Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zawsze będziemy razem - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 lipca 2020
Ebook
31,90 zł
Audiobook
36,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,90

Zawsze będziemy razem - ebook

Drogi, które rozdzielił los, tak trudno połączyć na nowo.

Choć Teresa i Kateryna mają wspólną siostrę, to koleje ich losów były zupełnie różne. Bolesna przeszłość sprawiła, że nigdy nie miały okazji lepiej się poznać. Czy jako dorosłe kobiety będą potrafiły od nowa zbudować rodzinne więzi, a podobne problemy zbliżą je do siebie?

Teresa jako młoda żona czuje się coraz bardziej samotna. Jej mąż angażuje się w politykę, a odmienne poglądy stają się zarzewiem kłótni. Maksymilian spędza sporo czasu poza domem i poznaje fascynującą kobietę, z którą wiele go łączy. Niejeden mógłby stracić dla niej głowę…

Kateryna próbuje ułożyć sobie życie u boku Gustawa. Ukochany mężczyzna, dzieci i praca w szpitalu sprawiają, że wreszcie może zaznać spokoju i szczęścia. Do czasu. Czy zazdrość i intrygi zniszczą wszystko, co razem zbudowali?

Od książek Gabrieli Gargaś nie sposób się oderwać. Jej poruszające i pełne emocji opowieści sprawiły, że stała się czarodziejką kobiecych uczuć.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66553-46-0
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

— To ty? — Janka nie mogła uwierzyć, że patrzy w te znajome oczy. Oczy, w których widziała kiedyś miłość. — To ty? — zapytała jeszcze raz ni to siebie, ni to stojącego przed nią mężczyznę. W jej sercu, które w tym momencie biło jak oszalałe, kłębiło się mnóstwo emocji. Nie mogła złapać tchu.

— Tak, to ja. — Franek opuszkiem palca dotknął jej ust.

Wyglądał tak jak wtedy, podczas pierwszego spaceru nad Wisłą. I tak jak wtedy, kiedy go pocałowała, a on po prostu stał oniemiały.

Chwila była cała nabrzmiała od napięcia.

I nagle ona zaczęła okładać go pięściami.

— Wiesz, co ty mi, do cholery, zrobiłeś? — Waliła na oślep, a on pozwolił, by wyładowała swój gniew. — Czy ty wiesz, co ze mną zrobiłeś?

— Nie chciałem… Musiałem, Janka. Wytłumaczę ci to.

— Nie chcę żadnych tłumaczeń. — Odwróciła się. Chciała jak najszybciej od niego odejść i znaleźć się w bezpiecznych czterech ścianach, daleko…

Choć tak naprawdę wcale tego nie chciała. Pragnęła natomiast złapać jego twarz w swoje dłonie i całować jego usta. Pełne usta, teraz lekko chropowate i spierzchnięte. Usta, które kiedyś powiedziały jej tyle cudownych rzeczy.

Ale ona… ona była jeszcze wtedy mężatką. I nie mogła. Oczywiście, że go pragnęła, ale nie mogła z nim być. Na romans była nazbyt lojalna. Przysięgała innemu mężczyźnie, z którym wspólnie wychowywała dwójkę dzieci. Mimo to cała ta sytuacja nie mieściła jej się w głowie.

— Dlaczego mi nie dałeś żadnego znaku, że żyjesz? — zapytała drżącym głosem. Sądziła, że Franek zginął podczas strzelaniny kilka lat temu. — Myślisz, że to w porządku? — Spojrzała mu w oczy.

On delikatnie dotknął jej brody.

— Wiem, że nie. Musiałem tak zrobić. Musiałem zniknąć. Już nie chodzi o to, że ja sam byłem w poważnych tarapatach, chodziło o moją rodzinę — mówił na jednym wydechu. — Myślałem o mamie i moim bracie. Byłem im to winien. Nie mogłem dopuścić do tego, by moim bliskim stała się krzywda.

— A mnie? Mnie niczego nie byłeś winien? — Janka spojrzała mu wyzywająco w oczy. Przez chwilę milczał, jakby nie mogąc znaleźć słów. — Tadeusz zmarł — wyznała nagle, pragnąc za wszelką cenę przerwać tę ciężką ciszę. Poza tym chciała, by wiedział, że jest wdową. Jakby to wszystko miało jakiekolwiek znaczenie.

— Wiem… — rzucił tylko cicho. — Przykro mi.

— Mnie także. — Znów ta cisza. — Skąd wiesz?

— Mam swoich ludzi.

Przez chwilę tylko patrzyła na niego wymownie. Wreszcie wyraźnie ogarnęła ją rezygnacja.

— No tak… Masz swoich ludzi. Ty zawsze miałeś swoich ludzi, swoje układy…

— Janka, spotykamy się po takim czasie, a ty mi robisz wyrzuty?

Brzmiał, jakby go zraniła. Zrobiła krok do tyłu. Peszyła ją ta bliskość. Czuła, że jeśliby się od niego nie odsunęła, mogłaby zrobić coś nieodpowiedniego, coś, czego potem mogłaby się wstydzić lub — co gorsza — żałować.

To zadziwiające, jak między dwiema osobami może iskrzyć. Nawet po takim czasie.

— A gdybyś ty był na moim miejscu? — zaatakowała go. — Gdybym umarła, a potem powstała z grobu? Nie masz pojęcia, co czułam, kiedy dowiedziałam się o twojej śmierci! Moje serce rozpadło się na tysiąc maleńkich kawałków!

— Miałaś Tadka, dzieci…

— Co nie znaczy, że przestałam cię kochać. — Odwróciła wzrok.

Sama siebie zaskoczyła tym wyznaniem, ale ze zdumieniem odkryła, że właśnie taka była prawda. Nie przestała go kochać. Może to uczucie przyblakło w codziennym życiu, ale nigdy się nie skończyło.

Franek spojrzał na nią. Pod jej powiekami zebrały się łzy. Wciąż była piękna. Dojrzała. Na jej twarzy malowała się siateczka zmarszczek, ale dla niego ona zawsze była doskonała. Nie widział się z nią od tak dawna, tak często pragnął wziąć ją w ramiona! Teraz też miał ochotę po prostu ją przytulić, wiedział jednak, że wzbierają w niej sprzeczne emocje i na jakiekolwiek formy bliskości jest jeszcze stanowczo za wcześnie. Musi ją do siebie przyzwyczajać powoli, krok za krokiem. A wtedy…

Po tym, jak spotkały się po raz pierwszy, Janka nie poczuła do siostry zupełnie nic. Owszem, Kateryna była odbiciem ich matki, co ją szalenie poruszyło, ale oprócz tego wizyta siostry nie sprawiła, że Janka nagle zapałała do niej jakąś wielką miłością.

Zwierzyła się ze związanych z tym rozterek swojej znajomej, Elżuni, która jak zwykle przywitała ją promiennym uśmiechem. Kobieta wyglądała na jeszcze drobniejszą niż miesiąc wcześniej. Przez ostatnie tygodnie jakby starzała się w zastraszającym tempie. Kurczyła się w sobie, co bardzo bolało Jankę.

Zawsze miała zadbane, równo obcięte białe włosy. Kiedy Miłosz był mały, zachwycał się nimi. Mówił, że są białe jak śnieżny puch. Nie siwe, ale właśnie białe.

— Nie wiem, co mam robić — powiedziała bezradnie Janka tego dnia. Nie potrafiła poradzić sobie z własnymi emocjami.

— Niekiedy największe rzeczy przychodzą z czasem — zauważyła łagodnie Elżunia.

— Myślałam, że kiedy ją po tylu latach zobaczę, to zaleje mnie fala czułości.

— Jesteście związane więzami krwi, niczym innym. Smutne to, co teraz powiem, ale tak naprawdę jesteście dla siebie obcymi osobami. A taka prawdziwa więź to coś, co buduje się latami, czasem całymi dekadami…

Jesteśmy obce — dudniło w głowie Janki. Były dla siebie obce.

— Jaka ona jest? — zapytała Elżunia.

— Hmmm… — Młodsza z kobiet podkuliła nogi i nakryła się kocem. Po jej ciele co chwila przebiegały dreszcze. — Wydaje się miła. Stwarza dystans. Jest ode mnie młodsza o jedenaście lat, a mimo to w jej sposobie bycia jest coś takiego, że człowiek ma wrażenie, jakby była dużo starsza. Na pewno starsza od Tereski, choć przecież są równolatkami.

— A co ty w tej chwili do niej czujesz? Co o niej myślisz?

Janka zrobiła głęboki wdech. Sama nie potrafiła określić swoich uczuć, co dopiero opowiedzieć o nich komuś. W jej duszy i sercu panował istny rozgardiasz.

Mieszkanie Maksa i Teresy regularnie przetrząsała milicja, a funkcjonariusze SB w kółko urządzali naloty i prowokacje. Wielokrotnie też bili Maksymiliana w obecności jego żony. Wszystkiemu winna była opozycyjna działalność mężczyzny. Ciągle ktoś na niego donosił, nieważne, czy miał dowody, czy nie.

Gdy któregoś razu szczególnie znęcano się nad jej mężem, Teresa chciała go osłonić, jednak otrzymała potężny cios w sam środek brzucha. Aż zgięła się wpół. Skutego Maksa katowało sześciu esbeków, a potem sponiewieranego wywiozło w nieznanym kierunku. Wszystko na oczach młodej kobiety. Teresa zwykle stała za ukochanym murem, ale także jej cierpliwość miała swoje granice. I nie tylko cierpliwość — żona Maksa najzwyczajniej w świecie się bała. Wiedziała, co złego może ich spotkać. Budziła się nocami z krzykiem, codziennie wstawała z myślą, że nadchodzący dzień może być dla nich ostatnim. Nie tego oczekiwała od swojego mężczyzny. Maks był od niej sporo starszy, miała nadzieję, że przy nim będzie bezpieczna, że mąż się nią zaopiekuje. Chudła, mizerniała, rzadko już w jej pięknych oczach pojawiał się dawny blask.

— Nie tak wyobrażałam sobie życie! — krzyknęła któregoś dnia, opierając się o zlew. Po jej policzkach popłynęły łzy.Rozdział 1

Kiedy Aleks usłyszał pukanie do drzwi, wstał od biurka i cichutko skierował się w stronę korytarza. Rzadko miewali gości, dlatego był zwyczajnie zaciekawiony. Ukucnął i wysunął delikatnie głowę na zewnątrz.

Mama wyszła na korytarz z Zuzią na rękach. Otworzyła drzwi i z miejsca zamarła. Aleks od razu zauważył, że z dzieje się z nią coś dziwnego.

— Dzień dobry, Kateryno — przywitał się stojący w progu mężczyzna.

Aleks uświadomił sobie, że gdzieś już słyszał ten głos i że przybysz nie mówił po polsku, tylko językiem, którym do chłopca zwracano się od jego najmłodszych lat. Matka nic nie odpowiedziała; stała nieruchomo.

— Nie przywitasz się? — Mężczyzna postąpił krok do przodu. Mama nagle odwróciła się i pobiegła do pokoju. Odłożyła małą do łóżeczka.

Kiedy wyszła na korytarz, mężczyzny już tam nie było.

Aleks schował się za szafę, bo wiedział, czuł swoim małym, dziecięcym serduszkiem, że dzieje się coś dziwnego, złego. Bardzo chciał, żeby to wszystko już się skończyło, postanowił to przeczekać, nie rzucając się nikomu w oczy, ale jednocześnie tak, by samemu widzieć wszystko. Bacznie obserwował dorosłych zza szafy.

Matka weszła do kuchni. Mężczyzna siedział rozparty na krześle.

— Iwan — szepnęła i spojrzała za siebie. Nigdzie nie dostrzegła syna. — Czego ode mnie chcesz? — zapytała. Głos jej się trząsł; cała się trzęsła.

— Hmmm. — Na jego ustach pojawił się kpiący uśmieszek. — Jak to: czego? — Potarł dłonią skroń. — Ciebie chcę. Chcę też odzyskać nasze dziecko. Ale widzę, że świetnie sobie tutaj radzisz… Najwyraźniej znalazłaś sobie jakiegoś nowego gacha, bo ten dzieciak, którego jeszcze przed chwilą trzymałaś, na pewno nie jest mój. No? Puszczasz się?

— Nie twój pierdolony interes.

Aleks aż zatkał uszy. Jeszcze nigdy nie słyszał, by jego mama, mamusia, odzywała się w taki sposób, to było dla niego nie do pomyślenia.

— Puszczasz!!! — Mężczyzna zerwał się na równe nogi. — Ty szmato, do kurwy nędzy, jesteś moją żoną!

Mama działała jak w amoku. Mężczyzna się zamachnął, ale ona była szybsza. Aleks zobaczył ostrze noża, które zamigotało w promieniach słońca, a potem zanurzyło się w piersi gościa z jakąś taką łatwością.

Wyszedł zza szafy i wtedy — zupełnie nagle — wszystko do niego wróciło. Spojrzał na twarz wykrzywioną cierpieniem i w tej jednej chwili zrozumiał, do kogo należała.

— Tatuś! — krzyknął.

Ranny zacharczał.

Mama krzyknęła.

Ojciec upadł z łoskotem na podłogę.

Kolejne godziny zlewały się w jakąś dziwną, mroczną całość. Aleks wiedział tylko, że rodzina ustaliła jakiś plan. Przyszli do nich ciocia Janka oraz wujek Maksymilian i szeptali coś w gościnnym pokoju. Wcześniej byli panowie z pogotowia i milicjanci, którzy stwierdzili zgon, zadawali mnóstwo pytań.

— To był włamywacz. Żona tylko się broniła, bo nie wiadomo, do czego jeszcze mógłby się posunąć. Niech panowie milicjanci spojrzą na drzwi — powiedział Gustaw.

Aleks, który stał na korytarzu, spojrzał na wyłamany zamek. Kto to zrobił? Przecież nie ten pan, który przyszedł, nie tatuś. To wszystko nieprawda. To wszystko nieprawda — krzyczał jego wewnętrzny głosik.

— Moja żona działała w obronie własnej — zapewniał Gustaw jednego z milicjantów. Tego grubego, który nie miał szyi.

— Nigdy obywatelka nie widziała tego człowieka? — zapytał starszy milicjant jego mamę. Aleks wstrzymał oddech.

— Nie. — Mama pokręciła głową.

— Czy obywatel Gustaw Kotyniak był świadkiem zdarzenia? — zwrócił się do Gustawa starszy rangą milicjant.

— Nie. W mieszkaniu oprócz żony był wtedy tylko nasz syn.

Po ślubie z Kateryną Gustaw zaadoptował Aleksa. Dla chłopca był on obecnie jedynym ojcem, jakiego znał.

— Ale… — Chciał coś dodać, jednak milicjant wyszedł na korytarz i ukucnął obok chłopca.

— Co widziałeś? — zapytał.

— Schowałem się za szafę. Przestraszyłem się łomotu. Mama była w kuchni, a on wyłamał zamek — powiedział bez zająknięcia Aleks.

— Co się działo potem? — Milicjant bacznie obserwował chłopca, który wykręcał sobie palce.

— Zakradł się do pokoju siostry, wtedy z kuchni wyszła mama. On ją dostrzegł, przestraszył się i ruszył za mamą do kuchni, tam się… sza-mo-ta-li.

— Dlaczego nie zareagowałeś?

— Bałem się. — Aleks ściszył głos, spuścił powieki.

Milicjant zmarszczył brwi, ale w jego postawie nie nastąpiła żadna zmiana.

— Czy chciałbyś nam jeszcze o czymś powiedzieć? — Mężczyzna ani przez moment nie spuszczał z chłopca wzroku.

— On chciał zabić mamusię! Wziął nóż… Ale mama była szybsza! — Aleks został przeszkolony, co ma mówić o nożu.

— I coś jeszcze?

— Chyba nie.

— Na pewno? — Milicjant świdrował chłopca wzrokiem.

— Nie…

Funkcjonariusz spojrzał na chłopca, wstał i odszedł. Aleks cały drżał. Wydawało mu się, że w tamtej właśnie chwili rozsypuje się w drobny pył.

Kiedy milicjanci odjechali, dorośli znowu zaczęli o czymś szeptać w pokoju. Aleks usiadł skulony w kąciku. Nikt go o nic nie pytał. Chłopiec czuł, że cały się trzęsie. Zacisnął piąstki i zamknął powieki. Znów zobaczył mężczyznę, który upada na posadzkę, a potem mamę. Pamiętał dokładnie trzęsące się dłonie i strach w jej oczach. Zrobiło mu się niedobrze, zaczął płytko oddychać, wręcz zachłystywać się powietrzem.

Teraz ogarnął go też niewyobrażalny smutek, a spod przymkniętych powiek zaczęły spływać łzy. I nagle poczuł, jak ktoś go obejmuje.

— Synku… — Głos mamy, który zawsze koił jego nerwy, teraz był jakiś chrapliwy. — Synku… — Przytuliła chłopca do piersi.

Malec cały zesztywniał, a potem zapłakał żałośnie. Trwali tak razem przez kilka chwil. Aleks oblizał koniuszkiem języka spierzchniętą wargę.

— To był… tatuś… — wyjąkał.

Mama zamarła. Nie mogła go oszukać.

— Tak.

— Dlaczego to zrobiłaś? — zapytał cicho.

— Kiedyś ci o tym opowiem.

W oczach Aleksa błysnęła złość. Wygiął usta w podkówkę i krzyknął:

— Teraz!

— Twój tatuś był pogubionym człowiekiem — powiedziała tylko.

— Mamo… Ja dla ciebie skłamałem. Wiesz, że nigdy tego nie robię. Nie wolno kłamać, sama mi to zawsze mówiłaś.

Kateryna przytuliła synka jeszcze mocniej.

— Nie musiałeś.

— Nie musiałem. Ale chciałem. Bo cię kocham.

Takich właśnie słów użył Gustaw. „Jeśli kochasz mamusię — zaczął, kiedy rozmawiali jeszcze przed przybyciem milicji — to powiesz tak…”

A Aleks kochał mamę. Jak nikogo na świecie.

W tym samym momencie do mieszkania ponownie weszli milicjanci.

— Przyszliśmy po panią — powiedział ten bez podbródka.

— Nieeeeee! — Aleks zaczął przeraźliwie krzyczeć. — Nieeeeee!

…i wtedy się obudził.Rozdział 2

Oddaliliśmy się od siebie — pomyślała Teresa, leżąc na wznak na łóżku i gapiąc się w sufit.

Oddaliliśmy się od siebie — pomyślał Maksymilian, który zacisnął mocniej powieki. — Ona mnie nie rozumie.

On mnie nie rozumie — rozpaczała Teresa.

Rok wcześniej wzięli ślub. To powinien być dla nich okres największego szczęścia, ufnego spoglądania w przyszłość, cieszenia się sobą na przekór wszystkiemu i wszystkim. A już po sześciu miesiącach zaczęły się zgrzyty. Ogień szaleństwa szybko gaśnie, płomień uczucia należy podsycać umiejętnie, by nie zniknął lub nie strawił tego, co między zakochanymi. Nie zawsze się to udaje — im jak dotąd po prostu nie wychodziło.

— Maks? — odezwała się cicho Tereska tego wieczoru.

— Tak?

— Ja już nie wytrzymam dłużej tych nalotów w domu. Musisz skończysz ze swoją działalnością. Chcę mieć dziecko…

Maks uniósł się na łokciu.

— Jak mam z tym skończyć?

— Normalnie.

— Ja to wszystko robię z myślą o naszej przyszłości. Nie widzisz, co w Polsce się dzieje? — Maks spojrzał na żonę, jakby ją widział pierwszy raz w życiu. Miał ochotę nią potrząsnąć, żeby zrozumiała.

— I myślisz, że coś zmienisz? Aresztują cię, i tyle z tego. — Teresa naciągnęła kołdrę pod samą szyję. Maksymilian znów tak na nią spojrzał, jakby właśnie pomyślał, że jest straszną egoistką, miała na uwadze tylko siebie i swoją wygodę.

Ostatnio często to wypominał — jej egoizm. Patrzył na nią spod na wpół przymkniętych powiek. Znała to spojrzenie pełne pogardy; spojrzenie, które mówiło: jesteś młodą, niedojrzałą kobietą. Co ty wiesz o życiu? Czy ty nie masz żadnych wyższych celów? Kiedyś mówił jej o tym otwarcie. Teraz milczał.

Tereska miała już tego wszystkiego dość — tej jego działalności opozycyjnej, zebrań, tekstów pisanych ukradkiem i publikowanych w podziemiu pod pseudonimami. Chciała po prostu mieć normalną rodzinę, na tyle normalną, na ile było to możliwe w tych nienormalnych czasach.

— Boję się, że bezpieka odbierze nam dziecko — wyznała cicho.

— Na razie to dziecko jeszcze się nie poczęło.

— Maks!!! — Tereska poczuła, jak jakaś niewidzialna ręka zaciska się wokół jej szyi, a ona nie może złapać oddechu. — Bo nie ma nawet kiedy się począć. Ciebie nigdy nie ma w domu.

— A ty ciągle masz do mnie o coś pretensje — wysyczał Maksymilian. — A to przecież nie tak!

— Zmieniłeś się.

— A ty? Ty to niby nie?

Teresa zgasiła lampkę i odwróciła się na drugi bok. Oczywiście, że Janka ostrzegała ją przed zmianami, jakie nastąpią, kiedy opadną pierwsze poślubne emocje, ale nie przypuszczała, że ta zmiana nastąpi tak szybko i będzie tak diametralna. Teraz Maks nigdy nie miał dla niej czasu. Liczyła się tylko jego walka, jego związkowcy i jego praca. Ona była gdzieś daleko z tyłu. To bolało. Kiedy tylko zaczynała temat powiększania rodziny, z miejsca go ucinał, mówiąc, że nie ma teraz do tego głowy, że to nie miejsce ani czas na dziecko. Teresa natomiast czuła, że jej czas właśnie przyszedł, że właśnie nadszedł właściwy moment. Ale mąż musiałby najpierw skończyć ze wszystkim, co narażałoby ich trójkę na niebezpieczeństwo.

Maksymilian już dawno zasnął, gdy ona rozpłakała się z bezsilności. Ostatnio zbyt dużo w jej życiu było łez…

Jej rodzinny dom to mieszkanko w tej kamienicy, do którego zawsze wracała z rozrzewnieniem. Miejsce, gdzie czuła się potrzebna, kochana, gdzie czekały na nią szeroko otwarte ramiona. Gdziekolwiek by była, jakkolwiek by zawiodła, wiedziała, że może tutaj przyjść i zostanie wysłuchana. Mimo iż z Janką Maliszewską, de domo Dobrzyńską, nie łączyły jej więzy krwi, to właśnie Janka ją wychowała i Teresa traktowała kobietę nie tyle jak starszą siostrę, ile jak mamę, tak też się do niej zwracała. Kiedy biologiczna mama Teresy wręczyła Jance piszczące zawiniątko, ta druga sama była jeszcze dzieckiem. Trwała wojna… Ludzie uciekali przed oprawcami — żołnierzami, ale też sąsiadami, z którymi do niedawna żyli w pokoju. Początkowo Teresę wychowała Janeczka z ciocią, a kiedy ciotka zmarła, osiemnastoletnia dziewczyna przejęła pieczę nad Teresą. Z biegiem czasu ta ostatnia zaczęła doceniać poświęcenie przybranej siostry. Była młoda, a musiała mierzyć się z trudami macierzyństwa.

Weszła na palcach do mieszkania. Mimo że wyprowadziła się z domu, wciąż jeszcze miała klucze. Wcześniej kupiła na targu ogórki, bo były tanie, i dwa kilogramy wiśni. Zakupy postawiła w kuchni. Dłonie piekły ją od dźwigania. Roztarła je, a następnie przeszła do pokoju.

W mieszkaniu pachniało drożdżowym ciastem i kakao. W pokoju paliła się lampka. Na wersalce zwinięta w kłębek leżała Janka. Z jej nosa zsuwały się okulary. Przyszywana córka pamiętała, jak Maliszewska denerwowała się, kiedy musiała zacząć je nosić. „Jeszcze nie oślepłam” — psioczyła pod nosem. Ale niestety do szycia musiała je zakładać.

Zajmowała się szyciem od kilkunastu lat. Obecnie realizowała zamówienia głównie dla żon partyjnych dygnitarzy. Zarabiała dość dobrze, ale największą satysfakcję sprawiało jej zadowolenie klientek.

Teresa okryła ją kocem, jednak Janka, która miała czujny sen, od razu otworzyła oczy.

— Cześć. — Uśmiechnęła się do Teresy.

Jej przyszywana córka była niezwykle piękną kobietą i Janka patrzyła na nią z podziwem. Gdyby tylko biologiczna matka mogła ją teraz zobaczyć, na pewno byłaby z niej dumna. Szczupła, z zielonymi oczami, nakrapianymi bursztynowymi cętkami, wysoka, o uśmiechu, który zwalał z nóg. Z bujnym biustem i wciętą talią. Większość dziewczyn z pewnością uważała ją za zbyt atrakcyjną, żeby z nią się przyjaźnić, a mężczyźni zapewne jej pożądali, ona jednak kochała Maksymiliana, który nie poświęcał jej tyle czasu, ile mąż powinien poświęcać żonie — szczególnie że byli świeżo po ślubie. Janka zdawała sobie sprawę, że Tereska przez niego cierpi, i to bolało ją najbardziej. Dziewczyna nigdy się jej nie żaliła, ale matki wyczuwają takie rzeczy.

— Śpij. Ja zjem trochę ciasta. — Na samą myśl o Jankowym cieście Teresie napłynęła ślinka do ust.

Obie się roześmiały, a Janka dźwignęła się na łokciu.

— Czyli ja mam spać, kiedy ty będziesz wyjadać ciasto? — zapytała.

— O to mi chodziło. Mogę wtedy jeść zupełnie bezkarnie.

— Podgrzeję ci kakao.

— Mamo… — Teresę zawsze rozczulała troska Janki. — Nie zapomniałaś, że jestem już dorosłą kobietą? Naprawdę sama mogę sobie to kakao podgrzać.

— Hmmm… Czasami zapominam. Lubię was rozpieszczać.

Tereska westchnęła i pokręciła głową, jakby nie mogła przejść nad tym do porządku dziennego.

— Wiem, ale uwierz mi, nadszedł czas, kiedy i my możemy ciebie rozpieszczać.

— Uważasz mnie za starszą panią? — Janka skrzywiła się z niedowierzaniem.

— Wcale nie. Masz w sobie więcej energii ode mnie.

— Pewnie. I dlatego ucinam sobie popołudniową drzemkę.

— Mnie się też zdarza. — Teresa puściła do niej oko i wyszła do kuchni. Ukroiła drożdżowca, podgrzała kakao.

Chwilę później obie siedziały przy stole, skubiąc ciasto.

— Dobre. Puszyste. I dodałaś dużo skórki cytrynowej.

— A wiesz, że Pielakowej udało się dorwać gdzieś cytryny. Przyniosła mi dwie.

— Z tej Pielakowej mimo wszystko dobry człowiek.

— Jak się człowiek do niej przyzwyczai, to nawet jej plotkowanie nie przeszkadza. — Janka oderwała kawałek ciasta i włożyła go do ust.

— Z nią trzeba umieć postępować.

— No trzeba, trzeba…

Siedząc tak, wspominały stare czasy, kiedy to wścibska sąsiadka usiłowała swoimi dobrymi radami pouczać Maliszewską, jak ma wychowywać dwójkę dzieci, i reagowała świętym oburzeniem, gdy młoda matka nie chciała się stosować do tych zaleceń.

Kobiety skończyły jeść i przeszły do kuchni. Janka spojrzała na wypchane siatki.

— No zgłupiała mi Terenia — lamentowała. — Po coś ty tego tyle nakupowała?

— Zrobimy na zimę przetwory. A wiśnie i ogórki dobre były, żal nie wziąć. Wiesz, że to nigdy nie wiesz, jak trafisz…

— Mogłam wysłać z tobą Miłosza.

— A gdzie on się w ogóle podziewa? — Teresa uśmiechnęła się na samo wspomnienie o bracie. Wiedziała doskonale, że w sobotnie popołudnie na pewno w domu go nie zastanie. Kochała go bezgranicznie. Odkąd pamiętała, miała z nim dobry kontakt. Ale Miłosz wyrósł na buntownika. Był podobny do zmarłego Tadka i trochę do Maksa. Miał w sobie tę samą zadziorność, a w jego oczach o kształcie migdałów tliły się chochliki.

— A gdzieś się włóczy z kolegami — stwierdziła Janka.

— Czyli i tak by nie przyszedł mi pomóc — roześmiała się Teresa.

— Kiedy go przyciśnie głód, w końcu zjawi się w domu. — Janka również się śmiała.

— Gdybym miała polegać na swoim młodszym braciszku, tobyśmy głodowały. A tak kompocik z wiśni i kiszone ogórki zrobimy.

— Mam sporo kopru — stwierdziła Janka. — I chrzan mam od jednej klientki, co to jej sukienkę uszyłam.

— No widzisz, czyli jest co robić, a w zimę przyjemnie będzie jeść.

Zabrały się do roboty. Teresa wymyła słoiki, Janka pokroiła chrzan, opłukała i wydrylowała wiśnie.

Po dwóch godzinach pracy Teresa wreszcie poczuła się rozluźniona. Cały stres zaczął z niej uchodzić. Tego dzisiaj potrzebowała — prostych, powtarzalnych czynności, niewymagających zbytniego myślenia, tylko bycia tu i teraz. Soku plamiącego palce, intensywnego zapachu chrzanu. Poczucia, że jest komuś potrzebna.

Oby więcej takich chwil w jej życiu — modliła się po cichu, zalewając równo ułożone w słoikach ogórki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: