- W empik go
Zdradzę ci sekret - ebook
Zdradzę ci sekret - ebook
Laura i Julia znają się od lat. Połączył je przypadek i wspólna praca przy fabrycznej taśmie. Choć każda z nich ma swoją trudną historię, niestrudzenie dążą do szczęścia i nie pozwalają, by to, co przeszły, kładło się cieniem na ich obecnym życiu. Jednak kiedy pewnego dnia Julia otrzymuje wiadomość od znienawidzonego ojczyma, przeszłość powraca do niej w wyjątkowo bolesny sposób. Chcąc pomóc przyjaciółce, Laura również będzie musiała stanąć twarzą w twarz ze swoimi demonami. W tej nierównej walce przyjaciółki będą mierzyć się ze wstydem, zdradą, sekretami, oszustwami i szantażem. Tylko czy w tym całym zamieszaniu nie przegapią szansy na szczęście i miłość?
Siedziały na balkonie zawinięte w koce niczym kokony, każda na swoim, w dwóch różnych częściach świata. Kończyły butelkę wina, każda według własnych upodobań – to była jedna z niewielu rzeczy, co do których się nie zgadzały, dlatego w ramach kompromisu zawsze pojawiało się wino wytrawne dla Laury i słodkie dla Julii. Po takiej ilości ich języki zazwyczaj rozwiązywały się na tyle, żeby mówić otwarcie. (…) Po raz kolejny Laura zastanawiała się, jak potoczyłyby się losy jej przyjaciółki, gdyby wtedy była obecna w jej życiu.
Agnieszka Stokłosa
Urodziła się w Radomiu w 1985 roku, jest absolwentką Liceum Ogólnokształcącego im. Jana III Sobieskiego. W 2007 roku rozpoczęła studia pedagogiczne na Politechnice Radomskiej, jednak z powodu kłopotów finansowych wyjechała na Cypr, by podjąć pracę sezonową i zabezpieczyć się finansowo na nadchodzący rok akademicki. Ostatecznie porzuciła uczelnię i pozostała na wyspie. Dziś jest szczęśliwą mężatką, od dziesięciu lat mieszkającą w Bawarii. Ukończyła niemieckie studium handlowe, co pozwoliło jej zdobyć pracę w koncernie logistycznym. Od dawna nosiła się z zamiarem napisania książki, jednak dopiero w 2020 roku postanowiła zrealizować to wielkie marzenie.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-813-3 |
Rozmiar pliku: | 770 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Przyjaciel to ktoś, kto wie o tobie wszystko i wciąż cię kocha”.
Elbert Hubbard
Siedziały na balkonie zawinięte w koce niczym kokony, każda na swoim, w dwóch różnych częściach świata. Kończyły butelkę wina, każda według własnych upodobań – to była jedna z niewielu rzeczy, co do których się nie zgadzały, dlatego w ramach kompromisu zawsze pojawiało się wino wytrawne dla Laury i słodkie dla Julii.
Po takiej ilości ich języki zazwyczaj rozwiązywały się na tyle, żeby mówić otwarcie.
Znały się całe wieki, ale mimo to czuły pewien wstyd przed sobą nawzajem, ponieważ wiedziały o sobie rzeczy, które nawet po latach ciężko przechodzą przez gardło.
To były ich stałe seanse, od kiedy Laura przeprowadziła się na wyspę.
Co jakiś czas odwiedzały się, to w jednym kraju, to w drugim, ale takie wycieczki były jednak zbyt kosztowne, żeby móc sobie na nie pozwolić częściej niż co kilka miesięcy, dlatego raz w miesiącu organizowały sobie taki wieczór, aby chociaż przez Internet uczestniczyć w swoim życiu.
Po raz kolejny Laura zastanawiała się, jak potoczyłyby się losy jej przyjaciółki, gdyby wtedy była obecna w jej życiu. Wino, które wspólnie wypiły przez te lata, można by już mierzyć raczej w beczkach niż butelkach. Pod wpływem alkoholu Laurze zawsze wydawało się, że powinna ratować świat, a po zbyt dużej jego ilości, co nie zdarzało się niestety rzadko, mieszała się w sprawy innych i często posuwała do radykalnych zachowań, których na drugi dzień musiała się wstydzić. Kiedyś, jeszcze jako młoda dziewczyna, wybrała się na ognisko przy domku letniskowym jednego z kolegów. Ognisko, kiełbaski, muzyka i napoje wyskokowe. Laura zauważyła, że jeden z chłopaków mocno przystawiał się do jednej z dziewczyn. Problem w tym, że ten chłopak miał już dziewczynę, o czym Laura doskonale wiedziała. I po zbyt wielu spożytych wtedy drinkach… złapała niewiernego gówniarza za koszulę i przypomniała mu głośno, tak aby wszyscy obecni to usłyszeli, o pozostawionej w mieście dziewczynie. Innym razem, gdy miała dwadzieścia kilka lat, bawiła się na weselu znajomych. Cały wieczór obserwowała zdegustowana, jak jedna z kobiet ewidentnie przystawia się do pana młodego! I tu również, niewiele myśląc, poinformowała zalotnicę, iż powinna machać cyckami przed oczami kogoś bardziej wolnego niż ten oto świeżo poślubiony.
Jednak w tej kwestii nie dało się już zrobić nic, nikogo uratować. W przeszłości Julii było wiele koszmarów, do których Laura – była o tym przekonana – gdyby tylko tam była, gdyby poznały się wcześniej… nigdy by nie dopuściła.
– A co ty byś zrobiła? – Julia wyrwała przyjaciółkę z zamyślenia.
– Julcia, tym razem ci nie pomogę, nie powinnam doradzać w tej sprawie, to zawsze była, jest i będzie twoja decyzja, kogo wpuścić do swojej przeszłości.
– Daj spokój i mów, co myślisz. Przecież ty jedyna możesz mieć tu w ogóle coś do powiedzenia. Znasz całą moją historię, a mimo to nigdy nie patrzyłaś na mnie z góry. Twoja rada jest mi w tej chwili bardzo potrzebna.
– Ale ja nie chcę brać odpowiedzialności za tę lawinę, jaką wywoła twoja decyzja.
Julia patrzyła z niedowierzaniem na wycofaną postawę swojej przyjaciółki w tej kwestii, a przecież to zawsze ona szła na pierwszy ogień, oceniała sytuacje i, niezależnie od konsekwencji, podejmowała decyzje.
– Laura… lawina i tak zejdzie, ja potrzebuję obiektywnego spojrzenia na sytuację, bo sama przez to zupełnie szaleję i boję się, że narobię jeszcze gorszego bałaganu. Myślę, że nie mam wyboru, prawda? Muszę mu powiedzieć, zanim ten bydlak to zrobi. Ostatecznie lepiej, jeśli Robert usłyszy to ode mnie.
– A skąd pewność, że to zrobi? Może chce cię tylko zastraszyć? I kolejne pytanie: nawet jeśli jakimś sposobem znajdzie możliwość kontaktu z Robertem, to dlaczego ten miałby mu uwierzyć? Ty jesteś jego żoną, a on to obcy człowiek, który zresztą ma w tym nie wiadomo jaki interes. Chcesz obiektywnej rady? W porządku. Nigdy nie wyznawaj Robertowi prawdy. To może i jest egoistyczne, ale powiedz, co z tego wyniknie? Obie wiemy, że on nie będzie w stanie tego przyswoić. To wspaniały facet, taki dobry, porządny, nierozpuszczony, a twoja informacja zburzy jego spokój i to, jak cię postrzega.
– No właśnie… jak mnie postrzega … Tyle że on ma zafałszowany obraz mnie.
– Bzdura! Jak mnie denerwuje ta twoja samokrytyka. Przecież on cię zna i widzi dokładnie taką, jaka jesteś. Nie ma w tobie absolutnie nic z Julii, jaką zmuszona byłaś być. Zamknęłaś tamte drzwi i uważam, że nie ma sensu ich znowu otwierać. Masz pełne prawo do szczęścia. Naprawdę, Julcia. Mało kto tak bardzo zasługuje na spokój i szczęście jak ty. Dostałaś już za swoje w tym popapranym życiu.
***
To były ostatnie słowa z poprzedniego wieczoru, jakie Laura mogła przywołać w pamięci, gdy się rano przebudziła. Wszystko, co miało miejsce później, jest już rozmyte, urywkowe. Jak zwykle przeholowała z winem. Gdzieś w okolicach opróżnionej drugiej butelki urwał jej się film. Obudziła się około południa na sofie, bez ubrania, za to z głową ciężką jak piłka lekarska. Cholera, czy ja nie mogę się opamiętać? Kac fizyczny zazwyczaj był bolesny, ale nie tak jak ten moralny. Zdawała sobie sprawę ze swojego problemu, ale nie potrafiła nad nim zapanować. Kiedyś to zrobi, ale jeszcze nie teraz, na razie rozgrzeszała sama siebie, tłumacząc sobie, że przecież nikomu nie robi krzywdy. A poza tym nie może znieść pewnych rzeczy na trzeźwo, nie cały czas. Po paru lampkach wina głowa funkcjonuje zupełnie inaczej, to jest tak, jakby ktoś zdejmował z niej wielki przytłaczający głaz. Problemy przestają mieć znaczenie, nastrój się poprawia. A potem przekracza granicę, przechylając kolejne lampki bez opamiętania, aż budzi się następnego dnia w różnych miejscach domu.
Wrzuciła do szklanki magnez, dwie tabletki przeciwbólowe i zalała wodą. Przypomniała sobie przerażoną twarz Julii i swoje zdenerwowanie, kiedy jej odczytywała wiadomość, jaką dostała tydzień temu. Aż dziw, że tyle wytrzymała, nie wspominając jej o tym. To zrozumiałe, że chciała sama jakoś zapanować nad sytuacją. Trzeba się nad tym wszystkim jeszcze raz na trzeźwo i na spokojnie zastanowić, nie wiadomo, jak postępować z człowiekiem, który najwyraźniej chce namieszać albo zaszkodzić.
Tydzień wcześniej Julia dostała okropną wiadomość…
Podejrzewała, od kogo mógł przyjść ten SMS, a raczej wnioskowała z samej treści, że mogło chodzić o jej ojczyma, którego nie widziała od ponad dwudziestu lat. Napisał:
„Z małej kurewki wyrosła prawdziwa kurwa, męża możesz oszukiwać, ale ja wiem, czym ty jesteś, tatuś chętnie się z nim podzieli tą wiedzą, lepiej mu się przyznaj”.
Może rzeczywiście lepiej byłoby opowiedzieć wszystko mężowi, mieć nadzieję, że nie odejdzie, i wreszcie uwolnić się od widma: „A co, jeśli się wyda?”.
Jednak ryzyko było zbyt duże. Robert to wspaniały człowiek, ale wrażliwy i staroświecki jak na swój młody wiek. Pobrali się z Julią osiem lat temu, przed ślubem byli ze sobą dwa lata. To już kawał czasu, staż wystarczający, żeby być pewnym, że zna swoją żonę całkowicie. Nie, nie ma mowy, to by go złamało.
***
Matka wychowywała Julię samotnie na przedmieściach Warszawy, bo ojciec ulotnił się niedługo po jej narodzinach.
Kiedy mała skończyła pięć lat, pani Barbara wyszła za mąż, jednak to również nie był udany związek. Nowy pan domu nie traktował dobrze ani żony, ani pasierbicy: awantury, przemoc domowa, małżeństwo skończyło się niemal tragedią. Aż wreszcie po dwunastu latach wyprowadził się.
Julka miała wtedy siedemnaście lat i pierwszy związek – jeśli można to tak nazwać – za sobą. Był to związek korespondencyjny. Przez ponad półtora roku pisali do siebie listy i SMS-y, jednak, co dziwne, nigdy nie spotkali się osobiście.
Laura pamiętała, kiedy przyjaciółka pierwszy raz opowiedziała tę niewiarygodną historię trzynaście lat temu, gdy poznały się w pracy w niemieckiej fabryce samochodów.
Obie przechodziły wtedy trudny czas w życiu. Pracowały przy taśmie, przykręcały jakieś części, gdy nagle znalazły się naprzeciw siebie, jedna i druga zamyślona, pogrążona we własnym świecie, mechanicznie wykonująca powtarzalne czynności. Laura podniosła zapłakane oczy i spojrzała na dziewczynę stojącą po drugiej stronie taśmociągu, ona też miała łzy w oczach. Zrobiło jej się głupio, że obca osoba widzi ją w takim stanie, ale w końcu tamta najwyraźniej przeżywała równie silne dramaty. Nie wiedziała, jakiej narodowości jest ta dziewczyna, więc przywitała się niemieckim „Hallo!”. Odpowiedziała jej tym samym i wtedy Laura po akcencie poznała, że to też Polka. Dalej zagadnęła ją już w ojczystym języku i stwierdziła:
– Albo tu coś mocno pyli, albo obie mamy w życiu przerypane.
Uśmiechnęły się do siebie. Tego dnia już żadna z nich nie płakała, za to do końca drugiej zmiany, na której dziwnym zrządzeniem losu obie się znalazły, przegadały kilka godzin.
Od tamtej pory były nierozłączne, starały się brać te same zmiany i nawet jeśli nie pracowały przy tym samym stanowisku, to przynajmniej spędzały wspólnie przerwy obiadowe. Dziewczyny stopniowo dzieliły się swoimi historiami.
Laura opowiedziała o podróżach, o tym, że zaraz po maturze wyjechała z Polski, żeby zarobić na studia, o tym, że po kilku miesiącach spędzonych na Teneryfie postanowiła nie wracać do kraju, rzuciła dopiero co rozpoczęte studia i dała się pochłonąć zupełnie nowemu, bardziej ekscytującemu światu.
***
Już pod koniec liceum, gdy wychowawca jej klasy zapytał, jakie mają plany na przyszłość, Laura była bardzo zmieszana. Wszyscy po kolei wstawali i dumnie ogłaszali swoje ambitne plany na życie: ten takie studia, ten medycyna, ten prawo, ten stosunki międzynarodowe, ta filologia angielska, niemiecka… A ona nadal nie miała pojęcia, co chciałaby w życiu robić. Zawsze zazdrościła tym, którzy już w drugiej klasie liceum dokładnie wytyczyli swój cel i dokładnie wiedzieli, w jakim kierunku będą się kształcić, żeby później zrealizować swoje plany i marzenia. Najczęściej w młodości traktuje się szkołę jak zło konieczne, dopiero po latach wiesz, że to była inwestycja.
Kiedy przyszła kolej na nią, wychowawca ponaglił:
– Laura, a ty na jakie studia się wybierasz?
Wstała i odpowiedziała:
– A ja chcę podróżować, panie profesorze.
Wszystkie oczy automatycznie powędrowały na Laurę, nastała niezręczna cisza.
Jak powiedziała, tak zrobiła, odpowiedziała zresztą zgodnie z prawdą. Nigdzie nie czuła się na właściwym miejscu: w swoim mieście, w swoim domu, w swojej szkole. Nigdy nie czuła się u siebie, zawsze coś ją gdzieś ciągnęło, ciągle wpadała w niewłaściwe towarzystwo.
Jednak przed maturą zwyciężył zdrowy rozsądek: postanowiła iść za tłumem i złożyć papiery na jakieś studia. No właśnie – na jakieś – bo nadal nie wiedziała, co właściwie chce w życiu robić.
Była dobra z biologii, a konkretnie anatomii, dlatego postanowiła włączyć ten przedmiot do egzaminu maturalnego. Po zdanej maturze złożyła dokumenty na Uniwersytet Rzeszowski i przystąpiła do egzaminu wstępnego na kierunek fizjoterapia. Egzamin był dość trudny, ale anatomia człowieka nie stanowiła dla niej żadnego problemu, interesowała się genetyką, ten dział przyciągał jej uwagę w liceum najbardziej. Na medycynę nie miała odwagi startować. Uważała, że to za wysokie progi jak dla niej, uznała, że fizjoterapia powinna być optymalnym rozwiązaniem, a w przyszłości wystarczająco dochodowym.
Okazało się, że na jedno miejsce było pięciu chętnych potencjalnych studentów i, chociaż egzamin wstępny zaliczyła, obowiązywał konkurs punktowy. Po kilku tygodniach otrzymała list z uczelni z informacją, że niestety odpadła. To jej podcięło skrzydła. No ale przecież musi coś robić w życiu. Złożyła dokumenty na pedagogikę wczesnoszkolną w trybie zaocznym. Lubiła dzieci, a one zawsze do niej lgnęły, pomyślała więc: „Czemu nie?”. Odbył się egzamin, który był raczej formalnością, wyglądał jak tradycyjna rozmowa kwalifikacyjna, i po kilku dniach otrzymała powiadomienie o przyjęciu na pierwszy rok. Zdawała sobie sprawę, że rodziców nie stać na czesne, postanowiła zarobić, ile tylko było możliwe, zanim rozpocznie się rok akademicki.
W gazecie przeczytała ogłoszenie o możliwości wyjazdu na jedną z hiszpańskich wysp do pracy kelnerskiej w kompleksie turystycznym. Wysłała swoje zgłoszenie, zaproszono ją na rozmowę kwalifikacyjną w języku angielskim i po dwóch tygodniach siedziała już w samolocie lecącym do zupełnie innego świata.
Po wyjściu na płytę lotniska poczuła wilgotne i upalne powietrze morskie, wszędzie rosły palmy, widziała je pierwszy raz w życiu, zachwycała się tym wszystkim tak nowym, tak innym od miejskich blokowisk w Polsce. Z lotniska odebrał ją pośrednik, który sprawował pieczę nad sezonowymi pracownikami, zawiózł ją do kompleksu, w którym miała rozpocząć pracę z samego rana. Dostała łóżko w pięcioosobowej klitce z małym okienkiem i miejscem w szafie, jaką miała dzielić ze współlokatorami. Nie szkodzi, pomyślała, jestem tu w konkretnym celu, a nie na wakacjach. To niesamowite, jestem na Wyspach Kanaryjskich! Ten bezkres oceanu, który obserwowała przy lądowaniu, zapierał dech w piersiach.
Miała tylko nadzieję, że jej angielski wystarczy na początek, aby porozumiewać się z turystami, a kto wie, może uda się nawet opanować podstawy języka hiszpańskiego? Praca nie była lekka, zmiany trwały po dwanaście godzin, z godzinną przerwą na lunch, i miała tylko jeden dzień wolny w tygodniu. Po kolei poznawała współlokatorki, które kończyły swoje zmiany. Mieszkała z dwiema Polkami, Ukrainką i Hiszpanką. Okazały się bardzo pomocne, wprowadziły Laurę w obowiązki i ustalone zasady, a tych było niemało. Wyżywienie oczywiście zapewniano, pracownicy mogli korzystać z bufetu, jednak posiłki musieli spożywać w specjalnym pomieszczeniu, a nie na terenie restauracji. Nie wolno było romansować z innymi pracownikami, a zwłaszcza nie z turystami, groziło za to zwolnienie w trybie natychmiastowym. Zabraniano spożywania alkoholu i innych używek. Uniformy musiały być czyste i wyprasowane. O zaspaniu również nie było mowy. Jednak pomijając brak swobody i restrykcyjne zasady, czuła się wspaniale, zakochała się w tamtejszym klimacie, oceanie, temperaturze, wielorybach widocznych z tarasu o zachodzie słońca, w palmach, nawet w samych turystach. Ale nie tylko w tym wszystkim…
Po kilku tygodniach poznała jednego z zaopatrzeniowców, tubylca. Gabriel zawładnął jej młodą duszą i sercem do granic możliwości. Nie był pracownikiem resortu, nie był też gościem hotelowym, zatem nie musiała się obawiać, że straci pracę przez ten romans.
Niestety do czasu…