Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Żeglowanie na wielkim wietrze. Czyli kilka uwag o tym, jak naszą cywilizację wyprowadzić z dryfu i skierować na spokojniejszy tor - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 sierpnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Żeglowanie na wielkim wietrze. Czyli kilka uwag o tym, jak naszą cywilizację wyprowadzić z dryfu i skierować na spokojniejszy tor - ebook

Dlaczego powstały narody? A właściwie - dlaczego powstały tak późno i czy to dobrze, że ciągle istnieją? Dlaczego to właśnie zachodnia cywilizacja narzuciła światu swoją dominację i jaki udział w tym mieli europejscy „lewacy”? W jaki sposób europejskie imperia kolonialne stały się rusztowaniem przyszłej globalnej gospodarki? I jakimi sposobami twórcy tych imperiów, gdy zaczęli się jednoczyć w ramach Wspólnot Europejskich, próbowali utrzymać kontrolę nad sytuacją w dawnych koloniach? Czy wzory europejskiej integracji da się skutecznie zastosować w regionach tak odległych od Europy jak Ameryka Łacińska albo Południowo-Wschodnia Azja? Co z Indiami i krajami arabskimi? Przez wieki przeważały w cywilizacyjnym wyścigu – dlaczego dały się w końcu wyprzedzić zachodniej cywilizacji i czy mają szansę odrobić utracony dystans? W jaki sposób w odrobieniu (przynajmniej częściowym) tego dystansu pomogły Korei Płd. „czebole”, a Wietnamowi program „Doi Moi”? Swoją próbę odpowiedzi m.in. na powyższe pytania zawarł w tekstach składających się na niniejszą książkę Andrzej Krawiec. Rocznik 1976, z urodzenia gorzowianin (i kibic Stali Gorzów), z wykształcenia i zawodu prawnik, z zamiłowania pasjonat historii (zwłaszcza gospodarczej) i autor publikacji dotyczących głownie gospodarczych dziejów krajów Azji. Każdy z artykułów zamieszczonych w niniejszym zbiorze dotyczy jakiegoś konkretnego i ważnego dla współczesnego świata zjawiska. Wszystkie razem składają się na próbę odpowiedzi na postawione w tytule pytanie ogólne, które nurtuje pewnie każdego, kto interesuje się światem i jego przyszłością w perspektywie dalszej niż najbliższy sezon urlopowy.

Spis treści

Wprowadzenie
Trzy uwagi na temat przydatności wiedzy o historii
Dzieje pewnej eksplozji czyli krótka historia nacjonalizmu
Wolność, równość, braterstwo czyli jak europejskie lewactwo stworzyło współczesny świat
Szkodliwe mity Eurabii
Turcja a Europa, Europa a islam. Czy kraj muzułmański może być członkiem Unii Europejskiej?
Indie – gospodarcze supermocarstwo przyszłości?
Wietnam – w pościgu za „tygrysami”
Dwie twarze Lewiatana. Koreański eksperyment i jego wyniki
Wspólnoty Europejskie a dziedzictwo kolonializmu
Procesy integracyjne w Ameryce Łacińskiej
45 lat ASEAN. Początek ery Pacyfiku?
Keynes i Keynesizm. Wzloty i upadki teorii interwencjonizmu państwa w procesy rynkowe

Kategoria: Felietony
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7564-587-3
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wprowadzenie

Epoka, w której obecnie żyjemy, wśród wielu zalet ma też i tę, że nie sposób jest się w niej nudzić. Dwa wieki temu, w czasach przed wynalezieniem telegrafu czy kolei żelaznej, nasi przodkowie żyli w odseparowanych przestrzenią miejscach na globie, z rzadka tylko nawiedzani przez wieści z odleglejszych krajów, często jedynie w postaci wzmianek o egzotycznych ciekawostkach. Życie w takim świecie też miało swoje dobre strony, ale nieraz mogło się pewnie wydawać aż nadto stabilne i przewidywalne. Dziś już nie mamy takiego problemu. Rewolucja w dziedzinie komunikacji i telekomunikacji złączyła nas w jedną wielką globalną wspólnotę i jako członkowie tej wspólnoty jesteśmy co dzień zalewani przez potężny strumień informacji o nowych faktach, które choć często zachodzą gdzieś na drugim końcu świata, mogą mieć rychły, bezpośredni i nieraz niewesoły wpływ na nasz los. Bezlik tych zdarzeń; skomplikowane, a często ukryte relacje między nimi; tempo, w jakim zachodzą – wszystko to sprawia, że otaczająca nas rzeczywistość sprawia wrażenie jakiegoś niezrozumiałego i niebezpiecznego chaosu, w którym nie sposób przewidzieć, co się za chwilę wydarzy. To wrażenie chaosu zniechęca do tego, by próbować zrozumieć zachodzące wypadki, przewidywać ich dalszy przebieg, a już na pewno odbiera nadzieję, że wypadkami tymi uda się pokierować w taki sposób, by stworzyć dla nas jakąś sensowną przyszłość.

W sytuacji, gdy ciężko jest się rozeznać w teraźniejszości, a przyszłość wydaje się totalnie nieodgadniona, oglądanie się wstecz, przyglądanie się zdarzeniom z przeszłości i wyciąganie z nich wniosków na przyszłość wydaje się być już kompletną stratą czasu. W niniejszej książce zawartych jest kilkanaście tekstów, które próbują wykazać, że wcale tak nie jest – że wiedza o przeszłości jest podstawą do tego, by zrozumieć teraźniejszość, a dzięki temu zrozumieniu, przez świadome, sensowne działanie na różnych poziomach, pozytywnie wpłynąć na kształt naszej przyszłości. Wiedza o historii daje nam wiele przykładów sukcesu takiej aktywnej postawy – daje też wiele przykładów smętnego losu społeczności, które postanowiły po prostu biernie czekać na los, który przyszłość przyniesie.

Niniejsza książka stanowi zestawienie kilkunastu artykułów mojego autorstwa, w większości już opublikowanych (głównie na łamach miesięcznika „Dziś”), ale także takich, które światła dziennego jeszcze nie miały okazji ujrzeć. Artykuły powstawały w dłuższych odstępach czasu i dotyczą różnych z pozoru tematów, ale wszystkie one w jakimś stopniu odnoszą się do jednego podstawowego pytania: „w jaki sposób możemy sprawić, by rozwój naszej cywilizacji przestał być bezwolnym dryfem, a stał się świadomą podróżą w obranym zawczasu kierunku?”. Moja własna odpowiedź na to pytanie, która – jak mi się zdaje – wynika łącznie z treści poszczególnych tekstów, wydała mi się znacznie łatwiejsza do zrozumienia w sytuacji, gdy wszystkie te teksty da się przeczytać razem. Nietrudno było też wpaść na pomysł, że sens mojej próby odpowiedzi byłoby czytelnikowi jeszcze łatwiej poznać i ocenić, gdyby na samym wstępie takiego zestawienia znalazł się tekst uwypuklający jej najważniejsze elementy. Tym sposobem zaczął powstawać pierwszy z artykułów zawartych w niniejszej książce: Trzy uwagi na temat przydatności wiedzy o historii, który jednak z krótkiego wstępu rozrósł się do sporawego eseju zajmującego się wartością, jaka tkwi w wiedzy o historii, czy też inaczej rzecz ujmując, w znajomości, prócz naszej osobistej biografii, także biografii gatunku, do którego należymy.

Kolejne trzy artykuły: Historia pewnej eksplozji, czyli krótka historia nacjonalizmu (opublikowany wcześniej w periodyku „Sprawy narodowościowe” Zeszyt 39 z 2011 r.), Wolność, równość, braterstwo, czyli jak europejskie lewactwo stworzyło współczesny świat oraz Szkodliwe mity Eurabii dotyczą próby szerszego spojrzenia, właśnie przez pryzmat historii, na trzy ważne zjawiska dzisiejszej epoki: budzący się na nowo nacjonalizm, słabnącą lewicę i zagrożenie wojującym islamem. Nie jest żadnym odkryciem, że są to zjawiska ściśle powiązane – ze sobą nawzajem, ale przede wszystkim z powszechnym w skali globu poczuciem postępującego kryzysu, chaosu i szykującego się przesilenia. I tak jak narastanie skrajnego nacjonalizmu oraz wzrost znaczenia wojującego islamu stanowią, w dwóch różnych częściach świata, drastyczny wyraz protestu zwykłych ludzi wobec niedogodności wiążących się z zachodzącą wielką zmianą, tak też osłabienie lewicy jest objawem osłabienia dotychczasowego establishmentu, obarczanego winą za bezradność wobec postępujących przemian.

Wymienione cztery wstępne artykuły powstały stosunkowo niedawno, a przy tym dotyczą tematów ogólniejszych, więc autorowi ciężko się w nich dopatrzyć jakiejś dezaktualizacji. Kolejnych osiem tekstów pochodzi już z lat wcześniejszych i dotyczy tematów bardziej szczegółowych, przez co pozostały aktualne nie zawsze w jednakowym stopniu. Wszystkie one odnoszą się jednak do wskazanej wcześniej podstawowej kwestii, a konkretnie do trzech różnych poziomów działania, w ramach których ludzie już dziś (z mniejszym lub większym sukcesem) starają się – przede wszystkim poprzez oddziaływanie na sferę gospodarczą – sterować kierunkiem, w którym rozwija się cywilizacja.

Pierwsze cztery z tej drugiej grupy tekstów dotyczą działań na poziomie polityki poszczególnych państw. Na przykładzie czterech krajów – Turcji, Indii, Wietnamu i Korei – możemy się przekonać, jak potężny może być wpływ kierunku polityki gospodarczej rządu na losy państwa i jego obywateli, przekonać się, że owszem, polityka gospodarcza nieudolna czy też ślepo podporządkowana jakiejś ideologicznej wizji może prowadzić do katastrofy (jak w przypadku Korei Płn.), ale też że umiejętne ingerowanie w gospodarczą rzeczywistość, modyfikowanie form tej ingerencji w reakcji na zachodzące zjawiska może doprowadzić do rezultatów bardzo pozytywnych. Spośród tematów poruszonych w tych czterech artykułach dezaktualizacja dotknęła chyba najbardziej tekst o Turcji (opublikowany w „Dziś” w nr 11 z 2004 r.), kończący się optymistycznym opisem reformatorskiego dorobku partii AKP (Partii Sprawiedliwości i Rozwoju), rządzącej w Turcji od 2002 roku. Tekst był pisany w okresie, kiedy AKP, ku zaskoczeniu większości obserwatorów, zaczęła wprowadzać radykalne reformy gospodarcze i polityczne, demokratyzując ustrój polityczny, liberalizując zasady panujące w gospodarce i tym sposobem zbliżając Turcję do standardów europejskich – bardziej niż rządzące wcześniej partie świeckie. Przynajmniej od roku 2013 (kiedy siłą stłumiono społeczne protesty wywołane sprawą parku Taksim Gezi) stało się jednak jasne, że dla lidera AKP Reccepa Erdogana od mglistej perspektywy członkostwa w UE ważniejsza jest, o wiele bardziej realna, perspektywa utrwalenia swej władzy nad Turcją – choćby kosztem zniweczenia znacznej części efektów wcześniejszych reform. Erdogan, wybrany na prezydenta w 2014 r., po stłumieniu wojskowego puczu z 15 lipca 2016 roku, wykorzystał okazję, by rozprawić się ze wszystkimi środowiskami mogącymi zagrozić jego władzy. To z kolei zamroziło proces starań o dołączenie do Unii – w listopadzie 2016 roku Parlament Europejski wydał rezolucję wzywającą do zawieszenia negocjacji członkostwa Turcji w UE. W kwietniu 2017 roku, korzystając z utrzymującej się koniunktury gospodarczej i ze związanych z tym pozytywnych nastrojów, prezydent przeprowadził referendum konstytucyjne, które zatwierdziło znaczne poszerzenie zakresu jego władzy. To, czy optymizm wyrażony w artykule z 2004 roku okazał się całkiem błędny, nie jest jednak przesądzone – rezultatem reform, który pozostał nienaruszony, jest na pewno potężne wzmocnienie tureckiej gospodarki i wzrost znaczenia miejscowej klasy średniej. Trudno przypuszczać, że klasa ta z wdzięczności dla Erdogana wyrzeknie się na stałe aspiracji wpływania na politykę i zezwoli na trwałe dyktatorskie rządy AKP. Nie sposób więc wykluczyć, że za kilka lat gwiazda Erdogana w końcu zblednie, a w polityce Turcji dojdzie do kolejnego ostrego zwrotu, na powrót w stronę Europy.

Ostry zwrot miał już miejsce w polityce Indii, kraju, którego dotyczy artykuł Indie – gospodarcze supermocarstwo przyszłości? (opublikowany w „Dziś” nr 2 z 2006 r.). W wyborach parlamentarnych 2014 roku rządząca od 2004 roku Partia Kongresu (Indyjski Kongres Narodowy) poniosła sromotną porażkę, a do władzy doszło nacjonalistyczne ugrupowanie BJP i rząd, na którego czele stanął lider BJP Narendra Modi. Silnie nacjonalistyczna retoryka nowego rządu, podkreślanie znaczenia „hinduskości” nie pogorszyła na szczęście znacząco standardów funkcjonowania demokratycznego ustroju (choć w przypadku Indii nie są to jak dotąd standardy szczególnie wyśrubowane). Gdy idzie natomiast o wolnorynkowe reformy, wprowadzane wcześniej przez Partię Kongresu, to rząd Narendry Modi uczynił na tym polu kilka naprawdę odważnych kroków naprzód (otwarcie kolejnych rynków na zagraniczne inwestycje, liberalizacja prawa pracy, od 1 lipca 2017 roku wprowadzenie jednolitego podatku od towarów i usług w miejsce kilkunastu różnych istniejących dotąd danin). Niektóre elementy polityki gospodarczej i społecznej BJP są znacznie bardziej dyskusyjne (redukcja wydatków na programy socjalne i edukację, obniżka podatków dla najlepiej zarabiających), trudno jednak zaprzeczyć, że właśnie za rządów BJP i Modiego Indie po raz pierwszy w najnowszej historii wyprzedziły Chiny, gdy idzie o tempo wzrostu gospodarczego (wedle oficjalnych szacunków w 2015 roku PKB w Indiach wzrosło o 7,5% wobec 6,9% wzrostu chińskiego PKB). Luka, gdy idzie o potencjał ekonomiczny pomiędzy oboma krajami, wciąż pozostaje ogromna, jednak szansa, że Indie realnie zbliżą się do Chin nie tylko gdy idzie o liczbę ludności (co już się dokonało), ale także gdy idzie o poziom rozwoju gospodarczego, wydaje się dziś znacznie większa niż w 2006 roku, kiedy takie przypuszczenie nieśmiało wyrażałem.

Politykę gospodarczą według wzoru, który zapewnił Chinom tak znaczny sukces ekonomiczny (a Chińskiej Partii Komunistycznej trwałość posiadanej władzy), nadal względnie udatnie usiłuje prowadzić Komunistyczna Partia Wietnamu, rządząca krajem, który jest bohaterem kolejnego tekstu, powstałego w 2010 roku. Wietnam nadal pozostaje krajem zachowującym wysokie tempo wzrostu PKB, a wietnamscy komuniści wciąż nader umiejętnie posługują się w relacjach wewnętrznych polityką kija i marchewki. W uchwalonej w 2013 roku nowej konstytucji w jednym ze wstępnych artykułów podkreślono więc, rzecz jasna, przewodnią rolę partii komunistycznej, jednak już nieco dalej umieszczono raczej mało komunistyczne zapisy m.in. o równości wszystkich podmiotów działających w gospodarce (niezależnie – państwowych czy prywatnych), a także o obowiązku państwa, aby stwarzać warunki sprzyjające dla funkcjonowania przedsiębiorców. Stosownie do ducha tych zapisów z jednej strony komunistyczny reżim nadal zdecydowanie rozprawia się z wszelką opozycją, z drugiej jednak stara się elastycznie reagować na sygnały płynące z gospodarki, modyfikując swoją politykę, tak aby usuwać hamujące wzrost przeszkody. Od 2012 roku, kiedy na jaw wyszły niepokojące dane dotyczące nieudolnego zarządzania i kiepskiego stanu finansów największych firm państwowych, wietnamski rząd przeprowadził kolejną fazę reform, wiążących się przede wszystkim z prywatyzacją największych tego typu przedsiębiorstw (pod bezpośrednim zarządem państwa pozostały tylko strategiczne sektory, takie jak usługi publiczne czy przemysł zbrojeniowy) oraz ze zniesieniem szeregu ograniczeń krępujących dotąd zagranicznych inwestorów. Od 2010 roku, kiedy tekst powstał, Wietnam nie odnotował ani spadku tempa rozwoju gospodarczego, ani wzrostu znaczenia opozycji demokratycznej. Wskazuje to chyba, że nadzieja, jaką zawarłem w zakończeniu artykułu, iż być może Wietnamczycy z czasem przekonają się, że demokratyzacja ustroju może mieć pozytywny wpływ także na sytuację gospodarczą ich kraju, raczej się prędko nie zmaterializuje.

Czwarty, ostatni tekst z tej serii: Dwie twarze Lewiatana. Koreański eksperyment i jego wyniki (opublikowany w „Dziś” nr 9 z 2007 r.) wydaje mi się najbardziej ciekawy, a przy okazji także najbardziej aktualny. Tematem trzech wcześniejszych artykułów jest opis konsekwencji różnych typów polityki gospodarczej w skali całych krajów – opis efektów, jakie przyniósł w Turcji etatyzm spadkobierców Ataturka i gospodarczy liberalizm AKP Erdogana, opis drogi, jaką na polu ekonomicznym przeszła w Indiach Partia Kongresu (od wczesnych prób budowy jakiejś socjalistycznej „trzeciej drogi” do ich ostatecznego porzucenia na rzecz reform wolnorynkowych) i wreszcie opis meandrów polityki wietnamskich komunistów, którzy w obliczu swoich militarnych zwycięstw i zarazem ekonomicznej klęski własnego kraju wcielili w życie gospodarczy model „made in China” (komunistyczna dyktatura + wolny rynek). W przypadku Korei mamy natomiast rzadką okazję przekonać się, co znaczy wybór właściwego podejścia do gospodarki na przykładzie dwóch części jednego kraju, sztucznie podzielonego, w których to częściach równocześnie wdrożono dwa radykalnie odmienne (choć w obu przypadkach nader oryginalne) modele przebudowy życia ekonomicznego. Te modele to oczywiście z jednej strony, w Korei Płn., skrajnie dogmatyczna próba zbudowania całkowicie upaństwowionej i autarkicznej gospodarki, a z drugiej, w Korei Płd., skrajnie pragmatyczna polityka ekonomiczna rządzących krajem wojskowych dyktatorów. Pragmatycznie (i zwykle we własnym prywatnym interesie) usiłując stworzyć najlepsze warunki do działania dla lokalnych koncernów, „czeboli” (kierowanych przez oligarchów, ściśle powiązanych z wojskowymi klikami), kolejni dyktatorzy przyczynili się do przemienienia tychże koncernów w czołowe globalne korporacje, a Korei Płd. w jedną ze światowych potęg ekonomicznych. Od 2007 roku, gdy artykuł powstał, w obu częściach Korei sporo się zmieniło, a przebieg tych zmian sprawił, zwłaszcza gdy idzie o Koreę Płn., że problemy Półwyspu Koreańskiego na powrót wróciły na czołówki światowej prasy. Gdy idzie o Koreę Płd., te przemiany to z jednej strony dalsze kroki na drodze demokratyzacji ustroju i zrywania z dziedzictwem dyktatur (w 2017 roku masowe demonstracje doprowadziły do odwołania z urzędu oskarżonej o korupcję prezydent Park Geun-hye, córki wcześniejszego dyktatora Park Chung -hee), a z drugiej dalszy szybki rozwój gospodarczy (zasadniczo nadal w ramach modelu „czeboli”, którego główne zarysy stworzył właśnie Park Chung-hee), pomimo światowych i lokalnych kryzysów – także tych generowanych przez północnego sąsiada. Gdy idzie bowiem o Koreę Płn., to pozytywne zmiany w zakresie polityki ekonomicznej (zezwolenie na prywatny handel, a później także na prywatną działalność w innych dziedzinach gospodarki, większa samodzielność dla państwowych przedsiębiorstw, dopuszczenie zagranicznych inwestycji w obrębie szeregu specjalnych stref ekonomicznych) wprowadzone w ostatnich latach rządów Kim Dzong Ila i jego następcy (od 2011 roku) Kim Dzong Una, znalazły się w głębokim cieniu kryzysu nuklearnego, związanego z programem rozwoju północnokoreańskiej broni jądrowej. Program ten, również zapoczątkowany przez Kim Dzong Ila, przyspieszył ogromnie po objęciu rządów przez trzeciego władcę z dynastii Kimów, który najwyraźniej uznał, że podporą jego władzy, jeszcze solidniejszą niż reforma gospodarki na wzór chiński, będzie posiadanie, także na wzór chiński, arsenału broni nuklearnej. Od 2013 roku Korea Płn. przeprowadzała więc testy coraz potężniejszych rodzajów tej broni, a światowa opinia publiczna po ćwierć wieku przerwy miała na nowo uzasadniony powód, by interesować się, jak może przebiegać wojna nuklearna i czym różnią się od siebie różne rodzaje bomb jądrowych. Miejmy nadzieję, że obecna, kolejna odwilż w relacjach koreańsko-koreańskich, ogłoszona w kwietniu 2018 roku, spowoduje, że i tym razem będziemy mogli zaspokajać tę ciekawość tylko poprzez studia teoretyczne, a rozwój naszej cywilizacji nie zakończy się świadomą podróżą w jedną stronę, w kierunku atomowej pustyni.

Zawarte w niniejszym zestawieniu trzy kolejne teksty – Wspólnoty Europejskie a dziedzictwo kolonializmu (opublikowany w „Dziś” nr 11 z 2003 r.), Procesy integracyjne w Ameryce Łacińskiej („Dziś” nr 7 z 2005 r.) i 45 lat ASEAN. Początek ery Pacyfiku? służą opisaniu formułowanych w trzech różnych regionach świata prób odpowiedzi na wyzwania globalizacji poprzez zacieśnianie ekonomicznych relacji między państwami i współdziałanie na poziomie organizacji międzynarodowych. Wzorem dla tego rodzaju kooperacji stała się w drugiej połowie XX wieku integracja zachodniej Europy, dzięki której państwa tej części świata zamiast, jak dotąd, koncentrować swe wysiłki na rywalizacji, zaczęły tworzyć wspólnie jeden potężny organizm gospodarczy. Powodzenie europejskiego eksperymentu zrodziło wiele prób jego naśladowania, podejmowanych niezależnie od Europy (jak np. MERCOSUR w Ameryce Płd. czy ASEAN w Azji Południowo-Wschodniej), ale również takich, które były aktywnie wspierane przez integrujące się kraje europejskie.

Należąca do tej drugiej grupy Organizacja Państw Afryki, Karaibów i Pacyfiku (AKP), opisana w pierwszym z trzech wymienionych tekstów, nie jest na pewno przykładem ekonomicznej współpracy zakończonej jakimś spektakularnym sukcesem. Opisane w artykule starania dawnych europejskich imperiów kolonialnych, aby w ramach tej organizacji jakimś niedużym kosztem utrzymać stabilność (oraz własne wpływy) w niepodległych państwach, wyrastających po II wojnie światowej z dotychczasowych zamorskich kolonii Europy (przede wszystkim w Afryce, bo tam znajduje się przeważająca większość krajów AKP), na obu tych polach przyniosły raczej umiarkowane efekty. Skromne wsparcie płynące w ramach mechanizmów AKP z dawnych metropolii niewiele pomogło ex- koloniom w okresie gwałtownych perturbacji, wiążących się z pierwszym okresem niepodległości. Rezultatem tego był z kolei proces wypierania wpływów państw europejskich z Afryki przez USA i ZSRR, mocarstwa nieobciążone bagażem kolonialnych zaszłości, a przy tym świadczące pomoc znacznie hojniej. Jeszcze ważniejsze od hojności było chyba jednak posiadanie jakiegoś ogólnego pomysłu na to, co ze współpracy z Afryką ma wyniknąć – dla Afryki i dla jej zamorskiego partnera. Pomysł taki pojawił się być może wreszcie w traktacie z Kotonu z 2000 roku, ostatnim z układów regulujących współpracę między UE a państwami AKP, który oprócz regulacji gospodarczych zawierał także wizję celów, którym ta kooperacja miała służyć – wsparcia dla budowy praworządnych ustrojów, demokratycznych społeczeństw i warunków sprzyjających rozwojowi gospodarki rynkowej.

Kilkanaście lat, jakie minęło od opublikowania artykułu o AKP, jasno wykazało, że nie był to pomysł wystarczający. Do wyścigu o wpływy w dawnych europejskich koloniach w Afryce dołączył jeszcze jeden gracz – bardzo skuteczny, hojny, a przy tym realizujący nie jakąś ogólną wizję, ale bardzo precyzyjny plan geopolityczny. Chodzi oczywiście o Chiny, które w tym okresie, od 2009 roku począwszy, prześcignęły USA i wyszły na pierwsze miejsce, gdy idzie o wielkość wymiany handlowej z Afryką. Według planów Pekinu państwa afrykańskie mają stanowić ważny element nowego światowego porządku, którego wcielenie w życie pozwoli nie tylko utrzymać szybkie tempo rozwoju chińskiej gospodarki, ale także pozwoli wznieść potęgę Chin (ekonomiczną i nie tylko) na całkiem nowy poziom. W tym nowym porządku Afryka ma być nie tylko źródłem niezbędnych i trudno dostępnych surowców (w szczególności ropy), ale stanowić też miejsce, gdzie będzie można przenieść z Chin najbardziej pracochłonne gałęzie produkcji, korzystając z lokalnej, tańszej z reguły niż azjatycka, siły roboczej. Chiny realizują swój plan konsekwentnie, wpływy w kolejnych państwach Afryki zdobywając poprzez udzielanie im tanich pożyczek, ogromne inwestycje w afrykańską infrastrukturę, ale też przez wspieranie zamachów stanu – usuwających niewygodne dla Pekinu reżimy (Zimbabwe w 2017 roku) albo choćby skłaniających je do przyjęcia bardziej uległej postawy (Czad w 2006 roku). Ostatnim mocnym akordem, gdy idzie o realizację chińskiego projektu, jest otwarcie pierwszej bazy wojskowej ChRL w Afryce (w Dżibuti w sierpniu 2017 roku). W tym samym czasie, kiedy Chińczycy realizują tak ambitny program, Europa znacznie bardziej niż konstruowaniem nowych planów współpracy z krajami AKP zajęta jest Brexitem i szukaniem planu na siebie samą. Traktat z Kotonu wygasa w roku 2020, a jedyne, co UE proponuje w jego miejsce, to układ, którego głównym elementem są traktaty o wolnym handlu, negocjowane obecnie z poszczególnymi grupami państw AKP. Takie traktaty same w sobie nie są niczym złym, ale z punktu widzenia Europejczyka trudno obserwować z entuzjazmem fakt, że kiedy w początkach XXI wieku, po czterdziestu latach istnienia Organizacji AKP, niektóre z krajów Afryki osiągnęły wreszcie choćby umiarkowany sukces ekonomiczny, to korzyści z kooperacji z nimi trafiają w pierwszej kolejności do Chin. Dla Europy pozostaje natomiast głównie borykanie się z konsekwencjami negatywnych zjawisk, jakich na kontynencie afrykańskim wciąż nie brakuje (niekorzystne zmiany klimatyczne, przeludnienie i wywołane tym ruchy migracyjne).

Przykłady integracji ekonomicznej opisane w dwóch kolejnych artykułach (dotyczących MERCOSUR i ASEAN) to przykłady znacznie bardziej optymistyczne, choć wciąż daleko im do powtórzenia europejskiego sukcesu. Jeśli idzie o MERCOSUR (czyli skupiający kraje Ameryki Południowej „Wspólny Rynek Południa”) to okres, jaki upłynął od 2005 roku, kiedy to mój tekst został opublikowany, również na kontynencie południowoamerykańskim obfitował w ważne i nie zawsze pomyślne wydarzenia. Sprawiły one, że realizacja ambitnych planów MERCOSUR opisanych w zakończeniu artykułu zwolniła, a na niektórych polach całkiem ugrzęzła. W ciągu tych trzynastu lat MERCOSUR zdążył powiększyć liczbę członków z czterech do sześciu (dołączyły Wenezuela i Boliwia), zdążył też bezterminowo zawiesić Wenezuelę w prawach członka za rażące naruszanie zasad praworządności przez miejscowy rząd. W okresie tych trzynastu lat Brazylia zdążyła również przebyć drogę od pozycji świeżo upieczonego mocarstwa ekonomicznego do stanu państwa pogrążonego w głębokim kryzysie – nie tylko ekonomicznym, ale i politycznym (w 2015 roku spadek PKB o 3,8%, w 2016 roku o 3,6%, w sierpniu 2016 roku odwołanie ze stanowiska prezydent Dilmy Rousseff). Recesja lub spowolnienie gospodarcze dotknęło także pozostałych członków MERCOSUR. Wzmiankowany w zakończeniu artykułu projekt Południowoamerykańskiej Wspólnoty Narodów, mający w zamyśle twórców być organizacyjnym wehikułem w stronę integracji całego kontynentu wedle wzorów UE, po okresie szybkich i radykalnych kroków w tym kierunku (przekształcenie Wspólnoty w Unię Narodów Ameryki Południowej w 2007 roku, wejście w życie Traktatu Konstytucyjnego Unii w 2011 roku, plany stworzenia wspólnej dla całego kontynentu waluty, emitowanej przez tzw. „Banco del Sur”) w ostatnich latach zaczął się nagle rozchodzić w szwach. Ukoronowaniem tego procesu było zawieszenie w 2018 roku członkostwa w Unii przez sześciu członków (m.in. Brazylię, Argentynę i Paragwaj) w efekcie sporu z przewodzącą aktualnie Unii Boliwią (dotyczącego m.in. polityki wobec Wenezueli). Co do powołania południowoamerykańskiego odpowiednika Unii Europejskiej istnieje więc spore ryzyko, że projekt zakończy się potężną klapą, natomiast gdy idzie o sam MERCOSUR to biorąc pod uwagę wdrażane wciąż w jego obrębie nowe formy integracji państw członkowskich (minimalizacja formalności w zakresie przepływu osób przez granice, wspólny system rejestracji pojazdów itd.) i pamiętając o zaawansowanych już negocjacjach na temat zacieśnienia kooperacji z innymi blokami gospodarczymi (przede wszystkim z UE), można mimo wszystko żywić nadzieję, że współpraca w ramach Wspólnego Rynku Południa nie zatrzyma się na obecnym etapie. Oczywistością jest, że głównymi motorami tej współpracy są oba regionalne mocarstwa, Brazylia i Argentyna, istnieje więc szansa, że kiedy one odzyskają lepszą kondycję, to i wcześniejsze śmiałe projekty przebudowy MERCOSUR i całego regionu również zostaną na nowo podjęte.

W historii ASEAN (Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej), organizacji będącej tematem ostatniego z trzech wymienionych artykułów, w ciągu kilku lat, jakie upłynęły od powstania tekstu, również sporo się zdarzyło, aczkolwiek tutaj były to głównie zdarzenia pozytywne. Z dniem 31 grudnia 2015 roku władze Stowarzyszenia ogłosiły początek funkcjonowania Wspólnoty Gospodarczej ASEAN, wspólnego rynku obejmującego kraje członkowskie Stowarzyszenia i opartego na zasadach swobody przepływu towarów, usług, pracowników i kapitału. Pomimo głosów krytyki, że zacieśnianie ekonomicznej współpracy przebiega z reguły z opóźnieniami, a i tam, gdzie jakiś etap jest osiągany, rzeczywistość często odbiega od oficjalnych oświadczeń, trudno zaprzeczyć, że ASEAN to obecnie drugi po UE pod względem zaawansowania integracji blok gospodarczy na świecie. Oprócz opisanego już wspólnego rynku Stowarzyszenie wdraża również integrację usług finansowych, coraz ściślejsze współdziałanie w zakresie prowadzonej polityki pieniężnej, a także realizuje elementy polityki spójności (poprzez świadczenia bogatszych państw – założycieli ASEAN, na rzecz biedniejszych, nowych członków – Wietnamu, Laosu, Kambodży i Myanmaru). Co równie ważne, ASEAN okazał się również ośrodkiem zacieśniania współpracy ekonomicznej na prawdziwie globalną skalę, stając się stroną porozumień o wolnym handlu wykraczających daleko poza obszar Azji. Ostatnim tego przejawem jest podpisanie (w marcu 2018 roku w Santiago de Chile) przez cztery państwa członkowskie ASEAN i przez siedem innych krajów z regionu Pacyfiku porozumienia o utworzeniu Partnerstwa Transpacyficznego – wielostronnej umowy handlowej łączącej oba brzegi Pacyfiku, mającej wejść w życie pomimo wycofania się USA, w efekcie decyzji Donalda Trumpa, z wcześniejszej wersji układu. Wyrażona w ostatnim akapicie artykułu o MERCOSUR konstatacja, że globalna integracja ekonomiczna może się realizować po prostu poprzez nakładanie się na siebie regionalnych porozumień, znalazła więc, gdy idzie o ASEAN, w ciągu paru lat kilka dodatkowych potwierdzeń. Mimo wielkiego kryzysu ekonomicznego, jaki się w międzyczasie, w latach 2007–2008, wydarzył, pomimo, delikatnie rzecz ujmując, braku entuzjazmu ze strony niektórych partnerów (przede wszystkim obecnej administracji USA) proces ten postępuje i jeśli nie zajdą jakieś kolejne dramatyczne wypadki o zasięgu globalnym, to ciężko wyobrazić sobie, że udałoby się go zahamować, a tym bardziej odwrócić.

Ostatni tekst zawarty w całym zbiorze: Keynes i Keynesizm. Wzloty i upadki teorii interwencjonizmu państwa w procesy rynkowe (opublikowany w „Dziś” nr 6 z 2006 r.) daje przykład na to, że nie tylko rząd jednego państwa i nie tylko organizacja skupiająca wiele państw, ale także twórcza jednostka może skutecznie – i pozytywnie – wpłynąć na kierunek rozwoju naszej cywilizacji. Artykuł ten, dotyczący Johna Maynarda Keynesa, jednego z głównych twórców teorii promującej aktywną rolę rządu w gospodarce rynkowej, w ciągu lat, jakie minęły od publikacji, nie tylko się nie zdezaktualizował, ale jeszcze, jak się zdaje, ogromnie tej aktualności nabrał. Wielki kryzys z lat 2007–2008 sprawił bowiem m.in., że znacznie osłabła wiara w dogmaty teorii monetarystycznej, dominującej od lat osiemdziesiątych XX wieku, a stworzonej przez ekonomistów niechętnie nastawionych do wizji ingerowania przez państwo w przebieg procesów rynkowych. Aby skutecznie walczyć z nowym kryzysem, rządy nie czekając na „niewidzialną rękę rynku”, same zaczęły aktywnie działać w sferze gospodarczej i dotyczyło to również krajów takich jak USA, będących dotąd bastionami doktryny monetarystycznej. Z kolei ekonomiści – teoretycy, w poszukiwaniu teorii opisującej i przyczyny kryzysu i recepty zapobiegające jego nawrotowi, zaczęli chętniej sięgać nawet do dzieł Karola Marksa. John Maynard Keynes natomiast z lewicowych peryferii myśli ekonomicznej wrócił na nowo do głównego nurtu, który dziś w znacznej mierze tworzą jego wybitni zwolennicy i kontynuatorzy. W odróżnieniu od epoki po Wielkim Kryzysie z lat 1929–1935, kiedy to właśnie Keynes sformułował najbardziej znaną i powszechnie uznaną receptę mającą zapobiec powtórce kryzysu, dziś trudno jest wskazać taką jedną, generalnie akceptowaną formułę. Ekonomiści nawiązujący obecnie do myśli Keynesa, w swoich próbach stworzenia takiej formuły zgadzają się jednak na pewno co do kilku elementów. George Akerlof i Joseph A. Stiglitz (laureaci nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii z 2001 roku) w swoich pracach napisanych jeszcze przed wybuchem kryzysu dowodzili więc, że istnienie „niewidzialnej ręki rynku” – najlepszego rzekomo regulatora procesów gospodarczych – jest mitem, a mechanizmy rynkowe generują społecznie optymalne rezultaty ekonomiczne tylko w ściśle określonych, wyjątkowych okolicznościach. W swoich kolejnych pracach – m.in. The Price of Inequality, Creating a Learning Society, The Great Divide – Stieglitz opisywał swoje późniejsze konstatacje o kosztach funkcjonowania całkowicie wolnego rynku w epoce globalizacji. Te koszty to przede wszystkim radykalnie pogłębiające się nierówności społeczne oraz związane z tym, szkodliwe dla całego społeczeństwa, napięcia i konflikty – tak w skali poszczególnych krajów, jak i całego globu. Stiglitz wskazywał też, że na obu tych poziomach istnieją, również w realiach gospodarki rynkowej, skuteczne narzędzia, aby te zjawiska odwrócić, w postaci choćby wzmocnienia instytucji demokratycznego państwa, zwiększenia nakładów na edukację, poprzez ściślejszy nadzór nad działaniem sektora finansowego czy w formie zmiany zasad handlu z krajami Trzeciego Świata – na korzyść tych ostatnich. Paul Krugman, kolejny ze znanych, współczesnych kontynuatorów myśli Keynesa (a przy okazji także ekonomiczny noblista z 2008 roku) w swoich książkach The Conscience of Liberal i End this depression now! przedstawiał z kolei uaktualnioną wersję keynesowskiego modelu walki z recesją. Ten model to m.in. polityka reagowania przez rząd na spadki PKB poprzez zwiększanie wydatków budżetowych, w pierwszej kolejności rzecz jasna na cele społecznie użyteczne (w rodzaju zwiększenia nakładów na służbę zdrowia), aczkolwiek Krugman jako przekonany keynesista nawet wzrost wydatków na cele wojskowe ocenia bardziej pozytywnie niż ograniczanie zakupów z budżetu w okresie kryzysu. Stosownie do wyzwań nowej epoki Krugman dowodzi oczywiście, że taki program aktywnego reagowania na gospodarcze zapaści będzie w pełni skuteczny dopiero wtedy, gdy będzie realizowany nie w skali pojedynczego państwa, ale w skali całej światowej gospodarki. Kolejny keynesista – laureat ekonomicznego Nobla (z 2013 roku), Robert J. Shiller w książce Irrational Exuberance z 2000 roku zajął się innym jeszcze aspektem teorii Keynesa, mianowicie wpływem psychologii człowieka na procesy rynkowe, który to wpływ często psuje w praktyce, nader zgrabne w teorii, koncepcyjne konstrukcje entuzjastów „niewidzialnej ręki rynku”. Na przykładzie trwającej ówcześnie tzw. „bańki internetowej” („dot-com bubble”, boomu na zakup akcji spółek z branży informatycznej) Shiller opisał psychologiczne podłoże powstawania giełdowych baniek spekulacyjnych i kończących je krachów (gdy idzie o „bańkę internetową”, krach wydarzył się tuż po opublikowaniu książki Shillera). W najgłośniejszej swojej pracy Animal Spirits: How Human Psychology Drives the Economy, and Why It Matters for Global Capitalism (napisanej razem z G. Akerlofem w 2009 roku) Shiller rozszerzył opisywany obraz, ukazując, jak tytułowe irracjonalne „zwierzęce instynkty” kierują postępowaniem ludzi także w sferze ekonomii i jak irracjonalne są w związku z tym oczekiwania zwolenników istnienia „niewidzialnej ręki rynku”, iż suma decyzji uczestników gry rynkowej, podejmowanych często w oparciu o proste emocje, doprowadzić może – bez nadzoru i interwencji instytucji publicznych – krajową gospodarkę do optymalnych rezultatów.

Biorąc pod uwagę trwające już procesy koordynowania wysiłków całej ludzkiej społeczności, aby wspólnie przekształcać otaczającą nas rzeczywistość, biorąc pod uwagę trwające w skali globu dyskusje o kolejnych, jeszcze bardziej zaawansowanych formach podobnych działań (choćby w kierunkach wskazanych przez kilku wymienionych powyżej ekonomistów – ale też dotyczących sfer całkiem odmiennych niż ekonomia), sformułowanie sensownej odpowiedzi na postawione na początku niniejszego wprowadzenia pytanie wydaje się być jak najbardziej w zasięgu naszych możliwości. To, czy taką odpowiedź uda się nam uzgodnić, sprecyzować i wcielić w życie w skali całej naszej cywilizacji, to już oczywiście całkiem inna historia.

lipiec 2018, Warszawa
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: