Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zdarzyło się nocą - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 marca 2023
Ebook
41,50 zł
Audiobook
49,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zdarzyło się nocą - ebook

Wartka powieść sensacyjna, z mocno nakreśloną warstwą obyczajową i psychologiczną Marca Lévy’ego od dwudziestu lat najczęściej czytanego za granicą francuskiego pisarza.

TO PRZESTĘPCY, ALE DZIAŁAJĄ W IMIĘ DOBRA

Jest ich 9. Przyjaźnią się, zwierzają się sobie ze swoich tajemnic, stawiają czoło tym samym niebezpieczeństwom. A jednak nigdy się nie widzieli

Zdarzyło się nocą, szaleńcza przerażająca gonitwa ulicami Oslo, Madrytu, Paryża, Tel Awiwu, Stambułu, Londynu. I niebezpieczne wyzwanie: godzić w podłość świata.

Czyta się z zapałem i z gniewem, ulegając czarowi współczesnych Robin Hoodów, nieuchwytnych trzeźwo myślących bohaterów, którzy budzą sympatię już od pierwszych stron książki. Powieść, od której trudno się oderwać. Gilles Tranchant, księgarnia Cheminant

Fascynująca wyprawa w codzienność dziewięciorga hakerów mierzących się z wpływowymi i bogatymi ludźmi, których intencje są groźne dla świata. Zdarzyło się nocą poraża prawdziwością, wzrusza człowieczeństwem. To mądra książka! „Le Monde”

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8230-548-7
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Sala wideokonferencyjna.

Ekran migocze, głośnik trzeszczy.

Połączenie nawiązano o godzinie 00.00 GMT zgodnie z protokołem szyfrowania.

– Słyszy mnie pani?

– Słyszę bardzo dobrze, a pani?

– Dźwięk jest czysty, ale nie mam jeszcze obrazu.

– Proszę kliknąć w zielony symbol na dole ekranu, ten z ikonką kamery, właśnie, teraz już się widzimy. Dzień dobry.

– Jak mam się do pani zwracać?

– Nie traćmy czasu, nie wiem, czy będziemy mogły dość długo rozmawiać.

– Jesteśmy…

– Ustaliłyśmy przed umówieniem tego spotkania, że na nagraniu nie znajdzie się żadna informacja o dacie ani o miejscu.

– W takim razie zaczynajmy…Godzina 00.02 GMT. Początek retranskrypcji.

– Nadejdzie dzień, kiedy studenci będą się zastanawiać nad pani decyzjami, nad drogą, która doprowadziła panią do życia w ukryciu i pozbawiła wielu przyjemności, jakie daje nam świat. Co chciałaby im pani powiedzieć, zanim panią osądzą?

– Że losy innych obchodziły mnie tak samo jak mój własny. To, co czułam, zmusiło mnie do spojrzenia na świat nie tylko przez pryzmat mojego własnego bytu, nie pozwoliło poprzestać na oburzaniu się, protestowaniu, potępianiu. Kazało mi działać. A Grupa 9 była środkiem działania. Dlaczego? Aby inni także zaczęli się troszczyć o przyszłość, jaka niechybnie by ich czekała, zanim jeszcze zrozumieliby konsekwencje. Żeby uchronić ich prawa… wolność! Sądzę, że tak ujęte może się to wydawać górnolotne, proszę jednak zaznaczyć w swym artykule, że w chwili gdy z panią rozmawiałam, moi przyjaciele i ja byliśmy intensywnie poszukiwani i że od dawna grozi nam śmierć albo spędzenie reszty życia pod kluczem. Mam nadzieję, że to przyda moim słowom odrobiny pokory. W końcu zrobiłam to wszystko dlatego, że kochałam i kocham. Strach pojawił się potem.1

Noc pierwsza, Oslo

O drugiej w nocy w Oslo wiał silny wiatr, a deszcz dudnił o dachy domów. Ekaterina miała wrażenie, że słyszy uderzenia chmary strzał wypuszczanych zza linii horyzontu. Jeszcze wczoraj niebo było czyste, ale nic już nie było takie jak wczoraj. Z okna kawalerki patrzyła na miasto, którego światła ciągnęły się aż do wybrzeża. Znów zaczęła palić, ale martwiło ją to mniej niż konieczność ponownego rzucania nałogu. Sięgnęła po papierosa, żeby zabić nudę, zapanować nad niecierpliwością. W swoim odbiciu w oknie dostrzegła malujące się na twarzy zmęczenie.

Cichy dźwięk wyrwał ją z zadumy – podbiegła do komputera, żeby odebrać wiadomość, na którą czekała. Żadnego tekstu, tylko załącznik z dwiema kartami partytury muzycznej. Do jej odczytania nie trzeba było solfeżu, ale perfekcyjnej znajomości szyfrów.

Ekaterina usiadła w fotelu i podjęła wyzwanie niczym zabawę. Rozpuściła włosy, wyprostowała ramiona, rzuciła okiem na paczkę papierosów, lecz nie uległa pokusie, żeby wypalić jeszcze jednego, i wzięła się za odczytywanie wiadomości. Kiedy zrozumiała, co kryje się w nutach, odpisała w kilku słowach nic nieznaczących dla osób postronnych.

– Co robisz w moim mieście, Mateo? Przecież mieliśmy się już nigdy nie zobaczyć.

– Wyjaśnię ci to w odpowiedniej chwili, skoro zrozumiałaś gdzie.

– Gdzie było aż za łatwe, ale nie podsunąłeś mi kiedy – napisała Ekaterina.

– Idź teraz spać.

Mateo nie sugerował Ekaterinie, żeby poszła już spać, ale żeby zakończyła połączenie. Paranoja jej przyjaciela najwyraźniej się pogłębiła. Ekaterina nieraz się zastanawiała, jakim jest człowiekiem, jak wygląda, jakiego jest wzrostu, postury, jaki kolor mają jego włosy… Blondyn, brunet, a może rudy jak jej bliscy – o ile nie był łysy. Jeszcze bardziej ciekawił ją jego głos. Czy Mateo mówi szybko? Czy ma dobrą dykcję? Właśnie brzmienie głosu pociągało ją u mężczyzn albo odstręczało. Piękny głos mógł przysłonić wiele innych wad; monotonny jak u belfra, szyderczy, za wysoki dyskwalifikował każdego pretendenta, choćby najatrakcyjniejszego. Ekaterina miała słuch absolutny. Zależnie od okoliczności ten dar bywał błogosławieństwem albo przekleństwem… O dziwo, nigdy nie zastanawiała się nad wiekiem Matea. Sądziła, że jest najstarsza w Grupie, wprawdzie młoda, ale najstarsza, jednak była w błędzie.

Zawiesiła palce nad klawiaturą, wahała się, a w końcu zdecydowała się podzielić swymi obawami.

– Jeżeli pogoda się nie zmieni, trzeba będzie zmienić plany.

Długo czekała na odpowiedź.

W końcu Mateo podał jej informację, która niepokoiła go znacznie bardziej niż prognoza pogody na jutro.

– Maya przestała odpowiadać.

– Od jak dawna? – napisała Ekaterina.

Na ekranie nic się nie działo. Domyśliła się, że Mateo nagle przerwał połączenie. Wyciągnęła pendrive z komputera, rozłączając się również z serwerem proxy, który uniemożliwiał jej lokalizację. Podeszła do okna i zmartwiła się, widząc, że pada coraz mocniej.

Ekaterina mieszkała na ostatnim piętrze budynku przeznaczonego dla nauczycieli z regionu. Był to czternastopiętrowy wieżowiec z cegły i stali, wznoszący się u zbiegu Smedgata z Jens Bjelkes Gate. Ściany były tu tak cienkie, że słyszało się wszystko, co działo się w sąsiedztwie. Ekaterina właściwie nie potrzebowała zegarka – każdą godzinę dnia i nocy wskazywały jej odgłosy. Sąsiad z piętra właśnie wyłączył telewizor – musiało być około wpół do drugiej w nocy, pora, żeby udać się na spoczynek, jeśli chciała obudzić się w dobrej formie. Wyłączyła lampę na biurku i przeszła przez pokój do łóżka.

Ale sen nie nadchodził. Ekaterina myślała o tym, co będzie musiała zrobić. O ósmej usiądzie w ogródku Café du Théâtre przed hotelem Continental, gdzie w pogodne dni goście jedli śniadanie. Weźmie lekki sprzęt elektroniczny, router, analizator widma, sekwencer kodów. Będzie miała dziesięć minut na zhakowanie sieci wi-fi w hotelu. Kiedy to zrobi, przejmie kontrolę nad wszystkimi telefonami komórkowymi, które się z nią połączą.



– Zapewniam, że żaden z członków Grupy 9 nie będzie trwonił talentu ani umiejętności na kradzież numerów kart kredytowych czy hakowanie wiadomości w celach przestępczych. Są trzy rodzaje hakerów. Celem Black Hat są pieniądze, to złoczyńcy, którzy działają w świecie cyfrowym. White Hat, często mający na koncie występki w sieci Web, zdecydowali się służyć swym doświadczeniem bezpieczeństwu informatycznemu. Większość pracuje dla agencji rządowych albo dla dużych przedsiębiorstw. Źli hakerzy zawsze w końcu wpadają, najlepsi dają się zwerbować. Black czy White, pierwszorzędni tworzą odrębną kastę i toczą nieustanną wojnę, w której wszystkie chwyty są dozwolone. Wygrana oznacza nie tylko duże pieniądze, ale jest też kwestią sławy, honoru czy ego.

– A do której z tych kategorii należy Ekaterina?

– Do żadnej. Jak wszyscy członkowie Grupy Ekaterina to Grey Hat, co oznacza, że łamie prawo w imię dobra. Zawsze polowała wyłącznie na grubą zwierzynę, a teraz tropi wyjątkowy okaz, Stefana Barona, potężnego łajdaka.



Baron był bogatym lobbystą, którego uskrzydliły kolejne sukcesy. Zaczynał, służąc interesom spółek naftowych, węglowych i agrochemicznych, przekupując posłów oraz senatorów, aby utrącali ustawy o ochronie środowiska, potem zajął się jeszcze bardziej lukratywnym biznesem. Z lobbysty przeistoczył się w „doradcę komunikacji politycznej”, co w istocie oznaczało, że był pozbawionym skrupułów propagandzistą, że fabrykował teorie spiskowe, wyimaginowane przestępstwa, o które oskarżał cudzoziemców nielegalnie przebywających w kraju, czy wreszcie rozwiązania rzekomo wprowadzone przez rząd, by przyjmować więcej takich imigrantów. Baron zręcznie wykorzystywał cały arsenał fałszywych informacji, które jego ludzie inteligentnie rozpowszechniali w sieciach społecznościowych. Te wiadomości miały straszyć społeczeństwo, zapowiadając niechybne zanikanie klasy średniej, zniszczenie rodzinnej kultury oraz brak nadziei na przyszłość. Strach był jego kapitałem zakładowym. Baron siał chaos, żeby się bogacić, a jego klienci pięli się w sondażach, by w końcu dojść do władzy.

Właśnie w tym celu wyruszył w drugie tournée po Europie. Jeżdżąc ze stolicy do stolicy, spotykał się z przywódcami ekstremistycznych ugrupowań i partii, żeby rozpracować ich liderów, sprzedać im swoje usługi i pomóc w wygraniu wyborów. Każdy kraj, który popada we władanie autokraty, staje się źródłem długotrwałych zysków. Gdyby Baronowi udało się doprowadzić do takiego przewrotu na skalę kontynentu, zapewniłby sobie miejsce w kręgu wielkich światowych fortun. Baron prowadził swoje kampanie z rozmachem, wykorzystywał ponadgraniczne konflikty z ich smutnymi konduktami uchodźców niczym surfer wysokie fale.

Mapa Europy na ścianie za jego biurkiem wyglądała jak ogromna gra planszowa, gdzie każda wbita chorągiewka poświadczała niedawne zwycięstwo. Węgry, Polska czy wreszcie Krym, który jego rosyjscy klienci przejęli po oblężeniu Ukrainy przez buntowników. Włochy, gdzie triumfował jego podopieczny. Wydawało się, że nie ma przeszkód, których nie zdołałby pokonać.

Czyż więc Baron mógłby przypuścić, że mała grupa hakerów odważy się do niego dobrać? Nawet Ekaterina powątpiewała czasem w powodzenie ich przedsięwzięcia. Tak, ale… Jej dziadek był w ruchu oporu za czasów, kiedy walka sprawiedliwych wydawała się jeszcze bardziej skazana na klęskę, a jednak go to nie powstrzymało. A poza tym, snując takie rozmyślania, z pewnością nie zdoła zmrużyć oka.

Ekaterina zdjęła T-shirt i rzuciła go na łóżko. Dlaczego nie ukoić napięcia, które nie pozwalało jej zasnąć, sprawiając sobie odrobinę przyjemności? Sobie i zapewne sąsiadowi, który będzie wsłuchiwał się w jej oddech pobrzmiewający na tle pomruku ulewy wciąż dudniącej o szyby.

Zanim zamknęła oczy, jak co wieczór pomyślała o tych wszystkich, którzy spędzali noc pod gołym niebem. Przypominało jej to własną młodość…

Jako dziesięciolatka Ekaterina po raz pierwszy widziała morderstwo. To się stało w Oslo, w zaułku, gdzie schroniła się pewnego wieczoru, gdy matka wróciła bardziej pijana niż zwykle. Obraz ulicy, na której spędza się życie. Mając dwanaście lat, znużona obelgami i odrzuceniem ze strony kobiety, która nigdy jej nie chciała, Ekaterina odeszła na dobre. Szukała spokoju na parkowych ławkach, gdzie spała we dnie, a nocami pod osłoną mostów, gdzie czytała. Kiedy nastawały chłody, przenosiła się do piwnicy, z godną podziwu zręcznością radząc sobie z zamkami. W wieku, który powszechnie uznaje się za wiek niewinności, Ekaterina wypłynęła na szerokie wody. Zdana wyłącznie na siebie, szybko nauczyła się żywić tym, co znalazła w śmietnikach. Cóż mogła znaczyć higiena dla tego dzieciaka, który nigdy nie widział szczoteczki do zębów? Jej najmłodsze lata na zawsze naznaczyła matczyna litania: „Urodzona z niczego, jesteś niczym i na zawsze pozostaniesz nikim”.



– Ekaterina skończyła trzydzieści sześć lat, jest wykładowcą prawa na uczelni w Oslo, tajną aktywistką i hakerką należącą do Grupy 9.

– Jak dołączyła do Grupy?

– Silniej niż wyjątkowe zdolności do szyfrowania łączą nas osobiste losy, a zgodna wola skłoniła nas, by wspólnymi siłami realizować projekt, którego rangi początkowo się nie domyślaliśmy. Ale wróćmy do tego wieczoru na początku zeszłego lata.



Kiedy Ekaterina oddawała się rozkoszy, Mateo rozmyślał. Zatarł wszelkie ślady swojego wejścia na komputer centrum biznesowego w hotelu Continental, opuścił je, przeszedł przez pusty hol, a potem jeszcze się rozejrzał i wrócił do pokoju. Jeżeli deszcz nie ustanie, on będzie tu jako wsparcie, wystarczy, że wyśle wspólniczce wiadomość, by poinformować ją, że przejmuje sprawę, a ona musi się zwijać. Oby tylko posłuchała go w takiej sytuacji. O to najbardziej się obawiał.

2

Dzień pierwszy, Oslo

Wczesnym rankiem Ekaterina wsiadła do tramwaju. Miała torbę na ramieniu. Zastanawiała się, czy napięcie, które odczuwa, ma związek z jej zadaniem czy z perspektywą poznania Matea, czy też z tym, że nie rozumiała, dlaczego złamał zasady i wyznaczył jej spotkanie. Doszła do wniosku, że skoro i tak żyją na marginesie, przestrzeganie zasad nie ma większego sensu. Wysiadła na stacji Teatr Narodowy, skąd miała już tylko kilka kroków do umówionego miejsca. Przestało padać, jednak niebo wciąż wyglądało groźnie, a ogródek, w którym wszystko było mokre, pozostał zamknięty. Nie mogła zmarnować tak dobrej okazji – po chwili wahania postanowiła podjąć ryzyko działania z wnętrza budynku.

Kawiarnia w hotelu Continental przypominała wiedeńskie piwiarnie. Z sufitu zwisały masywne żyrandole, oświetlając zbytkowne dziewiętnastowieczne wnętrze. W rotundzie ustawiono około dwudziestu stolików. Żeliwne schody wiodły na antresolę, gdzie niegdyś zasiadali zapewne muzycy przygrywający gościom. W końcu sali znajdował się bar, a za nim rzeźbione boazerie otaczające ogromne lustro. Ekaterina się rozejrzała i zauważyła dwie alkowy. Ławy obite czarną skórą stały pod mahoniowymi ściankami, co zapewniało pełną intymność. Domyśliła się, że jej cel wybierze jeden z tych zakątków, a ludzie odpowiedzialni za jego ochronę zajmą sąsiedni. Sama usiadła przy stoliku pod oknem, blisko wejścia. Kawiarnia była jeszcze senna, najwyżej dziesięciu klientów jadło tu teraz śniadanie. Ekaterina zamówiła herbatę, jajka po benedyktyńsku i poprosiła kelnera o podanie kodu dostępu do hotelowego wi-fi. Kiedy się oddalił, otworzyła torbę, włączyła router i uruchomiła z laptopa aplikację umożliwiającą wykonanie zadania. Przejąwszy kontrolę nad hotelowym routerem, sklonowała go na własnym, zachowując tę samą nazwę, ale zamieniając oryginalną sieć na ukrytą. Właśnie tą techniką posługują się hakerzy żerujący na turystach, którzy tak ochoczo korzystają z bezpłatnego dostępu do sieci w obiektach turystycznych. Dane można przechwycić w okamgnieniu.

Ekaterina położyła smartfon tuż obok talerza i spokojnie jadła jajka po benedyktyńsku.

Stefan Baron wszedł do kawiarni dziewięć minut później drzwiami łączącymi lokal z hotelowym holem. Tak jak przypuszczała, usiadł w jednym z wydzielonych boksów, a szef jego ochrony w sąsiednim. Wkrótce pojawił się też klient Barona. Wymienili uścisk dłoni. Twarz jednego była napięta, drugiego – pozbawiona wyrazu. Wpatrzona w ekran Ekaterina ustalała identyfikatory telefonów komórkowych, które łączyły się z siecią. Ochroniarz korzystał ze swojego, ale ani Baron, ani człowiek, z którym rozmawiał – nie. Teraz wystarczyło obserwować aktywność, żeby ustalić, do kogo należy który aparat.

Musnęła przycisk na smartfonie, żeby włączyć ich mikrofony. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Jej sprzęt nagrywał rozmowę i przechwytywał dane Barona i jego klienta przez kolejne sekundy. Trzeba będzie je potem rozszyfrować, co potrwa znacznie dłużej, jednak tym Ekaterina zajmie się po powrocie do domu.

Wszystko przebiegało zgodnie z przewidywaniami, dopóki migające światełko na ekranie nie wzbudziło podejrzeń ochroniarza. Wyglądało to dokładnie tak jak wtedy, kiedy telefon komórkowy próbuje ponownie połączyć się z właściwą siecią hotelową. Ekaterina, wpisując nazwę wi-fi, popełniła drobny błąd, który jednak spowodował pewne konsekwencje. Ochroniarza zdziwiło, że „n” w połowie nazwy Continental miga. To zjawisko się nasilało, w miarę jak router ukryty w torbie Ekateriny tracił moc ze względu na wyczerpywanie się baterii.

Mężczyzna poderwał się z miejsca, podszedł do sąsiedniej ławy i szepnął coś na ucho szefowi. Baron wyjął z kieszeni telefon. Widząc, że ochroniarz bierze aparat i wyłącza go, Ekaterina poprosiła kelnera o rachunek. Podniosła torbę, która leżała pod jej nogami, unikając kontaktu wzrokowego z gorylem Barona, który uważnie rozglądał się po sali. Na dworcu, lotnisku czy dużym placu praktycznie niemożliwe jest wytropienie hakera, ale w restauracji to nie takie trudne. Ochroniarz przez chwilę wodził wzrokiem po twarzach nielicznych gości i instynkt go nie zawiódł. Ruszył w stronę Ekateriny, przyspieszył kroku, widząc, że kobieta wstaje, a jego wątpliwości rozwiały się ostatecznie, kiedy kelner krzykiem próbował ją zatrzymać, gdy nie zapłaciwszy, rzuciła się w stronę wyjścia.

Ekaterina, której ochroniarz deptał po piętach, przeszła przez ulicę Stortingsgata i pobiegła w stronę skweru przed Teatrem Narodowym, żeby dotrzeć do ogrodów z odkrytym lodowiskiem. Była zaprawioną biegaczką, oddychała swobodnie, a jej krok był długi. Miała zresztą spore doświadczenie, bo jako nastolatka wiodła burzliwy żywot i często ratowała się ucieczką. Ale na korzyść ochroniarza przemawiało wojskowe wyszkolenie i doświadczenie w służbie.

Ekaterina wbiegła na Karl Johans Gate – dwukierunkową ulicę – i o mało nie wpadła pod motocykl. Straciła równowagę. Ratując się przed upadkiem, obejrzała się i zobaczyła, że ścigający ją mężczyzna, chociaż dzieliła ich spora odległość, wyciągnął pistolet. Zmroziło jej to krew w żyłach. Cóż takiego zawierała pamięć telefonu Barona, że jego ochroniarz ośmielił się biegać z bronią w ręku po ulicach Oslo?! Pomyślała, że od dobrych piętnastu lat nie musiała mierzyć się z takim zagrożeniem.

W tamtych czasach spędzonych na ulicy bywała ścigana przez handlarzy, którym podwędziła coś do jedzenia, kilka razy cudem uniknęła ciosu nożem podczas bójki, ale nigdy nikt nie próbował do niej strzelać! Pod wpływem strachu zmobilizowała siły, wróciły dawne odruchy. Wtopić się w tłum, gdzie będzie bezpieczna. Tyle że chodniki, którymi biegła, nie należały do najbardziej ruchliwych. Starsza pani, magazynier załadowujący skrzynki przed sklepem… Skręciła w Rosenkrantz’ Gate, minęła Deli, jeszcze nieczynny pub, i wóz dostawczy. Skręt w lewo, żeby przejść wzdłuż fasady Teatru Północnego, zamkniętego rano.

Biegła ile sił w nogach, bojąc się, że męska ręka chwyci ją za kołnierz, że podstawiona noga położy kres ucieczce albo gorzej: że powali ją kula. Czy ten człowiek odważyłby się strzelić w środku miasta? Dlaczego nie, jeśli ma broń z tłumikiem? Jak daleko jest gotów się posunąć, żeby odzyskać dane, które skradła? Przez głowę przemknęła jej pewna myśl. Jeszcze jeden skręt w lewo, w stronę Paleet, centrum handlowego, do którego zamożni mieszkańcy i turyści napływali tuż po otwarciu. Nagromadzenie sklepów na dwóch poziomach, wymarzone miejsce, żeby zniknąć. Już tylko sto metrów. Miała ochotę odwrócić głowę, ale tego nie zrobiła. Wiedziała z doświadczenia, że nie wolno ulegać tej pokusie. Żeby się odwrócić, trzeba zwolnić, a to kosztuje decydujące sekundy. Popełniła już zresztą ten błąd, kiedy się pośliznęła.

Ekaterina wydała bojowy okrzyk, żeby opróżnić płuca i wypełnić je nowym zapasem tlenu. Widziała już bramę Paleetu. Jeśli ochroniarz jej nie zastrzeli, będzie mogła się bronić, okładać go pięściami, krzyczeć, że ją napadł – brakowało jej tchu, nie pomysłów.

Wbiegła do centrum handlowego, przeskakiwała stopnie ruchomych schodów. Dotarła na pierwsze piętro, odpychając każdego, kto stanął jej na drodze. Czuła żar w płucach. Musiała się zatrzymać, pozwolić, aby jej serce zwolniło.

Oparta o balustradę, obserwowała z pierwszego piętra parter. Przez moment miała już nadzieję, że zgubiła goryla Barona, on jednak pojawił się w rotundzie.

Zwrócił się do pracownika ochrony, który skinął głową i sięgnął po walkie-talkie. Goryl prawdopodobnie przekonał go, żeby zlecił wytropienie jej na monitorach. Był już najwyższy czas, by zakończyć tę grę w kotka i myszkę. Mężczyzna zwrócił oczy w górę. Spojrzała na niego, jakby rzucała mu wyzwanie, a potem weszła do sklepu odzieżowego, przed którym stała. Była pewna, że zaraz ją tu dopadnie, pewnie już biegł po ruchomych schodach. Ekaterina chwyciła kosztowny szal – trzysta euro. Kto mógł wydawać takie kwoty na kawałek tkaniny? Jej pensja wykładowcy nie pozwalała na tego rodzaju szaleństwa. Z szalem w ręce czekała. Kiedy ochroniarz się pojawił, podeszła i przytuliła się do niego. Zaskoczony chwycił ją za ramię.

– Zamiast używać siły, porozmawiajmy może jak dorośli?

Mężczyzna spojrzał na nią w osłupieniu, a ona wykorzystała chwilę jego nieuwagi i wsunęła mu szal do kieszeni marynarki, potem brutalnie kopnęła go w piszczel, zmuszając, żeby ją puścił. Błyskawicznie uciekła. Goryl rzucił się w pościg. Bramki w wejściu do sklepu aktywowały alarm antykradzieżowy, a kiedy ochrona sklepu go zatrzymała, Ekaterina spokojnie opuściła centrum handlowe. Teraz miała nad nim sporą przewagę.

– Wariat! – mruknęła pod nosem, masując obolałe ramię.

Ale to nie był koniec rozgrywki. Na ulicy zmobilizowała resztki sił, żeby dotrzeć do przystanku tramwajowego. Wsiadając do wagonu, nadal była w szoku. Nogi miała jak z waty, brakowało jej tchu, toteż osunęła się na siedzenie sunącego po torach tramwaju.

Z głębi kieszeni dobiegł ją sygnał telefonu. Wyjęła go drżącą ręką i odczytała z ekranu wiadomość:

Koncert zaczyna się za godzinę.

Mateo nawiązywał do partytury, którą dostała wczoraj. Na szczęście jechała linią 19, która kończyła trasę na stacji Ljabru, przy wybrzeżu, na wprost wyspy Malmö, czyli w miejscu wskazanym przez Matea.

– Jak znajdę właściwy rząd foteli? – napisała.

– Dam ci znak, na razie.

Tramwaj wlókł się nieznośnie, dojazd do Ljabru zajmował mu około dwudziestu minut. Błądząc wzrokiem po morzu, Ekaterina zastanawiała się z niepokojem, jak Mateo ją rozpozna. Ale to nie była jej jedyna troska. Czy krążył w pobliżu Café du Théâtre? Czy był świadkiem jej ucieczki? I po co przyjechał do Oslo? Czy to miało jakiś związek z nieobecnością Mai? I co właściwie chciał powiedzieć przez „Maya już nie odpowiada”? Czy ją aresztowano? Czy odłączyła się od Grupy?

Po drodze tramwaj zatrzymał się na przystanku Szpital. Żeby przegonić złe wspomnienia, Ekaterina patrzyła na zegarek, czekając, aż pojadą dalej. To dziwne zrządzenie losu, być zmuszonym zamknąć powieki kobiecie, która nigdy jej nie chciała. „Co za bagno”. Bagno, którego jej córka nie chciała zrobić ze swojego życia.

Widziała już czerwoną budkę pętli autobusowej. Wysiadła i poszła pod adres wskazany przez Matea. Po dziesięciu minutach dotarła do małej drukarni w Ljabru.

Starszy człowiek pochylał się nad prasą drukarską, z niesłychaną starannością wygładzając duży arkusz papieru. Ekaterina kaszlnęła, żeby zwrócić na siebie uwagę. Nie chciała przeszkodzić mu w wykonywaniu czynności, które najwyraźniej wymagały wielkiej precyzji. Mężczyzna się wyprostował. Zaskoczyła ją jego elegancja. Przeprosiła za swoje wtargnięcie i poczuła się zobowiązana wyjaśnić, że „poproszono” ją, by przyszła do jego drukarni.

– Do pracowni litograficznej – poprawił miłym głosem. – Ale jeśli przyszła tu pani zamówić zaproszenia albo papier listowy, będę musiał polecić jednego z moich kolegów po fachu.

– Umówiłam się tu z przyjacielem, ponieważ jednak jest pan w pracowni sam, to nie wykluczam, że pomyliłam miejsca.

– Chce pani zobaczyć, jak drukuje się litografię? – spytał stary rzemieślnik. I nie czekając na odpowiedź, wprawił w ruch koło z sześcioma lśniącymi łopatami. – Tą korbą przesuwam wózek. Kiedy karta znajdzie się pod kamieniem litograficznym, zaczyna działać magia. Jak się pani nazywa? – spytał zaprzątnięty pracą starszy pan.

Ekaterina się przedstawiła. Litograf natychmiast przerwał pracę, a z jego twarzy wyczytała zmieszanie.

– Cóż ze mnie za dureń! Zanudzam tu panią rzeczami, które nie mają dla pani żadnego znaczenia, a Mateo czeka na nabrzeżu w porcie żeglarskim. Wielkie słowo jak na tych kilka zacumowanych łodzi, ale cóż począć, ludzie mają przerost ego! Sugerowałem mu, żeby spotkał się z panią tutaj, jednak Mateo to chłopak, który lubi wszystko komplikować, zresztą zna go pani.

– A pan? Od dawna się znacie?

– Sama go pani zapyta – odparł starszy pan, znów się uśmiechając. – Za budynkiem stoi rower, proszę go wziąć. Pieszo to dobry kwadrans drogi. Tylko ostrożnie z przednim hamulcem, żeby rower nie stanął dęba.

Ekaterina podziękowała litografowi, wyszła z drukarni i wsiadła na stojący na tyłach budynku rower, który tak uprzejmie jej wypożyczono. Ponieważ rower był nowy, zastanawiała się, czy należy do starszego pana, czy może Mateo kupił go z myślą o niej… Jakby przewidział to, co wydarzyło się dziś rano.



– Kim jest Mateo?

– To interesujący człowiek, dość skomplikowana osobowość, jak to ujął litograf… Raczej złożona niż skomplikowana, oddajmy mu sprawiedliwość. Nawet jego wygląd zewnętrzny jest niepospolity. Niedogolony, w dżinsach, miękkim kapeluszu wciśniętym na głowę… istny obieżyświat, który włóczy się przez okrągły rok! Gdyby jednak ubrał się w smoking, wyglądałby jak lord.

– Częściej chodzi w dżinsach czy w smokingu? Czy ta natura kameleona służy mu jako broń uwodziciela?

– Przeciwnie, Mateo nie chce zwracać na siebie uwagi, czuje potrzebę wtapiania się w otoczenie, woli być niedostrzegalnym obserwatorem… i zawsze mieć kontrolę nad sytuacją. Rany z dzieciństwa pozostawiają blizny, które nigdy nie znikają.

– Czy obowiązująca członków Grupy zasada niespotykania się miała zapobiec kojarzeniu jednych osób z drugimi?

– Owszem.

– Dlaczego więc Mateo złamał tę zasadę?

– Ponieważ dane, jakie zawierał telefon komórkowy klienta Barona, usprawiedliwiały podjęcie nawet tak istotnego ryzyka.

– Ale przecież ani Mateo, ani Ekaterina jeszcze nie zapoznali się z tymi informacjami!

– Oni nie, ale ja tak.

3

Dzień pierwszy, Oslo

Jadąc wąskimi uliczkami, które biegły w dół zbocza, Ekaterina przysięgała sobie, że kiedy dotrze na miejsce, a tam pracownik portu żeglarskiego powie jej, by kontynuowała te podchody i udała się na wyspę Malmö, wyśle Mateowi SMS-a i każe mu spadać. W dodatku nie będzie musiała nawet używać szyfru – napisze to tak po prostu. Zaklęła, odstawiając rower tuż przy nabrzeżu. Zobaczyła bar, a przed nim kilka drewnianych stolików. Przy jednym z nich siedział facet około czterdziestki. Czytał gazetę. Szansa, że to jej włoski kolega, była znikoma. Poza tym ani żywego ducha. Jedyny jaśniejszy ton tego obrazu – litograf surowo go ocenił – to że miejsce było urokliwe, a utrzymana w tonacjach błękitu kafejka zdawała się żywcem przeniesiona z którejś z greckich wysp. Ekaterina była głodna. Podeszła do baru i rzuciła okiem na wywieszoną tam kartę dań – wybór był niewielki, serwowano tu trzy rodzaje kanapek, tanie białe wino, lokalne piwo i napoje gazowane.

Z małego budynku wyszedł właściciel – rudobrody i rudowłosy. Niósł skrzynkę piwa. Przywitał ją i spytał, czy przyszła na obiad.

– Zadowolę się którąś z pańskich kanapek, byle nie była wczorajsza – powiedziała.

Zapewnił, że przygotowuje je na miejscu co rano. Jego ulubiona to łosoś z ogórkiem. Ekaterina skinęła głową i zdała się na niego.

– Czy poza tym gościem, który siedzi za mną, nikogo tu nie było? Umówiłam się tu z kimś.

W odpowiedzi barman wyjął z lodówki macka, odkapslował go i nonszalancko postawił na barze.

– Rybacy… Wypłynęli wcześnie rano i wrócą dopiero przed wieczorem – mruknął. – Ale ten klient, jak to pani powiedziała, wymachuje ręką, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę.

Ekaterina się odwróciła, jej oczy spotkały się ze spojrzeniem mężczyzny. Odłożył gazetę i skinął, prosząc, by podeszła. Wzięła piwo i kanapkę i zaintrygowana zbliżyła się do stolika.

– Mateo?

– A któż by inny? – usłyszała spokojny głos.

Milcząc, usiadła na krześle naprzeciwko niego.

– Skośnooki Włoch… Czy to tak cię zdziwiło?

– Nie… Prawdę mówiąc, tak – wydukała Ekaterina.

– W dzieciństwie nosiłem imię Mao, ale kiedy przyjechałem do Rzymu, ludzie przechrzcili mnie na Mateo, bo podobno tak było lepiej… żeby się zintegrować.

– Skąd pochodzisz?

– Z Rzymu, przecież powiedziałem.

– A przed Rzymem?

– To długa historia. Znudziłaby cię.

– Nie wiem, co poszło nie tak dziś rano – podjęła Ekaterina – ale…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: