- W empik go
Zamek Ogrodzieniec - ebook
Zamek Ogrodzieniec - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 253 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I. Krzywousty… 1.
II. Skarbimir. 15.
III. Obrazek… 43.
IV. Grodzisko… 57.
V. Pielgrzymka… 77.
VI. Chatka węglarza… 97.
VII. Powrót z wyprawy… 103.
VIII. Epizod… 129.
IX. Zaślubiny… 139.
X. List… 151.
XI. Odpowiedz na list… 161.
XII. Pogrzeb i najazd… 167.
XIII. Ojców. 177.
XIV. Posłaniec… 189.
XV. Już za późno… 203.
XVI. Na drodze do Szczekocin… 214.I. KRZYWOUSTY.
Bolesław Krzywousty zajmuje obszerną kartę w dziejach polskich XII. wieku. Był to monarcha wzniosłej duszy, prawego serca, nieustraszonej odwagi; kochany od ludów swoich, – bo nienawidził ucisku, karcił zuchwałość możnych, – słabym silną dawał opiekę. –
Jeszcze królewiczem i niemal dzieckiem będąc, bo w 17 roku życia swego, staczał już bitwy z nieprzyjacioły, na czele oddziałów wojsk, – nad któremi dowództwo powierzał mu król rodzic jego pod przewodem hetmana Skarbimira, – dostrzegając w nim od dzieciństwa wojowniczego ducha. – W roku 1101. młody Bolesław stanowcze odniósł zwycięztwo nad rusinami i połowcami, którzy się byli na pustoszenie państw jego sprzymierzyli; zaledwo wstąpił na tron po śmierci ojca swego Władysława I. Hermana, który dnia 5 Marca 1102 r. zakończył życie w Płocku, zaraz wtargnął na Ruś, i w kilku bitwach zniweczywszy zbrojne zastępy Swiatopełka, – przymusił go do zawarcia pokoju.
Tak świetnemi zwycięztwy odznaczywszy Bolesław Krzywousty pierwsze dni swoich rządów, – zdziwionym nieprzyjaciołom, którzy w tej zaciętej wojnie zgubę ma rokowali, potrafił nakazać dla siebie uszanowanie; – znana waleczność Xiążęcia Swiatopełka i głośna bitność wojsk jego, uległy natarczywości wrzącego żądzą chwały młodego władzcy Lechitów.
Lecz groźniejszym i zawistniejszym dla niego nieprzyjacielem, – bo wrogiem domowym i zdrajcą, – był jego brat przyrodni Zbigniew, nieprawy syn Władysława Hermana. – Nikczemnik ten, jeszcze za życia ojca do stanu duchownego przeznaczony, dał się uprowadzić z klasztoru
Brzetysławowi królowi czeskiemu i namowie do wojny przeciw prawemu królowi ojcu i dobroczyńcy swemu. – Niedołężny Władysław Herman zamiast pogardzie zdrajcą, sam nakłania go do zgody i uposaża Szląskiem, a Bolesława hrabstwem Glacu; lecz to niezaspokaja wichrzyciela, – bo skryta jego żądzą było, wydrzeć berło zrąk ojcowskich i prawego następcy tronu pozbyć się zdradą lub przemocą; – ztąd pozorna tylko wszczyna wojnę o Glac, – i zebrawszy mnogie zastępy, rozpościera się nad Gopłem przeciw nielicznym, gdyż naprędce tylko zebranym wojskom królewskim; ale na czele ich znajduje siedmnastoletniego Bolesława. Dumny wichrzyciel urąga dziecinnemu wiekowi młodego bohatyra, i wzywa go przez posłanniki, żeby się zdał na jego łaskę, grożąc mu: "Że jako małe pachole rózgą, skarci; jeśli go w swoje ręce dostanie!… "
"Powiedz temu buntownikowi, odparł młodzieniec z oburzeniem, – niech raczej on zapewni sobie ucieczkę; bo jak ja go schwytam, to mu każę łeb ogolić, uszy obciąć – i na kuchtę klasztornego przedzierzgnąć. "
Zapienił się od złości na tak wzgardliwa odpowiedź wyrodny Zbigniew, – i jak rozjuszony tygrys rzuca się z wyborem swej konnicy, w prost ku namiotom Bolesława, – napadnięty znienacka młody bohatyr zaledwie zdołał dosiąśdź swego rumaka; – w oka mgnieniu przyszło do zaciętej walki. – Przewaga była na stronę Zbigniewa, – Bolesław broni się uporczywie i ze wzgarda odpowiada na tryumfujące krzyki nędznego napastnika, – ale już nie wiele brakowało żeby uległ przemocy, – i z orężem w ręku zginął raczej niżby się miał poddać buntownikowi; – gdy w tem Skarbimir woiewoda krakowski, wpada na czele kiryśników, i w chwili gdy Zbigniew upojony jeszcze niedokończonem zwycięztwem woła na nieustraszonego młodzieńca: "Poddaj się albo cię moim dzirytem za twój namiot przerzucę! "Skarbimir zadaje mu potężny cios obuchem w kark, i zwaliwszy go z konia odpowiada: "Raczej ty nędzny zbiegu klasztorny wyzioń duszę u nóg twego przyszłego pana!" – Powszechne tylko zamieszanie walczących z obojej strony hufców, – potrafiło ocalić zuchwałego Zbigniewa, że pobity na głowę, haniebną ratował się ucieczką.
Zbiegły na obcą ziemię, – pracował znowu kilka lat, nad podburzeniem Czechów, Morawców, i pomorzan, przeciw panującemu już podówczas młodemu Bolesławowi. W tej to wojnie, niemogąc w otwartem polu, ułożył sobie nędznik pokonać zdradą swego zwycięzcę; – lecz napadnięty w sród łowów młody monarcha, przez zasadzonych od tego niecnoty pomorzan, – równie dzielny jak śmiały, z orężem w ręku ocala zagrożone swe życie, położywszy trupem kilku najemnych jurgieltników, a trzech żywcem schwytanych rozkazał obwiesie przy drodze, którą pobity nazajutrz Zbigniew, po drugi raz haniebnie uchodzić był przymuszonym. –
Zawiedziony w zwichnionych usiłowaniach zdrajca, – wymyśla nowy sposób ułatwienia sobie drogi do tronu; – sposób tysiąc razy podlejszy od najazdów i buntów, bo fałszywą pokorą! – To haniebne rzemiosło, wynalazek chytrości szatana, ostatnią już, – ale niepłonną było nadzieją buntownika. Znał on dobrze wspaniałomyślne serce młodego króla, – i umówiwszy się najprzód z hordami dzikich Pomorzan i Prusaków, za wyżebranym przez posłańców swoich listem żelaznym, w mniszym kapturze na głowie, a zdradą ukrytą w sercu, przyczołgał się na kolanach do stopni tronu Bolesława i z rzewnym płaczem świętoszka, złorzeczył swój niewdzięczności, błagał miłosierdzia i łaski. Chciał już zaraz wtenczas niechętny zbytniej dobroci króla Skarbimir, uciąć łeb zdrajcy, i rzucić pod nogi zmiękczonemu fałszywym żalem swemu panu; – już silną dłonią trzymał na wpół wydobytą szablę, dziki swój wzrok coraz natarczywiej wlepiając w zwilżone łzą dobroci źrenice Bolesława; – lecz surowe skinienie pana, cofnęło usłużną dłoń powiernika. – ''Zbliż się, rzekł do zdrajcy rozczulony młodzieniec, przebaczam ci przez miłość, chociaż nie prawego braterstwa; – ale pamiętaj, że to już raz ostatni!…. że za najmniejsze przeniewierstwo, – nie już jako brat litościwy, lecz sprawiedliwy król ukarzę zuchwałość. – "
O nigdy! nigdy!… zawołał z udanem łkaniem zdrajca, i powtórnie rzucił się do nóg królewskich, całując je z konwulsyjnem wysileniem czułości, tak dalece: że nawet ze wzgardą posiadający na niego rycerze wierni królowi, żelazną rękawicą zasłaniali łzy, wykradające im się z oczu na ten widok zjednoczonych serc braterskich: – kiedy tej samej chwili przybywa goniec z doniesieniem, że liczne hufce pomorskiej dziczy napadły granicę państwa. – Bolesław wysyła najprzód Skarbimira, a sam pospiesza za nim, mając przy boku Zbigniewa. W kilka dni przychodzi do krwawej bitwy pod Wolinem. Młody król zostawiwszy przy sobie środek wyboru zastępów, dowództwo lewego skrzydła zlecił Skarbimimirowi, – a Zbigniew poprzysięgając naprawie teraz, gdyby przelaniem ostatniej kropli krwi! swoją niewiarę, – wyprosił dla siebie naczelnictwo prawego. – Rozpoczyna się zacięta z obojej strony walka, – nieprzyjaciel pomimo wściekła swa, natarczywość, w samym środku złamany, – zmieszany na prawem skrzydle, chwieje się i tył wreście podaje, – zwycięzki oręż Bolesława rzuca śmierć i spustoszenie do koła, gdy naraz odbiera wiadomość: że prawe jego skrzydło zdradą brata zniesione, – i że pomorcy mając na czele Zbigniewa już tylną straż jego rozbili i wśród okrzyków: "Niech żyje Zbigniew król Lachów!… " oczywistą zagrażają mu klęską. – Natenczas rozjątrzony młody bohater król, z szybkością błyskawicy zwróciwszy wybór swych zastępów, rzuca się na tryumfującego już prawie przeniewierca – trupem ściele najemne hordy, rabunkiem taborów królewskich rozłakomione, – wpień wycina objuczonych łupami barbarzyńców; – a widząc haniebny popłoch trwogą przerażonego pogaństwa, woła na jednego z młodych rycerzy, który wśród tej ognistej walki, gdziekolwiek błysnął orężem, postrach smierć rzucał na wszystkie strony: "Poszukajno wać pana Zbigniewa…. za nic całe zwycięztwo, jeżeli nam ten zdrajca ujdzie z tąd cało!…. – "Gdyby mi przyszło na sztuki dać się rozszarpać… nie ważę!…. muszę go mieć!…… – odpowie żądzą sławy i miłością swojego króla rozgorzały młodzieniec, – daje ostrogę wronemu, – i w oka mgnieniu znika.
Był to młody Piotr Sczebrzyc, zaledwie lat 22 liczący, – a już nierównie większą liczbą pięknych czynów swej waleczności znamienity. Przodkowie jego byli w prawdzie kasztelanami, wojewodami w koronie, – lecz żaden z nich niezostawił po sobie nic godnego wspomnienia, prócz najazdów, gwałtów i należenia do rokoszów domowych, do których małe serca i ograniczone głowy tak są łatwe: – lecz gdy przyjdzie stanąć na polu chwały, pierwsi uchodzą z szeregów, żeby pierwsi zanieśli do stolicy wiadomość o przegranej, i przypisali ją zdradzie hetmanów. – Piotr Sczebrzyc miał właśnie do naprawienia, a raczej do zatarcia niegodny czyn swego dziada Jeremiasza, który uchodząc za najwierniejszego z ministrów Bolesława Śmiałego, pierwszym był który mu złamał wiarę w chwili, gdy żarliwość duchowna Stanisława Szczepanowskiego wywołała nikczemny rokosz w narodzie, przeciw najwaleczniejszemu z monarchów. – Umiał to czuć tę hańbę swego przodka Piotr Sczebrzyc, dla tego też starał się w każdej bitwie własna, krwią zacierać jej prawie żyjące jeszcze ślady; – lubiony od króla, czczony i kochany od swoich towarzyszów oręża, – w jednym tylko hetmanie Skarbimirze nie wielkiego miał zwolennika, który zawsze patrzył z ukosa na jego piękną sławę – i miał też swoje powody, troche na szatańską nienawiść zakrawającej – ale otem dowiemy się dopiero w Ogrodzieńcu. –
m czasem nie wyszło, jak to podówczas wyrażano się, jednego "Zdrowaś
Marya" gdy nastąpiło okropne rozwiązanie krwawego dramatu pod Wollinem; – nieustraszony Sczebrzyc, poprzedzony tumanem kurzawy i odgłosem trąb wojennych na znak zwycięztwa, – przyprowadza własną ręką schwytanego za kark zdradziecki i z konia zwleczonego Zbigniewa, i rzuca go o ziemię u stop rozjątrzonego Krzywousta!…
''Oto go masz, zbyt miłościwy i dobrotliwy królu!".. zawołał słuszną pałający zemstą i odrazą młodzieniec: – "Miast wam święcie dochować zaprzysiężonej wiary, i chwalebnie utrzymać się na swojem stanowisku, – to pan Zbigniew mając przy boku umówionych kilku nędzników, naprowadził przecz naszym, za ich pomocą przemagającą liczbę dziczy, – i pod czas gdy przed twemi Najjaśniejszy Panie zastępy środek wojsk nieprzyjacielskich pierzchać zaczął, – on dawszy się otoczyć z umysłu, przyprawił nas o stratę najwaleczniejszych braci, wystawiwszy ich na rzeź swoich haniebnych sprzymierzeńców!…
Na ten czas żalem uniesiony Bolesław, pomimowolnie wyrzekł one pamiętne słowa: – "Ach!…. któż mnie od tego zdrajcy uwolni!……? – i zdrajca Zbigniew, przez otaczających go żołnierzy na sztuki rozsiekany, – wyzionął u nóg zwycięzcy piekłu zaślubioną duszę obłudnika. –II. SKARBIMIR
Kochana pani Małgorzato, wy tak o wszystkiem sadzicie, jak wam sie wida; – ale co złe, to zaw jest licha wart, aczby tam było i w purpurze. Mnie aże mrowie drze po kościach, kiedy pomnę na pana wojewodę – tego dumnego Skarbimira! – to człowiek ladaco jest, kochana pani Małgorzato, – on musi mieć kawał tygrysowej śledziony na onem miejscu, gdzie powinno być serce!….
– Co też wy gadacie panie Onufry!…. toż ja cała tarnę słysząc takie bluźnierstwa!… Po co nam zadawać się w sądy o wielkich panach? I żeby to o jakim cudzym człowieku, ale zaś o najdostojniejszym panu bracie naszej pani kasztelanowej I… Że sobie jest samodzierż trochę i butny pan, – bo też Bóg świadkiem jest komu w oczy zajrzeć. Sama pani kasztelanowa, choć to ano i siostra lubo wiekiem daleko młodsza, a drży prawie jak listek na drzewie, kiedy on do niej co mówi… – Jest ci ten prze wielmożny pan, co prawda, może zanadto opryskliwy, ale bo też to wojownik i przytem niedawno został hetmanem… to ma ano ano i puszyć… –
– Bo też bez tego, toby wszystka nasza szlachta z tęsknoty po wymierała! –
– Zresztą rzadki gość w domu, jedno zaw mieszka w obozach, prawa ręka naszego młodego króla imci, Boże błogosław mu!…
– Żeby jeszcze tą prawa; ręką niezechciał kiedy sięgnąć po jego berło….
– Hola, hola, panie Onufry do czego też to podobne!… przeciw świętej osobie króla?….
– Alboż to u naszych panów jest co świętego kiedy swą butę rozkołysze?…. Toż z nich każden radby królował, choć Boże odpuść, nie tak to łatwie mieć głowę do korony, jak do czapki. Bóg daj żebych był kłamnym prorokiem, ale nasz pan wojewoda jest człowiek straszny – i czy tam wart czy nie wart ufności króla pana, to mniejsza: ale ja przewiduję smutne przygody dla naszej dobrej pani i dla naszego aniołeczka czystości dziewiczej, dla naszej kochanej panny Witysławy….
– Dla panny Witysławy!…. ej, co też wam na myśli kochany panie Onufry?….