Żar pocałunku - ebook
Żar pocałunku - ebook
Wojtek jest skoczkiem narciarskim, któremu wydaje się, że w życiu ma już wszystko, tylko dlatego, że jest dobry w sporcie. W tym sezonie zimowym ma szansę na to, żeby w końcu stanąć na podium i chce dać z siebie wszystko. Pewnego dnia w jego życiu pojawia się Daria, siostra jednego z jego kolegów z drużyny, której widok wręcz odbiera mu dech w piersiach. Chłopak zaczyna rozumieć, że najważniejsza walka w jego karierze dopiero się zaczyna – a on nie jest na nią w najmniejszym stopniu przygotowany. „Żar pocałunku” to powieść o tym, że w życiu można mieć wszystko, ale jeśli nie mamy miłości, to tak naprawdę nie mamy niczego. Znacie takie powiedzenie, że łobuz kocha najbardziej? Dominika Smoleń postanowiła obalić ten mit i stworzyła uroczego, wrażliwego i gorącego skoczka narciarskiego, który swoją osobowością rozgrzeje Wasze serca do czerwoności. Co się wydarzy kiedy na jego drodze stanie niepokorna i bezpośrednia Daria? Czy żar pocałunku roztopi chłodne i niedostępne serce sportowca? - Natalia Kleczewska, http://detektyw-ksiazkowy.blogspot.com Nietuzinkowa historia? To z całą pewnością nowa powieść Dominiki Smoleń! Drodzy czytelnicy, jeśli oczekujecie czegoś nowego, ale zarówno chcielibyście doświadczyć dużej dawki emocji, humoru oraz wyczuwalnej realności w czytanej książce, to na pewno tytuł dla Was! To coś, czego nie można przegapić. Zdecydowanie polecam! - Aleksandra Szoć, www.stanzaczytany.pl "Żar pocałunku" to błyskotliwa opowieść o konieczności przewartościowania wszystkiego, co dotychczas stanowiło fundament czyjegoś jestestwa. Ta książka bawi, porusza i mądrze pokazuje, jak piękne może być życie bez ciągłego podążania za swoim celem, skupiając uwagę na tym, co "tu i teraz". Dzięki temu odkryjemy, co tak naprawdę jest dla nas ważne i w którą stronę chcemy iść. Krótko mówiąc: paleta emocji gwarantowana! - Krystyna Meszka, http://cyrysia.blogspot.com Dominika Smoleń nie zwalnia tempa i ciągle w doskonałej formie atakuje solidną dawką humoru. „Żar pocałunku” na pewno was zaskoczy, a może z niektórymi postaciami się utożsamicie? Mam wrażenie, że tak ekscentrycznej, ale jakże zabawnej konstelacji postaci raczej się nie spodziewacie! - Daria Szafran, https://naszksiazkowir.blogspot.com
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-072-9 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
PodziękowaniaZnacie takie powiedzenie, że łobuz kocha najbardziej? Dominika Smoleń postanowiła obalić ten mit i stworzyła uroczego, wrażliwego i gorącego skoczka narciarskiego, który swoją osobowością rozgrzeje Wasze serca do czerwoności. Co się wydarzy kiedy na jego drodze stanie niepokorna i bezpośrednia Daria? Czy żar pocałunku roztopi chłodne i niedostępne serce sportowca? - Natalia Kleczewska, http://detektyw-ksiazkowy.blogspot.com
Nietuzinkowa historia? To z całą pewnością nowa powieść Dominiki Smoleń! Drodzy czytelnicy, jeśli oczekujecie czegoś nowego, ale zarówno chcielibyście doświadczyć dużej dawki emocji, humoru oraz wyczuwalnej realności w czytanej książce, to na pewno tytuł dla Was! To coś, czego nie można przegapić. Zdecydowanie polecam! - Aleksandra Szoć, www.stanzaczytany.pl
„Żar pocałunku” to błyskotliwa opowieść o konieczności przewartościowania wszystkiego, co dotychczas stanowiło fundament czyjegoś jestestwa. Ta książka bawi, porusza i mądrze pokazuje, jak piękne może być życie bez ciągłego podążania za swoim celem, skupiając uwagę na tym, co „tu i teraz”. Dzięki temu odkryjemy, co tak naprawdę jest dla nas ważne i w którą stronę chcemy iść. Krótko mówiąc: paleta emocji gwarantowana! - Krystyna Meszka, http://cyrysia.blogspot.com
Dominika Smoleń nie zwalnia tempa i ciągle w doskonałej formie atakuje solidną dawką humoru. „Żar pocałunku” na pewno was zaskoczy, a może z niektórymi postaciami się utożsamicie? Mam wrażenie, że tak ekscentrycznej, ale jakże zabawnej konstelacji postaci raczej się nie spodziewacie! - Daria Szafran, https://naszksiazkowir.blogspot.comProlog
Sport kocham od zawsze. Nawet gdy byłem dzieckiem, uwielbiałem, kiedy adrenalina krążyła w moich żyłach. Minęło już sporo lat, ale ten stan rzeczy się nie zmienia. Kiedy mogę dać coś od siebie, by zwyciężyć i pokonać rywali, czuję się wniebowzięty. Tego uczucia nie jestem w stanie nawet opisać – to się po prostu czuje: płytki oddech, szybko bijące serce, które pompuje krew w zastraszającym tempie, i czerwone od wysiłku policzki.
Jestem skoczkiem narciarskim, bo tata już dawno zaszczepił we mnie miłość do tej dyscypliny. Niektórzy twierdzą, że zwariowałem, ale ja wiem, że kiedy wkładam narty, świat stoi przede mną otworem. Nie boję się oddawać skoków nawet na wielkich skoczniach. Najwidoczniej mam to w genach. Po prostu urodziłem się, by to robić.
Sezon zimowy dopiero się zaczyna, a dla mnie to oczywiste, że to jest mój czas, że to moja chwila. Chociaż muszę rywalizować nie tylko z zawodnikami innych narodowości, ale także z moim rodakami, to mam świadomość, że największa rywalizacja, jaka mnie czeka, to ta z samym sobą, żeby temu wszystkiemu podołać.
– Jesteś gotowy, Wojtek? – pyta trener, wyrywając mnie z zamyślenia.
Patrzę na stok i przytakuję. Bardziej gotowy być nie mogę.
– Więc rozpoczynamy trening – oznajmia.
Ciągle patrzę na miejsce, gdzie zaraz będę skakać. Na szczycie pojawia się Błażej, mój kolega z drużyny. Nie mija minuta, a on z klasą ląduje na śniegu, osiągając spektakularny wynik. To jeden z najdłuższych skoków, jakie oddano w tym miejscu. Trener aż klaszcze z radości i wiem, że pokazuje skoczkowi kciuk uniesiony w górę – to jego nawyk, nawet nie muszę na niego patrzeć.
Zalewa mnie fala zazdrości. Wyobrażam sobie mojego ojca, który zawsze każe mi być najlepszym. Nie mogę go zawieść. Nie chcę.
Dumnie podnoszę podbródek i lekko się uśmiecham. Błażej wysoko stawia mi poprzeczkę, więc nie mogę teraz zrobić nic innego – muszę skopać mu dupę.Rozdział 1
Rozciągam się, jest to pierwsze, co trzeba wykonać przy każdym treningu. Nie śpieszę się, robię to długo i powoli. W końcu nie chcę sobie niczego nadwyrężyć. Jednak Błażej, który już wcześniej skończył swoją rozgrzewkę, właśnie zaczyna właściwą część ćwiczeń.
Patrzę na niego i nie wiem, co zrobić, żeby jakoś z nim wygrać. Do pierwszego w tym sezonie konkursu zostało już mało czasu, a Błażej jest w swojej szczytowej formie – albo jest bardzo bliski jej osiągnięcia. Trener twierdzi, że w moim przypadku to tak dobrze nie wygląda, chociaż wydawać by się mogło, że daję z siebie sto procent. Ba, daję z siebie dwieście procent. Nie mam pojęcia, co robię źle, a już tym bardziej nie wiem, czemu to Błażej miałby być ulubieńcem Polaków. Chcę, aby ludzie najgłośniej krzyczeli moje imię i nazwisko. I dopnę swego.
„Masz jeszcze czas. Jesteś młody, dużo trenujesz. Kiedyś będzie z ciebie prawdziwy skoczek narciarski” – przypominam sobie słowa trenera. Problem polega na tym, że ja nie chcę być gwiazdą tylko przez chwilę, zawodnikiem, który zabłyśnie i odejdzie w zapomnienie. Pragnę od samego początku pokazać, na co mnie stać. No i wygrywać. Przede wszystkim chcę jednak udowodnić, że nie jestem cieniem własnego ojca, jakąś nędzną kopią byłego sportowca, który zdobywał nagrody. Zamierzam pokazać, że jestem od niego lepszy, chociaż wiem, że będzie to trudne do zrealizowania. Kiedy jednak patrzę na Błażeja, który nawet na treningach oddaje dłuższe skoki ode mnie, to zdaję sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek podium może być poza moim zasięgiem, bo zawsze znajdzie się ktoś lepszy ode mnie – jak nie w mojej drużynie, to wśród zagranicznych przeciwników. Nie zamierzam być drugim najlepszym w mojej ojczyźnie skoczkiem – to byłaby dla mnie swego rodzaju porażka. Zaczynam więc ćwiczenia i daję z siebie jeszcze więcej niż zwykle, chociaż nie sądziłem, że będę w stanie coś jeszcze z siebie wydusić. Zazdrość i złość na formę Błażeja sprawiają jednak, że rodzą się we mnie nowe pokłady energii.
Trener podchodzi do mnie i przez chwilę mi się przygląda.
– Tak trzymaj – mówi wreszcie. – W końcu widzę, że ci zależy.
Zaciskam mocno szczękę i przygryzam wargę, żeby nie zrobić tego, na co mam teraz ochotę – po prostu prychnąć, rzucić to wszystko, iść do baru i napić się czegoś mocniejszego. Nie mogę jednak tego zrobić. Po pierwsze dlatego, że staram się nie spożywać alkoholu ani innych używek, a po drugie – zależy mi na tym, żeby sobie coś udowodnić i pokazać ojcu, na co tak naprawdę mnie stać.
Skupiam się na tym, co robię, także na kontrolowaniu swojego oddechu. Staram się wyciszyć i zapomnieć o całym świecie. Dosłownie zatracam się w tych kilku ruchach, które wykonuję.
Mój trans przerywa ktoś, kto poklepuje mnie po ramieniu. Obracam się i widzę obok siebie Błażeja, który uśmiecha się i przeciera sobie czoło ręcznikiem.
– Starczy na dziś, nie można się przemęczać – oznajmia.
Mam ochotę walnąć go pięścią w twarz, ale się opanowuję. Do dzisiaj miałem wrażenie, że tylko trener może przerywać czyjś trening, ale najwidoczniej mój „kolega” z drużyny również przypisuje sobie takie prawo.
Uśmiecham się sztucznie i przytakuję.
– Masz rację, trzeba się stąd w końcu zwijać. Nie można spędzić całego dnia na siłowni – odpowiadam i sięgam po swój ręcznik, który wisi nieopodal. Przecieram twarz z potu i schodzę z urządzenia, które dotychczas zajmowałem.
Nie patrząc na Błażeja, kieruję się w stronę przebieralni, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że pewnie chłopak idzie za mną. Zabieram kilka najpotrzebniejszych rzeczy i od razu idę pod prysznic. Ciepła woda, która na mnie leci, sprawia, że natychmiast moje mięśnie się rozluźniają, może nawet więcej – to ja się rozluźniam.
Kiedy wychodzę spod natrysku, czując, że trochę ochłonąłem z tych wszystkich negatywnych emocji, zaczepia mnie Bartek, kolejny kolega z zespołu.
– Idziesz dzisiaj zagrać z nami w bilard? – pyta.
Wzruszam ramionami. Właściwie to oprócz tego, że chciałbym jeszcze popływać w prywatnym basenie mojego ojca, to nie mam nic więcej do roboty.
– Mogę iść – odpowiadam po chwili.
– Nie będziesz żałował! – zapewnia kumpel. – Podobno w barze, który wyczaiłem, jest zawsze dużo ślicznotek.
Wzdycham głośno. Tuż przed oficjalnym początkiem sezonu nie jest mi potrzebna dziewczyna. To by tylko wszystko skomplikowało. Ona wszystko by skomplikowała. Nie wyobrażam sobie nawet, że miałbym znaleźć dla niej czas w moim napiętym terminarzu, który wypełniony jest wyjazdami z kraju.
Nie zamierzam też szukać dziewczyny do jednonocnego wyskoku. Właściwie to staram się w ogóle unikać kobiet. Dotychczas znajomości z nimi nie doprowadziły mnie do niczego dobrego. Zresztą to czas, kiedy muszę skupić się na karierze.
– No co? – zwraca się do mnie Bartek. – Chyba nie jesteś gejem?
Przewracam oczami i kręcę przecząco głową.
– Nie w większym stopniu niż ty – odpieram.
Kolega uśmiecha się i pokazuje mi język, co pewnie byłoby świetną reakcją na taki tekst gdzieś w trzeciej klasie szkoły podstawowej, a nie w jego wieku, ale w jakiś sposób pasuje to do Bartka i do jego podejścia do życia.
– O dziewiętnastej w Malibu – mówi jeszcze, po czym rusza w kierunku swojej szafki, przy której stoi kilku innych zawodników.
W głowie układam plan na dzisiejszy dzień. Wiem już, że prosto z tego miejsca muszę udać się do swojego rodzinnego domu.
Rozmowa z ojcem może nie być zbyt przyjemna, ale jeśli będę miał wystarczająco dużo szczęścia, to nawet na niego nie trafię. Spotkania z mamą nie obawiam się natomiast wcale – kto jak kto, ale ona wspiera mnie zawsze i bezwarunkowo. Jestem też pewien, że bez problemu pozwoli mi skorzystać z domowego basenu, abym mógł popracować nad swoją kondycją. Mam też świadomość, że zanim od niej wyjdę, mój brzuch będzie pełny – na szczęście mama jest żoną sportowca od tak dawna, że nie śmiałaby mi wciskać śmieciowego żarcia. Moja mamuśka posiada chyba same zalety…
***
Drzwi do domu rodzinnego otwiera mi mama. Nie wygląda jednak zbyt dobrze i odnoszę wrażenie, że straciła jakiś blask, który miała jeszcze ostatnio, kiedy ją widziałem.
– Dobrze się czujesz? – pytam, całując ją w policzek.
Zbywa mnie machnięciem ręki.
– Właśnie minąłeś się z ojcem – mówi, zmieniając temat. Chyba ma świadomość, że przez tę informację odetchnę z ulgą.
Zastanawiam się, jak powinienem zagaić rozmowę o zdrowiu matki, ale po chwili stwierdzam, że to nie ma sensu. Jeśli dotychczas mi nie powiedziała, co się dzieje, to na pewno dalej nie ma zamiaru tego robić. Moja rodzicielka jest strasznie upartą kobietą. Nic dziwnego, że wytrzymała już tyle lat z moim ojcem. Są siebie warci – chociaż nie powiem, w przeciwieństwie do swojego męża ona przynajmniej ma wielkie serce i potrafi okazywać dobroć w każdej sytuacji.
– Masz coś dobrego w lodówce? – zwracam się do mamy.
– Jak zawsze – odpowiada. – Coś czułam, że dzisiaj przyjedziesz, nawet przygotowałam przepyszny obiad.
– Jesteś aniołem!
Mama śmieje się.
– To tylko kobieca intuicja.
Ja jednak znam prawdę. Ta kobieta jest po prostu nie z tego świata.
***
Chwilę później mam już pełny żołądek i znakomity humor. Krótka rozmowa z mamą wystarczyła, żeby uleciały ze mnie wszystkie wątpliwości dotyczące tego, że może nie jestem dość dobry. Dla niej jestem najlepszy, cokolwiek bym nie zrobił. Nic innego się nie liczy.
– Mogę iść popływać? – pytam w pewnym momencie, pijąc ostatni łyk herbaty.
Rzuca okiem na zegarek. Wiem, co to oznacza. Sprawdza, ile mam czasu, zanim wróci ojciec.
– Głupie pytanie. Kąpielówki masz w swoim starym pokoju – rzuca po krótkiej chwili.
Kiwam głową, by wyrazić, że dobrze wiem, gdzie są.
– Nie będę długo. Mam plany na wieczór.
– Mój synek chyba dorósł… – mówi i wzdycha.
– Ale zawsze będę twoim synem, więc i tak musisz o mnie dbać.
– Jakbym kiedyś planowała przestać…
Uśmiecham się i ruszam po rzeczy, które potrzebne mi będą na basenie. Czuję, że po godzinie intensywnego treningu w wodzie moja kondycja się poprawi.
W tym gorącym dla skoczków narciarskich okresie muszę dać z siebie wszystko i jeszcze więcej. Cały czas powtarzam to sobie jak mantrę.
***
– To cześć, mamo. Odwiedzę cię pewnie za kilka dni – mówię i przytulam się do niej.
Matka gładzi mnie po włosach. Nie jestem dużo wyższy od niej, więc robi to bez problemu. Kiedy w końcu się od niej odsuwam i naciskam na klamkę, w drzwiach moim oczom ukazuje się ojciec, który chce wejść do swojego domu.
– Wojtek – rzuca od niechcenia. – Nie sądziłem, że się tu dziś pojawisz. Myślałem, że po treningu będziesz się regenerował.
Wzruszam ramionami.
– Przebywanie tu jest jak odpoczynek – oznajmiam. Nie dodaję jednak, że chodzi o chwile, w których nie ma go w okolicy.
– Nie powinno cię tu być. Skup się na tym, żeby jak najlepiej skakać, na przebywanie z rodziną jeszcze przyjdzie czas.
Zaciskam dłonie w pięści. Ojciec jak nikt inny potrafi podnieść mi ciśnienie. Przed sekundą mówił, że powinienem się odprężyć po treningu, a teraz twierdzi, że muszę skupić się tylko na skokach. Nienawidzę z nim rozmawiać. Dla niego zawsze liczy się tylko sport. O niczym innym nie chce ze mną mówić. Nawet moja matka ciągle musi znosić jego monologi związane ze skokami narciarskimi.
– Pójdę już – szepczę. – Mam kilka innych spraw na głowie.
Ojciec patrzy na mnie i kiwa głową.
– Pamiętaj, że masz wygrywać. Słyszałem pogłoski, że niejakiemu Błażejowi idzie lepiej podczas treningów. Czy to prawda?
Przełykam ślinę.
– To tylko treningi, tato. Do zawodów przewyższę go formą – mamroczę.
– Nie masz za dużo czasu, by poprawić kondycję – stwierdza.
Nie ma sensu mu na to odpowiadać. Kulturalnie więc przepraszam i mijam się z ojcem w drzwiach, chcę opuścić dom jak najszybciej.
***
Kiedy w końcu docieram do baru, od razu lokalizuję w nim wzrokiem swoich kolegów z drużyny. Nie mam z tym problemu, znajdują się w centrum uwagi. Stoi przy nich masa ludzi. Tłum otacza ich niczym pszczoły swoją królową. A oni? Są w swoim żywiole – śmieją się i rozdają autografy.
Zastanawiam się, czy przypadkiem nie wyjść z Malibu, ale nie chcę być jedyną osobą, która się nie pojawiła, zwłaszcza że zapewniałem, iż przyjdę.
Chociaż Bartek zaprosił mnie tutaj pod pretekstem grania w bilard, stół do gry jest zajęty przez kogoś innego. Cała ekipa natomiast podrywa panienki i sączy z kufli coś, co na pewno nie jest herbatką, a po prostu piwem.
– Dotarłeś! – mówi ktoś, klepiąc mnie po plecach.
Dopiero po chwili dociera do mnie, że to Błażej. Nie wiem natomiast, czemu cieszy z tego, że pojawiłem się w barze. Nie jesteśmy przyjaciółmi. Dla mnie jest on największym rywalem, widocznie ja w jego oczach nie stanowię żadnego zagrożenia.
– Jak widać – odpowiadam.
– Idziemy coś zamówić? – pyta.
– Wolałbym się stąd zmyć.
– Nie planuję pić alkoholu – zapewnia mnie. – Ty też nie musisz.
Spoglądam na Błażeja, a kąciki moich ust lekko się unoszą. Może na co dzień mam go za kogoś, kto odbiera mi szansę na zwycięstwo, ale muszę przyznać, że przynajmniej on także traktuje skoki na tyle poważnie, że stara się realizować wszystkie zalecenia trenera, a ograniczenie imprezowania zdecydowanie należy do tych zaleceń.
– Dobra, jedna szklanka wody i wracam do domu – oznajmiam po chwili.
Błażej rusza w kierunku barmanki. Idę za nim.
– Poproszę wodę z cytryną dla mnie i mojego kolegi – rzuca do osoby, która realizuje zamówienia.
– Ja panów skądś znam… – Barmanka wygląda na zamyśloną.
Wlepiam wzrok w podłogę, żeby nie mogła za bardzo przyjrzeć się mojej twarzy. Jestem młodym skoczkiem, więc nie powinna za bardzo mnie kojarzyć. Mało kto, jeśli tylko nie zalicza się akurat w poczet wielkich fanów sportów zimowych, jest w stanie powiedzieć, jak dokładnie wyglądam.
– Musiała nas pani z kimś pomylić – odpowiada Błażej.
Barmanka kiwa głową i zaczyna przygotowywać napoje. Wyciągam portfel, żeby zapłacić za siebie, ale czuję szturchnięcie w bok. Błażej kładzie banknot na ladzie. Nie ma sensu spieranie się o to, chociaż nie lubię, jak ktoś za mnie płaci. Nawet jeśli chodzi o naprawdę niewielkie sumy. Mam w końcu swoje oszczędności i cieszę się ze swojej niezależności.
Kobieta zza baru stawia przed nami dwie szklanki i wydaje resztę. Chwytam w dłoń napój i upijam mały łyk. Woda jest zimna i orzeźwiająca.
– Siądźmy gdzieś z dala od tego tłumu – rzucam do Błażeja.
– Nie chcesz iść się przywitać z kolegami z drużyny, skoro już tu jesteśmy?
Patrzę na Bartka i całą resztę. Śmieją się i rozmawiają z jakąś grupą panienek. Może nawet nie chodzi o to, że są rozpoznawalni czy znani, ale to po prostu przystojni i wysportowani faceci. Wokół nich zawsze gromadzi się wianuszek kobiet. Może gdybym ja nie był taki nieprzystępny, to przy mnie też byłoby ich pełno? Czuję jednak, że moja aura odstrasza płeć piękną – a właściwie to raczej moje negatywne nastawienie.
– Nawet nie będą wiedzieli, czy byłem, są zbyt zajęci. Ale jak chcesz, to możesz śmiało do nich dołączyć.
Błażej przecząco kręci głową.
– Rano mam jechać odwiedzić schronisko, więc na pewno nie posiedzę tu dłużej niż kilka minut. I wydaje mi się, że wolę zostać tutaj z tobą niż iść do nich. Nie mam dzisiaj humoru na zabawę. Sezon się zaczyna, więc trzeba się bardziej skupić, starać się mniej rozpraszać. Jakby trener dowiedział się, co oni tu wyprawiają, to chyba by ich udusił.
Zaczynam się śmiać. Ogólnie w ciągu swojego życia zamieniłem z tym chłopakiem tylko kilka zdań, chociaż dużo razem ćwiczymy, ale im dłużej z nim rozmawiam, tym sympatyczniejszy się wydaje. To całkowicie sprzeczne z tym, co o nim do tej pory myślałem. Najwidoczniej mój racjonalny mózg, który uznaje Błażeja za wroga, nie jest w stanie zintegrować się z tą częścią mnie, która zaczyna twierdzić, że w sumie nie jest z niego taki zły chłopak.
Kiedy siedzimy już przy stoliku, bardzo blisko wyjścia, w mojej głowie pojawia się całkiem przerażająca dla mnie myśl. Zaczynam uważać, że skoro mam z kimś przegrać, to może lepiej z towarzyszem, z którym teraz piję wodę z cytryną, a nie z kimś innym. Przynajmniej wiem, że Błażej naprawdę się stara i lubi to, co robi.
Początkowo skupiamy się na powolnym piciu wody. Nie zamieniamy ani jednego słowa. W pewnym momencie zaczynam się czuć jednak tak, jakbym musiał coś powiedzieć, żeby przerwać tę ciszę między nami, chociaż nie jest ona wcale tak niezręczna, jak mogłoby się wydawać.
– Chciałbyś wygrać nadchodzący konkurs? – pytam kolegę.
Wzrusza ramionami.
– Lubię skakać, jestem w tym dobry, ale nigdy jakoś nie zależało mi na wygrywaniu – odpowiada po chwili namysłu.
– To po co w ogóle bierzesz udział w zawodach?
– Bo najlepiej sprawdzić swoje umiejętności, kiedy rywalizujesz z najlepszymi.
– Ciężko mi zrozumieć tę logikę – przyznaję otwarcie.
Błażej uśmiecha się do mnie szeroko.
– Zawsze chcesz wygrywać, więc nie rozumiesz tego, że ja skaczę tylko dlatego, że to lubię. Skoki narciarskie to moja pasja. Gdybym nie był w tym dobry i nie powołanoby mnie do kadry narodowej, to pewnie zajmowałbym się czymś innym i wcale by mi to nie przeszkadzało. Natomiast sam fakt, że mogę zarabiać na swoim hobby, sprawia, że po prostu trenuję z jeszcze większą przyjemnością.
Słowa chłopaka dalej do mnie nie przemawiają. Skoro jest w tym miejscu, w którym jest, jego filozofia powinna się już znacznie zmienić.
– Widzę, że dalej cię nie przekonałem. – Lustruje mnie wzrokiem.
– Ciężko zmienić moje poglądy – zauważam po prostu.
Dopijam wodę i stawiam szklankę na blacie stolika, przy którym siedzimy.
– Będę chyba już stąd szedł – rzucam do Błażeja.
Jego reakcją na moje słowa jest to, że też wypija całą zawartość szklanki i wstaje z miejsca, nim ja zdążę się ruszyć.
Mam wielki mętlik w głowie. Jak mogę pozwolić na to, żeby wygrywał ktoś, komu nawet na tym nie zależy? Ktoś, kto chce tylko oddawać dobre skoki? Ale kolejny głos w mojej głowie szepcze, że może tak właśnie zachowuje się ktoś, kto naprawdę zasługuje na zwycięstwo…