- W empik go
Ze wspomnień kasztelanica: Przyczynek do historyi obyczajów, życia domowego i wychowania w końcu XVIII w. - ebook
Ze wspomnień kasztelanica: Przyczynek do historyi obyczajów, życia domowego i wychowania w końcu XVIII w. - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 276 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kajetan Kraszewski
Petersburg
Nakładem K. Grendyszyńskiego
1896
W powiecie Nieszawskim, na dawnych Kujawach znajduje się miejscowość zwana Płowce, osada prastara, sięgająca, jak świadczą wykopaliska, czasów jeszcze przedhistorycznych, znana zaś i wsławiona w dziejach naszych bohaterską bitwą i pogromem Krzyżaków przez króla Łokietka dnia 27 czerwca 1331 roku.
Pomimo pięciu i pół przeszło upłynionych wieków pamięć owych sławnych zapasów do dziś dnia przechowała się w podaniach miejscowego ludu. Na cmentarzu, gdzie był niegdyś kościół filialny i gdzie spoczywają prochy poległych z obu stron wojowników z roku 1331, wznosi się pamiątkowa figura z odpowiednim napisem i zawieszonym na niej z dawnego kościoła dzwonem, noszącym na sobie datę odlewu, rok 1352.
Płowce od dawnych już lat i wielu pokoleń należą do starej i zasłużonej rodziny Biesiekierskich; sam dwór jest siedzibą bardzo dawną, szczęśliwie i starannie zachowaną aż do naszych czasów. Jeden z przodków dzisiejszego posiadacza, jeszcze w przeszłym wieku założył w Płowcach cenną dziś i bogatą bibliotekę oraz zbiór dawnych zabytków i wszelkich pamiątek, odnoszących się do całej rodziny, przyczem zapisał i pewien fundusz wieczysty na utrzymanie owych zabytków i pomnażanie samej biblioteki.
Był tym fundatorem Antoni Dezydery Biesiekierski, Kasztelan Kowalski (z r. 1788), dziedzic Płowiec, Piołunowa, Plichowa, Grabi, Konecka, Pomarzan, Łatkowa i wielu innych, które pomijamy, człowiek posiadający nie tylko gruntowną naukę i wykształcenie, ale co więcej, odznaczający się rzadką prawością, cnotami obywatelskiemi, a nadewszystko charakterem niezłomnym. Dowiódł tych zalet, jako poseł z województwa Inowrocławskiego na sejm delegacyjny w roku 1773, oraz w latach 1775 i 1776, będąc wybrany do ułożenia i zawarcia z Prusami rozbiorowego traktatu rozgraniczenia i uregulowania stosunków prawno-państwowych ekonomicznych i handlowych, gdzie łakomych a niesłusznych warunków, narzucanych przez Prusaków przyjąć i podpisać nie chciał, mimo gróźb króla Frydryka II, że mu skonfiskuje dobra jego w odpadłych prowincyach leżące, mimo najsilniejszego też nacisku ze strony samozwańczego Marszałka sejmu, Adama Ponińskiego, który mu również groził, że go od wszelkich urzędów i zaszczytów odsądzi. Wytrwał jednak kasztelan niezłomnie do końca, pozwolił Prusakom zabrać dobra swoje: Witowice, Czołowo, Broniówek i Rokitki i protokółu nie podpisał. Nie mówiąc już o Rejtanie, Kimbarze, Korsaku i innych, na chlubę współczesnego społeczeństwa naszego, częstokroć przez dzisiejszych potomków, z dzisiejszego stanowiska sądzących, oskarżanego, pospieszamy dodać, że ten czyn szlachetny kasztelana Biesiekierskiego nie był też całkiem wyjątkowym i odosobnionym. Tenże sam kasztelan Biesiekierski w mowie swej zwróconej do zebranych stanów i króla na sejmie delegacyjnym w r. 1774 dnia 3 października przypomina zasługi Jana Aleksandra Kraszewskiego, regimentarza Partyi Wielkopolskiej jako współobywatela swego z województwa Inowrocławskiego, który, nie zważając wcale na zupełnie podobne pogróżki konfiskaty dóbr, zapowiedziane przez króla pruskiego przy rozgraniczaniu i wdzieraniu się Prusaków w granice kraju, poraził ich i rozgromił w kilku potyczkach pod Elblągiem i Kąpielą, gdzie i sam był ciężko ranny, za co mu król pruski skonfiskował leżące w zabranych prowincyach nietylko dwa starostwa, Pokrzywnickie i Kłodawskie, ale i dziedziczne jego majątki: Jordanów, Bochlewo i Tokary. Podobnych przykładów możnaby więcej wyliczyć. Kasztelan Biesiekierski żonaty był dwukrotnie: 1 voto z Anielą hrabianką Zboińską, wojewodzianką Płocką, córką Ignacego, z której pozostało żyjących trzech synów i córka; 2 voto z Anielą Anną z Comesów na Lubrańcu Dąmbską, córką Jana, kasztelana Inowrocławskiego, generała inspektora armii, z której pozostało przy życiu synów pięciu; ogółem kasztelan miał dzieci dwadzieścia dwoje, lecz z tych trzynaścioro w młodości zeszło ze świata.
Niezmiernie pracowity i pilny w pełnieniu obowiązków służby publicznej, przez długie lata przesiadywał kasztelan najwięcej w stolicy, raz lub parę razy tylko do roku zjeżdżając na czas jakiś na wieś dla lustracyi szeroko rozrzuconych majątków; dopiero w starszych latach osiedlił się już stale w pięknie urządzonej rezydencyi swej głównej w Płowcach.
W bogatej bibliotece i zbiorach tam nagromadzonych znajdują się notaty ś… p. Antoniego Biesiekierskiego, wnuka już kasztelana, a syna Wincentego, kasztelanica, urodzonego z Dąmbskiej, w których Antoni spisał niemal dosłownie opowiadania ojca swego, czyli wspomnienia jego z lat dziecinnych i młodzieńczych. Jest to ze wszech miar ciekawy obraz obyczajów z końca zeszłego wieku, życia domowego, zwłaszcza zaś wychowania. Pod tym ostatnim względem zasługują na szczególną uwagę. Jakkolwiek bowiem tryb wychowania dzieci Kasztelaństwa i na owe czasy należał zapewne do nielicznych wyjątków, tak się nam wszelako dzisiaj dziwnym wydaje, że gdyby nie całkowita pewność relacyi, trudnoby i uwierzyć w coś podobnego.
Pospieszamy jednak dodać, że wyszli z owej niezwykłej metody wychowawczej ludzie nie tylko prawdziwie godni szacunku, zacni i ukształceni, ale i rzeczywiście zasłużeni w społeczeństwie i niepospolici; wszyscy znani byli z gorliwości w służbie obywatelskiej, nadto Stanisław i Ludwik odznaczyli się w wojsku. Ferdynand zaś uczony i erudyt, historyk i etnograf, agronom i ekonomista, którego wiele prac drukowały pisma współczesne, pozostawił jeszcze po sobie kilkaset arkuszy rękopisów, odnoszących się do nauk mających związek z prawem, ekonomią i administracyą, gdzie szczególnie z benedyktyńską pracą zebrany dział bibliograficzny ma wartość niepospolitą (1). Co zaś rzeczą jest najdziwniejszą, ie gdy tryb wychowania nie zdawał się sprzyjać silnemu zawiązaniu się miłości rodzinnej, niemniej jednak rozwinęła się ona w całej pełni i takiej sile, iż znanym i powszechnym świeciła przykładem.
Dla tego tez owe wspomnienia Kasztelanka wraz ze wstępnemi kilku słowami ś… p. Antoniego Biesiekierskiego podajemy czytelnikom. Uporządkowaliśmy je tylko i oczyścili z niejakich usterek językowych i innych w obrobieniu literackiem, bez najmniejszego wszelako naruszania charakteru i toku opowiadania.
Nim jednak przystąpimy do relacyi Kasztelanica opowiadanej przez jego syna, nie od rzeczy będzie przytoczyć tez jeszcze, dla dopełnienia, pewne szczegóły ciekawsze, odnoszące się tak do rodziny samej, jako i do życia Kasztelana, znajdujące się w rękopisach wyżej wspomnianego przez nas uczonego Ferdynanda Biesiekierskiego.
Znajdujemy tu naprzód zajmującą wiadomość nieznaną, że dziad Kasztelana, Andrzej Biesiekierski, skarbnik Bydgoski, rotmistrz chorągwi pancernej uczestnicząc w wyprawie króla Jana III pod Wiedeń, jeden z pierwszych wpadłszy do obozu Kara Mustafy sam – (1) Patrz "Większa Encyklopedya Orgelbranda T. III. fol. 542.
osobiście porwał ów sławny sztandar proroka i on to go wręczył królowi.
Cały rynsztunek rycerski, który w Wiedeńskiej wyprawie służył Rotmistrzowi, jak: hełm, kirys, naramienniki, rękawice, etc… stalowe, złotem nabijane, jak pisze Ferdynand "zdobiły ścianę w jednej z komnat dworu w Zagajewicach ( na Kujawach) u Antoniego B. Łowczego Inowrocławskiego, syna Rotmistrza, ze czcią przechowywane w rodzinie, lecz wraz ze dworem zniszczył je ogień w roku 1804".
Po tymże Rotmistrzu Andrzeju w zbiorach Płowieckich złożony był pamiątkowy bogaty różaniec z liczby tych, które papież Innocenty jedynasty przesłał był starszyznie rycerskiej, uczestniczącej w odsieczy Wiedeńskiej, oraz rzadki i cenny medal, wybity na pamiątkę rozbicia muzułmańskiego obozu (1).
O owym medalu przechowywanym, jako najcenniejsza pamiątka w ozdobnem, odpowiedniem puzderku, opowiadano nam, że jeden z rodziny, podobno sam właśnie P. Ferdynand B. przywiózł go był z Płowieć do Warszawy dla okazania go kilku zaciekawionym archeologom. Oglądano go też z wielkiem zajęciem, a po odejściu gości, kiedy gospodarz miał go już schować i zajrzał do pudełka, okazało się ono –
–- (1) Medal ten robiony był przez Gdańszczanina Jana Höhne ( młodszego), wyobraża Wiedeń oblężony, nad nim półksiężyc rozdzierany przez dwóch orłów koronowanych, z napisem w górze: Nec luna duabus – niżej zaś: Vienna liberta. A. MDCLX XXIII. D. XII Sept. Z drugiej strony popiersie króla Jana III z laurowym wieńcem na głowie i z napisem w otoku: Joannes III. D. G. Rex Poloniarum.
próżnem! Oczywiście ktoś z archeologów nie mniejszy miał pociąg do starożytności, jak sławny uczony Tadeusz Czacki do starych ksiąg i rękopisów.
W roku 1792 dnia 8 września w dobrach swoich Ludzick na Kujawach pisze Ferdynand Biesiekierski o Kasztelanie "miał on ukontentowanie wyprawić swym rodzicom złote wesele po ich przeżyciu w przykładnem małżeństwie lat pięćdziesięciu". IMP. Jan Biesiekierski, Podkomorzy Inowrocławski urodzony w r. 1720 liczył na ten czas lat 72 i był jeszcze dość rzeźwy, tylko pani Podkomorzyna, Wolska z domu, schorowana i podupadła już była na nogi i wożono ją w krzesełku. Na tę rzadką uroczystość zebrała się cała rodzina, wnuki mnóstwo sąsiadów i przyjaciół, oraz domownicy i rezydenci – z tych dwaj, Stanisław Miaskowski i Antoni Dąbrowski w czasie składanych powinszowań podali Podkomorzemu uroczyście na srebrnej tacy list od króla treści następującej:
"Mości Panie Podkomorzy Inowrocławski. Z rozrzewnieniem czytałem list WPana pod datą io Augusti do mnie pisany(1). Dobre dla mnie życzęnia WPana i godnej Jego małżonki odbieram jako błogosławieństwo Boskie przez cnotliwe ręce przykładnych małżonków, którzy z łaski Nieba tak rzadkiej długowieczności doczekali. Dziękuję WPaństwu za te przychylnego Ich serca dla mnie oświadczenia, życzę – (1) Tym listem złożył urząd Podkomorzego na ręce Króla, jako przyciśniony wiekiem, a na dowód przytoczył, że właśnie 50 lat pożycia z małżonką obchodzić będzie.
"Wam z duszy, abyście jeszcze długiego swego wieku przeciągiem, przyjaciół i krewnych byli przykładem i pociechą, a mianowicie temu godnemu synowi Waszemu JPanu Kasztelanowi, którego cnót i obywatelstwa, jako prawdziwie użytecznych Ojczyźnie uprzejmie winszuję WPaństwu.
Co wyraziwszy wszelkich Wam z serca od Boga życzę pomyślności".
( podpisano ręką Króla)
Stanisław August.
W Warszawie, d. 5 7 bris 1792 roku.
Kasztelan w roku 1795 usunął się w zacisze domowe i zamieszkał w Płowcach; zdawało się, ie już zawód publicznego życia skończył, wszelako po ustanowieniu Księstwa Warszawskiego lubo w podeszłym był wieku, nie odmówił swego udziału w pracach dla dobra ogółu pożytecznych, gdy go powołano na urząd Prezesa Komisyi Centralno-likwidacyjnej. "I tu – pisze Ferdynand Biesiekierski – dał przykład jak urzędnik prawy i zajęty tylko dobrem publicznem, o swojem własnem zapomina". Sam bowiem posiadał bonów francuskich na przeszło 200,000 złotych z procentami za wycięte drzewo w lasach dóbr jego Grabie, użyte do fortyfikacyi i mostów Torunia. Pretensyi swoich jednak nie przedstawił dlatego właśnie, że sam był prezesem owej Komisyi likwidacyjnej; gdy zaś z urzędu tego ustąpił, wszelkie fundusze na ten cel przeznaczone były już wyczerpane.
Umarł Kasztelan Antoni Dezydery Biesiekierski w roku 1818 dnia 10 listopada w Płowcach, mając lat 75, otoczony czcią powszechną, ciesząc się najserdeczniejszem przywiązaniem swych synów, którzy lubo przyrodni, a tak dziwnie surowo wychowani, w miłości dla ojca i między sobą za najpiękniejszy wzór i przykład stawiani być mogli. Testament tez jego pełen najwznioślejszych myśli, rad i wskazówek dla synów, znany był w szerokich kołach obywatelstwa, i w najdrobniejszych szczegółach świątobliwie a zgodnie przez spadkobierców uszanowany.
Kajetan Kraszewski.
Mało zapewne jest żyjących jeszcze z owej dawnej epoki ludzi, na których powołując się uznanie, mógłbym dzisiejszemu pokoleniu ( 1882) mówić o tak daleko ubiegłych od nas czasach. Porównywając obecne obyczaje z dawnymi, tryb życia społecznego i wychowanie, sam byłbym pierwszym niedowiarkiem tego, co zamierzam opowiedzieć, gdybym nie słyszał od ojca mego, któremu wiary odmówić niepodobna, jako człowiekowi, rządzącemu się prawdą przez całe życie. Pokolenie młode, które dziś wychowuje i uczy, moie i nie uzna, żeby się tak kiedyś dziać mogło, a ich rodzice oburzą się na myśl, iżby ich pieszczotki tak chowane i w takiej ryzie trzymane były. Rygor i posłuszeństwo dla starszych były może posunięte do przesady, ale dziś dzieci mają częstokroć przewagę nad rodzicami. Czy to na lepsze nam wypadnie, osądzić trudno, jednakże i w owej epoce wychowywali się ludzie zacni, których po dziś dzień ze czcią wspominamy, wreszcie był to może wpływ obyczajów, które się do nas z za granicy bezładnie wciskały. Nauka i wynalazki postąpiły od owej epoki olbrzymim krokiem, ale czy obyczaje i moralność w tym stosunku się poprawiły, nie do mnie sąd w tej mierze wydawać należy. Zamierzyłem sobie bowiem zebrać, nie dzieje, ani kronikę, lecz opowiadania ojca mojego, którym z zajęciem się przysłuchiwałem; bez pretensyi zyskania sławy pisarza, malującego obraz ówczesnej epoki. Chciałem tylko pozostawić następnemu pokoleniu jakąś po sobie spuściznę, wychodząc z tej zasady, ie gdyby mniej więcej każda rodzina spisywała dzieje swoje, szkicując zwyczaje, utworzyłaby się stąd niewyczerpana i bogata skarbnica historyi narodu naszego, a drogocenny materyał dla powieściopisarzy. Dopóki więc mi jeszcze pamięć dopisuje, starać się będę chociaż nieudolnem piórem zebrać i nakreślić ojca mojego opowiadania.
Aniom Biesiekterski.DOM RODZICIELSKI.
Dziad mój (autora Antoniego B.) (1) mieszkał w jednej z najchlebodajniejszych okolic kraju naszego, na Kujawach, w majętności Płowce, odziedziczonej po swym ojcu. Jako jedynak, na dzisiejsze czasy magnacką prawie posiadał fortunę, składającą się z wioski, która stanowiła oddawna gniazdo rodzinne, osobnych oddzielnych dóbr odległych o mil parę i kilku innych porozrzucanych w okolicy po mniejszych miastach. Liczył się więc do majętniejszych w kraju obywateli; ukształcenie posiadał wyższe, z tymi więc środkami, jako rzeczywiście uzdolniony, powołany został na wyższy urząd w kraju, bo ostatecznie po szczeblach doszedł do krzesła senatorskiego i piastował godność kasztelana.
Ożenił się z wojewodzianką płocką, Zboińską, z możnej pochodzącą rodziny, przez co powiększył – (1) Antoni Dezydery Biesiekierski, kasztelan kowalski, pierwsza żona Aniela Zboińską, druga Aniela Anna Dąmbska.
swoją fortunę; owdowiawszy w lat kilka po tej pierwszej żonie, która mu pozostawiła trzech synów i córkę, wszedł w powtórne związki małżeńskie z kasztelanką inowrocławską, Dąmbską, a ta mu wniosła w posagu dobra położone w Prusach. Był więc obywatelem różnorządowym, lecz prześladowany przez króla pruskiego, prawie połowę tych dóbr przez konfiskatę utracił. Ostatni z królów naszych, słodząc mu tę gorzką pigułkę, w nagrodę nadał tytuł hrabiego, którego dziad nie używał, dokument tylko ten zachował, jako pamiątkę dopełnionego gwałtu i takowy po dziś dzień znajduje się w archiwach rodzinnych.
Druga żona dziada mego obdarzyła go bardzo licznem potomstwem; ojciec mój (Wincenty), który pochodził z tego powtórnego związku, liczył, że było rodzeństwa dwadzieścia dwoje, z tego zaledwie trzecia część wychowała się i dosięgła dojrzalszego wieku. Dziad mój, jako dygnitarz kraju, przebywał większą cześć życia swego albo w stolicy, gdzie go urząd jego powoływał, lub też za granicą, w dyplomatycznych misyach wysyłany. Zarząd więc tak obszernych majętności, jakie posiadał, był w ręku plenipotentów i ekonomów. Dwór jednakże w gnieździe rodzinnem, Płowcach, utrzymywany był licznie i zawsze gotów na powrót państwa, który każdej chwili mógł nastąpić; liczna służba i rezydenci oczekiwali na niespodziane ich przybycie.
W tem położeniu wychowaniem tak licznego, jak to wyżej wspomniałem, potomstwa za młodu nie zajmował się ani dziad mój, ani też babka, mając inne obowiązki do spełnienia. Rzeczą zaś było przyjętą w owym czasie, u magnatów zwłaszcza, że małemi dziećmi nie zajmowano się wiele, co teraźniejsze matki z oburzeniem przeczytają, dawniej jednak ten błąd przebaczano. Po przyjściu więc na świat dziecka, odsyłano pod dozorem ochmistrzyni do dóbr swoich z poleceniem, aby oddano dziecko na odchowanie do tej lub owej majętności zarządzającemu gospodarstwem, który to obowiązek każdy miał sobie w kontrakcie zastrzeżony.
Ojciec mój dostał się do ludzi bardzo zacnych i uczciwych, również jak dwaj starsi bracia jego, któszy po dojściu do lat trzech i czterech poumierali;
o czem obowiązkiem było rządcy, czy też ekonoma przy raporcie ostatnim z gospodarstwa zamieścić wiadomość, mianowicie: jaki jest remanent w kasie, w zbiorach, w stanie inwentarza i t… p… oraz dodać, że pomiędzy innemi dnia tego a tego "umarł panicz". Ojciec mój (Wincenty) pozostawszy sam, tem troskliwiej był przez tych zacnych ludzi pielęgnowany, którzy, że sami byli bezdzietni, jak do własnego dziecka się przywiązali. Pani sama pieściła ojca mojego jak rodzona matka, on zaś, gdy się już ojciec odchował tak, że mógł się przy nim czepiać, był nieodstępnym prawie jego towarzyszem. Był więc ciągle przez obojga pieszczony i było mu tam jak w niebie; nie dziw więc, że przywiązał się do nich, jak do własnych rodziców i za takowych ich też uważał.
Ale jak wszystko ma swój kres, tak i ta błoga zobopólna rozkosz musiała się przerwać niewypowiedzianą goryczą. Postanowiono bowiem było, że jak skoro dziecko oddane na wychowanie skończy lat siedm, obowiązkiem było wychowującego ekonoma pańskie dziecko odwieźć do głównej majętności, gdzie była szkoła paniczów w oficynie i tam pod nadzorem podówczas tak zwanego dyrektora poczynało się pierwsze wykształcenie.