Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zew nienawiści - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zew nienawiści - ebook

Anastazja i Wojtek od dawna są przyjaciółmi i nic w tym dziwnego - tych dwoje doskonale się rozumie, bo każde na co dzień boryka się z poważnymi problemami z rówieśnikami i rodziną. Na progu dorosłości Anastazja musi stawić czoła fali nienawiści, na którą narażona jest w szkole, a wraz z tym rośnie jej nienawiść do świata i ludzi. Wojtek zaś cały czas ucieka przed agresją ojca alkoholika, co potęguje jego gniew i niechęć do życia.

Autor w bardzo obrazowy sposób pokazuje problem przemocy w szkole. Jej ofiarami padają osoby słabsze i te, które – zdaniem rówieśników – nie pasują do ich grona. Prześladowania Anastazji nasilają się, gdy na jaw wychodzi jej orientacja seksualna. I Nastka, i Wojtek niemal codziennie doświadczają aktów przemocy fizycznej i psychicznej. Dla nich dzień udany to taki, kiedy nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło i nikt nie zwrócił na nich swojej uwagi. Nie mogą liczyć na wsparcie dorosłych – ani nauczycieli, ani rodziców. Wręcz przeciwnie - oni też są prześladowcami.

Kiedy emocje biorą górę, człowiek w końcu wybucha. Wystarczy iskra, a nigdy nie wiadomo, co ją wywoła – kolejne poniżenie, kłótnia, obraźliwa uwaga. System, w którym żyjemy, wyniszcza ludzi od lat, już niejedną osobę doprowadził do szaleństwa. Jak będzie w przypadku Anastazji i Wojtka? Do czego są zdolni, by dokonać zemsty? Co nienawiść potrafi zrobić z człowiekiem?

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67539-73-9
Rozmiar pliku: 818 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Tę niezwykle istotną dla mnie książkę dedykuję
dwóm wyjątkowym i bardzo ważnym osobom,
czyli moim siostrom, Ali i Uli.

Kiedy urośniecie, być może przeczytacie tę książkę i zrozumiecie przekaz.

Od siebie chciałbym jedynie dodać – nigdy nie dajcie się zwieść emocjom,
szczególnie tym negatywnym, bo one potrafią
zaprowadzić człowieka w bardzo mroczne miejsca.

Zawsze bądźcie radosne, pełne szczęścia,
ale idźcie przez życie rozsądnie,
abyście mogły w pełni się nim cieszyć.

Wiem, że obie dacie sobie radę.

Wasz kochający brat1

Poniedziałek, 1 września 2025

130 dni przed

Mimo że wciąż śniłam, usłyszałam dźwięk budzika. Przebijał się do mojego snu. W końcu uniosłam powieki i złapałam za komórkę, by wyłączyć dzwonek. Stało się. Nastał pierwszy września. Podniosłam się odrobinę, by oprzeć się o ścianę. Wciąż siedziałam pod ciepłą kołdrą i bardzo nie chciałam spod niej wychodzić. Pomyślałam, że najlepiej byłoby się w ogóle nie budzić. Wakacje nie były dla mnie przyjemne, przez te dwa miesiące wydarzyło się sporo przykrych rzeczy. Nawet nigdzie nie wyjechałam, więc średnio miałam co opowiadać. Nie to mnie jednak bolało. Mój przyjaciel, Wojtek, spędził sześć tygodni na wczasach, a jako że poza nim nie miałam innych znajomych, to cały ten czas spędziłam w domu. Mama często zachęcała mnie do wyjścia, ale nie widziałam w tym sensu. Co miałabym robić na dworze? I tak nie miałam z kim wyjść, rówieśnicy na ogół mnie nie lubili, więc szansa, że znalazłabym sobie jakąś koleżankę czy kolegę, była marna. Dlatego właśnie spędziłam całe wakacje w domu.

Tylko czy ta samotność mi tak naprawdę przeszkadzała? Czasem tak, a czasem nie. Tęskniłam za przyjacielem, ale samo siedzenie w domu bardzo mi odpowiadało. Wolałam siedzieć sama, bo po prostu nie cierpiałam ludzi. Dlatego też fakt, że dzisiaj musiałam pójść do miejsca, w którym będzie ich pełno, przyprawiał mnie o odruch wymiotny. Musiałam jednak stawić temu czoła i udać się do tego cyrku zwanego szkołą. Przynajmniej spotkam się z Wojtkiem.

Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni, by przygotować sobie coś do jedzenia. Mama robiła sobie już poranną kawę.

– Tak wcześnie na nogach? – zapytała, gdy weszłam do kuchni.

– Zaczynam dzisiaj szkołę – odpowiedziałam, otwierając lodówkę.

– Myślałam, że macie na dziesiątą.

– Mamy.

– Więc co robisz w kuchni o siódmej rano?

– Widzimy się z Wojtkiem wcześniej.

– Wszystko jasne. Chcesz trochę tostów? Zrobiłam za dużo i sama tego nie zjem.

– Mogę zjeść.

Nawet nie wzięłam talerza, po prostu chwyciłam za tosta i zaczęłam go jeść, opierając się o ścianę. Mama siorbała kawę, patrząc na mnie.

– Na którą masz do pracy? – spytałam.

– Na ósmą. Mam jeszcze chwilę.

Mama pracowała bardzo blisko domu, więc nigdy nie musiała się przejmować tym, że nie zdąży. Mogła wyjść dziesięć minut przed rozpoczęciem pracy.

– Wcześnie – oznajmiłam. – Mnie by się nie chciało.

– I tak mam lepiej od ojca.

Pokiwałam głową. Tata zawsze pracował od szóstej rano.

– Zresztą ty od jutra będziesz zaczynać jeszcze wcześniej – przypomniała mi mama.

Wywróciłam oczyma ze zrezygnowaniem. Poczułam pewną bezsilność. Musiałam włożyć więcej wysiłku w to, by utrzymać tost przy twarzy. Olałam tę uwagę i kontynuowałam jedzenie. Wolałam nie myśleć o szkole, bo to doprowadzało mnie do rozpaczy.

– Idę się ogarnąć – powiedziałam.

– W porządku.

Nie chciało mi się odstawiać jak szczur na otwarcie kanału. Wiedziałam, że musimy się ładnie ubrać, bo to rozpoczęcie roku szkolnego, jednak nie miałam ochoty bawić się w nakładanie makijażu. Zresztą nigdy mocno się nie malowałam, a zazwyczaj w ogóle tego nie robiłam. Uznawałam to za stratę czasu. I tak byłam brzydka.

Wybrałam najładniejszą sukienkę, jaką miałam. Co prawda miała już kilka lat i było to po niej widać, ale wciąż była najpiękniejszą, którą posiadałam. Mimo że rodzice pracowali, to nie zawsze było ich na mnie stać. Czasem miałam wrażenie, że nie chcą mi dawać pieniędzy, ale jakoś w to nie wierzyłam. Nie byli złymi rodzicami, po prostu czasem popełniali błędy.

Po ubraniu się rozczesałam włosy i uznałam, że jednak nałożę na siebie trochę make-upu. Zrobiłam możliwie najmniej wymagający makijaż. Nie miałam żadnych butów na tak „specjalne” okazje, jak rozpoczęcie roku szkolnego, więc założyłam trampki. Pasowały do sukienki, bo trampki pasują do wszystkiego. Jak na siebie wyglądałam całkiem nieźle. Jeszcze szybko umyłam zęby, bo oczywiście o tym zapomniałam, a potem pobiegłam po torebkę. Nie mogłam jej znaleźć. Szukałam jej dobre dziesięć minut, denerwując się, by w końcu zorientować się, że ustawiłam ją pod drzwiami. Odetchnąwszy z ulgą, zabrałam ją i otworzyłam drzwi.

– Wychodzę! – krzyknęłam do mamy.

Coś odpowiedziała, zapewne „okej”, ale nie dosłyszałam dokładnie.

Zeszłam pod blok, gdzie miałam się spotkać z Wojtkiem. Mieszkał zaledwie pięć minut drogi ode mnie, a że mój blok miał po drodze do szkoły, zawsze się tu spotykaliśmy. Usiadłam na schodkach prowadzących do klatki schodowej i czekałam.

– Co tam, trzecioklasistko? – usłyszałam głos obok siebie.

Gdy zwróciłam wzrok w lewo, dostrzegłam Wojtka. Uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie. Wstałam i przytuliłam go na powitanie. Nie widzieliśmy się długo, więc ściskaliśmy się dłuższą chwilę.

– Jeszcze nie jestem trzecioklasistką – odpowiedziałam, gdy się od siebie oderwaliśmy.

– Jesteś.

– Dopiero dzisiaj zaczniemy trzecią klasę.

– Już na świadectwie mieliśmy napisane, że otrzymaliśmy promocję do trzeciej klasy, a to czyni nas trzecioklasistami.

Wzruszyłam ramionami z uśmiechem.

– Ale nie odpowiedziałaś mi na pytanie – rzekł.

– A jakie ono było?

– Pytałem, co tam?

– No nie wiem. Spędziłam wakacje w domu. Nie wychodziłam. W sumie w ogóle nic nie robiłam. – Widziałam, że średnio wiedział, co odpowiedzieć, więc zapytałam: – A jak tobie minął czas?

– Średnio.

– No co ty? Przynajmniej trochę pozwiedzałeś!

– Uwierz mi, że gdybym mógł, zostałbym tu z tobą.

Oboje milczeliśmy. Teraz już nie wiedziałam, czy gorsze były wakacje, czy rok szkolny, ale chyba jednak to drugie. Wojtek miał ten sam dylemat.

– Pieprzyć te całe wakacje – odezwałam się w końcu. – Idziemy na szluga?

– Pewnie.

Mieliśmy półtorej godziny, więc mogliśmy się trochę odprężyć. Co prawda musieliśmy jeszcze dotrzeć do szkoły, ale to nie był problem – autobus odjeżdżał trzynaście minut przed rozpoczęciem roku szkolnego, więc wiedzieliśmy, że zdążymy.

Poszliśmy zapalić za garażami, które znajdowały się niedaleko mojego domu. Większość dzieciaków przychodziła tam palić i pić, a my od nich nie odstawaliśmy. Wojtek wyciągnął z paczki dwa papierosy, zanim ja zdążyłam wyciągnąć swoje z torebki. Odpalił mi fajkę, a potem zrobił to samo ze swoją.

– Już coraz bliżej – stwierdziłam.

– Do czego?

– Do końca szkoły. W przyszłym roku piszemy maturę.

– Ano, niedługo wyjdziemy z tego pierdolnika.

– I całe szczęście.

Myślę, że oboje nienawidziliśmy szkoły tak samo. Mnie kojarzyła się ze wszystkim, co złe. Z nauczycielami, którzy uważają mnie za kretynkę i nie omieszkają mnie o tym informować, z innymi uczniami, którzy nieustannie mnie wyśmiewają, a także z nieprzerwanym stresem, że nie zdam z jakiegoś przedmiotu, bo czegoś nie zrozumiałam, ktoś schował mi plecak, którego nie mogłam znaleźć przez trzy dni, albo nauczyciel postanowił pokazać swoją wyższość. Natomiast Wojtek nienawidził szkoły ze względu na rodziców, którzy wciąż oczekiwali od niego więcej, niż był w stanie z siebie dać. Ciągle go wyzywali, a ojciec nawet od czasu do czasu go bił, zazwyczaj, kiedy przesadzał z alkoholem. Do tego nauczyciele nie lubili nas oboje. Trzymaliśmy się razem, więc uważali nas za dwójkę skretyniałych bachorów i przypominali nam o tym na każdym kroku.

„Jak można tego nie rozumieć?”, „Czy ty jesteś tępa?”, „Tłumaczyłem ci to sto razy, jedynka”, „Tak właśnie, droga klaso, wygląda uczennica, której nic się nie chce” – zarówno ja, jak i Wojtek słyszeliśmy takie teksty za każdym razem. Kiedyś jeszcze skarżyłam się mamie, a ona mówiła mi, żebym poszła do dyrekcji. Raz tak zrobiłam i wówczas przekonałam się, że oni wszyscy są w zmowie. Dyrektorka powiedziała, że porozmawia z danym nauczycielem. Byłam uradowana, że część moich problemów wreszcie zniknie, ale okazało się, że jedynym efektem tej rozmowy była jeszcze większa pogarda ze strony pedagoga. Nic mu nie zrobili, a ten jedynie dowiedział się, co o nim myślę. Od tamtej pory siedzę cicho i słucham wszystkich obelg. Wojtek reaguje nieco inaczej, bo zazwyczaj kłóci się z nauczycielami, zwłaszcza kiedy obrażają mnie. Stara się mnie obronić. Ja już nie mam odwagi, żeby się odzywać i co rano boję się chodzić do tego miejsca. Dzisiejszy dzień mi o tym przypomniał.

Zaczęłam krztusić się dymem z papierosa. Wojtek poklepał mnie po plecach, a kiedy przestałam kaszleć, zapytał:

– Co się stało?

– Nic…

– Anastazja…

Uniosłam wzrok na mojego przyjaciela. Odkąd pojechał na wakacje, nie słyszałam swojego imienia. Tylko jemu pozwalałam tak do siebie mówić, bo moje imię nigdy mi się nie podobało, dosłownie go nienawidziłam. Rodzice zazwyczaj mówili do mnie „skarbie” albo „mała”. Również nauczyciele (ci, którzy byli w porządku i wzięli pod uwagę moje prośby) mówili do mnie po nazwisku. Znajdowały się oczywiście osoby, które używały mojego imienia specjalnie, żeby mi dopiec, ale nic nie mogłam na to poradzić.

– Serio, nic się nie stało. Po prostu się zamyśliłam.

– Myślałaś o szkole?

– Tak.

– Nie będzie aż tak źle. Jakoś damy radę.

Pokiwałam głową, choć nie wierzyłam w taką możliwość.

– Chodź – poprosił mnie Wojtek. – Pójdziemy się przejść.

Poszliśmy do parku i jakimś cudem udało nam się przekierować rozmowę na pozytywne tematy. Przez kolejne czterdzieści minut rozmawialiśmy już tylko o miłych rzeczach. Było super! Nie zostało nam dużo czasu, więc musieliśmy się powoli zbierać. Poszliśmy w stronę przystanku autobusowego. Liczyłam na to, że nikogo tam nie spotkamy, ponieważ nie miałam ochoty na towarzystwo żadnego dzieciaka ze szkoły. Na szczęście nie było tam nikogo poza jedną starszą panią. Głównie dlatego, że wybraliśmy najpóźniejszy autobus. Zawsze tak robiliśmy. I tak mieliśmy pewność, że zdążymy, ale inni się tego obawiali. No, czasem wsiadały do niego osoby, które kwestię spóźnień miały tam, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, dziś natomiast nikogo nie spotkaliśmy. Ucieszyło mnie to.

Jedną z najfajniejszych rzeczy w tym autobusie było to, że jeździł on tylko po naszym mieście, a że nie była to zbyt duża mieścina, to nigdy nie był przeludniony. Szczególnie porankami. Wbrew pozorom to ogromny plus, bo zawsze bałam się tłumów. Kiedy wokół mnie znajduje się zbyt wiele osób, zaczynam się stresować i dusić, dlatego unikam dużych skupisk ludzi.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, a głos w autobusie powiedział nazwę naszego przystanku, pomyślałam sobie, że mogłabym po prostu zostać i pojechać dalej. Wojtek wyciągnął mnie z tej myśli, szturchając moje ramię. Wyszłam za nim z autobusu i spojrzałam na budynek szkoły. Westchnęłam.

– Mówię ci – odezwał się mój przyjaciel. – Nie będzie aż tak źle.

– Sam w to nie wierzysz.

– Wierzę.

Uniosłam brew, patrząc na niego.

– Chciałbym, żeby ten rok był lepszy. Po skończeniu szkoły mam zamiar w końcu ułożyć sobie życie, więc przydałoby się nabrać trochę pozytywnego myślenia, nie sądzisz?

– Pewnie tak.

– Ano właśnie, Nasia, no właśnie.

Ruszyliśmy w stronę szkoły. Przeszliśmy przez bramę i od razu poczułam stres, było tam mnóstwo ludzi. Przez wakacje zdążyłam się od tego odzwyczaić. Na szczęście apel miał się odbyć na boisku szkolnym, więc nie musieliśmy się wszyscy ładować do sali gimnastycznej. Zostało nam tylko pięć minut, więc poszliśmy już w miejsce zbiórki.

Kiedy przechodziliśmy obok budynku szkoły (boisko znajdowało się z tyłu), wpadliśmy na grupę trzech dziewczyn. Natychmiast odwróciłam wzrok, gdyż bez wahania rozpoznałam jedną z nich. Pośrodku, odstawiona jak szczur na otwarcie kanału, stała Maja Woźniak. Nienawidziłam jej, a ona mnie. Prześladowała mnie od pierwszej klasy, dlatego teraz liczyłam na to, że mnie nie zauważy. Nie wiem, kim były pozostałe dwie osoby. Maja co chwilę zmieniała towarzystwo. Za każdym razem mówiła, że to jej przyjaciółki, że będą się trzymać zawsze razem, a potem odstawiała jakieś akcje, które były tak skandaliczne, że w efekcie wiedziała o nich cała szkoła. Jednak mimo to potrafiła zachowywać się tak, by wszyscy ją lubili i do niej lgnęli. Wszyscy poza mną. Kiedy ją minęliśmy i wydawało się, że nawet na mnie nie spojrzała, usłyszałam za plecami:

– Anaskaza, poczekaj!

Przymknęłam oczy i lekko, wręcz niezauważalnie, wzięłam głębszy wdech.

– Spadaj stąd – odezwał się Wojtek.

Jednak Maja nic sobie z tego nie zrobiła. Nawet nie spojrzała na mojego przyjaciela. Za to bardzo dokładnie obejrzała mnie i parskając śmiechem, odezwała się:

– O. Mój. Boże.

– Co? – spytałam lekko zestresowana.

– Skąd ty wzięłaś tę sukienkę, dziewczyno?

– Ja…

– Nic nie mów. Sama zgadnę. Twoja matka musiała ją zabrać jakiejś biednej ósmoklasistce! Tak, to by było w jej guście…

Moja mama była sprzątaczką w podstawówce. Maja wciąż się z tego naśmiewała, bo jej rodzice mieli kupę kasy i uważała się przez to za lepszą.

– Powiedziałem, że masz stąd spieprzać! – krzyknął Wojtek, po czym chwycił mnie za ramię, obrócił i zaczął prowadzić w stronę boiska. – Ma szczęście, że nie jest facetem, bo już bym jej obił mordę.

– Tak, ten rok będzie lepszy – powiedziałam sarkastycznie, a moje oczy się zaszkliły.

– Hej, spokojnie. Nie płacz. Nie przejmuj się jakąś idiotką!

– Jak mam się nie przejmować?!

– Ona tak mówi, bo brakuje jej czegoś, co ty masz.

– Niby czego?

– Jesteś dobrą osobą, a ona jest zdzirą. Wszyscy ją lubią, bo ma kasę i zachowuje się jak gwiazda, a ludzie chcą być przy gwieździe.

Miałam ochotę przytulić się do Wojtka, ale nie chciałam tego robić w tym miejscu. Zaraz ktoś by to wypatrzył i zaczął plotkować. Ludzie bywali wredni. Nie mówiąc o tym, co by się stało, gdyby Woźniak to zobaczyła.

– Chodźmy na to głupie boisko i miejmy to z głowy.

Pokiwałam głową.

Apel nie był długi, choć i tak zaczęły mnie już boleć nogi od stania. Dyrektorka gadała o tym co zawsze, czyli przedstawiła pierwszakom zasady, jakie panowały w szkole, nam je przypomniała, przedstawiła wszystkich nauczycieli i wyczytała wychowawców. Jednak ja nie mogłam się skupić na jej słowach. Od momentu, kiedy stanęliśmy na boisku, moją uwagę przyciągał ktoś inny. Zaledwie kilka osób ode mnie stała Julia Wieczorek. Nie mog­łam oderwać od niej wzroku. Była prześliczna. Chyba była w dobrym humorze, bo cały czas się uśmiechała. W dodatku sukienka, którą dzisiaj założyła, tak świetnie na niej leżała! Julka podobała mi się od pierwszej klasy i myślę, że teraz mogłam spokojnie stwierdzić, że byłam w niej… trochę zakochana. Tuż za nią stał oczywiście Oskar Szymański, jej chłopak. Był wrednym chamem. Nie rozumiałam, dlaczego Julka chce się zadawać z takim wrednym stworzeniem. Był typowym patusem, który miał w głowie tylko szlugi, alkohol i pewnie jeszcze dragi. Nie mówię o tym, że zdarzało mu się bawić używkami, bo przecież ja i Wojtek też paliliśmy i piliśmy, jednak Oskar wydawał się osobą, której jedyną cechą charakteru było to, że chleje. Z tego, co mi wiadomo, miewał problemy z policją, w co nie wątpię, bo w szkole wpadał w kłopoty niemal codziennie. Tylko że Julka taka nie była… Nigdy nie pakowała się w te kłopoty razem z nim. Ona była miła, ambitna, inteligentna i urocza…

Moje rozmyślania przerwała pani dyrektor, gdy nakazała klasom rozejść się do sal. W klasie dostaliśmy plan lekcji i jak się okazało, kolejnego dnia mieliśmy WF. Nienawidziłam wychowania fizycznego, ponieważ było prowadzone oddzielnie dla dziewcząt i chłopców. Musiałam się zatem rozdzielić z Wojtkiem i byłam skazana na towarzystwo Mai. Poza tym mieliśmy kilka innych nudnych lekcji, jak chemia czy matematyka.

Uznałam, że nie będę się przejmować na zapas i udało mi się przez chwilę nie myśleć o jutrze. Dzięki temu opuściłam szkołę z uśmiechem.

– W końcu – powiedziałam, gdy znaleźliśmy się poza terenem szkoły.

– Oj tak, wreszcie.

– Co robimy? – zapytałam Wojtka.

Wzruszył ramionami.

– Jestem otwarty na propozycje.

– Wbijamy do mnie?

– Pewnie.

Spędziliśmy resztę dnia, grając na moim ledwie dyszącym komputerze i zajadając się słodyczami. To był właściwie ostatni dzień wakacji, musieliśmy z niego skorzystać. Taki sposób wykorzystania czasu odpowiadał nam najbardziej. Po prostu spędziliśmy ten dzień we dwójkę. Zjedliśmy też obiad zrobiony przez moją mamę. Gdy na nią patrzyłam, byłam z niej dumna. Mimo że spędzała mnóstwo czasu w pracy, po powrocie starała się zajmować domem, gotowała i sprzątała. Robiła to, chociaż z tatą mówiliśmy jej, że nie musi. Byliśmy w stanie zrobić sobie jedzenie, jednak ona i tak do wszystkiego się przykładała.

Około godziny siedemnastej Wojtek poszedł do domu. Mówił, że chciałby zostać dłużej, ale nie może. Musiał być w miarę wcześnie, żeby nie denerwować ojca. Pożegnaliśmy się zatem, ściskając się z całych sił.

– Jutro szósta czterdzieści pięć? – zapytał mój przyjaciel, wychodząc.

– Jasna sprawa!

Zawsze widywaliśmy się czterdzieści pięć minut przed lekcjami, żeby móc jeszcze chwilę posiedzieć w spokoju i porozmawiać.3

Środa, 3 września 2025

128 dni przed

Kolejnego dnia obudziłam się o szóstej, czyli całą godzinę po budziku. Nie pamiętałam momentu, w którym dzwonił, więc nie wiedziałam, czy wyłączyłam go i poszłam spać z powrotem, czy mnie nie obudził, czy w ogóle zapomniałam go nastawić. Nie było to wielce istotne, bo na szczęście miałam jeszcze czterdzieści pięć minut do spotkania z Wojtkiem. Potem musieliśmy iść do tego burdelu, ale póki co odsuwałam od siebie te myśli. Wstałam i wyjrzałam przez okno. Nie musiałam patrzeć na termometr, żeby zorientować się, że na dworze jest zimno. Ludzie chodzili w bluzach, lekkich kurtkach, a atmosfera na zewnątrz była szara i ponura. Uznałam więc, że zarzucę na siebie jakąś ładną bluzę. Wybrałam moją ulubioną, różową. Bardzo lubiłam różowy kolor, ale bardzo rzadko nosiłam takie ubrania, bo były dość widoczne, a ja nie lubiłam, jak inni się na mnie patrzyli. Głównie dlatego, że czułam się brzydka i wolałam unikać cudzego wzroku. Czułam się jednak bardzo dobrze w tym kolorze, więc od czasu do czasu pozwalałam sobie go nosić. Tym razem padło na bluzę. Rzuciłam na łóżko ubrania, które planowałam założyć, i udałam się w stronę łazienki, by ogarnąć włosy. Na makijaż było już za późno. Zresztą nieważne, bo i tak bym go nie nałożyła. Nie lubiłam się malować.

Problem pojawił się, gdy musiałam otworzyć drzwi od mojego pokoju. Nie chciałam chwytać za klamkę, nie chciałam za nią pociągać, nie chciałam wychodzić. Nie tylko dlatego, że w moim pokoju czułam się dobrze i nic mi w nim nie groziło, ale też ze względu na jeden element, który codziennie zniechęcał mnie już z samego rana – lustro. Zaraz za drzwiami mojego pokoju stało lustro. Żeby wyjść z pomieszczenia, musiałam na nie spojrzeć, dlatego każdy dzień zaczynałam od spojrzenia na siebie. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam siebie. Kiedy patrzyłam na swoje odbicie, czułam się okropnie. Wiedziałam jednak, że muszę stawić temu czoła, bo inaczej nie zdążę. Nie mogłam przecież spędzić tu całej wieczności. Nie mogłam nie wyjść z pokoju tylko dlatego, że musiałabym spojrzeć w lustro. A może mogłam? Cóż, w tym momencie uznałam, że muszę to zrobić, jak co dzień rano.

Chwyciłam za klamkę, nacisnęłam ją i pociągnęłam drzwi, a wówczas ujrzałam siebie. Spojrzałam na swoją twarz i poczułam takie obrzydzenie, że aż mnie wykrzywiło. Uważałam, że jestem brzydka, ohydna, okropna. Zresztą dziewczyny w szkole często mi o tym przypominały, co stanowiło potwierdzenie. Spojrzałam na swoje nogi. Byłam zdania, że coś jest z nimi nie tak. Zwróciłam także uwagę na włosy, które były jeszcze nieuczesane, więc nie mogły wyglądać dobrze. Jednak pomyślałam, że nawet gdy je uczeszę, będą okropne – ponieważ są moje. Zawsze stojąc przed lustrem, widziałam zdzirę, której mam ochotę zrobić krzywdę. Za każdym razem miałam ochotę przywalić pięścią w to pierdolone lustro i zabić widok samej siebie.

Szybko odwróciłam wzrok od zwierciadła i poszłam do łazienki. Tam również znajdowało się lustro, ale starałam się w nie nie patrzeć. Przynajmniej tak długo, jak mogłam. Umyłam zęby i twarz, a potem chwyciłam za szczotkę i zaczęłam rozczesywać włosy. Dopiero kiedy uznałam, że skończyłam, postanowiłam spojrzeć w lustro, by sprawdzić, czy wszystko wygląda w porządku (obiektywnie, bo moja opinia, tak czy siak, głosiła co innego). Włosy były uczesane. Całe szczęście, że miałam w tym wprawę i nie musiałam patrzeć w swoje odbicie przez cały czas.

Jeszcze na szybko spakowałam się w plecak, gdyż zapomniałam to zrobić zeszłego wieczoru, a potem wyszłam z domu. Byłam na dole dziesięć minut przed Wojtkiem, więc musiałam poczekać na niego krótką chwilę.

– Ale ładnie ci w tej bluzie! – powiedział Wojtek na przywitanie. – Super ci w różowym, serio.

– Dzięki – odpowiedziałam z uśmiechem. – Ty też wyglądasz świetnie.

– Zwłaszcza w tych seksownych okularkach.

Miał na sobie okulary przeciwsłoneczne, które, jak powiedział kilka sekund później, założył, żeby zakryć podbite oko.

Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań i poszliśmy standardowo za garaże. Tam doszło do porannej procedury – wypaliliśmy po papierosie i spędziliśmy kilka minut na wyzywaniu obecnego systemu edukacji. To nie jest tak, że jedyne, co robiliśmy, to wyzywanie nauczycieli, którzy czymś zawinili. Oczywiście istniały takie szkodniki, które należało eliminować, jednak poza wyładowaniem nienawiści, byliśmy w stanie porozmawiać także o oczywistych wadach naszego systemu edukacji. Można, a nawet trzeba było wiele w nim zmienić, jednak nikt nie chciał się do tego zabrać.

– Proszę cię – odezwał się Wojtek, kiedy zaproponowałam jedną ze zmian, które mogłyby polepszyć jakość edukacji w Polsce. – Ludzie, którzy zajmują się szkolnictwem, to stare dziady, które od lat nie miały styczności ze szkołą.

– Pewnie nie wszyscy są starzy.

– Większość. Tym krajem w ogóle rządzą starzy ludzie. Tak być nie powinno.

– A to akurat prawda.

Po przegadaniu spraw, których i tak nie mogliśmy zmienić (co było jeszcze bardziej frustrujące), poszliśmy w kierunku szkoły. Ponownie mieliśmy w sobie tę złudną nadzieję, że może akurat dzisiejszy dzień będzie normalny, że może akurat dzisiaj będzie w porządku i wrócimy do naszych domów z uśmiechami na twarzy. W rzeczywistości oboje od dawna nie byliśmy w stu procentach szczęśliwi. Ja już przestałam na to liczyć, przestałam myśleć, że to możliwe.

Po wejściu do budynku Wojtek wyciągnął telefon, by sprawdzić plan lekcji. Nigdy się nie pakował, po prostu wrzucał do plecaka wszystkie podręczniki, przez co nie wiedział, jakie mamy zajęcia danego dnia. Ja robiłam podobnie w podstawówce. Też nie chciało mi się pakować, więc po prostu wrzucałam do plecaka wszystko, co mogłoby mi się przydać. Z tym że nie działało to zbyt dobrze na moje plecy, które nieustannie mnie bolały, więc w końcu z tego zrezygnowałam. Wojtek natomiast nie wydawał się zbytnio przejęty stanem swojego kręgosłupa i po prostu o tym nie myślał.

– Zaczynamy od chemii – oznajmił.

– To nie najgorzej – przyznałam.

Może i chemia nie była moim ulubionym przedmiotem, bo była bardzo podobna do matematyki, której nie cierpiałam, ale nie była taka zła. Głównie ze względu na to, że pani, która nas uczyła, była bardzo miła. Zawsze witała się z nami uśmiechem i rozumiała to, że komuś może iść trochę gorzej z przedmiotów ścisłych. Tłumaczyła mi zadania, których nie rozumiałam, w przeciwieństwie do Kozłowskiego, który po prostu na mnie wrzeszczał. Często bezpodstawnie.

Idąc w stronę sali, minęliśmy Maję, która, o dziwo, nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Musiała być czymś zajęta. Zresztą było widać, że gdzieś pędziła. Pomyślałam sobie, że to dobry omen, dobry początek dnia. Może rzeczywiście nie będzie aż tak źle?

– Wejdę do toalety, okej? – powiedział Wojtek.

– Pytasz się mnie o zdanie?

– Nie. Po prostu forma pytająca jest grzeczniejsza.

– Leć, póki się lekcja nie zaczęła.

– Poczekasz na mnie?

– Tak.

Oparłam się o ścianę niedaleko męskiej toalety, a Wojtek wszedł do środka. Rozglądałam się dokoła i patrzyłam na ludzi. Wszyscy wydawali się tacy szczęśliwi. Spora część się uśmiechała, niektórzy stali w większych grupach i śmiali się na głos. Widziałam pary, które obściskiwały się na szkolnym korytarzu dosłownie wszędzie. Czasem wydawało mi się, że każdy w tej szkole jest w związku. Oczywiście poza mną.

Kiedy tak stałam, spowita okropnym uczuciem braku miłości, dostrzegłam ją – Julka szła w moją stronę. Była sama. Nie było przy niej jej chłopaka ani koleżanek. Po prostu szła w stronę klasy bez żadnego towarzystwa. Taki widok był dość rzadki, bo Julka zawsze się z kimś trzymała. Pomyślałam, że to idealna okazja, by z nią porozmawiać. Spojrzałam na drzwi od toalety. Wojtek chyba się nie obrazi, jeśli odejdę w pilnej sprawie. Omamiona myślą, że to mój szczęśliwy dzień, ruszyłam w stronę wybranki mojego serca.

– Hej! – przywitałam się, gdy Julka mnie mijała.

Nagle wszystko prysło, cała motywacja i poczucie, że ten dzień różni się czymkolwiek od pozostałych, odeszły. Julka nawet nie zareagowała na moje przywitanie. Minęła mnie i poszła w stronę sali. Najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że ona mnie po prostu olała. To nie było tak, że mnie nie zauważyła. Gdyby tak było, nie rzuciłaby na mnie okiem przez pół sekundy, zaraz po moim „Hej”. Spojrzała na mnie, bardzo szybko, ale jednak spojrzała.

Wojtek wyszedł z toalety i zobaczył, że stoję bez ruchu.

– Coś się stało? – zapytał.

– Nie.

– Na pewno?

– Tak, wszystko okej.

Nie wypowiedziawszy ani słowa więcej, ruszyłam w kierunku sali.

* * *

Przez resztę lekcji nie wydarzyło się nic szczególnego. Oczywiście czułam na sobie mnóstwo spojrzeń, ale nikt się do mnie nie odezwał, nikt mi tego dnia nie dogryzał. Niesamowite uczucie, którego nie czułam od bardzo dawna. Choć oczywiście cały czas pozostawałam w stanie gotowości. Strach pozostawał we mnie ten sam. Można jednak rzec, że dzień był całkiem udany. No… byłby udany, gdyby pominąć fakt, że Julka mnie zignorowała. Tak poza tym, wszystko było cacy.

Po opuszczeniu szkoły odprowadziłam Wojtka na przystanek autobusowy, gdzie się rozstaliśmy. Nie wracałam tego dnia do domu. Byłam umówiona z babcią, która zadzwoniła do mnie w trakcie przerwy. Miałam do niej przyjść, żeby pomóc jej w przygotowaniu obiadu. Zawsze chętnie do niej przychodziłam i tym razem nie było inaczej. Kiedy Wojtek wsiadł do autobusu, ja ruszyłam w stronę domu babci. Mieszkała piętnaście minut od mojej szkoły, więc teoretycznie też mogłam podjechać autobusem, ale uznałam, że wolę się przejść. Potrzebowałam trochę świeżego powietrza.

Zapukałam do drzwi i stanęłam prosto. Słyszałam, że babcia kręci się po mieszkaniu. Po kilkunastu sekundach zapukałam raz jeszcze, bo pomyślałam, że może nie słyszała pukania. Tak chyba rzeczywiście było, bo dopiero za drugim razem babcia podeszła do drzwi. Usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka.

– Cześć, skarbeńku! – przywitała mnie z uśmiechem. – Wchodź, wchodź.

– Cześć, babciu – odpowiedziałam już po przekroczeniu progu i przytuliłam ją.

Najpierw poszłyśmy do salonu, gdzie babcia przed chwilą oglądała jakiś film.

– Co oglądasz? – spytałam.

– Nie wiem. Leci w tle. Ja rozwiązuję krzyżówkę.

Na stole rzeczywiście leżała gazeta otwarta na stronie z krzyżówką. Nigdy nie interesowały mnie takie rzeczy i nie rozumiałam, co było ciekawego we wpisywaniu liter w kwadraciki, ale skoro komuś sprawiało to frajdę, to dlaczego miałby tego nie robić?

Usiadłyśmy i oglądałyśmy przez chwilę nieznany nam film. Na początku nie był zły, choć potem okazało się, że to jakaś beznadziejna komedia. Przełączyłyśmy stację. Na kolejnej leciał program kulinarny. Nie znałam prowadzącego, ewidentnie nie była to żadna znana osobowość. Program przypomniał babci, że miałyśmy robić obiad.

– Właśnie! – przypomniała sobie. – Chodź, zrobimy szybko to jedzenie, a potem będziemy siedzieć.

– Dobra.

Poszłyśmy do kuchni, gdzie babcia wyjęła wszystkie potrzebne składniki. Nie było tego dużo, bo nie miałyśmy zamiaru robić żadnego wykwintnego dania, a po prostu kotlety z piersi kurczaka. Żeby było szybciej, podzieliłyśmy się zadaniami. Babcia zajęła się mięsem, a ja ziemniakami. Samo obranie ziemniaków okazało się nie lada wyzwaniem. Nie miałam do dyspozycji obieraczki podobnej do tej, której używam w domu, więc musiałam się posłużyć nożem. Szło mi to bardzo nieudolnie (jak wiele innych rzeczy). Trochę się na siebie denerwowałam, ale babcia ciągle mnie uspokajała i mówiła, że to nie problem. Mogłam pracować w swoim tempie. Właśnie tak minęło nam kilkanaście minut. Przygotowywałyśmy obiad, rozmawiając przy tym i śmiejąc się co chwilę. Było super. Obie miałyśmy wiele do opowiedzenia. Oczywiście opowiadałam tylko te dobre rzeczy, mimo że nie było ich dużo, ale wciąż wystarczająco, byśmy kilka razy wybuchnęły głośnym śmiechem, który musieli słyszeć sąsiedzi.

Po kilkunastu minutach udało mi się obierać wszystkie ziemniaki. Wrzuciłam je do garnka z wodą i postawiłam na palnik. Ku mojemu zdziwieniu, kiedy spojrzałam na babcię, okazało się, że ta praktycznie skończyła swoją robotę. Już wrzucała kotlety na patelnię.

– No, zaraz będzie gotowe – oznajmiła. – Leć umyć ręce, ja już sobie poradzę z resztą.

Poszłam do łazienki. Myłam ręce i patrzyłam przy tym w lustro. Czułam się z tym nie najlepiej. Miałam na to jednak świetne rozwiązanie – odwróciłam wzrok. Myślałam o tym, jak świetnie się bawię. Nie chciałam tego teraz zepsuć.

Po powrocie do kuchni zauważyłam, że babcia już przerzuca kotlety na talerz.

– Podasz mi surówkę z lodówki? – zapytała.

Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam surówkę kupioną wcześniej przez babcię. Też zawsze korzystałam z tej możliwości. Może rzadko przygotowywałam obiad, ale czasem mi się zdarzało, a fakt, że można kupić gotową surówkę w sklepie, zamiast męczyć się z przygotowaniem podobnej w kuchni, był zbawienny.

– No to idziemy jeść! – stwierdziła babcia po nałożeniu jedzenia na talerze i ruszyła ze swoim do salonu. Ja również zabrałam mój talerz i podążyłam za nią. Rozsiadłyśmy się wygodnie i zajęłyśmy spożywaniem pysznego posiłku.

Program kulinarny się skończył, a jego miejsce zajęły reklamy. Były strasznie głośne. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego ludzie w reklamach tak się wydzierają. Przecież głos i tak dotrze do odbiorcy, a według mnie taka głośna i uciążliwa reklama mniej zachęca mnie do zakupu produktu. Oczywiście pomijając fakt, że czasy, kiedy ludzie kupowali coś po usłyszeniu „Kup to!”, już dawno przeminęły. Pewnie znalazłyby się jeszcze osoby, na które to działa, ale zawsze wydawało mi się to dziwne. Może zostałam wychowana w innym świecie? Dla mnie od samego początku było oczywiste, żeby nie kupować produktów reklamowanych w telewizji.

Babcia chyba też poczuła się przytłoczona głośnymi reklamami i postanowiła chwycić za pilota.

– Poszukam czegoś ciekawego – oznajmiła.

– Okej – odpowiedziałam.

Babcia przeskakiwała z programu na program, nie mogąc znaleźć niczego interesującego. Wcale mnie to nie dziwiło, gdyż telewizja stała się jednym wielkim śmietniskiem – skupiskiem reklam i durnych teleturniejów.

– Nic nie ma? – zdziwiła się babcia.

– Najwyraźniej – odpowiedziałam, wciąż zajadając się obiadem.

– To włączymy wiadomości. Zobaczymy, co się dzieje w wielkim świecie.

Nie chciałam odmawiać, bo w sumie i tak nie miałyśmy nic lepszego do oglądania. Wiedziałam jednak, że moja babcia była bardzo przewrażliwiona na punkcie polityki i bardzo łatwo się denerwowała, kiedy coś nie odpowiadało jej poglądom. Problem polegał na tym, że jej poglądy bywały… dziwne. Przede wszystkim była homofobką, przez co bałam się z nią rozmawiać na temat społeczne. Zawsze, kiedy temat schodził na osoby homoseksualne i ich prawa, stresowałam się, że palnę coś na temat mojej orientacji i babcia wyrzuci mnie z domu. Zresztą wolałam jej nie mówić o tym przynajmniej do momentu, aż powiem o tym rodzicom. Z drugiej strony nie widziałam potrzeby mówienia tego komukolwiek. Czy to coś zmieniało? Wiedział o tym Wojtek i – niestety – cała moja klasa. Wszystko przez Maję, która kiedyś podsłuchała moją rozmowę z przyjacielem i postanowiła powiedzieć wszystkim, że jestem lesbijką. Niektórzy wzruszyli ramionami i poszli dalej, a niektórzy wyśmiewają się ze mnie do tej pory.

Właśnie teraz, kiedy spokojnie jadłyśmy obiad, wydarzyło się to, czego tak bardzo nie chciałam. W wiadomościach zaczęto mówić na temat marszu równości, który odbył się niedawno. Myślałam kiedyś, czy by nie pójść na coś takiego. Może poznałabym kogoś wartościowego? Może znalazłabym sobie dziewczynę? Tylko że mi nie zależało na tym, żeby mieć jakąś tam dziewczynę. Zależało mi na Julce. Poza tym byłam zbyt aspołeczna, żeby iść na takie wydarzenie.

– Znowu te marsze! – oburzyła się babcia. – Teraz będą tylko marsze i marsze! Ktoś mógłby w końcu zrobić porządek z tymi ludźmi!

O, jest postęp – nazwała ich ludźmi.

– Ale co ci przeszkadzają te marsze? – zapytałam.

– Jak to, co mi przeszkadzają? To jest promowanie pedofilii! Zezwierzęcenie! Odsuwanie się od Boga!

O ja pierdolę.

– Widziałaś, co oni wyczyniają? Widziałaś, czego chcą dzieci uczyć w szkołach?

– Tylko i wyłącznie tego, że związki homoseksualne to normalna sprawa i nikomu nie szkodzą. Tylko tego.

– O nie, kochana. Dzieci będą się masturbacji uczyć!

– No chyba zgłupiałaś! – wypaliłam. – Nikt czegoś takiego nie powiedział!

– Powiedział.

– Tak, ludzie, którzy mają do nas problem i są zacofanymi w rozwoju zwierzętami!

Kurwa, czy ja powiedziałam „nas”? Babcia chyba nie zwróciła na to uwagi, bo dalej ciągnęła temat, ale moje serce waliło z przerażenia. Wiedziałam, że prędzej czy później coś chlapnę. Na szczęście babcia chyba pominęła ten szczegół.

– Wysłać ich na bezludną wyspę i będzie po problemie! – rzuciła.

– Pewnie, najlepiej uciekać od tego, czego nie rozumiemy.

– To nie ucieczka, tylko pozbywanie się problemów.

– To ucieczka.

Kłóciłyśmy się jeszcze przez jakiś czas, w końcu jednak uznałam, że to nie ma sensu. Mojej babci i tak nie dało się już przekonać, że jest w błędzie. Ona tak wierzyła w te wszystkie brednie, że uważała je za świętą prawdę. Nie dało się jej przemówić do rozsądku. Powiedziałam jej, żebyśmy przestały się kłócić, bo to nie ma sensu, i że po prostu obie mamy inne zdanie. Jeszcze coś tam nawyzywała pod nosem, ale rzeczywiście przestałyśmy dyskutować. Potem przeszłyśmy na inny temat i niby rozmawiałyśmy normalnie, ale ja już do końca spotkania czułam się niekomfortowo. Choć może to nie jest właściwe słowo. Po prostu czułam się okropnie źle. Miałam ochotę rzucić się na łóżko i zacząć płakać.

Kiedy wychodziłam, babcia oznajmiła, że przeprasza mnie za tę kłótnię i że trochę ją poniosło. Przyjęłam przeprosiny, choć nie poprawiło to mojego samopoczucia. Wyzywając wszystkie osoby homoseksualne, nieświadomie wyzywała także mnie. Czułam się z tym okropnie, bo te słowa zostawały mi w głowie i później czułam się źle ze swoją orientacją. Nie powinnam się tak czuć, bo wiedziałam, że wszystko jest ze mną w porządku, że homoseksualizm jest normalny, jednak wysłuchiwanie takich obelg od rodziny było krzywdzące.

Po powrocie do domu zrobiłam jedyną rzecz, na którą miałam ochotę. Wskoczyłam do łóżka, przykryłam się kołdrą i zaczęłam płakać. Dopiero chwilę później, gdy się trochę uspokoiłam, ucięłam sobie krótką drzemkę.4

Czwartek, 4 września 2025

127 dni przed

Dzień rozpoczęłam od sprawdzenia planu lekcji. Nigdy nie sprawdzałam go wieczorem, zawsze robiłam to rano przed wyjściem do szkoły. Robiłam tak, żeby nie załamać się przed pójściem spać. Kiedy dzisiaj sprawdziłam plan, uznałam, że to wspaniałe przyzwyczajenie, bo gdybym sprawdziła go wczoraj, miałabym problem z zaśnięciem. Zaczynaliśmy od matematyki. Dla mnie było to jednoznaczne z tym, że dzień nie będzie udany (tak jakby którykolwiek był). Już na samym początku dostanę zastrzyk nieszczęścia.

Uznawszy, że muszę być dzielna i stawić temu czoła, wstałam z łóżka. Sekundę później uznałam, że nie ma co zgrywać odważnej i wróciłam pod kołdrę. Stwierdziłam, że nie pójdę dzisiaj do szkoły, że po prostu sobie odpuszczę chociaż ten jeden dzień. Nie było to zbyt rozsądne, bo gdybym nie pojawiła się na lekcji matematyki, Kozłowski na pewno sprawdziłby przy pierwszej lepszej okazji, czy przepisałam lekcje, czy nauczyłam się tego, co przerabiali w klasie, albo czy nadrobiłam zaległości. Po pierwsze, nawet gdybym to zrobiła, drążyłby temat tak długo, aż by mnie udupił, a po drugie, nie zrobiłabym tego. Nigdy nie chciało mi się przepisywać zeszytów, bo zazwyczaj notatki były tak durne, że wolałam się zająć czymś innym.

Po raz drugi zebrałam się z łóżka i prędko poszłam do łazienki, by przez przypadek znowu nie zmienić zdania.

* * *

Weszliśmy do sali. Wraz z Wojtkiem udaliśmy się na sam koniec i usiedliśmy w ostatniej ławce. Na szczęście wszystkie miejsca z przodu były zajęte, więc Kozłowski nie miał nas gdzie przesadzić. Zaraz po wejściu do klasy usiadł przy biurku i zaczął coś przeglądać w swoim komputerze. Nawet się nie przywitał. Po prostu podszedł do biurka, usiadł i odpalił komputer. To nie zwiastowało niczego dobrego, oznaczało bowiem, że ma zły humor. Gdyby był w dobrym humorze, od razu by się z nami przywitał. Mimo to postanowiliśmy nie zwracać na niego uwagi i wykorzystać chwilę spokoju. Przez kolejne pięć minut Kozłowski wpatrywał się w ekran swojego laptopa, a my zajmowaliśmy się rozmową. Gdy rozejrzałam się po sali, zauważyłam, że ja i Wojtek jesteśmy jedynymi osobami, które nie używają telefonów. Reszta klasy zatopiła w nich swoje spojrzenia i niemal niemożliwe było, by zwrócili na ciebie uwagę, gdy ich zawołasz. Byli pochłonięci chuj wie czym.

Chwilę później Kozłowski postanowił zaburzyć nasz spokój słowami:

– No dobrze, proszę państwa. Jako że ostatnio daliście mi popis waszych umiejętności – spojrzał na mnie – postanowiłem sprawdzić, czy słuchacie mnie na lekcjach, dlatego dzisiaj sprawdzimy waszą wiedzę z ostatniej lekcji. Proszę wyciągnąć karteczki.

Wszyscy jęknęli. Większość spojrzała przy tym na mnie. Wiedzieli, że Kozłowski zrobił to przeze mnie. Wszyscy mieli mi więc za złe, że przez moją niewiedzę również dostaną jedynki. Mnie trudno było stwierdzić, czy jestem załamana, czy wniebowzięta. Z jednej strony mieliśmy kartkówkę z czegoś, czego kompletnie nie umiałam, więc mogłam być pewna, że dostanę jedynkę, a co za tym idzie, opieprz w domu. Na dodatek klasa miała jeszcze jeden powód do tego, by mnie nie cierpieć. Z drugiej zaś strony szczerze nienawidziłam tej klasy i życzyłam im jak najgorzej, więc świadomość, że dzięki mnie wszyscy dostaną pały, była niezwykle satysfakcjonująca. Przynajmniej tyle mnie cieszyło.

Oddałam pustą kartkę. Niczego nie rozumiałam i nie potrafiłam rozwiązać nawet jednego zadania. Kozłowski uśmiechnął się pod nosem i lekko pokiwał głową, a ja poczułam chęć splunięcia mu pod nogi. Na szczęście się wstrzymałam.5

Czwartek, 18 września 2025

113 dni przed

Dwa tygodnie później rzeź zdążyła się już zacząć na dobre. Z każdego przedmiotu mieliśmy zapowiedzianą kartkówkę, sprawdzian, odpowiedź ustną czy cokolwiek innego. Oczywiście mieliśmy wiedzieć wszystko. Gdyby ktoś nie dawał sobie rady, nie oznaczałoby to, że jest słabszy z jakiegoś przedmiotu albo że nie daje sobie rady z nadmiarem pracy. Absolutnie nie. Jeśli ktoś nie daje sobie rady, w oczach nauczycieli jest leniem, który po powrocie do domu na pewno rozwala się na kanapie i leży do wieczora. Ja na przykład nigdy nie byłam w stanie nauczyć się na więcej niż dwa sprawdziany. Tym bardziej kiedy w tygodniu oprócz nich miały być również dwie kartkówki i jedna praca grupowa. Jeszcze nie skończył się wrzesień, a ja już byłam przekonana, że obleję kilka przedmiotów. Niezwykle mnie to dobijało.

Tego dnia, na szczęście, mieliśmy luźny plan. Może pomijając lekcję historii, ale już lepsze to niż matematyka (Kozłowskiego akurat nie było, więc zaczęliśmy godzinę później). Właśnie stałam pod męską toaletą i czekałam na Wojtka. Mai nie było w szkole, więc nie obawiałam się, że dopadnie mnie na korytarzu. Mogłam być spokojna. Wpatrywałam się w Julkę, która stała jakieś trzydzieści metrów dalej obok Oskara. Ten rozmawiał z jakąś inną dziewczyną i śmiał się wniebogłosy. Julka stała obok niego i wyglądała na niezbyt zadowoloną, zazdrosną i onieśmieloną. Wcale jej się nie dziwiłam. Ten chłopak nie był dla niej odpowiedni i robił z nią, co tylko chciał. Ta rozmowa, która właśnie się odbywała, to nie była zwykła rozmowa. Widać było, że Oskar jest zainteresowany tą dziewczyną. Ktoś mógłby powiedzieć, że to złudne wrażenie, ale problem w tym, że to nie był pierwszy raz. Co chwilę widziałam Julkę obok niego, kiedy on rozmawiał sobie z innymi dziewczynami (albo może powinnam powiedzieć, że się za nimi uganiał). Julka za każdym razem miała tę samą minę. Zresztą wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Oskar ją zdradzał. Litości, ten siedemnastoletni chłopak miał siedemnaście dziewczyn! To średnio jedna na rok! Kiedy on zdążył przejść siedemnaście związków?!

Wkrótce Wojtek wyszedł z łazienki i udaliśmy się pod klasę. Kiedy zaczęła się lekcja, napisaliśmy krótką, podobno łatwą, kartkówkę z fizyki. Byłam przekonana, że poszło mi świetnie i dostanę piątkę, dlatego z uśmiechem wyszłam na korytarz. Pani powiedziała, że sprawdzi kartkówki od razu, więc kiedy będziemy kończyć lekcje, oceny powinny już widnieć w dzienniku elektronicznym. Z jednej strony to dobrze, bo mogłam się szybko przekonać, czy moje przeczucie o dobrej ocenie było trafne. Z drugiej strony wolałam nie dowiadywać się o ocenach od razu, ponieważ zawsze bardzo mnie to stresowało.

Wychodząc ze szkoły, Wojtek przypomniał mi o ocenach z fizyki, a ja wyciągnęłam komórkę, by zalogować się do dziennika. Telefon przez chwilę nie mógł złapać zasięgu, przez co zalogowanie się było utrudnione. Komórka zacinała mi się tak bardzo, że miałam ochotę nią rzucić o beton. W końcu jednak złapała zasięg i dziennik się włączył. Natychmiast weszłam w zakładkę „oceny” i zobaczyłam, że dostałam… dwóję.

– Jakim cudem? – zdenerwowałam się. – Przecież wszystko napisałam!

– Może gdzieś się pomyliłaś?

– Nie! Nie ma takiej możliwości! Uczyłam się wczoraj w nocy i wszystko zrozumiałam! Dlaczego dostałam dwóję?

– Ej, dwójka to jeszcze nie tragedia. Z dwójkami się przechodzi.

– Tak, ale jeśli mam możliwość dostania lepszej oceny, to chciałabym ją dostać, żeby potem się nie stresować, że mam same dwóje i jak dostanę choćby jedną jedynkę, to nie zdam!

– Nie będzie tak. To pierwsza ocena z fizyki w tym roku.

– A ty co dostałeś? – zapytałam z zaciekawieniem.

Wojtek spojrzał w ekran swojej komórki i podrapał się po głowie.

– Cztery minus – powiedział, a ja poprawiłam plecak na ramieniu. – Następnym razem pójdzie ci lepiej.

– Teraz to bym chciała wiedzieć, co pomieszałam.

– Dowiesz się za tydzień.

Fizykę mieliśmy tylko raz w tygodniu, więc dopiero za siedem dni mogłam dostać moją kartkówkę do ręki.

– Przez tydzień dostanę kolejnych siedem jedynek – stwierdziłam.

– Wątpię. Dasz sobie radę. Jesteś mądra. To tylko jeden wypadek.

– I tak mam to już gdzieś.

– Nasia…

– Mam gdzieś to wszystko. Jeśli nie potrafię sobie poradzić w szkole, to jak sobie poradzę gdziekolwiek indziej?

– Gdzie indziej nikt nie będzie ci zawodowo wyniszczał psychiki.

– W sumie racja. Musimy jakoś przez to przejść.

– Musimy.

Poszliśmy do domu.7

Sobota, 20 września 2025

111 dni przed

W sobotę nie musiałam wcześnie wstawać, więc nie nastawiałam budzika. Uznałam, że wstanę o tej godzinie, o której się obudzę. Chciałam się w końcu wyspać. Dzień wcześniej siedziałam do późna i słuchałam muzyki. Dużo czasu spędziłam też w łazience. Przycinałam włosy tak, żeby wyglądały normalnie, jakbym sama po prostu postanowiła je skrócić. Chciałam bowiem uniknąć pytań ze strony rodziców. Tym sposobem poszłam spać chyba o drugiej w nocy, co i tak nie było dla mnie bardzo późną godziną, bo w weekendy często chodziłam spać na przykład o czwartej.

Jak się okazało, pójście spać o takiej godzinie nie było dobrym pomysłem. Mimo że nie musiałam wstawać wcześnie, obudził mnie esemes. Podniosłam głowę i otworzyłam zmęczone oczy. Miałam wrażenie, że za chwilę niekontrolowanie się zamkną, jeszcze zanim zdążę chwycić za telefon. Najpierw sprawdziłam godzinę – była szósta rano. To musiał być Wojtek, bo kto inny pisałby do mnie o takiej godzinie? Zresztą w ogóle nie wiedziałam, kto inny mógłby do mnie pisać. Miałam rację – to był Wojtek.

Mogę dzisiaj wpaść?

Możesz.

Super.

Czemu piszesz tak wcześnie?

A co? Obudziłem cię?

No raczej.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
_Ciąg dalszy dostępny w pełnej wersji książki._
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: