- W empik go
Ze szkoły - ebook
Ze szkoły - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 155 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na głowach za to nosiliśmy wielkie czapy baran" – we albo watowane z uszami, albo z "futerkiem", a trwało to ku Zielonym Świątkom albo i Trójcy, jeśli tam kto na kapelusz nie duchem złotówkę miał albo słoma w kolano późno szła i pleść nie było z czego. Ale nogi za grudy jeszcze używały psłni letniego sezonu, ukazując się spod krótkich lub zbyt długich, wysoko podwiniętych hajdawerów i zaczerwienione jak raki.
Dziewczyny tylko obuwały się w trzewiki; ale też ród ich był u nas w powszechnej pogardzie. Jedna Bronka ze Starego Hamru na porówni z nami chodziła boso, w krótkiej swojej spódniczynie i w wielkim kaftanie. Właściwie nie chodziła ona, tylko biegła. Długie jej, cienkie, mało co za kolana przyodziane spódnicą nogi migały po szosie w równych, sprężystych, lekko i szeroko rzuconych krokach, ledwo tykając świeżo sypanego żwiru. Biec tak zaczynała już na podwórku szkolnym i tak biegła aż do wielkiego czarnego czworoboku Starego Hamru, z którego dniem i nocą sypały się ogniste słupy iskier. Ojciec jej tam hamernikiem był, a dziewczyna mówiła, że wszystkie iskry to jej własne.
W drodze oglądała się Bronka od czasu do czasu na Julka kulasa, który tak samo kłusem za nią biegł, o jakie pięćdziesiąt kroków może, nigdy mimo wszelkich wysiłków zbliżyć się do niej nie mogąc. Był to dobry chłopak, tylko że mizerny w sobie i choć się do bitek stawiał pierwszy, nogę miał skręconą. Niech tylko o łokieć jakiej drogi między nimi ubyło, zaraz Bronka rzucała sobą naprzód dwa, trzy razy i znów potem biegła równo, lekko, sprężyście.
Kiedym patrzył na nią, zdawało mi się, że zawsze tak biec będą, jedno za drugim, aż do końca świata, kulas rozczerwieniony, zły, dyszący, ona spokojna, żółtawa na twarzy, z ciemnymi, wymykającymi się spod mizernej chustczyny włosami, z lekko otwartymi ustami.
Ale nieprawda! Już nazajutrz siedzieli w ławkach naszej klasy, ona między dziewczynami na prawo, on między chłopakami na lewo, oboje z brzega, prawie tuż przy sobie, oddzieleni tylko wąską ścieżką przez środek izby do tablicy idącą.
Już od połowy ostatniej godziny Julek oczyma strzygł, to ku drzwiom, to ku Bronce, jakby mierząc wzajemną od siebie odległość. Ale gdy dzwonek zabrzmiał, a on kajety i czapkę chwyciwszy chciał przed nią, już Bronka biegła równym, lekkim krokiem, bez uśmiechu, bez słowa, czasem tylko bystrymi, ciemnymi oczyma błyskając za siebie.
Wołały na nią dziewczyny, aż chrypły; nie odpowiadała. Wołały chłopaki – to samo; a że chuda była na podziw, przezywaliśmy ją Kozą – i tak już została.
– Czego ty tak tę Kozę gonisz? – pytałem nieraz przelatującego obok kulasa.
– A czego ona przede mną ucieka? – odpowiadał ze złością i biegł dalej. I ona biegła migając nagością chyżych nóg swoich i czerwienią chusteczki, aż jak iskra wpadła w czeluście Hamru i jak iskra w nich gasła.