- promocja
- W empik go
Zielona Gwiazdka - ebook
Zielona Gwiazdka - ebook
Najpiękniejsze święta są podobno w górach. Nawet jeśli gwiazdka zapowiada się zielona i wciąż nie spadł ani jeden płatek śniegu.
W rodzinie Skalskich to ma być wyjątkowy czas. Dziadek Ignacy, powszechnie lubiany, pełen energii senior rodu, ma hucznie obchodzić dziewięćdziesiąte urodziny. Wszyscy się cieszą, wszyscy jego najbliżsi. Celebrują święta zgodnie z tradycjami. Ich stary, piękny dom jest do tego stworzony.
Ale ludzie nie zawsze są tymi, za których się podają. A dawne tajemnice, choć zapomniane, w każdej chwili mogą wyjść na jaw.
W małej miejscowości ma się odbyć koncert. Przybędzie nieco już zapomniana gwiazda lat osiemdziesiątych i kilku młodych muzyków. Jeden z nich zaprzyjaźni się z Lidią, wnuczką Ignacego. Obcy człowiek z daleka, a jednak niektórym wydaje się dziwnie znajomy. Innych złości, choć nic złego nie zrobił.
Czy uda się uratować się święta? Czy można kochać rodzinę, która nie jest taka jak sądziliśmy? O wiele mniej idealna? A może tak naprawdę wcale nie ma tej miłości z obrazka? Jest tylko zwyczajna, prawdziwa, czasem trochę dziurawa.
Opowieść o tajemnicach rodzinnych, życiowych błędach i przebaczeniu, na które pod choinką zawsze warto znaleźć trochę miejsca.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67859-88-2 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Brakowało tylko śniegu. Zanosiło się na to, że Gwiazdka w tym roku będzie zielona. I wyjątkowo piękna.
Sonia Skalska właśnie zdała sobie sprawę, jaką jest szczęściarą. Ile osób może powiedzieć, że do pełnego szczęścia w życiu przydałoby im się tylko kilka centymetrów białego puchu? Bo poza tym wszystko, co ważne, już jest?
Sonia miała dom, o jakim zawsze marzyła, dobre, kochane dzieci, od lat tego samego męża. Szanowali się i lubili, wciąż buzowała w nich miłość. Sonia czuła się bezpieczna i kochana. Sądziła, że o swoich bliskich wie wszystko.
Boże Narodzenie to był jej ulubiony czas w roku. I nigdy się nie spodziewała, że to właśnie w Wigilię, przy pięknie zastawionym stole, siedząc wśród najbliższych, dozna takiego wstrząsu.
***
Kilka miesięcy wcześniej
Lidia Skalska obudziła się bezpieczna i szczęśliwa. Wśród dobrze znanych dźwięków i zapachów. Spała przy szeroko otwartym oknie, choć poranki stawały się coraz chłodniejsze. Uwielbiała jednak, kiedy delikatny wiatr ruszał firankami, a do środka wpadało orzeźwiające powietrze pełne zapachów z okolicznych łąk.
Gospodarstwo, na którym się wychowała, było ogromne, od najbliższych sąsiadów dzielił je spory kawałek. Czasem miała wrażenie, że tworzy ono odrębny świat. Powietrze przesycały zapachy ich własnych ziół, kwiatów, trawy, skoszonego siana. Pachniało inaczej o każdej porze roku. Lidia wiedziała, że kiedy tylko otworzy drzwi pokoju, z dołu poczuje kolejny wyjątkowy aromat, jakim witane jest już tak niewiele osób na świecie. Świeżo upieczonego domowego chleba.
Mama zajmowała się tym od lat, co przy rodzinie z trójką dzieci wcale nie jest łatwym zadaniem. Nie tylko piekła chleby i prowadziła dom, lecz także robiła to z prawdziwym zamiłowaniem. Każdy bochenek ozdabiała ostrym nożykiem w specjalne wzorki. Starała się bardzo, mimo iż wiedziała, że dzieła jej rąk są wyjątkowo nietrwałe. Młodsi bracia Lidii podrośli i dla nich jeden bochenek świeżego chleba na śniadanie to wcale nie było dużo. Tata z dziadkiem też nie narzekali na brak apetytu. Chleb znikał w mgnieniu oka. A jednak mama zawsze pilnowała, żeby był nie tylko smaczny, lecz także piękny.
Jak otaczające dom góry.
Lidia uwielbiała swoje życie i to miejsce. Nie chciała nigdy stąd wyjeżdżać, lecz zostać, gospodarować tutaj jak jej rodzice. Niczego więcej nie potrzebowała. Ale tata uparł się, żeby poszła na studia i miała wybór. Zobaczyła, jak wygląda duże miasto, inny świat.
Ona nie potrzebowała wyboru! Dawno już go dokonała. Zgodziła się jednak. Spędzone w Krakowie miesiące nie zmieniły jej decyzji. Pożytek ze studiów był tylko taki, że po kolejnych tygodniach nauki z jeszcze większą radością wracała do domu na wakacje czy weekendy. Czasem nawet na jeden wieczór, choć podróż trochę trwała. Ale ciągnęło ją tutaj jak do ukochanego mężczyzny. Jak do najważniejszego miejsca w życiu.
Nie lubiła, kiedy lato dobiegało końca, jak teraz. Celebrowała każdą chwilę wolności.
Właśnie miała zamiar powoli otworzyć oczy i cieszyć się, że wciąż tutaj jest, bo zostały jej jeszcze ostatnie dwa tygodnie do rozpoczęcia zajęć. Przeciągnęła się z przyjemnością w łóżku. I wtedy zadzwonił telefon.
Ada. Najbliższa przyjaciółka.
Zaletą mieszkania całe życie w jednym miejscu, w którym rodziny zajmują od pokoleń wciąż te same domy, są niezwykle trwałe relacje, kiedy człowiek zna nie tylko pojedynczą osobę, lecz także wszystkich jego krewnych do kilku pokoleń wstecz. Na żywo lub z opowieści.
A gdyby nie znał, to uczynny dziadek wszystko mu dokładnie wytłumaczy. Kim jest ta dziewczynka. Kim byli jej rodzice, dziadkowie, jakie opowieści są z nimi związane. Lidia lubiła tego słuchać. Żałowała tylko, że dziadek Ignacy częściej opowiada o innych niż o sobie, właściwie o jego bliskich wiedziała najmniej. Ale może dziadkowi jego własne spokojne życie nie wydawało się aż tak fascynujące? Urodził się tutaj, całe lata pracował na gospodarstwie, i tyle.
Lidia bardzo go kochała.
– Cześć! Wstawaj! – usłyszała głos przyjaciółki, który całkowicie wyrwał ją z tego błogiego zamyślenia. – Mam dla ciebie takiego newsa, że usiądziesz, jak tylko wstaniesz.
– To może już zostanę od razu w łóżku – roześmiała się Lidia.
– Wiesz, że Mister Max przyjeżdża do nas na ten cały koncert? – zapytała Ada.
– Tak, jasne – odpowiedziała Lidia. – Gdyby się uchował w okolicy ktoś, kto jeszcze jakimś cudem nie wie, to burmistrz z pewnością osobiście by go poinformował o swoim flagowym projekcie. Wykosztował się, to fakt, ale przed wyborami kiełbasa wyborcza musi być. Wiem też, że gość pochodzi z Niemiec, ale ja go nie znam.
– Ja też – potwierdziła Ada. – Ale moja mama szaleje. Mówi, że całowali się z ojcem pierwszy raz przy jego piosence...
– Moi rodzice też mają mnóstwo wspomnień. – Lidia się uśmiechnęła. – Wczoraj przy kolacji o tym opowiadali. Trzeba będzie wygooglować człowieka...
– A daj spokój! – przerwała jej gwałtownie Ada. – To jakiś dinozaur, cud, że w ogóle jeszcze śpiewa. Nawet twój dziadek ma w związku z nim wspomnienia. Więc sama rozumiesz... Nie będziemy się staruszkami interesować... Jest lepszy news.
Lidia mimo woli się zaciekawiła. Sądziła, że o koncercie wie wszystko. W ich małej miejscowości rzadko zdarzały się takie duże imprezy. A cokolwiek Ada twierdziła o gwieździe wieczoru, Mister Max był to muzyk dość szeroko znany w wielu krajach. W latach dziewięćdziesiątych robił wielką karierę. Ludzie ciągle o tym mówili. Zaprzyjaźniony z rodziną Skalskich burmistrz nie uznawał ostatnio żadnych innych tematów.
– Słuchaj. – Ada podkręcała jej ciekawość, choć Lidia już i tak czekała w napięciu. – Razem z nim przyjeżdża młody boysband! – zawołała z zachwytem. – Trzech superprzystojnych chłopaków. Wszyscy śpiewają i tańczą. Mówię ci, czad!
– Cieszę się. – Lidia przyjęła to ze spokojem. – Dla młodszych osób też będzie jakaś atrakcja.
– Dla nas! – emocjonowała się Ada. – Dla nas! – powtórzyła takim tonem, jakby ci muzycy specjalnie w tym celu przyjeżdżali, by dwóm przyjaciółkom z końca świata zrobić przyjemność. – Chłopaki pewnie zaczynali w garażu i powoli przecierają się w świecie – opowiadała szybko. – Ale ja nie o tym. W hotelu będą potrzebowali dodatkowych kelnerek, zjedzie się dużo ludzi. I... – zrobiła efektowną pauzę – ...załatwiłam ci pracę!
– Ty to się wszędzie wkręcisz. – Lidia się roześmiała. – Jak to zrobiłaś? Przecież żadna z nas nie jest kelnerką!
– Może nie – przyznała przyjaciółka. – Za to jesteśmy mądre, ładne, inteligentne – wyliczała z entuzjazmem – więc sobie poradzimy! – zakończyła energicznie.
Lidia oczyma wyobraźni widziała, jak podskakuje jej ruda grzywka, a oczy błyszczą. Ada miała wiele marzeń i w każde angażowała się całą sobą.
– Niesamowita jesteś, że nas przyjęli – powiedziała.
– Znają mnie tutaj, wiedzą, że sobie poradzę. Ciebie też znają i wiedzą również, że i ty sobie poradzisz, więc mamy robotę.
Lidia w sumie się ucieszyła. Pieniądze były czymś, co w ich dużej rodzinie zawsze się okazywało potrzebne. Nie zamierzała zmarnować okazji, by sobie dorobić przed wyjazdem na kolejny, ostatni już rok studiów.
– No więc, planuję poznać tych chłopaków – opowiadała dalej Ada. – Może któryś będzie moją życiową szansą? – dodała rozmarzonym tonem. – Zobaczysz, kiedyś nie będę musiała wcale pracować, wyjadę gdzieś daleko.
– Mam nadzieję, że kiedyś po prostu naprawdę się zakochasz i będziesz szczęśliwa – powiedziała ze śmiechem Lidia. Bardzo lubiła swoją przyjaciółkę. Ada zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
– O nie! Nie wkręcaj mnie w te twoje ideały – zaprotestowała rudowłosa sąsiadka. – Twoja rodzina sprawia, że masz spaczone podejście do życia i świata. Takiej miłości, jak twojej mamy i taty, nie ma na świecie. Ja w każdym razie nie zamierzam jej szukać. To marzenie nie na nasze czasy.
Lidia znowu przymknęła oczy. Słyszała wielokrotnie, że jej rodzice są wyjątkowi, taka historia rzadko się zdarza, normalnie ludzie tak nie mają. Nigdy jednak nie straciła wiary, że jednak jest to coś, co – jeśli nawet nie jest powszechne – to przynajmniej powinno być. I spotkać każdego człowieka. Żyjąc z dwojgiem naprawdę kochających się ludzi pod jednym dachem, nie potrafiła uwierzyć, że w ogóle mogłoby być inaczej.
– O której mam się stawić? – zapytała konkretnie. Z Adą przegadały na temat uczuć już tyle godzin, że nie było sensu zaczynać od nowa.
– O dziesiątej masz być w hotelu – odparła przyjaciółka. – Goście już się zjeżdżają przed piknikiem. Przyjechała też ekipa rozkładająca sprzęt. W hotelu wszyscy mają bazę.
– Nic dziwnego. Mamy tylko jeden – uśmiechnęła się Lidia. – A takiej imprezy jeszcze u nas nie było.
– Masz rację – zgodziła się nieuważnie Ada. Wyraźnie była już myślami w innym miejscu. – Wygooglowałam tych chłopaków – powiedziała. – To dwa zespoły. W jednym jest duet trochę starszy. No to ich zostawmy w spokoju – zdecydowała pospiesznie. – Ale ten drugi zespół miodzio – rozpłynęła się w szczerym zachwycie. – Jeden brunet, drugi blondyn, a trzeci wprawdzie łysy, ale i tak ciacho. Za dużo informacji o nich nie ma, więc właściwie mogę ci pozwolić pierwszej wybrać. Jako mojej przyjaciółce. – Ada robiła przerwy, tylko żeby złapać oddech. W przeciwnym razie Lidia nie miałaby szansy odpowiedzieć.
– Jestem ci bardzo wdzięczna – wskoczyła szybko w krótką pauzę. – Ale ja nie chciałabym poznać obcokrajowca, bo wiesz, że jedyne, czego chcę, to zostać tutaj.
– Och! – oburzyła się Ada. – Ty od razu tak na poważnie. A czy ja mówię, że masz wyjść za niego za mąż i urodzić mu szóstkę dzieci? Po prostu zobaczysz, co z tego wyjdzie – tłumaczyła. – Grunt to próbować. Nigdy nie wiadomo, gdzie czai się nasza życiowa szansa. A teraz się zbieraj! Spotkamy się w hotelu, chociaż chętnie bym do ciebie przyjechała na śniadanko, bo takich dobrych nie dają nigdzie. Ale nie zrobiłam sobie wczoraj paznokci i muszę skończyć. Zobaczymy się na miejscu.
– Dobrze – zgodziła się Lidia i się rozłączyły.
Zobaczyła, że na Messengerze ma już kilka wiadomości od przyjaciółki. Były tam linki do mediów społecznościowych chłopaków, którzy mieli grać. Otworzyła. Zdjęcia jej się spodobały. Fajni, sympatycznie wyglądający młodzi muzycy.
Ada była nimi wyraźnie zafascynowana.
Lidia mniej. To nie było coś, co ją pociągało ani o czym marzyła. Już dawno temu postanowiła, że jeśli będzie chciała wejść w związek, to tylko z chłopakiem stąd. Takim, który w pełni zrozumie jej miłość do tego miejsca. Ale mimo że odziedziczyła po mamie urodę i cieszyła się całkiem niezłym powodzeniem, wciąż nie mogła nikogo takiego znaleźć. Większość chłopaków stąd marzyła o wyjeździe. Nie zamierzali przejmować gospodarstw po ojcach. Wszyscy co sensowniejsi, bardziej inteligentni studiowali albo wyjechali z innych powodów. A jeśli się kształcili, to nie w tym celu, żeby tu wrócić i zostać, tylko żeby zacząć od nowa gdzieś w większym mieście.
Ci zaś, co nie mieli żadnych planów i zanosiło się na to, że faktycznie zostaną w domu rodziców, nie podobali jej się. Byli bierni i pozbawieni ikry, a ich decyzja, żeby tutaj mieszkać, nie wynikała z miłości do ziemi ani pasji, jaką na przykład miał jej tata, tylko z braku innej opcji, odwagi czy umiejętności, żeby sobie zbudować coś własnego. Tego Lidia nie chciała. Nie na tym przecież miało to polegać.
Miłości trzeba dać czas – mówiła mama, a Lidia wierzyła we wszystko, w każde słowo rodziców, chociaż była już dużą i samodzielną dziewczyną.
Przeciągnęła się w łóżku, ciesząc się na miłe chwile, które ją czekały. Fajnie będzie trochę popracować, poznać z bliska tych ludzi, muzyków, którzy przyjeżdżali do ich dalekiego, położonego wysoko w górach malutkiego miasteczka. Ostatnio działo się tutaj coraz więcej, ale w czasach dzieciństwa Lidii panował tu wszechogarniający spokój, który niektórzy nazywali nudą. Dziś rzutki burmistrz starał się nadążać za standardami, a Lidia lubiła właściwie wszystko, co to miejsce miało do zaoferowania. Ciszę i rutynę, a także ciekawe wydarzenia i wprowadzane zmiany. Ale najbardziej ten dom wybudowany jeszcze przez rodziców dziadka, remontowany, pielęgnowany ze starannością, czułością, jakby był członkiem rodziny. Otoczony wielkimi łąkami, lasem, ogromną stodołą, budynkami gospodarczymi.
Ostatni rok – pomyślała. – A potem wrócę tu i zostanę na stałe! Żadnych więcej wyjazdów.
Nie wiedziała, dlaczego rodzice z takim dystansem podchodzą do jej decyzji, zamiast się cieszyć. Tym bardziej że dwóch jej młodszych braci wcale nie wykazywało takiej miłości do gospodarstwa, choć wychowali się tutaj jak ona i pracowali na równi. Lidia nie miała wątpliwości, że kochali rodziców i mieli bardzo szczęśliwe dzieciństwo, ale uczyli się dobrze, mieli swoje pasje komputerowe i być może inne plany na życie, niż hodować kury, siać zboże, a już na pewno nie robić domowe chleby.
Zbiegła na dół na śniadanie. Chyba tylko ona jedna miała w domu tę świadomość, jak bardzo są wyjątkowi, jak niezwykłe przypadło im w udziale doświadczenie wychowywania się jakby na wyspie. W innej rzeczywistości, tak różnej od tego, czym żyła większość ludzi. Odliczała tygodnie do kolejnego powrotu, choć semestr jeszcze się nie zaczął.
Niedługo nadejdą święta – pomyślała. Najpiękniejszy czas w tym domu. Już na niego czekała.
Ale póki co trzeba było się zbierać do nowej niespodziewanej pracy. Tymczasem przed wyjściem czekało jeszcze na nią kilka obowiązków. W tym domu nigdy nie brakowało zajęć. Musiała się spieszyć.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------