Zamiana - ebook
Zamiana - ebook
Przyjaźń, zauroczenie, pożądanie czy… obsesja?
Low Morrison nie jest typową nastolatką. Może to wina rodziców hipisów, wysokiego wzrostu albo wychowania w prowincjonalnym miasteczku na odciętej od świata wyspie. Tak czy inaczej nie może znaleźć sobie miejsca – podobnie jak Freya, olśniewająca piękność, wcześniej popularna influencerka, a obecnie właścicielka pracowni ceramiki.
Kiedy dziewczyna zapisuje się na warsztaty artystyczne, szybko ulega urokowi zjawiskowej nauczycielki, a Freya wyjawia Low swoje mroczne sekrety i głęboko skrywane pragnienia. Ich znajomość kwitnie, dopóki na horyzoncie nie pojawia się Jamie, nieszczęśliwa z powodu braku dziecka mężatka, która niedawno przeprowadziła się na wyspę, żeby zacząć wszystko od nowa. Bardzo szybko zaprzyjaźnia się z Freyą i jej partnerem, powoli przejmując rolę najważniejszej kobiety w jej życiu… A Low po raz kolejny zostaje sama.
Pewnego wieczoru, po upojnej podwójnej randce, Freya proponuje zamianę partnerów na jedną noc. Szybko się jednak okaże, że to, co miało być nieszkodliwą erotyczną przygodą, wywróci życie Jamie i jej męża do góry nogami. A Low, która nie pogodziła się z utratą uwielbianej nauczycielki, zyska doskonałą okazję do zemsty.
Bo toksyczne przyjaźnie z natury nie kończą się dobrze dla nikogo.
Bez książek Robyn Harding żadna lista thrillerów nie jest kompletna.
"Real Simple"
Mistrzyni mrocznych historii rozgrywających się w domowym zaciszu.
Kathleen Barber, autorka powieści "Czy już zasnęłaś"
Wciągająca, pełna napięcia (…) Nie mogłam się oderwać aż do ostatniej strony.
Megan Miranda, autorka powieści "Miasteczko kłamców" z listy bestsellerów "New York Timesa"
Szybkie tempo, pasjonująca i przejmująca fabuła.
Taylor Jenkins Reid, autorka powieści "Daisy Jones & The Six" z listy bestsellerów "New York Timesa"
Harding z niezwykłą biegłością odmalowuje atmosferę zagrożenia (…) Przerażająca i fascynująca lektura.
"Kirkus Reviews"
Szalona karuzela niespodziewanych zwrotów akcji.
Roz Nay, autorka bestsellerowej powieści "Nasz mały sekret"
Inteligentny, doskonale skonstruowany thriller przyprawiony czarnym humorem.
David Bell, autor bestsellerowej powieści "Czyjaś córka"
Robyn Harding dokładnie wie, co robi, i nie cacka się ze swoją robotą.
"Hello Giggles"
Już od bardzo dawna nie miałam w rękach tak wciągającej, porywającej i zajmującej książki. Nikt nie pisze o młodych ludziach i ich obsesjach z takim autentyzmem, jak właśnie Robyn.
Liz Nugent, autorka bestsellerowej powieści "Upadek Olivera"
Lektura obowiązkowa.
"Real Simple"
Robyn Harding jest scenarzystką i pisarką, autorką międzynarodowych bestsellerów "Złe towarzystwo" i "Jej piękna twarz". Mieszka w Vancouver z mężem i dwojgiem dzieci.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8234-803-3 |
Rozmiar pliku: | 427 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Low Morrison
Pierwszy raz zobaczyłam Freyę w szkole, w liceum. Szczerze nie znosiłam tej budy. Nudziłam się na lekcjach i ludzi też uważałam za nudnych. Z takim nastawieniem trudno liczyć na sympatię koleżanek i kolegów, nic więc dziwnego, że kiedy Freya pojawiła się w drzwiach wejściowych, jak zwykle stałam sama pod ścianą. Starała się nie zwracać na siebie uwagi. Miała czapkę z daszkiem i duże ciemne okulary pilotki, których nie zdjęła, mimo że korytarz był oświetlony jarzeniówkami. Jasne, sięgające ramion włosy związała w luźny koński ogon, a na twarzy w kształcie serca nie dostrzegłam ani śladu makijażu. Sprane dżinsy i prosty biały T-shirt podkreślały jej krągłości, niezwykle ponętne, chociaż była bardzo drobna. Figurę tego typu najczęściej widuje się w komiksach. Ja też miałam komiksową, owszem. Jak Oliwka, dziewczyna Popeye’a.
Nawet na zatłoczonym korytarzu od razu było widać, że to jest „ktoś”. Nie mogłam w żaden sposób przewidzieć, że ta kobieta zajmie tak ważne miejsce w moim życiu i odmieni je na zawsze – plus mnie samą przy okazji – ale poczułam, że muszę ją poznać. To było przeznaczenie. Żaden z moich rówieśników nie odnotował tego, że się pojawiła. Była akurat przerwa obiadowa i zaprzątały ich codzienne żałosne konkurencje towarzyskie: plotki, flirty, przepychanki. Byliśmy już w ostatniej klasie, do końca roku zostały niecałe trzy miesiące i wszyscy świrowali na punkcie balu maturalnego, biforów, afterów i studiów. Wszyscy prócz mnie.
Nieznajoma w czapce i okularach skierowała się do sekretariatu. Patrzyłam za nią, a w moich słuchawkach rozbrzmiewał zawodzący głos Morrisseya. Tak, gustem muzycznym też różniłam się od rówieśników – zamiast popu i rapu wolałam sfrustrowanych klasyków: The Smiths, Nirvanę, R.E.M. Ta kobieta była za stara na uczennicę, za młoda na matkę i za bardzo wyluzowana jak na nauczycielkę. Kto to jest, pomyślałam, kiedy zamknęły się za nią drzwi. Co robi w Bayview High? I dlaczego ubrała się jak celebrytka za wszelką cenę usiłująca zachować incognito?
Po kilku minutach pojawiła się z powrotem, a obok niej dreptał dyrektor, brzuchaty pan Graph. Widać było, że jest zachwycony tą wizytą: trząsł czerwonymi, nalanymi policzkami, przymilał się, spijał wręcz słowa z ust Frei. Zaprowadził ją do tablicy na głównym korytarzu, jak zwykle pełnej informacji, które nikogo nie obchodziły – wisiały tam plakaty szkolnych przedstawień, ogłoszenia o zgubionych telefonach, o różnych odczytach… Dyrektor zrobił trochę wolnego miejsca i podał jej pinezkę, a ona (wciąż w czapce, ale już bez ciemnych okularów) przypięła do tablicy kartkę. Zamieniwszy jeszcze parę słów z panem Graphem, który ewidentnie upajał się każdą chwilą tej rozmowy, założyła z powrotem okulary i wyszła.
Kiedy pod tablicą nie było już nikogo, podeszłam szybko, nie spuszczając wzroku ze zwyczajnej białej kartki, którą tam zawiesiła. Było to ogłoszenie wydrukowane standardową czcionką Times New Roman.
Warsztaty ceramiczne
Nauczysz się toczyć, szkliwić i wypalać
w zacisznej domowej pracowni.
Stworzysz piękne kubki, misy i wazony.
100 dolarów za 10 lekcji.
Kontakt: Freya Light
Udając, że robię to tylko tak sobie, wyjęłam telefon, żeby pstryknąć zdjęcie kartki, i w tej samej chwili dzwonek ogłosił koniec przerwy obiadowej.
Napisałam do Frei dopiero dwa dni później, nie chciałam, aby się zorientowała, że widziałam, jak wiesza ogłoszenie, i od razu zanotowałam sobie jej namiary. I że od tamtej pory bez przerwy o niej myślałam. Wiem, to brzmi, jakbym była zboczona, ale nie o to chodzi. Po prostu miałam wyjątkowo nudne życie. Żadnych znajomych, żadnego naprawdę absorbującego hobby, żadnych zajęć pozaszkolnych. Za to obowiązków w domu – mnóstwo. Moi rodzice mieli małe gospodarstwo, a w nim stadko kur, dwie kozy i świnię. Zawsze było co robić: a to zanieść paszę, a to podebrać jajka, a to porąbać drewno na podpałkę. Gdy tylko próbowałam wymknąć się do pokoju, żeby obejrzeć sobie coś na Netflixie, mama od razu wołała mnie do pomocy. Była księgową i pracowała w domu, ale miała obsesję na punkcie przetworów. Brzoskwinie, fasola szparagowa, ogórki konserwowe, kimchi, tarte jabłka… Jakbyśmy koniecznie musieli mieć w domu zapasy na wojnę jądrową.
Czasami uciekałam na plażę albo do lasu i fotografowałam foki, drewno wyrzucone na brzeg, ptaki i drzewa. Pan Pelman, który prowadził zajęcia z fotografii, mówił, że mam dobre oko, i nawet pozwalał mi wypożyczać aparaty ze szkolnej pracowni, a był to przywilej zarezerwowany dla członków klubu przygotowującego klasowe księgi pamiątkowe. Kiedy nie miałam aparatu, robiłam zdjęcia telefonem. Przez obiektyw można zobaczyć świat inaczej, bardziej intymnie, i to mi się podobało. To było moje jedyne hobby. Robiąc zdjęcia, miałam czas na myślenie. A moje myśli przez dwa ostatnie dni krążyły wokół Frei.
Fascynowała mnie ta kobieta, która wyglądała, jakby przed chwilą zeszła z planu reality show w Beverly Hills. Miasteczko Hawking, gdzie chodziłam do szkoły, mogło się pochwalić zamożnymi mieszkańcami. Na urwistych wybrzeżach wyspy stały letnie rezydencje różnych bankierów, potentatów na rynku nieruchomości i biznesmenów. Była też garstka przedstawicieli takich zawodów jak lekarze, prawnicy, księgowi, którzy mieszkali na miejscu przez cały rok, ale lwią część tej niewielkiej społeczności stanowili ekofarmerzy, pszczelarze, rzemieślnicy wytwarzający ręcznie robione świece i mydła, producenci domowych przetworów, a wreszcie właściciele sklepów i restauracji obsługujących głównie turystów, których w sezonie było sporo. Od czasu do czasu pojawiała się jakaś znana twarz, najczęściej na wpół zapomniany aktor jadący do pensjonatu dla wędkarzy na północnym cyplu. Ale Freya – to było co innego. Biły od niej splendor i prestiż, czuło się, że to ktoś ważny, no i z daleka rzucało się w oczy, że to jest kobieta, która żyje na pełnym luzie.
Po dobrych kilku godzinach namysłu wystukałam wreszcie:
Jestem zainteresowana warsztatami ceramiki.
I drżącym palcem wysłałam wiadomość.
Nie odpowiedziała od razu, co wzięłam do siebie. Czyżby udało mi się ją zrazić, chociaż tak długo zastanawiałam się, co napisać? A może zauważyła w szkole, że gapię się na nią z ledwie skrywanym zachwytem? Zgadła, co mi chodzi po głowie? I chociaż nie miałam na myśli nic złego, to chyba jednak… pozwoliłam sobie na zbyt wiele. Mogła też się rozmyślić i zrezygnować z warsztatów dla nastolatków. Czemu właściwie chciała je prowadzić? Dzieciaki w moim wieku są wredne. Pewnie by olewały te zajęcia, przychodziły najarane i zamiast lepić z gliny, tylko by się wygłupiały i robiły z pracowni chlew. Ja to co innego. U mnie byłby porządek jak na sali operacyjnej.
W końcu odpisała. Po tygodniu.
Hej. Zaczynamy w najbliższy poniedziałek o 16. Przyprowadź znajomych!
No tak.
Brak znajomych niewątpliwie stanowił problem, ale większym był brak pieniędzy… Tutaj problemów naliczyłam już więcej, a dokładnie sześćdziesiąt dwa.
Postanowiłam podkraść kasę młodszym braciom i bez najmniejszych wyrzutów sumienia wyciągnęłam ich skarbonki spod tapczanów. Jeden miał dziewięć lat, a drugi jedenaście – na razie nie musieli wydawać na siebie ani centa, a na każde urodziny dostawali naprawdę spore sumy. Obiecałam sobie, że latem złapię jakąś fuchę i wszystko im zwrócę. Jeśli w ogóle zauważą, że coś ubyło. Żeby zdobyć pieniądze na te warsztaty, byłabym w stanie napaść na bank albo okraść jakąś staruszkę. Musiałam poznać Freyę. To było nam pisane.
* * *
W poniedziałek po szkole wsiadłam do mojego pick-upa, dwudziestodwuletniego forda F-150, i pojechałam pod adres, który przesłała mi Freya. Nie widziałam potrzeby, by jakoś specjalnie się wystroić, umyłam tylko włosy, a moje wargi lśniły od wiśniowej pomadki. Użyłam dwa razy tyle dezodorantu co zwykle – i bardzo dobrze, bo z ekscytacji spociłam się jak mysz.
Dom Frei stał z dala od centrum, na skalistym urwisku. Był rewelacyjny – miał ściany z cedrowych bali i olbrzymie okna z widokiem na ocean. Otaczały go drzewa truskawkowe. Ich nagie gałęzie okryte czerwonawą korą wyciągały się w stronę wody. Obok rosły jałowce – roztaczały wokół cierpki aromat kojarzący się z dżinem. Dom nie był duży, miał za to elegancką, nowoczesną bryłę i z pewnością kosztował fortunę. Nie zdziwiło mnie, że Freya mieszka tak bogato. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest kimś, a jej swobodny styl zdradzał kobietę żyjącą w luksusie. Takie nowoczesne posiadłości nad samym oceanem są warte grube miliony. To jeszcze bardziej zwiększyło moją ciekawość.
Zostawiwszy samochód na podjeździe, skierowałam się do pracowni urządzonej w letnim domku stojącym wśród drzew, mniej więcej pięćdziesiąt metrów w prawo od dużego domu. Był oszalowany deskami, miał szerokie, wielodzielne okna i dach pokryty gontem. Można się było domyślić, że to pamiątka po dawniejszych czasach, kiedy tak właśnie tutaj mieszkano. Obok drzwi wisiała tabliczka z napisem Witamy w pracowni. Nakreślone kredą litery były ozdobne, z mnóstwem zawijasów.
Jestem wysoka, bez trudu mogłam zajrzeć przez okienko w górnej części drzwi. W środku krzątała się Freya w stroju roboczym – czarnych legginsach i luźnej dżinsowej koszuli. Blond włosy związała w zmierzwiony kok. Przyglądałam się, jak dźwiga ciężkie opakowanie szarej gliny, rzuca je na gruby drewniany blat, jak układa narzędzia w plastikowych pojemnikach. Szykowała się na moje przyjście. Wzruszyło mnie to, właściwie nie wiem nawet dlaczego. Żeby się tak na nią nie gapić, bo to groziło wpadnięciem w trans, zapukałam i weszłam do środka.
– Hej. – Uśmiechnęła się do mnie szeroko i szczerze, błyskając śnieżnobiałymi zębami. – Jestem Freya.
– Low – przedstawiłam się krótko.
– Bardzo się cieszę, że przyszłaś. – Rzuciła okiem przez moje ramię. – Sama?
– Mhm.
Nie wyglądała na rozczarowaną.
– Ze spotkań sam na sam z nauczycielem zawsze najwięcej się wynosi. Do dzieła.
Dostałam od niej męską koszulę w kratę, ogromną, za dużą nawet na mnie. Kiedy podwijałam rękawy, Freya odcięła z bloku gliny kilka kawałków grubości mniej więcej trzech centymetrów. Posłużyła jej do tego metalowa struna z dwoma drewnianymi uchwytami – coś w rodzaju garoty. Rozpoczęłyśmy od wyrabiania masy, co miało nadać jej plastyczność i dokładnie ją odpowietrzyć. Obserwowałam Freyę bardzo uważnie, powtarzając każdy ruch jej drobnych, lecz niezwykle silnych dłoni. Po wyrobieniu gliny wzięłyśmy dwie blaszane miski, aby przynieść sobie ciepłą wodę z umywalki na zapleczu, a następnie zasiadłyśmy z nimi przy kołach garncarskich. I tu pojawił się pierwszy problem.
– Jesteś praworęczna? – zapytała Freya.
– Nie.
– Hm. – Zmarszczyła brwi. – W takim razie twoje koło musi obracać się w prawo. Spróbuję ci to pokazać odwrotnie, ale nie jestem oburęczna.
– Nie szkodzi – zapewniłam ją. – Wszystkiego uczę się na odwrót. Jestem przyzwyczajona.
I tak się zaczęło. Freya trajkotała w najlepsze, a ja oswajałam się z bryłą wirującej w moich dłoniach mokrej gliny, odkrywając, jak mocno muszę nacisnąć, aby nadać jej kształt naczynia. Przy okazji dowiedziałam się, że moja nauczycielka mieszka na wyspie dopiero od czterech miesięcy. Był to podobno pomysł jej męża. A więc miała męża. Oczywiście. Piękna kobieta w jej wieku nie może być singielką.
– Chciał zacząć od nowa – dodała, nie odrywając wzroku od stożka gliny, który wyrastał przed nią na kole garncarskim, idealnie równy.
– A ty? – zapytałam.
Nie odpowiedziała od razu. Nakryła strzelistą miniaturową wieżę dłonią i nacisnęła, robiąc z niej niski okrągły kopiec.
– Nie chcę tutaj być – przyznała się po chwili – ale nie mam wyboru.
– To tak jak ja – mruknęłam pod nosem.
Na te słowa uniosła głowę, a jej twarz powoli rozjaśnił uśmiech. Po raz pierwszy naprawdę zwróciła na mnie uwagę. Nie byłam dla niej już tylko nieprzystosowaną nastolatką, wyrośniętą jak na swój wiek, niezręczną i odrzuconą przez wszystkich.
Byłam pokrewną duszą.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI