- W empik go
Zamknij oczy - ebook
Zamknij oczy - ebook
Ta historia pokazuje, że Bóg stworzył nas, podobnie jak Samsona, jako człowieka wolnego, przed którym rozciągają się wspaniałe perspektywy.
Jednak coś po drodze poszło nie tak. Spotykają nas różne nieszczęścia, wpadamy w nałogi, w ramiona coraz to nowych osób – gdzieś to pierwotne szczęście nam się rozmywa.
Ale wcale tak nie musi być. Musimy zobaczyć te trujące mechanizmy w sobie. Rozpoznać je odpowiednio wcześnie i zacząć im przeciwdziałać, bo one nie pozwalają nam żyć pełnią życia i w pełni korzystać z tego świata.
Ta książka to zaproszenie do podjęcia próby zbadania samego siebie i pójścia drogą – od uzależniania się i wchodzenia w tysiące pragnień, różnorodnych nałogów oraz impulsów – do wolności i szczęścia.
O. Adam Szustak w typowy dla siebie, erudycyjny i pasjonujący sposób przeprowadzi Cię przez biblijną historię Samsona i jego rodziców, a także przez najnowsze odkrycia psychologii, po to by pokazać Ci jak zło działa w Twoim życiu i jak możesz się od niego uwolnić.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65927-40-8 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Droga do spełnienia. Lekcje Samsona
Seria: Jestem Legendą
Adam Szustak OP dla RTCK
Autor: Adam Szustak OP
Produkcja: RTCK
Nowy Sącz 2018
Wydanie I
© RTCK 2018
978-83-65927-40-8
Książka powstała na postawie audiokonferencji o tym samym tytule. Publikacja została uzupełniona o nowe ćwiczenia.
Materiał „Zamknij oczy. Droga do spełnienia. Lekcje Samsona” autorstwa Adama Szustaka OP jest zgodny z nauką Kościoła Katolickiego.
Bp Wiesław Lechowicz
WIKARIUSZ GENERALNY
Fragmenty z Pisma Świętego za Biblią Tysiąclecia, wyd. Pallotinum, Poznań 2003.
Redakcja: Zuzanna Marek
Uwagi redakcyjne: Krystyna Sadecka
Korekta: Seiton, www.seiton.pl
Rysunki: Maciej Pisiałek
Projekt okładki: Jakub Kosakowski
RTCK
ul. Zielona 27
WSB, bud C
33-300 Nowy Sącz
tel. 531 009 119
[email protected]
www.rtck.pl
Dołącz do społeczności ludzi, którzy chcą robić to, co kochają.
Zapisz się na www.rtck.pl, a będziemy Cię wspierać na tej drodze, wysyłając wartościowe materiały!
Wersja epub i mobi | Graphito studio graficzne, www.graphito.plNie chodź na rynek, wejdź w siebie,
we wnętrzu człowieka mieszka prawda.
św. Augustyn z Hippony
1.
Nie wiem, czy masz podobnie, ale jednym z moich ulubionych zajęć jest wpatrywanie się w rozgwieżdżone nocne niebo. Najlepiej w miejscu, do którego nie docierają światła miasta, gdzie żadne inne światło nie przyćmiewa blasku bijącego od roziskrzonego nieboskłonu. I najlepiej leżąc na miękkiej trawie w wysokich górach. Takie noce, kiedy chmury nie przysłaniają nieba, kiedy jest ciepło i nie ma się na głowie żadnych pilnych zajęć, zdarzają się bardzo rzadko, ale kiedy już się zdarzą, zostają mi w pamięci na bardzo długo.
Nie wiem, czy masz podobnie, ale ja mógłbym tak leżeć godzinami, przesuwając wzrokiem od gwiazdy do gwiazdy, od skupiska świateł do następnego, przez wielkie wozy, panny i inne koziorożce, aż po polarne krańce świecących punktów. A najbardziej lubię przesuwać wzrokiem w głąb, zanurzając oczy coraz dalej i dalej, aż lekko kręci mi się w głowie i muszę wracać do jakiegoś punktu zaczepienia, od którego znów mogę odbić się dalej, w nieskończoność. Coś nieodparcie ciągnie mnie w tamtą stronę, w niezbadaną dal, ciągnie tak mocno, że trudno oderwać się od patrzenia i gdyby noc się nie kończyła dniem, mógłbym tak leżeć latami.
Nie wiem, czy masz podobnie, ale kiedy długo wpatruję się w takie niebo, zaczynam zazwyczaj zadawać lekko śmieszne, czyli tzw. „fundamentalne” pytania: Co tam jest? Czy jest jakiś koniec? Co by było, gdyby polecieć tam aż po krańce, jeśli takie w ogóle są? I co jest za nimi? Co to znaczy nieskończoność? Jednej z takich nocy ukułem nawet dowód na nieistnienie życia we wszechświecie poza Ziemią, dowód, który nazwałem: „z rozrzutności Bożej”. Otóż patrząc na zwyczaje Boga działającego w historii, jest On zawsze nieproporcjonalnie hojny, żeby nie powiedzieć – rozrzutny w obdarowywaniu człowieka. Zawsze daje więcej, nieskończenie więcej, niż bylibyśmy w stanie poprosić albo nawet wymyślić. Jeśli więc taka jest stała cecha Boga, to nie godzi się, żeby podarował ten ogromny wszechświat jeszcze komuś innemu poza nami – gdyby chciał, stworzyłby dla nich inny wszechświat, równie wspaniały, ale Jego hojność wskazuje, że ten jeden jest tylko dla nas. Tak rozrzutny jest Bóg.
Nie wiem, czy masz podobnie, ale – jak widać – ja w takich momentach nie wspinam się na wyżyny intelektualnej sprawności i błysku. Nie przejmując się tym zupełnie, przyznaję, że jedną z rzeczy, którą najbardziej lubię w takim wpatrywaniu się w gwiazdy, jest efekt, jaki powstaje, kiedy po długim patrzeniu wreszcie się zamknie powieki. Oczy, przyzwyczajone do naświetlających punktów, sprawiają, że gwiazdy odbijają się wtedy na wewnętrznej stronie powiek, jakby w głowie było moje własne, wewnętrzne nocne niebo. Kiedy ruszam gałkami ocznymi pod zamkniętymi powiekami, ten wewnętrzny kosmos porusza się razem ze mną, trochę opieszały, jakby nie mógł nadążyć za szybkością wzroku, który pędził nie wiadomo dokąd.
Po co ten długi i nudny wstęp? Bo chodzi o to, żebyś zamknął oczy. Największe tajemnice, najważniejsze prawdy i rozwiązanie wszystkich nurtujących Cię od zawsze pytań i niewiadomych zaczyna się właśnie od zamknięcia oczu. Można przemierzyć cały świat albo – gdyby się dało – cały wszechświat, można pogadać z niewiarygodną liczbą ludzi albo – gdyby się dało – to nawet ze wszystkimi, i choć mnóstwo ciekawych rzeczy w ten sposób można poznać i nasłuchać się niesłychanych opowieści, to i tak nie zaspokoi to największych pragnień i nie da odpowiedzi na najważniejsze pytania. Ta droga zaczyna się dopiero wtedy, kiedy zamkniesz oczy i spojrzysz w dokładnie przeciwnym do zewnętrznego kierunku. I bynajmniej nie jest to patrzenie na samego siebie.
2.
Gdzie zatem patrzeć? Na co? Można się tego nauczyć od jednego tylko Mistrza – od Jezusa oczywiście. W bardzo wielu miejscach Ewangelii (fantastyczną ścieżkę czytania można w ten sposób zbudować) można znaleźć ślady niezwykłej relacji Pana Jezusa z Bogiem Ojcem. Trzeba być jednak uważnym czytelnikiem, żeby ich nie przegapić. Pan Jezus mówi o Ojcu bardzo oszczędnie, nie podaje wielu szczegółów, jakby nie chciał zdradzać tajemnicy, jakby nie chciał publicznie zbyt wiele pokazać, wystawiając jednocześnie w ten sposób tę niezwykłą relację na drwiny, mylne osądy czy zwykłą ludzką głupotę. Tak chyba jest z każdą bliską, intymną relacją. Nie sposób o niej opowiadać, a nawet gdyby się to udało, coś człowieka powstrzymuje przed takim ekshibicjonizmem.
Mimo wszystko można wyśledzić wypowiedzi, w których Jezus mówi, co usłyszał od Ojca i czego się od Niego nauczył. Dzieje się tak wtedy, gdy Jezus powołuje się na jakiś specjalny, dla innych niedostępny sposób bycia z Ojcem, na intymną więź, która Go z Nim łączy. I chociaż bardzo często można odnieść wrażenie, że mówi o czasach sprzed wcielenia, kiedy przebywali razem w łonie Trójcy, to Pan Jezus ma też na pewno na myśli te wszystkie fascynujące noce, które spędzał na modlitwie. Wtedy, gdy odchodził na bok, sam, bez uczniów, po to, by wsłuchiwać się w głos swojego Ojca. Trochę tak, jakby wracał na chwilę do domu. Lubię myśleć o tym, jak musiał wyglądać rano, kiedy przychodził po takiej nocy do uczniów. Co musiało być w Jego oczach i twarzy? Jak postrzegali Go wtedy uczniowie? Czy udawało im się coś z tego rozpoznać i odczytać? Przypuszczam, że zawsze wyglądał trochę dziwnie, jakby wracał z bardzo daleka – i nawet nie chodzi o to, że był niewyspany czy zmęczony długim czuwaniem, może musiał za każdym razem jakby na nowo przyzwyczajać się do tego świata, do bycia człowiekiem, do funkcjonowania po ludzku? Może to było tak, jakby za każdym razem na nowo się wcielał?
Musiała też istnieć ogromna dysproporcja między Nim, pełnym Ojcowskiej obecności, Nim rozświetlonym wpatrywaniem się w oblicze Ojca, a uczniami, którzy pewnie wyglądali tak, jak mówi w którymś miejscu Izajasz: jak ludzie z ciemności, ludzie, którzy pochodzą z północy i z zachodu. On był z południa, gdzie jest ciepło, On był ze wschodu, gdzie jest słońce, oni pochodzili z zimna i braku światła, bo tym są północ i zachód. Myślę sobie, że budziła się w nich wtedy ogromna tęsknota za tym, co widzieli na twarzy Pana Jezusa, że, drżąc z zimna, myśleli o cieple bijącym od Niego, że mrużyli w swojej ciemności oczy przed Jego blaskiem. Na pewno pragnęli spotkać się z Tym, którego On spotykał.
A gdzie spotykał Go Jezus? Na pewno nie patrzył w gwiazdy, nie patrzył w niebo, choć, jak przypuszczam, niesłychanie był nimi zachwycony, w końcu to dzieło Jego Ojca. Te nocne rozmowy Jezusa musiały być niezwykłym, bo nieobarczonym żadnymi przeszkodami, grzechami i kłamstwami spojrzeniem w głąb siebie, zgłębieniem do samego dna tego, kim był. Bo Ojciec zawsze był z Nim jedno. Jezus zamykał pewnie swoje oczy i dawał głębokiego nura w swoje JA, które okazywało się być jednocześnie TY Ojca. Tak długo i intensywnie przebywał w sobie, że później, kiedy spotykali Go ludzie, to spojrzenie ich ocalało, uzdrawiało i zbawiało.
3.
Ucząc się od Jezusa, potrzebujesz zrobić dokładnie to, co On. Zamknąć oczy i popatrzeć głęboko w swoje wnętrze. Oderwać uwagę od wszystkiego, co na zewnątrz, co wydaje się tak pociągające i wypełniające, a co – doskonale o tym wiesz – nie może w żaden sposób Cię wypełnić, zaspokoić i dać satysfakcjonującego poczucia pełni. Musisz oderwać uwagę nie tylko od rzeczy, świata i doznań, ale przede wszystkim od ludzi, w których ciągle szukasz wypełnienia. Ludzi, których kurczowo się trzymasz albo za którymi tęsknisz, jakby byli zdolni dać Ci to, czego ciągle Ci brakuje. Zamknij wreszcie oczy i długo, naprawdę długo ich nie otwieraj.
Pierwsze, co po chwili oczywiście spotkasz, co zobaczą Twoje zamknięte oczy, to pustka i przerażenie. Bo za zamkniętymi oczami nic się nie czai, nic się nie kryje, nie objawia się zaraz jakaś olśniewająca pełnia. Jest pustka, poczucie bezsensu i znużenia oraz nasilające się, wzmacniające się coraz bardziej poczucie, że koniecznie trzeba otworzyć oczy, czymś się zająć, czymkolwiek wypełnić, żeby tylko nie trwać w tym „niczym” schowanym za powiekami. Nie daj się temu zwieść, nie odpuszczaj, nie rozchylaj, nie mruż nawet oczu. Niech pozostaną zamknięte, niech nie znajdą żadnego punktu oparcia i fundamentu, na którym mogłyby bezpiecznie zafunkcjonować. Zamknij oczy i długo ich nie otwieraj.
Jeśli będziesz wytrwały, jeśli nie ulegniesz pokusie, jeśli nie zajmiesz swoich oczu jakimś wypełnieniem, w końcu – nie oszukujmy się, stanie się to po długim czasie – zaczniesz dostrzegać w sobie niezwykłego i niespodziewanego Mieszkańca. Nie mieszka w Niebie, nie mieszka poza wszechświatem, w ogóle nigdzie nie mieszka – jest w Tobie, to Jego jedyne mieszkanie. Można Go znaleźć tylko na dnie samego siebie, tam, gdzie pustka Twojego JA stanie się już nieznośnie przerażająca swoją marnością i bezproduktywnością. Nagle zobaczysz Go tuż za tą granicą, będącego tam od zawsze, czekającego na Ciebie. Bo „Bóg jest duchem”, jak pisze św. Paweł, i tylko głęboko we własnym duchu można Go spotkać. A żeby to zrobić, trzeba zamknąć oczy.
A wtedy, kiedy już się spotkacie, On zacznie Ci opowiadać o Tobie. Zacznie odpowiadać na wszystkie pytania, które w sobie nosisz, zapełniać wszystkie tęsknoty, jakie Cię gnębią i wypełniać wszelką pustkę, jaka w Tobie zalega. Jeśli doświadczasz duchowego albo emocjonalnego zimna, jeśli siedzisz w ciemnościach, jeśli, jak mówi Izajasz: „nawet Twoja matka o Tobie zapomniała” – wyciągną się do Ciebie ramiona, ciepłe i świetliste ramiona Ojca. To będzie ten moment, który dzieci nazywają „śliwką w kompocie”. I jednocześnie nie wyobrażając sobie, że mógłbyś to miejsce opuścić, będziesz chciał otworzyć koniecznie oczy, bo cały świat wyda Ci się inny, każdy człowiek będzie zupełnie nowy, wszystko, co znałeś do tej pory, objawi się w niespodziewanie i zaskakująco nowym świetle. Wtedy Twoje oczy będą szeroko otwarte, choć już nigdy nie przestaną być zamknięte.
Więc jedyne, co Ci pozostaje, żeby wyruszyć w tę najbardziej niezwykłą drogę świata, to zamknąć wreszcie oczy!
Adam Szustak OPGdyby to była normalna książka motywacyjna, to po jej przeczytaniu miałbyś poczucie, że wszystko w Twoim życiu się ułoży, że zmienisz świat, a jego możliwości staną przed Tobą otworem. Ale to nie jest normalna książka motywacyjna! Jej cel jest zupełnie odwrotny. Jeśli bowiem, kończąc czytać te kilkadziesiąt stron, będziesz miał poczucie totalnej dewastacji wewnętrznej lub sromotnej życiowej klęski, to całe to czytanie miało sens. Dlaczego? Bo właśnie takie doświadczenie jest doświadczeniem biblijnego Samsona, któremu wspólnie będziemy się przyglądać. I właśnie takie, a nie inne poczucie może nas doprowadzić do odkrycia kształtu naszej duszy.Najpierw Słowo Boże, bo tylko ono, tylko czytanie go i przebywanie z nim, potrafi w nas zrobić to, co musi się wydarzyć, byśmy prawdziwie żyli. Historia Samsona opisana jest w Księdze Sędziów, więc zacznijmy wspólnie od fragmentu z trzynastego jej rozdziału:
„
Gdy znów zaczęli Izraelici czynić to, co złe w oczach Pana, wydał ich Pan w ręce Filistynów na czterdzieści lat. W Sorea, w pokoleniu Dana, żył pewien mąż imieniem Manoach. Żona jego była niepłodna i nie rodziła. Anioł Pana ukazał się owej kobiecie, mówiąc jej: «Otoś teraz niepłodna i nie rodziłaś, ale poczniesz i porodzisz syna. Lecz odtąd strzeż się: nie pij wina ani sycery i nie jedz nic nieczystego. Oto poczniesz i porodzisz syna, a brzytwa nie dotknie jego głowy, gdyż chłopiec ten będzie Bożym nazirejczykiem od chwili urodzenia. On to zacznie wybawiać Izraela z rąk filistyńskich». Poszła więc kobieta do swego męża i tak rzekła do niego: «Przyszedł do mnie mąż Boży, którego oblicze było jakby obliczem Anioła Bożego – pełne dostojeństwa. Nie pytałam go, skąd przybył, a on nie oznajmił mi swego imienia. Rzekł do mnie: „Oto poczniesz i porodzisz syna, lecz odtąd nie pij wina ani sycery, ani nie jedz nic nieczystego, bo chłopiec ten będzie Bożym nazirejczykiem od chwili urodzenia aż do swojej śmierci”».
Wówczas modlił się Manoach do Pana mówiąc: «Proszę cię, Panie, niech mąż Boży, którego posłałeś, przyjdzie raz jeszcze do nas i niech nas nauczy, co mamy czynić z chłopcem, który się narodzi!».
A Bóg wysłuchał głosu Manoacha: Anioł Boży przyszedł jeszcze raz do tej kobiety, kiedy siedziała na polu. Męża jej Manoacha nie było przy niej. Pobiegła więc kobieta skwapliwie do swego męża z wiadomością: «Oto ukazał mi się ten mąż, który owego dnia przybył do mnie». Manoach wstał, poszedł za swoją żoną i przyszedł do owego męża, zwracając się do niego słowami: «Czy to ty jesteś owym mężem, który rozmawiał z moją żoną?». Odpowiedział: «Ja». Rzekł więc Manoach: «A gdy się spełni twoje słowo, jakie zasady i jakie obyczaje winien mieć chłopiec?». Rzekł Anioł Pana do Manoacha: «Niech się twoja żona wystrzega tego wszystkiego, co jej powiedziałem. Niech nie używa nic z tego, co pochodzi z winorośli, niech nie pije wina ani sycery, ani też niech nie spożywa nic nieczystego, lecz niech zachowuje to, co jej poleciłem».
Rzekł jeszcze Manoach do Anioła Pana: «Pozwól, że cię zatrzymamy i przygotujemy ci koźlątko». Nie wiedział bowiem Manoach, że to był Anioł Pana. Jednakże Anioł Pana rzekł do Manoacha: «Nawet gdybyś mnie zatrzymał, nie będę spożywał twojego chleba. Natomiast jeśli chcesz przygotować całopalenie, złóż je dla Pana». Wówczas rzekł Manoach do Anioła Pana: «Jakie jest imię twoje, abyśmy, gdy spełni się słowo twoje, mogli cię uczcić». Odpowiedział mu Anioł: «Dlaczego pytasz się o moje imię: ono jest tajemnicze». Następnie Manoach przyniósł koźlę oraz ofiarę pokarmową i na skale ofiarował je Panu, który działa tajemniczo. A Manoach i jego żona patrzyli. Gdy płomień unosił się z ołtarza ku niebu, Anioł Pana wstąpił w płomień ołtarza, a Manoach i jego żona widząc to padli twarzą na ziemię. Odtąd nie ukazał się już więcej Anioł Pana Manoachowi i jego żonie. Wówczas poznał Manoach, że to był Anioł Pana. Potem rzekł Manoach do żony: «Z całą pewnością pomrzemy, bowiem ujrzeliśmy Boga». Żona mu odpowiedziała: «Gdyby Pan miał zamiar pozbawić nas życia, nie przyjąłby z rąk naszych całopalenia i ofiary pokarmowej ani też nie okazałby nam tego wszystkiego, ani też nie objawiłby nam teraz takich rzeczy».
Porodziła więc owa kobieta syna i nazwała go imieniem Samson. Chłopiec rósł, a Pan mu błogosławił. Duch Pana zaś począł na niego oddziaływać w Obozie Dana między Sorea a Esztaol.
Ciąg dalszy w wersji pełnej