Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zespół policystycznych jajników PCOS - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zespół policystycznych jajników PCOS - ebook

Cierpisz na zaburzenia miesiączkowania, włosy zaczęły Ci wypadać, a na twarzy i plecach pojawił się trądzik? Przybierasz na wadze mimo trzymania diety, a w nietypowych miejscach zauważyłaś niechciane owłosienie? Prawdopodobnie tak jak wiele kobiet cierpisz na PCOS, czyli zespół policystycznych jajników. Jednak możesz go kontrolować! Wystarczy, że wprowadzisz kilka zmian w swojej diecie, a poprawisz zdrowie, odzyskasz dobre samopoczucie i ładny wygląd. Certyfikowana dietetyk podaje specjalnie opracowany plan diety i przygotowywania posiłków przy PCOS. Dzięki niemu utrzymasz odpowiednią wagę, uregulujesz hormony, zmniejszysz ryzyko wystąpienia cukrzycy, nadciśnienia i niepłodności. Zapomnij o PCOS.

Spis treści

Przedmowa
Wprowadzenie

Część 1 Czym jest zespół policystycznych jajników (PCOS)

Część 2 Zarządzanie zdrowiem i hormonami poprzez dietę i tryb życia

Część 3 Dieta PCOS: wprowadzenie w życie

Część 4 PCOS i inne rozważania

Kategoria: Zdrowie i uroda
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8168-116-2
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Dokładnie pamiętam dzień, w którym Hillary Wright rozpoczęła pracę jako kierowniczka działu dietetyki w Centrum Zdrowia Umysłu/Ciała „Domar” – był to 1 maja 2006 roku. Ten dzień zapadł mi w pamięć tylko dlatego, że 1 maja to moje urodziny, i stało wtedy coś ważnego. Mieliśmy spotkanie kadry, częściowo zwołane po to, by przywitać Hillary, kiedy ktoś wniósł cudowny czekoladowy tort niespodziankę. Ukroiłam po kawałku dla każdego, rozdano je, a w pokoju zapanował bezruch. Nikt nawet nie podniósł widelca, a wszystkie spojrzenia utkwione były w Hillary. Nie było mowy o tym, żeby którekolwiek z nas zjadło choćby okruszek tortu, zanim zobaczymy, co zrobi nasza nowa dietetyczka. I co zrobiła? Podniosła widelec i wsunęła do ust spory kawałek tortu. Z westchnieniem ulgi uczyniliśmy to samo. Jestem pewna, że każde z nas miało tę samą myśl: „Dzięki Bogu, że to nie jakaś fanatyczka zwracająca uwagę na każdą kalorię. Zdaje się mieć wspaniałe podejście do jedzenia!”.

Podejście, które Hillary zaprezentowała tamtego dnia, jest również widoczne na każdej stronie jej doskonałej nowej książki. Z każdej kartki przebija zdrowy rozsądek podparty naukowym podejściem i chęć pomocy czytelniczkom, by mogły stać się zdrowszymi kobietami, którym przytrafił się zespół policystycznych jajników (ang. Polycystic Ovary Syndrome, PCOS), zamiast zagrożonymi i przerażonymi pacjentkami. W tym kraju żyją dosłownie miliony kobiet, które nie mają pojęcia, jak jeść i funkcjonować – a nawet prosperować – przy PCOS, a ta książka w sposób staranny, precyzyjny i współczujący pokaże im, jak krok po kroku uzyskać tę wiedzę.

Wielu z nas łudzi się, że istnieje pigułka na każdą chorobę, a jej zażycie złagodzi – albo nawet całkowicie uleczy – objawy danej dolegliwości. Niestety, nie jest to możliwe w przypadku wielu chorób przewlekłych, w tym również PCOS. Współczesna medycyna jeszcze nie odnalazła magicznego remedium. Jednakże badania wykazują, iż kobiety, które nauczyły się innego odżywiania, które ćwiczą z rozsądkiem i radzą sobie ze stresem, są w stanie kontrolować, a w niektórych przypadkach nawet eliminować symptomy choroby. To przynoszące sukcesy holistyczne podejście ma sens z wielu powodów – nie ma żadnego ryzyka czy skutków ubocznych, a oprócz tego nie tylko pomoże ci stać się zdrowszą kobietą, ale także da szansę poczuć, że masz kontrolę nad stanem, który przecież może być oszałamiający i dezorientujący.

Pamiętam moją pierwszą pacjentkę, u której zdiagnozowano PCOS. Było to wiele lat temu. Gdy mi o tym powiedziała, poczułam się zakłopotana, gdyż niewiele wiedziałam na temat tego zespołu. Słyszałam o nim na studiach doktoranckich i mniej więcej znałam jego symptomy. Ale, szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, jak jej pomóc. I tak siedziała w moim biurze, patrząc na mnie, oczekiwała informacji. Czułam się, jakbym ją zawiodła – w końcu moją rolą w tej relacji było pomaganie jej w walce ze stresem i z problemami, a ja nie miałam pojęcia, ani przez co przechodzi, ani tym bardziej – jak nauczyć ją prowadzić zdrowsze życie. Aż do teraz żadne źródło nie zebrało wszystkiego – informacji o fizjologii PCOS, o czynnikach ryzyka, wskazówek żywieniowych oraz niezwykle prostych i łatwych w stosowaniu planów dotyczących żywienia i trybu życia.

Przenieśmy się o dwadzieścia lat do przodu: mam teraz narzędzia, dzięki którym mogę uświadamiać pacjentki z PCOS, a zyskałam je, czytając tę książkę od deski do deski. Za późno, by pomóc mojej pacjentce sprzed lat, ale na pewno nie za późno dla ciebie.

– dr Alice Domar, dyrektor wykonawczy Domar Centrum
Zdrowia Umysłu/Ciała oraz kierowniczka Działu Opieki

nad Umysłem/Ciałem w Boston IVFWprowadzenie

Za pierwszym razem, gdy w moim biurze pojawiła się kobieta z zespołem policystycznych jajników (PCOS), nie miałam pojęcia, jak jej pomóc. Oprócz walki z wieloma niepokojącymi symptomami tego zaburzenia, zmagała się również z bezpłodnością. To był początek roku 2000, dopiero wróciłam do pracy z urlopu macierzyńskiego po urodzeniu trzeciego syna. Nie miałam żadnych problemów z poczęciem pierwszego dziecka, ale zajście w ciążę z moim drugim synem zajęło prawie półtora roku od zabiegu na niepłodność wtórną, który przeszłam trzy lata wcześniej. Rozumiałam więc, z czym zmagała się ta kobieta. Sama poddałam się wszelkim testom – testom hormonalnym, biopsji endometrium, histerosalpingografii (procedurze, która polega na wprowadzeniu kontrastu do jajowodów, by upewnić się, że są otwarte, co w niektórych przypadkach pozwala na zapłodnienie, nawet jeśli nie znaleziono żadnych blokad), oraz seryjnym testom hCG (hormon ciążowy), zanim uzyskałam pozytywny wynik testu ciążowego. Olbrzymia liczba nakłuć sprawiła, że moje ręce wyglądały jak u narkomana iniekcyjnego. Na szczęście rozwiązaniem problemu mojej niepłodności wtórnej okazała się w miarę prosta regulacja hormonalna a co interesujące, przy trzecim dziecku żadna interwencja nie była już u mnie potrzebna. Jednakże zdawałam sobie sprawę, jak problematyczna może być próba zajścia w ciążę. Ścieżka tej kobiety zapowiadała się na dużo bardziej skomplikowaną niż moja: miała nadwagę, jej hormony szalały, a poziom stresu wykraczał poza skalę. Jej leczenie wymagałoby więcej niż kilku zastrzyków hormonalnych podanych w odpowiednim czasie.

Ze względu na moje osobiste doświadczenia z wyzwaniami dotyczącymi płodności byłam podekscytowana, gdy dr Natalie Schultz zaproponowała współpracę między oddziałami płodności i dietetyki w dużym ośrodku medycznym w Bostonie, w którym obie pracowałyśmy – ja jako dietetyczka, ona jako specjalistka do spraw płodności. To właśnie Natalie pomogła mi podczas moich zabiegów, co nas do siebie bardzo zbliżyło. Była wspaniałą internistką, ale też wielką zwolenniczką praktykujących dietetyków, więc gdy zaczęła mieć do czynienia z kobietami z PCOS, poprosiła nas o pomoc.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, czym jest ta dziwnie brzmiąca przypadłość, już nie wspominając o dobroczynnym działaniu jakie potencjalnie mogą mieć na nią dieta i tryb życia. Ale Natalie była pewna, że stworzymy świetny zespół i ostatecznie będziemy mogły pozytywnie wpłynąć na życie tych kobiet. Cierpliwie wytłumaczyła mi, czym jest PCOS, i odpowiedziała na moje pytania, podczas gdy ja próbowałam ułożyć pewien rodzaj terapii w oparciu o dietę. Miałam swój własny zespół dietetyków do pomocy. Pierwszą osobą, która do niego dołączyła, była moja koleżanka dietetyczka Ann Stawaris, biochemiczna geniuszka, która najbardziej kocha debatowanie nad zaletami szlaków enzymowych i chemicznych. Następnie w Nowym Jorku odnalazłam dietetyczkę Marthę McKittrick, która chętnie podzieliła się ze mną swoją wiedzą na temat PCOS. Posiłkowałam się również książką PCOS: The Hidden Epidemic Samuela Thatchera, którą uważam za skarbnicę wiedzy o tej dolegliwości.

Kluczem do radzenia sobie z PCOS za pomocą diety okazało się odkrycie, że w większości przypadków głównym czynnikiem stojącym za tą chorobą jest insulinooporność, czyli coś o czym sporo wiedziałam. Gdy byłam dzieckiem, dwoje z pięciorga mojego rodzeństwa miało cukrzycę typu 1, która spowodowana jest brakiem trzustkowego hormonu insuliny. Insulinooporność, dolegliwość charakteryzująca się nieskutecznym użyciem tego hormonu, powoduje natomiast cukrzycę typu 2, która jest bardziej rozpowszechniona w Stanach Zjednoczonych. Ten wczesny kontakt ze światem cukrzycy był główną przyczyną mojego zainteresowania się dietetyką.

Wykorzystując wiedzę dotyczącą insulinooporności, zaczęłam leczyć kobiety z PCOS. Początkowo miałam jedynie kilka pacjentek, ale po jakimś czasie ta liczba wzrosła do kilkuset. Jedno stało się jasne: kobiety z PCOS cierpią na podobne symptomy, wiele z nich czuje, że służba zdrowia je zaniedbuje. Uświadomiłam też sobie, że większość dietetyków prawie nic nie wie o tej dolegliwości. Wielu z nich prosiło mnie o poradę. Stworzyłam więc prezentację na temat radzenia sobie z PCOS skierowaną do dietetyków w mojej okolicy; raz za razem informacja zwrotna brzmiała: „Naprawdę nie mam o tym pojęcia” lub „O mój Boże, chyba sama na to cierpię!”, co było zaskakujące, biorąc pod uwagę, że 97% zarejestrowanych dietetyków to kobiety!

Gdy do naszej poradni zaczęło się zgłaszać coraz więcej kobiet z PCOS, nasi dietetycy we współpracy z oddziałami płodności i endokrynologii zaczęli zakładać grupy wsparcia i prowadzić warsztaty dla kobiet z PCOS, te z kolei ucieszyły się, że dano im miejsce, gdzie w końcu mogą porozmawiać o swoim zdrowiu. Łączył je fakt, że od lat wiedziały, że coś jest nie tak, ale nie były w stanie uzyskać od swoich lekarzy pomocy. PCOS jest problemem hormonalnym, więc kobiety opisywały szeroki zakres fizycznych i emocjonalnych symptomów, a wiele z nich intuicyjnie wyczuwało, że ich objawy mają ze sobą coś wspólnego. Niestety, często przyznawały, że były zbywane przez lekarzy.

Na obronę placówek medycznych trzeba powiedzieć, że w tamtych czasach po prostu nie zdawano sobie sprawy z rozpowszechnienia zespołu policystycznych jajników. Znalezienie się w rękach zespołu medycznego świadomego istnienia problemu potwierdzało to, co te kobiety wcześniej podejrzewały. Jednakże, jakkolwiek pozytywne to doświadczenie by było, zdiagnozowanie PCOS i idąca za tym świadomość, jaki wpływ może to mieć na ogólne zdrowie i płodność, może załamać. Spora grupa kobiet poczuła się przytłoczona zmianami, które koniecznie musiały wprowadzić w swojej diecie i trybie życia, by zredukować ryzyko wystąpienia kilku przerażających problemów zdrowotnych, takich jak cukrzyca czy choroby serca. Z mojego doświadczenia wynika, że u wielu kobiet zdiagnozowano PCOS, gdy szukały porady medycznej, ponieważ miały problemy z zajściem w ciążę. Łatwo więc zrozumieć, czemu czuły się przytłoczone i zestresowane.

Założona przez nas grupa wsparcia dla pacjentek z PCOS była niezwykle zróżnicowana: zajmowaliśmy się młodymi kobietami; starszymi kobietami (które dopiero odkrywały problem, pomimo lat leczenia bezpłodności); kobietami heteroseksualnymio i homoseksualnymi; nastoletnimi dziewczynami i ich matkami; kobietami, które próbowały zajść w ciążę, ale też takimi, które dziećmi w ogóle się nie interesowały, a chciały po prostu uniknąć zachorowania na cukrzycę.

Obserwowałam stały napływ pacjentek z PCOS aż do momentu, gdy zaprzestałam praktyki, by zacząć pracę na pół etatu w Instytucie Onkologicznym Dana-Farber w Bostonie. Wtedy też założyłam prywatną poradnię dietetyczną, która ostatecznie stała się częścią Domar Centrum Zdrowia Umysłu/Ciała w Boston IVF, jednej z najstarszych w kraju i odnoszących największe sukcesy praktyk zajmujących się płodnością. Zostałam zatrudniona przez dr Alice Domar, międzynarodową ekspertkę w stosowaniu medycyny umysłowo-cielesnej w przypadku kobiecych dolegliwości zdrowotnych. Głównym powodem tego zatrudnienia była moja wiedza z zakresu zarządzania żywieniowego przy PCOS. Spotkało mnie wyjątkowe szczęście, ponieważ mogłam pracować obok wspaniałych terapeutów, specjalistów od akupunktury, klinicystów oraz personelu pomocniczego – wszyscy oni kierują się filozofią Domar Centrum, mówiącą o zapewnieniu pacjentom kompleksowej opieki, która jest „ugruntowana w nauce i inspirowana współczuciem”.

To motto zgrabnie ujmuje moje intencje dotyczące tej książki: dostarczyć popartych nauką informacji o diecie i trybie życia, aby dać siłę kobietom, u których zdiagnozowano PCOS. Gruntowne przełożenie tych informacji na własne życie może dać początek daleko idącym zmianom polepszającym zdrowie. Strategie opisane w tej książce nie są ani ograniczające ani odrealnione. Każda kobieta, którą interesuje zdrowy tryb życia, może z powodzeniem się do nich stosować. Potrzebna jest tylko odrobina wiedzy o tym, jak działa kobiece ciało – czy też, dokładniej mówiąc, do jakich działań kobiece ciało zostało zaprojektowane – oraz jak możemy zmienić dietę i tryb życia, by współpracowały z naszym uwarunkowaniem genetycznym w środowisku, które często zdaje się zmawiać przeciwko temu uwarunkowaniu.

Pierwsze wydanie Zespołu policystycznych jajników PCOS ukazało się w roku 2010. Od tamtej pory spotkałam setki kobiet, które cierpią na tę dolegliwość, z całego świata napływały też informacje od kobiet z PCOS, które albo przekazywały pozytywną recenzję mojej książki, albo błagały o pomoc, gdyż nie udało im się znaleźć zbyt wielu źródeł dotyczących problemu. Otrzymałam listy od kobiet z przeróżnych zakątków świata: zarówno z całych Stanów Zjednoczonych, jak i z Afryki, Australii, Kanady, wschodniej Europy, Niemiec, Indii i Pakistanu – a to tylko część z nich. Docierały do mnie wiadomości głosowe i e-maile w obcych językach, które tłumaczyłam, używając narzędzi dostępnych w Internecie. Kilka kobiet zwierzyło mi się, że po raz pierwszy w swoim dorosłym życiu straciły na wadze bez głodzenia się, a inne wyznawały mi, że udało im się zajść w ciążę (po długich zmaganiach z bezpłodnością) po tym, jak zaczęły postępować zgodnie z zaleceniami z mojej książki!

Drugie wydanie zawiera uaktualnione badania, szerzej mówi o znaczeniu przeciwdziałania cukrzycy i zagłębia się w tematykę technologii, których powszechnie używa się do wspierania zmian diety i trybu życia. Dodatkowo, dla tych, które wybierają liczenie węglowodanów przy każdym posiłku czy przekąsce, odrobinę zmniejszyłam dolną skalę rekomendowanego celu węglowodanowego, głównie dlatego, że plan zezwala na jedzenie warzyw nieskrobiowych, do czego gorąco zachęcam, a wyłącza z diety węglowodany w orzechach, masłach orzechowych, nasionach oraz serze. By pomóc w planowaniu jadłospisu, dołączyłam sugerowane posiłki i przekąski oraz rozpisane na trzy dni plany żywieniowe oparte na czterech różnych poziomach kalorycznych. Ma to również za zadanie pokazać, jak dieta dla kobiet z PCOS wygląda na co dzień. W części książki poświęconej źródłom umieściłam adresy rekomendowanych stron internetowych i blogów o gotowaniu, na których można znaleźć przepisy i zdrowe porady.

Przy czytaniu tej książki warto pamiętać o jednym: dbanie o siebie nie oznacza tylko „trzymania się diety”. Oznacza permanentną modyfikację własnego zachowania, tak, by na całe życie wprowadzić do niego zdrowe przyzwyczajenia, a przy tym móc się co jakiś czas cieszyć tymi rzeczami, które po prostu cismakują! Jeśli posłuchasz porad znajdujących się w tej książce, gwarantuję ci, że będziesz miała lepsze samopoczucie i więcej energii, obniżysz ryzyko zachorowania na cukrzycę i choroby serca oraz poczujesz, że masz kontrolę nad swoim zdrowiem – a to wszystko przy zachowaniu przekonania, że jedzenie jest nie wrogiem, a jedną z największych przyjemności w życiu.Rozdział 2 Wewnętrzne spojrzenie na PCOS

Ważną częścią zrozumienia, jak sobie radzić z zespołem policystycznych jajników, jest świadomość tego, co się dzieje w twoim ciele i jak te procesy na nie wpływają. Twoim celem powinno być radzenie sobie z PCOS w jak najnaturalniejszy sposób. Leki mają być jedynie wypełnieniem dla postępu, jaki czynisz za pomocą diety i ruchu. Doświadczenie pokazało mi, że większość kobiet z PCOS nie rozumie tej dolegliwości. Pochłaniają dużą ilość informacji znalezionych w Internecie i książkach, ale mają problem z przyswojeniem tego, jak zmiany w diecie i aktywność ruchowa wpłyną na ich codzienne samopoczucie. Dotyczy to zwłaszcza kobiet, które postrzegają swoje ciało jako wroga i uważają, że tylko znaczna utrata wagi sprawi, że poczują się lepiej. Przejęcie kontroli nad symptomami PCOS może pomóc kobiecie dostrzec światełko w tunelu. Jeśli przestaną cię męczyć ciągłe wahania nastrojów i nieprzerwany głód węglowodanów, powinnaś zacząć wierzyć w możliwość zmiany! Najpierw jednak musisz zrozumieć, co się dzieje wewnątrz twojego ciała i jaki dobry bądź zły wpływ mają na to twoje przyzwyczajenia i tryb życia.

Zrozumienie insulinooporności

Już na początku XX wieku Charles Archard i Joseph Theirs wspomnieli we francuskim artykule medycznym o „cukrzycy kobiety z brodą”, ustanawiając tym samym pierwsze kliniczne powiązanie między PCOS a hormonem insuliny¹. Pomimo tej wczesnej obserwacji, ogłoszenie insulinooporności główną przyczyną większości przypadków PCOS nastąpiło stosunkowo niedawno. Endokrynolog reprodukcji dr Jeffrey Chang opublikował na początku lat 80. ubiegłego wieku raport, w którym powiązał PCOS z insulinoopornością, a dr Andrea Dunaif, doskonała badaczka PCOS, w 1989 roku opublikowała studium kliniczne na temat PCOS i insulinooporności². Od tego czasu poczyniono duże postępy, by wyjaśnić powiązania między tymi dwiema przypadłościami, ale jest to wciąż rozwijające się zagadnienie³. Duża część naszej wiedzy na temat tego, jak leczenie insulinooporności może wpłynąć na płodność, początkowo wzięła się z farmaceutycznych badań nad lekami na cukrzycę, w których odkryto wpływ tychże leków na wagę, długość cyklu miesiączkowego oraz płodność. To doprowadziło do pozarejestracyjnego użycia środków wpływających na insulinę (takich jak metformina) do leczenia PCOS – teraz jest to główny sposób radzenia sobie z wpływem tego zaburzenia na płodność oraz do zmniejszenia zagrożenia cukrzycowego. Ale czym dokładnie jest insulinooporność i co można zrobić w jej sprawie?

Insulina to białko stworzone z długiego łańcucha aminokwasów (małych jednostek białkowych), produkowane w komórkach beta trzustki. Tak jak inne hormony w ciele, insulina wpuszczana jest do krwi i podróżuje po całym ciele, wywierając na nie swój wpływ. Głównym zadaniem insuliny jest mówienie ciału, jak ma zużywać energię. Glukoza jest dla ciała głównym paliwem i źródłem energii, jej obecność we krwi stymuluje wpuszczanie insuliny do obiegu. W zamian za to wydzielanie insuliny jest istotne dla utrzymania stałej i stabilnej dostawy glukozy do komórek. Ogólnie mówiąc, wydzielanie insuliny jest tak regulowane, by utrzymać glukozę we krwi na poziomie pomiędzy 70 a 115 miligramów na decylitr (mg/dl); ta liczba może się różnić w zależności od laboratorium. Jeśli poziom glukozy we krwi za bardzo opadnie, to mamy do czynienia z hipoglikemią. Jeśli ktoś jest hipoglikemiczny, najpierw poczuje się lekko oszołomiony, jego myśli nie będą tak klarowne, jak zazwyczaj. Poczuje też głód – często będzie pragnął węglowodanów, których organizm używa, by uzupełnić zapasy glukozy we krwi. Jeśli hipoglikemia rozwinie się i osiągnie niebezpiecznie niski poziom (co powinno się zdarzyć tylko cukrzykowi, który wstrzyknął sobie za dużo insuliny), dana osoba może stracić przytomność, a nawet umrzeć. W przypadku hiperglikemii, czyli wysokiego stężenia glukozy we krwi, ciało próbuje wyprodukować tak dużo insuliny, ile potrzeba do obniżenia poziomu glukozy we krwi. Jeśli jest to niemożliwe, rezultatem jest cukrzyca. Ciało próbuje pozbyć się nadmiaru glukozy poprzez oddanie moczu za pomocą nerek (ten proces odpowiada za częste oddawanie moczu i wynikające z tego pragnienie, które często postrzega się jako oznakę cukrzycy).

W momencie, w którym energia w formie jedzenia przekroczy potrzeby ciała, insulina doprowadzi do przechowania glukozy w wątrobie i mięśniach w postaci glikogenu – są to właściwie małe kostki cukru odłożone na później, do wykorzystania jako paliwo. Gdy rezerwy zostaną zapełnione, nadmiar glukozy odkłada się jako tłuszcz, ważny zapas kalorii, który był kluczowy dla przetrwania ludzkości przez większą część jej dziejów, gdy żywność była bardziej niestałym elementem życia.

Niestety docelowym miejscem składowania tłuszczu są trzewia, co oznacza, iż odkłada się on w brzuchu, na organach wewnętrznych (co czasami nazywa się otyłością centralną). Jest to szczególnie typowe u kobiet z PCOS, które często narzekają na nadmiar „tłuszczu na brzuszku”. Ta tendencja do odkładania tłuszczu w trzewiach pogłębia insulinooporność oraz zwiększa ryzyko zachorowania na cukrzycę i dolegliwość, którą zwyczajowo nazywa się niealkoholową stłuszczeniową chorobą wątroby (ang. nonalcoholic fatty liver disease, NAFLD). Dolegliwość ta jest najczęstszą przyczyną przewlekłej choroby wątroby na Zachodzie pośród ludzi, którzy raczej stronią od alkoholu, szacuje się, że obecnie dotyka 25% dorosłych ludzi zamieszkujących Stany Zjednoczone. Prawdopodobnie ta liczba wzrośnie, sprawiając tym samym, że NAFLD stanie się pierwszą przyczyną niewydolności wątroby wymagającej przeszczepu. Otyłość brzuszna i insulinooporność uznawane są za główne czynniki wzrostu występowania NAFLD u kobiet z PCOS, przez co wielu ekspertów zaleca okresowe badania wymagające sprawdzenia enzymów wątroby i prawdopodobnie również USG jamy brzusznej. Na NAFLD można pozytywnie wpłynąć za pomocą zmian w diecie i trybie życia, takich jak te zaprezentowane w tej książce. Najważniejszym celem jest zrzucenie przynajmniej 7-10 % całkowitej wagi⁴.

Wyższe niż idealne stężenie insuliny krążącej w naszym ciele może wywołać szereg reakcji, których celem jest odłożenie na później nadmiaru paliwa, jakim jest tłuszcz – insulina jest hormonem „budującym ciało/odkładającym paliwo”. Rozkładając na części działania tego niezwykle złożonego i wszechstronnego hormonu, możemy z łatwością dostrzec, jak wywindowane poziomy stężenia insuliny mogą doprowadzić do przybrania na wadze i sprawić, że zrzucenie jej staje się większym wyzwaniem:

• Insulina zostaje wpuszczona do krwiobiegu jako reakcja na spożyte jedzenie. Im więcej jesz, tym więcej insuliny zostanie wyprodukowane. Im więcej godzin w ciągu dnia zajmuje ci jedzenie, tym dłużej trzustka będzie wydzielała insulinę.

• W przypadku insulinooporności, trzustka „uczy się” wydzielać nadmiarową insulinę jako odpowiedź na odporność komórek na jej działania (przypomina to użycie większych zasobów wody do ugaszenia ognia, gdy jej mała ilość nie wystarczy).

• Głównym zadaniem insuliny jest przetransportowanie z krwi glukozy uzyskanej z węglowodanów do mięśni, wątroby, tłuszczu i komórek organowych, gdzie zostanie użyta jako paliwo.

• Jeśli komórki dostaną odpowiednią ilość paliwa, insulina wysyła sygnał do wątroby i mięśni, by odłożyły nadmiar glukozy w postaci glikogenu (zmagazynowany cukier). Dodatkowo insulina zatrzymuje transfer glukozy z wątroby do krwi.

• Jeśli wciąż pozostaje nadmiar glukozy, insulina odkłada go w postaci tłuszczu. Docelowym miejscem składowania tego tłuszczu są organy brzuszne, stąd nazwa „tłuszcz trzewny”.

• Insulina „chroni” zmagazynowany tłuszcz przed rozłożeniem poprzez zahamowanie jego wypuszczenia do krwi, gdzie zostałby spalony jako paliwo. Utrudnia to chudnięcie.

• Komórki posiadają receptory insuliny, które pozwalają insulinie połączyć się z nimi i je odblokować. Nadmiar krążącej insuliny „paraliżuje” owe receptory i osłabia ich reakcje na jej działanie, a tym samym pogłębia insulinooporność.

• Nadmiar insuliny w końcu obniża stężenie glukozy we krwi (czasami aż za bardzo), i wysyła sygnał do mózgu (który jest uzależniony od paliwa – glukozy), że znów nadszedł czas jedzenia⁵!

Insulina nie tylko wspiera odkładnie się glukozy w postaci tłuszczu i glikogenu, ale również ingeruje w rozkładanie się tłuszczu (lipoliza) i glikogenu (glikogenoliza), a celem tego procesu jest uzyskanie paliwa. Oznacza to, że twoje ciało bardziej opiera się przed zużyciem własnej rezerwy tłuszczu. My, ludzie, wciąż mamy te same geny, co nasi przodkowie żyjący w erze kamienia łupanego, w wielu regionach świata istoty ludzkie wciąż borykają się z ciągłą groźbą śmierci z głodu. W czasie suszy czy klęski głodu insulina pracująca na pełnych obrotach, by zmagazynować kalorie, była dobrym rozwiązaniem, dawała pewność, że te rezerwy zostaną zużyte w odpowiedni sposób. Ale w dzisiejszych czasach ten niegdyś obronny mechanizm obraca się przeciwko nam, ponieważ sprawia, że ciężko nam pozbyć się nadmiaru kalorii, które mogą być zagrożeniem dla naszego zdrowia. Tak jak w przypadku wielu współczesnych problemów zdrowotnych, mamy tu do czynienia z „dobrymi genami, które stały się złe” – to, co dawniej było pomocne w sensie ewolucyjnym, teraz jest szkodliwe. Podobnie jak to się ma z wieloma hormonami, kluczowa rola, jaką insulina odgrywa jako regulator energii, jest tylko jedną z wielu. Hormon ten boryka się z wieloma „docelowymi problemami”, a liczne komórki, by pełnić swoje ważne funkcje, muszą na nim polegać. Wątroba, mięśnie, naczynia krwionośne, przysadka mózgowa oraz mózg – wszystkie one wchodzą w interakcję z insuliną podczas różnych zadań metabolicznych. Niektóre z tych wpływów mogą grać jeszcze nie do końca zrozumianą rolę w patofizjologii PCOS. Przed tobą podstawowy opis złożonego zadania insuliny. Ma on w najprostszych terminach pomóc ci zrozumieć to, co się dzieje w twoim organizmie, byś mogła sobie wyobrazić, w jaki sposób to, co (i jak) jesz, wpływa na reakcję glukozowo-insulinową.

By ułatwić proces oczyszczenia krwi z cukru i przeniesienia tego związku chemicznego do innych komórek, gdzie może zostać użyty jako paliwo, insulina zachowuje się jak klucz, który pasuje do specjalnego zamka znajdującego się w komórkach, nazywanego receptorem insuliny. Gdy insulina zlokalizuje receptory insuliny w komórce, łączy się z nią i, w gruncie rzeczy, otwiera ją. Pozwala tym samym glukozie przenieść się z krwi do komórki i posłużyć za paliwo. Ten złożony proces składa się z szeregu zdarzeń, których celem jest umożliwienie komórce dostępu do źródła energii. W normalnych warunkach receptory insuliny są wystarczająco wyczulone na działanie insuliny, by pozwolić na otwarcie komórek przy użyciu jej „normalnej” ilości. Ale organizmy niektórych ludzi nie używają insuliny tak efektywnie, jak powinny. Jest to przypadłość nazywana insulinoopornością, która sprawia, że komórki są mniej wyczulone na działanie insuliny. Innymi słowy, insulina puka do drzwi komórki, ale te pozostają zamknięte. Po prostu połączenie między nimi nie jest prawidłowe. Trzustka wyczuje, że coś jest nie tak, i zareaguje poprzez wydzielenie większej ilości insuliny do krwi. Sensem tego działania jest przeładowanie komórki nadmiarem insuliny tak, by „wmusić” w nią glukozę.

Rezultat? Glukoza opuszcza krew i trafia do komórki, ale kosztem trzustki, która musi wykonać intensywniejszą pracę, niż powinna. To nie tylko obciąża trzustkę, ale również skutkuje wyższym stężeniem insuliny, co pogłębia insulinooporność, i tworzy błędne koło zwiększającej się nietolerancji glukozy. Jeśli proces ten nie zostanie powstrzymany (za pomocą diety, ćwiczeń i, jeśli zajdzie taka potrzeba, leków), po pewnym czasie wymęczy trzustkę, sprawiając, że coraz gorzej będzie jej szła produkcja insuliny. Jeśli trzustka nie będzie w stanie wytwarzać nadmiaru insuliny w odpowiedzi na insulinooporność, pewne ilości glukozy pozostaną we krwi, co początkowo po przeprowadzeniu testu stężenia glukozy we krwi objawia się jako zaburzenia tolerancji glukozy lub stan przedcukrzycowy, a w końcu jako cukrzyca⁶. Jako że na ten moment nie znamy sposobów na odnowienie zdolności trzustki do produkowania insuliny (możesz jedynie nauczyć się, jak żyć z ograniczeniem na całe życie), gdy już zachorujesz na cukrzycę, nie ma sposobu, by ją wyleczyć. Można sobie z nią jedynie radzić. W przypadku insulinooporności warto więc dmuchać na zimne – dużo łatwiej powstrzymać pojawienie się cukrzycy, niż ją leczyć, gdy już zachorujemy.

Nadmiar wydzielonej do krwi insuliny ma negatywny wpływ na wiele funkcji ciała, które podlegają insulinie. To, co wiemy o PCOS, mówi nam, że podczas gdy niektóre tkanki są odporne na działanie insuliny (głównie komórki mięśniowe, które pochłaniają 30% spożywanych przez nas kalorii), inne, w tym jajniki, pozostają na nie wyczulone. Wystawiony na nadmierne działanie insuliny jajnik zwiększa produkcję androgenu (męskich hormonów takich jak testosteron), który odpowiada za wiele oznak i symptomów PCOS.

Cecha dziedziczna

Insulinooporność to silnie dziedziczna cecha, ale nigdy nie przejawia się w identyczny sposób. Wrażliwość, z jaką przetwarzamy insulinę, potrafi być bardzo różnorodna, ale w większości wypadków mieści się w normie. W zamierzchłych czasach insulinooporność była czymś dobrym. Chroniła nas przed skutkami wygłodzenia. Komórki mięśniowe spalają bardzo dużo glukozy. Potrzebują jej do działania, co było szczególnie ważne w czasach, gdy ludzie zużywali dużo energii na polowanie i zbieractwo. Lecz mózg i układ nerwowy również wymagają glukozy, – dokładniej potrzeba od 400 do 600 kalorii glukozy, by zasilić mózg, kręgosłup i nerwy⁷. Gdyby w warunkach psychologicznego stresu (czyli takich, jakich doświadczylibyśmy podczas suszy czy głodu) nasze komórki mięśniowe pożarły większość przyswajanej glukozy, układ nerwowy nie dostałby swojej porcji. Sprawienie, że komórki mięśniowe stają się w pewnym stopniu odporne na insulinę podczas okresów psychologicznego stresu, pomogłoby zachować trochę glukozy we krwi na użytek mózgu i tkanek układu nerwowego. Ale to, co kiedyś było przydatne, teraz już dla wielu ludzi takie nie jest. Dzisiaj przejedzenie i brak ruchu, będące współczesnym odpowiednikiem wspomnianych czynników powodujących stres psychiczny (do których nie jesteśmy przyzwyczajeni), doprowadziły do powstania tej dolegliwości.

Insulinooporność ma długą historię genetyczną i mocno wiąże się z dietą, wagą, ruchem i trybem życia. Jeśli wykazujesz genetyczną predyspozycję do tego schorzenia, nadwaga i siedzący tryb życia mogą ją rozbudzić. Choć nie można powiedzieć, że nie istnieją ludzie o normalnej wadze cierpiący jednocześnie na insulinooporność, to jednak wielu chorych nigdy by jej nie doświadczyło, gdyby prowadzili zdrowy tryb życia i pilnowali swojej wagi.

Najczęstsze dolegliwości związane z insulinoopornością

Jak dowiedzieć się, że cierpimy na insulinooporność? Poza badaniami krwi, których wynik może co najwyżej sugerować jej obecność, nie istnieją żadne uniwersalne oznaki tej dolegliwości. Jednakże wielu ludzi z insulinoopornością skarży się na dolegliwości, takie jak:

• wahania poziomu energii w trakcie dnia (niektóre kobiety po przebudzeniu są pełne energii, ale narzekają na jej brak po południu),

• częste odczucie głodu (a po zjedzeniu posiłku uczucie najedzenia szybko przemija),

• objadanie się podczas posiłków,

• ciągłe zachcianki na słodycze i inne przetworzone (białe) węglowodany, takie jaki biały chleb, krakersy czy makaron (nierzadko osoby z insulinoopornością wspominają, że są „uzależnione od słodyczy” i nie powinny być zostawiane sam na sam ze słodkościami!),

• drażliwość, gdy nie jadło się od dłuższego czasu – przy czym ten czas wcale nie musi być długi w porównaniu z ludźmi bez insulinooporności,

• nietolerowanie diet niskokalorycznych, zwłaszcza tych, które mocno ograniczają spożycie węglowodanów.

Oczywiście oznaki mogą pojawić się niezależnie i nie być związane z insulinoopornością, ale to najczęściej wyrażane skargi na dolegliwości, z jakimi spotkałam się w mojej praktyce. To, co uderza w przypadku wielu kobiet z PCOS, to to, że w ich przekonaniu jedzenie ma nad nimi niezwykłą władzę, której normalni ludzie nie doświadczają. Opisują uczucie bycia „uzależnioną” od węglowodanów. Nie dziwi więc, że objadanie i kompulsywne przejadanie się jest częstym problemem kobiet z PCOS.

Ciężko dokładnie stwierdzić, ilu Amerykanów cierpi na insulinooporność, ponieważ dolegliwość ta często pozostaje niezdiagnozowana, dopóki nie przerodzi się w stan przedcukrzycowy albo cukrzycę. Mamy jednak do czynienia z uderzającą liczbą chorych na te dwa poważniejsze schorzenia. Według Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (CDC), około 86 milinów mieszkańców Stanów Zjednoczonych (czyli jeden dorosły na trzech) jest w stanie przedcukrzycowym. Dane z 2014 roku pokazują, że w przybliżeniu 29 milionów Amerykanów (prawie jeden na dziesięciu) ma cukrzycę. Jest to okło 8% populacji (z czego 8 milionów nawet nie zdaje sobie sprawy ze swojej choroby). W Stanach Zjednoczonych w przybliżeniu jedna na trzy osoby urodzone w 2000 roku zachoruje na cukrzycę w trakcie swojego życia. To zagrożenie jest nawet większe wśród mniejszości etnicznych, gdzie dwóch z pięciu Afroamerykanów i Latynosów (jedna z dwóch latynoskich kobiet) nabawi się tej choroby.

Choć jest to przerażające, nie wszystkie wieści są złe. Według CDC, przejście ze stanu przedcukrzycowego do pełnej cukrzycy nie jest nieuniknione. Badania pokazują, że ludzie w stanie przedcukrzycowym, którzy pozbędą się co najmniej 7% masy ciała i podejmą umiarkowany wysiłek fizyczny obejmujący co najmniej 150 minut tygodniowo mogą powstrzymać lub opóźnić rozwój cukrzycy, a nawet przywrócić swój poziom stężenia glukozy we krwi do normy. Udowodniono również, że znaczące zmiany w trybie życia są najlepszym sposobem na powstrzymanie lub opóźnienie rozwoju cukrzycy typu 2⁸. Inne badanie dotyczyło istnienia insulinooporności u zdrowych osób, u których występowała 600% zmienność we wrażliwości na insulinę. Autor tego badania obliczył, że około 25% tej zmienności wynika prawdopodobnie z nadwagi, 25% dotyczy poziomu sprawności, zaś pozostałe 50% najprawdopodobniej odpowiada za genetykę⁹. To sugeruje nam, że istnieje sporo miejsca na potencjalne zmiany w diecie i trybie życia, dzięki którym możemy pozytywnie wpłynąć na genetyczną predyspozycję do cukrzycy.

Insulinooporność a jajniki

Spójrzmy na to, co dzieje się podczas normalnej owulacji. Kobiety rodzą się z kompletem jajeczek w jajnikach (około dwóch milionów jajeczek, liczba zostaje zredukowana do tysięcy, gdy młoda kobieta zaczyna jajeczkować) i nigdy nie będą miały ich więcej. Zwyczajowo jedno (lub więcej w przypadku bliźniąt dwujajowych) jajeczko naraz podlega wywołanym hormonalnie zmianom, które mają je przygotować na owulację i zapłodnienie. Na dojrzewanie jajeczka wpływają cztery główne hormony: hormon folikulotropowy (FSH) i hormon luteinizujący (LH) nazywa się je gonadotropinami, wydobywają się one z przysadki mózgowej; estradiol i progesteron to steroidy (hormony płciowe) wydzielane przez jajniki. FSH i estradiol biorą udział w pęcherzykowej fazie dojrzewania jajeczka, która trwa od rozpoczęcia się okresu aż do owulacji, zaś LH i progesteron odgrywają swoje role w fazie lutealnej, która ma miejsce w czasie pomiędzy owulacją a kolejnym okresem.

W normalnym cyklu miesiączkowym FSH stymuluje rozwój pęcherzyków jajeczek, pobudzając produkcję estrogenu w jajnikach, która z kolei prowadzi do wypuszczenia LH z przysadki. LH rozpoczyna owulację i stymuluje produkcję progesteronu w jajnikach, co przygotowuje ciało do zajścia w ciążę. To taki swego rodzaju mecz ping-ponga pomiędzy przysadką mózgową i jajnikami. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jajeczko zostaje wypuszczone i jest gotowe na zapłodnienie. Jeśli zapłodnienie nie nastąpi, poziom progesteronu opada, wyściółka macicy zostaje zrzucona, a cały cykl rozpoczyna się na nowo.

Wciąż nie wiemy wszystkiego o PCOS. Ten zespół odznacza się ogromnym skomplikowaniem i przejawia się w przeróżnych stopniach. Wspomniane wcześniej hormony są tylko jednym z wielu czynników decydujących o powodzeniu poczęcia. Choć jeszcze wiele musimy nauczyć się o złożonym hormonalnym wpływie PCOS, to jeśli jajniki zostaną przeciążone insuliną, może mieć miejsce:

• zwiększona produkcja testosteronu,

• zwiększona produkcja hormonu luteinizującego (LH),

• zmniejszona produkcja białka wiążącego hormony płciowe (SHBG), substancji, która przywiązuje się do hormonów, ograniczając ich wpływ na krew,

• wzajemne oddziaływanie z leptyną, hormonem apetytu, który wywołuje uczucie sytości,

• zakłócenie normalnej owulacji¹⁰.

Hormon luteinizujący i insulina przede wszystkim regulują produkcję androgenu w jajnikach. Przy PCOS często odkrywane są zawyżone poziomy LH. Hormon ten pobudza torebkę na jajniku (warstwę komórek otaczającą pęcherzyk), by ta produkowała androgeny, takie jak testosteron. Uważa się, że wysoki poziom LH może skutkować nadmierną produkcją androgenu, co powstrzymuje dalszy rozwój pęcherzyków i ostatecznie prowadzi do ich obumarcia.

Nie tylko hormony biorą udział w doskonałej regulacji, która zachodzi w miejscu nazywanym „osią podwzgórze-przysadka-jajnik”, a które normuje reprodukcję. Ważne role w tym procesie odgrywają również liczne enzymy, czynniki wzrostu oraz inne substancje chemiczne, z których wiele może być w jakiś sposób powiązanych z zaburzeniami wywoływanymi przez PCOS. Reprodukcyjne aspekty tego zespołu sprowadzają się do następujących faktów: PCOS powiązany jest z zaburzeniami sygnalizacji hormonalnej jajników, zakłócającymi prawidłowe dojrzewanie i owulację jajeczek. Etap, w którym normalnie pęcherzyki przestają się rozwijać, to etap produkcji testosteronu. Skutkuje to wyższym poziomem testosteronu, co tworzy środowisko, w którym wpływ tego hormonu jest dominujący. Problemy hormonalne powstające w jajnikach mają efekt ściekający (czy też wyciekający!) na resztę ciała, ponieważ wywołują dalekosiężne oznaki i symptomy PCOS, których intensywność różni się zależnie od kobiety, ale na pewno jest większa w przypadku otyłości. Dlatego odchudzanie (gdy jest wskazane) odgrywa tak ważną rolę w poprawianiu płodności przy PCOS.

PCOS a twoje serce

Badania pokazują, że kobiety z PCOS od najmłodszych lat mają wyższe stężenie LDL, niższe HDL oraz wyższy poziom trójglicerydów (tłuszczów we krwi) niż kobiety bez tej dolegliwości. Taki stan rzeczy może prowadzić do wczesnego pojawienia się choroby układu krążenia. Insulinooporność obecna u kobiet z PCOS może wpłynąć na funkcjonowanie tlenku azotu w śródbłonku (wewnętrznej wyściółce) naczyń krwionośnych. To ogranicza ich zdolność do rozszerzania się, by ułatwić przepływ krwi, co po pewnym czasie może zwiększyć ryzyko wystąpienia choroby układu krążenia. Jedno z badań pokazało, że 12% kobiet z PCOS cierpi na nadciśnienie, choć ta przypadłość jest częstsza u tych z nich, które dodatkowo borykają się z nadwagą. Zespół ten wiąże się z dwiema cechami krwi, które mogą sugerować podwyższone ryzyko zachorowania na chorobę serca: (1) podwyższony poziom inhibitora aktywatora plazminogenu typu 1 (PAI-1), który jest inhibitorem fibrynolizy, fizjologicznego procesu rozkładu zakrzepów; oraz (2) podwyższony poziom białka C-reaktywnego, będącego wskaźnikiem zapalenia. Insulinooporność, cukrzyca, otyłość brzuszna (wszystkie potencjalnie obecne przy PCOS) to czynniki ryzyka choroby serca¹¹.

Co interesujące, niektóre badania nie wykazują podwyższonego ryzyka choroby układu krążenia u kobiet z PCOS. To może oznaczać, że w ciałach tych kobiet jest coś, co chroni je przed tym ryzykiem. Do tego dochodzi też fakt, iż nadwaga lub otyłość (zarówno u kobiet z, jak i bez PCOS) podwyższają ryzyko choroby serca, tak samo jak jakakolwiek liczba dodatkowych czynników ryzyka obecnych u kobiet z PCOS (wysoki cholesterol, wysokie ciśnienie krwi, itp.). Potrzeba więcej długofalowych badań, by dokonać dalszych odkryć w temacie powiązania pomiędzy PCOS a układem krążenia.

PCOS kontra zespół metaboliczny

W wielu aspektach czynniki ryzyka widoczne u kobiet z PCOS są takie same, jak te u ludzi cierpiących na zespół metaboliczny, dolegliwość znaną jako wstęp do choroby serca i cukrzycy¹². Charakteryzuje go grupa metabolicznych czynników ryzyka, w których zawiera się otyłość brzuszna (nadmiar tłuszczu na brzuchu i w jego okolicach); nieprawidłowy poziom cholesterolu we krwi oraz zaburzenia tłuszczowe (lipidowe) – wysoki poziom trójglicerydów, niski cholesterol HDL oraz wysoki cholesterol LDL, który wspomaga gromadzenie się płytki na ściankach arterii; podwyższone ciśnienie krwi; insulinooporność i nietolerancja glukozy (wskazujące na stan przedcukrzycowy); stan protrombotyczny lub niemożność rozkładu zakrzepów (a dokładniej: wysoki poziom fibrynogenu lub PAI-1 we krwi); oraz stan prozapalny (podwyższony poziom białka C-reaktywnego we krwi, będącego wskaźnikiem stanu zapalnego w ciele).

Część tych czynników stanowi kryteria przy określaniu, czy dana kobieta ma PCOS. W rzeczy samej, szacuje się, że około 50% kobiet z PCOS spełnia kryteria wymagane do stwierdzenia zespołu metabolicznego, który staje się coraz powszechniejszy i uważa się, że dotyka on więcej niż jedną trzecią amerykańskiego społeczeństwa. Jednakże zespół metaboliczny dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet – i to oczywiste, że nie wszystkie kobiety, które na niego cierpią, mają również PCOS. Tak samo jak przy zespole policystycznych jajników, diagnoza zespołu metabolicznego jest sporządzana na podstawie czyjegoś obrazu klinicznego i jego trafności względem kryteriów diagnostycznych. Według Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego i Krajowego Instytutu Serca, Płuc i Krwi zespół metaboliczny identyfikuje obecność trzech lub więcej poniższych składowych:

• Podwyższony obwód talii: u mężczyzn równy lub większy niż 102 cm; u kobiet równy lub większy niż 88 cm.

• Podwyższony poziom trójglicerydów: równy lub wyższy niż 150 mg/dl.

• Zredukowany cholesterol HDL: u mężczyzn mniej niż 40 mg/dl; u kobiet mniej niż 50 mg/dl.

• Podwyższone ciśnienie krwi: równe lub wyższe niż 130/85 mm Hg.

• Podwyższone stężenie glukozy na czczo: równe lub wyższe niż 100 mg/dl.

Biorąc pod uwagę liczbę punktów styku pomiędzy PCOS a zespołem metabolicznym, obniżanie ryzyka choroby układu krążenia jest takie samo dla obu dolegliwości: odchudzanie się za pomocą zmian w diecie i większej aktywności ruchowej, a także kontrolowanie poszczególnych metabolicznych czynników ryzyka (wysokie ciśnienie krwi, zaburzenia poziomu lipidów we krwi, stan przedcukrzycowy) poprzez zmiany w diecie i stylu życia (oraz lekarstwa, jeśli zajdzie taka potrzeba). Ma to dalekosiężny wpływ: wszystko, co zrobisz, by polepszyć zdrowie swojego układu krążenia, będzie miało pozytywny wpływ na twoje ogólne samopoczucie, wliczając w to zmniejszenie ryzyka zachorowania na raka, zachowanie jasności umysłu oraz zmniejszenie obwodu talii!

Emocjonalny wpływ PCOS

Szeroka gama badań sugeruje istnienie powiązania pomiędzy PCOS a takimi zaburzeniami emocjonalnymi, jak depresja, nerwica, problemy z postrzeganiem własnego ciała oraz zaburzenia jedzenia¹³. Nie powinno to być zaskakujące, jeśli weźmiemy pod uwagę, z jakimi problemami muszą się borykać kobiety cierpiące na zespół policystycznych jajników. Ciężko jednak określić, jak wiele z tych negatywnych wpływów na kobiece zdrowie emocjonalne wynika z samej dolegliwości (hormony i wahania poziomu glukozy we krwi), a które spowodowane są obciążeniem wiążącym się z PCOS (zmaganie się z wagą, obawy o zdrowie, rodzące się z nadwagi lęki dotyczące obrazu własnego ciała, nadmierne owłosienie, trądzik, i tak dalej). Dołóżmy do tego permanentny stres występujący u niektórych kobiet wywołany bezpłodnością, i naprawdę łatwo zrozumieć ten emocjonalny niepokój. To ważne, by w razie potrzeby poszukać pomocy wykwalifikowanego terapeuty albo grupy wsparcia (więcej o tym możesz przeczytać na stronie 374).

* * *

Jeśli masz PCOS, to łatwo jest odnieść wrażenie, że toniesz w szczegółach. Zagłębienie się w ten temat może w najlepszym przypadku zniechęcić, w najgorszym – sparaliżować. Jeśli chodzi o radzenie sobie z PCOS, to wiedza jest kluczem do potęgi. Zrozumienie tego, co się z nami dzieje, i stworzenie planu działania może ci pomóc w odzyskaniu kontroli. Dzięki tej wiedzy poczujesz większą pewność, że jesteś w stanie zadbać o siebie. A gdy już zaczniesz jeść, ćwiczyć i zarządzać swoim zdrowiem w sposób pozwalający kontrolować (a nie pogarszać) PCOS, polepszające się zdrowie stanie się silnym motywatorem popychającym do dalszego działania.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: