- W empik go
Żerty chłop - ebook
Żerty chłop - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 162 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Będę ci się dobruchała, mam na ciebie być pamiętna, kiej człek doma nijak podołać nie może! – odrzekła Maryna, uwijając się około nalepy.
– Nie robię ja to swojego, czy co? Czegóż, kobieto, chcesz ode mnie?….
– Robić… robisz, toć widzę, co nie próżnujesz, ino robisz; tyła syćko, co zarobisz, to i przeźresz.
– Oj głupia, głupia!… I cóżem ja temu krzyw że mię Pan Jezus uczynił takim krzepkim do jedzenia, że mi syćko idzie na zdrowie!
– Niechby ci ta było na zdrowie, co pożywasz, bele te nasze dzieckowiny nie marły głodu przy tobie… Takie od biedy posnąć mogą.
– Baj baja, baj!… Mój pon ociec, świeć Panie jego dusy, mieli nas w chałupie dziewięciorgo, a żadne nie zmarniało, to i onym moim zła nie będzie.
– Dyć słychałam, co was dziesięć było, nie dziewięć! – zawołała Maryna ze złością i postawiła przed mężem dwa garnki, jeden z żurem, drugi z kartoflami. – Kiejbym ja też miała tyle dziecek, to bym się ta nie markociła, żeby ino było czym gęby pozatykać.
– A nie wiesz to, co jak Pan Bóg kogo stworzy, to go głodem nie umorzy! – powiedział spokojnie Opozda, którego otoczyła para, wychodząca z gorących potraw.
– Ludzie tak pedają kuli pocieszeniu, a niejeden i tak z głodu zmiera! Ja oto nieboga rady dać nie mogę w chałupie; z Józka zleciała koszulina, chłopaczysko ciałem świeci, a Jagna to już ze dwa tydnie siedzi na nalepie bez to, co się sroma chodzić bez kiecki; abo i ten Onufer, pędzi krowę na pasternik, mający na sobie ino jedne nogawicę; no a owa namniejsza sikorka w kołysce, to ci nawet pierzynki nie doświarcyło.
– Ej, byłabyś cicho, kobieto! Toć jensi ludzie bez nijakiej markoty po ziebrach chodzą.
– Jakbym poszła po proszalnym chlebie, tobym już wiedziała, co mię czeka, ino kiejem poszła za chłopa, za dworzskiego, to nie po to, żeby użyć desperacyi.
– Gadajże sczyrze, Maryna, czego tobie niedostaje?
– Czego? Czego?… Ty nie miarkujes. czego? Zapaska choćby, pożałuj Boże, na mnie, nikiej na proszalnej babce; obuwia nijakiego od niepamiętnych czasów noga moja nie widziała, a na – dołek oto wytargał się u koszuliska i nie mam go sobie za co wstawić.
– Prawda, co bieda jest u nas w chałupie, ino Pon Jezus pono zsyła takowe utrapienie, co by doświarcyć cłeka… – Tu Opozda westchnął i jadł dalej obiad.
– Dałam ci, nie wymawiając, niejeden grosik dziadom i tyj babce z Krzyżowyj karczmy, co by zmówili do Przemienienia Pańskiego; no sama tyż co wieczór molestuję Najświętszą Panienkę o litosierdzie nad chałupą Opoździny. Drugi człowiek to się Panu Bogu nie uprzykrza, a wiedzie mu się na szczęście.
– Musi patronka twoja cię nie wysłuchuje skoro opacznie sytko idzie…
– Słysys, Maciek, nie śmiej wydziwiać na świętości! Jacy któreś z nas dwojga ma grzeszną dusę, lubo ty, lubo ja, chudziaczka.
– Ja ta praw przed kużdym świętym! – powiedział Maciek. – Dyć ciągiem ino u roboty mię widzą, odrabiam swoje, jako przykazano.
– Widzi mi się nico dobrego nie pedasz i gadanie twoje siła nie warte. Nie wiesz to, iże janioł stróż, jakowego ma kużden człowiek, nie będzie ci na ręce patrzał, ino w duszę zagląda.
– No, a cóż by on tam we mnie doźrał? Cyja to duszę przed nim chowam? Czym komu co ukrad, albo możem kogo zabił? Jak się patrzy, po sprawiedliwości żyję.