Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zasady poezyi i wymowy. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zasady poezyi i wymowy. Tom 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 361 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZE­MO­WA TŁÓ­MA­CZA.

Teo­ry­ia sztuk pięk­nych, co w Niem­czech, An­glii i Fran­cji tak wy­so­ko stoi, i któ­rey wszyst­kie czę­ści, ucze­ni XVIII. i XIX. wie­ku wy­czer­pa­li iuz pra­wie; na­der mało iesz­cze roz­sze­rzo­na iest w na­szym na­ro­dzie. Kil­ka dziel' o Re­to­ry­ce z wie­ku XVII. po ła­ci­nie spi­sa­nych, kil­ka in­nych o wy­mo­wie i Po­ezyi przy koń­cu ze­szłe­go i na po­cząt­ku te­raź­ni­éy­sze­go wie­ku we­dług za­sad szko­ły Ary­sto­te­le­sa wy­pra­co­wa­nych, dzie­ło Sta­ni­sła­wa Po­toc­kie­go o wy­mo­wie i sty­lu, szcze­gó­ło­we ro­spra­wy po pi­smach pe­ry­odycz­nych roz­rzu­co­ne, rę­ko­pi­sma Pro­fes­so­rów: Uni­wer­sy­te­tu Wi­leń­skic­go, Le­ona Bo­row­skie­go, i Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go, Ka­zi­mie­rza Bro­dziń­skie­go, nie­zna­ne iesz­cze świa­tu li­te­rac­kie­mu, i wy­szłe nie­daw­no w Wil­nie dzie­ła po­śmiert­ne Eu­ze­biiu­sza Sło­wac­kie­go, w któ­rych znay­du­ią się za­sa­dy Es­te­ty­ki na wzór Eschen­bur­ga, Bo­uter­we­ka i Bla­ira uło­żo­ne; otoż są całe skar­by, ia­kie kray nasz w téy mie­rze li­czy. Ten nie­do­sta­tek li­te­ra­tu­ry na­széy co do dzieł teo­rycz­nych o sma – ku, obu­dził we mnie chęć przy­słu­że­nia się mi­ło­śni­kóm sztuk pięk­nych, tłó­ma­cze­niom ele­men­tar­ne­go w Niem­czech dzie­ła Szal­le­ra. Me­to­da, krót­kość, ia­sność i ogar­nie­nie wszyst­kie­go, co tyl­ko w tey mie­rze po­wie­dzi­éć moż­na; traf­ność w roz­wi­nie­niu me­ta­fi­zycz­nych przed­mio­tów spo­so­bem ła­twym i do po­ię­cia każ­de­go za­sto­so­wa­nym; były mi po­wo­dem, że tego au­to­ra przed in­ny­mi ob­ra­łem.

Pi­sarz ten, wi­dząc że es­te­ty­cy nie­miec­cy, dla sa­mych tyl­ko uczo­nych byli przy­stęp­ny­mi, i chcąc na­ukę sma­ku dla więk­széy licz­by osób ( iak sam w prze­mo­wie swo­iey do pi­érw­széy edy­cyi dzie­ła tego wy­ra­ża) do­stęp­ną uczy­nić: nową zu­peł­nie pu­ścił się dro­gą. W ten czas kie­dy wszy­scy pra­wie ucze­ni nie­miec­cy od kry­ty­ki władz umy­sło­wych po­czy­na­iąc, wkro­czyw­szy w kra­inę ima­gi­na­cyi, ba­da­nia me­ta­fi­zycz­ne na zwia­dy, że tak ém, dla wy­pa­trze­nia dzia­łań ge­niiu­szu wy­sy­ła­ią; Szal­ler ze sta­no­wi­ska em­pi­rycz­ne­go wy­cho­dząc, spo­so­bem ła­twym i pro­stym, za­sa­dy gu­stu tłó­ma­czy i pra­wa wszel­kim pło­dóm umy­sło­wym prze­pi­sa­nie; – a za­trze z tén prze­świad­cze­niem: ze pra­wi­dła mogą tyl­ko wska­zać dro­gę po­stę­po­wa­nia, nig­dy zaś ge­niiu­szu stwo­rzyć nie­żdo­ła­ią. Me­to­da iego iest szczę­śli­wa i pro­sta. Bie­rze nay­pi­ér­wéy przy­kład, roz­bie­ra go es­te­tycz­nie, sto­su­ie doń ogól­ne wła­sno­ści sztuk pięk­nych, i na­ko­niec przez ro­zu­mo­wa­nie lo­gicz­ne pra­wa każ­de­mu ro­dza­io­wi tak po­etycz­nych iak kra­so­mow­skich utwo­rów słu­żą­ce, wy­pro­wa­dza. –

Traf­ny w do­bo­rze przy­kła­dów, ia­sny i zwię­zły w swo­ich ro­zu­mo­wa­niach, Szal­ler, zgro­ma­dziw­szy szczę­śli­wie wy­pad­ki ba­dań nay­zna­ko­mit­szych es­te­ty­ków, za­mknął ie w kształ­cie li­stów do syna swe­go pi­sa­nych. For­ma ta li­sto­wa, acz­kol­wiek nie­zda­ie się od­po­wia­dać do­sta­tecz­nie dzie­łom dy­dak­tycz­nym; wie­le ato­li ma za sobą ko­rzy­ści. Przy­pusz­cza­iąc bo­wiem pew­ny sto­pień kul­tu­ry w oso­bie ide­al­ney do któ­rey się zwra­ca; ogra­ni­cza w nie­ia­ki spo­sób za­kres dzie­ła, a na­stęp­nie uni­ka wie­lu szcze­gó­łów i po­cząt­ków, któ­re in­a­czey wy­pa­da­ło­by ze szko­dą na­wet ca­ło­ści wy­kła­dać i prze­ry­wać tym spo­so­bem po­stęp i zwię­złość ro­zu­mo­wa­nia, – a tak upo­waż­nia nie­ia­ko au­to­ra do za­da­nia po czy­tel­ni­ka swo­im, pew­ne­go obe­zna­nia się z cel­ni­éy­szémi pło­da­mi ge­niiu­szu, z li­te­ra­tu­rą kra­io­wą, hi­sto­ry­ią, sło­wem ze wszel­kie­mi na­uka­mi, któ­re każ­de­mu czło­wie­ko­wi ia­kie­kol­wiek ukształ­ce­nie po­sia­da­ią­ce­mu, są nie­odbi­cie po­trzeb­ne. Przez taki ob­rot, dzie­ło iego od­po­wia­da nay­istot­niey­szym wa­run­kóm każ­de­go dy­dak­tycz­ne­go pi­sma; – to iest: sta­ie się przy­stęp­ném, zwię­złém, i całą rzecz w przy­zwo­itych ob­rę­bach ogar­nia. –

Co do mego tłó­ma­cze­nia, sta­ra­łem się ile moż­no­ści my­śli au­to­ra wier­nie wy­ło­żyć nie­przy­wię­zu­iąc się nie­wol­ni­czo do ory­gi­na­łu. Gdy ato­li nie­po­dob­na było nie­kie­dy wy­dać my­śli tam szcze­gól­niey, gdzie au­tor przy­mu­szo­ny wkro­czyć w gra­ni­ce me­ta­fi­zycz­ne, wy­obra­że­nia ode­rwa­ne ma­lu­ie; po­zwo­li­łem więc so­bie w tym ra­zie ię­zyk nasz na­kło­nić o tyle, o ilu na­tu­ra iego i za­sa­dy gram­ma­tycz­ne do­zwo­lić mo­gły. Czy­tel­nik nie­chay mnie są­dzi w tey mie­rze, we­dle du­cha ory­gi­na­łu, i na­tu­ry oy­czy­ste­go ię­zy­ka.. –

W za­sto­so­wa­niu ory­gi­na­łu do li­te­ra­tu­ry na­széy, sta­ra­łem się go tam, gdzie za­szła po­trze­ba, albo na­giąć, albo téż względ­nie do oko­licz­no­ści od­mie­nić; w ni­czem ato­li du­cha ca­łe­go dzie­ła nie­na­ru­sza­iąc, a przy­kła­dy nie­miec­kie pol­skie­mi za­stę­pu­iąc. Do­bór tych przy­kła­dów tem wię­cey sta­wił mi trud­no­ści, ie w li­te­ra­tu­rze pol­ski­éy nie­zaw­sze na­tra­fić moż­na na wzo­ro­we pło­dy nie tyl­ko w roz­ma­itych nowo – wy­na­le­zio­nych, ale na­wet i w nie­któ­rych daw­niey­szych ro­dza­iach po­ezyi. Z tey to przy­czy­ny, nie­raz mi wy­pa­dło użyć tłó­ma­czeń pol­skich, albo wzo­rów od au­to­ra uży­tych, albo téż in­nych pięk­niey­szych tego ro­dza­iu pło­dów. Tłó­ma­cze­nia te, po pi­smach pe­ry­io­dycz­nych po więk­szey czę­ści znay­du­ią­ce się, czę­sto­kroć lubo z in­nych miar pięk­ne i do­bre, nic za­wsze ato­li od­po­wia­da­ły moim, wi­do­kóm, za­ci­éra­iąc cza­sem te wła­śnie ce­chy ory­gi­na­łu, o któ­re nay­wię­cey cho­dzi­ło, dla wy­do­by­cia z nich ogól­néy cha­rak­te­ry­sty­ki ia­kie­goś ga­tun­ku po­ezyi. Stąd… wy­pa­dło mi nie­raz sa­me­mu obce utwo­ry tłó­ma­czyć. Pra­ca zu­peł­nie od­ręb­na od mo­ie­go za­mia­ru. –

Na­ko­niec trak­tat o mia­rach wi­ér­sza pol­skie­go, po­trze­ba było cał­ko­wi­cie, na miej­scu me­trycz­no­sci nic­miec­ki­éy uło­żyć. W tym wzglę­dzie co­kol­wiek tyl­ko na­pi­sa­łem, to wi­nie­nem sza­cow­ne­mu dzie­łu Pana El­sne­ra o pro­zo­dyi Pol­ski­éy, i ro­spra­wie Pana Kró­li­kow­skie­go o me­trycz­no­sci i ryt­micz­no­ści w pa­mięt­ni­ku War­szaw­skim umiesz­czo­néy. –LIST I.

PO­ŻY­TEK BA­DAŃ ES­TE­TYCZ­NYH.

Pra­gniesz móy synu! po­znać iak się two­rzą dzie­ła ge­ni­ju­szu, chcesz zgłę­bić i osą­dzić pięk­no­ści nie­śmier­tel­nych utwo­rów Ho­me­ra, Ma­ro­na, Tas­sa, Mil­to­na, Klopsz­to­ka, Bay­ro­na i wie­lu in­nych, któ­rych czy­ta… niem się te­raz zay­mu­iesz. Chęć ta rów­ny czy­ni za­szczyt two­ie­mu umy­sło­wi i ser­cu.

Nie­raz, iak mi po­wia­dasz, czy­ta­jąc mów­cę ia­kie­go lub po­etę czu­iesz nad­zwy­czay­ne unie­sie­nie, do­zna­jesz roz­ma­itych wzru­szeń na róż­ne opi­sy, my­śli i uczu­cia, a zdać so­bie a nich spra­wy i na­zna­czyć im przy­czy­ny nie­mo­żesz. Cza­sem się też wa­hasz, czy miey­sca oka­za­ło­ścią i bla­skiem ozdób cię łu­dzą­ce, w któ­rych ato­li nie­znay­du­iesz upodo­ba­nia, masz do uchy­bień czy do pięk­no­ści dzie­ła, do za­let czy do wad Au­to­ra po­li­czyć. Ale na­de­wszyst­ko, po­wia­dasz mi, że do­świad­cza­iąc sił wła­snych, po­mi­mo do­kład­néy zna­io­mo­ści swe­go przed­mio­tu, mimo ca­łe­go prze­ię­cia się nim, nie umiesz wszak­że my­śli swo­ich do­sta­tecz­nie wy­dać, nie umiesz rze­czy w pięk­néy for­mie wy­sta­wić. – Słusz­nie ztąd wno­sisz, że ci iesz­cze zby­wa pew­nych wia­do­mo­ści i za­sad, na któ­rych­byś sądy two­ie o pięk­no­ściach i uchy­bie­niach pło­dów wy­mo­wy i po­ezyi, o za­le­tach i wa­dach pi­sa­rzów mógł opie­rać, a prze­to wła­dze umy­słu twe­go roz­wiiać i do­sko­na­lić. Do mnie więc po radę i po­moc w téy mie­rze… się od­wo­łu­iesz, są­dząc ze ci po­tra­fię trud­no­ści te uła­twić?

Miło mi żeś tyle za­sma­ko­wał w pięk­nych na­ukach iż im wszyst­kie chwi­le, wol­ne od obo­wiąz­ków po­świę­casz. Nie­chay tę­pe­go umy­słu i ska­żo­ne­go ser­ca lu­dzie uy­mu­ią pięk­nym sztu­kom war­to­ści i wdzię­ku – śla­chet­niey­si rodu na­sze­go, wyż­szym ob­da­rze­ni umy­słem z de­li­kat­ną na wszel­kie wra­że­nia czu­ło­ścią, kto­ra się tyle do na­sze­go i dru­gich szczę­ścia przy­czy­nia , – ci po­lu­bień­cy na­tu­ry hoy­nie od niey upo­sa­że­ni, znay­dą za­wsze w przy­byt­ku sztu­ki dla sie­bie ustro­nie, i tam się do wiel­kich mę­żów każ­de­go na­ro­du i wie­ku przy­łą­czą,.

Na­tu­ra nie­prze­zna­czy­ła czło­wie­ka na cią­głą i wy­tę­żo­ną pra­cę; nie­stwo­rzy­ła go ma­chi­ną, co bez­u­statn­nym ru­chem obce, nie­zna­ne so­bie usku­tecz­nia za­mia­ry; ani tez czło­wiek, w sa­mem tyl­ko do­go­dze­niu zmy­słom cel i gra­ni­ce swo­ie­go bytu znay­du­ie. Zbyt pręd­ko prze­bie­ga­my za­kres uciech zmy­sło­wych, i mimo wszel­kich wy­si­leń roz­ma­ice­nia i od­na­wia­nia ich iak­by na prze­kor na­tu­rze, przez ty­sią­cz­ne wy­my­sły; za­wsze ckli­wość i od­ra­za po nich zo­sta­ie. – Patrz na tego bo­ga­cza! – syty wszel­kich ro­sko­szy, któ­rych mu płod­ny w wy­na­laz­ki zby­tek nie ską­pi, – pe­łen zdro­wia, śród po­mna­za­ią­cych się do­cho­dów, śród lu­béy ro­dzi­ny i wła­snych dzie­ci; przy­krzy bez­czyn­ném ży­ciem, so­bie i dru­gim nie­zno­śny. – Czer­pał on tyl­ko ze źró­dła zmy­sło­wey ro­sko­szy, aż póki to zu­peł­nie dla nie­go nie wy­schło. Wszyst­kie przy­iem­no­ści ży­cia, stra­ci­ły iuż dla nie­go swo­ie po­wa­by; wstręt i nie­smak za­iął miey­sce upodo­ba­nia, i to iest nay­dot­kliw­szą mu karą za to, że swe­go prze­zna­cze­nia uchy­bił i aż do zwie­rzę­cia się uni­żył.

Ileż róż­ny od nie­go czło­wiek, co swóy umysł i ser­ce, na umy­sło­wych ukształ­cił pięk­no­ściach! Dla nie­go, przy ską­pych na­wet da­rach losu, pły­nie ob­fi­ty zdróy za­do­wol­nie­nia. Może się on uciec na łono nie­śmier­tel­nych mę­żów daw­ne­go i śred­nie­go świa­ta, i w ich to­wa­rzy­stwie nie­znać lub za­po­mnieć nie­szczęść i do­le­gli­wo­ści, na któ­re tyl­ko lu­dzie zmy­sło­wo­ści od­da­ni zwy­kle się na­ra­ża­ią i gorz­ko na­rze­ka­ją na nie. Kogo pięk­ność zay­mu­ie ten czul­szym iest na wszyst­ko śla­chet­ne i wznio­słe ; dla ta­kie­go ży­cie ludz­kie iuz od­gad­nio­ne a na­tu­ra nay­pięk­niey­sze mu dzie­ła swo­ie uka­zu­ie.

Obo­wiąz­ki po­wo­ła­nia, nie­zay­mu­ią chwil wszyst­kich ży­cia na­sze­go; nie­ma­ło ich od na­szey woli za­le­ży –; ale iak­że czę­sto mar­nie by­wa­ią ty­ra­ne!… Pło­chość; za­ba­wy, gry i zbyt­ki, trwo­nią zwy­kle czas nie­po­wrot­ny, skar­ba­mi ca­łe­go świa­ta nie­okup­ny. Lecz kto go uży­wa na wzbo­ga­ce­nie i od­świe­że­nie swe­go umy­słu dzie­ła­mi wie­ko­pom­nych Ge­niiu­szów, kto chwi­le od­po­czyn­ku po­świę­ca na to, by w pięk­nym po­ezyi ogro­dzie na­brał po­trzeb­nych sił i wy­trwa­ło­ści do prze­by­cia pu­stych po więk­szey czę­ści ste­pów rze­czy­wi­ste­go ży­wo­ta; temu bło­go pły­ną go­dzi­ny ży­cia, ten po­zna god­no­ści prze­zna­cze­nie swo­ie i co­raz mo­ral­nie lep­szym i za­cniey­szym bydź za­pra­gnie. Bog­day­byś móy synu; za­wsze z tego sta­no­wi­ska sztu­ki pięk­ne uwa­żał i Wyż­szych bo­wiem tyl­ko dusz iest ce­chą, że nay­większ­szą część ży­wo­ta na roz­le­głey ni­wie na­uki i roz­my­śla­nia prze­zy­wa­ją.LIST II.

PIĘK­NA NA­UKA.

Nie żą­day po mnie synu! ani się spo­dzie­way zna­leść w moim wy­kła­dzie pew­ne i nie­za­wod­ne pra­wi­dła na oce­nie­nie wszel­kiey pięk­no­ści, lub też za­sa­dy we­dle któ­rych mógł­byś i so­bie i dru­gim do­wieść: cze­mu ta rzecz iest, a ta nie iest pięk­ną. Bo gdy­by była ogól­na zasa da, mo­gą­ca słu­żyć za mia­rę po­rów­ny­wa­nia dla wszel­kiey pięk­no­ści, nie­wi­dzie­li­by­śmy tylu bła­hych sprze­czek i zdań ied­no­stron­nych; moda i po­chleb­stwo, co zwy­kle tylu rze­czom krót­ko­trwa­łą na­da­ją za­le­tę i zni­ko­mą pięk­ność, nie­pa­no­wa­ły­by tak wie­lo­wład­nie; a tyle wy­bo­czeń z toru pra­we­go i nie­ska­żo­ne­go sma­ku nie­mia­ły­by miey­sca.

Nie­myśl tak­że, aby pra­wi­dła choć­by nay­do­sko­nal­sze Re­to­ry­ki i Po­ety­ki, zdo­ła­ły kogo uczy­nić Mow­cą lub Po­etą. Ge­niiusz two­rzy i kształ­ci po­dług praw so­bie wła­ści­wych, iemu sa­me­mu na­wet nie­zna­nych. Żad­ne pra­wi­dła nie­po­tra­fią ni­ko­go na­tchnąć tem ży­ciem, tą siłą i praw­dą, z ja­kie­mi: Fi­dy­iasz wcie­lił swóy po­mysł Olym­piy­skie­go Jo­wi­sza; z ia­kie­mi Ho­mer za­gnie­wa­ne­go Achil­le­sa i cza­tą An­dro­ma­chę; Wir­gi­liiusz opusz­czo­ną Dy­do­nę, Tas­so cza­riu­ą­cą Ar­mi­dę, Klopsz­tok swo­ich mło­dzień­ców, ma­lo­wał.

Ro­zum wspar­ty fi­lo­zo­fiią, może śle­dzić siły umy­sło­we czyn­ne w cza­sie two­rze­nia ia­kie­go dzie­ła; na­uka może tyl­ko nie­któ­rych po­moc­ni­czych udzie­lić wia­do­mo­ści, np: mowy, my­to­lo­gii i t… p; ale tak pierw­szy iak i dru­ga, ani stwo­rzyć ge­niiu­szu ani dzia­łań iego wy­ia­snić i na­uczyć nie­zdo­ła­ią. Przez nie wszak­że roz­po­zna­ie­my wła­sno­ści i przy­mio­ty pło­dów sztu­ki, po­rów­ny­wa­my ied­ne dzie­ła z dru­gie­mi, a ztąd wy­do­by­wa­my ogól­ne uwa­gi, któ­re mogą twór­czy ge­niiusz ustrzedz od błę­dów, a po­strze­ga­czo­wi de­li­kat­nym ob­da­rzo­ne­mu sma­kiem od­kryć wszyst­kie pięk­no­ści.

Otoż wszyst­ko, co pięk­na na­uka wy­świad­czyć może. Wła­ści­wie mó­wiąc nie iest ona umie­ięt­no­ścią, i na­zwi­sko pięk­ney na­uki nie iest dla niey sto­sow­ne, bo iey zby­wa nay­wyż­szey za­sa­dy przez któ­rey­by zgod­ność lub nie­zgod­ność moż­na było do­wieść ogól­nie: że cóś iest lub nie iest pięk­ne; prze­toż na­zwi­sko tyl­ko sztu­ki pięk­ney słu­żyć iey bę­dzie (1).

Aże dzie­ła sztuk pięk­nych, po­wszech­nie mniey lub wię­cey nam się po­do­ba­ią, przy­zna­ie­my więc du­szy na- – (1) Niem­cy na­zy­wa­ią tę na­ukę Es­te­ty­ką, od wy­ra­zu Grec­kie­go αίσθάνo­μαι zmy­sła­mi przej­mo­wać, czuć.

szey pew­ną, wła­dzę czu­ią­cą i spra­wu­ią­cą to upodo­ba­nie; wła­dzy tey nada­ie­my na­zwi­sko sma­ku. Za­sta­na­wiać się tedy bę­dzie­my nad tem, co w nas ro­dzi upodo­ba­nie, ia­kie są wa­run­ki i stop­nie tego uczu­cia; aza­liż po­strze­ga­jąc i sie­bie i dru­gich po­tra­fi­my na­zna­czyć przy­czy­ny, dla któ­rych du­sza ied­ne rze­czy pięk­ne dru­gie nie­pięk­ne i szpet­ne; ied­ne my­śli wznio­słe i gór­ne, inne niz­kie i bła­he znay­du­ie; a ztych ba­dań może się tez isto­ta sztuk pięk­nych da wy­kryć.LIST III.

PIĘK­NOŚĆ.

Kie­dy znu­żo­ny po­lo­wa­niem,. usiadł­szy na pniu, skrom­nym się po­kar­mem po­si­lasz; wte­dy za­iste przy­iem­no­ści do­zna­iesz. Lecz sko­ro za­spo­ko­iłeś po­trze­bę po­ży­wie­nia, pięk­na ota­cza­ią­ca cię oko­li­ca ścią­ga na sie­bie two­ię uwa­gę. Z upodo­ba­niem po­glą­dasz na ia­sny błę­kit nie­ba roz­ta­cza­ją­cy się nad tobą i schy­la­ją­cy po nad zie­lo­ne drze­wa; za­chwy­ca two­ie oko wo­do­spad w mi­liio­nach dy­amen­tów na dół się rzu­ca­ią­cy; przy­da­ie ozdo­by miey­scu oka­za­ły za­mek na któ­rym się koń­czy miły ci wi­dok. List przy­ia­cie­la opi­su­ią­cy czyn iego śla­chet­ny, więk­szą iesz­cze ra­dość w to­bie roz­le­wa.

Po­karm więc któ­rym głód uśmie­rzy­łeś, pięk­ny wi­dok miey­sca, oka­za­ły za­mek, śla­chet­ny czyn w li­ście przy­ia­cie­la; wszyst­ko to spra­wi­ło ci przy­iem­ność; lecz ta tro­ista przy­iem­ność była wca­le róż­na, cze­go iuź sam spo­sób ia­kim uczu­cia iey wy­ra­żasz do­wo­dzi. – Po­karm bo­wiem, zo­wiesz smacz­nym, przy­iem­nym; oko­li­cę pięk­ną, czyn przy­ia­cie­la śla­chet­nym. Na czem­że więc przy­iem­ność za­le­ży?… Oto nie­tyl­ko na­tem, co za­spa­ka­ia na­sze po­trze­by, gdyż i łąkę zo­wie­my cza­sem miłą, przy­iem­ną, ale ogól­nie na­tem ze ma­te­ry­ia mile dzia­ła na na­sze czu­cie i bez­po­śred­nie łech­ce i po­ru­sza na­szę zmy­sło­wość. Dla tego to po­ie­dyn­czy ton czy­sty i ko­lor na­zy­wa­my mi­łym, przy­iem­nym.

Z pięk­no­ścią rzecz się ma wca­le in­a­czey. Wi­dząc pięk­ny np: po­sąg, nie mar­mur lub inna iaka ma­te­ry­ia z któ­rey iest wy­ro­bio­ny, lecz for­ma tey ma­te­ryi nada­na nam się po­do­ba. Na­zy­wa­my zaś śla­chet­nem lub za­cnem to, co się z pra­wa­mi czy­stey mo­ral­no­ści zga­dza.

Moż­na więc za ogól­ną przy­iąć za­sa­dę: że same tyl­ko for­my przed­mio­tów sta­no­wią­ich pięk­ność ( 1).

–- (1) Bu­ter­wek w swo­iey Es­te­ty­ce, nie­przy­y­mu­ie de­fi­ni­cji pięk­no­ści za­le­żą­cey na for­mie; utrzy­mu­iąc ze pięk­ność iest to za­do­wol­nie­nie po­trze­by es­te­tycz­ney, we­dle po­wszech­nych i nie­odmien­nych praw na­tu­ry i ro­zu­mu czło­wie­ka ukształ­co­ne­go. – W ta­kiem to ro­zu­mie­niu po­dług nie­go Ho­mer, Pin­dar, So­fo­kles, Göthe, Ra­fa­el, uwa­ża­li i kształ­ci­li pięk­ność. Ztąd wi­dać, że Bu­ter­wek de­fi­niiu­ie pięk­ność wzgięd­nie do czu­cia ia­kie w nas obu­dza, czy­li uwa­ża­ią sub­jec­ti­ve; my zaś od­no­si­my ią do przed­mio­tów i opi­su­ie­my ob­jec­ti­ve. Co w isto­cie na ied­no wy­y­dzie w są­dze­niu o pięk­no­ści.

Ale For­ma wte­dy się nam po­do­ba kie­dy iey roz­ma­itość w pew­ną ca­łość czy­li jed­ność po­łą­czyć mo­że­my. – Dla te­goć to po­stać za­okrą­glo­na pięk­niey­sza iest od ką­to­wa­tey, po­wierzch­nia gład­ka od chro­pa­wey i t… p.; bo sto­su­nek roz­ma­ito­ści do ca­ło­ści wy­raż­niey­szy iest w pierw­szych niż w dru­gich. Z tey­że sa­mey przy­czy­ny re­gu­lar­na mu­zy­ka wię­cey się nam po­do­ba, niż w nie­ła­dzie po­mie­sza­ne tony; bo w pierw­szym ra­zie za po­mo­cą tak­tu i ryt­mu ła­two całą mu­zy­kę w pew­ną ied­ność uiąć mo­że­my.

Dla cze­goż do­strze­żo­na ied­ność w roz­ma­ito­ści ma­te­ryi, tak żywe upodo­ba­nie w nas obu­dza?…. Jest to czyn umy­sło­wy, któ­ry się daie czuć i po­strze­gać tyl­ko ale nie­tłu­ma­ezyć; ob­ja­śnia­my go hy­po­te­tycz­nie przez to: ze zmy­sło­wość do­star­cza­ią­ca nam po­ięć, i ro­zum, któ­ry z po­ięć wy­ra­bia sądy, są. z na­tu­ry w czło­wie­ku har­mo­niy­nie umiar­ko­wa­ne; pięk­ność po­bu­dza­iąc obie te wła­dze do czyn­no­ści, obu­dza ra­zem tę mię­dzy nie­mi har­mo­niią, któ­rey uczu­cie iest nam miłe.

Bacz­niey­sza uwa­ga prze­ko­ny­wa nas, że po­do­ba­my so­bie w sa­mym tyl­ko kształ­cie bez wzglę­du na cel i wła­sno­ści przed­mio­tu. Kwiat np; nie dla tego iest nam miły, że może moc uzdra­wia­ią­cą po­sia­dać, lub że opa­trzo­ny iest w or­ga­na do roz­krze­wie­nia słu­żą­ce. Zgo­ła czy­ste upodo­ba­nie w pięk­no­ści, nie­za­wi­sło by­naym­niey od in­te­res­su iaki ską­di­nąd po­wziąć mo­że­my do rze­czy. Lu­bi­my pięk­ne ob­ra­zy nie że­by­śmy ie po­sia­dać chcie­li, – z upodo­ba­niem oglą­da­my pięk­ną grec­kie­go sty­lu świą­ty­nią w ogro­dzie, nie że­by­śmy ią mieć chcie­li. – Sama tyl­ko for­ma bez wzglę­du na ma­te­ry­ią i in­te­res, zay­mu­ie nas w czy­stey pięk­no­ści. In­te­res bo­wiem za­my­ka w so­bie żą­dzę po­sia­da­nia cze­goś; w czy­stey zaś pięk­no­ści przy­pu­ścić tego nie­moż­na. Po­do­ba się nam kra­ina, kto­rą so­bie w ima­gi­na­cyi tyl­ko wy­sta­wia­my; a zbyt wiel­kim był­by sa­mo­lu­bem, kto­by pięk­ny An­giel­ski ogród opusz­czał z ża­lem dla tego, ze nie iest iego wła­ści­cie­lem.

Wszak­że nie­kie­dy pięk­ność i z in­te­res­sem po­łą­czo­na bydź może. Próż­ny czło­wiek rad­by może pięk­ny po­sąg po­sia­dał, by się mógł nim cheł­pić; pięk­ne miey­sce może się i stąd po­do­bać, że się z niem łą­czy myśl o do­bro­ci Stwór­cy; ubo­ga chat­ka, ze w na­szem ro­zu­mie­niu pro­ści i spo­koy­ni lu­dzie ią za­miesz­ku­ią… i t… p. Nie­ma­my za złe ani tez wy­ma­ga­my po dru­gich, aby się z nami w zda­niu o przy­iem­no­ści zga­dza­li. – Roz­sąd­ny czło­wiek nie­gar­dzi dru­gim dla tego, że mu le­piey sma­ku­ie Szam­pań­skie wino niż kra­io­wy na­póy, że woli kon­no ra­czey niż pie­szo spa­ce­ry od­by­wać i t… p. Lecz w są­dach o pięk­no­ści nie tak się rzecz ma. Kie­dy ia sta­tuę, oko­li­cę, albo sztu­kę mu­zycz­ną, pięk­ną na­zy­wam; chciał­bym żeby wszy­scy ze mną na to się zgo­dzi­li. – A słusz­nie tego wy­ma­gam stąd: że każ­dy czło­wiek zmy­sło­wość i ro­zum w har­mo­niy­nym sto­sun­ku może po­sia­dać, a za­tem utrzy­my­wać ze czy­sta pięk­ność czy­niąc tę har­mo­niią wi­docz­niej­szą, musi każ­de­mu upo­da­ba­nie przy­no­sić. Ob­ja­śnie­nie to wszak­że, iest tyl­ko hy­po­te­zą, któ­rey do­wieść wca­le nie­po­dob­na. Czę­sto­kroć zda­rza się, że na­wet czy­sta pięk­ność nie wszyst­kim się po­do­ba, a zwłasz­cza kie­dy się z nią łą­czy nie­przy­jem­ne lub od­ra­ża­ią­ce wy­obra­że­nie. Tak np: nay­pięk­niey­sza oko­li­ca w któ­rey na­sze­go przy­ia­cie­la za­mor­do­wa­no, za­miast mi­łe­go upodo­ba­nia, wstrę­tem i prze­ra­że­niem nas przey­mu­ie.LIST IV.

PIĘK­NOŚĆ MIE­SZA­NA.

Może się ied­nak nam iaki po­sag po­do­bać, nie dla sa­mey tyl­ko czy­stey pięk­no­ści; ale ze wy­obra­ża po­stać mi­łey nam oso­by; – może nas za­iąć bu­do­wa nie dla sa­me­go pięk­ne­go kształ­tu, lecz ze iey po­sia­da­nie wie­le ko­rzy­ści przy­no­si; – pięk­na oko­li­ca stąd, że wy­zie­wy ro­ślin i czy­ste po­wie­trze słu­żą zdro­wiu na­sze­mu; – miey­sce ia­kie może nam bydź lube, że­śmy w niem opła­ka­ne­go iuż przy­ia­cie­la zno­wu uy­rze­li.

Wi­dzisz tedy móy syna, ze w po­dob­nych oko­licz­no­ściach albo ma­te­ry­ia, i in­te­res wpły­wa do na­sze­go upodo­ba­nia; albo też wy­obra­że­nie ia­kieś obu­dzo­ne od przed­mio­tu, za­do­wol­nie­nie nam przy­no­si. Pięk­ność stąd po­cho­dzą­cą, na­zy­wa­my mie­sza­ną; bo ta nie tyl­ko ?… for­my ale i z ma­te­ryi nam się po­do­ba. Do tego ro­dza­iu pięk­no­ści na­le­ży owe wyż­sze za­do­wol­nie­nie, któ­re­go do­zna­ie­my na wi­dok dzie­ła sław­ne­go mi­strza. I tak lubo wszel­ka mu­zy­ka wiel­kie na to­bie spra­wu­ie wra­że­nie, z więk­szą ied­nak ro­sko­szą słu­chać bę­dziesz sztu­ki Mo­zar­ta, kie­dy ci iuż; imię, sła­wa iego zna­io­me; po­glą­da­iąc na po­pier­sie Ary­sty­de­sa, ' ob­li­cze iego wyda ci się pięk­niey­sze niż iest w isto­cie; bo cno­ty tego męża upięk­nią rysy iego twa­rzy w twych oczach. Uczu­cie bo­wiem pięk­no­ści z uczu­ciem mo­ral­nem bar­dzo bliz­ko gra­ni­czy i ied­no z dru­giem na­der się ła­two spo­krew­nią. – To zbli­że­nie cza­sem się tak da­le­ko po­su­wa: ze czę­sto mo­ral­ność za pięk­ność, a pięk­ność za mo­ral­ność się bie­rze. Nie­raz na te­atrze, Par­ter okla­sku­je sce­ny i cha­rak­te­ry dla tego ie­dy­nie ze są mo­ral­ne cho­ciaż­by mniey pięk­ne, a mil­czy wcza­sie nay­pięk­niey­szych mniey mo­ral­nych sy­tu­acyy. Któż nie­przy­po­mni so­bie owey do­bro­dusz­ney pu­blicz­no­ści Ateń­skiey, trwo­żą­cey sobą: by sio… nie­spoź­nił sta­rzec, gdy Me­ro­pa nie­wia­do­ma ta­iem­ni­cy syna swe­go za­biiać mia­ła?

Ła­two wi­dzieć, ze bar­dzo mało iest przed­mio­tów, któ­rym­by czy­stą pięk­ność przy­znać moż­na – tak np: rysy w ob­ra­zie, ułom­ki śpie­wu, sama na­wet po­stać ludz­ka po­do­ba­ią się nay­czę­ściey stąd: że od­po­wia­da­ją le­piey swo­im za­mia­rom, ie wi­docz­nie cel w nich po­strze­ga­my. Kształt­na ko­lum­na, lubo się nam po­do­bać może i dla czy­stey pięk­no­ści, po­spo­li­cie ied­nak łą­czy­my znią wy­obra­że­nie mocy i cię­ża­ruj­na niey spo­czy­wa­ią­ce­go. Z tego wzglę­du nie po­do­ba­ią się nam ko­lum­ny wy­gię­te, choć­by były pięk­ne; bo nie­od­po­wia­da­ią wy­obra­że­niu mocy.

W pięk­no­ści mie­sza­ney nie­wszy­scy rów­ne maią upodo­ba­nie. Kwiat po­do­ba­ią­cy się mi z ko­lo­ru a nie z kształ­tu może bydź obo­ięt­nym a na­wet ra­żą­cym dla in­nych. Cza­sem nie­mi­łe w kim wy­obra­że­nie obu­dza przed­miot, któ­ry­mi lube wspo­mnie­nie na myśl przy­wo­dzi. Na sza­blę, np: któ­rą ia, iako upo­mi­nek od przy­ia­cie­la po­do­bam so­bie i wy­so­ko ce­nię, syn po­le­głe­go od niey oyca, nie moie bez żalu i prze­ra­że­nia spoy­rzeć.

Jed­nak­że tony i ko­lo­ry są tak śla­chet­ną ma­te­ryą: że iey wra­że­nia nie­róż­nią się co do de­li­kat­no­ści od tych, któ­re for­ma spra­wu­ie; dla tego tez mogą się po­li­czyć do pięk­no­ści czy­stey, choć nie tak w ści­słem zna­cze­niu. Ma­lo­wi­dło świe­że­mi a ży­we­mi ko­lo­ra­mi wy­da­ne, wię­cey się po­do­ba nie­zna­ią­ce­mu sztu­ki, niż nay­do­sko­nal­szy ob­raz; ale też i znaw­cy wy­so­ko ce­nić zwy­kli uży­cie farb i ko­lo­ry­tu.

Pięk­ność za­wsze się nam po­do­ba, czy ią po­strze­ga­my zmy­sło­wo czy też w ima­gi­na­cyi na­szey; – stąd to i sztu­ki mow­ne mogą wy­dać pięk­ność i upodo­ba­nie nam spra­wić. Nie­któ­re iesz­cze czy­ny i po­stęp­ki zo­wie­my pięk­ne­mi, mia­no­wi­cie dla tego, że nie­za­wi­śle od po­żyt­ku, ied­no iako czy­sto-pięk­ne przed­mio­ty nam się po­do­ba­ią. I tak: ustą­pie­nie cno­tli­we­mu ubo­gie­mu swe­go ma­iąt­ku, po­moc i ra­tu­nek nie­sio­ne w obro­nie nie­win­ne­go, są to pięk­ne czy­ny.

Roz­ma­ite są stop­nie pięk­no­ści, we­dle roz­ma­itość uczuć przez nią wznie­co­nych. Oko­li­cę, w któ­rey się wszyst­ko oku twe­mu po­do­ba, gdzie w każ­dem miey­scu za­trzy­mu­iesz wzrok ze spo­koy­ną ra­do­ścią, ani zbyt unie­sio­ny, ani więk­szym na­tchnio­ny za­pa­łem, zo­wiesz po­wab­ną. Tey po­wab­ney pięk­no­ści iest spo­koy­na miła do­li­na, w któ­rą się słoń­ce za­pusz­cza; i na­stęp­ny ob­raz z po­ezyi Bro­dziń­skie­go:

Ku to­bie wie­ią wo­nią i łąki i gaie,

Cie­bie wzy­wa­ią pła­cząc Za­błą­ka­ne zdro­ie

I czy­ste wsi po­wie­trze iak su­mie­nie two­ie.

Tobą tchnie sen Mal­wi­ny, cie­bie w la­sku śpie­wa, i t… d.

Je­że­li ta po­wab­ność, czy­li pięk­ność ła­god­na; wy­da­ie się w ru­chu, w kształ­cie, w to­nie, w ge­stach: – zo­wie­my ią wdzię­kiem czy­li gra­cy­ią; a ie­śli iesz­cze po­łą­czy się z mo­ral­ną po­wa­gą, nie­po­dob­na oprzeć się iey uro­ko­wi. Za­chwy­cił by nas nie­za­wod­nie ob­raz, wy­sta­wia­ią­cy dzie­cię lek­kim i tro­skli­wym kro­kiem ubo­gie­go ociem­nia­łe­go oyca pro­wa­dzą­ce.

Je­że­li rzecz pięk­na iest drob­na i ma­ło­zna­czą­ca, na­zy­wa­my ią ład­ną; np. mały ozdob­nie ubar­wio­ny kwia­tek, lek­ka ary­y­ka, ulot­ny wier­szyk sto­su­ią­cy się do ia­kiey oko­licz­no­ści i t… p.

Nad wszel­ką pięk­ność w świe­cie zmy­sło­wym upa­trzyć się mo­gą­cą, moż­na po­my­ślić i wy­obra­zić so­bie iesz­cze pięk­niey­szą i wyż­szą niz się w rze­czy­wi­sto­ści znay­du­ie. W nay­pięk­niey­szey oko­li­cy, iaka się tyl­ko zna­leść może w na­tu­rze, za­wsze iest ia­kieś miey­sce mniey się po­do­ba­ią­ce, któ­re da­le­ko mi­ley wpa­da­ło­by w oko, co in­ne­go na niem miesz­cząc. Za­miast tego np. drze­wa, ogrom­na ska­ła; na tey ied­no­stay­ney łące, mała ka­ska­da, mo­gły­by wi­dok upięk­nić, oko­li­cę oży­wić. Toż samo się dzie­ie z bu­do­wą czło­wie­ka; w nay­pięk­niey­szym ia­kie­go rze­czy­wi­stość nam wy­sta­wia mło­dzień­cu, za­wsze cze­goś bra­ku­ie do do­sko­na­łej pięk­no­ści, za­wsze chcie­li­by­śmy ia­kieyś od­mia­ny, bądź w pro­por­cyi czę­ści po­je­dyń­czych., bądź w ich kształ­cie, bądź w zmy­sło­wym wy­ra­zie du­szy wy­da­ią­cey się w spoj­rze­niu, w ru­chu, w ry­sach twa­rzy. Pięk­ność tę wy­obra­żal­ną, zo­wie­my Ide­ałem czy­li po­my­słem pięk­no­ści. Ale iak­że so­bie po­cznie sztuk­mistrz, chcąc do­sko­na­łą wol­ną od wszeł­kiey wady wy­dać pięk­ność, lub pięk­ny po­mysł wcie­lić? Oto – musi oczy­wi­ście wszyst­ko usu­nąć, co się tyl­ko za­mia­ro­wi iego prze­ciwi, a zgro­ma­dza­iąc zno­wuż wszyst­ko to, co iest od­po­wied­niey­sze iego ce­lo­wi, co z nim nay­bliż­szy ma zwią­zek, uzu­peł­nić dzie­ło po­my­sło­wi swo­ie­mu po­dob­ne. Wszak­że ten ide­ał, musi po­przed­ni­czo przed ima­gi­na­cyą iego w ca­łey się peł­no­ści roz­wi­nąć.

Przy­kła­dy, le­piey ci tę oko­licz­ność ob­ja­śnią. Mnie­masz­li ze Fi­dy­iasz, nim po­wziął myśl ukształ­ce­nia Jo­wi­sza Olym­piy­skie­go, po­szu­ki­wał wprzó­dy mię­dzy współ­cze­sny­mi ludź­mi i zgro­ma­dzał nay­wy­dat­niey­sze rysy po­wa­gi, wspa­nia­ło­ści i wiel­ko­ści; – a z po­łą­cze­nia ich do­pie­ro utwo­rzył ca­łość? – Nie, by­naym­niey. Kil­ka wier­szów Ho­me­ra w chwi­li unie­sie­nia z za­pa­łem od­czy­ta­nych, w jed­nem oka mgne­niu, sta­wi­ły iego ima­gi­na­cji ob­raz roz­gnie­wa­ne­go Jo­wi­sza. Ale ten ob­raz mu­siał iesz­cze w rze­czy­wi­stość wy­stą­pić, w ludz­ką po­stać bydź ukształ­co­nym: – i tu do­pie­ro sztuk­mistrz mógł po­strze­ze­nia wzię­te z rze­czy­wi­ste­go ży­cia za­sto­so­wać. – Z tych po­ie­dyn­czych uwag wy­pły­wa: ze ide­ał nie iest sprzecz­nym z rze­czy­wi­sto­ścią; ale ra­czey iest nay­istot­niey­szą tre­ścią tego, co zniey wy­bie­ra się, – i iest ulot­nym ima­gi­na­cyi utwo­rem, sko­ro grunt zmy­sło­wy opu­ści.

Rzecz prze­ciw­na pięk­no­ści , iest szpet­ność. Tak zy­y­czay­nie zo­wie­my to, co się nam bez­po­śred­nio nie­po­do­ba, nie zaś to, co w za­du­mie­nie wpra­wia, albo szko­dę przy­nieść nam może. Al­bo­wiem bu­rzy mor­skiej, po­ża­ru, lwa roz­gnie­wa­ne­go, nie­na­zy­wa­my szpet­ne­mi; – lecz prze­ciw­nie nada­ie­my to na­zwi­sko np, roz­stro­jo­ne­mu to­no­wi, od­ra­ża­ją­ce­mu, nie­czy­ste­mu zwie­rzę­ciu, prze­raź­li­we­mu gło­so­wi czło­wie­ka, i t… p.

LIST V.

WIEL­KOŚĆ', GÓR­NOŚĆ.

Ten dąb roz­ło­ży­sty, tę ska­li­stą górę, na­zy­wasz wiel­ką; ale też nie­kie­dy i czło­wie­ko­wi, co z nie­be­spie­czeń­stwem wła­sne­go ży­cia bliź­nie­go ra­tu­ie, wiel­kość przy­zna­iesz. Aza­tem ogól­nie, wiel­kiem na­zwać­by moż­na wszyst­ko to, co ogro­mem swo­ich czę­ści, siłą, waż­no­ścią i god­no­ścią, inne przed­mio­ty prze­wyż­sza.

Do­świad­cze­nie na­ucza: ze wi­dok wiel­ko­ści żywe na nas czy­ni wra­że­nie i wiel­ce się… po­do­ba; cho­ciaż nie­zaw­sze i nie w każ­dym ra­zie. Bo gdy­bym np. wy­so­kość Chim­bo­ra­zo ( nay­wyż­szey może góry na zie­mi) chciał wy­ra­cho­wać; wów­czas siły umy­sło­we zu­peł­nie win­nym kie­run­ku będą dzia­ła­ły, niż gdy­bym tę górę miał przed ocza­mi. To tez w ostat­nim ra­zie, da­le­ko­bym więk­sze­go za­do­wol­nie­nia do­świad­czył. –

Na czem­że więc ten ostat­ni ro­dzay upodo­ba­nia za­le­ży? Oto, na wro­dzo­ney skłon­no­ści na­szey ima­gi­na­cya któ­ra wszel­ki przed­miot usi­łu­ie iak nay­do­kład­niey so­bie wy­sta­wić. Sko­ro tedy przed­miot ude­rza­ją­cy na­sze zmy­sły iest wiel­kim, wów­czas zmy­sło­wość sta­ra­jąc się go ob­jąć, ro­sprze­strze­nia swo­ie gra­ni­ce i moc­niey swe siły ob­ja­wia. Tym spo­so­bem wła­dze umy­sło­we po­bu­dza­ią się do ru­chu, a gra wy­obra­żeń stąd wy­ni­ka­ią­ca za­do­wol­nie­nie nam przy­no­si. Ale nie tak się dzie­ie, ie­ze­li so­bie iaką wiel­kość wy­obra­ża­my lo­gicz­nie, my­śląc np. o wiel­ko­ści ia­kiey góry we­dług pew­ney mia­ry po­rów­ny­wa­nia. Wy­obra­że­nie bo­wiem do nie­skoń­czo­no­ści moie ten wy­miar po­su­wać, a gra­ni­ce dzia­ła­nia władz umy­sło­wych nie­roz­sze­rza­ią się by­naym­niey, i całe za­do­wol­nie­nie ze zmy­sło­we­go ob­ja­wie­nia czyn­no­ści du­szy po­cho­dzą­ce, upa­da. Bo du­sza by­naym­niey się nie­roz­sze­rza, cho­ciaż­by tę mia­rę po­rów­ny­wa­nia ( któ­rą ro­zum musi ko­niecz­nie ozna­czyć, by dru­dzy wy­miar wiel­ko­ści mo­gli so­bie do­kład­nie wy­sta­wić) sto­su­iąc do wiel­ko­ści, po­wta­rza­ła bez koń­ca; al­bo­wiem na wy­obra­że­nie so­bie każ­dey ta­kiey mia­ry z osob­na, musi osob­ny czas ło­żyć. Tak np. ie­że­li mó­wi­my sto łok­ci, to ie­den tyl­ko iest ło­kieć, któ­ry się bar­dzo pręd­ko w umy­śle po­wta­rza. –

Je­że­li w cza­sie po­god­ney wio­sen­ney nocy, prze­cha­dza­iąc się sa­mot­ny, po­glą­dasz na błę­kit nie­ba roz­sto­czo­ny nad tobą, i na mi­liio­ny świa­tów spo­koy­nie w czy­stym ete­rze krą­żą­ce; ie­ze­li znay­du­iąc się na okrę­cie wzrok twóy błą­dzi po nie­zmie­rzo­ney okiem mor­skiey prze­strze­ni, albo kie­dy be­spie­czen wi­dzisz z brze­gu na­wał­ność bu­rzą­cą mo­rze, i bły­ska­wi­ce-prze­la­tu­ią­ce groź­nie po nie­bie, i pio­ru­ny z hu­kiem po­wta­rza­ne wśród gór ska­li­stych; we wszyst­kich tych ra­zach do­zna­iesz uczu­cia, któ­re na­zy­wasz gór­nem, Wszak­że nie sama tyl­ko po­tę­ga na­tu­ry, obu­dza w to­bie uczu­cie gór­no­ści; na­ci­ska się ono iesz­cze po­mi­mo­wol­nie, kie­dy np. wi­dzisz Re­gu­lu­sa, co dla sła­wy i do­bra Oy­czy­zny, spo­koy­ny na śmierć nay­okrop­niey­szą do Kar­ta­gi­ny po­wra­ca; kie­dy wi­dzisz So­kra­te­sa co z uśmie­chem piie tru­ci­znę, albo Fo­cy­ona, co od swo­iey Oy­czy­zny nie­wdzięcz­nie na śmierć ska­za­ny, za­kli­na syna swo­ie­go by na nie­przy­ja­cio­łach się nie mścił. Z tego co­śmy iuż o wiel­ko­ści po­wie­dzie­li, ła­two iest te­raz uczu­cie gór­no­ści wy­ia­śnić. Nie­bo okry­te gwiaz­da­mi, zo­wie­my gór­nem dla tego: że prze­strzeń ta­kiest wiel­ka iż iey wy­obra­że­nie zmy­sło­we ob­jąć nie­zdo­ła; toż samo dzie­ie się z mo­rzem. Nada­rem­nie na­wet ima­gi­na­cy­ia na­sza usi­łu­ie ogar­nąć to, cze­go zmy­sło­wość cał­kiem ogar­nąć nie może.

Gdy więc usi­ło­wa­nie, nie­od­po­wia­da po­żą­da­ne­mu skut­ko­wi, gdy po­mi­mo ca­łe­go na­tę­że­nia ima­gi­na­cy­ia wy­obra­że­nia ia­kie­go w ca­łość uiąć nie­zdo­ła, przy… kre­by tedy i po­ni­ża­ją­ce nie­do­łęż­no­ści uczu­cie za­smu­ca­ło na­szę du­szę; gdy­by wła­dza my­śle­nia nie­przy­by­wa­ła iey w po­moc. Owoż ta wła­dza przey­mu­ie przed­miot w tey chwi­li, kie­dy go iuż ima­gi­na­cy­ia w je­den ob­raz ob­jąć nie może, i przed­sta­wia go so­bie w po­ię­ciu, Tym spo­so­bem, do­strze­ga­my z wiel­kiem za­do­wol­nie­niem, ze gra­ni­ce zmy­sło­wo­ści nie­krę­pu­ią umy­słu, i ze iego czyn­ność wol­na i nie­ogra­ni­czo­na może na­wet się­gać nie­skoń­czo­no­ści. –

Im więk­sze czę­ści skła­da­ią ca­łość, tem więk­sze iest wra­że­nie: tak np. nie­ści­gnio­na okiem rów­ni­na ma­łe­mi gdzie­nieg­dzie chat­ka­mi prze­ry­wa­na, nie wzbu­dzi uczu­cia gór­no­ści: kie­dy go prze­ciw­nie do­zna­ie­my wi­dząc wiel­kie mia­sta, wy­nio­słych twierdz ry­cer­skich ru­iny, prze­dzie­la­ne iuż gę­stym la­sem, iuz… upraw­ne­mi po­la­mi. Gór­ność taką, z sa­mey roz­cią­gło­ści albo wiel­ko­ści przed­mio­tu wy­ni­ka­ią­cą, na­zy­wa­my gór­no­ścią ma­te­ma­tycz­ną. –

Wszak­że nie tyl­ko to ied­no wy­łącz­nie, cze­go ima­gi­na­cy­ia dla roz­cią­gło­ści nad­zwy­czay­ney ob­jąć nie moie, gór­nem zo­wie­my. Na­stę­pu­ią­ce­mu bo­wiem ob­ra­zo­wi po­ża­ru z Szyl­le­ra, nie­mo­że­my za­prze­czyć gór­no­ści, cho­ciaż w nim nie­pa­nu­ie roz­cią­głość ( 1):

Ach bia­da gdy z swey cze­lu­ści,

Z trza­skiem wy­padł­szy bez­kar­nie ( ogień),

Po­żar wśród do­mów za­pu­ści

I gród pło­mie­niem ogar­nie.Ży­wio­ły bo­wiem maią w nie­na­wi­ści,

Co prze­mysł ludz­ki uiści,

Bilą na gwałt w wszyst­kie dzwo­ny,

Zry­wa się zło­ża miesz­ka­niec uśpio­ny;

Nie­bo się w koło ru­mie­ni,

Juz nie od słoń­ca pro­mie­ni.

Co za zgiełk, wrza­wa!

–- ( 1) Dla bra­ku do­bre­go tłó­ma­cze­nia tego wy­iąt­ku, któ­re­go nie­po­dob­na było in­nym przy­kła­dem za­stą­pić, po­ło­ży­łem tłó­ma­cze­nie P. Mie­ro­szew­skie­go, acz­kol­wiek nie­do­sta­tecz­ne.

Lud się tłu­mi,

Ogień szu­mi,

Wśrod czar­nych dy­mów siny ia­rzą­cy sta­wa!

Wzdłuż i wszerz mia­sta,

Po­żo­ga wzra­sta

Któ­rą wiatr wznie­ca.

Jak w pasz­czy pie­ca,

Bel­ki się palą,

Stra­ga­źe walą;

Ścia­ny trzesz­czą, okna brzę­czą,

Mat­ki błą­dzą, dzie­ci ię­czą,

Zwie­rząt koń­czą­cych pod gru­za­mi ży­cie,

Prze­ra­ża w koło ryk, bek, rże­nie, wy­cie.

Każ­dy ra­tu­ie, chro­ni swo­ie mie­nie,

Łuny po nocy roz­no­szą pło­mie­nie;

Przez łań­cuch lu­dzi w za­wo­dy

Do­star­cza­ią wia­dra wody,

W śro­dek ogni­ska

Stru­mień w łuk try­ska.

Po­wsta­ie wi­cher z prze­raź­li­wym świ­stem,

Nie­ci i mio­ta za­rze­wiem ogni­stem;

Z hu­kiem i trza­skiem pło­mie­ni­sta fala,

Wpa­da w szpi­chle­rze, roz­ry­wa skle­pie­nia,

Chło­nie, wy­sa­dza, w perzy­nę prze­mie­nia,

Tra­wi owo­ce, rząd szcze­pów za­pa­la,

I iak­by sro­ga

Owa po­żo­ga,

Grunt zie­mi chcia­ła po­rwać z sobą w dy­mie,

Wzno­si pod nie­bo swe, czo­ło ol­brzy­mie!,.

W smut­ney ko­lei,

I bez na­dziei,

Ule­ga czło­wiek prze­zna­cze­nia sile,

I z ża­lem wi­dzi swo­ie dzie­ła w pyle.

Jana Mie­ro­szew­skie­go wol­ne tłó­ma­cze­nie.

Cóż więc tu iest gór­ne­go w tym strasz­nym opi­sie? Za­iste nie iest to nie­szczę­ście tylu lu­dzi; lecz ta strasz­li­wa po­tę­ga ognia, co się urą­ga wszyst­kim usi­ło­wa­niom czło­wie­ka, co sa­mym opo­rem zwięk­szo­na wszyst­ko w koło sie­bie bu­rzy, i w perzy­nę ob­ra­ca, co sa­mych na­wet nie­szczę­śli­wych, któ­rych mie­nie po­żar­ła, zdu­mie­wa. Na­próż­no wi­dzi­my tu lu­dzi ło­żą­cych Wszyst­kie swe siły na oca­le­nie ży­cia i ma­iąt­ków; wszyst­ko co żyie na ra­tu­nek po­śpie­sza, na­czy­nia na­peł­nio­ne wodą prze­la­tu­ią z rąk do rąk – a prze­ciez walą się domy, pło­mie­nie na­peł­nia­ią szpi­chle­rze, pła­czą opusz­czo­ne dzie­ci, błą­dzą po­zba­wio­ne dzie­ci mat­ki, bo Ży­wio­ły nie­na­wi­dzą ludz­kiey ręki utwo­rów. –

Uważ tedy móy synu, ze wszel­ka siła przy­ro­dzo­na może bydź gór­ną, sko­ro czyn­ność iey iest po­tęż­ną i na­głą. Ten ostat­ni wa­ru­nek iest ko­niecz­nie w gór­nem po­trzeb­nym; bo siła np. od­mład­nia­ią­ca zie­mię co wio­sny, iest rów­nież wiel­ką a mole i więk­szą niż ognia; gór­ną ato­li nie­moż­na iey na­zwać, bo… tyl­ko na­stęp­nie i zwol­na dzia­ła­nie swo­ie roz­wiia –

Każ­da na­re­ście przy­ro­dzo­na isto­ta, sko­ro tyl­ko tak wiel­ką moc ob­ja­wia, że na­sze siły oprzeć się iey nie­mo­gą: zwy­kła na­zy­wać się gór­ną. Jak np. na­stę­pu­ią­cy opis Sa­ta­na u Mil­to­na. –

Gło­wę pod­niósł zu­chwa­łą nad wały ogni­ste,

Na któ­rych leży iego cia­ło roz­ło­ży­ste;

A ogrom­na po­sta­wa, człon­ka­mi strasz­ny­mi,

Tyle miey­sca zay­mu­ie: iak owi ol­brzy­mi,

Zie­mi ród, i Ty­ta­nów sro­gich dum­ne syny,

Gło­śne w woy­nie z Jo­wi­szem zu­chwa­łe­mi czy­ny.

Lub ile miey­sca, więk­szy nad nay­więk­sze żwie­rzę,

Le­wia­tan, miesz­ka­niec oce­anu bie­rze;

Tak byl wiel­ki herszt czar­tów, tak miey­sce ob­szer­ne

Ol­brzy­mich człon­ków brze­mię za­lę­gło nie­zmier­ne.

Dźwi­ga się, wal siar­czy­sty sil­ną gar­nie dło­nią, za sobą bez­den­ny zo­sta­wu­ie to­nią;.

tłó­ma­cze­nie Fr. Dmó­chow­skie­go.

Tu gór­ność wy­ni­ka z wy­obra­że­nia ogro­mu i po rów­na­nia sił na­szych z si­ła­mi Sa­ta­na. –

Ale na­zy­wa­my iesz­cze gór­ne­mi przed­mio­ty, co nie­mo­gły po­wstać, ied­no przez wiel­kie sił na­tę­że­nie, iak np. pi­ra­mi­dy Egypt­skie. Toż ru­iny sta­ro­daw­nych zam­ków, na któ­re pa­trząc wy­obra­ża­my so­bie po­tę­gę siły co tak wa­row­ne dzie­ło znisz­czyć zdo­ła­ła; toż wy­so­kie góry, co gro­żąc wzno­szą się po nad nami, i t… p: Nad­to iesz­cze i dzi­kiey oko­li­cy za­wa­lo­ney skał ogro­ma­mi, bez­płod­ney i pu­stey, przy­zna­ie­my gór­ność, cho­ciaż w tym ra­zie żad­na po­tę­ga fi­zycz­na… nam nie za­gra­ża; a to ie­dy­nie dla tego: że my­ślą, wy­obra­ża­my so­bie, iż gdy­by los po­sta­wił nas w tak dzi­kiey pu­sty­ni, nie­mo­gąc po­trzeb na­szych za­spo­ko­ić, gi­nąć­by­śmy mu­sie­li. Z tego po­wo­du na­stę­pu­ią­ce miey­sce z raiu utra­co­ne­go Mil­to­na, iest gór­nem:

Na­ów­czas się im sta­wią nie­zna­ne prze­stwo­rza.

Bez gra­nic i bez mia­ry wi­dzą czar­ne mo­rza,

Nie­masz ni roz­le­gło­ści ni dna tey głę­bi­nie,

Dłu­gość, sze­ro­kość, miey­sce, czas i wszyst­ko gi­nie.

Tu za­męt, tu noc sta­ra, na­tu­ry przod­ko­wie,

Nie­rząd­ne­go kró­le­stwa, nie­rząd­ni kró­lo­wie;

W za­mie­sza­niach i woy­nach wi­dzą swe pod­dań­stwo,

I nie­ła­dem, nie­ła­du utrzy­mu­ią pań­stwo.

Na tę nie­zmier­ną prze­paść, ko­leb­kę od­wiecz­ną

Na­tu­ry, a po­dob­no trum­nę osta­tecz­ną;

Na tę prze­paść, gdzie nie­masz ni nie­mi ni wody,

Ni ognia, ni po­wie­trza; lecz tyl­ko bez zgo­dy

Po­cząt­ki wszyst­kich ie­stestw, co będą przez cały

Bieg wie­ków w bez­prze­stan­ney woy­nie za­sta­wa­ły,

Je­śli przed­wiecz­ny stwór­ca, mocą dziel­ney dło­ni owych świa­tów nie­my­śli z tey… wy­cią­gnąć toni,

Na tę prze­paść tak strasz­ną, wzdu­mie­niu głę­bo­kiem

Sto­iąc na brze­gach pie­kła, Sa­tan rzu­ca okiem.

tłó­ma­cze­nie Fr. Dmó­chow­skie­go.

Dla tey­że iesz­cze przy­czy­ny, ob­ra­zy bi­tew, żywo ma­lu­ią­ce wiel­kość sił wal­czą­cych, gór­ne­mi zo­wie­my. Ta­kim iest na­stęp­ny opis bi­twy z Ossy­ia­na tłó­ma­cze­nia Kra­sic­kie­go:

Już się zbli­ża­ją – iak gdy mię­dzy góry

Dwie groź­ne ra­zem ude­rzą się chmu­ry,

Grom się pod­no­si, a gdy wzma­ga iesz­cze,

Pie­nią po­to­ki, ule­wy i desz­cze:

Tak peł­ne chę­ci i woy­ny za­pa­la,

Star­ły się woy­ska Lo­kli­nu, Jus­fa­łu.

Wal­czy wódz z wo­dzem, a ry­cerz z ry­ce­rzem,

Pu­klerz szczęk daie przy­par­ty pu­kle­rzem,

Har­tow­ne mie­cze bly­ska­ią i błysz­czą,

Cię­ci­wy brzę­czą, lot­ne strza­ły świsz­czą,

Kru­szą się gro­ty, krew roz­la­na ku­rzy,

A iako noc­ney bły­ska­wi­ca bu­rzy,

Mno­gie że­lez­ca taką ia­sność daią.

Okrop­ne wrza­wy ra­zem się mie­sza­ią!

Tak hu­czy mo­rze gdy za­pie­nia pia­ski,

Tak głu­szy pio­run ostat­nie­mi trza­ski.

Ty­siąc bał­wa­nów ude­rza o ska­łę,

Tak idzie woy­sko Swa­ra­na wspa­nia­łe;

Ty­siąc bał­wa­nów, ska­ła się nie boi,

Tak męż­na tłusz­cza Jus­fal­czy­ków stoi.

Już smierć za­wy­ła wpo­śród bro­ni szczę­ka,

A każ­dy ry­cerz miecz trzy­ma­iąc w ręku,

Jak czar­ny ob­łok, z któ­re­go grom pry­ska! –

Ję­czą okrop­ne bi­twy sta­no­wi­ska.

Huk się roz­no­si, wzma­ga po prze­strze­ni,

A iak że­la­zo, co ogień czer­wie­ni,

Sto­kroć tłu­czo­ne ogrom­ne­mi mło­ty;

Trzę­sie się zie­mia sro­gie­mi ło­sko­ty, etc. –

Na­wet isto­ty umy­sło­we, któ­rych siła iest wiel­ka a dzia­ła­nie wy­sta­wio­ne na­ocz­nie, mogą bydź gór­ne­mi; iak np. wieść u Wir­gi­liiu­sza:

Za­raz się wieść roz­bie­ga przez Li­biy­skie mia­sta,

Wieść, nad któ­rą tak pręd­ko żad­ne złe nie­wzra­sta:

Ru­chem żyie, wzmac­nia się w mia­rę licz­by kro­ków.

Zra­zu przez bo­iaźń mała, wnet się­ga ob­ło­ków,

Nogi o grunt opie­ra, gło­wę kry­ie w nie­bie.

Gniew­na zie­mia, ostat­ni płód ten dała z sie­bie,

Sio­strzy­cę En­ce­la­da i Ceia stra­szy­deł,

Sław­ną i z nóg pręd­ko­ści i z by­stro­ści skrzy­deł.

Po­twór wiel­ki, ogrom­ny (w kim dzi­wu nie spra­wia!),

Ile piór, tyle uszu cie­ka­wych nad­sta­wia,

Ty­leż oczu, ię­zy­ków i ust w so­bie mie­ści;

W nocy, wzbiw­szy się w górę, nad zie­mią sze­le­ści.

Snu nie­zna: w dzień osia­da wie­że albo da­chy,

I stąd na wiel­kie mia­sta roz­rzu­ca po­stra­chy;

A rów­nie ist­ne fał­sze, iak i praw­dę gło­si.

Na­ów­czas róż­ne mowy po lu­dziach roz­no­si,

Co było, co nie było, roz­sie­wa po świe­cie. –

tłó­ma­cze­nie Fr, Dmó­chow­skie­go.

Same na­wet wy­stęp­ki i zbrod­nie, a mia­no­wi­cie z wiel­kie­mi si­ła­mi umy­słu po­łą­czo­ne,nad­zwy­czay­ną moc cha­rak­te­ru ob­ja­wia­ią­ce, w któ­rych na­mięt­no­ści gwał­tow­nie wy­bu­cha­ją; mogą nie­ia­kieś pra­wo do gór­no­ści ro­ścić. Np, Ka­ty­li­na, co gar­dząc wszel­kie­mi nie­be­spie­czeń­stwa­mi, z garst­ką wier­nych stron­ni­ków woli śmierć zna­leść niż pla­ny swo­ie opu­ścić i t… p. Wszak­że dzia­ła­nie władz umy­sło­wych w tym ra­zie, iest po­dob­ne dzia­ła­niu sił me­cha­nicz­nych; bo mu­szą tu wal­czyć z mo­ral­no­ścią wy­zwa­ną. –

Lecz do gór­no­ści mo­ral­ney, mogą mieć pra­wo ta­kie tyl­ko dzia­ła­nia i my­śli, co pew­ny sto­pień wspa­nia­ło­ści, bez­stron­no­ści i śla­chet­no­ści oka­zu­ią: – iako kie­dy np. czło­wiek prze­ię­ty swo­ie­mi obo­wiąz­ka­mi, po­stę­pu­ie w brew in­te­re­so­wi zmy­sło­we­mu, co tak żywy i moc­ny wpływ na nas wy­wie­ra. I tak czyn Re­gu­lu­sa gór­nym z tey przy­czy­ny zo­wie­my: że swo­ie wro­dzo­ne przy­wią­za­nie do ży­cia, swo­ię żonę i dzie­ci, któ­rych tak daw­no nie­wi­dział, wszyst­kie po­wa­by swo­bod­ne­go ży­cia w oy­czyź­nie, sło­wem wszyst­ko, co miał nay­mil­szem na świe­cie, wszyst­ko, co z nay­więk­szą siłą dzia­ła na zmy­sło­we po­pę­dy, po­win­no­ści swo­iey po­świę­cił. Owoż to po­świę­ce­nie się, to po­ko­na­nie zmy­sło­wo­ści, czyn iego pięt­nem gór­no­ści na­ce­cho­wa­ło i wszyst­kim na­stęp­nym po­ko­le­niom ka­za­ło się dzi­wić. Kol­lin, ry­mo­twor­ca Nie­miec­ki, w tra­ie­dyi swo­iey Re­gu­lus, na­der traf­nie w jed­nym ry­sie wiel­kość umy­słu tego Rzy­mia­ni­na od­ma­lo­wał. Gdy bo­wiem Re­gu­lus w ko­ście­le Bel­lo­ny, moc­ną mową za­grze­wa se­na­to­rów do pro­wa­dze­nia dal­szey woy­ny, a po­seł Kar­ta­giń­ski za­dzi­wio­ny i roz­gnie­wa­ny tym po­stęp­kiem, chce mu ią prze­rwać. Milcz nie­przy­ia­cie­lu ! za­wo­łał wiel­ko­myśl­ny bo­ha­ter, iesz­cze do­syć masz cza­su do ze­msty.

Szyl­ler w oso­bie Mar­ki­za von Poza, za­dzi­wia­ją­cy i gór­ny cha­rak­ter wy­sta­wił. Mę­żo­wi po­dob­ne­mu iak Mar­kiz, co tyle nay­świet­niey­szych za­mia­rów dla do­bra ludz­ko­ści w swych pier­siach za­ży­wia, któ­re­go moc­ne i ener­gicz­ne czu­cie z każ­dey mowy prze­zie­ra, w każ­dem się dzia­ła­niu ma­lu­ie: – zbyt przy­krą za­iste musi bydź rze­czą, ży­cie swe za przy­ia­cie­la po­świę­cić. Jed­nak od­wa­ża się na śmierć; bo wi­dzi ze Jnfant ła­twiey niż on sam, szczę­ście Ni­der­lan­dów za­pew­nić po­tra­fi. Tu wła­śnie i An­ty­go­na So­fo­kle­sa po­li­czyć się może, co po­mi­mo za­gra­ża­ią­cey śmier­ci, od­wa­ża się zwło­ki bra­ta swe­go po­grze­bać, by go wy­drzeć znie­wa­dze a lep­szy mu los wpo­śród cie­niów ere­bo­wych zgo­to­wać.

Wszyst­kie te ro­dza­ie gór­no­ści, po­cho­dzą­cey z siły przed­mio­tu a nie z roz­cią­gło­ści, maią w es­te­ty­ce na­zwi­sko gór­no­ści dy­na­micz­nej. Ale cze­muż ta uwa­ga: że bar­dzo się wie­le sił i fi­zycz­nych i mo­ral­nych znay­du­ie, któ­re siły na­sze tak prze­wyż­sza­ią iż wszel­ki opór czło­wie­ka iest nada­rem­ny i nie­roz­sąd­ny; cze­muż po­wia­dam ta uwa­ga upodo­ba­nie w ras obu­dza? Nie­po­win­naż­by ta myśl upo­ka­rzać nas ra­czey? Nie­po­win­noż­by owe zda­nie Szyl­le­ra: " Na­wet gdy­by two­ie żą­dze spo­czy­wa­ły, za­gar­nie cię los w swe nur­ty, czas cie­bie w swo­ich wi­rach po­chło­nie! bydź dla nas smut­ną a oraz waż­ną na­uką?

Za­iste, to po­ni­ża­ią­ce uczu­cie moc­no­by nas za­smu­ca­ło, gdy­by­śmy nie­mie­li w so­bie po­tęż­ney siły, co się nad wszel­ką zmy­sło­wość pod­no­si. Ale prze­świad­cze­nie, ze mo­ral­ność prze­waż­nie pa­nu­ie nad zmy­sło­wo­ścią, po­cie­sza nas i każe w dy­na­miczc­no-gór­nych przed­mio­tach za­do­wol­nie­nie znay­do­wać. Sro­że­ią­ce ży­wio­ły, igrzy­sko losu, urą­go­wi­sko cza­su, sło­wem żad­ne siły fi­zycz­ne, żad­ney wła­dzy nad lep­szą cząst­ką na­szey isto­ty nie­ma­ją, ani tez moc­ną wol­ną wolą za­chwiać po­tra­fią. Wi­dzisz tedy móy synu, że uczu­cie gór­no­ści łą­czy się ści­śle z wy­obra­że­nia­mi nay­droż­sze­mi dla czło­wie­ka, na któ­rych on, na tym świe­cie peł­nym nie­na­wi­ści, za­zdro­ści, nie­spra­wie­dli­wo­ści, nie­do­li i prze­śla­do­wa­nia, opar­ty niby na sta­łey ko­twi­cy be­spie­czen stoi; z wy­obra­że­nia­mi mó­wię przy­szłe­go bytu i Boga. W mia­rę iak te ostat­nie wy­obra­że­nia żyw­sze są… lub słab­sze w po­ie­dyn­czych in­dy­wi­du­ach, i uczu­cie też gór­no­ści wzno­si się albo upa­da. Ate­usz, nic w miey­scu gór­no­ści wi­dzieć nie bę­dzie, ied­no okrop­ność, ied­no dzi­ką nisz­czą­cą siłę, co żad­nym nie­ule­gła pra­wom wszyst­ko wni­wecz ob­ra­ca i nay­gra­wa się ze wszel­kie­go opo­ru. Taką siłą nie­gdyś, było Grec­kie fa­tum czy­li wy­rok, któ­ry nie­daw­ne­mi cza­sy, nie­któ­rzy po­eci Nie­miec­cy zno­wu wy­wo­łać chcie­li z prze­szło­ści. Mó­wiąc o tra­ie­dyi, po­wiem, aza­liż to może bydź ko­rzyst­nem, dla ludz­ko­ści i dla sa­mey sztu­ki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: