- W empik go
Zaprowadź mnie do domu - ebook
Zaprowadź mnie do domu - ebook
Poruszająca historia czterech pokoleń żydowskiej rodziny, która pragnęła odnaleźć swoje miejsce na świecie
Aniela trafia do szpitala psychiatrycznego w ciężkim stanie. Dzięki pomocy Adama, doświadczonego lekarza psychiatry, powoli odzyskuje siły i stara się odtworzyć swoją przeszłość z fragmentów wspomnień. Niewiele jednak wie o losach swoich przodków.
Rodzina Zisselsów przybyła do Wolnego Miasta Gdańska w poszukiwaniu schronienia przed bolszewickim reżimem. Ich spokój i szczęście nie trwały jednak długo. Rozłąka, wojna oraz walka o odzyskanie równowagi po jej zakończeniu odcisnęły na nich piętno. Przez jakie piekło musieli przejść przodkowie Anieli i jaki wpływ miały te traumatyczne wydarzenia na jej życie?
Powieść Barbary Malawskiej to nie tylko wzruszająca kronika rodzinna – to przede wszystkim opowieść o dekadach cierpienia oraz niewyobrażalnych stratach, skłaniająca do refleksji nad tym, co jest w życiu najważniejsze.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-234-3 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ułudna wydawała się nadzieja. Nie mogłam opierać na niej mojego świata. Bo w moim życiu nie było prawdy, nawet tej anielsko-boskiej, która ostatecznie zostaje człowiekowi, by oszukiwać się do końca. Nie miałam już złudzeń. Wiedziałam, że tam, gdzie się znalazłam, nie ma miejsca na moją obecność. Ile razy o tym myślałam, tyle razy pragnęłam znaleźć drogę – tę jedną, jedyną – która zaprowadziłaby mnie do domu.SZPITAL
Na metalowym, szpitalnym łóżku siedziała młoda kobieta. Otuliła się kołdrą ubraną w wykrochmaloną poszewkę. W małym pokoju znajdowała się tylko jedna lampa. Ledwo tląca się żarówka oświetlała twarz Anieli. Jej mokre i potargane włosy zakrywały oczy i płynące z nich ciche łzy. Siedziała z podkurczonymi nogami, obejmując ramionami kolana. Nie uczestniczyła w swoim życiu. Miała na sobie tylko szpitalną koszulę z troczkami na plecach, taką, w której człowiek czuje się jak ofiara odarta z godności. Nie miała na sobie bielizny. Jej ciało i dusza zostały odarte z intymności.
Ściany pomieszczenia pokrywał miękki, ale zużyty materiał. Wszystko tutaj wydawało się zużyte… i przybrudzone. Podłoga w brunatno-sine plamy nosiła ślady krwi. Nikt nie martwił się o czystość, ponieważ niby najważniejsze było bezpieczeństwo pensjonariuszy. Szpital, w którym Aniela przebywała od jakiegoś czasu, stał się jej zupełnie obojętny. Nawet nie wiedziała, gdzie dokładnie przebywa. Nie kojarzyła ani miejsca, ani ludzi, ani zdarzeń. Szukała tylko spokoju, bezistnienia, wyodrębnienia siebie z rzeczywistości. Mogło to nastąpić na drodze snu, ale Aniela nie spała już od kilku dni. Rzadko w tym czasie odpoczywała. Jej umysł pracował bez ustanku z powodu niczym nieuzasadnionego strachu przed nieokreślonym i nienazwanym bodźcem. Taki stan męczył i… uzależniał. Aniela pragnęła poniekąd wyzwolenia z niego, a jednocześnie obawiała się świadomości straty, jaką mogła ponieść. Bała się tego, co na nią czeka, gdy ten stan minie…NIEBIESKI DOM
Kiedy Aniela miała jedenaście lat, jej ojciec umarł, a ona musiała przeprowadzić się do rodziny nad morze. O matce nikt nie wspominał. Nawet dziadkowie próbowali przemilczeć ten temat. Babcia jawiła się jako niezwykła kobieta. Za tę jej niezwyczajność nie cierpiały jej baby we wsi. Pracowała całymi dniami, nie szukała dziury w całym, nieczęsto się modliła. Dziadek Henryk miał gołębie serce, lecz w domu nie miał zatrzymania. Zamykał się w stodole lub kurniku i rozmawiał ze zwierzętami. Ucieszył się na myśl, że w domu pojawi się wnuczka. Wydawało mu się, że odrobina dziecięcego gwaru zmieni dom i jego żonę.
Zawiódł się, ponieważ gdy pojawiła się Anielka, jego żona, Janina, stała się jeszcze bardziej smutna. A on sam… tym częściej uciekał do stodoły, im rzadziej pojawiał się na twarzy Janiny uśmiech.
Dom nie był duży. Dawał schronienie tym, którzy szukali intymności. Granice całego gospodarstwa wyznaczał jabłoniowy mur, który wiosna obsypywała kwiatami, a jesień dekorowała owocami. Otaczający zabudowania ogród krył wiele tajemnic. Najpiękniejsza w nim była wąska ścieżka między wysokimi trawami. Tutaj dało się usłyszeć wiatr bijący falami o brzeg. Aniela chadzała tędy na plażę. Nie znała wówczas historii opuszczonego, szaro-niebieskiego, starego domu. Od lat nikt do niego nie zaglądał i nikt o nim nie wspominał, tak jakby w ogóle nie istniał.
Budynek ten miał zaledwie jedno piętro. Gontowy dach pokryły mech i siwizna czasu. Drzwi wejściowe miały turkusowy odcień, jak woda w morzu, a okna, choć zabite deskami, odbijały część promieni słońca. Na ganku znajdowała się stara gliniana donica z bluszczem, którego pędy snuły się po stopniach schodów, owijały poręcze i tralki. Pewne było, że nikt tu nie zaglądał od lat, ale deszcz i rosa pozwoliły przetrwać zasadzonym niegdyś roślinom. Zszarzałą huśtawkę okrywały piach i… szeleszczące niczym pergamin liście. W zachodniej części ogrodu rozpościerała się łąka stokrotek białych jak śnieg.
Aniela nie od razu znalazła drogę do niebieskiego domu. Trafiła do niego kilka miesięcy po przyjeździe do dziadków.SZPITAL
Celę Anieli wypełniało ciężkie jak ołów powietrze. Niekontrolowany poziom wilgotności sprawiał, że dziewczyna wciąż czuła pragnienie i nic nie mogło go ugasić. Choć wodę w pokoju miała na wyciągnięcie ręki, sięgniecie po nią stanowiło dla niej nadludzki wysiłek, a spożycie – przynosiło jedynie chwilową ulgę. Za oknem rozciągał się widok na park i ścieżki, po których spieszyli lekarze w jedną albo w drugą stronę. Aniela dostrzegała też pielęgniarzy rosłych niczym gladiatorzy i osoby ubrane w cywilną odzież z narzuconymi na ramiona białymi kitlami. Kiedy wzrok Anieli się wyostrzał, próbowała rozpoznawać w tych ludziach konkretne osoby, ale bała się, że gdy je zidentyfikuje, straci swój azyl. Gdy w pobliżu widziała obcego, mamrotała:
– Nie chcę wracać… Nie chcę tam wracać.
Od czasu do czasu do szpitala przychodził młody mężczyzna. Nie oczekiwał spotkania z Anielą. Próbował dowiedzieć się czegokolwiek na temat jej zdrowia, choć nie liczył na informacje, ponieważ nie był członkiem jej rodziny. Podsłuchiwał pielęgniarzy, którzy w czasie pracy wychodzili na papierosa. Kręcił się tu i tam. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, ale zależało mu na wiedzy o Anieli. Ona sama nie miała pojęcia, że do szpitala przychodzi człowiek, który ją uratował.
Aniela nie chciała z nikim rozmawiać. Opiekunowie, choć niezbyt wylewni, nie potrafili wyciągnąć od niej ani słowa. Dziewczyna leżała godzinami bez ruchu i czekała na sen. Uciekała od rzeczywistości, ponieważ poza nią czuła się bezpieczna. Podawano jej leki. Wszystko po to, by uniknąć sytuacji zagrażającej życiu Anieli. Pobyt w szpitalu doprowadził do tego, że wyglądała na przeraźliwie wychudzoną i wątłą. Jej ramiona sterczały jak gałęzie. Szyja podtrzymywała głowę tak ciężką, że trudno było unieść ją z poduszki. Pacjentka rzadko wstawała. Nie miała siły… nie miała ochoty walczyć. Poddała się.