- W empik go
Zaporożec. Tom 1 - ebook
Zaporożec. Tom 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 262 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Autora Listopada .
Tom I .
Warszawa
Nakładem i Drukiem JózefA Unger „ przy ulicy Krakowskie-Przedmieście Nr. 394.
1854.
Wolno drukować, pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby egzemplarzy.
Warszawa dnia 28 Sierpnia (9 Września) 1853 roku.
Cenzor, F. Sobieszczański.
w początku roku 1754. był wielki zjazd wży-tomierzu, bo razem przypadały i kadencja trzech królewska i karnawał, czyli jak go wówczas nazywano święta bachusowe. Obywatele z różnych stron przybywali bądź dla attentowania spraw własnych, bądź dla forsowania za sprawami przyjacioł; obywatelki dla zabaw przerywających jednostajność życia wiejskiego, lub żeby produkować córki dorosłe, azaliż Bóg nie da im szczęścia. Było to żniwo zwłaszcza dla żydów posiadaczy domostw zajezdnych, które się przepełniały. Na Kamionce wszystkie dworki chrześciańskie były zajęte, kto do swojego, kto do przyjacielskiego, kto do najętego zajeż-
Zaporożec. T. I.
dżał. Zgoła wielki ruch byt w mieście ina przed-mieścinch.
Po ulicach snuła się szlachla zamożan, bo oddana wyłącznie rolnictwu, które ja wzbogacało, a nie przemysłowi, który dziś pochłania fortuny obywatelskie. Skupiały sio gruppy laratatek podszytych perwistkami. Podczas kiedy słudzy znosili tłumoki do izb, panowie rozmawiali z sobą przed domostwami, o gospodarstwie i o sprawach mających się rozsadzić lub już osądzonych na tej kadencji. A najwięcej mówiono o wypadku wydarzonym w Żytomierzu przed nowym rokiem, a który szczególnie szlachtę zajmował.
Przed samemi roczkami Swięto-Michalskiemi, głośny na Rusi Wataszka hajdamaków Kulbida, nocną porą, w jednej chałupie wktórej się skrywał na Kamionce, schwytany przez pachołków starościńskich, po mężnym oporze ranny, został związany i zaniesiony przed gród. Kazano go leczyć w więzieniu, a gdy rany się wygoiły, jego sprawa przed grodem wprowadzoną była. Za obrońcę przydano mu pana Jakóba Bokuna, siostrzeńca i dependenta pana Bolsu newskiego rejenta ziemskiego Żytomierskiego, jednego z najsławniejszych prawników owego czasu. Pan Jakób młody, ale już słynny z wymowy i nauki, wielką był zjednał sobie sławę w obronie tego zbrodniarza i wszelkiemi siłami starał się go uniewinnić. Ale dowody przeciw niemu były tak oczywiste, że sąd grodzki dekretował go na śmierć, zostawnjąc mu dwa dni na pojednanie się z Bogiem, a po ich uplynieniu miał być na przedmieściu Bernardyńskiem powieszonym. Otoż kiedy przyszedł dzień egzekucji, pan Jakób podburzył młodą palestrę żeby go wyratować. – Obskoczyli rydwan, do nich przyłączyło się pospólstwo zawsze przychylne hajdamakom, bo od nich krzywdy nie doświadczało, i wyrwali Kulbidę z rąk oprawców. Ten się skrył do kościoła bernardyńskiego, skąd już nie można go było silą wydobyć, propter immu-nitates Ecclesiae. A stamtąd wpadł jak w wodę. Pan Jakób był o lo turbowany i komu innemu loby na bardzo złe wyszło. Jedno, że wdanie się wuja to sprawiło, że nikt przeciwko niemu nie wystąpił z delacją. Wisiała sprawa nad jego głową, ale ze nikt nie chciał jćj popierać, bo rejenta miłowano, i jego się bano, a więc pan Jakób w pokoju został.
Ponieważ mowa o rejencie, musze więc czytelników moich z nim obeznać.
Na przedmieściu bernardyńskićm, gdzie teraz rozciąga się ulica Kijowska, jedna z pierwszych w mieście okńka razy dziś obszerniejszem, niż było w zeszłem stuleciu, stał porządny dworek z dwoma oficynami, własność pana Bołsunow-skiego rejenta żytomierskiego, najsłynniejszego jurysty, nietylko w województwie Kijowskióm, ale w całej Ruskiej prowincji. – Najmożniejsze pany dobijały się o jego posługi, najważniejsze sprawy byty w jego rękach, interesa wszystkich tamecznych obywateli umiał na pamięć, a tak wielką pokładano ufność i w jego rozumię, i w jego charakterze, źe trząsł wszystkiemi juryzdykcjami, i że nie bez jakiejś słuszności nazywano go dyktatorem kijowskiego powiatu.
Byłto typ jurysty dawnego wieku. Bogobojny i poczciwy po swojemu, nie opuszczał żadnej okoliczności, któraby jakiś zysk mu przynieść mogła. Jednak o skąpstwo nie był poma wlany, owszem żył omal że nie po pańsku. Jego dom przed nikim nie byt zamknięty. W czasie kadencji nie było dnia żeby przynajmniej dwudziestu gości nie zasiadało za jego stołem, a wino nie lało się potokiem. Perccpty swoje co do szeląga zapisywał, wydatków nigdy: mawiał że zdrowie mu milsze nad wszelkie rachunki, a że zgryzoty jakichby doświadczał zapisywaniem wydatków, niezawodnieby mu je nadwerężyły. Podżyły kawaler, ale obyczajów nieskażonych, ani jednej kobiety nie miał w całym domu, jego usługa aż do nadzoru bielizny i pieczywa chleba, składała się z ubogiej szlachty płci męi-kiej, na której czele, był zaufany szlachcic, jakiś jego krewny, o kilka lat od niego młodszy, niejaki pan Jacek Mleczko. Ten był u niego totumfackim, zarząd domu na nim sic opierał.– Wszelkie na dom wydatki przez jego ręce przechodziły. A pan Rejent który w interesach prawnych, ojcu świętemu nie wierzyłby i wszystko sam bez niczyjej rady ułatwiał, tak dalece jemu ufał w lim wszystkiem co się li jego osoby tyczyło, że bez niego obuwia sobie nie sprawił.
Pan Jacek co tydzień przychodził do niego z rejestrem, a pan rejent patrzy na podsumowaną kwotę, na szczegóły ani okiem rzuci, odlicza pieniądze, tyle tylko, że jęknie kilka razy. Jeżeli znajdzie w arkuszu rejestrowym kawałek czystego papieru, odcina go starownie, żeby na nim zapisywać prawne konolatki, a to z czego niemoże mieć użytku, w piec rzuca i natem koniec.
Pan Jacek o sobie nie zapominał, mówiono powszechnie że swojego pana niemiłosiernie okradał, i że miał już po ludziach kapitały. Przyszło do tego, że przyjaciele rejenta otworzyli mu oczy, i że na nim wymogli że oddalił swojego ministra. Ale tak był do niego przywykły, tak był obcy wszystkiemu temu, co wprost lub ubocznie nie odnosiło sic do prawnictwa, że wkrótce w jego domu wszystko do góry nogami się przewróciło. Służba się rozprzęgła, wino skwaśniało, stół zepsuł. Dependenci zaczęli sarkać że nie mają należytej wygody. Rejent zakłopotany, bo ciągle odrywany od jedynego zatrudnienia do którego był usposobiony, pogodził się nakoniec z swoją pijawką, i na nowo oddał mu się t… całym swoim domem w opielsę, i więliszą jeszcze ufnością jeżeli lo być mogło, niż wprzódy, a jako recydywa jest zwykle silniejszą od pierwiastkowej niemocy, tak pan Jacek po swoim powrocie, jeszcze więcej go okradał. A kiedy zaulani przyjaciele w tym względzie ponawiali panu rejentowi ostrzeżenia, on ich tak zbywał: „At zachciało się, człowiek nie anioł, żeby służąc drugim, mógł wchodzić w to co się u niego dzieje. Ja służę obywatelom a wiernie, kto ranie się powierzy, może spać spokojnie, bo ja jego sprawy nie zaśpię. Uranie nie ma żonki żebysię mojem dobrem opiekowała. Jak się niem zajmę, mnie może być lepiej, ale moim pryncypatom będzie gorzej. Własna szkoda sumienia nie obciąża, a zawiedzenie cudzej ufności bez restytucji odpuszczone nie będzie. Moja chata to nio akta, żebym nie miał prawa zdać ją na pierwszego lepszego, może Mleczko ranie okrada; żaden sługa swego nie przyłoży. Ale przynajmniej mam co jeść, co pić i czem przyjąć łaskawych nawiedzających, a pokąd byt oddalony, mnie gospodarzowi ruraier nić się czasem wypadało przed mojemi gośćmi.
Wole jakibądż zarząd, niż poczciwy nierząd. Niech tak bywa jak bywało, niech tak boli jak bolało," I zapija sprawę z przyjaciółmi.
Jako się powiedziało, zaskarbił sobie był nadzwyczajną sławę. A wszelako pryncypałom swoim więcej rzeczywistej szkody, niż korzyści przynosił, gdyż wedle obyczaju zawołanych jurystów ówczesnych, prawnictwo nielyle było dla niego środkiem do otrzymania sprawiedliwości, ile pobojowiskiem na ktorem mógł rozwinąć i udowodnić przed publicznością wielki swój rozum. I w samej rzeczy byłznlego mistrz strategjl prawniczej. Nikt leplój od niago nie umiał spodjazdować strony przeciwnój, zręczną ewazją wywinąć się od wpisu, zmltrężyć kadencję zerwaniem kompletu, podaniem obmowy na którego z sędziów, utopić główną sprawę, tworzeniem dziesięciu spraw akcessoryjnych. Jednem słowem tak wikłał swoich pryncypałów, że nigdy końca doczekać się nie mogił. Blada Iemu którego sprawę wziął w opiekę, a jednak, że w owym czasie, pieniactwo było więcej dogodzeniem ambicji, niż szukaniem zysku pieniężnego, każdy udawał się do niego po radę, i miał się za szczęśliwego, jeżeli raczył od niego przyjąć umocowanie. Bo lubo nawet sprawa wygrana bywałą, najczęściej koszta na nią poniesione, przewyższały korzyści pomyślnego wyroku. Ale strona zwycięzkaprzynajmniej pocieszać się mogła, iż znękała i upokorzyła przeciwnika.
Tym sposobem nie jednego pacjenta fortuna, przez niego stopniała, co jego sumienia bynajmniej nie obciążało. Bo kiedy podjął się czyjej sprawy, poczytywał sobie za święty obowiązek, wszelkich sprężyn poruszać żeby ją wygrać, i dla osiągnienia lego celu, każdy środek był dobry. Byle na swojem postawił, ani go zastanowiło że nędza klienta może być skutkiem wygranśj. Nigdy nic dopuszczał stronom się godzić, bo każdą zgodę miał za ubliżenie prawa.
W całej paleslrze Żytomierskiej miał tylko jednego współzawodnika, któremu publiczność przyznawała tyle światła i biegłości co i jemu. A tym był pan 3Iarcin Nielyksza. Oba nicposia-dali się z radości, kiedy im wypadało za kratami stawać przeciwko siebie. Były to szermy, których koszta w prawdzie ich mocodawcy często wielką częścią swoich majątków opTacali, ale na nie zjeżdżało się całe okoliczne obywatelstwo, żeby zawyrokować który z nich lepszy. Pokąd naród był wojowniczy, szranki rycerskie były dla niego najmilszą zabawą. Ale skoro duch rycerski utonął w prawnictwie, juryści zostali bohaterami epopei narodowej, a kraty prawnicze tyle widzów ściągały, ile wprzódy kruszenie kopji na turniejach. Długo w powiecie pamiętano sprawę między panem Nadolskim, a panem Ihnatowskim. Każdy z nich był osiadłym na porządnej wiosce, rządzili się jak najlepiej, i żyli z sobą w sąsiedztwie i przyjaźni. Aż wszczęła się między niemi zawzięta sprawa, z powodu iż pan Ihnatowski zajął w swoim owsie stadninę pana Nadolskiego.– Pierwszy żądał od drugiego dwieście złotych za wynagrodzenie szkody, i na mniejszem byłby poprzestał. Zgoda łatwoby nastąpiła za pośrednictwem przyjacioł, ale że jeden udał się do pana Bołsunowskiego, a drugi do pana Nietykszy, ci nadto byli radzi spotkać się z sobą, żeby zgodę dopuścić. Przyszło do tego, że sprawa przez ośm lat ciągnęła się w ziemstwie i grodzie, że było kilkanaście kondescencjów i dekretów, a że ona nie doszła do trybunału, to dla tego żo majątki obu stron poszły pod exdywizje, a ich właściciele zostali bez kawałka chleba.
Pan rejent lubo żarliwy wyznawca wiary katolickiej, nie widział w tem nawet malerji do spowiedzi. Ho nikt nie jest obowiązany życzyć bliźniemu lepiej niż sobie samemu. A że radził w dobrój wierze tyra co go prosili o radę, o tem wątpić się nie godzi, gdyż i sam sobie inaczej nie radził. Pomimo znacznych wydatków, pieniądze tak rzęsisto na niego spadały, że z łatwością mógłby wyjść na pana. Ale on brałby za ubliżenie swojemu rozumowi, żeby wszedł z kim w robotę zupełnie czystą. Wiele rachując na swoją głowę, lubił nabywać dobra zawikłane, zaprocesowane, żeby je polem oczyścić, a w rzeczy samej, proccsa które wraz z nimi kupował, jeszcze więcej wikłał. Często powtarzał, niechno lal kilka pożyję, a po mojej śmierci ogromne miljony znajda. A tak pięknie swoje interes;! prowadził, że po jego śmierci pokazało się, że miał tytuł dziedzictwa na wielu dobrach, że był aktorem wielu spraw, a długów tyle, że dworek w którym mieszkał, kilka sprzętów i z dziesiątek kufrów napełnionych dokumentami, składały całkowite jego activum. Taką koleją poszedł i pan Nietyksza, niemmój skory od pana rejenta do facjend podobnego rodzaju. Bo jeżeli tuzinkowi praktykanci jurysterji zwykle się w krótkim czasie wzbogacali, zawołani lebacy paleslry rzadko kiedy jakiś spadek po sobie zostawiali. Byli oni podobni do teraźniejszych sławnych wiściarzy, którym nie było chodzi o wygranie robra, ile o lo, żeby jakimś głęboko obmyślonym impasem, pobudzić vvy-krzyki zadziwienia, próżniaków grę otaczających, wszystko to robiło się i robi nie dla siebie, ale dla galerji. Lecz zostawmy na stronie przyszłość tych prawników, a zajmujmy się niemi o tyle tylko, o ile mieli styczności z tem co stanowi tło tej powieści.
Pomiędzy doslojnemi pryncypałami, którym pan rejent służył, najwięcej był poważany JW. Kierdej łowczy wielki litewski, pan szerokich włości w Litwie I na Rusi, z którego domu powstał, gdyż ojciec rejenta był ekonomem a poźniej gracjalistą jeszcze ojca łowczego, haszle-
I
lana kijowskiego, a kosztem tego pana, on i brat jego wychowani byli. Od lat kilkunastu pan łowczy niegdyś zawołany dworak Augusta II-go, a ninie zaszczycony szczególnemi względy Augusta III-go, osiadł był w Toporzyszczach blisko Żytomierza, w swoim zamku, z którego rzadko kiedy się wydalał. Żył w nim z małym dworem, ciągle powtarzał że jest jak na dyszlu, i że temi dniami wyjeżdża do Warszawy, a nie ruszał z miejsca. U sąsiadów nie bywał, ani ich ngaszczał u siebie, a żył Iak oszczędnie, że uchodził za skąpca między szlachtą przywykłą do hojności panów, i która pod lyra tylko warunkiem robiła dla nich jakieś ustępstwo z tśj równości wszystkich z wszystkiemi, owego węgielnego kamienia ducha dawnej ustawy. – Pan łowczy zajmował się zarządem swoich obszernych dóbr, i synem swoim jedynym Augustem, który miał rok dwudziesty drugi, a żona nim koiiczył się dom Kierdejów, ku niemu był o-brócif wszyslkio swojo nadzieje.
Zadziwiało to nie mało, że pan łowczy przywykły żyć albo w stolicy, albo za granicą, nawet noszący się no francusku, dla którego oby czaję prowincji nie mogły mieć powabów, zakopał się w zapadłem Polesiu, pośród chłopów w cbodaKach, gdzie zamiast śpiewaczek i bale-Jniczek, nie mogł spotkać tylko co najwięcój konlaszowego szlachcica zgłowg jak pałka bernardyńska, lub jnkęś obywatelkę wprawdzie czasem czarującej urody, ale zmatroniałą surowością zasad chrześciaiiskich. Różne wyszukiwano przyczynytego jego oddalenia się od dworu. Między obywatelami kursowało, że z żalu po żonie która w kwiecie wieku przeniosła się do tamtego świata, stetryczał i unikał ludzj, ale wiadomo było innym, ze jego pożycie z żoną księżniczką Sołomerecką z domu, było nie osobliwsze, a nawet mówiono w Warszawie o mającej się miedzy niemi zacząć sprawie rozwodowej przed samą jej śmiercią. Były i inne domniemywania jedne od drugich mniej podobne do prawdy, bo nikt na prowincji nie wiedział tego, co żadnemu salonowi warszawskiemu nie było tajne.
Rzecz się tak miała. Pan łowczy miał sobie obiecane od króla jeneralstwo arlylerji koronnej, skoro tylko lo dostojeństwo które piasto wał Wielopolski siedmdziesięciolelni starzec, zawaliuje. Doczeliał sic lego nakoniec, i tak był pewny siebie, że mnndur kazał sobie uszyć i przyjmował powinszowania od wszystkich. Tym czasem hrabia Bruhl, który zupełnie był ouła-dał króla, skosił mu trawę pod nogami, bo wyjednał od króla przywilej na to jeneralstwo dla swojego syna. Do tego upokorzenia dołączyło się skąpstwo, ostateczna namiętność duszy nie szlachotnej.
Pan łowczy zirytowany, swoje sługi odprawił, pałac swój wynajął, a biorąc na siebie postać filozofa odczarowanego ze wszelkich ułud świata, jakiegoś sentymentalnego mizantropa, opuścił Warszawę, nie pożegnawszy nawet króla i udał się do swoich dóbr poleskich, właśnie dla lego, że były najwięcej oddalone od zgiełku stolicy i tam zapełniał odtąd swoje worki, pokładając szczęście największe w ich pomnożeniu.
Pan Łowczy oprócz wygórowanej pychy, i popędliwości niczem nie pohamowanej, nie miał żadnej cechy pana polskiego. Jego ojciec kasztelan kijowski był prawdziwym Sarmatą, i takim chciał mieć swojego syna, bo oprócz niego i córki, niemiał innego potomstwa. Oddał go do konwiku ojców Jezuitów w Żytomierzu, gdzie rektorem był jego brat stryjeczny, który był dia niego wyrocznią. Tam wraz z innemi, młody Józio w konlusiku i z goloną głową, ćwiczył się wnaukach, jakie wówczas były dawane, i w pobożności katolickiej, Ale gdy skończył retorykę, już mu karność jezuicka ciężyła, a z drugiej strony że wiedział iż ojciec nigdy na to niebędzie wyrozumiały, zmyślił chęć wstąpienia do zakonu, i do niego napisał prosząc o zezwolenie i błogosławieństwo, aż nadto będąc pewnym, że pozwolenia nie otrzyma. Jakkolwiek kasztelan był mężem wielkiej pobożności, był przecie raożnowladcą. – Na sarao wspomnienie że imie Kierdejów wygasnąć może, a jego dobra przejść w inne domy, omal że od rozumu nie odchodził. Kiedy więc odebrał list od syna, wielce się zafrasował i zebrał do rady najzaufańszych swoich przyjacioł. Wszyscy się zgodzili na to, żeby dla oderwania syna od podobnej myśli, oddać go do dworu królewskiego, a jeżeli po dwuletnim na nim pobycie, ta myśl nie wywietrzy mu się z głowy, w taiiim dopiero razie nie sprzeciwiać się wyraźnemu powofaniu. Poszedł kaszlelan za tą rada, i w ten sposób odpisał synowi. A to było właśnie czego sobie młody Illut życzył.
Oddany do dworu Augusta II-go a dobrze opatrzony od kasztelana, który już z dóbr swoich nie wyjeżdżał, a tylko prosił Boga żeby mogł się doczekać widzieć jedynaka ożenionym; od tego zaczął, że starożytny a narodowy ubior z siebie zrzucił, a z nim i wiarę i obyczaje przodków. I przekształcił się na dworaka wersalskiego. Wyuczył się akcentu francuskiego, europejskich tańców i fechtowanin, i wkrótce w jednych i w drugiem został mistrzem. Kilka szczęśliwych pojedynków na szpady i pistolety zjednały mu odgłos nadzwyczajnej waleczności, kilka obałamuconych przez niego mężatek roztrąbiło o nim sławę kawalera pełnego poloru, kilka podróży za granicę i tyleż madrygałów francuskich przez niego ułożonych dla pani Orzelskiej faworyty królewskiej, dostateczne były dla zapewnienia mu po wszystkich salonach Warszawy, sławy wysokiego rozumu, i
Zannrożnc. T. I.
głębokiej uczoności, i to mu nie mało do tej wziętości dopomogło, że byłskoligaconyni znaj-pierwszemi domami Rzeczypospolitej, i spadkobiercą ojca starego, właściciela ogromnego majątku, który się ciągle powiększał.
Przy takich zasobach, pan kasztelanie został wkrótce głową wszystkich trzepietarzy wyższego urodzenia, a tóm samem ważną figurą.– Oddany wszelkim rozpustom ale pełen nieograniczonej dumy, niczego on nie zaniedbywał dla wyniesienia się, a że poselstwo na sejmie było szczeblem niezbędnym do najwyższych w kraju zaszczytów, o nie oświadczył się na sejmiku w Czersku, w którym powiecie jedynie dla tego, nabył wiosko, niezmiernie przepłaciwszy jej wartość. U tamecznej szlachty znalazł wielkie i słuszne przeciw sobie uprzedzenia. Ale jak zaczął się jój kłaniać, a poić i karmić, a sypać pieniądze, a współzawodników do poselstwa odstraszać od kandydacyi, słabszych, osobistą z sobą czynnością, mężniejszycb obawą narażenia się na prześladowanie możnych swoich krewnych, z niemałem zadziwieniem króla, który nawet odradzał mu jako rałode – i
mu, puszczać sie wzapasy z zastużonemi w ziemi Czerskiej mężami, jednomyślnie posłem został obrany.
Już był utracił ojca, po którym znaczna spuścizna mu się dostała. – Nastąpiło to właśnie w czasie kiedy się starał o poselstwo. Na sejmie bynajmniój się nie pokazał być zausznikiem królewskim, bo miał dość trafności żeby poznać, iż bez popularności niemożna było nic w tym czasie ważnego otrzymać w Polsce, utworzył ją sobie dość tanim kosztem, bo poznawszy że poparcie najzbawienniejszych i najsumienniejszych zamiarów rządu zabija ją wspołeczeństwie dla którego opozycja była celem a nie środkiem, podczas gdy jak najmniej rozsądny, chociażby nawet zabójczy dla kraju opór widokom rządowym ją zabezpieczał, rzucił się z sztucznym zapałem w opozycję przeciwko dworowi. A że nio umiał pisać po polsku, odczytywał na sesjach sejmowych mowy pełne goryczy przeciwko mężom zaszczyconym ufnością króla, a które pijarowie za pieniądze mu układali, a odczytywał je z deklamacją francuzką, czóm zachwycał damy salonowe. Na żadne podatki nio pozwalaf, przeciw możnowtadz-twu powstawał, czem taką reputacje patrjotyz-mn i republikanizinu dla siebie utworzył, że król poskończonym sejmie nie zaniedba! obdarzyć go slarostwcm.
Tak stanąwszy u celu swoich żądz, umiał poznać, że już w narodzie zaczynało wchodzić w obycz.ij ulepianie bałwanów, a wkrótce potem ich kruszenie, i ze popularność nio mogła być ani trwała, ani długi czas korzystną. Przez nią otrzymał czego żądał, już mu potrzebną nic była. Dał tego dowód na następnym sejmie, na którym posłował. Na nim albowiem uroczyście zerwał z mniemanemi patrjotami, i pokazał się gorliwym stronnikiem dworu. Czem w jednój chwili popularność utracił o którą dbał jak najmniej, gdyż ona już go była znudziła, do niczego doprowadzić nie mogła, a tylko wydatki pomnażała i nie pozwalała mu wodze puszczać wzgardzie, jaką czuł dla tych wszystkich, co świetnością krwi jemu sprostać nie mogli. Dumny z urodzenia, dumny z dostatków, o ile dotąd widziano go układnym, uprzejmym, o tyle pokazał się wyniosłym, zimnym, niedostępnym.
Tóm więcej, ż,a udało mu się powiększyć wtrój-nasób swoje doslnlki, ożenieniem sie z księżniczką Sołomereckg, z która żył niewiedzieć po jakiemu i postąpić na dygnitarza, z nadzieją jeszcze wyższych zaszczytów.
Pan łowczy był powszechnie niecierpiany, ale wszyscy mu zazdrościli szczęścia. – Był wdowcem, ale zona mu zostawiła ogromny majątek i syna, który moralnie i fizycznie był jego wykapanym obrazem. Wprawdzie z łaski hrabi Bruhla poniósł był szwank u dworu, ale z drugiej strony to mu dawało posiać malkontenta, rola w owym czasie ulubiona od pana polskiego, a która dawała sposobność żyć na wsi i pomnażać zbiory, co aż nadto było pochlebne dla człowieka tak chciwego, Żył więc od lat kilkunastu na wsi wzupełnem odosobnieniu, i doczekał się pełnoletności syna, którego pod okiem swojem wychował, nie żałując kosztów na sprowadzenie mistrzów nauk i talentów z różnych części Europy, tak, że jego zamek Topo-rzyski tóm jedynie różnił się od akademji, że tylko jeden uczeń z tego nauczania korzystał. Kiedy młody August swoje naakt ukończył i jak drugi Picus Mirandotes zdał egzamin do omni re scibilii, przed ojcem, który nie bardzo wiedział co się święciło. Ten podwójnie się ucieszył, raz, że ma tale mądrego syna, powtóre, że wydatki na nauczycieli przecie się skończyły; bo chciwość i skąpstwo w stosunku z wiekiem się wzmagały. Odtąd już nie mając w domu cudzoziemców przed któremi mógłby się wstydzić, co roku pokazywał się oszczędniejszym w życiu. Po całych dniach zamknięty siedział, innej rozrywki nie mając, tylko liczenie i przekładanie worków napełnionych złotem i srebrem. Jeżeli nowy jaki przychód wnosił mu pieniądze, z tych acz z boleścią serca, przecie czynił jakiś udział dla syna, dla opłaty sług, dla niezbędnych potrzeb domu, ale to, co było zawiązano w workach, było jakby zaklęte. Co do nich weszło, z nich wyjść nie mogło, żałował ich dla syna, dla siebie samego, skąpstwo i chciwość jak wszystkie zło namiętności, nie przo-ciwważone silnem uczuciem religijnem, u niego przybrały wszystkie cechy bałwochwalstwa. Tę wiarę jaką pobożny chrześcianin pokłada w Bogu, on pokładał w swoich skarbach. Codosłownie był wyznawca, postnikiem, pokulnikiem mamony.
Z nikim nie żył, jak lo się już powiedziało. Ale że pan rejent był sługą spadkowym jego domu, że był jego plenipotentem, i za tę posługę w kapitulacji trzymał jeden folwark klucza Toporzyskiego, on jeden miał przystęp wolny do niego. Pan łowczy go lubił, ile razy do niego przyjedzie, uprzejmie go przyjmie, przy obiedzie każe postawić na stole butelkę węgrzyna, fundacji jeszcze nieboszczyka kasztelana, z niej sobie naleje kieliszek, reszta idzie na pożytek rejenta, ale gdy ją wypróżni, napróżno się przymawia do drugiej; pan łowczy niby tego nie rozumi. Pan rejent radby go wplątać w jakiś proces, żeby mu się stać potrzebniejszym, ale łowczy przezorny zaraz obejmie zysk czy stratę jaka ze sprawy wyniknąć może dla niego, i wręcz mu odpowiada, że żadnego pro-cessu z nikim mieć sobie nie życzy, raz… że nie chce sędziom się kłaniać, powtóre żezysk zpro-cessu dopiero w przyszłości okazać się może, a pieniądze sypać trzeba zaraz, a tych nie ma, i na konkluzje dodaje; na lo waść masz moja… plenipotencją, żebyś umie bronił jak mnie kto zaczepi, a ja zaczepiać nie myślę nikogo. A kiedy go zacznie namawiać żeby kupił jakie dobra, ten mu jedno a jedno odpowiada: „a skąd ja wezmę pieniądze, ludzie myślą że je zbieram, a ja goły jak święty turecki. A czy mafo wychowanie syna mnie kosztowało, a były jeszcze i stare grzechy w Warszawie, które tu odejmu-jącsobiekęsodgębyzaspokoić musiałem. Ana amen podobnych antyfon, dawał mu do poznania, że już jemu czas wracać do Żytomierza.
Rejent wszystkie te chimery znosił z uszanowaniem, bo w służebnictwio domu Kierdejów zrodzony, nie przestawał się uważać za kreaturę tego domu. Jaka taka, ale wyłączna ufność jaką w nim pokładał, magnat odludek, potomek tego domu, tyle była dla niego pochlebną, że i bez wsi co ja mu wypuścił, miałby się już za sowicie nagrodzonego. A od jakiegoś czasu, właśnie tego w którym się zaczynają wypadki, jakie opisywać przedsięwziąłem, ta ufność zdawała się podwajać. Często posłance przybywali do rejenta, często, czego wprzódy niebywało, wzywany bywał do Toporzyszcz; zauważano nawet, że rejent bardzo bywał zamyślony po powrocie z każdej swojej wycieczki.