- W empik go
Zaporożec. Tom 2 - ebook
Zaporożec. Tom 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 271 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ZAPOROŻEC
POWIEŚĆ
Autora Listopada.
TOM II.
W WARSZAWIE,
NAKŁADEM I DKUKIEM JÓZEFA UNGER.
1854.
Wolno drukować, pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury, po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby egzemplarzy.
Warszawa dnia 28 Sierpnia (9 Września) 1853 roku.
Cenzor, F, Sobieszczański.
I.
w samej rzeczy, Jokób znnjdowal się w Siczy, stolicy Zaporoża i siedlisku jego wyższych władz. Wszystkie slannice, przez które przejeżdżać, począwszy od Gardy gdzie była granica Zaporoża od zachodu, nie były lo ani miasteczka, ani wsie, W nich żaden dom mieszkalny ani chałupa niepokazywały się, nazywano je kurzeniami. Były to zbiory ziemianek rzuconych w różnych kierunkach, nad któremi wznosify się szopy, o trzy łokcie nad ziemią. Wszedłszy pod szopę, spuszczać się trzeba było w dół, gdzie były nietylko mieszkania, ale stajnie, wozownie i spichrze. Zaporożec jeżeli był u siebie, żył w ciągłej ciemności, bo nawet ogień
przy którym warzył swoje strawę dzienna, światła nie rzucał, a tylko tlał i dymił. Bo jak wiadomo: na tych stepach, jedyny opał, sq cegiełki z gnoju bydlęcego, na słoiicu wysuszone.
Z lego ciągłego życia w ciemnych ziemiankach, wynikały dwa skutki; pierwszy, ie Zaporożec utracał wszelki pociąg dożycia spokojnego, bo jego mieszkanie było podziemnem więzieniem, gdzie nigdy promień słońca nie dochodził. Jak inny żołnierz w pochodach tęskni za rodzinną strzechą, tak Zaporożec tęsknił w swojej siedzibie, za wyprawą wojenną, bo w niej tylko używał pełnej swobody. I w rzeczy samej, przez połowę roku, omal że Sicz i kurzenie od niej zawisłe nie były puste. Prócz starców, chorych i ludzi niezbędnych dla straży, cała młodzież plądrowała pograniczne części, bądź Rosji bądź Polski, i zapuszczała się nawet dość głęboko w posiadłości lenne, a nawet bezpośrednie wielkiego Padyszacha. Dopiero w jesieni wracała do swoich legowisk, i tam aż do końca ruskiego maja odpoczywała. W czasie zimowym, Zaporożec póki na niego nie przyszła kolej odbywania służby załogowójt która połniała się z największą ścisłością, nie wyłaził z swojej ziemianki, chyba dla przyniesienia sobie gorzałki, lub żeby w cerkwi pomodlić się Bogu, wedle obrządku wschodniego. Resztę dnia trawił w swojej jadżwinie, i zajmował się gospodarstwem, a będąc razem i gospodarzeni i gospodynią, sam musiał piec chleb, warzyć strawę, doić krowy i prac bieliznę, bo w całem Zaporożu, kobiety na lekarstwo dostać nie można było.
Drugi skutek takowego trybu życia był, że Zaporożec wielką część roku przywykły żyć w ciemności, nabierał dziwnej sprężystości woku. Podczas wypraw, w nocy najciemniejszej, o kilkadziesiąt kroków przed sobą, jakby we dnie, a może jeszcze wyraźniej rozpoznawał przedmioty. Niewidziany od pocztów, uiógł łatwo wyrachować ilość wojaków którzy je składali, stąd nie można było ochronić się od jego napadu, podczas kiedy nie było podobieństwa jego samego podejść. Zaporożce byli to Jadowi kawalerowie Maltańscy osobliwszego rodzaju,–-I trzeba było jenjuszu i szczęścia żeby tak prędka i z takąłalwością, znieść zgraje odważna, przenikliwa, silna, a przywiązaną do ustaw krępujących wolę osobistą, nadzwyczajną karnością, i utrzymującą w niej ducha wojowniczego. Mozna powiedzieć, że dopiero od zniesienia Zaporoża, Ukraina zachodnia zaczęła oddychać i bezpiecznie rozwijać w postępie rolnictwo i przemysł.
Oprócz Cerkwi, domku księdza, magazynu w którym szałowano kozakom gorzałkę, i kilku domów a raczej chałup, dla różnych urzędników, w żadnym kurzeniu budowli widocznej niebyło. A takich kurzeni było czterdzieści.– Z każdego pięćset kozaków na wartkich koniach i dobrze uzbrojonych, było gotowych do pochodu na każde zawołanie koszowego, bo ta kie nazwisko nosiła godność najwyższego naczelnika tćj społeczności, a ten nad nią rozciągał samowładną wolę, bo był panem życia i śmierci, każdego jemu podwładnego.
Każden kurzeń składał pułk pod naczelnictwem Atamana, a pod nim Assaułowie i Choru-zowie dowodzili oddziałami tego pułku. Kurzenie czyli pułki, nosiły nazwiska miasteczek ukraińskich, najczęściej na prawym brzegu Dniepru położonych, i tak był pułk Korsuński, Smilau-ski, Czechryriski i tak dalej. W Siczy była chałupa obszerna koszowego, przy niej sad i pasieka, wielka murowana stajnia, wiele drewnianych zabudowań gospodarskich i czterdzieści ogromnych karczem murowanych, bo każdy pułk miał swoje karczmę, do której ołicerowie i szeregowi zajeżdżali w czasie ich pobylu w Siczy, gdzie zawsze z kolei stal jeden pułk, w tej karczmie szałowano im jadło i gorzałkę.
Te karczmy czworobok obszerny składały, pośród którego siała wielka soborna cerkiew. Jako się powiedziało. Zaporożce publicznie trzymali się obrządku wschodniego, ale o ich religji trudno sądzić. Zgraja wychodźców z różnych narodów, związana dla rabunku, w rzeczy samej głębokich uczuć religijnych mieć nie mogła. Narody Ruskie otaczające Zaporoźe, wiedziały dobrze, żętego kozactwa cerkwie od żadnej prawnej władzy duchownej nie były zawisłe, że żaden pop na Siczy, nie był instalowany od biskupa, ale jnki Iaki unita czy prawosławny z prawej lub Jewej strony Dniepru, rozstrzyżony za złe prowadzenie, albo jakiś troche oczytany awanturnik, włóczęga, którego namaszczenie ulegało wątpliwości. Stąd lud Ruski ich otaczający, w związku religijnym z niemi nie zostawał, za nic do ich cerkwi by nie
Pl wstąpił, i brzydził się niemi, dając im pogardliwe nazwanie Roskolników.
Wkażdym kurzeniu, była wysoka mogiła, na niej szaniec mały czworoboczny, i jedna arma-ła miernego kalibru. Na przypadek napadu, czata najwięcej na przodzie postawiona, dawała ostrzegawczy karabinowy strzał, który się powtarzał, aż do kurzenia, a dopiero armata na mogile tym sposobem ostrzeżona, dawała ognia. Na to hasło, wszystko z pod ziemi wyłaziło, cała ludność kurzenia była pod bronią, i napastnik miał przeciw sobie tysiąc głów przynajmniej doskonałego żołnierza. Ale takowe napady, istniały w podaniach tylko Zaporoza.– Ostatni był uczyniony przez Krymskich Tatarów pod koniec XVII stulecia, ale został sromotnie odparły; odtąd nikomu przez myśl nie przeszło szukać Zaporożców w ich legowiskach, każdy rad jeżeli od nich nie był nawiedzany, a w epoce o której piszę, były o to ciekawe układy dyplomatyczne, między koszowemi, a ekonomjami niektórych magnatów na Ukrainie (a).
Sama Sicz, stolica Zaporoża, przedstawiała obraz miasteczka polskiego, złożonego zwykle kilku karczem, i kilku chałup, noszących szumniejsze nazwisko dworków. Przy tem Sicz była gatunkiem twierdzy, bo w około opasana wałem wznoszącym się nad dość głębokim i szerokim równem, a na wałach były ostrokoły, z po za których wyglądały samopały, a nawet działa. Wśród stepu, otoczona kurzeniami, siedzibą bilnego ludu, Sicz była dostatecznie silna; żeby się nie bać napadu, ile że nie można było pomyślić o jej zdobyciu, nie zniszczywszy wprzódy kurzeni okolicznych, czego nie było podobieństwa do skutku doprowadzić.
Wszystko w Siczy oznajtnowało lud wojowniczy. Wszyscy byli uzbrojeni, co kroku spotykało się, z oddziałami konnemi, przed każdym niemal dworkiem stal szyldwach, a mieszkanie koszowego można było poznać, nie tyle przez jego okazałość, ile że dwa szyldwachy stały przed wejściem, a o kilkanaście kroków, warta główna zaciągnięta przez podwejną sotnię. Służba odbywała się z nadzwyczajną ścisłością. Było to widowisko zupełnie nowe dla Jakóbo, gdyż nic podobnego nie widział w posiadłościach Rzeczypospolitej.
Sanie które go wiozły pod konwojem, zatrzymały się przed dworkiem dość schludnym. Jak się pokazało, było to mieszkanie Kulbidy, który z kilku innemi doświadczonemi kozakami, był używany do szczególnych poruczeri koszowego. Były lo ważne osoby w Siczy, bo pełne zaułanie najwyższego wodza posiadały i składały główną jego radę, a między nimi Kulbida był zaszczycony najszczególniejszemi względami, tak, że wcalem Zaporożu mówiono, że koszowy nie miał żadndj myśli, którejby jemu nie powierzył.
Gdy więc zajechaliprzed jego chatę, Kulibda zsiadł z konia, wszedł do izby, i spiesznie z niej wyszedł na przyjęcie Jakóba, trzymając misę, w której był kawał chleba razowego i sól, stosownie do obyczaju ruskiego, w przyjęciu przemożnego gościa. To nie małe WTażenie sprawiło na kozaclwie ich otaczajacem, i zaraz pomyśleli sobie, że to musi być jakaś znamienita osoba, kiedy wysoki dygnitarz Siczy, występuje do niego z chlebem i sola. Mało natem, ale jeszcze Kulbida podał mu rękę, i z głową schyloną, wprowadził go przed sobą do izby.
Tam zostawszy z gościem sam na sam, powiedział mu:
– Panie, oto twoje mieszkanie, w kłórem już nie jestem gospodarzem, aie pierwszym twoim sługą. Co tylko zażądasz, powiedz mi, a ja wszelkich usilności przyłożę, żeby każdy jego rozkaz był spełniony. Teraz muszę odejść do koszowego, żeby mu się opowiedzieć z naszej podróży i przyjąć jego rozkazy. – Pan masz dwóch kozaków na swojej usłudze, radziłbym panu kazać sobie przynieść herbaty, jestto napej w waszej Polsce nieznany, a wielce orze źwiajacy, kiedy siły po znoju ciężkim, omdlewać zaczynają. Pan musiałeś się zmęczyć podróżą kilkodniowa, bez żadnego spoczynku.– Niech pan więc ogrzeje się herbatą, a potem położy, oto jest łóżko posłane, a choć dla nas Zaporożców kulbaka poduszką, ziemia piernatem, a rosa niebieska kołdrą, widzi pan że naszych gości zwłaszcza tak szanownych jakim pan jesteś, umiemy przyjąć nieco wykwintniejszą po-ściołka.
Jakób nic nie odpowiedział, nawet nie wiele uważał co mu Kulbida mówił, a tylko rozbierał w myśli wszystko co się z nim działo i jakie być mogło jego dalsze przeznaczenie. Tymczasem Kulbida kazał podać herbatę, nalał dwie sporych szklanek, jedne ołiarował Jakóbowi, który ją machinalnie przyjął, a sam niziuteiiko się skłoniwszy, kipiący napej trzema haustami wypróżnił, stosując się do obyczaju na Rusi rozpowszechnionego, gdzie gospodarz częstujący gościa, sam pierwej spożywa czy ze szklanki, czy z misy, część jadła i napoju, ażeby go przekonać, że niema zdrady. Pan Jakób poznał się pierwszy raz z herbatą, i chociaż mu siewy dala cierpką, taka czul pombę ogrzania żołądka, że rychło poszedł za przykładem Kulbidy.
Ten zawołał kozaka i pokazując go Jakóbo-wi, powiedział:
– Oto jest na dziś sługa nieodstępny pański; jemu więc dawaj panie rozkazy, a jak odejdzie, jest tam drugi kozak, żebyś pan ani chwili bez usługi nie zostawał. Zegnam pana, bo spieszę do koszowego, który oczekuje przybycia pańskiego; ale jak dobrze wypoczniesz z podróży, będę panu służył. Nie odejdę stąd póki pana nie położę w tem łóżku. A do kozaka: Narużny, rozbieraj pana. Jakób był jak pijany, bo niewiedział i zrozumieć nie mogł, co się z nim dzieje, i co nadali z nim dziać się będzie. Widział około siebie źy-czliwość, ale niemniej to, iż użycie wiasnej woJi-jest mu odjęte, zresztą był zmęczony, sen mu kleił powieki. Dał się więc rozebrać jak dziecko, położył się w łóżku, podał rękę na dobra noc Kulbidzie, który ją ucałował z uszanowaniem, i twardo zasnął, nim KuJbida wyszedł ze swojej siedziby.
JI.
Już kukułka sciennika Kulbidy pięćkrotnie się odezwała, kiedy Jakób się przebudził. Był to marzec, a więc jeszcze pół godziny trzeba było czekać na wschód słońca. Jakób nie zerwał się z łóżka zaraz po przebudzeniu się swojem jak lo miał w obyczaju, ale przeżegnawszy się, i powitawszy pana nad pany dość krótkim pacierzem, odmówionym nawet nie bez roztargnienia, leżąc nieruchomy, zatonął w myślach rozmaitych, które wszystkie się kierowały ku drogiej jego sercu Helence, a jego każdej myśli zwrolka była, ah kiedyż ją zobaczę. Tymczasem krzątanie się ludzi, jakkowiek ciche, dało mu się słyszeć, poznał jednak, że wszyscy mieszkance chaty, już stoją na nogach, a więc że i jemu pora wstawać.
Czytelnik przypomina sobie zapewne, że Jakób oprócz tego co mial na sobie, nic z domu nie wywiózł, kiedy jechał do wuja Podczaszego, i że w powrocie swoim do Żytomierza, był z drogi porwany i wywieziony do Siczy. Zabierał się więc do szukania swojej szuby, żeby ją wziąć na siebie, kiedy z wielkiem swojem zadziwieniem namacał na stołku będącym przy łóżku, chałat jedwabny, i natrałił nogami na meszty tureckie, ale na szelest papuciów drzwi się otworzyły i ujrzał wchodzącego z światłem w ręku Kulbidę, a za nim dwóch kozaków do jego usług przeznaczonych.
– Sława Bogu! te pierwsze były słowa Kulbidy.
– Na wieki wieków, odpowiedział Jakób..
– Jakże się spało? dodał pierwszy.
– Bardzo smaczno, czuję się zupełnie orze – I źwionym.
– Czemże pan się chce posilić: czy kawą, czy herbatą? bo u nas wszystkieg(dostanie.