Zaraza - ebook
Zaraza - ebook
Życiem społecznym na całym świecie pod koniec drugiej dekady XXI wieku zawładnęła
wirusowa pandemia. Pojawiły się słowa nieschodzące z ludzkich ust – jak koronawirus.
Równie często pojawia się słowo zaraza…
Mocno zakorzenione w dawnych wierzeniach ludowych słowo zaraza było uosobieniem
kobiety. Dziś zaraza to nie tylko wyzwisko, ale i rodzaj przekleństwa…
Powieść „Zaraza” nie jest jednak historią o złej kobiecie, ani rodzaju wyzwiska. To opowieść
o groźnym i trudnym do zwalczenia zjawisku, choć porusza kwestie związane z chorobą
zakaźną występującą masowo. Ale czy na pewno?
Nic w tej książce nie jest oczywiste ani jednoznaczne. Trochę metafizyki, trochę numerologii,
trochę wiedzy medycznej – a wszystko związane z czasem wszechobecnej pandemii.
Książka wykracza poza znane schematy. Zenon Miszewski doskonale łączy wątki: sensacji,
szpiegowski i terrorystyczny, a wszytko poparte naukowymi doniesieniami. Autor
książki – numerologiczna 6 twardo stąpa po ziemi, żyje swoim życiem, poza utartymi
schematami. Wbrew powszechnej wiedzy medycznej, wybrał swoją drogę i wie, że uczynił
dobrze. Te nowe ścieżki i własne doświadczenia pokazuje też czytelnikom. Na każdym
kroku udowadnia, że mamy wolną wolę, rozum, wiedzę oraz wybór.... Czy uznasz tę książkę
za sensację? A może za kolejną teorię spiskową? Lub za thriller? Albo za doniesienia
o najnowszych badaniach nad szczepionkami? A może wręcz przeciwnie? – Uznasz, że
autor podważa sens i skuteczność szczepień. „Zaraza” – inne spojrzenie, dobre tempo akcji
i wiele zaskakujących odkryć. Jedna powieść, wiele historii połączonych jednym wątkiem,
tajemnica, polityka, a nawet delikatny wątek miłosny i zwykły bohater .... Jakie wnioski
wyciągniesz Ty, Drogi Czytelniku, zależy tylko od ciebie. Masz wybór!
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cóż przyniósł ludziom rok 2020? Zapowiadali zmiany, jednak to było nieuniknione, gdyż świat przecież nie stoi w miejscu. Lecz grozę budzą przepowiednie związane z kalendarzem stuletnim. A zapowiadano w nim, że ten rok ma być dynamiczny, zmienny i niestabilny, ponieważ znalazł się pod władaniem Księżyca, który rządzi wszystkim, co wiąże się z wodą, wilgocią, a także procesami biologicznymi. Te zapowiedzi, choć dramatyczne, nie powinny dziwić, bo środowisko ewaluuje, co również dotyczy żywych organizmów. Lecz te zmiany następują lawinowo, degradując i faunę, i florę!
Mówili, że lata Księżyca są zimne i wilgotne, że ten rok, biorąc pod uwagę wyjątkowe nagromadzenie planet w domu czwartym horoskopu przedwiosennej pełni, przyniesie pogodę bardzo niebezpieczną, że powinniśmy się spodziewać ekstremalnych zjawisk. Przepowiednia się spełnia. Mamy powodzie, ulewne opady, a w innych rejonach Ziemi są susze, albo dotkliwy chłód¹.U BRAM PIEKŁA
– Zaczęło się – mruknął podenerwowany, elegancko ubrany facet, nie zdając sobie sprawy z tego, że ktoś może go usłyszeć. – Nie pozwolę się zniewolić! – wysyczał.
W jego kieszeni zabrzęczał telefon. Bez zastanowienia chwycił się za głowę, a widząc niesmak wśród zgromadzonych w czytelni, prędko przerwał połączenie. – Wiedzą, że tu jestem! – jęknął i pędem zniknął za drzwiami.
– Mówił jak prorok – szepnęła przechodząca obok Kamila kobieta i dyskretnie przybliżyła się do niego.
– Ciii… rozległo się w czytelni, więc przykucnęła obok niego, co nie było oczywiste, gdyż ze względu na restrykcje pandemiczne odległości pomiędzy czytelnikami były ściśle określone.
Kamil zmierzył wzrokiem płomiennorudą w czerwonym płaszczu, na co ona odsunęła się i usiadła na sąsiednie krzesło, choć i to było zakreślone krzyżem. – Czego ona chce? – pomyślał z niesmakiem oderwany od lektury. Jednak ochłonął i beznamiętne powrócił do czytania upatrzonego fragmentu w Biblii. Ale tym razem czytał nie w myślach, lecz szeptem. Sąsiadka, wpatrzona w niego, słuchała.
– „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę”. – cyzelował słowa.
Nie miał pojęcia, dlaczego zrobił to głośno, przecież nie zamierzał tym tekstem odstraszyć kobiety. – To byłoby idiotyczne – pomyślał. Lecz zaświtało mu w głowie zupełnie coś innego. Czy ten cytat i słowa kobiety mogą mieć wiele wspólnego z dziwacznym zachowaniem elegancko ubranego mężczyzny, którego przed chwilą nagle „wywiało” z biblioteki? Na tę myśl Kamil jakby ze strachu skulił się w sobie i poczuł bliżej nieokreślony, niezrozumiały lęk. Przeciaż nie dalej jak wczorajszego popołudnia, zupełnie przypadkiem, miał okazję poznać tego jegomościa.
Znienacka w drzwiach czytelni otwartych z zamachem na oścież, stanął policjant.
– Czy ktoś z państwa widział wychodzącego stąd mężczyznę ubranego w czarny długi płaszcz? – wykrzyknął służbowym tonem. Teraz to już strach Kamila sięgnął zenitu, a serce mu załomotało.
– A co się stało? – zapytał ktoś z końca sali.
Policjant zignorował pytanie i wyniośle zlustrował obecnych, po czym bez słowa wyszedł z sali.
– Chodźmy stąd – zaproponowała siedząca obok niego kobieta w czerwonym płaszczu.
Kamil dopiero teraz jej się przyjrzał. Rudowłosa o czarnych jak węgiel oczach, dostojna jak dama, stanęła obok niego i patrząc wyniośle spojrzała mu prosto w oczy. Niepokój wywołany zdarzeniem sprawił, że zachowanie nowo poznanej kobiety nie wywarło na nim żadnego wrażenia. A czy na pewno? Bo przecież gdzieś w głębi duszy?… Ale zasady. Przecież miał zasady!
– Jestem Ewa. Ruszajmy – powiedziała bezceremonialnie.
– Kamil mam na imię – przedstawił się odruchowo i bez namysłu wstał gotowy do wyjścia, lecz niepokój go nie opuszczał.
Podenerwowanie Kamila miało dwa powody. Po pierwsze wiedział, kim jest mężczyzna, który z przerażeniem wykrzyczał „Nie pozwolę się zniewolić”, lecz nie chciał się do niego przyznać, bo sytuacja była niezwykła. Po drugie miał wyrzuty sumienia, że nie pomógł człowiekowi w potrzebie. Ale zaczepić i zapytać, co się stało, też nie miał odwagi, gdyż zachowanie mężczyzny graniczyło z obłędem, a miejsce na dyskusje było nieodpowiednie. Nie miał chęci przyznać się do znajomości z nim, aczkolwiek wczoraj wydawał się zupełnie normalny. Ale był jeszcze trzeci powód podenerwowania i miał odcień zupełnie innego koloru. Nowo poznana – jak ją nazwał w myślach – dama w czerwieni wzbudziła jego ciekawość, choć swego czasu przyrzekł sobie patrzeć na kobiety z dystansem.
Z budynku biblioteki wychodzili niezbyt prędko, ponieważ Kamil spowalniał marsz, skupiając się na burzy myśli niedających jednoznacznych odpowiedzi. A może to te szalone, miedzianorude włosy? Zaprzątnęło go również zakładanie cholernej maseczki, tej szmatki na twarz, której noszenie uznawał za zbędne!
Już byli przed budynkiem, gdy podniósł wzrok i oniemiał. Przed jezdnią tłoczyła się spora grupa ludzi. Stali w zupełnej ciszy. Ruch na tradycyjnie zatłoczonej ulicy zamarł. Kamil rozejrzał się. Pośrodku jezdni w kałuży krwi pod kołami ciężarowego samochodu leżał człowiek.
Zimowa popołudniowa pora 2020 roku sprawiła, że zachodzące słońce rozświetlając ulicę, kładło długie cienie, co potęgowało grozę makabrycznego widowiska.
– To on – wyszeptał Kamil jakby do siebie i zszokowany przełknął ślinę.
– Znam tego faceta – mruknął nieznajomy mężczyzna stojący nieopodal.
– To ten szef, czy jakoś, tej fundacji „Szanuj zdrowie” – dodał jego sąsiad.
Rozmowy umilkły, gdyż podjechała karetka pogotowia. Na jej widok zebrani jakby z lękiem poprawili maseczki na twarzach. Wyskoczyło z niej kilku facetów odzianych od stóp do głów w białe uniformy. Zaledwie po chwili, po potrąconym mężczyźnie i kałuży krwi nie pozostał nawet ślad. Postępując rutynowo, uwinęli się w mgnieniu oka. Ambulans odjechał. Policja przywróciła ruch na ulicy, jak gdyby nic się nie stało.
– „Dlatego prawo jest od nas dalekie i sprawiedliwość do nas nie dociera. Oczekiwaliśmy światła, a oto ciemność jasnych promieni, a kroczymy w mrokach. Jak niewidomi macamy ścianę i jakby bez oczu idziemy po omacku. Potykamy się w samo południe jak w nocy, w pełni sił jesteśmy jakby umarli” – cichutko recytowała Ewa Kamilowi do ucha. Po czym odsunęła się o krok. – Kamilu, znasz tego mężczyznę? – zapytała głośniej.
– To był cytat ze Starego Testamentu, Księga Izajasza, Psalm Pokutny wers 9,10 – podkreślił z powagą.
– Tak. Ale czy znasz tego mężczyznę?
– Znałem.
– Zabierali go żywego, więc znasz go?
– Owszem. Znam… – wydukał jakby automatycznie. Lecz po chwili ocknął się i zapytał z lękiem – Ale kim pani jest i co mają znaczyć te pytania?!
– Mam na imię Ewa. Przecież mówiłam. Jestem, można powiedzieć… astrofizykiem. A o tobie, Kamilu, wiem więcej, niż sądzisz.
Na te słowa Kamil zaniemówił z wrażenia. Na dodatek niespodziewanie zrobił się ruch i ktoś go potrącił. – Przepraszam – powiedział winowajca i spojrzał mu w oczy, co zupełnie zaprzątnęło jego uwagę. Przez zamieszanie nie dostrzegł, że Ewa zniknęła.
Rozglądał się nerwowo w poszukiwaniach, lecz bez skutku. Zniknęła! A w jego głowie kłębiły się pytania, które chciał jej zadać.
Zaintrygowany, stał w bezruchu i wspominał jak ostatnią mantrę, cytat z Biblii, znany mu przecież, bo już od dłuższego czasu wertuje stronice Pisma Świętego. Miedzianowłosa wyszeptała go z powagą, trafnie ujmując ludzkie zachowania napędzające ślepą pogoń w nieznane. – O czym ona wie? – syknął. – I dlaczego mówiła właśnie do mnie? Przecież niczego złego nie robię – myślał dalej. – Ciekawi mnie pochodzenie ludzi, więc od pewnego czasu, przekopując biblioteki, szukam odpowiedzi. I co w tym złego? Hipotezy znanych źródeł mnie nie zadowalają. Jednak jakim cudem zetknąłem się z fundacją „Szanuj zdrowie”? – zastanawiał się, wspominając potrąconego mężczyznę. – Słuchałem wypowiedzi na tym nieszczęsnym spotkaniu, na którym być mnie nie powinno. Bez problemu dostrzegłem, że są organizacją próbującą walczyć! Fundacją próbującą nakłaniać, przekonywać. – Na litość boską, to nie są moje klimaty! Czemu się tam znalazłem? – pomyślał. Niespodziewanie przypomniał sobie sierpniową falę strajków w Polsce 1980 roku i walkę o władzę, która wyniosła na szczyty wielu krętaczy. Wtedy do Solidarności się nie zapisał, bo wiedział co nieco o wielu późniejszych dygnitarzach. – Po co mi te wspomnienia?! – fuknął na siebie w myślach. – Przecież niczego nie wnoszą. Mam kontakty ze znawcami zdrowego żywienia i to jest moje życie. To jest mój świat.
Jednak faktem jest, że byłem na zebraniu fundacji „Szanuj zdrowie” i poznałem Jana, który dzisiaj miał ten feralny wypadek. Makabra! – podsumował. Odpalił auto i zgodnie z planem ruszył w kierunku wynajętego mieszkania.
*
Budynek, w którym wynajął lokum, był solidną kamienicą z parkingiem dosłownie pod drzwiami. Gdy wysiadł, zrobił zaledwie kilka kroków i już wchodził po schodach.
Od kilku lat, a dokładnie od czasu, kiedy zbratał się z cywilnymi franciszkanami, zmienił entourage i wyluzował: przestał się wszystkim zamartwiać i nauczył się „odpuszczać”. Od tego momentu czas płynie mu wolniej i ma go znacznie więcej. Chodzi teraz z czarną laseczką ozdobioną srebrnym uchwytem, nosząc nieodłączny czarny kapelusz na głowie.
– Dlaczego Jan był aż tak przerażony, tam w czytelni? – gdybał. – Wczoraj przecież rozmawiałem z nim i wydawał się facetem opanowanym, mającym ogromną wiedzę medyczną, a na temat zdrowego żywienia mógł powiedzieć wiele. Owszem, wspominał też o paradoksach medycyny, lecz wykładał swoje tezy rzeczowo. Ale było coś dziwnego w jego zachowaniu – przypomniał sobie po chwili. – Tak, tak, przypominam sobie! Zauważyłem, że on często przyciskał dłonią skroń. Robił to zawsze w momencie, kiedy odzywał się telefon w jego kieszeni. Dlaczego? Żadna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy, więc stwierdził, że późnej pomyśli.
Krocząc stopień po stopniu, z uwagą kontrolował marsz, bo trening czyni mistrza i tego się trzymał. Nauki trenera były dla niego zasadą niewzruszoną. Dotarł do półpiętra. Usłyszał szczęk klucza otwieranych drzwi. Podniósł wzrok i oniemiał.
– Ewa! – stwierdził z niedowierzaniem.
Niedawno poznana kobieta odwróciła się w jego stronę.
– O! Już jesteś – powiedziała tonem, jakby spodziewała się go tu spotkać.
– Wynajęłaś to mieszkanie? Ale chyba już wcześniej? – drążył badawczo, przyglądając się stojącej o kilka stopni schodów wyżej damie w czerwieni. Domyślił się, że Ewa wynajmuje pokój, jak on, od kilku dni i doskonale wie, że jest jej sąsiadem i w taki sposób zareagowała na jego widok.
– Dobrze kombinujesz. Pokój wynajęłam pięć dni temu.
Kamil zaśmiał się półgębkiem.
– Zaproś mnie na kawę.
– Zapraszam – powiedział bez oporu i mijając ją, otworzył drzwi swojego pokoju.
Uwinął się prędko. Ekspres, filiżanki i już siedzieli w fotelach przy kawce.
– Chcę byś pojutrze dotarł na spotkanie grupy „Szanuj zdrowie” – powiedziała bez wyjaśnień.
– Zaraz, zaraz. Dlaczego mam tam być? Przecież Jan… O co tu chodzi? Nie mam chęci tam się znaleźć – burknął zniesmaczony.
– Kamilu, zejdź na ziemię. Chcę, żebyś pojutrze tam był.
– To rozkaz?
Tym razem Kamil rozmawiał z kobietą inaczej niż zwykle. Coś kazało mu być czujnym. Skupiał się na tym, o czym ona mówi. Starał się nie dostrzegać wyjątkowej urody rudowłosej piękności mającej, jego zdaniem, nie więcej niż czterdzieści lat. Musiał zachować dystans. Tym razem nie pozwolił, by kobiecy seksapil zrobił na nim wrażenie.
Ewa milczała i tak jak on, popijała kawę. Kilka razy podniosła wzrok i uśmiechnęła się do niego. Hardy do tej pory Kamil, wbrew sobie miękł. O dziwo, im bardzie się opierał, tym bardzie jego opór słabł z każdą chwilą. Aż w końcu poczuł w sobie chęć współpracy. Obca mu do tej pory uległość, kazała wysłuchać rozmówczyni. Gotów był nawet jej zaufać, mimo iż w ogóle się nie znali. Nie potrafił wytłumaczyć tego zjawiska, tego napadu niczym niepopartej ufności.
Dopuszczał myśl, że mogło tak się stać dlatego, że w ostatnich latach bywał na spotkaniach wspólnoty świeckich franciszkanów, gdzie głównym celem było pomaganie potrzebującym, by się zbliżyć i zrozumieć pokrzywdzonych losem, steranych, często zabiedzonych. Uczestnicząc w tych działaniach, długo bronił się, by nie popaść w obłęd, próbując dorównać im stylem bycia, jednak same słowa nie były wystarczającym argumentem, by podnieść upadłych z dna niemocy. Wreszcie znalazł fortel. Pokazał sobą, że trzeba walczyć, że ciężka praca daje efekty. Niemal całe dorosłe życie choruje na SM, co nikomu z chorych na to podłe i podstępne choróbsko nie wróżyło niczego dobrego. Medycyna akademicka przegrywała w konfrontacji ze stwardnieniem rozsianym. On jednak, dzięki zastosowaniu zasad zbilansowanej diety i rozbudowanej rehabilitacji ruchowej, poprawiał stan zdrowia z miesiąca na miesiąc. Komfort bycia zdrowym stawał się faktem. Jego przykład zarażał obserwatorów. Temat zdrowego żywienia wielu podchwytywało i stosowało z powodzeniem. Dawało to namacalne korzyści podopiecznym i wielu znajomym. Osiągał cel wydawać by się mogło niemożliwy do osiągnięcia. Jednak niespokojna dusza szukała nowych wyzwań. Zapragnął zgłębić historię ras ludzkich. Zajrzeć głębiej w historię człowieka.
– Kamilu, czas teraz zejść na ziemię. Na astrofizykę przyjdzie kolej. Jestem tego pewna. – Mówiła, jakby czytając w jego myślach. – Powtórzę. Chcę, abyś był pojutrze na spotkaniu grupy „Szanuj zdrowie”. Gdy wejdziesz na salę, usiądziesz przy stole zarządu. Koniecznie przy stole zarządu! Nie pytaj dlaczego.
Oniemiał. Nie zapytał, skąd wie o jego zainteresowaniach. Kiwnięciem głowy, bez słów zgodził się na współpracę, by spełnić jej życzenie, lecz przyrzekł sobie, że nie odda swojej niezależności.
Ewa wyszła po angielsku.