- W empik go
Zarazem sędzia! - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Zarazem sędzia! - ebook
Detektyw Wilczan przyjeżdża do Gołuchowa. W słynnym zamku ukryty jest skarb, którego poszukuje również zbrodniarz z mroczną przeszłością. Zabójstwa, podpalenia i zamach terrorystyczny, rzucają Wilczana w wir wielu zagadek. Czy dodatkowo zaangażowany w liczne romanse, zdąży na czas obronić się przed wyjątkowo przebiegłym i sprytnym przeciwnikiem?
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8104-737-1 |
Rozmiar pliku: | 4,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
Konrad „Wilczan” Rozwadowski siedział w małym barku w śródmieściu Warszawy nad kolejnym już drinkiem. Jutro miał wyjechać do Pleszewa, a właściwie do Gołuchowa na nową misję. Oczywiście już od dawna wiedział, że to mała miejscowość w Wielkopolsce.
— Wtedy też siedziałem przy barze — pomyślał i pociągnął sporego łyka. Przyćmione trochę światła odbijały się w niezliczonych kolorowych butelkach wszystkich alkoholi świata. Jak na taki mały barek, zestaw i tak był imponujący. Wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Przypomniał sobie, jak został zwerbowany przez prezesa Jana Pikulskiego. To było przecież w bardzo podobnym do tego barku.
Przy ladzie bardzo młoda dziewczyna, której nie powinno tu w ogóle być, odebrała telefon i zaczęła rozglądać się po sali. W tym czasie siedzący obok chłopak wrzucił jej coś do szklanki. Do dziewczyny już podchodzili jacyś znajomi, ale Konrad był szybszy. Złapał szklankę i oddał barmanowi.
— Odstaw to i zatrzymaj. A dziewczynie daj zamiast drinka gorącej herbaty — poprosił barmana. — Na mój rachunek.
Najwyższy z przybyłych, znajomych dziewczyny, podszedł do Konrada z wściekłym wyrazem twarzy.
— Co jest, koleś. Masz jakąś sprawę? — zapytał wrogo.
Zanim Konrad zdążył cokolwiek odpowiedzieć, siwowłosy mężczyzna zeskoczył ze stołka wprost na stopy napastnika. Obaj zastygli w bezruchu. Chłopak był tak zaskoczony, że nie bardzo wiedział jak zareagować. Rozejrzał się dookoła i znowu napotkał twarde spojrzenie siwego.
Jeden z kompanów wysokiego, widząc wahanie przywódcy, wyciągnął nóż.
— Wy niedorobione gnoje, zawsze macie ten sam problem. Na strzelaninę przychodzicie z nożami — powiedział spokojnie siwy, odchylając połę marynarki i pokazując chłopakom kaburę z pistoletem.
— OK. My wychodzimy — wybąkał do kolegów wysoki chłopak i po chwili już ich wszystkich nie było.
— A ty Monika, zadzwoń natychmiast do ojca, żeby cię stąd zabrał — rozkazał siwy stanowczo dziewczynie.
Po kilkunastu minutach wszedł zdecydowany, wysoki mężczyzna w towarzystwie dwóch osiłków. Rozejrzał się krótko po sali i podszedł do Moniki, która tylko spuściła głowę. Konrad gestem pokazał barmanowi, żeby podał mu szklankę i przekazał ojcu dziewczyny. Ten bez słowa ją odebrał i podał za siebie.
— Bardzo dziękuję — powiedział do siwego. — Jestem dłużnikiem.
— Byłem tu przypadkowo — zbagatelizował sprawę siwy, a tamten nie skomentował.
Barman wskazał wzrokiem dostawcę pigułki i wtedy Konrad domyślił się już, że to policja. Gdy trochę się uspokoiło po zabraniu młodego mężczyzny od zabaw w gwałty i wyjściu policjantów, siwy sąsiad z barku uważał za stosowne przedstawić się:
— Jestem Jan Pikulski.
— Konrad Rozwadowski.
I tak zaczął się nowy i dziwny etap życia Konrada. Przede wszystkim przyjął nowe imię Wilczan. Wilkomir — to było staropolskie imię męskie, złożone z członów Wilko — („wilk”) i mir — („pokój, spokój, dobro”). Oznaczało tego, który zapewnia pokój od wilków. Do form pochodnych, zdrobniałych tego imienia, należało właśnie jego nowe imię — Wilczan.
Od dwóch już lat Wilczan był członkiem międzynarodowej fundacji „Contra Malum” z siedzibą w Los Angeles. Oddział fundacji z centralą w Warszawie, w budynku przy ulicy Madalińskiego 55, tropił, analizował i opisywał przypadki groźnych przestępstw, z którymi nie poradziła sobie krajowa policja. Oprócz personelu gromadzącego dane, fundacja zatrudniała dobrze opłacanych własnych detektywów, nazywanych dla niepoznaki reporterami śledczymi, ale Wilczan nigdy żadnego z kolegów nie poznał.
Obecne zadanie polegało na odnalezieniu mordercy działającego w Wielkopolsce, w Gołuchowie, małej miejscowości położonej pomiędzy Pleszewem a Kaliszem. Po torturach uduszono tu profesora Antoniego Machalarka z Krakowa, poszukiwacza skarbów, zaangażowanego w znalezienie skarbu ukrytego prawdopodobnie w słynnym zamku w Gołuchowie. Profesor przeniósł się nawet z Krakowa do tej małej miejscowości i mieszkał w niedużym skromnym domku. Wszystko to miało miejsce na początku 2013 roku. Policja nie miała żadnego tropu, a jedyne, co zginęło z domu profesora, to jakaś stara grafika. Córka profesora, na stałe mieszkająca w Niemczech, zeznała, że ta grafika związana była z tajemnicą zamku i przedstawiała jakąś fantazyjną literę. Pamiętała tylko, że była to jakaś samogłoska, ale nie była pewna, czy to „a”, czy „u”.
To właśnie ona skontaktowała się z fundacją „Contra Malum” i wyznaczając wysokie honorarium, zleciła odnalezienie zabójcy ojca. Barbara z domu Machalarek, była obecnie żoną bardzo bogatego przemysłowca z Bawarii i mogła sobie na to pozwolić. Pikulski wysłał więc już dwa lata temu swojego detektywa mającego pomóc w rozwiązaniu tej zagadki, ale zginął on w niejasnych okolicznościach. Według oficjalnej wersji wysłany do Gołuchowa detektyw Mateusz Mostowicz, poślizgnął się na rozlanym oleju i wpadł do nieoznakowanej studni. Zakwalifikowano to jako nieszczęśliwy wypadek. Ale Pikulski wiedział swoje. Teraz to już była honorowa sprawa fundacji. Pikulski długo przygotowywał swojego najlepszego detektywa Wilczana do rozgryzienia tej zagadki.
Ktoś inny także szykował się do długo wyczekiwanej rozgrywki. Wszystko było zapięte na ostatni guzik i plan nie mógł się nie powieść. Teraz to było już tylko ostatnie spojrzenie na listę, która za chwilę miała pójść z dymem.
Kuzyn.
Internetowy podrywacz.
Ul.
Studnie.
Kokaina.
Detektyw.
Materiały pirotechniczne.
Palec.
Proce.
Schronisko.
Wyglądało to zupełnie jak dziesięć przykazań.
Prezes Jan Pikulski zapoznał Wilczana z odkrytymi w następnym okresie faktami. Przypuszczano, że zabójstwo związane było z legendą Gołuchowa i skarbem Izabelli z domu Czartoryskiej. Przestępca dowiedział się prawdopodobnie od zmarłego profesora, że żeby odnaleźć skarb, należy wskazówkę odczytać z wielu ukrytych elementów literowej układanki. Było to prawdopodobnie kilkanaście segmentów-grafik, które stanowiły hasło do odnalezienia skarbu. Zbrodniarz był też już chyba w posiadaniu kolejnej części, którą zdobył po spaleniu hotelu Lambert w Paryżu w lecie w 2013 roku, niedługo po zabójstwie w Gołuchowie. Podpalacza nigdy nie odnalazła francuska policja. Prawdopodobnie na trop grafiki-litery ukrytej na francuskim zamku, naprowadził przypuszczalnego mordercę-podpalacza tragicznie zmarły profesor.
Wyglądało na to, że przeciwnik aż dwa lata przygotowywał się do wykonania następnych kroków. W tym czasie ani policji, ani detektywom fundacji, nie udało się niczego nowego ustalić. Ale morderca postanowił w końcu wykonać swój ruch. W kilkunastu branżowych pismach na początku lipca ukazały się artykuły o legendzie Gołuchowa i zaproszenie dla posiadaczy literowych grafik Izabelli z domu Czartoryskiej. Wszyscy, którzy pomogą w odnalezieniu skarbu, mieli otrzymać wysoką nagrodę.
Dyrekcja Muzeum Narodowego, po uzgodnieniach z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, potwierdziła nieprzekraczalną wysokość nagrody, w wysokości 10% wartości znaleziska. Po nagłośnieniu całej sprawy, dzięki darczyńcom z kraju i od Polonii, na specjalnie utworzone konto, zaczęły napływać na ten cel datki z całego świata.
Prezes Pikulski przekonał Wilczana do zmiany wizerunku. Miał pojechać do Gołuchowa jako roztargniony i nie uporządkowany dziennikarz. Czyli potencjalnie niegroźny.
Fundacja w lipcu też opłaciła sponsorowane artykuły, opisujące zagadkę kolekcji obrazów Izabelli z domu Czartoryskiej. Sugerowano w nich, że wkrótce tajemnica może zostać wyjaśniona. W Gołuchowie powinni w pierwszych dniach września stawić się posiadacze grafik-liter ze słownej wskazówki. Termin prezes Pikulski wybrał nie przypadkowo. Chciał osiągnąć dwie rzeczy: po pierwsze, trochę namieszać w przygotowaniach przeciwnika, a po drugie: w dniach 9–10 września, miały odbywać się w Gołuchowie Międzynarodowe Targi Ogrodnictwa. W tłumie gości, wystawców, dziennikarzy i zwykłych gapiów łatwiej będą mogli się poruszać jego detektywi.
— Każdy z nas woli wiadomości dobre od złych i to jest oczywiste. Ale to nie zwalnia cię z prawidłowej zdolności przyjmowania krytycznych informacji, które w wielu sytuacjach mają wyjątkową wartość i są niezwykle ważne. Jeżeli taką krytyczną wiadomość uzyskasz w porę, to będziesz mógł jeszcze zareagować, żeby coś nie skończyło się zupełną katastrofą. Przyglądaj się z czujną uwagą właśnie złym wiadomościom — pouczał Wilczana pan prezes.
— I jeszcze jedno, ale bardzo ważne. Niech to będzie twój realny przeciwnik, któremu musisz nadać jakieś imię dopóki oczywiście go nie złapiesz — podsumował ostatecznie wspólne przygotowania prezes Jan Pikulski.
— Ja już go w myślach nazwałem: Harpagon skrytobójca — oświadczył Wilczan. — Harpagon to synonim słowa chciwiec.Rozdział I. Poniedziałek. O5.IX.2016
I teraz właśnie na samym początku września, w poniedziałek, włączył się do gry Wilczan, przyjeżdżając pociągiem do stacji z napisem Pleszew. Szybko okazało się, że to jeszcze nie Pleszew, ale zwykła dziura Kowalew. Duży zabytkowy budynek dworca dziwnie wyglądał w otoczeniu wiejskich gospodarstw, witających przyjezdnych pianiem kogutów. Wszyscy pasażerowie poszli w kierunku małej stacji kolejki wąskotorowej, z której jednowagonowy czerwony pociąg w dziesięć minut dowiózł ich do właściwej już stacji Pleszew-Miasto.
Darmowy fragment
Konrad „Wilczan” Rozwadowski siedział w małym barku w śródmieściu Warszawy nad kolejnym już drinkiem. Jutro miał wyjechać do Pleszewa, a właściwie do Gołuchowa na nową misję. Oczywiście już od dawna wiedział, że to mała miejscowość w Wielkopolsce.
— Wtedy też siedziałem przy barze — pomyślał i pociągnął sporego łyka. Przyćmione trochę światła odbijały się w niezliczonych kolorowych butelkach wszystkich alkoholi świata. Jak na taki mały barek, zestaw i tak był imponujący. Wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Przypomniał sobie, jak został zwerbowany przez prezesa Jana Pikulskiego. To było przecież w bardzo podobnym do tego barku.
Przy ladzie bardzo młoda dziewczyna, której nie powinno tu w ogóle być, odebrała telefon i zaczęła rozglądać się po sali. W tym czasie siedzący obok chłopak wrzucił jej coś do szklanki. Do dziewczyny już podchodzili jacyś znajomi, ale Konrad był szybszy. Złapał szklankę i oddał barmanowi.
— Odstaw to i zatrzymaj. A dziewczynie daj zamiast drinka gorącej herbaty — poprosił barmana. — Na mój rachunek.
Najwyższy z przybyłych, znajomych dziewczyny, podszedł do Konrada z wściekłym wyrazem twarzy.
— Co jest, koleś. Masz jakąś sprawę? — zapytał wrogo.
Zanim Konrad zdążył cokolwiek odpowiedzieć, siwowłosy mężczyzna zeskoczył ze stołka wprost na stopy napastnika. Obaj zastygli w bezruchu. Chłopak był tak zaskoczony, że nie bardzo wiedział jak zareagować. Rozejrzał się dookoła i znowu napotkał twarde spojrzenie siwego.
Jeden z kompanów wysokiego, widząc wahanie przywódcy, wyciągnął nóż.
— Wy niedorobione gnoje, zawsze macie ten sam problem. Na strzelaninę przychodzicie z nożami — powiedział spokojnie siwy, odchylając połę marynarki i pokazując chłopakom kaburę z pistoletem.
— OK. My wychodzimy — wybąkał do kolegów wysoki chłopak i po chwili już ich wszystkich nie było.
— A ty Monika, zadzwoń natychmiast do ojca, żeby cię stąd zabrał — rozkazał siwy stanowczo dziewczynie.
Po kilkunastu minutach wszedł zdecydowany, wysoki mężczyzna w towarzystwie dwóch osiłków. Rozejrzał się krótko po sali i podszedł do Moniki, która tylko spuściła głowę. Konrad gestem pokazał barmanowi, żeby podał mu szklankę i przekazał ojcu dziewczyny. Ten bez słowa ją odebrał i podał za siebie.
— Bardzo dziękuję — powiedział do siwego. — Jestem dłużnikiem.
— Byłem tu przypadkowo — zbagatelizował sprawę siwy, a tamten nie skomentował.
Barman wskazał wzrokiem dostawcę pigułki i wtedy Konrad domyślił się już, że to policja. Gdy trochę się uspokoiło po zabraniu młodego mężczyzny od zabaw w gwałty i wyjściu policjantów, siwy sąsiad z barku uważał za stosowne przedstawić się:
— Jestem Jan Pikulski.
— Konrad Rozwadowski.
I tak zaczął się nowy i dziwny etap życia Konrada. Przede wszystkim przyjął nowe imię Wilczan. Wilkomir — to było staropolskie imię męskie, złożone z członów Wilko — („wilk”) i mir — („pokój, spokój, dobro”). Oznaczało tego, który zapewnia pokój od wilków. Do form pochodnych, zdrobniałych tego imienia, należało właśnie jego nowe imię — Wilczan.
Od dwóch już lat Wilczan był członkiem międzynarodowej fundacji „Contra Malum” z siedzibą w Los Angeles. Oddział fundacji z centralą w Warszawie, w budynku przy ulicy Madalińskiego 55, tropił, analizował i opisywał przypadki groźnych przestępstw, z którymi nie poradziła sobie krajowa policja. Oprócz personelu gromadzącego dane, fundacja zatrudniała dobrze opłacanych własnych detektywów, nazywanych dla niepoznaki reporterami śledczymi, ale Wilczan nigdy żadnego z kolegów nie poznał.
Obecne zadanie polegało na odnalezieniu mordercy działającego w Wielkopolsce, w Gołuchowie, małej miejscowości położonej pomiędzy Pleszewem a Kaliszem. Po torturach uduszono tu profesora Antoniego Machalarka z Krakowa, poszukiwacza skarbów, zaangażowanego w znalezienie skarbu ukrytego prawdopodobnie w słynnym zamku w Gołuchowie. Profesor przeniósł się nawet z Krakowa do tej małej miejscowości i mieszkał w niedużym skromnym domku. Wszystko to miało miejsce na początku 2013 roku. Policja nie miała żadnego tropu, a jedyne, co zginęło z domu profesora, to jakaś stara grafika. Córka profesora, na stałe mieszkająca w Niemczech, zeznała, że ta grafika związana była z tajemnicą zamku i przedstawiała jakąś fantazyjną literę. Pamiętała tylko, że była to jakaś samogłoska, ale nie była pewna, czy to „a”, czy „u”.
To właśnie ona skontaktowała się z fundacją „Contra Malum” i wyznaczając wysokie honorarium, zleciła odnalezienie zabójcy ojca. Barbara z domu Machalarek, była obecnie żoną bardzo bogatego przemysłowca z Bawarii i mogła sobie na to pozwolić. Pikulski wysłał więc już dwa lata temu swojego detektywa mającego pomóc w rozwiązaniu tej zagadki, ale zginął on w niejasnych okolicznościach. Według oficjalnej wersji wysłany do Gołuchowa detektyw Mateusz Mostowicz, poślizgnął się na rozlanym oleju i wpadł do nieoznakowanej studni. Zakwalifikowano to jako nieszczęśliwy wypadek. Ale Pikulski wiedział swoje. Teraz to już była honorowa sprawa fundacji. Pikulski długo przygotowywał swojego najlepszego detektywa Wilczana do rozgryzienia tej zagadki.
Ktoś inny także szykował się do długo wyczekiwanej rozgrywki. Wszystko było zapięte na ostatni guzik i plan nie mógł się nie powieść. Teraz to było już tylko ostatnie spojrzenie na listę, która za chwilę miała pójść z dymem.
Kuzyn.
Internetowy podrywacz.
Ul.
Studnie.
Kokaina.
Detektyw.
Materiały pirotechniczne.
Palec.
Proce.
Schronisko.
Wyglądało to zupełnie jak dziesięć przykazań.
Prezes Jan Pikulski zapoznał Wilczana z odkrytymi w następnym okresie faktami. Przypuszczano, że zabójstwo związane było z legendą Gołuchowa i skarbem Izabelli z domu Czartoryskiej. Przestępca dowiedział się prawdopodobnie od zmarłego profesora, że żeby odnaleźć skarb, należy wskazówkę odczytać z wielu ukrytych elementów literowej układanki. Było to prawdopodobnie kilkanaście segmentów-grafik, które stanowiły hasło do odnalezienia skarbu. Zbrodniarz był też już chyba w posiadaniu kolejnej części, którą zdobył po spaleniu hotelu Lambert w Paryżu w lecie w 2013 roku, niedługo po zabójstwie w Gołuchowie. Podpalacza nigdy nie odnalazła francuska policja. Prawdopodobnie na trop grafiki-litery ukrytej na francuskim zamku, naprowadził przypuszczalnego mordercę-podpalacza tragicznie zmarły profesor.
Wyglądało na to, że przeciwnik aż dwa lata przygotowywał się do wykonania następnych kroków. W tym czasie ani policji, ani detektywom fundacji, nie udało się niczego nowego ustalić. Ale morderca postanowił w końcu wykonać swój ruch. W kilkunastu branżowych pismach na początku lipca ukazały się artykuły o legendzie Gołuchowa i zaproszenie dla posiadaczy literowych grafik Izabelli z domu Czartoryskiej. Wszyscy, którzy pomogą w odnalezieniu skarbu, mieli otrzymać wysoką nagrodę.
Dyrekcja Muzeum Narodowego, po uzgodnieniach z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, potwierdziła nieprzekraczalną wysokość nagrody, w wysokości 10% wartości znaleziska. Po nagłośnieniu całej sprawy, dzięki darczyńcom z kraju i od Polonii, na specjalnie utworzone konto, zaczęły napływać na ten cel datki z całego świata.
Prezes Pikulski przekonał Wilczana do zmiany wizerunku. Miał pojechać do Gołuchowa jako roztargniony i nie uporządkowany dziennikarz. Czyli potencjalnie niegroźny.
Fundacja w lipcu też opłaciła sponsorowane artykuły, opisujące zagadkę kolekcji obrazów Izabelli z domu Czartoryskiej. Sugerowano w nich, że wkrótce tajemnica może zostać wyjaśniona. W Gołuchowie powinni w pierwszych dniach września stawić się posiadacze grafik-liter ze słownej wskazówki. Termin prezes Pikulski wybrał nie przypadkowo. Chciał osiągnąć dwie rzeczy: po pierwsze, trochę namieszać w przygotowaniach przeciwnika, a po drugie: w dniach 9–10 września, miały odbywać się w Gołuchowie Międzynarodowe Targi Ogrodnictwa. W tłumie gości, wystawców, dziennikarzy i zwykłych gapiów łatwiej będą mogli się poruszać jego detektywi.
— Każdy z nas woli wiadomości dobre od złych i to jest oczywiste. Ale to nie zwalnia cię z prawidłowej zdolności przyjmowania krytycznych informacji, które w wielu sytuacjach mają wyjątkową wartość i są niezwykle ważne. Jeżeli taką krytyczną wiadomość uzyskasz w porę, to będziesz mógł jeszcze zareagować, żeby coś nie skończyło się zupełną katastrofą. Przyglądaj się z czujną uwagą właśnie złym wiadomościom — pouczał Wilczana pan prezes.
— I jeszcze jedno, ale bardzo ważne. Niech to będzie twój realny przeciwnik, któremu musisz nadać jakieś imię dopóki oczywiście go nie złapiesz — podsumował ostatecznie wspólne przygotowania prezes Jan Pikulski.
— Ja już go w myślach nazwałem: Harpagon skrytobójca — oświadczył Wilczan. — Harpagon to synonim słowa chciwiec.Rozdział I. Poniedziałek. O5.IX.2016
I teraz właśnie na samym początku września, w poniedziałek, włączył się do gry Wilczan, przyjeżdżając pociągiem do stacji z napisem Pleszew. Szybko okazało się, że to jeszcze nie Pleszew, ale zwykła dziura Kowalew. Duży zabytkowy budynek dworca dziwnie wyglądał w otoczeniu wiejskich gospodarstw, witających przyjezdnych pianiem kogutów. Wszyscy pasażerowie poszli w kierunku małej stacji kolejki wąskotorowej, z której jednowagonowy czerwony pociąg w dziesięć minut dowiózł ich do właściwej już stacji Pleszew-Miasto.
Darmowy fragment
więcej..