- W empik go
Zaporożec. Tom 3 - ebook
Zaporożec. Tom 3 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 265 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wolno drukować, pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury, po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby egzemplarzy.
Warszawa dnia 28 Sierpnia (9 Września) 1853 roku.
Cenzor, F. Sobieszczański.
I.
MOJE PAMIĄTKI DLA SYNA. Część czwarta.
Zaraz po naszem przybyciu do Warszawy, pan Niekrasa udał się do JW. Kierdejowej, żeby jej wręczyć list od księżnej jej matki, a przy lem i kopją testamentu jej ojca, w którym między innemi był i ten okres: „polecam kochanej mojej córce Niekrasę, który z małego u mnie służył, aż do dnia mojej śmierci. Jest to człowiek w którym największą ufność pokładałem, a on zawsze pokazał się być jej godnym. Radziłbym tej mojej córce przywiązać go do siebie, a chociaż tak go opatrzyłem że ma z czego żyć o własnym chlebie, tuszę, że tyle wdzięczności zachowa dla mojej pamięci, iż do niej przeniesie Ie samą wierność, której tyle mi dnł dowodów. Moje córkę poruczam mu, i zaklinam go, żeby jej w żadnej ciężkiej przygodzie nie o-puszczal, chociażby z narażeniem swojego bezpieczeństwa.” Oprócz tego, ten testament dowodził wielką niespokojność ojca o los swojej, córki, a razem przezorną pieczę, żeby jej mąż jak najmniej na ten los wpływał. I tak: Komar-gród zostawił pod doży wolnićm władaniem księżnej, a wszystkie inne dobra zabezpieczył córce w ten sposób, żeby mogła niemi władać sama przez się, bez niczyjej asystencji, zupełnie od nich odsuwając jej małżonka. Ten akt sporządzony przez najbieglejszych prawników naszej prowincji, był tak silny, że dla pana Kierdeja nie pozostawał żaden środek legalny by siol z pod niego wyłamać.
Pani Kierdejowa przyjęła Niekrasę, nie jak sługę, ale jakby krewnego. Znała go od swojego niemowlęctwa i lubiła, zachowując w czułej pamięci, że on ją na rękach nosił. Uprosiła go, żeby zaraz do niej się przeniósł, iv wziął w opiekę ją, jej dwór i wszelkie jej przychody jako sieroty, która sobie rady dać nie może. Odtąd wszystkie jej interesa opierały się na jego barkach, a że wiernie i poczciwie jej służył, na to nie potrzeba innego dowodu, jak ten że nic z nich dla siebie nie wyniósł i że dotąd oprócz kapitaliku darowanego mu przez nieboszczyka księcia, dworku na Kamionce, małego posążku po żonie i jakiegoś dobytku, który krwawą pracą sobie przysporzył, nic innego nie posiada, lubo krocie przechodziły przez jego ręce.
Pan Niekrasa objąwszy zarząd mu powierzony, z nieograniczonem zaufaniem swojej młodej pani, wkrótce się przekonał, że ona dla swojego małżonka nie miała ani przywiązania, ani nawet szacunku. Jako mężowi przekonania chrześćjańskiego, ta niezgoda małżeńska, tajemnicą pokryta, o której publiczność jeszcze wiedzie nio mogła, przykre na nim zrobiła wrażenie, i usiłował zbliżyć jej serce do serca małżonka, żeby żyli z sobą po bożemu, a nie dla oka ludzkiego. Ale ona mu wręcz odpowiedziała, że lęka się cienia zgorszenia, że o ile będzie wrej mocy, nigdy publiczność się nie dowie jakie jest jej pożycie z mężem, i że on nic więcej od niej nie otrzyma. Do tego czuje sic być obowiązaną jako matka jego dziecka, ale że żadnych ściślejszych stosunków mieć nie może z człowiekiem którym pogardza; że ubiegał się o jej rękę nie miłością ani nawet przyjaźnią pobudzony, ale jedynie łakomstwem; że dawał tego ciągłe dowody w (om około dwule-tniem jch pożyciu, że napisze do niego wyraźnie, by się nie wtrącał do jej majątku, jeżeli nie chce żeby z nim urzędownie zerwała. A wiec żeby choć pod jednym dachem mieszkając, byli odtąd dla siebie obcemi; a że poczciwy Niekrasa chciał stanąć w obronie jej męża, ona urwała rozmowę, mówiąc:
–— Proszę cię mój Niekraso, odtąd z niczem podobnem do mnie się nie odzywaj.
Niekrasa który dla mnie i brata swojego nie miał nic tajnego, zaraz nam to opowiedział, dodając: „Ani bym uwierzył, żebym tego na własne uszy nie słyszał, że pani starościna, owa księżniczka Marja, tak się zrobiła rezolutna, ona którąśmy znali zawsze tak bojaźliwą, tak ulegającą cudzej woli. Do tego stopnia jej przy roda odmienić się nie mogła, Widać że musi zostawać pod czyimś wpływem, który jej postępki kieruje. Jakaż to osoba ją owładnęła? tego nie wiem, bo o ile w tak krótkim czasie dopatrzyć mogłem, nie żyje w ścisłej zażyłości tylko z familją swojego męża, a nie przypuszczam żeby któryś z jej członków, chciał szkodzić krewnemu. Wszakże z czasem i ta tajemnica musi się odkryć przedemną.
To na mnie głębokie wrażenie sprawiło. Już pan Niekrasa opuścił był gospodę do której ze mną zajechał i przeniósł się do pałacu Kier-dejowskiego, a ja, ile razy sam z sobą zostawałem, te jego słowa rozbierałem: Musi zostawać pod cudzym wpływem. Mogłem się przyzwyczaić do tej myśli że dla obowiązków religją nakazanych musiała o mnie zapomnieć, ale żeby kto inny oprócz męża śmiał się postawić między jej a mojem sercem, ta myśl wściekłość we mnie wzniecała. Chciałem szukać, wynaleść lego zanadto szczęśliwego rywala, żeby z niego zrobić ofiarę moim rozdrażnionym uczuciom. Znowu rozwaga na rozsądniejsze drogi mnie naprowadzała; powtarzałem przed sobą;
jakież mieć moge prawa do zazdrości, do zemsty? mam wewnętrzne przeświadczenie, że kocham Marję nad życie, że dla żadnej innej kobiety moje serce nigdy nie biło, mogłem podchlebiać sobie, że nie jest dla mnie obojętną; ale czyż lo przeświadczenie nie jest ułudą chełpliwości? Czyż kiedykolwiek wyznała przedemną swoje wzajemność? czyż nawet odważyłem się odkryć przed nią moje miłość? czegóż moge od niej żądać? jakież mam prawa stawić przeszkody szczęściu, które sobie znalazła, i nienawidzić tego co jej lo szczęście zapewnia? Ale to łagodniejsze uczucia wkrótce ustępowały wzburzonej namiętności i najgwałtowniejsze snułem przedsięwzięcia.
Niekrasa oddał jej list od księżnej matki, na moje ręce przesiany; kiedy mnie zdał z tego sprawę, zapytałem go, co powiedziała len list odbierając? Nic innego odrzekł, tylko że pan niegrzeczny, że sam jej nie wręczył tego co mu było powierzone i odtąd imienia pańskiego nie wspomniała. Ta obojętność omal że nie-odbierała mi przytomności. Chodziłem jak szalony. Kulbida na krok mnie nie odstępował.
Nakoniec zostałem spokojniejszym. Wybryki ludzi zbytnie namiętnych, o ile są gwałtowniejsze, o tyle krótkotrwalsze. Zacząłem szczerze myśleć o sobie, o moim losie, o nadaniu sobie jakiejś wartości od innych przyznanej. Byłem szlachcicem majętnym, i żeby moje usposobienie byfo takie, jakie jest zwyczajne u naszej szlachty, poprzestałbym na wygodnem życiu między żeńcami i kosarzami, pomnażałbym moje dostatki, kiedy niekiedy robiąc przerwę moim zatrudnieniom, upijałbym się z sąsiadami dla rozrywki, a gdyby jaka… wyniosłość wgnie-ździła się w mojej duszy, jakiś czczy; urząd, z łatwością wyjednany, byłby ją zaspokoił. Ale moje przyrodzenie było inne, potrzebowałem rzeczywistego znaczenia, sławy, władzy, a tej nie będąc panem, otrzymać w Polsce dla siebie nie było podobieństwa.
Postanowiłem wyprzedać się z Polski i przenieść się do ziemi moich przodków, gdzie bez względu na urodzenie, każdemu przez zasługi, można się wynieść między pierwszemi w państwie, ale że już nowy rok za kilka dni przypadał, że zima trwała w całej swojej sile, wszystkie moje zamiary odłożyłem do następnej wiosny, a póki jej się nie doczekam, chciałem się oddać zabawom warszawskim, azaliż nie znajdę w nich zapomnienia a przynajmniej ulgi, w uczuciu które mnie opanowało. Postanowiłem unikać wszelkiego spotkania z Marją, co nietrudno było do wykonania, gdyż z powodu żałoby po ojcu, ani u dworu, ani na teatrze, ani na żadnem publicznem miejscu nio pokazywała się. Nie mam prawa skarżyć się na towarzystwa warszawskie, wszędzie byłem w nich z uprzejmością przyjęty. Byłem przedstawiony królowi jegomości, któremu padłem do nóg, dziękując mu że za jego łaską przestałem być wygnańcem. Król przyjął mnie z dobrocią wtem krótkiem posłuchaniu, którem mnie obdarzył.–— Znacznie go znalazłem zmienionym, nie miał lat sześćdziesiąt, a już nałogi którym od młodości był oddany, zgrzybiałości piętnem oznaczały przedwczesną starość.Uczęszczałem do domów panów które dla mnie zawsze były otwarte. Młodzież lgnęła do mnie, sama odważna, zanadto może ceniła odwagę. Zabicie pana Pocieja, nietylko że mi szkody nie przyniosło, ale dało mi wziętość… na jaką zaledwo prawdziwy bohater by zasłużył (a). Każdy chciałby być na mojem miejscu, a że nasze kobiety mają wstręt nieprzezwyciężony od mężczyzn tchórzów, a ich serca mięknieją przy spotkaniu sic z mężami słynnemi z waleczności, nic dziwnego, ze wabiły mnie czarującym wzrokiem, kraśnym uśmiechem i jedwabnemi słowy (b). Aio ja mając się za zdradzonego przez miłość, ponowiłem postanowienie moje, nie mieć z płcią piękną innych stosunków (a) Dawniej młodzież żyjąca w Warszawie, wielce była pochopna do pojedynczych bojów. Jeszcze przed trzydziestu laty, młodzieńcowi wychodzącemu na świat, zdawało się, źc ma czegoś nio dostawało, jeżeli się nie wsławił zręcznością i odwagą w pojedynku. Ze każdy szlachcic broń przy sobie nosił, często się zdarzało, że bez wyzywania się, broń wy – dobywali z pochew, i sobie nawzajem zadawali razy. Tego bezwzględnie chwalić nie można, bo jest to przestąpienie praw religijnych i rządowych.
(b) Jeżeli może być coś umniejszającego winę kobiety, która zboczyła z drogi powinności, to niezawodnie przywiązanie jakie w niej wzniecił człowiek rzeczywiście waleczny. Wierzę w szlachetność uczuć kobiety, która się zapomniała dla rycerza, ale zawsze klejmo jakiejś nikczemności oznacza taka, która tak tylko takie które są niezbędne w życiu towarzyskiem.
Młodzież często mnie nawiedzała i dawała mi dowody swojego szacunku. Nawet krewni nieboszczyka Pocieja do mnie się zbliżyli; jego brat stryjeczny kawaler pełen szlachetności, robiąc pierwszy krok do znajomości ze mną… wyraźnie mi powiedział; „Jeżeli starałem się ile było w mojej możności, obwinie go przed sprawiedliwością urzędową, to nie z powodu iżbym go nie szacował, gdyż aż nadto byłem zawsze przekonany, że mój nieszczęśliwy brat poległ z jego ręki wedle wszelkich prawideł rycerskich. My wszyscy wojujemy mieczem, a więc od miecza ginąć możemy. I w naszym stanie lepiej jest poledz z ręki szlachetnego męża, niż być pożytym jak baba przez obłożną niemoc, ale coby świat, cobyś wacpan sam powiedział, żebym ja dalece poniżyć sią mogta, żeby aż zostać kochanką człowieka nie rycerskiego sposobu myślenia; a jeżeli tchórz zdołał w niej wzniecić namiętność, jest w tem… oczywisty dowód, że dojść musiała do ostatecznych granic podłości.
będąc spadkobiercą nieboszczyka, obojętnym na jego śmierć się pokazał.**
Jednego wieczora zebrało się u mnie kilku z młodzieży, był między niemi i len pan Pociej. Już karnawał się rozpoczął; po wieczerzy pan Pociej wniósł żebyśmy wszyscy razem poszli na maskaradę. Nigdy nie lubiłem tych burzliwych zabaw, i z początku im odmówiłem mego towarzystwa; ale jak zaczęli na mnie nalegać, a byli chłopcy dobrzy i wylani dla mnie, opóp mój zmiękniał i poszedłem z niemi.
Zastaliśmy w sali redutowej pełno masek, moi młodzi towarzysze zaraz zostali okrążeni, i oddzieleni odemnie. Mnie dano pokój, a chodząc zamyślony po sali, natrafiłem na próżne miejsce w kącie i to miejsce najspieszniej zająłem. Obok mnie siedziały dwie maski, próbowały zemną wdać się w rozmowę, ale ja choć grzecznie, dość suche dawałem im odpowiedzi, dając im poznać że nie jest raojćm życzeniem z niemi się zaznajomić; jedna z nich zaczęła rozwijać dowcip podmaskowy, na którym nigdy poznać się nie umiałem. Ta jej szczebiotliwość tak mnie unudziła, że zabierałem sic odejść z mego miejsca.
kiedy raptem przybliżył się do nas pan Gurowski kasztelanie poznański, który do naszego towarzystwa należał, i z nami przyszedł na redutę; on rzekł do mnie półgłosem:
–— Winszuję ci dobrego miejsca i miłego sąsiedztwa, a wiesz kto jest ta maseczka której oczki cię wabią?
Maseczka poruszeniami głowy, prosiła kasztelanica żeby ją nie wymieniał, jak gdyby się tego obawiała, ale kasztelanie mówił na to nie zważając. Siedzisz mój przyjacielu obok naszej Terpsychory, nad której zgrabnością unosiłeś się kilkakrotnie w teatrze. Jest to sławna Zemira, u jej nóg wzdychało co jest najświetniejszego między młodzieżą stolicy. Zemira piękna jak Wenera, zgrabna jak Djanna, dowcipna jak Aspazja, obrała sobie za patronkę Danaję. Niejeden musiał się w deszcz złoty przemienić żeby do jej łaski dostąpić. Szczęśliwy jesteś, że zaniechawszy nas wszystkich jako swoich, na ciebie sidełko nadstawiła; nie chcę być natrętnym, podsłuchując waszej rozmowy. P –— Rozmowa z tym panem niełatwa, odrzekła Zemira, na moje zapylania odpowiada tak, lub nie, i rozmowa się urywa; nigdy podobnego upokorzenia nie doświadczyłam,
–— Jest to serce zimne jak lód, twarde jak stal, dorzucił kasztelanie; w tem twoja sława, piękna bogini, żebyś go zmiękczyła i rozgrzała; musisz przecię wiedzie, że to jest ukrainiec, który przychody swoje, z samych rubli, mierzy na garnce, bo nie starczyłoby mu czasu, na ich porachowanie, a ziemię swoje nie liczy jak my na włóki i morgi, ale na mile kwadratowe. Pod maska, nie możesz mu odkryć swoich czarujących wdzięków, podwójże przynajmniej twój dowcip by go nim zniewolić; idzie o honor naszej prowincji, żeby ten Scyta swobodnego serca nie wywiózł z Warszawy.
–— Już on swojem sercem rozrządzać nie moie, odezwał się głos nowy.
Spojrzałem, widzę przed sobą maskę w odzieży sybilli, która podczas tej rozmowy zbliżyła się do nas, żeby nas podsłuchać. Ubior jej był jeszcze więcój gustowny niż bogaty, na głowie miała zawój cechujący sybillę, z dywdyku kaszmirskiego, tunikę białą ogarnirowaną koronką brabancką przepasaną paskiem czarnym safiano-
Wym, no którym dwanaście znaków Zodjaku były wyhaftowane. Nosiła zamiast trzewików koturn, w którym piękność jej nóżki zdawała się wydatniejsza, te nóżki były zamknięte w pończoszkach jedwabnych Ijońskich a jour. Przepychowi jej odzieży mogłaby sprostać Zemira, gdyż za pieniądze mogłaby być nabyła, nie było U'jj poruszeniach coś Iakiego, co z pierwszego rzutu przekonywało, że Opatrzność ją umieściła w pierwszym rzędzie położeń społeczeńskich.
Kasztelanie na nia patrzał z ciekawością, a ja z zadunńeniem; zapylałem ją po chwili milczenia, czy mnie zna, i czy może mnie o temprze – tonąć? –— A kogóżby sybilla nie znaią? jesteś ukra-Jńccm, w Warszawie zabijasz męże szpadą, a niewiasty oziębłością, ale ta oziębłość jest kłamaną. Ognie pożerające twoje serce, nio przedziurawią ii] wierzchniej powłoki, ale cóż się ukryć może przed badawczym wzrokiem sybilli. Widzę walki które się wniem toczą, patrzę się z litością na twoje rozpacz. Na te słowa rozśmiałem się kłamanym śmiechem, i odrzekłem:
–— Zażartowałbym z ciebie piękna sybillo, żebym cię prosit o napisanie na mojej dłoni pierwszej litery imienia i nazwiska tej mniemanej piękności… iUóra zniewoliła moje serce.
–— Podaj rękę, rzekła uroczyście, i skreśliła wyraźnie literę M. dodając: oto jest imie; co do nazwiska, masz dwie liter, wybieraj jedno z nich. 1 niemniej wyraźnie skreśliła S, a zaraz potem K. Zadrżałem…
Moje pomieszanie było widoczne; na szczęście kasztelanie który tylko maskaradą był zajęty, tak że nad niczem się nie zastanawiał co było ubocznego, do sybilli obrócił mowę wglądając w jej oczy, azaliż przez nie ją nie pozna. A mnie czy znasz miła maseczko?
–— A któżby cię nie znał hetmanie brukowych trzpiotarzy! a jestże miejsce w Warszawie, na któremby cię spotkać nie można? Twoj ojciec szanowny kasztelan zbiera grosz do grosza, ale co jeszcze nio zebrał, ty już strwonieś. Oto masz przed sobą nimfę, która was wszystkich rozpłomienia; usiądź obok niej na miejscu iego Ukraińca, który ci go chętnie ustąpi. Jego dusza jest zażgniona nadto szlachetnym zapałom, źe by jakieś upodobanie znajdował w towarzystwie tych istot, których każde słowo, każdy fawor, nia już oznaczoną cenę, których słabości wyrachowane, podtrzymują gorszący zbytek, a któro w młodości swojej pożarłszy dostatki mnóstwa takich jak!y wysokiego rodu półgłówków, kończą natem, że w szpitalu publiczną litością utrzymywanym, znajdują przytułek dla swojej przedwczesnej starości.
–— A żebym cię nigdy nio spotkał wieszczbiarko bez litości! Chodź Zemiro, oparta na mojem ramieniu uciekaj od tej sybilli o słowach rażących. Niech sobie z naszym melancholijnym ukraińcem rozmawia, a my dzieci wesołości, uśmiechów, słodkich igrzysk, idźmy zbierać róże, omijając ich kolce, jak najdalej od łych co przyszłość usiłują odkryć przed nami.
To rzekłszy, ścisnął mnie za rękę, szepnął do ucha: „nie zazdroszczę ci znajomości z tą złowieszczbną wróżbitką, chociaż wierzaj mi, że musi być piękną kobietą; w tem spuść się na moje doświadczone oko.” Wziął pod rękę do żywego obrażoną nimfę, i z nią utonął w ciżbie biesiadującej.
Sybilla skoro się oddalili, usiadła obok mnie; juz nie miała potrzeby zmieniać głosu, bo nie było w bliskości Gurowskiego, owego strasznego dociekacza tajemnic maskaradowych, przemówiła do mnie dźwiękiem srebrzystym, a tak wrażliwym, że ten co go raz tylko usłyszał, musiałby go poznać.
–— O synu stepów ukraińskich, za niemi tęsknisz, gdyż widzę cię pogrążonego w zadumaniu w siedlisku wesołego szaleństwa.
–— Zgadłaś maseczko, że dumam. Jeżeli tu się znaduję, to jedynie że do lego wciągnięty zostałem przez kilku gości, którzy mnie nawiedzili, a tak usilnie tego się domagali, że nie odważyłem się zasmucić odmówieniem prośby, łych co zawsze okazują mi życzliwość. Język mój jak widzisz nie jest redutowy, bo samą prawdę wyraża. Zakrycie swoich obliczów, zmiana głosu, te ciągłe kłamstwa najmniejszego dla mnie nie mają powabu. Jest to rzecz tak przeciwna memu przyrodzeniu, że gdybym nawet chciał do niej się zmuszać, nie potrafiłbym tego dokonać. I to właśnie jest przyczyną mojego wstrętu od tego rodzaju zabaw. Reduta dzikiej – sz.a jest pierwsza i ostatnią, którą widzę tego roku.
–— A jednak mój niby szczery ukraińcze, już się przyuczasz do obyczajów redutowych, bo kłamiesz.
–— A to jakim sposobem?
1 –— Mówisz że to jest ostatnia reduta na której się znajdujesz.
–— Nie inaczej.
–— A ja ci zapowiadam, że będziesz na następnej reducie.
–— Kto umie do tego zmusi? –— Do tego zmuszać cię nie ma potrzeby, będziesz tu, żeby ze mną mówić o lej ktorą kochasz; zapowiadam ci, że będę tu na następnej maskaradzie, jedynie żeby cię widzieć, a ty żeby mnie znaleść.
–— Wielce się zawieść możesz, myśląc że do tego stopnia dam się opanować przez ciekawość, że dla żartu redutowego moge odstąpić od mego postanowienia.
–— O to jestem spokojna, uczucie serca zawsze przemaga postanowienie rozumu, i to nie może być inaczej; bo chociażbyś był najpróżniejszym z ludzi, a wiem że tak nie jest, nigdy nie możesz być pewnym, że masz rozum, tak jak jesteś pewny, że kochasz.