- W empik go
Zborowscy. Tom 1 - ebook
Zborowscy. Tom 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 284 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozpatrując się w epoce ktorą skreślić usiłowałem, przedstawiają się zaraz wielkie imiona, z wyr azistemi rysami, charakterami; na tle tego obrazu oprócz Króla Stefana, pierwsze miejsce irzymają: Zborowscy, Zamojski, Tęczyńsey,*9córkowie, Zebrzydowski, Firtejowie, a - obok nich tłumy osób mniej więcej inter essujących. – Jleż tu razem świetnych mężów, co tak przeważnie wpływa* li na życie wewnętrzne i zewnętrzne narodu: ale oprócz pamiątek historycznych jakie po sobie zostawili pod względem usług krajowi świadczonych, nic albo bardzo mało wiemy o ich pożyciu w obrębie swojej rodziny. Mówmy prawdę, ze nasi przodkowie tworząc foliały pism ascetycznych, zwłaszcza w czasie sporów religijnych, tak byli obojętni na to co się w własnych domach działo, ze więcej od cudzoziemców możemy się o nich dowiedzieć, niż od własnych rodaków. – Ubodzy jesteśmy w pamiętniki i w źródła dla skreślenia domowego życia, w porównaniu innych narodów, a chociaż na opieszałość obecnych czasów narzekać nie można, bo wielu z prawdziwym talentem i niezmordowaną pracą, stara się odgrzebywać ciekawe szczegóły, opylać stare obrazy, wycierać rdzę gryzącą przez tyle lat nieoszacowane skarby, lecz dużo nam jeszcze brakuje. – Nie mówię juz o pomnikach architektury, muzyki, malarstwa, rzeźby, lecz wewnętrzny ruch, obyczaje, tak mało sa nam wiadome jak w Chinach; czekają krytycznego rozbioru i uporządkowania pieśni i przypowieści ludu, tyle mogące wyświecić obyczaje krajowe. – Nim się do tego wezmą zdolni mężowie miłujący swojską literaturę, nie chcę należeć do tych, co obszernie rozprawiają nad potrzebą badania, dają niekiedy dobre rady, ale sami krzyknąwszy raz na pół wieku, drzemią potem w słodkiej nieczynności.– Wszakże jesteśmy ciż sami – i od połowy 15 aż do końca 18 wieku, wołano zawsze o poprawę rzeczypospolitej, lecz kończyło się na wołaniu, choć gniła belka po belce w ogromnym gmachu, który groził zawaleniem.
Łaskawe przyjęcie od powszechności mojego Starosty Rabsztyńskiego, stało się bodźcem abym dalej pracował, mimo pobocznych krytyk, tu i owdzie sarkazmów; bo sąd powszechny uważam za najwyższy trybunał, udzielający dyplom dla talentu pisarza, lub wytrącający mu pióro na zawsze – nic nie pomogą recenzye przyjaciół, dzieło pójdzie na podklejanie okładek.
Nie mogę jednak pominąć kilku wyrzeczonych zdań o romansach historycznych, jakie się w pismach pojawiły, od czasu wstąpienia mego w szranki literackie. Jedni, na których z litością trzeba stulić ramionami, uważają takie dzieło za fraszkę, ktorą byle kto skleić potrafi – drudzy co lepsze natłoczenie w powieść wypadków pragmatycznych, uważają za romans historyczny, tak oni pojmują historyą!… nakoniec inni, prawiąc arcypoważnie, tonem doktoralnym, niby z katedry; chcą aby wszyscy poeci, powieściopisarze fabrykowali swe dzieła według wymyślonych przez nich foremek. – Ścigają oni każdego w krótkich lub długich rozprawach, co się nie stosóje do ich osobistego widzenia rzeczy. Niebaczni, wszakże oni niewiedzą, ze każą lepić lalkę, coby tylko zwierzchni strój zmieniała, a zawsze jedno miała oblicze. – Zastanówcie się panowie prawodawcy, ze nie tak jest na świecie. – Ileż to mieliśmy rozpraw, co to jest poezya, ile z niedorzecznych o niej pojęć, zacząwszy od s. p. D. az do p. M. Gr. lecz każdy wie o tem, ze Malczewski pisząc swoją Marya, wcale o ich zasadach nie myslał. – Nie przeczę, ze ważną jest skazówką dla piszących, kiedy utalentowany krytyk wyciągnie zasady z genu alnego utworu mistrza i oceni go stosownie do wieku w jakim pisał, ale taka praca należy do historyi literatury, do ogólnego popostępu umysłu ludzkości, ale nie do chwilowej krytyki. – Zważmy tez i to, ze owi stróże praw literatury, umiejący długo i zręcznie o niczem rozprawiać, skoro wezmą pióro w rękę dla napisania choćby romansu, sami są z sobą w sprzeczności, i co mieli bujać pod obłokami, pełzają po ziemi, jak tego świeży przykład niedawno widzieliśmy.
Muszę tu jeszcze wspomnieć, ze od danego hasłu przez autora Amerykanki w Polsce, coraz głośniej zaczynają mówić o szkołach, Warszawskiej, Wielkopolskiej, Ukraińskiej i t… d., przyjdzie do tego ze w literaturze podzielemy się na obwody, powiaty, a w końcu każda mieścina będzie mieć oddzielną szkołę i swoich pedagogów, dopóki godny następca Krasickiego, nową Monochomachią, nie położy im śmieszno-płaczliwego nagrobku.
Co do mnie, daleki abym należał jako powieściopisarz do któregokolwiek areopagu, puszczam na świat drugą pracę z ta pocieszającą myślą, ze znajdą się tacy, co mnie zrozumieją i sprawiedliwie ocenią. – Wszakże pojął mnie szanowny Recenzent w Tygodniku Petersburgskim, – a choć nie wszędzie się z nim zgadzam co do wytkniętych usterków w moim pierwotnem dziełku, dziękuję mu jednak za dobre rady i z takowych korzystać w obecnem nie omieszkałem. – Czyli zaś w Zborowskich udało się mi choć jeden charakter pochwycić, i na tle wieku ustawić, czyli choć na jeden rys z obranej połowy 16 stulecia natrąiłem, o tem czytająca Powszechność najlepszy sąd wyda, bez względu na półurzędowe recenzye.
Pisałem w Warszawie dnia 30 Września 1842.
I
Już i Babia góra wychyliła z chmur kamienne piersi, chociaż biały jej łeb kryje się jeszcze w obłokach. – Ustała nawałnica, promienie słońca sieką wałęsające się chmury: uciekają one przed obliczem dawcy światłości z bojaźnią; choć niedawno dumne, że noszą w łonie grzmoty i pioruny, groziły zniszczeniem. Wraca wesołość i życie śród odwieczne Tatry, jak wraca po płaczu na czoło dziewicy pogoda, kiedy ujrzy z dala lubego, który spieszy ukoić jej żale. – I stary świerk pochylony nad przepaścią, otrząsa krople deszczu w potok u stóp jego płynący, i szare skały przejrzały się w zwierciedle wód, a na nich wznosząrcy się zamek Czorsztynu mignął złotemi chorągiewkami, dalekiemu wędrowcy, wzywając go w swe mury do upragnionego spoczynku.
Dziecię gór, wysmukły młodzieniec w szerokim kapeluszu, otulony burką, z pod której widać tylko uda i nogi ozute w krypcie, postępuje śmiało po stromej drodze prowadzącej śród skał do Czorsztynu. – Za nim jedzie dwóch jeźdźców. Pierwszy osłonił się delią z pod której widać karabelę. – Zaledwie dojrzałbyś z pod nasunionej czapki zarysy twarzy–wysokie czoło ocieniły krucze kędziory, a choć chmury uciekły na widok słońca, zdało się jednak ze schroniły się na oblicze podróżnego. Obwisłe rzęsy przyćmiły wzrok ogniem błyszczący, nos orli łączył się z czarnemi wąsami, ozdobą bladej twarzy, na której zasiadły odwaga z zuchwałością, rozpacz z nadzieją; niedawno ubiegła wiosna, z powagą sędziwego człowieka.– Pierwszego jeźdźca postać i ubiór nacechowane były szlachetnością, a czaple pióro i ostrogi zdradzały rycerza. – Drugi obok jadący towarzysz, w stalowej lekkiej zbroi, w szyszaku z pióropuszem, był daleko młodszy, rzadki mech na brodzie oznaczał, ze ledwie wstąpił w pierwsze chwile wiosennego życia. – Piękne młodziana oblicze, mające niejakie podobieństwo ze starszym jeźdzcem, wyrażało łagodność zmieszaną ze smutkiem, co neci i ujmuje serca za pierwszem spojrzeniem. Wczesne jakieś burze rozlały na twarzy jego melancholią, ale mu z nią tak pięknie było przy rycerskiej postawie, że żadna dziewica nie mogłaby oprzeć się jego pojrzeniom i prędzej oddałaby mu swe biedne serce, niż junakowi, w którego obliczu srogość, lub zarozumienie się przebija.
Za tymi postępował trzeci jeździec, którego ubiór barwisty okazywał, że jest giermkiem, albo bandurzystą jednego z rycerzy przed nim jadących. Oprócz jeźdźców dopiero opisanych, hasał na koniku wesoło wtył i naprzód jeszcze czwarty. – Ubiór jego składający się z długiej sukni bogato sznurkami strojnej, czarnych butów z lampasami złotemi i wysokiej czapki z piórem: rysy twarzy jako też sposób siedzenia na koniu, nietylko odróżniały go od jadących towarzyszów, ale na pierwsze wejrzenie okazywały cudzoziemca.
Poczet ten zwolna za przewodnikiem stąpający, posuwał się w milczeniu ku stronie zamku Czorsztyńskiego, mimo drogi górzystej i śliskiej po niedawno miniętej nawałnicy. Tylko Góral, ten wychowaniec skał i przepaści, wita nabożną pieśnią powrót słońca, krzesze berdyszem po krzemienistej ścieszce, nadstawia ucho na odgłos kobzy tak lubej jego sercu, i swobodnie pogląda na swych ojców dziedziny; ubogie, ale których nie oddałby za najpiękniejsze czarodziejskie krainy i pałace, o jakich mu prawią w gawędach wieczornych stare kumy.
Dobrze już ku zachodowi, błyszczały chorągiewki baszt Czorsztyna, jak gwiazdeczki śród dnia, niby posłance księżyca dla pozdrowienia słońca, które wkrótce miało mu ustąpić drogi i utonąć za sterczącemi pod niebiosa gorami. – Niedługo tez żelazne zapory zabrzękły, rozwarły się podwoje zamku, dla przyjęcia w swe łono kilku wędrowców.
Młody Góral słowem Bożem oraz pokłonem, pożegnał jeźdźców i wracał do bielącej na szczycie góry zagrody, gdzie ukochana matka czekała na niego z glonem chleba jęczmiennego, bryndzą i kuflem krynicznej wody – skromny posiłek, zdrowe życie.
A nasi wędrowcy oddali masztalerzom konie, sami zaś przywitawszy Namiestnika pana Karnkowskiego, rozłożyli się walkieżu dla wypoczynku po podroży. Wnet na dębowym stole ukazały się zimę potrawy, kilka pucharów z tokajem dopełniło ucztę, zastawioną przez gospodarza dla utrudzonych gości.– Dwaj młodzi towarzysze, to jest w zbrojcy i węgierce, silnie przypuścili szturm do jadła, giermek ogryzał zajadle kość sarnią; ale Nieznajomy w sobolowej delii i najstarszy wiekiem, oparty o poręcz krzesła, nie dotknął żadnej potrawy, tylko poglądał przez różnokolorowe szyby okna ku północy, jakby tam kogoś chciał dopatrzeć. Zachmurzone czoło Nieznajomego jeszcze bardziej się pomarszczyło, kiedy zagasły ostatnie promienie słońca, a chociaż gospodarz szczerze i uprzejmie go zachęcał do posiłku, nie kwapił się jednak do tego. Westchnąwszy, wziął największy puhar, wychylił do dna, usiadł i dumał jak pierwej.
Giermek albo raczej lutnista, wydobył lutnią ze sakwy i zaczął ją nastrajać, młodsi towarzysze szeptali po cichu z gospodarzem, kiedy Nieznajomy wychyliwszy jeszcze kilka razy puchar boskiego trunku, rzekł:
– Panie Namiestniku, cóż słychać z tamtej strony Wisły?
– Walne nowiny, mości Rotmistrzu, ale waść musiałeś już o nich słyszeć.
– Nic, nic, od O miesięcy jak się włóczę między waszemi skałami od Złotowa, do Czorsztyna, ledwo dwa razy otrzymałem list od Krzysztofa, a nasz kandydat ani litery nie raczył odpisać. Zbyt prędko korona zasłoniła mu oczy.
– Mości Rotmistrzu, odezwał się gospodarz, wychylmy puchar za jego pomyślność i twoją; dobry to pan nie zapomni przysługi. Dalej i wy panicze, mówił Namiestnik obróciwszy się do młodych towarzyszów, – trąćcie w puchary, wino dobrą myśl przynasza, a w podróży nie zawadzi.
– Zgoda – odparł Nieznajomy –- tylko powiedz co słychać ze stolicy, jak skończył nasz Stefan.
– Dobrze, wszakże wiecie że tam byłem od czasu zebrania się pod Andrzej owem, ai do uroczystego wjazdu do Krakowa, zkąd niedawno tu powróciłem.
Na to zapowiedzenia, Nieznajomy podparł głowę i czekał w milczeniu, towarzysz w zbroi westchnął, a twarz jego okryła posępność, drugi zaś zdający się być cudzoziemcem, rozłożył się na tapczanie zasłanym niedźwiedzią skórą, nie zważając bynajmniej na słowa opowiadającego. – Namiestnik zaś dolawszy na nowo puchary, tak zaczął mówić:
– Wiesz waszeć, że z początku dużo było ceregielów, jak to zazwyczaj u nas na radzie, jedni idą tam, drudzy ksobie. Tylko powinowaci waszeci; to postrachem, to obietnicami tyle dokazali, że przecię katolicy podali rękę dyssydentom, a potem zbrojno i strojno dnia 14 Lutego (*) pod Andrzejowem wszystkie województwa się stawiły, gdzie PP. senatorowie animujące Stefana, obozem się rozlokowali, a ks. Cystersi znamienitych gości uczciwie podejmowali.
(*) Roku 1576.
Niedługo potem zjawił się przysłany od waszeci Hieronim Filipowski pobógczyk z listem Stefana, w którym nasz elekt nie tylko dawał znać obradującym wdzięczność, za chęci przeciwko sobie okazane, ale nadto przyrzekał Stanom koronnym, wszystkie starania obrócić ku sławie polskiego imienia, kondycyom zadosyćuczynić, nakoniec przyjazd swój nie zwlekać.
Dano Hieronimowi stosowną odpowiedź i posłano do elekta tem skorzej, że był także przyjechał od cesarza poseł pan z Rosenbergu, Znasz waszeć tego dworaka z elekcyi Henryka, teraz jednak różne o nim gadki chodziły. Prawił mi pod sekretem Grabią z Górki, że ów butny Szlązak, więcej sam myślił o sobie niż o cesarzu; ale go ofuknął ks. biskup Kujawski, jednak tyle wskurał, że mu uroczystą audyencyą na 30 Lutego naznaczono.
– Piękny to był dzień ba i pamiętny będzie – mówił dalej burgrabia Czorsztyński, nachyliwszy puchara. – Słonko świeciło kieby w Maju. Pierwsze promienie wschodu odbiły się o tysiące zbrój i karabel, pagórki zasiane namiotami, okryły się rojem jezdnych i pieszych rycerzów.
Odchrząknął stary dowódca zamku Czorsztyńskiego, i widząc jak Rycerz zielonej przepaski nadstawiał ucha na jego opowiadanie, starzy zaś lubią gawędzić kiedy ich słuchają; tak znowu mówił:
– Powiadam waściom cudny to hył widok. Wprawdzie nie tyle junaczo paradowała szlachta jak na wjazd Henryka, ale za to panowie bracia strojniej i liczniej pod Andrzejów zjechali. Serce rosło i dawne lepsze przypomniały się lata, gdy surmacze i bębniarze gromkie dali hasło; wywiedziono też Rosemberga posła cesarskiego, dla udania się do namiotu radnych panów. Stanęły w szyku na okolicznych pagórkach roty tworząc koło, pod hetmaństwem Stanisławów z Górki i Cikowskiego: jakim zaś stały ordynkiem opowiem, bo wszystko świeżo jeszcze baczę.
– Co tam waszeć będziesz prawił o ordynku, mało mnie obchodzi – odparł Nieznajomy–widziałem piękniejszy i liczniejszy zjazd na elekcyi Henryka pod Pragą (*) mów radziej waść jak naszą warszawską konfederacyą włożono między pacta Stefanowi, i co dalej działać postanowiono.
– Panie Chorąży – zawołał młody Rycerz złożywszy ręce; – mów, mów, jak się uszykowało rycerstwo, niech przynajmniej o tem słyszę, kiedy tam być nie mogłem.
Stary obejrzał się iskrząco na młodzieńca, uderzył go przyjacielsko po ramieniu i pomuskując barabańskiego wąsa, odrzekł. – Walny z waści kiedyś będzie wojak, kiedy lubisz słuchać o rycerskich sztukach. Stanie się zadość waścinej ochocie, więc zaczynam.
Naprzód nobilitas regni, stanęło ordynkiem rycerstwo województwa Krakowskiego hetmanili mu kasztelan Walenty Dembiński (*) Przy Warszawie.
i wojewoda Piotr waścin brat rodzony. Hufce były liczne i strojne, bo obaj panowie nie mało z sobą przywiedli pancernych; wszystko tam szło od karmazynu i złota, oczy nie mogły, ścierpieć tyle blasku, a co zajeźdzce i konie aż miło wspomnieć. Chorąży stojący na środku, z całą pompą rozwinął chorągiew z białym orłem w koronie na czerwonem polu, na skrzydłach orła złote pręgi migały.
Obok tego rycerstwa stało 50 rajtarów w fioletowych kurtach ze złotemi pętlicami i rusznicami na ramieniu, Marcina Białobrzeskiego opata Mogilskiego. Na chorągwi bujał herb Habdank, do niej się tez przygarnęli w części Habdankowie. Za nimi stali Toporczykowie ze starostą Krzeszowskim Ossolińskim, aleć nie wszyscy, bo inni dołączyli się do roty Jędrzeja Tęczyńskiego wojewody Bełskiego. Tu mógłbyś się napatrzyć bogatych rzędów, bisiorów, perskich dyfdyków, żechby za to jakie księztwo miemieckie zapłacił.
Tuż zaraz stanął ze swoją chorągwią grabią na Tenczynie kasztelan Wojnicki, mając przeszło 200 usarzy, wszystko wąsale chłop w chłopa kieby ulał. Ubrani byli w czerwone kontusze z białemi wywrotami, złocistemi taśmami lamowane; czaple pióra majaczyły na szyszakach, herb Topór rozpierał się na sztandarze. Oprócz tych byłem i ja z naszemi Zatorzanami i Oświeciminami–wiadomo zaś waściom, że ziemia zatorska na chorągwi nosi orła białego w błękitnem polu z literą Z, druga czarnego z literą O.
Grabią z Górki, marszałek nadworny, miał siła ludu pięknego i strojnego w żółte i zielone szarafany, jazda niosła proporce. Przyłączył on się do województwa Sandomierskiego, które zaraz następowało i złożone było z cudnego orszaku husarzów, w hełmach z pióropuszem, u ramion skrzydła, konie okrywały niebieskie kapy. Na czele stał chorąży niosący sztandar z herbem, w którego tarczy skuło się 9 gwiazd w 3 rzędy, a w drugiej po – łowię, pola białe naprzemian z czerwonemi. Podle nich stał pan Stanisław Kostka wojewoda ze swemi drabantami, w czerwone kurty ubranymi. Dalej jak napomknąłem bundziuczyli na dzielnych arabczykach grabiowie z Górki, i Lanckoroński herbu Zadora kasztelan Zawichostki.
Województwo Lubelskie mające za herb jelenia z rogami w czerwonem polu, a na szyi koronę złotą, z ziemią Łukowską i powiat Urzędowski, reprezentował z rycerstwem Jan Tarło wojewoda i Andrzej Firlej z Dąbrowić starosta, jako nominat na kasztelanią Lubelską, ba, jemu się też tegoż dnia nie komu innemu dostała.
Dziewięć chorągwi z 9 województw i ziem Wielkopolski stało takim ordynkiem: – mówił dalej burgrabia zakropiwszy wespółkę z Nieznajomym gardło. – Naprzód Poznańskie – hetmanił mu w niebytności Czarnkowskiego generała Jan, drugi brat waścin kasztelan Gnieźnieński: na chorągwi jaśniał orzeł biały bez korony w czerwonem polu. Potem stało rycerstwo województwa Płockiego, ziemi Dobrzyńskiej, której chorągiew niósł Michał Urowiecki herbu Suchekomnaty. Następnie stały poczty szlachty, stanowiące pułki husarzów i pancernych pod sprawą Kryskiego wojewody Mazowieckiego. Dalej szlachta województwa Kaliskiego, Sieradzkiego i ziemi Wieluńskiej. Łęczycanom hetmanił Rozrazewski starosta, a z nim byli Doliwczykowie w stalowych pancerzach z proporcami. Stali tuż z województw Brzeskiego, Inowrocławskiego albo Kujawskiego ze swym chorążym Gniewoszem. Piotr Potulicki kasztelan Przemętski, uszykował się między Poznańczykami i Mazurami.
– Boże odpuść, było komu pojrzeć w oczy; ile ludzi tyle rycerzów, chociaż prawdę rzekłszy, już nie tak dorodnych jak Małopolanie, ale strój zakaty bogaty, rzędy i rynsztunki nabite perłami i złotem, las to las proporców, koncerzy, szabel i rusznic; myślałbyś że się wybierają na nieprzyjaciela, a tu tylko dla parady.
Tak rozpowiadał o zjeździe burgrabia Czorsztyński, pocierając czupryny i dolewając Nieznajomemu puhara, a słuchający opowiadania młokos, śród gawędy to brząknął po rękojeści karabeli, to wstawał i przechadzał się niecierpliwie, tymczasem poseł Jędrzejowski tak skończył swoją naracyą.
Maciesz cały ordynek Małej i Wielkopolski. Ziemie ruskie nie ubogo też i niepomiernie stawiły się na zjeździe. Przodkował im Janusz książę Zbarawskie wojewoda Bracławski i grabią z Tenczyna wojewoda Bełzki z ludem cudnym i okazałym.
– Gdzież się przyczaił hytry Jelitczyk – odezwał się z pochmurnem obliczem Nieznajomy.
– Pan z Zamościa był tam w radzie jak o Secretarius. –- Nie zżymaj się waszeć na wspominkę o staroście Bełzkim, niechno wygadam temu młokosowi wszystko, potem o nim.po – mówiemy. Z Litwy, oprócz Jana Chotkiewi-cza kasztelana Wileńskiego, który tylko przybył z dworem okazałym i Herburtów, nikogo więcej nie było, bo PP. Litwaki, mimo zawartych paktów w Lublinie, krzywo patrzeli na koroniarzy, że sobie pana obierają bez ich dołożenia, a wielu podobno należało do partyi Cezarjanów.
– Gadajże waszeć coście tam uradzili pytał niecierpliwie nieznajomy.
– Ta, ta, ta, Boże odpuść – odparł Chorąży-– powie się wszystko pomaluchnu – patientia – rzekłem, że się rycerstwo uszykowało na pagórkach koło namiotu, gdzie siedziała rada złożona z biskupów Kujawskiego, Przemyskiego i Chełmińskiego, oraz wielu senatorów świeckich. Na dany znak przez hetmanów, marszałkowie wprowadzili zagranicznych posłów, pierwszeństwo dano Cesarskiemu. – P. z Rozemberga otoczony biskupem Knińskim i opatem Cyr, wyłożył po prostu lecz gładko żądanie, aby potwierdzono obiór cesarza a pana jego na króla Polskiego skoro juz większa część panów senatorów i rycerstwa, nań zezwoliła, a przez posły swe zawiadomiła. – Na co mu pan Jędrzej ze Zborowa marszałek odpowiedział: – Ze cesarza źle sprawiono mimo woli wielu senatorów, oraz koła rycerskiego. Potem rozsunąwszy firanki namiotu, wskazał palcem Rosembergowi i zdumionemu jego orszakowi, do 4,000 zebranego rycerstwa, bohaterskiej postawy, w świetnych ubiorach i rynsztunkach, a co najważniejszą, jednym duchem miłości braterskiej ożywionego.– Poseł Cesarski z towarzyszami, na widok tak uroczy, mimowolnie zdjęli kapelusze, oddając pokłon rycerstwu, które nawzajem przyjacielskim okrzykiem odpowiedziało:
– Panie z Rosemberga – rzekł wtenczas wojewoda Krakowski – osądź teraz gdzie jest większość narodu. Chciejże wyjednać u pana swego, aby odstąpił od swego przedsięwzięcia, i nas w pokoju jak dotąd z obranym jednogłośnie Stefanem zostawił.
A kiedy poseł Austryacki jeszcze się domawiał, odezwało się kilku z koła, ie woleliby jego, to jest Rosemberga uznać za króla, jako człowieka jednej krwi i podobnego języka (*) niż cesarza Niemieckiego z narodu obcego. (**) Ba te okrzyki pono nie były bez kozery, bo pan Rosemberg nie wielce się krzątał około sprawy swego cesarza, któremu jak się wytłumaczy z chybionego poselstwa, a tak kosztownego, zobaczymy.
Po usunięciu pretensyi cesarza Niemieckiego i innych spółzawodników, mianowicie książąt Pruskich i burgrabiów Brandeburskich, stanęła solenna konfirmacya następujących pactów. Ze Najjaśniejsza Annę, siostrę ś… p. Zy- (*) Rosemberg pochodził ze Szlgska.
(**) Wszyscy kronikarze zgadzają się, ie Rosenberg miał partyzantów przy elekcyi Stefana Batorego, bo niektórzy panowie poznawszy nie wielkie jego talenta, pod jego imieniem Rzeczypospolitą rządzie zamierzali.
gmunta Augusta, nigdy nieodżałowanego pana, przyjmują za swą królowę, a wojewodę Siedmiogrodzkiego Stefana przyszłego jej małżonka za króla i pana, przy którym stać zawsze i gardł swoich litować nie będą; ogłaszając każdego za zdrajcę kraju, kto temu byłby przeciwny. Koronacyą i ślub naznaczono na 4 Marca, jako też posła mianowano do elekta, to jest: Pawła Orzechowskiego z uwiadomieniem o uchwale stanów, a dla przyjmowania go na granicach państwa biskupów Kujawskiego i Przymyślkiego, wojewodów Sandomirskiego i Bełzkiego, kasztelanów Wileńskiego, Wojnickiego, Międzyrzeckiego, nakoniec Krzysztofa Radziwiła hetmana Litewskiego i Sieniawskich, wojewodę Ruskiego i kasztelana Kamienieckiego. Wyprawiono też posłów do Litwy i Prus, iżby powiadomili panów braci nieobecnych, co się postanowiło na zjeździe Jędrzejowskim. Nieprzepomniano też uprzedzić o stanie rzeczy tak cesarza jako Rzeszę niemiecką, przez Lanckorońskiego, biskupa
Chełmskiego, opata Mogilskiego, kasztelana Małogoskiego i podkomorzego Bełzkiego. Naostatek, pobór z łanu dla zaciągu wojska na elekcyi uchwalony potwierdzono, a w razie potrzeby, pospolite ruszenie zwołać postanowiono.
P. Rosemberg dawno już odjechał do klasztoru Andrzejowskiego, i zmierzchać się zaczęło, kiedy marszałek koronny przeczytał uniwersał, a ks. biskup zaintonował Te Deum przy salwach z rusznic, hakownic, moździerzy, i walnym odgłosie całego rycerstwa.
Nazajutrz przedniejsi panowie i szlachta z Małopolski ruszyli do Krakowa, by zabezpieczyć stolicę, a panowie bracia z innych województw dodomana sejmiki, dla obioru posłów koronacyjnych. Kwapiono się nie bez racyi do Krakowa, boć mieszczuchom z różnej kondycyi norodów złożonym, nie wiele ufać można. Było między nimi wielu Miemców, a zatem cesarianów, którzy radziby Austryakowi, boć opór burmistrza pokazał to na oko, i tajemne schadzki na Kieparzu ku baczeniu mieć się kazały. Przecięć pan Piotr wojewoda zamek królewski swemi ludźmi ubespiepieczył; burmistrza z rajcami nakłoniono do przysięgi, że stać będą przy obranej Annie i Stefanie, a nikomu bron swych pod gardłem nie otworzą. Nie mało było korowodu z kapitułą a więcej z kolegjatami, bo rewerendy co to tyle zawsze chałaszą, zarzucili na oba ramiona płaszczyki, mówiąc że dwie oracye nagotowali i tego powitają, który pierwej uspieszy po koronę. Tylko stara nasza matka akademia krakowska, statecznie oświadczyła się za Stefanem.
Ruszono wreszcie do domu dla przygotowań na sejmiki i koronacyą, tak że tylko Krakowianie w mieście pozostali i kwarciani bron pilnujący, które dzień i noc zamykane, wyjąwszy furtki Ś. Mikołaja na Wesołą. Tamtendy też wchodził i wychodził lud pospolity, dla ostrożności wszakoż, hetman Cikowski 200 piechoty tamże zbarmatą ustawił.
Dnia 18 Lutego przybyła na zamek krakowski królewna Anna z niemałym orszakiem: rosła ztąd wielka radość, bo odtąd nie zważano na prymasa, który z Cesaryanami codzień upadającemi w liczbie i duchu, na 28 Lutego w Grajowicach zjazd złożył.
– Jak przyjechaliśmy do Megesza, gdzie miłościwego Stefana i waści już zastaliśmy, jak tam przysięgi na pacta wykonano i akty spisano, gdzie wyście swoją rękę dołożyli, to już tak dobrze jak ja wiecie, a zatem odpowiadać dłużej nie będę.
– Miałeś mi waszeć o staroście Bełzkim napomknąć, – rzekł Nieznajomy, skoro skończył mówić burgrabia Czorsztyński.
– Zostawmy to do jutra – odparł starzec poglądając ze znaczeniem na rycerza z zieloną przepaską.– A teraz – dodał – już po 13 godzinie, głowa nie lada cięży, wypocznijcie z podróży utrudzeni po naszych górach, jutro będziechwa mieli dosyć czasu pogawędzić o panu z Zamościa.
Pozdrowiwszy obadwuch podróżnych, co słuchali jego opowiadania, burgrabia przypadał szablę, ujął pęk kluczów i wyszedł z komnaty, dla przejrzenia, czyli straże pilnują swoich posterunków.– Ostrożność ta, tem więcej była potrzebna w teraźniejszych okolicznościach, bo zamek leżał na pograniczu Węgier, a lękać się słusznie należało, żeby albo przez przeciwną partya, albo przez wojsko cesarskie, nie został ubieżony. – Wkrótce ognie zagasły w zamku Czorsztyńskim, tylko w okienku komnaty, ktorą zajmował podróżny, błyszczało światło. – Kto był ten Nieznajomy, tak gościnnie przyjęty w Czorsztynie i jakie jego zamiary, mrożę się wkrótce dowiemy.
on dziko rosnące kwiaty, któremi stroił swoją lutnię. – Rycerz jakby nie zważał na zatrudnienie giermka, i zmordowany poranną przechadzką, usiadł przy jednej baszcie, a zatopiwszy niebieskie oczy w majestat wschodzącego słońca, w długiem utonął dumaniu.– Lica jego kraśne młodością i męzką urodą, zwykle blade, okryły się teraz rumieńcem; wytrawny badacz dociekłby może myśli jakie go w tej chwili zajęły, patrząc na rysy twarzy i czoło, na których smutek z nadzieją kolejno się rysowały. – Wpatrując się coraz silniej ku wschodowi, kilka westchnień wydarło się z piersi młodzieńca, wyciągnął on dłonie w tę stronę, jak gdyby chciał żelazną prawicą, ogarnąć oddalone ziemie i przycisnąć je do piersi zbroją osłonionych.
Stał młody Rycerz jeszcze długo oparty o basztę, kiedy wyłoniło się z za sąsiedniej skały grono weselne Grórali. Druchny w rańtuchach białych jak mleko z wiankami na skroniach, drużbowie w świątecznych burkach,