Zawodowcy - ebook
Zawodowcy - ebook
Dorośli to mają fajnie! Nie muszą chodzić do szkoły, nie muszą odrabiać lekcji. Robią tylko to, co najbardziej lubią albo w czym są najlepsi i jeszcze dostają za to pieniądze. Po prostu zawodowcy! Założę się, że i wy marzycie o przejściu na zawodowstwo. Zanim jednak podejmiecie pochopną decyzję, przeczytajcie lepiej, co się przydarzyło Piekarzowi Piotrkowi, Strongmanowi Stefanowi, Aktorce Agacie, Informatyczce Irence i jeszcze kilku innym zawodowcom. Podejrzewam, że każde z nich chętnie by się z wami zamieniło miejscami!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8208-993-6 |
Rozmiar pliku: | 33 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wszyscy bohaterowie tej książeczki − może z wyjątkiem pewnego osobnika w zielonych kąpielówkach, który w pewnym momencie wkroczy do akcji − byli kiedyś dziećmi. Lubili grać w piłkę, bawić się lalkami, oglądać Kaczora Donalda, jeść pizzę, niektórzy nawet dłubać w nosie. Oddawali się tym swoim dziecięcym zajęciom z zapałem i beztroską, nie podejrzewając nawet, że to się może kiedyś skończyć.
Tymczasem już od pierwszej sekundy po przyjściu na świat działo się z nimi coś tajemniczego. Powoli, niezauważalnie, kroczek po kroczku rośli i dorośleli. Dorośleli, dorośleli, dorośleli, aż któregoś dnia w końcu wydorośleli i przestali być dziećmi. Stali się dorosłymi, a dorośli, jak wiadomo, muszą pracować, żeby zarobić na życie.
Każde z nich miało inny pomysł na pracę. Piotrek na przykład został piekarzem, Irenka informatyczką, a Stefan, wyobraźcie sobie − strongmanem! Za chwilę pisarz Paweł opowie wam o ich przygodach i udzieli wam kilku rad dotyczących wyboru zawodu. Właściwie to będzie jedna rada, ale za to bardzo dobra.
PIEKARZ Piotrek
Piekarz Piotrek jak zwykle miał bardzo pracowitą noc. Całe miasto przewracało się z boku na bok, pogrążone w słodkim śnie, kiedy w piekarni Bułeczka, w ogromnych dzieżach, miękkie, pachnące ciasto chlebowe pięło się w górę, unoszone oddechem pracowitych drożdży. Zręczne ręce piekarza Piotrka, jak z delikatnej, ciepłej gliny, lepiły z niego kule, kulki, placki i wałeczki. Blade i chude ciastowe kształty rosły na drożdżach jak pompowane balony, a potem całymi zastępami powędrowały w czeluście chlebowego pieca. Godzinę później w przeciwnym kierunku wyjechały równiutkie szeregi gorących, rumianych, chrupiących chlebów, bułek, rogali i chałek. Cudowny zapach świeżego pieczywa wypełnił całą zaparowaną piekarnię, uleciał na zewnątrz i wpełzł w uchylone okna sąsiednich domów, a ludziom przez sen ciekła ślinka. Nad ranem piekarz Piotrek załadował skrzynki pełne wypieków do swojej białej furgonetki, rozwiózł pieczywo do okolicznych sklepów i wrócił zmęczony do domu.
Żona piekarza Piotrka i jego synek, Piotr junior − rumiany jak dobrze wypieczona bułeczka − wstali już z łóżek i właśnie zaczynali śniadanie. Zaspany piekarz siadł ciężko przy rodzinnym stole i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku splótł dłonie na wielkim kubku pachnącej kawy.
− No i jak tam, synek − zagadnął serdecznie. − Dobrze się spało?
Piotrowi juniorowi jak zwykle spało się świetnie, ale nie to w tej chwili zaprzątało jego czteroletni umysł.
− Ulosła, tato? − spytał, wpatrując się w ojca oczyma pełnymi ciekawości.
− Co urosło? − uśmiechnął się piekarz Piotrek.
− Fulgonetka − wyjaśnił chłopiec takim tonem, jakby to było zupełnie oczywiste.
Piekarz Piotrek nadal nie bardzo rozumiał, ale jego ojcowski nos podpowiedział mu, że prawdopodobnie powinien zacząć się niepokoić.
− Jaka furgonetka, syneczku? − zapytał już bez uśmiechu, ale jeszcze spokojnie.
Nastąpiły długie i dość zawiłe wyjaśnienia, w których najczęściej padały słowa „fulgonetka”, „dlozdze” i „ulośnie”. Ogólnie chodziło o to, że zabawkowa furgonetka Piotra juniora była denerwująco mała. Wszyscy, a szczególnie synowie piekarzy, wiedzą, że dzięki drożdżom małe rzeczy zmieniają się w duże. Stąd wziął się pomysł, żeby wieczorem zakraść się do piekarni, wrzucić samochodzik do ciasta i rano, zamiast śmiesznej dziecinnej furgonetki, otrzymać wielką furgonetę.
Piekarz Piotrek słuchał z coraz szerzej otwartymi oczami i wyglądał przy tym jak pieczony wspak chleb − był coraz bledszy, coraz mniejszy i coraz bardziej oklapły.
− Wrzuciłeś furgonetkę do ciasta? − wykrztusił wreszcie. − Przecież wiesz, że nie wolno ci wchodzić do piekarni!
− Zapomniałem − żałośnie miauknął Piotr junior, który, jeśli chodzi o rzeczy zabronione, miewał problemy z pamięcią.
− Ty wiesz, jak to się może skończyć? − zapytał piekarz Piotrek, a Piotr junior przeraził się, czy nie straci furgonetki.
Na szczęście chodziło tylko o to, że ktoś mógłby ugryźć chleb z samochodzikiem i połamać sobie zęby albo w całości połknąć zabawkę. Ojciec mówił coś jednak o rozcinaniu brzucha i wyciąganiu auta w szpitalu, więc chyba raczej dałoby się je odzyskać.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej