Ziemiański savoir-vivre - ebook
Ziemiański savoir-vivre - ebook
Tomasz Adam Pruszak zaprasza czytelników do barwnego świata polskiego ziemiaństwa. Autor opisuje kodeks postępowania, etykietę i styl życia charakterystyczne dla polskich szeroko pojętych sfer ziemiańsko-arystokratycznych w okresie przedwojennym, ale także stara się odnieść do współczesności. Pokazuje, czym w istocie był zbiór dobrych manier, wpajanych od dziecka kolejnym pokoleniom. Objaśnia między innymi, jak się do siebie zwracano i na czym polegała sztuka uprzejmej konwersacji czy korespondencji. Odsłania zapomniane dziś tajniki wyglądu i garderoby, omawia zasady zachowania przy stole, jego nakrycia oraz przebiegu posiłków. Opis tradycyjnie urządzonych wnętrz czy używanych pojazdów wprowadza czytelnika w towarzyszący ziemianom entourage. Książka Ziemiański savoir-vivre to kolejna publikacja autora poświęcona obyczajowości polskiego ziemiaństwa.
Niewątpliwą zaletą opracowania jest materiał ilustracyjny – bogaty wybór archiwalnych zdjęć, malarstwa, a także zbiór XIX-wiecznych rycin.
Kategoria: | Sztuka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-21761-7 |
Rozmiar pliku: | 14 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Senator Zdzisław ks. Lubomirski w ubraniu trzyczęściowym
Ziemianie przeważnie ubierali się dobrze i dbali o wygląd zewnętrzny. Włosy zawsze czyste i uczesane, twarz umyta, strój schludny i czysty. Sedno sprawy oddają słowa jednego z książąt Radziwiłłów skierowane do raczej niechlujnego służącego: „Pamiętajcie Janie , że najważniejszy jest wygląd zewnętrzny bo wygląd zewnętrzny powinien odpowiadać wyglądowi wewnętrznemu”. Poza tym znane jest do dzisiaj powiedzenie: „jak cię widzą, tak cię piszą”. Przykładem może być postać Adama hr. Zamoyskiego, o którym Antoni Belina Brzozowski napisał, że był „ ubrany z wyszukaną elegancją, która zdradzała wpływ dworskiego życia i ciągłości tego rodu na przestrzeni wieków. Był osobą, koło której nie można było przejść obojętnie”. Ziemianin to przecież także _gentleman_, a więc jego ubranie powinno być w dobrym gatunku, zwłaszcza koszula, krawat i obuwie. Ubiór ten nie powinien jednak zdradzać zbytniej nowości, najświeższych trendów mody, bo to były i są cechy charakterystyczne dla nuworyszy. W Anglii mówiono wówczas „overdressed” – zbyt elegancko, przesadnie ubrany. Znacznie lepszym rozwiązaniem jest wybór nigdy nieprzemijającej w modzie klasyki i jakości. Świadczą o tym słowa zapisane przez Adama Czartoryskiego: „Wszczepiono mi pogardę dla tandety miejskiej i modnych strojów – jeśli coś ma być modne, to musi być tandetne, bo za rok już przestanie być modne i trzeba będzie je zmieniać. Ubranie zamawiało się u najlepszego krawca we Lwowie. Nie wchodziło w grę kupno gotowego ubrania, bo nigdy nie było dobrze skrojone. Chodziło o to, żeby było w dobrym guście. Toteż ubranie czasem nosiło się dziesięć lat, ale zawsze było widać, że jest od dobrego krawca, a nie ostatniej mody”. Witold Gombrowicz wspominał sytuację, gdy do zakopiańskiego pensjonatu dla osób „w lepszym tonie” przez pomyłkę trafił „ pewien pan o nazwisku nikomu nieznanym, człowiek jeszcze młody, ze wspaniałymi nowiutkimi walizkami ze świńskiej skóry i w olśniewającym sportowym stroju”. Efekt był taki, że chcąc zostać zaakceptowanym przez dosyć hermetyczne środowisko, podpuszczony przez Gombrowicza, posunął się do niemal szaleńczego czynu. Gombrowicz tak to wspominał: „ gdy już sytuacja osiągnęła maksimum zupełnego zwariowania a Igrekowi zupełnie pomieszały się klepki, wytłumaczyłem mu, że jego ubranie i walizki są za nowe i że wskutek tego traktuje się go niechętnie, jak parweniusza. Cały wieczór pochłonęło nam tarzanie jego ubrań w śmieciach i skrobanie waliz scyzorykiem, żeby nabrały patyny”. Sytuacja ta, chociaż przejaskrawiona, wskazuje jednak na to, że potrzebne są klasyka, jakość, ale i patyna. Patynę osiągano między innymi dając nowe ubrania do „wstępnego” ponoszenia służbie. W tym kontekście warto zauważyć, że bywali też ziemianie i ziemianki, którzy nie przywiązywali większej wagi do ubioru, stawiając na przesadną skromność, albo tacy, którzy zupełnie o wygląd nie dbali. Pewna panna z dobrej rodziny w wieku osiemnastu lat została wydana za mąż za bogatego ziemianina. Mimo zgrabnej figury była „zaniedbana w stroju i uczesaniu” i daleka od „kokieterii kobiecej”. Mąż od razu zabrał ją do Paryża, gdzie z pomocą mistrzów mody i fryzury zmienił ją całkowicie, zaszczepiając w niej odtąd zamiłowanie do elegancji. Czasem taka diametralna zmiana nie była prosta. Anna Branicka-Wolska wspominała swojego ojca: „Tatuś był wielkim abnegatem, niechętnie wkładał nowe ubranie, przywiązywał się do starych kurtek i płaszczy. Mama staczała z nim boje, by poszedł do krawca uszyć sobie coś nowego”. Zdjęcia hrabiego Branickiego pokazują go jednak jako eleganckiego mężczyznę, który być może stawiał właśnie na patynę. Cechami charakterystycznymi starszych ziemian były ich majestatyczny wygląd i godna poza, podkreślona siwizną lub bielą, czasem lekko falujących, włosów. Spotykali się więc z szacunkiem i respektem. Przykładem takiego „majestatycznego” człowieka może być Zdzisław hr. Tarnowski, pan a Dzikowie, w latach trzydziestych XX wieku mający ponad siedemdziesiąt lat. „ hrabia Zdzisław był ostatnim wielkim panem i patriarchą: wysoki, silny, z szerokimi brwiami i czarną brodą, prezentował się imponująco. Kiedy wchodził do pokoju, obecni instynktownie wstawali. Nosił się po szlachecku – w jedwabiach i futrach przypominał renesansowego magnata przeniesionego w XX wiek”.
Julian hr. Bielski, pierwszy prezes Polskiego Związku Stowarzyszeń Łowieckich, ok. 1925-1934 (zwraca uwagę szpilka w krawacie)
Bogdan hr. Hutten-Czapski, okres międzywojenny
Poniżej postaram się scharakteryzować ubiory ziemian i ziemianek, stosowane przy różnych okazjach w okresie międzywojennym, oraz odniosę się do współczesności. Moda męska i damska, w tym wzory wykorzystywane w krawiectwie, była zjawiskiem o zasięgu międzynarodowym. Generalnie w pierwszej połowie XX wieku męskie ubiory polskich i w ogóle europejskich sfer wyższych czerpały wzorce z mody angielskiej (prymat praktyczności i komfortu), przodującej w tej dziedzinie, natomiast moda kobieca miała swoje źródła w Paryżu (prymat elegancji). W modzie męskiej polskiego ziemiaństwa dużą rolę odgrywało też krawiectwo wiedeńskie, ceniono też modę bawarską oraz austriackie lodeny (jesienią i zimą oraz na polowaniach w tym okresie). Polscy ziemianie korzystali głównie z usług krawców oraz salonów mody, przeważnie renomowanych. Także obecnie klasyczna moda anglosaska i francuska powinna być dobrym punktem odniesienia dla ludzi chcących ubierać się elegancko, chociaż nie należy też zapominać o modzie włoskiej. Podstawową zasadą ubierania się była i nadal powinna być stosowność wobec sytuacji. Dlatego szczególnie w okresie przedwojennym ludzie ze sfer wyższych, chcąc brać udział w życiu towarzyskim i być akceptowanymi przez otoczenie, powinni byli często się przebierać, zależnie od okoliczności. Znakomicie zobrazował to Roman Mycielski, pisząc, że „mężczyzna, jadąc nawet z kilkudniową wizytą, poza specjalnym ubraniem podróżnym musiał zabrać ze sobą ubranie poranne, spacerowe, popołudniowe, często myśliwskie oraz do konnej jazdy i jeden, a czasem dwa zestawy ubrań wieczorowych, na przykład smoking i frak. O ile plany podróży przewidywały atrakcje wodne, na przykład przejażdżkę łódką po stawie, dochodziło ubranie marynarskie . Do tego wszystkiego dochodziły odpowiednie na każdą okazję buty, koszule i mnóstwo innych dodatków. Oczywiście trzykrotnie więcej rzeczy musiały wozić ze sobą panie. Jeździło się więc z jednym lub dwoma ogromnymi kuframi, dwiema walizkami, neseserem i w przypadku pań obowiązkowo z pudłem na kapelusze. Tymi strojami ktoś musiał się zajmować, często jeżdżono więc z osobistą służbą, strzelcem lub panną służącą”. Druga zasada, o której też wspomina Roman Mycielski, polegała na zakładaniu przez wszystkich uczestników spotkania, obiadu itd. ubrań tej samej klasy. Poza tym panowały dwie sprzeczne „szkoły”, jedna mówiąca o tym, że gospodarz powinien być ubrany nieco bardziej elegancko od gości, a druga twierdząca, że nie powinien.Zwracanie się do siebie
Ziemian charakteryzował szczególnie rozbudowany i ściśle przestrzegany sposób zwracania się do siebie wzajemnie. Przed pierwszą wojną światową nawet kuzyni mówili do siebie w osobie trzeciej, na przykład: „Proszę więc kuzyna”, „Czy kuzyn dzisiaj przyjdzie do nas?”. Ta forma po pierwszej wojnie światowej praktycznie wyszła z użycia i kuzyni, nawet dalsi, mówili sobie na „ty”. Do bliższego kuzyna nie było błędem zwrócić się „bracie”. Natomiast dzieci, ale także dorośli ludzie, zwracali się do swoich rodziców, dziadków, wujostwa obowiązkowo w osobie trzeciej, a więc na przykład: „Czy mama zgodzi się pójść na spacer”, „Proszę mamy ”, rzadziej w bezokoliczniku, np. „Proszę usiąść”. W okresie przedwojennym zwrócenie się do rodzica per ty przez syna lub córkę (bez względu na wiek) byłoby niewyobrażalnym złamaniem zasad i nie pozostałoby bez konsekwencji. Po drugiej wojnie światowej zasady wzajemnego zwracania się do siebie siłą rzeczy musiały się uprościć. Obecnie osoby rodzinnie powiązane i będące na tym samym „poziomie pokoleniowym” zwracają się do siebie po imieniu. Dzieci (także dorosłe) do swoich rodziców mówią w drugiej (”Mamo, czy napijesz się herbaty?”) lub trzeciej osobie („Czy mama napije się herbaty?”). Forma trzecioosobowa jest zgodna z tradycją i wyrażająca szacunek, ale już rzadziej spotykana. Do innych osób z rodziny mówi się „wuju”, „ciociu”, „stryju”, „stryjenko” itp., dalej stosując najbardziej odpowiednią formę trzeciej osoby (np. „Czy wuj napije się morelówki?”). W rodzinach ziemiańskich źle widziane jest natomiast używanie formy: wujek”, uważanej w tym środowisku za niegrzeczną. Do osób spoza rodziny, z którymi nie jest się po imieniu, mówi się w trzeciej osobie per pan, pani, ale oczywiście bez używania imienia.
Julia hr. Wielopolska i Tomasz hr. Zamoyski na Balu Stowarzyszenia „Opieka Polska nad Rodakami na Obczyźnie”, luty 1938
Charakterystyczną cechą ziemiaństwa było stosowanie specyficznych określeń w stosunku do osób z rodziny, a więc nierzadko mówiono bunia, babi zamiast babcia, a dunio, dziadzio, dziadunio zamiast dziadek. Na ojca dzieci, nawet dorosłe, często mówiły papa, a więc w odmianie na przykład „proszę papy”. Gdy były małe, także używały takich określeń jak tatuś i mamusia. Rodzice do dzieci, również dorosłych, zwracali się naturalnie po imieniu. Inne osoby z rodziny i środowiska potrafiono nazywać w sposób niezrozumiały dla osób z zewnątrz, tworząc określenia będące jakimiś formami pochodnymi od imion czy nazwisk, zazwyczaj ich zdrobnieniami. W środowisku można było spotkać Agę, Kinię, Dudusię, Mufę, Hajdę itd. Poza tym funkcjonowały liczne przezwiska, jak katastrofa, katakumba, meluzyna, Niobe, kijek, kalosz, koszonek itd. Jak zauważył wymieniający powyższe przykłady Andrzej Mycielski, „ dla każdego nienale-żącego do socjety było to wszystko czystą chińszczyzną”. Zresztą stosowanie różnych określeń i dziwnych zdrobnień jest do dzisiaj powszechne w tym środowisku. Jedną z przyczyn takiej praktyki mającej na celu odróżnianie osób, jest częste powtarzanie się imion w rodzinach ziemiańskich. Bardzo często też określa się małżeństwa za pomocą imienia męża, co też nie każdy niewtajemniczony jest w stanie pojąć. Mamy więc Bolków, Andrzejów, Adamów, Włodków, Krzysiów itd.
W okresie międzywojennym zwracanie się znajomych ziemian do siebie po imieniu stało się powszechne. O ile tacy ludzie nie znali się od dziecka czy wczesnej młodości, o tyle przechodząc na tę formę, powinni byli dokonać ceremoniału bruderszaftu. Krzyżowali więc ramiona i wypijali kieliszek wódki, wina lub szampana. Z osobami spoza własnej sfery nie przechodzono tak łatwo na formę po imieniu. Dodatkowe zasady stanowiły, że bruderszaftu nie mógł zaproponować mężczyzna kobiecie, osoba młodsza starszej, osoba na niższym stanowisku osobie na wyższym stanowisku. Analogicznie nie mogła postąpić osoba zajmująca niższe miejsce w hierarchii szlachecko-arystokratycznej lub zgoła niebędąca szlachcicem wobec osoby o wyższej pozycji, a więc na przykład nieszlachcic szlachcicowi, szlachcic hrabiemu, a hrabia księciu. Warto wspomnieć o tak zwanym austriackim bruderszafcie. Oznaczał on przejście na formę mieszaną, gdzie starsza osoba mówi do młodszej po imieniu, a młodsza do starszej nadal zwraca się per pan lub pani. Zasady powyższe mogą być stosowane także dzisiaj, chociaż bruderszaft przestał być już obowiązkowy.
Do osób spoza rodziny mówiło się per pan, pani, ale jeśli pełniły aktualnie lub kiedyś jakąś funkcję albo miały tytuł naukowy, jak radca, prezes, generał, profesor, to nie pomijano tego tytułu. W przypadku ich żon używano określenia pani prezesowa, pani generałowa, pani profesorowa itd. Podręczniki dobrych manier zalecały powściągliwość w tym względzie, a przynajmniej ograniczanie się do ważniejszych tytułów. Szlachcic wobec szlachcica mógł użyć określenia „wasan” zamiast „pan”. Bardzo istotnym zagadnieniem była sprawa stosowania tytulatury rodowej. Trzeba pamiętać, że w ramach sfery ziemiańskiej nie zwracano się do siebie per panie hrabio czy panie baronie, z wyjątkiem najwybitniejszych osób. Ziemianin i arystokrata nie zwracał się więc do hrabiego, używając tytułu tylko per _pan_ lub _pani_. Tytuł wymieniano jedynie w stosunku do księcia lub księżnej, przy czym w tym wypadku bardzo niestosowne było użycie słowa _pan_ lub _pani_. Większość arystokracji, będąc spokrewniona ze sobą rodzinnie (nawet jeśli daleko), zwracała się do siebie na zasadach rodzinnych, a więc np. kuzyni po imieniu, młodsi do starszych, mówiąc wuju, ciociu, stryju, stryjenko. Arystokratów tytułowali natomiast chętnie ich pracownicy, szoferzy i inni ludzie oferujący im swoje usługi. W rozmowie towarzyskiej (bez podległości pracowniczej) nikt nie powinien był zwracać się do młodej utytułowanej osoby pani hrabino lub księżno, ale już do osoby starszej wiekiem lub bardzo zasłużonej wypadało, zwłaszcza osobie spoza sfery, użyć tytułu – niemniej też z umiarem. Trzeba było także wiedzieć, jakim zwrotem posłużyć się przy pożegnaniu. Na przykład w kręgach arystokracji „galicyjskiej”, żegnając damę należało powiedzieć: „rączki (ręce) pani całuję”, ale absolutnie nie „całuję rączki pani” albo „do widzenia pani”. Były to więc niuanse, ale bardzo ważne. Obecnie zwracanie się do arystokratów w rozmowie, tytułując ich hrabiami lub książętami, często nie jest dobrze widziane przez nich samych.WNĘTRZA MIESZKALNE
Salon w dawnym pałacu hr. Łosiów w Narolu
Ludzie, których można zaliczyć do sfery ziemiańskiej, mieszkali dawniej zarówno w rezydencjach wiejskich (willach, dworach, pałacach lub zamkach), jak i w mieszkaniach lub pałacach w miastach. Jeśli mieszkali w mieście, to rezydencję wiejską, o ile ją nadal mieli, traktowali głównie jako miejsce pobytów czasowych, ale mogło być też odwrotnie. Duże domy były na ogół wielopokoleniowe, zarówno w pojęciu zamieszkujących go równocześnie kilku pokoleń rodziny, jak i w pojęciu kolejnych, następujących po sobie generacji na przestrzeni dziesiątków lub setek lat. Czasy się zmieniały, pokolenia mijały, a stare siedziby rodowe trwały i były ostoją dla wciąż przekazywanych tradycji, postaw i zachowań.
Podstawową zasadę obowiązującą przy urządzaniu wnętrz mieszkalnych stanowiło poczucie estetyki i dobrego smaku. Również utrzymanie w czystości tych wnętrz było bardzo ważne. Podłogi musiały być zawsze wyfroterowane, a wazony wypełnione świeżymi kwiatami, szczególnie ładnymi w dni świąteczne oraz gdy przyjeżdżali goście. Były to kompozycje złożone między innymi z piwonii, rudbekii, ostróżek, orlików, asparagusów i różnych gałązek. Ponadto oczy cieszyły zawsze soczyste i barwne fiołki alpejskie, kliwia, hiacynty, cynerarie. Czystość nie oznaczała jednak wyglądu „lśniącego” nowością, bez żadnej rysy, charakterystycznego dla ludzi _nouveaux riches_ (franc. ‘nowobogaccy’). W ziemiańskich domach, tak w Polsce, jak i w innych krajach, musiała być widoczna patyna dawności, świadcząca o użytkowaniu pomieszczeń i przedmiotów przez wiele pokoleń. Stąd w ziemiańskich wnętrzach meble i inne przedmioty reprezentowały różne style i epoki. Była to różnorodność nadająca tym pomieszczeniom wyjątkowy i charakterystyczny klimat. Tak były urządzone dwory i pałace większości ziemian, natomiast duże i wspaniałe siedziby bogatego ziemiaństwa i arystokracji mogły mieć wystrój bardziej uporządkowany i przejrzysty pod względem stylów. Poza tym prawie każdy mebel i inny przedmiot zabytkowy miał swoją historię, nierzadko bardzo interesującą. Żywa była i przekazywana z pokolenia na pokolenie pamięć o tym, jakie sławne postacie korzystały z mebli (foteli, łóżek, biurek) lub grały na danych instrumentach muzycznych.
We dworze Wyganowskich w Złotnikach Wielkich – Kazimiera i Wojciech Wyganowscy
Najważniejsze pomieszczenia reprezentacyjne w każdej siedzibie ziemiańskiej to sień (raczej we dworze) lub hall (raczej w pałacu), salon, pokój jadalny, czasem inne salony i saloniki oraz sala balowa. W salonach i pokoju jadalnym zazwyczaj wisiały obrazy, zwłaszcza portrety rodzinne (podkreślające znaczenie i historię rodu), pejzaże, sceny z polowań oraz przedstawienia religijne. Dodatkowo salony były miejscem pamięci historycznej, a więc mogły tam się znaleźć wizerunki bitewne, portrety królów i wodzów oraz sceny z historii Polski. Dodatkowe elementy wyposażenia to między innymi zegary stojące, wiszące lub kominkowe, makaty, kobierce, pasy słuckie, broń biała i palna, zbroje. Funkcję ozdobną i praktyczną pełniły piec lub kominek. Na marginesie trzeba dodać, że ziemianie nie tylko mieli sprzęty i dzieła sztuki odziedziczone po przodkach, lecz także wielu z nich uzupełniało zbiory lub tworzyło kolekcje przez zakupy. Salon miał często podłogę wyłożoną ozdobnym parkietem wykonanym z różnych gatunków drewna, ułożonym w piękne wzory lub w klasyczną jodełkę. W skromniejszych dworach były to po prostu deski. Podłogi zawsze się pastowało. Czasem na środku salonu leżał dywan orientalny. Stały tam jeden lub kilka garniturów mebli (stół, krzesła, kanapa, fotele), stoliczki, konsolki, komody, lustro, fortepian, ale dopuszczalne, a nawet częste było łączenie różnych rodzajów mebli. Okna zasłaniano storami, a drzwi portierami, które miały znaczenie praktyczne i ozdobne. Żyrandol, lampa lub świecznik wiszący (w tym szczególnie popularny „pająk”), apliki, apliki kryształowe i inne świeczniki przyścienne, lampy oraz świeczniki stojące (w tym wieloramienne kandelabry) – obok funkcji oświetleniowych również dekorowały wnętrze. Było to oświet-lenie coraz częściej elektryczne, chociaż nadal równolegle korzystano z tradycyjnych świec oraz nafty. Ozdobę salonu stanowiły też wazony i doniczki z kwiatami (m.in. duża palma), dekoracyjne poduszki, porcelana, brązy, popiersia, zdjęcia rodzinne w ramkach i różne bibeloty – stojące na fortepianie, kominku, komodzie lub stoliczku. Ściany mogły być dekorowane orientalnymi tkaninami, na których wieszano obrazki, ryngrafy, broń itp. W salonie spędzano czas wolny, prowadzono rozmowy towarzyskie, udawano się z gośćmi na kawę z likierem. Bale urządzano w dużym salonie lub w specjalnej sali balowej. W jadalni najważniejszymi meblami był długi, rozsuwany stół oraz krzesła, zazwyczaj z siedzeniami i zapleckami skórzanymi lub wyplatanymi trzciną. Poza tym mogły stać tam między innymi jeden lub dwa kredensy, komoda (na bieliznę stołową), serwantka, szafa, stoliki i konsolki pomocnicze, stoliczek i krzesełka dla dzieci. Nad stołem wisiała lampa naftowa lub elektryczna o regulowanej wysokości. Dodatkowe, odświętne oświetlenie stanowiły przede wszystkim świeczniki stojące, w tym kandelabry. W kredensach i serwantkach znajdowały się srebra, szkło i porcelana, ta ostatnia też na ścianach jako dekoracja. Na bocznym stoliku z marmurowym blatem mógł stać samowar. Ponadto w jadalni wisiał lub stał krucyfiks. Jadalnia sąsiadowała z pokojem kredensowym, w którym w szafach przechowywano bieliznę stołową, srebra, szkło, serwisy. Na dużym stole przygotowywano tam też potrawy dostarczone z kuchni. W okolicy kuchni, niekoniecznie znajdującej się w tym samym budynku, często była ulokowana, zamykana na klucz, spiżarnia, w której stały na półkach zapasy przetworów, konfitur, soków oraz wisiały suszone kiełbasy i wędliny. Hall (lub sień) był miejscem bardzo istotnym, bo to do niego pierwsze kroki kierowali wszyscy ważniejsi goście. Wystrój tego wnętrza stanowiły trofea myśliwskie, w tym poroża i wypchane ptaki oraz głowy zwierząt, skóry, sceny myśliwskie, czasem także posągi, popiersia, lustra, herb rodu oraz garnitur mebli wypoczynkowych. Niekiedy trzymano tam strzelby myśliwskie. W pobliżu powinien być też wieszak na ubrania wierzchnie. Znajdowała się tam także taca na wizytówki, często umieszczona w łapach wypchanego niedźwiedzia. W holu stały nierzadko kominek lub piec, a samo pomieszczenie mogło też pełnić funkcję livingroomu. Zazwyczaj były tam zlokalizowane paradne schody. Bardzo ważne wnętrze każdego ziemiańskiego domu stanowiła biblioteka, zawierająca tysiące tomów książek i czasopism, w tym starodruki. Książki stały gęsto na wysokich, na ogół ciemnobrązowych regałach lub w oszklonych szafach, do których wyższych półek dostawano się z pomocą drewnianych rozkładanych schodków. Książki miały twarde lub płócienne oprawy (zanim trafiały na półkę, były u introligatora), a wewnątrz – pieczęcie własnościowe biblioteki (exlibrisy). Na książki i czasopisma nigdy w domach ziemiańskich nie szczędzono pieniędzy, a poza tym posiadano zbiory dziedziczone i powiększane przez kolejne pokolenia. W bibliotece znajdowały się też inne meble pomocne do pracy, odrabiania lekcji przez dzieci i czytania, jak biurko, stół czy wygodne fotele i krzesła. Uzupełnieniem tego zazwyczaj przytulnie urządzonego pokoju były także: kominek, dywan, zegar, różne lampy, globus i zdjęcia w ramkach. Biblioteka mogła być jednym z najważniejszych pomieszczeń wypoczynkowych w domu. Dopuszczano też, aby biblioteka i salon stanowiły po prostu całość. Była też na ogół druga, mniejsza biblioteka, w której trzymano więcej literatury popularnej, udostępnianej wszystkim domownikom, pracownikom majątku, a nawet mieszkańcom wsi. Czasem biblioteka mogła stanowić jedność z gabinetem pana domu, równie ważnym pomieszczeniem w każdym ziemiańskim domu. W takim gabinecie oprócz szaf bibliotecznych, witrynek, kompletu skórzanych foteli (ewentualnie także kanapy i krzeseł), dywanu oraz czasem stolika obowiązkowo stało duże biurko. To biurko lub drugie, dodatkowe, mogło mieć nadstawkę z licznymi szufladkami, półkami i schowkami, zapełnionymi dokumentami, przyborami piśmiennymi i różnymi innymi przedmiotami, jak na przykład maszyna do pisania (raczej stała na oddzielnym stoliku), telefon, waga do ważenia listów, sztanca do wyciskania na papierze listowym herbu, pieczęć herbowa do laku, lak, papier listowy, nóż do rozcinania papieru, lupa. W szufladzie biurka zazwyczaj leżał co najmniej jeden pistolet. Na biurku stały lampa, na przykład z zielonym kloszem, oraz zdjęcia w ramkach. Na ścianach gabinetu mogły wisieć obrazy, ryciny, zdjęcia, oprawione mapy, poroża, ryngraf lub godło polskie, broń biała (zwłaszcza pamiątkowa szabla kawaleryjska) oraz palna, barometr, a podłogę pokrywała skóra niedźwiedzia z wypchanym łbem. Chcę zwrócić uwagę na sztancę do wyciskania herbu na papierze listowym, która miała na obu ramionach wygrawerowany awers i rewers herbu. Jeśli lekko zmoczyło się papier, to wyciśnięcie herbu było zupełnie proste. Dziedzic w swoim gabinecie przyjmował tylko bardzo ważnych gości, a pozostali przychodzili do kancelarii, która stanowiła odrębne pomieszczenie. W ciągu dnia urzędował tam właściciel majątku lub administrator i przyjmował interesantów. W kancelarii najważniejszymi sprzętami były były dwustronne biurko (z wyciąganym pulpitem także po stronie interesanta) i szafy na księgi majątkowe. Ściany kancelarii często dekorowały trofea myśliwskie. Wejście do kancelarii mogło być usytuowane z boku budynku, rzadziej w hallu lub klatce schodowej. W gabinecie albo kancelarii znajdowało się też miejsce na archiwum. Rozrywce służył znajdujący się w większych domach pokój bilardowy lub muzyczny. Bywał też urządzany pokój myśliwski, pełen przedmiotów i trofeów związanych z polowaniami. Pokoje o charakterze prywatnym, do których goście nie mieli prawa wchodzić, usytuowane zazwyczaj na piętrze i poddaszu, to wspólna sypialnia rodziców lub dwie oddzielne, pokój pani domu, pokoje dziadków, pokój dziecięcy, pokoje nauczycielek i służących, łazienka. W sypialniach osób dorosłych powinny być oprócz łóżek szafki nocne, toaleta i szafa ubraniowa. W ziemiańskich domach znajdowały się też pokoje gościnne i rezydentów (czasem w oddzielnym budynku). Parter z wyższą kondygnacją łączyły zwykle reprezentacyjne schody. Czasem w mniej widocznej części była zlokalizowana druga, skromniejsza klatka schodowa. Warto przypomnieć, że w latach trzydziestych XX wieku niektórzy ziemianie poważnie nastawiali się na uzyskiwanie dochodów z wynajmu pokojów na zasadzie pensjonatu. W tym celu remontowano i rozbudowywano siedziby, urządzając więcej dobrze wyposażonych pokoi gościnnych. Na werandzie zazwyczaj stały stół i fotele z wikliny. Jeśli chodzi o wpuszczanie zwierząt domowych do wnętrza dworu, to nie było reguły. Jedni właściciele pozwalali im tam przebywać, inni nie.PRZYPISY
Z. Skórzyńska z Radziwiłłów, _Świadectwo czasu minionego. Wspomnienia…_, _op.cit._, s. 60.
A. Belina Brzozowski, _Kozłówka w moich wspomnieniach 1924–1942_, oprac. G. Antoniuk, Kozłówka 1998, s. 61.
Zob. M. Pruszyński, _op.cit._, s. 31.
B. Caillot Dubus, M. Brzeziński, _Adam i Jadwiga Czartoryscy. Fotografie i wspomnienia_, Warszawa 2013, s. 137.
W. Gombrowicz, _op.cit._, s. 188–189.
Ibidem, s. 190.
M. Sapieżyna ze Zdziechowskich, _op.cit._, s. 18.
A. Branicka-Wolska, _Listy nie wysłane_, Warszawa 1993, s. 161.
Zob. A. Belina Brzozowski, _op.cit._, s. 61; J. Targowski, _Wspomnienia_, _op.cit._, s. 45.
A. Tarnowski, _op.cit._, s. 97.
Opis ubiorów opieram m.in. na analizie licznych fotografii, mniej bogatych fragmentów wspomnień dotyczących tego zagadnienia oraz na zaleceniach Konstancji Hojnackiej i Marii Wielopolskiej.
Zob. m.in.: M. Tarnowska, _op.cit._, s. 56.
Zob. A. Mycielski, _op.cit._, s. 386–387.
R. Mycielski, _Pałac na Opieszynie_, _op.cit._, s. 223.
Zob. _ibidem_, s. 223–224.
Z. Malanowska, _op.cit._, s. 54; Z. Morawski, _op.cit._, s. 28; A. Mycielski, _op.cit._, s. 94; J. Targowski, _Wspomnienia_, _op.cit._, s. 99; A. Tracz, K. Błecha, _op.cit._, s. 80.
Z. Reklewska-Braun, _op.cit._, s. 21.
Zob. A. Więcka, _op.cit._
J. Targowski, _Wspomnienia_, _op.cit._, s. 99; A. Tracz, K. Błecha, _op.cit._, s. 80.
J. Targowski, _Wspomnienia_, _op.cit._, s. 99.
Ibidem.
A. Mycielski, _op.cit._, s. 136.
J. Targowski, _Wspomnienia_, _op.cit._, s. 99–100.
Ibidem, s. 100; K.A. Jeleński, Snobizm , w: R. Gombrowicz, Gombrowicz w Europie. Świadectwa i dokumenty 1963-1969, Kraków 1993, s. 21.
Zob. M. Wielopolska z Colonna Walewskich, _op.cit._, s. 114.
A. Mycielski, _op.cit._, s. 94.
Zob. A. Krzemińska, J. Wilczak, op.cit.
J. Krasińska-Głażewska, _op.cit._, s. 78.
Zob. J. Sikorski, _op.cit._, s. 66.
Zob.: A. Chmiel z Cieślewiczów, _op.cit._, s. 31; E. Cieńska-Fedorowicz, _op.cit._, s. 50; P. Gałkowski, _op.cit._, s. 137–144; T. Konarski, _op.cit._, s. 21; D. Koral, _op.cit._, s. 68–71, 194, 241; Z. Morawski, _op.cit._, s. 119–120; T.A. Pruszak, _O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy_, Warszawa 2011, s. 91–92; Z. Skórzyńska z Radziwiłłów, _Świadectwo czasu minionego. Wspomnienia…_, _op.cit._, s. 51; M. Żółtowski, _Wspomnienia…_, _op.cit._, s. 44.
Zob. m.in.: A. Chmiel z Cieślewiczów, _op.cit._, s. 29–30; H. Donimirska-Szyrmerowa, _op.cit._, s. 37; R. Mycielski, _Pałac na Opieszynie_, _op.cit._, s. 50; R. Mycielski, _Pałac we Wrześni. IV. Gabinet dziadka_, „Wiadomości Ziemiańskie” 2008, nr 36, s. 27–29.
R. Mycielski, _Pałac na Opieszynie_, _op.cit._, s. 50.
Ibidem, s. 51.
Zob. E. Cieńska-Fedorowicz, _op.cit._, s. 50; P. Gałkowski, _op.cit._, s. 139; R. Mycielski, _Pałac na Opieszynie_, _op.cit._, s. 51.
Zob. m.in.: A. Chmiel z Cieślewiczów, _op.cit._, s. 31; P. Gałkowski, _op.cit._, s. 139; D. Koral, _op.cit._, s. 74–75.
Zob. T. Konarski, _op.cit._, s. 21.
D. Koral, _op.cit._, s. 69.
Zob. M. Giedroyć, _op.cit._, s. 16.