Zapach wspomnień - ebook
Zapach wspomnień - ebook
To, co w życiu jest najważniejsze...
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak bardzo kształtują nas wspomnienia i doświadczenia? O tym właśnie przekonają się bohaterki „Zapachu wspomnień” – trzy matki oraz ich trzy nastoletnie córki.
Grażyna po bolesnej stracie usiłuje na nowo odbudować swoje życie; Basia każdego dnia zmaga się z przemocą psychiczną ze strony męża, a rozwiedziona Małgorzata romansuje z młodszym od siebie mężczyzną. Po nieoczekiwanej wyprowadzce z rodzinnego miasta nastoletnia Alicja pragnie odnaleźć sens w nowej rzeczywistości; niepewna siebie Patrycja po cichu marzy, by przystojny kolega z klasy zwrócił na nią uwagę, a buntownicza Ela jest gotowa na wiele, byle tylko znaleźć się w centrum zainteresowania.
Zapach wspomnień to wielowątkowa opowieść o miłości, przyjaźni i dorastaniu. O problemach rodzinnych i trudnych wyborach, o pierwszych rozczarowaniach i drugich szansach. A także o tym, że warto zaryzykować i powalczyć o swoje szczęście.
Zapach wspomnień to powieść pełna zakrętów, niespodzianek, wyrazistych postaci i wielu wątków. Autorka umiejętnie je ze sobą łączy i zamyka, jednocześnie wstrząsając czytelnikiem. Z wielką wrażliwością tworzy historię ludzi uwikłanych w sytuacje nie jak z filmu, ale z sąsiedztwa, z domu znajomych, a może i z naszego własnego...
Agnieszka Lingas-Łoniewska
pisarka
Barwna i mądra opowieść o ludzkich słabościach, ukrytych pragnieniach, godzeniu się z przeszłością i rodzinnych relacjach, które nie zawsze układają się tak, jakbyśmy chcieli. To również ujmująca historia o zwyczajnej, acz potężnej w swej sile miłości, która stawia czoło wszystkim przeciwnościom losu i pomaga narodzić się szczęściu na nowo. Będziecie oczarowani!
Krystyna Meszka
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65521-37-8 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To był jeden z tych szarych, przesiąkniętych wilgocią dni, które nieodmiennie przypominały o zbliżającej się zimie. Od tygodnia złota polska jesień pokazywała swoje drugie oblicze — mgliste, deszczowe i przygnębiające.
Po cmentarzu przy ulicy Grunwaldzkiej hulał wiatr. Jego powiewy strącały z drzew liście, unosiły zagubione śmieci i wślizgiwały się pod płaszcze, przeszywając przejmującym chłodem. Lecz ani wiatr, ani słota nie powstrzymały przechodniów odwiedzających cmentarz, by przygotować groby bliskich na zbliżającą się uroczystość Wszystkich Świętych.
Jedna z nich — wysoka kobieta około czterdziestki — kończyła właśnie swoją pracę. Zawiązała supeł na worku z odpadkami, po czym się wyprostowała, zdjęła z dłoni robocze rękawice i spojrzała na podwójny nagrobek. Kiedy stwierdziła, że wszystko na wyczyszczonej mogile prezentuje się tak, jak należy, uniosła wzrok i rozejrzała się po cmentarzu. Widok zbliżającej się dziewczynki w czerwonym płaszczyku sprawił, że na twarzy kobiety zagościł uśmiech.
— Popatrz, mamusiu, nazbierałam cały bukiet! — odezwało się dziecko, unosząc pęk liści.
— Śliczny — odparła kobieta, a kiedy córka znalazła się przy niej, czułym gestem odgarnęła z jej czoła jasne włosy.
— Kiedy pojedziemy do domu? — zapytała dziewczynka.
— Za chwilkę. Mamusia jeszcze tylko wyrzuci śmieci i zapali znicze dla babci i dziadka.
— To dobrze, bo Pan Misio się nudzi.
Kobieta zerknęła w stronę pobliskiej ławki, na której leżał plecak córki. Wystawała z niego głowa pluszowego niedźwiadka.
— To zabierz Pana Misia na spacer. Tylko się nie oddalaj, dobrze? Tak, żebym cały czas miała was na oku.
— Dobrze, mamusiu.
Dziewczynka w podskokach podbiegła do ławki, położyła na niej swój jesienny bukiet, porwała misia w objęcia i nucąc pod nosem, ruszyła przed siebie.
Spacerowała pomiędzy rzędami grobów, wyobrażając sobie, że to zaczarowany labirynt, a ona jest zaginioną księżniczką, która musi odnaleźć drogę do swojego pałacu. Wymyślała kolejne niebezpieczeństwa, które mogły czyhać na nią w tej nieznanej krainie — duchy, złe czarownice, smoki — czując przy tym przyjemny dreszczyk emocji.
— Nic się nie martw, Panie Misiu, znajdziemy drogę — szepnęła dziewczynka, tuląc do siebie ukochanego pluszaka.
Maszerowała ostrożnie, patrząc pod nogi i omijając błotniste kałuże. Dobrze wiedziała, że nie będzie jej wolno wsiąść do samochodu w ubłoconych butach, a nie chciała ani na chwilę rozstawać się ze swoimi nowymi kaloszami. Miały śliczny, ciemnoczerwony kolor, a z ich boków na świat patrzyły uśmiechnięte buzie Myszki Miki. Żadna z koleżanek nie miała takich kaloszy i dziewczynka była z nich wyjątkowo dumna.
W końcu wpadła na pomysł, by przeskakiwać ponad błotnymi przeszkodami. Oddawała się tej czynności z takim zapałem, że nie spostrzegła nawet, jak bardzo oddaliła się od matki. Wkrótce pokonała ostatnią kałużę na swojej drodze i wkroczyła na jedną z głównych alejek. Uniosła głowę i zatrzymała się gwałtownie. Po drugiej stronie dostrzegła tłum odzianych w czerń ludzi, a wśród nich mężczyznę, który trzymał w dłoni książkę i coś z niej czytał.
Dziewczynka wiedziała, że to ksiądz i że ubranie, które ma na sobie, nazywa się sutanna. Wiedziała, ponieważ pewnego razu w kościele zapytała babcię Jadwinię, dlaczego pan ksiądz nosi sukienki. Bardzo ją wtedy tym pytaniem rozbawiła.
Przez chwilę stała w miejscu, przyglądając się zgromadzonym ludziom. Wtem przypomniała sobie o mamie. Już miała zawrócić, gdy jej uwagę przykuł stojący wśród zebranych chłopiec. Jego niebieska czapka wyraźnie odznaczała się na tle czarnych płaszczy.
Niezauważona przez nikogo dziewczynka podeszła bliżej i stanęła tuż obok. Kiedy spostrzegła, że chłopiec jest zapłakany, odruchowo uniosła rączkę i ujęła jego dłoń. Była zimna jak lód. Gdy tylko jej ciepłe palce dotknęły jego skóry, chłopiec drgnął i odwrócił się w jej stronę. Dziewczynka uśmiechnęła się i przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
— Kim jesteś? — zapytał w końcu.
— Jestem zagubioną księżniczką. Nikt z ludzi nie może mnie zobaczyć.
— Ja cię widzę.
— Bo ty jesteś wyjątkowy.
Chłopiec pociągnął nosem i wytarł go w rękaw. Jego lewa dłoń nadal tkwiła w ciepłym uścisku dziewczynki. Coś w spojrzeniu jej niebieskich oczu sprawiło, że zamiast się wyrwać, zacisnął tylko palce.
Widok smutku malującego się na drobnej twarzy chłopca sprawił, że dziewczynka zapragnęła, aby się uśmiechnął. Zawsze, kiedy tylko widziała smutek lub łzy na twarzach bliskich, robiła wszystko, co w jej mocy, by przywrócić na nich uśmiech. Lubiła, kiedy ojciec głaskał ją po głowie i nazywał swoją małą pocieszycielką.
— Mam coś dla ciebie — odezwała się, po czym spojrzała na swojego misia i podała go chłopcu. — To jest Pan Misio. Zaopiekuje się tobą, jeśli ty zaopiekujesz się nim.
— Dajesz mi swojego misia?
— Tak. Chcę, żebyś go wziął. Bo wiesz… To nie jest zwykły miś. Jest zaczarowany. Pomoże mi ciebie odnaleźć, gdy będziesz mnie potrzebował.
Zaintrygowany chłopiec wziął do ręki maskotkę. Chciał podziękować, gdy niespodziewanie z daleka dobiegł ich donośny głos.
— Muszę już iść — rzekła dziewczynka. Uśmiechnęła się do chłopca po raz ostatni, a następnie puściła jego dłoń i pomknęła w stronę głównej alei.
Chłopiec patrzył za nią, dopóki nie zniknęła wśród gąszczu wysokich mogił, a następnie spojrzał na trzymanego w dłoni misia. Był to bardzo ładny niedźwiadek. Jasnobrązowy, z czarnymi oczami i czerwoną kokardą na szyi. I choć chłopiec był zdania, że jest już za duży na pluszowe zabawki, obejmując go, z miejsca poczuł się trochę lepiej.
— Gdzie byłaś? Wołałam cię — odezwała się kobieta na widok zbliżającej się dziewczynki. — Miałaś się nigdzie nie oddalać.
— Przepraszam, mamusiu.
— Skończyłam już, możemy jechać do domu.
Dziewczynka przytaknęła ruchem głowy.
— A gdzie jest Pan Misio? — zapytała kobieta, zauważywszy po chwili brak zabawki.
— Oddałam go.
— Oddałaś? Komu?
Dziewczynka pociągnęła matkę za rękę. Po krótkim spacerze ich oczom ukazał się tłum żałobników, a pośród nich chłopiec w niebieskiej czapce, który tulił do siebie Pana Misia.
— Temu chłopcu — rzekła dziewczynka, wskazując go paluszkiem. — On potrzebował Pana Misia bardziej niż ja.
Kobieta, która w mig pojęła okoliczności, spojrzała na córkę.
— Masz dobre serduszko, kochanie — rzekła, głaszcząc ją po głowie. — Ale jesteś pewna, że nie będziesz płakać za Panem Misiem?
— Nie, mamusiu, nie będę. Wiesz, pewnego dnia spotkamy się znowu. Bo to jest zaczarowany miś.
Kobieta uśmiechnęła się na widok powagi, z jaką jej córka wypowiadała te słowa. Wybujała fantazja dziewczynki nieraz ją zaskakiwała. Mała żyła w świecie baśni i bajek, wymyślała zabawy i historyjki, którymi chętnie się dzieliła z domownikami. Kobieta dostrzegała w córce samą siebie sprzed lat. Te same jasne loki, niebieskie oczy i nieznająca granic wyobraźnia.
— No dobrze — rzekła i ujęła jej drobną rączkę. — Chodźmy, na nas już czas.
Dziewczynka rzuciła ostatnie spojrzenie w stronę chłopca i misia, po czym ruszyła z mamą w kierunku głównej bramy cmentarza. Żegnało je zawodzenie wiatru niosącego ze sobą echo modlitw.III
W takie deszczowe dni jak ten pani Iwińska szczególnie dotkliwie odczuwała bóle mięśni i stawów. Już poprzedniego dnia wyraźnie czuła zbliżającą się zmianę pogody i wcale się nie zdziwiła, gdy nad ranem obudziły ją odgłosy uderzających w okno kropel deszczu. Poleżała jeszcze chwilę pod ciepłą pierzyną, po czym uniosła się z trudem i postawiła stopy na dywanie.
— Starość nie radość, co, Puniu? — odezwała się do leżącej na skraju łóżka kotki.
Ostatnimi czasy choroby i dolegliwości związane z podeszłym wiekiem coraz mocniej dawały się staruszce we znaki. Lecz nawet one bledły w obliczu doskwierającej jej niekiedy samotności. No bo gdy kobieta przez całe życie opiekuje się mężem, dziećmi, wnukami, a potem z dnia na dzień zostaje sama, to w końcu dochodzi do momentu, w którym coraz trudniej znaleźć jej dobry powód, by rankiem zwlec się z łóżka.
Na swoje szczęście Maria Iwińska była z natury pogodną osobą, która znajdowała przyjemność w wielu rzeczach. Jej dni wypełniały zajęcia takie jak pieczenie, robienie na drutach, czytanie książek i rozwiązywanie krzyżówek. Czasami schodziła na pogawędkę do mieszkającej piętro niżej sąsiadki, a czasami odwiedzała ją Hania z parteru, przemiła mama dwójki rezolutnych maluchów. Bliźniaki, chłopiec i dziewczynka w wieku pięciu lat, bardzo lubiły wizyty u „babci” Marysi i przynosiły starszej pani w prezencie śmiech i radość.
Deszcz przypomniał pani Iwińskiej, że już niedługo na dobre zagości jesień i że w związku z tym powinna pospieszyć się ze sweterkami, które robiła na drutach dla dzieciaków Hani. Potrzebowała więcej czerwonej włóczki i planowała tego dnia wybrać się do miasta. Przy okazji miała zrobić kilka innych zakupów i wysłać list do kuzynki z Zamościa, który już od kilku dni leżał i czekał na stole w kuchni. Jednak bóle reumatyczne i ogólne osłabienie ostatecznie skłoniły starszą panią do zmiany planów. „Trudno, może Hania wpadnie po południu z tym swoim laptopem i zamówimy razem włóczkę przez Internet, jak ostatnio — pomyślała. — Tak swoją drogą, to niesamowita rzecz, ten Internet. Tyle możliwości, że można dostać zawrotu głowy”. Hania potrafiła paplać o nim bez przerwy, przekonując panią Iwińską, że ona także powinna sobie taki laptop z Internetem sprawić. Powtarzała jej ciągle, że to okno na świat, ale staruszka obawiała się, że sobie z tą całą techniką nie poradzi.
— Mam telefon i trzy piloty, z których jeden nie wiem nawet od czego. Dość przycisków, by się pogubić. Więcej mi nie trzeba — rzekła raz do Hani, czym wywołała jej radosny śmiech.
Kiedy kilka chwil później starsza pani weszła do przedpokoju, usłyszała hałas na klatce schodowej. Podeszła do drzwi i wyjrzała przez wizjer. Córka sąsiadów z naprzeciwka właśnie wychodziła z mieszkania. Pani Iwińska odwróciła się i już miała odejść, gdy w głowie zaświtała jej pewna myśl. Przekręciła klucz w zamku i wyjrzała na zewnątrz.
— Dzień dobry, złotko — odezwała się do stojącej kilka metrów dalej dziewczyny.
Alicja odwróciła się i na widok sąsiadki uśmiechnęła serdecznie.
— Dzień dobry — odparła, zamykając za sobą drzwi. — Co u pani słychać?
— Ach, dziękuję, wszystko w porządku, choć ta pogoda daje mi trochę w kość.
— No, jest paskudnie, to prawda. Aż się nie chce z domu wychodzić — zauważyła Ala i zerknęła ukradkiem na zegarek.
Pani Iwińskiej nie umknął ten gest i doszedłszy do wniosku, że nastolatka spieszy się do szkoły, postanowiła od razu przejść do rzeczy.
— Zastanawiałam się, czy mogłabym cię, złotko, prosić o przysługę.
— Jasne — odparła Ala. — O co chodzi?
— Mogłabyś wysłać dla mnie list na poczcie? Byłabym ci dozgonnie wdzięczna.
— Oczywiście — rzekła Ala i podeszła do sąsiadki. — Poczta jest niedaleko szkoły, mogę tam podskoczyć po lekcjach.
— Bardzo ci dziękuję. Poczekaj chwilkę.
Pani Iwińska, zostawiając otwarte na oścież drzwi wejściowe, znikła w kuchni, skąd wróciła po chwili z listem i pieniędzmi. Ala wzięła je i wrzuciła do bocznej kieszeni swojej torby.
— No dobrze, na mnie czas. Muszę złapać autobus — rzekła dziewczyna.
— Oczywiście. Nie zatrzymuję cię, złotko. Miłego dnia i dziękuję raz jeszcze.
— Nie ma sprawy. Do widzenia.
Pani Iwińska patrzyła przez chwilę za zbiegającą po schodach Alicją. Już podczas ich pierwszego spotkania doszła do wniosku, że dziewczyna bardzo przypomina jej córkę sąsiadów, którzy poprzednio zamieszkiwali mieszkanie naprzeciwko niej. Dziewczęta różniły się co prawda wzrostem, budową ciała i kolorem włosów, był jednak jakiś szczególny rys w twarzy Alicji, coś w jej uśmiechu, co sprawiało, że patrząc na nią, starsza pani wspominała Natalię. Zdaniem pani Iwińskiej był to zaiste niezwykły zbieg okoliczności.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki