ie właśnie z tym schorzeniem. Nie wspomnę już, ile razy zbierałam swoją poradnianą „starszyznę” z podłogi, bo przecież w upały najlepsze są dwa mocne buchy nitrogliceryny (nitroglicerynę pod język stosują osoby cierpiące głównie na dławicę piersiową). To taki aerozol, który po psiknięciu pod język znosi dolegliwości w klatce piersiowej. Babcie i dziadkowie noszą go sobie często w kieszonce płaszcza i jak pójdą do kościółka, i poczują się źle, to cyk, nitro pod język i od razu lepiej. Nitrogliceryna ma to do siebie, że rozszerza naczynia krwionośne, przez co spada ciśnienie krwi. Niezliczone są sytuacje, kiedy pani Jadzia dała koleżance z ławeczki właśnie nitroglicerynę w szpreju, bo „dostała od lekarza i wszystko jej po tym przechodzi”, a później kareta zabiera Bogu ducha winną kobitkę z ciśnieniem 40/0. Popytajcie znajomych z pogotowia, każdy pogotowiarz miał w swojej karierze minimum tysiąc takich przypadków przyjmowania pod język od pani Bogusi spod czwórki, zamiast tak jak radzi sioszczyczka z poradni, wypić 4-5 szklanek wody dziennie i siedzieć w domu.
Ostatnio zauważyłam pewien dziwny trend. Od lekarzy, pielęgniarek, ratowników i całej rzeszy pracowników medycznych oczekuje się najlepszej, najnowocześniejszej i szerokiej wiedzy, a jak przychodzi co do czego, to i tak nikt nas nie słucha. Co z tego, że aby być specjalistką w tym, co robię, poświęciłam kawał swojego życia, skoro i tak bardziej opiniotwórczy będzie wpis pani Grażyny na fejsie, w którym to opisuje, jak jej 21-letni syn dostał nagle zespołu Downa po szczepieniu na grypę. Chuj z tym, że to niemożliwe i wie o tym każdy normalny człowiek, który ukończył chociaż 5 klas szkoły podstawowej! I tak znajdą się tacy, którzy „czytali o tym w Internecie” i koniec. To je amelinium i tego nie pomalujesz.
Właśnie tak samo było z epidemią w Polsce. Media donosiły, że Polacy wspaniale stosują się do zaleceń Ministerstwa Zdrowia, dotyczących pozostania w domach. I faktycznie tak było – maseczki, rękawiczki, wszędzie unoszący się zapach płynu do dezynfekcji, osiedlowa samopomoc dla seniorów, to wszystko było na początku. Ale jak to często bywa, w każdej historii musi znaleźć się wywrotowiec.
W moim otoczeniu wywrotowców było wielu i łączyła ich ta sama żelazna logika: „Halo, halo! Skoro ja nie mam wirusa, moi znajomi nie mają wirusa i w ogóle nie znam nikogo, kto ma wirusa, no to przecież tego wirusa nie ma, a ta cała akcja z tym koronaświrusem jest ewidentnie po to, żeby nas zastraszyć i pewnie wyciągnąć od nas pieniądze! Jadźka, zdejmuj maseczkę, idziemy do kina!”. I to nie wirus będzie w tej historii najbardziej niebezpieczny. To właśnie jeden oświecony z drugim, który neguje wszystko i wszystkich, bo on sobie nie da zamydlić oczu. Zaraził pięć osób, bo nie mył łap albo nie nosił maseczki. Nieważne. Ważne, że nie uległ ogólnoświatowemu systemowi nacisku.
W mojej części tej książki nie będę wam mówić: „Noście maseczki albo wszyscy umrzemy”. Chcę jedynie, abyście wyrabiając sobie opinię na jakikolwiek temat, mieli świadomość faktycznej sytuacji i nie podpierali się wpisami na fejsie, że wojsko stoi na ulicach.