Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zespół Myślenia Ironicznego. Nie ma się z czego śmiać! - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,99

Zespół Myślenia Ironicznego. Nie ma się z czego śmiać! - ebook

POPRAWIA JAKOŚĆ ŻYCIA POLAKÓW

Bondziorno Łobuzerio! – wita się ze swoją milionową bandą łobuzów.

Codziennie raczy ich porcją wybornych memów, a nie od dziś wiadomo, że dobry mem potrafi pobudzić do życia lepiej niż nerwowe pukanie do drzwi o szóstej rano, dwie kreski na teście ciążowym czy ksiądz Natanek grzmiący z ambony o Harrym Potterze.

Niejednokrotnie oskarżany o promowanie nadużyć seksualnych, organizacji terrorystycznych i mowy nienawiści.

Wybiera tematy, które śmieszą, złoszczą, irytują. I w nieoczywisty sposób komentuje otaczającą nas rzeczywistość.

Gdzie podziewa się Minister Czarnek, kiedy nie spotyka się z nauczycielami? Co wspólnego ma krasnoludek z nieplanowaną ciążą piętnastolatki? Która wizja końca świata wydaje się najfajniejsza? Gdzie spotykają się jedzenie, seks i piłka nożna? Czy głupi ludzie na świecie są większością?

Zespół Myślenia Ironicznego to zbiór bolączek, absurdów i niedorzeczności prosto z polskiego podwórka. Skomentowany przez „wujka Konrada”, który na internetowej ironii od jedenastu lat ściera zęby. I zilustrowany przez polskich twórców – wnikliwych obserwatorów naszej codzienności: Remka Dąbrowskiego, Bartosza Minkiewicza, Kamilę Szcześniak, Michalinę Tańską i Vontrompkę.

To także odpowiedź na pytanie:

Z CZEGO ŚMIEJĄ SIĘ POLACY?

I CZY JEST SIĘ Z CZEGO ŚMIAĆ?

Konrad Kozakiewicz – od 2010, czyli od samego początku, u sterów i żagli internetowych profili Zespołu Myślenia Ironicznego. Miłośnik zmarszczek mimicznych, dawnych czasów i pływania pod prąd. Bez kredytów, bez dzieci, bez zwierząt, bez pomysłu na życie. Ze wszystkich świętości czczący jedynie święty spokój.

Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-6476-2
Rozmiar pliku: 11 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POCZUCIE HUMORU

Z góry uprzedzam, że wbrew lekkim sugestiom ukrytym w tytule to nie jest rozdział, w którym zebrałem najlepsze żarty, jakie w życiu miałem przyjemność usłyszeć, i po którym trzeba będzie zbierać was z podłogi. Choć o humorze faktycznie pogadamy, to nie na przykładach, lecz raczej w kontekście komentarzy typu: „To nie jest śmieszne!”, „Mam poczucie humoru, ale…” czy nieco większego już kalibru „No to już jest przesada!”. Po obejrzeniu setek tysięcy memów i rysunków satyrycznych, przeżyciu kilku internetowych dram, dziesiątek banów oraz bitew o osobiste granice tego, co mój mózg interpretuje jako „śmieszne”, przyznaję: bywa pod górkę, a mówimy przecież o Zespole Myślenia Ironicznego, miejscu, gdzie człowiek wpada, by się pouśmiechać. Ludzie interpretują czasami żarty zbyt dosłownie lub dostrzegają w nich rzeczy, których tam nie ma, jak „buzię widzę w tym tęczu, matuchno moja najdroższa, chwała Tobie Panie”. Ja, co prawda, w tęczu widzę tylko tęczu, jednak zapewniam was, że są i takie obszary, które uznaję za niskie i nieśmieszne. Na przykład każdy, kto ze mną pracował, zna naczelną zasadę: żadnych memów z Hitlerem. Uważam je za brak wyczucia i dobrego smaku, ale do głowy nie przyszłoby mi ganiać po internecie i ścigać ludzi o wrażliwości znacznie przesuniętej względem mojej. Po jedenastu latach prowadzenia ZMI i hobbystycznego dilowania uśmiechami mogę sobie chyba pozwolić na odrobinę refleksji?

Po obejrzeniu setek tysięcy memów i rysunków satyrycznych, przeżyciu kilku internetowych dram, dziesiątek banów oraz bitew o osobiste granice tego, co mój mózg interpretuje jako „śmieszne”, przyznaję: bywa pod górkę.

Kocham internet. Jeszcze w 1968, żeby sprawdzić najprostszą rzecz, człowiek musiał pędzić do biblioteki, godzinami nie jeść, nie pić i siedzieć cicho w poszukiwaniu odpowiedzi. Wyobraźcie sobie, ile czasu bez internetu zajęłoby wam sprawdzenie, „z ilu emocji składa się człowiek”. Miliardy komórek nerwowych, to i uczuć będzie od biedy z milion. „Tak, to fantastyczny początek tego rozdziału” – pomyślałem. Pomiędzy mną a wiedzą stał jedynie alt + Tab i na całe szczęście 18 735 dni od oficjalnej daty powstania internetu postanowiłem skorzystać z tego skrótu. Nie twierdzę, że to Mount Everest rzetelnego researchu. Póki nie jestem dziennikarzem i nie piszę poradnika (jeśli jeszcze się nie zorientowaliście, to NIE JEST PORADNIK i przynajmniej połowę rzeczy w tej książce zmyśliłem), a ludzie nie mają względem mnie zbyt wielkich oczekiwań (im mniej oczekiwań, tym mniej rozczarowań), „rzut oka na internet” jest w stanie uchronić mnie przed katastrofalną śmiesznością. Miejcie na to baczenie.

Ludzie interpretują czasami żarty zbyt dosłownie lub dostrzegają w nich rzeczy, których tam nie ma, jak „buzię widzę w tym tęczu, matuchno moja najdroższa, chwała Tobie Panie”.

Internet twierdzi, że człowiek składa się z od sześciu do ośmiu uczuć podstawowych. W różnych kombinacjach i nazwach występują: zaciekawienie, pożądanie, radość, miłość, nienawiść, smutek, strach, złość, wstyd. Wszystko, co dociera do was za pośrednictwem któregoś ze zmysłów, a nie budzi żadnego z tych odczuć, nie stanowi dla was najwyraźniej ani okazji, ani zagrożenia. Zaktualizowana lista zmysłów liczy sobie dziewięć (lub dziesięć, gdy weźmie się pod uwagę ludzi posiadających wyczucie czasu) pozycji. Zaktualizowana lista zmysłów? Owszem, tak na przykład, kiedy potkniesz się na prostej drodze, nóżka zahaczy o niewidoczny kamyk, znienacka zadziała siła grawitacji, tudzież ziemia niebezpiecznie szybko zacznie się do ciebie zbliżać, jest to nic innego jak świadomość zbliżającego się upadku – dzieło zmysłu równowagi. Dotyczy to również wielu innych aspektów życia, jak choćby brawury, głupoty, wiary we własną zajebistość czy ochoty na seks – działa wszędzie tam, gdzie niebezpiecznie jest za bardzo odchylać się od pionu. Równowaga to żadne odkrycie, nie musicie się ani oburzać, ani ekscytować, że już wcześniej ją znaliście. Chodzi mi tylko o to, że po latach niedoceniania nareszcie uznano jej wagę i dorobiła się rangi zmysłu. Podobnie ból stawów, narządów i skóry – jak bez nich żyć? No jak? Nie da się, choć im człowiek starszy, tym bardziej mu się to marzy. A gdyby ktoś marzył o zgoła czymś przeciwnym, to mam dobre wieści: otóż posiadamy podobno specjalny zmysł, dzięki któremu możemy cieszyć się bólem na co dzień od rana do wieczora. To nocycepcja, coś jakby wasze włókna nerwowe były na ciągłym haju. To jej fizjoterapeuci biją dziękczynne pokłony w swoich złotych pałacach.

Mimo coraz dłuższej listy zmysłów nie zyskaliśmy nowych umiejętności i nadal posiadamy ten sam zestaw supermocy. Oceniając rzeczywistość, wciąż staramy się ją zamknąć w jednej z sześciu/ośmiu emocji pierwotnych. To znacznie mniej, niż początkowo zakładałem, ale większość twierdzi, że cała reszta doznań jest jedynie ich wypadkową w różnym natężeniu. Jak z farbkami. A czemu w ogóle o tym mówię? Za sprawą Karola Darwina (_O wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt_ z 1872 roku) upowszechniła się teza, że podstawowe emocje są dziedziczone i wyselekcjonowane przez dobór naturalny. Blisko sto lat trzeba było czekać, żeby na poważnie zaczęto brać pod uwagę ewentualny wpływ patologii oraz uprzywilejowania, czyli warunków środowiskowo-kulturowych. Bardziej fascynująca w teorii Darwina, przynajmniej dla mnie, jest część o wyselekcjonowaniu przez dobór naturalny. Ni mniej, ni więcej, oznacza to, że kultowe już „trochę się cykam” czy „dajcie mi przeciwnika” to, pomijając wiek czy środki dopingujące bohaterów, efekt milionów lat ewolucji. W skandalicznym uproszczeniu, rzecz jasna, bo choć wielu ludzi zdaje się instynktu przetrwania nie posiadać, to na pierwotnym poziomie ewolucja wyposażyła nas wszystkich w te same narzędzia.

Co superciekawe, mimo posiadania tych samych narzędzi zupełnie inaczej oceniamy rzeczywistość. Możemy mieć różne gusta, wybierać inne farbki, ale wszyscy naturalnie i podświadomie stworzeni jesteśmy do konstruowania opinii na temat wszystkiego.

Za czasów mojej edukacji uczono, że wyrostek robaczkowy jest po nic. Jakaś pozostałość po dawnych dziejach człowieka, zanikający narząd, więc proszę, można śmiało wycinać, jeżeli zacznie sprawiać kłopoty, ale jak komuś nie wadzi, to niech sobie będzie. Badania opublikowane w 2009 roku podobno zamykają mordy wszystkim, którzy tak twierdzili. Spokojnie, bez wyrostka nadal można żyć, jednak ze stratą dla układu odpornościowego. Nie ma już żadnego „po nic”. Daleko nam, co prawda, do odkrycia wszystkich niuansów, lecz możemy pokazać palcem każdy kawałeczek człowieka i powiedzieć, do czego służy. Na przykład palec jest po to, żeby móc nim pokazywać, choć lista dodatkowych funkcji i przypuszczalnych zastosowań jest znacznie dłuższa. Z tej samej perspektywy warto spojrzeć nie tylko na wyrostek robaczkowy, ale na cały intelektualny spadek po naszych przodkach. Zmysły to tylko narzędzia, za pomocą których wyłapujemy, jak świat pachnie, brzmi, wygląda i czy na pewno równo stoi. Co superciekawe, mimo posiadania tych samych narzędzi zupełnie inaczej oceniamy rzeczywistość. Możemy mieć różne gusta, wybierać inne farbki, ale wszyscy naturalnie i podświadomie stworzeni jesteśmy do konstruowania opinii na temat wszystkiego. Małe dzieci płaczą zaraz po porodzie. Przychodzą na ten świat z umiejętnością informowania, jakie są wkurwione i niezadowolone. Nie potrafią jeszcze kręcić głową, ale drzeć ryja na całą Europę Środkową już tak. Dla kontrastu – uśmiech pojawia się około szóstego, siódmego tygodnia. Przypadek? Nie sądzę. _First things first_.

Znane na pewno wszystkim porzekadło „zesrać się ze strachu” w rzeczywistości nie jest tylko skrótem myślowym. W sytuacji poważnego zagrożenia ciało bez pytania o zgodę może postanowić zrzucić kilkaset gramów nadmiarowego balastu, przyspieszyć tętno, spiąć wszystkie mięśnie i sugerować ruszenie dupy w celu ucieczki. To oczywiście ostateczność. Większości nie trzeba wyjaśniać, że kłopotów lepiej unikać, bo słuchają się wbudowanego radaru do wykrywania zagrożenia. Ze strachem sprawa jest względnie prosta. Nikogo nie dziwią teorie o biologicznym mechanizmie ostrzegawczym, nikomu nie trzeba wyjaśniać sensu istnienia strachu i nikogo szczególnie nie dziwi, że boimy się różnych rzeczy. Strach ma sens, wiemy, do czego służy i że w abstrakcyjny sposób pozwala przewidywać nam przyszłość w celu unikania zagrożenia. Bez względu na to, jak irracjonalny wydaje się nasz lęk komuś stojącemu z boku.

Świat to suma wielu przerażających rzeczy, a każdy boi się czegoś innego. Jeżeli na myśl o wysokości nogi robią ci się jak z waty, no to hej – codziennie wygrywasz! O ile oczywiście unikasz życia na krawędzi. Wilki i niedźwiedzie? Zdarza się. Ale wystarczy tylko omijać Bieszczady, a szanse dożycia spokojnej starości niesamowicie wzrastają. Gorzej, jeżeli przerażają cię pieski, pająki czy mówienie o własnych potrzebach, bo tego nie da się unikać przez całe życie. Mnie przerażają ciasne przestrzenie. Nie, podróż windą nie działa, podobnie jak pięć lat w kawalerce (to drugie może mieć nawet swój urok), za to jaskinie… Ciasne jaskinie, w których utknę i okażę się zbyt gruby, żeby choćby się odwrócić albo wycofać… No oesu. Chociaż lepsze to niż, przykładowo, brontofobia, bo w końcu łatwiej nie włazić pod ziemię, niż wygumkować ze świata pioruny i błyskawice. W tym konkretnym przypadku encyklopedia przed słówkiem „lęk” dodaje jeszcze „nieuzasadniony”, jednak ja doskonale rozumiem niechęć do porażenia mocą o tylu zerach, że odechciewa mi się je liczyć jeszcze przed połową. W trakcie burzy nigdy nie biegam i nie chowam się pod samotnym drzewem na środku wielkiego pola – w ramach zdrowego rozsądku, a nie brontofobii. Chociaż znam osoby, które nawet w bunkrze atomowym trzęsłyby się ze strachu przy każdym uderzeniu, to osobiście fascynuje mnie w burzach wszystko, o ile patrzę na nie suchy i z bezpiecznego dystansu. Właściwie, po głębokim namyśle, śmiem zaryzykować twierdzenie, że lęk przed utknięciem w jaskini to naprawdę spoko opcja, więc gdybyście się zastanawiali nad wymianą arachnofobii na jaskiniową klaustrofobię, to polecam.

Po jedenastu latach pisania głowa robi się bardziej pusta, a człowiek zdecydowanie mniej cierpliwy i skory do dyskusji z przedstawicielami cechu naczyń ceramicznych.

Mam też drugą maleńką fobię, której, niestety, zdecydowanie trudniej mi unikać niż tej pierwszej: otóż cierpię na pewnego rodzaju bezsilność. (Nie, wcale się nie pomyliłem – to naprawdę jest rozdział o poczuciu humoru). Po jedenastu latach pisania głowa robi się bardziej pusta, a człowiek zdecydowanie mniej cierpliwy i skory do dyskusji z przedstawicielami cechu naczyń ceramicznych. Siada przed komputerem, żeby skleić jakiś secik, napisać od siebie kilka słów w klimacie biedakołczingu za darmo, podyskutować, zmienić świat na odrobinkę lepszy, a na pewno bardziej uśmiechnięty, paluszki rwą się do działania i… No właśnie. Jakąś godzinę później człowiek orientuje się, że NIC nie napisał, bo wszystko, co mógł wymyślić, już dawno wymyślił i nic to nie zmieniło, więc po kiego czorta raz jeszcze się w tym babrać. I co teraz?! Są dwie opcje: jedna, że dalej nic, a wtedy można spokojnie odejść od komputera i zostawić świat samemu sobie, a druga, że jednak złapie się trop, bo sprawny umysł działa jak kosiarka – wystarczy odpowiednio pociągnąć za linkę, złapać za drążek, a kółka same zaczynają się kręcić. Nie ukrywam, że wolę tę drugą opcję – zasuwanie po metaforycznym trawniku z metaforyczną kosiarką to moja wizja szczęścia. Są ludzie, którzy to lubią, relaksuje ich taka walka dobra ze złem i nie wkurwia przesadnie nawet fakt, że ta praca nigdy się nie kończy. Trawnik albowiem, choćby najbardziej wymuskany, nawieziony, napowietrzony, spragniony koszenia, z samymi luźniutkimi korzeniami i bez żadnych grzybów czy kretów, skrywa różne niespodzianki. Weźmy chociażby ludzi leczących nowotwory witaminami, ludzi z obsesją na punkcie teorii spiskowych, ludzi z obsesjami w ogóle, których nie potrafią uprawiać jedynie w ramach własnych ogródków – tacy na pęczki indeksowani są w wyszukiwarkach. Odruchowo chwytam tę kosiarkę, wrzucam najwyższy bieg i rozpoczynam prywatną krucjatkę. Spacer farmera dźwigającego foldery pełne memów i śmiesznych ilustracji obrazujących nasze życie. Wdaję się w dyskusję na temat rzeczywistości, tłumaczę, wyjaśniam, pokazuję ciąg przyczynowo-skutkowy, rozbieram poglądy na czynniki pierwsze, hiperbolizuję, upraszczam i ironizuję. Przedstawiam abstrakcyjny obrazkowy świat pełen stereotypów, ludzkich głupotek i przywar. I co? Ano znowu NIC. Po prostu niektórych trawników nie idzie skosić, a czasami odrastają jeszcze wyższe. Na ZMI zdarza się to bez przerwy – i tu potwierdza się reguła, że ilu ludzi, tyle opinii. W miejscu, w którym gromadzi się ponad milion osób i często w (wydawałoby się) trywialny sposób poruszane są sprawy trudne, łatwo o epidemię głupoty. Wyobraźcie sobie piękny trawnik, co tam piękny – najpiękniejszy na świecie! – i bandę kotów sąsiadów odpornych na rzeczową dyskusję. Próbujesz tłumaczyć, że nadmiar azotu nie wpłynie dobrze na rozwój dyskusji, ale te i tak szczają gdzie popadnie. Nie dość, że śmierdzi, to zostaje po tym wypalona dziura z napisem „tylko się nie zesraj” oraz „skasuj to, frajerze” (dwie najczęściej wymiaukiwane frazy obrońców dobrego smaku i stróżów moralności w internecie). Gdyby powyższe ogrodniczo -zoologiczne metafory okazały się zbyt zawiłe, to spieszę z krótkim podsumowaniem: Zespół Myślenia Ironicznego to od jedenastu lat miejsce do wrzucania treści, które mają nieść radość i uśmiech. Wydawać by się mogło, że to niegroźne rysunki, grafiki i żarty. Otóż nic bardziej mylnego, gdyż dziury w trawniku to posty skasowane ze względu na nadużycia seksualne, promowanie organizacji terrorystycznych i – jakżeby inaczej – mowę nienawiści, a trawa odrastająca dookoła to ograniczane za karę zasięgi. Tak, wiem, że metafora z ogródkiem jest nieco durnowata, w czasach politycznej poprawności na tysiąc sposobów człowiek szuka drogi do celu.

Weźmy chociażby ludzi leczących nowotwory witaminami, ludzi z obsesją na punkcie teorii spiskowych, ludzi z obsesjami w ogóle, których nie potrafią uprawiać jedynie w ramach własnych ogródków – tacy na pęczki indeksowani są w wyszukiwarkach.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: