Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zatopiony skarb - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 grudnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zatopiony skarb - ebook

92 część serii powieści kryminalnych noszących wspólny nadtytuł: „Lord Lister - tajemniczy nieznajomy”. Lord (Eward) Lister to postać fikcyjnego londyńskiego złodzieja-dżentelmena, kradnącego oszustom, łotrom i aferzystom ich nieuczciwie zdobyte majątki, a także detektywa-amatora broniącego uciśnionych, krzywdzonych, niewinnych, biednych i wydziedziczonym przez los, która po raz pierwszy pojawiła się w niemieckim czasopiśmie popularnym zatytułowanym „Lord Lister, genannt Raffles, der Meisterdieb” i opublikowanym w 1908, autorstwa Kurta Matulla i Theo Blakensee. Po wydaniu kilku początkowych numerów serię kontynuowano, pt. „Lord Lister, znany jako Raffles, Wielki Nieznajomy”, który był tytułem pierwszej powieści. Seria stała się bardzo popularna nie tylko w Niemczech (ukazało się tam 110 cotygodniowych wydań, a ostatnie wydanie cyklu zakończyło się w 1910); została przetłumaczona na wiele języków, i wydawana w wielu krajach na całym świecie. W Polsce od początku listopada 1937 do końca września 1939 wydawano serię 16-stostronicowych zeszytów pt. „Tygodnik Przygód Sensacyjnych. Lord Lister. Tajemniczy Nieznajomy” Każdy numer zawierał jedną mini-powieść cyklu, która stanowiło oddzielną całość.
Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-891-4
Rozmiar pliku: 344 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Raffles wybiera się w podróż

Raffles wyciągnął się wygodnie w fotelu. Ogień na kominku trzaskał wesoło. Tuż obok niego siedział nieodłączny jego przyjaciel Charley Brand, zatopiony w lekturze gazety. Od czasu do czasu Charley spoglądał uważnie na swego przyjaciela, który siedział bezczynnie, z książką, oprawną w cenną skórę, na kolanach.

Zbliżała się godzina dziewiąta. Obaj przyjaciele odpoczywali we wspaniale urządzonej willi na Cromwell Road, po spożyciu kolacji przyrządzonej przez wiernego olbrzyma, Jamesa Hendersona.

Henderson — szofer z zawodu, spełniał z zamiłowaniem funkcje kucharza. W tej właśnie chwili zajęty był przygotowywaniem do drogi wielkiej czarnej limuzyny... Przez otwarte okno, wychodzące no ogród, do uszu obu przyjaciół dobiegało jego wesołe pogwizdywanie.

Brand skończył czytanie gazety... Raffles zdjął z wielkiej półki szczelnie wypełnionej książkami, jakiś nowy tom i znów opadł leniwie na fotel.

— Chciałbym wiedzieć, dlaczego przyglądasz mi się tak bacznie? — zapytał, podchwyciwszy spojrzenie Branda.

— Hm... Ciekawe, że to zauważyłeś!

— Nie unikaj odpowiedzi... Obserwowałem cię w lustrze...

— Jak ci to powiedzieć? — odparł młody człowiek z zakłopotaniem. — Chciałem się poprostu przekonać, czy jeszcze siedzisz na tym samym miejscu?

— Uważasz widocznie żem się zbyt długo zasiedział?

— Możliwe... Jaką książkę czytałeś przed chwilą?

— Bardzo ciekawą — odparł Raffles — o nieudałych morskich wyprawach... Autor, Hiszpan z pochodzenia, opisuje dokładnie dzieje sławnej Armady Hiszpańskiej... Flota owa najsilniejsza chyba podówczas w świecie, wypłynęła w 1593 roku na morze i zatonęła podczas burzy... Pomyśl tylko, Charley. 160 okrętów doskonale wyekwipowanych posiadających na swych pokładach załogę z dwudziestu sześciu tysięcy osób... I jak tu nie wierzyć w rolę przypadku. Gdyby nie burza, karta Europy wyglądałaby dzisiaj zupełnie inaczej. To, co oparło się żywiołowi, uległo następnie w walce pod Dunkierką...

Raffles zamilkł i pogrążył się z rozmyślaniach.

Brand nie przerywał milczenia. Znał dobrze swego przyjaciela i wiedział, co podobne zamyślenie oznacza...

Raffles nudził się... Od kilku miesięcy życie w willi na Cromwell-Road płynęło monotonnie. Brand z niepokojem oczekiwał końca tego okresu. Bezczynność odbijała się fatalnie na wesołym naogół usposobieniu Rafflesa. Tajemniczy Nieznajomy wpadał w melancholię, z której wyrwać go potrafiły tylko plany nowej, projektowanej imprezy.

— Czy nie wiesz, Brand, gdzie znajduje się teraz nasz „Delfin“?

Delfin — była to wspaniała łódź Rafflesa wyposażona w najnowsze urządzenia techniczne. W oczach Branda ukazał się błysk radości.

— Nareszcie... Marzę o wycieczce morskiej... Chciałbym naprzykład popłynąć naszą łodzią na Azory lub na Kubę...

— Gdzie znajduje się teraz „Delfin“? — powtórzył Raffles.

— Jeśli nie przytrafiło mu się nic przykrego i nie został wykryty przez straż przybrzeżną — to powinien znajdować się w pobliżu Lowestoft.

— Doskonale... Może nam być potrzebny. Cieszę się, że lubisz podróże morskie.

— Marzę poprostu o wycieczce... Mamy za sobą ciężki okres zimowy i powinniśmy trochę odpocząć.

— Oczywiście....

Młody człowiek poruszył się niespokojnie w fotelu i spojrzał na Rafflesa.

— Nie skarżę się bynajmniej — odparł. — Nie rozumiem tytko, dla czego nie mielibyśmy odpocząć? Czy jedziemy na Kubę?

— Za gorąco o tej porze.

— Wielkie nieba!... Z równym powodzeniem moglibyśmy pozostać na wybrzeżu Anglii. O tej porze roku na Azorach jest taki sam ścisk, jak na Piccadilly przed Giełdą. Na każdym kroku spotkać tam można bogatego kupca korzennego z Londynu, lub fabrykanta pasty do obuwia...

— Więc może wyspy Hawajskie?

— Czy mówisz serio. Przecież to za daleko...

— Dlaczego każesz mi zgadywać? Powiedz wreszcie, dokąd zamierzasz jechać. W gruncie rzeczy cel podróży jest mi obojętny: Bylebym tylko miał spokój i piękny krajobraz.

— A więc zgoda: co myślisz o Benicarlo?

— Benicarlo? Nigdy nie słyszałem o podobnej miejscowości? Czy to jest we Włoszech?

— Nie, w Hiszpanii... Mała miejscowość, położona na linii kolejowej prowadzącej z Pirenejów i okrążającej całe wschodnie wybrzeże Hiszpanii aż po Kartagenę. Leży ona nad morzem, w odległości dwudziestu kilku kilometrów na południu od Barcelony... Mogę się jednak założyć, że w Baedekerze nie znajdziesz o niej wzmianki.

— W jaki sposób wpadłeś na ten pomysł?

— Hm... Dowiedziałem się o Benicarlo z tej oto właśnie książki...

Brand spojrzał ze zdziwieniem na oprawne w skórę dzieło, które Raffles trzymał w swych wypielęgnowanych dłoniach.

— Czy historyk, autor tej książki, opisywał to miejsce, jako specjalnie nadające się dla wypoczynku? — zapytał z ironią, rzuciwszy okiem na tytuł.

— Bynajmniej... Przypuszczam raczej, że nie znał go zupełnie.

— Nie rozumiem więc, dlaczego obrałeś sobie Benicarlo, jako cel swej podróży?

— Poczekaj cierpliwie a wszystko ci wytłumaczę — odparł Raffles.

Otworzył książkę i począł czytać na głos...

— ... ale niestety, przy ujściu Ebro okręty napotkały na tak silną burzę, że jeden z nich, wyładowany po brzegi szczerym złotem, począł tonąć i zanim zdołano mu przyjść z pomocą poszedł na dno. Ludzie mówią, że okręt ten, a raczej jego szczątki, zostały wskutek silnego prądu odepchnięte od ujścia rzeki Ebro i spoczywają w głębi morza w pobliżu miejscowości Benicarlo.

Książka opadła na kolana Rafflesa. Tajemniczy Nieznajomy spojrzał z uśmiechem na swego przyjaciela.

— I cóż ty na to, Charley?

— Niesłychanie ciekawe — odparł Brand chłodno. — Mimo najszczerszych chęci, nie mogę jednak zrozumieć, co skłania cię do tej dziwacznej podróży?

— Chodzi mi poprostu o zbadanie, czy istnieją jeszcze jakieś ślady katastrofy tego cennego okrętu. „Nevada“ — tak bowiem nazywał się ten okręt, — stanowić może dla każdego smaczny kąsek!

— A więc tak? Cofam wszystko co dotychczas mówiłem....

— Ależ przyjacielu, nie miejże tak śmiertelnie obrażonej miny! Przecież przed chwilą cieszyłeś się na samą myśl o przejażdżce naszym „Definem“?

— Tak... Ale wołałbym odbyć ten spacer, jak człowiek, a nie jak ryba. Przyjemnie jest płynąć po powierzchni morza, ale niezbyt miło kryć się w jego głębi. Jestem przekonany, że z tego mitycznego złota nie ma teraz ani śladu, a gotów jestem nawet zaryzykować twierdzenie że go nigdy tam nie było.

— Muszę jak najuroczyściej zaprzeczyć temu. Nie przypuszczam, aby wiarygodny historyk chciał umyślnie fałszować rzeczywistość. Nie zapominaj, że książka ta pisana była w pięćdziesiąt lat po nieszczęsnej wyprawie.

— W ciągu pięćdziesięciu lat wiele rzeczy może ulec zmianie — odparł Brand lekceważąco...

— Właśnie dlatego zamierzam sprawę tę zbadać dokładnie — rzekł Raffles. — Czeka nas wspaniała podróż wzdłuż wybrzeży hiszpańskich, poprzez cieśninę gibraltarską aż na Morze Śródziemne. Trasa ta nie należy jednak do bezpiecznych... Nasz „Delfin“ posiada wszelkie udoskonalenia techniczne.. Dzięki nim, a zwłaszcza dzięki silnym reflektorom, zbadamy dokładnie całe dno morskie. Nie spoczniemy, dopóki nie odnajdziemy „Newady“. Powiedz Hendersonowi o mojej decyzji. Jutro rano ruszamy w drogę. Ogarnęła mnie już gorączka podróży. Sprawdzimy, czy stary hiszpański historyk miał rację, pisząc o zatopionych skarbach.W pogoni za złudą

Rankiem następnego dnia, o godzinie dziewiątej, trzej mężczyźni gotowi byli do drogi.

O godzinie dziesiątej z minutami, Raffles i Brand opuścili Londyn pociągiem zdążającym na północ. Henderson tymczasem wraz z ciężkimi bagażami udał się autem w kierunku Lowestoft, gdzie miał się spotkać ze swymi panami.

Raffles w ten sposób opracował plan podróży, aby w porcie znaleźć się o zmroku. Nie chciał bowiem, aby ktokolwiek mógł śledzić ich ruchy i w rezultacie odkryć miejsce, w którym spoczywała w ukryciu ich łódź podwodna.

Droga pociągiem minęła bez przygód...

Lowestoft było ulubionym miejscem wypoczynkowym Anglików. Raffles znał je dokładnie, jak zresztą wszystkie miejscowości na wybrzeżu. Zaprowadził więc Branda boczną ścieżką do miejsca, w którym miał oczekiwać ich Henderson

Poczciwy olbrzym przybył na miejsce spotkania punktualnie. Bagaż stanowiły trzy spore walizy. Były one urządzone w ten sposób, że można je było z łatwością przytroczyć rzemieniami do pleców. Zawierały one żywność, broń i zapasy amunicji.

Trzej przyjaciele mieli się udać do groty nadmorskiej, w której ukryty był „Delfin“. Grota owa łącząca się z morzem stanowiła doskonałą ochronę przed wzrokiem ciekawych.

Trzeba było przede wszystkim odesłać auto, bowiem Raffles nie chciał niszczyć pięknej maszyny, zostawiając ją na łasce losu. Wyładowano bagaże i ukryto je w cieniu rozłożystych drzew, następnie Henderson siadł przy kierownicy i odprowadził wóz do Lowestoft, gdzie zaparkował go w doskonale urządzonych garażach.

W ciągu dwudziestu minut wrócił z powrotem. Ciemności były już prawie zupełne. Henderson wziął na siebie lwią część bagażu a Raffles i Brand przymocowali sobie do pleców po walizie i wąską ścieżką ruszyli wzdłuż stromego zbocza, wznoszącego się nad brzegiem skały. Ścieżka wiła się zakosami i chwilami trudno było w ciemnościach odnaleźć jej kierunek. Poniżej widać było zatokę oraz plażę w Lowestoft. Na jasnym piasku poruszały się jeszcze małe ciemne punkciki — to zapóźnieni kuracjusze spieszyli do swych domów. Wkrótce ciemności były już kompletne, ale na szczęście Raffles posiadał niezwykle silny wzrok. Dlatego też śmiało i pewnie szedł naprzód, wskazując drogę swym towarzyszom. Weszli wreszcie do wąskiego wąwozu. Po obu stronach wznosiły się strome skalne ściany. Nawet za dnia promienie słońca z trudem przenikały do tego miejsca. Wąwóz ten rozszerzał się lub też zwężał. W niektórych miejscach szeroki w barach Henderson musiał przeciskać się z prawdziwym trudem. Minęli wreszcie połowę tego ciemnego korytarza, gdy Raffles zarządził krótki wypoczynek.

Po pięciominutowej przerwie ruszyli dalej. Wąwóz kończył się stromą skalistą ścianą, która zdawała się uniemożliwiać przejście. Z lewej jednak strony widać było kilka drzew, które zasłaniały otwór ciemnego tunelu biegnącego w skale.

— Odpoczniemy tutaj z pół godziny — rzekł Raffles. — Musiałeś się porządnie zmęczyć Henderson?

— Mylord chyba żartuje ze mnie? — odparł olbrzym z oburzeniem. — Cóż to dla mnie znaczy ten ciężar? Waży niecałe sto pięćdziesiąt kilo.

— W takim razie ruszamy naprzód — zawołał Raffles wesoło. — Im wcześniej dobrniemy do naszej łodzi tym lepiej.

Rozpoczęło się mozolne schodzenie w dół. Tunel bowiem krył w swym wnętrzu coś w rodzaju naturalnych stopni o nierównej wysokości. Niektóre dochodziły do pięciu metrów.

Głuchym echem rozlegały się kroki naszej trójki wśród nagich skał. Zbliżali się do miejsca, w którym na ścianie widniał wyryty nieudolnie krzyżyk.

— To jest znak, że do tego poziomu dochodzi woda podczas przypływu morza — rzekł Raffles. — Pozostaje nam już tylko jeden zakręt i będziemy na miejscu.

Istotnie o kilka stopni dalej, tunel skręcał ostro w lewą stronę. Przyjaciele nasi zapuścili się w głąb nowego wąskiego korytarza i po chwili ujrzeli odbicie świateł swych latarni na powierzchni wody.

Znajdowali się w grocie wyżłobionej przez kaprys natury w potężnej skale. Morze wdzierał się do tej groty przez wąskie stosunkowo przejście, tworząc ukryte jezioro. Brzegiem jego biegła ścieżka.

— Musimy poczekać jeszcze pół godziny, aż nastąpi odpływ — rzekł Raffles, spoglądając na zegarek. — Ujrzymy wówczas grzbiet naszego poczciwego „Delfina“, wynurzający się z pośród fal.

Henderson i Brand posłusznie ułożyli swoje bagaże na najniższym ze skalnych stopni. Woda odpływała powoli, lecz stale.

— „Delfin“!.. Widzę pokład naszej łodzi! — zawołał nagle Henderson.

Istotnie w niewielkiej stosunkowo odległości zamajaczyła jakaś szara podłużna sylwetka, przypominająca swym kształtem do złudzenia rybę.

Wkrótce ukazała się cała łódź podwodna. Henderson zbliżył się — jednym susem znalazł się na pokładzie łodzi.

Przy pomocy specjalnych narzędzi odśrubował hermetycznie przylegającą przykrywę, zasłaniającą otwór motorowej łodzi i wskoczył do kajuty. Wkrótce przerzucił lekki metalowy pomost na brzeg. Po tym trapie Brand i Raffles dostali się suchą nogą do wnętrza łodzi. Załadowano bagaże i umieszczono w specjalnych skrytkach zapasy żywności i amunicji.

Henderson zajął się wypompowywaniem wody ze zbiorników. Wkrótce podniesiono kotwicę i Raffles zajął miejsce przy sterze. Ostrożnie, uważając aby nie natknąć się na niebezpieczne skały, wyprowadził łódź z groty.

Dzięki systemowi zręcznie umieszczonych luster, załoga łodzi miała możność obserwowania tego, co się działo na powierzchni.

W pobliżu nie widać było żadnych okrętów. Nie obawiając się, że mogą być odkryci, Raffles wypłynął na powierzchnię. Mógł dzięki temu rozwinąć większą szybkość a jednocześnie zapewnić sobie i swym przyjaciołom przyjemność oddychania świeżym powietrzem. W razie potrzeby „Delfin“ mógł w każdej chwili dać nurka pod wodę, gdyż przykrywa zamykała się od wewnątrz automatycznie.

Tymczasem łódź płynęła sobie spokojnie po powierzchni. Zbliżał się wieczór. Lekki wiatr przynosił od strony lądu zapach, płynący z pól i ogrodów. Brand wysunął głowę przez okno i rozejrzał się dokoła. Łódź płynęła ze zgaszonymi światłami. Było to wprawdzie sprzeczne z obowiązującymi przepisami, ale Raffles nie wiele sobie z tego robił. Wołał uniknąć indagacyj strażników celnych, których niezawodnie zwabiłyby światła łodzi.

„Delfin“ z szybkością pośpiesznego pociągu mknął na południe. Trzej przyjaciele zastępowali się po kolei przy sterze. Wkrótce mieli już za sobą większą część kanału La Manche i minęli Belle Ile, położoną na zachód od Francji na szerokości Saint Nazaire.

Raffles przeciął zatokę baskijską i opłynął przylądek Finistere... Późnym wieczorem zbliżyli się do wybrzeża Portugalii.

Wkrótce ukazała się ich oczom Lizbona, jeden z najpiękniej położonych portów w święcie. Następny dzień minął bez godnych zanotowania wypadków. Wieczorem łódź wpłynęła w cieśninę giblaltarską. Potężny masyw angielskiej twierdzy zdawał się grozić przejeżdżającym okrętom. Łodź zanurzyła się pod wodę. Dopiero, gdy minęli cieśninę i wydostali się na wody Morza Śródziemnego, „Delfin“ wypłynął na powierzchnię. Noce mijały szybko, natomiast dni nieznośnie gorące, wlokły się bez końca. Wieczorami wiatr od strony lądu przynosił ciężki zapach róż i mimozy. W oddali rysowały się zarysy potężnego okrętu holenderskiego. Po barwach jego Raffles poznał od razu, że należał on do „Królewsko - Wschodnio - Indyjskiego Lloyda“. Okręt płynął szybko, tak że załoga łodzi podwodnej wkrótce straciła go z oczu.

Raffles wciąż trzymał się kursu wzdłuż wschodniego wybrzeża Hiszpanii. Gdy wreszcie Brand zajął miejsce przy sterze, dzieliło ich od Benicarlo to jest od celu podróży, tylko pół dnia drogi.

Około godziny piątej minęli Kartagenę, w dwie godziny później Alicante, a o godzinie dziesiątej rano w oddali zamajaczyły zarysy kościołów Walencji... Jak dotąd udawało im się szczęśliwie uniknąć spotkania z wojennymi okrętami... Pozostawili za sobą Archipelag wysp Balearskich, słynących ze swego klimatu na świecie. Daremnie Brand spoglądał w ich kierunku tęsknym wzrokiem...

Łódź płynęła wciąż naprzód. Około godziny drugiej, na horyzoncie ukazało się Benicarlo. Henderson zbudził Rafflesa. Chwilowo cel podróży został osiągnięty... Należało zabrać się do pracy. Woda zatoki była tak przezroczysta, że nawet gołym okiem widać było prawie dno. Okoliczność ta znakomicie ułatwiała poszukiwania.

Raffles zerwał się świeży i wypoczęty. Zamknięto okrągłą pokrywę, napompowano wody do pustych chwilowo zbiorników i łódź powoli poczęła zanurzać się. Po upływie kilku minut „Delfin“ znalazł się prawie na dnie zatoki.

Nie każda łódź zniosłaby ciśnienie panujące w tym miejscu. Delfin posiadał jednak tak silną konstrukcję, że znosił nawet najtrudniejsze warunki.

Słońce stało wysoko i woda była prawie przezroczysta. W promieniu około stu metrów widać było dokładnie wszystko, co znajdowało się na dnie morskim.

Wkrótce poszukiwacze nasi doszli do smutnego wniosku, że z wraku Nevady nie zostało tu ani śladu... Poszukiwania trwały przeszło dwie godziny. Metr po metrze „Delfin“ badał pracowicie dno morskie zatoki. Wreszcie Raffles uznał dalsze poszukiwania za bezcelowe. Z biegiem lat prądy wodne musiały znieść szczątki „Nevady“ w inne miejsce. Słońce poczęto chylić się ku zachodowi i widzialność dna stawała się z każdą chwilą gorsza. Raffles postanowił wznowić poszukiwania następnego ranka. Tymczasem należało więc obejrzeć się za bezpieczną kryjówką.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: