- promocja
Zła krew. Tom 1 - ebook
Zła krew. Tom 1 - ebook
Historia, która zainspirowała twórców serialu „Bękart z piekła rodem”, najnowszej produkcji Netflixa!
Międzynarodowy bestseller i początek genialnego cyklu. Porywająca opowieść o alienacji i niezłomnej woli przetrwania.
We współczesnej Anglii, tuż obok zwykłych ludzi żyją dwie, walczące ze sobą frakcje czarodziei i czarodziejek. Szesnastoletni Nathan jest nieślubnym synem najbardziej przerażającego i brutalnego czarownika na świecie, Marcusa. Nazywany półkodem, mający mieszaną krew, żyje uwieziony w klatce, bity i poniżany przez białych czarodziejów. Przed swoimi siedemnastymi urodzinami musi uciec, by odszukać ojca i otrzymać od niego trzy dary. Dzięki nim będzie mógł w pełni władać swoimi mocami, w przeciwnym razie umrze. Nieustannie ścigany i śledzony nigdzie nie jest bezpieczny. Nie może zaufać nikomu, nawet własnej rodzinie. Nawet dziewczynie, która kocha.
Zła krew to debiutancka powieść Sally Green i pierwszy tom trylogii o czarodziejach.
„Bardzo zabawny i niebezpiecznie uzależniający.”
Time Magazine
„Ostra, frapująca i znakomicie napisana.”
Michael Grant, New York Times bestselerowy autor Gone
„Zła krew ma wiele do powiedzenia na temat cierpienia, miłości i nadziei. Jestem pewien, że będę wracał do tej historii i jej przesłania.”
Daniel Cohen, Goodreads
„W tej historii kilka razy czułam się nieswojo. Nie zrozum mnie źle! To był najlepszy rodzaj nieprzyjemnego uczucia.”
Lainey, Goodreads
„Gdybym miała opisać tę książkę jednym słowem, byłoby to: intensywna. Już od pierwszej strony wciągnęły mnie pismo, emocje, głos i zmagania głównego bohatera.”
Nikki, Goodreads
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8318-275-9 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oto siedzi dwoje dzieci, dwóch chłopców ściśniętych między wielkimi poręczami starego fotela. Jesteś tym z lewej.
Drugi chłopiec jest tak ciepły, że aż chcesz się przytulić. Powoli, jakby w zwolnionym tempie przenosi wzrok z telewizora na ciebie.
‒ Podoba ci się? ‒ pyta.
Kiwasz głową. Otacza cię ramieniem i odwraca się na powrót w stronę ekranu.
Kiedy film dobiega końca, chcecie sprawdzić, czy uda się wam powtórzyć jedną ze scen. Z kuchennej szuflady wykradacie wielkie pudełko zapałek i biegniecie z nim do lasu.
Próbujesz pierwszy. Zapalasz zapałkę i trzymając ją między kciukiem a palcem wskazującym, pozwalasz jej spłonąć do końca. Poparzyłeś palce, ale trzymasz w nich zwęglony ogarek.
Sztuczka działa.
Ten drugi też próbuje, ale bez sukcesu. Upuszcza zapałkę na ziemię.
Budzisz się i przypominasz sobie, gdzie jesteś.Pompki
Rozkład dnia jest OK.
Budzenie się pod gołym niebem też jest OK. Budzenie się w klatce i w kajdanach ‒ no cóż – jest, jakie jest. Nie możesz pozwolić na to, by klatka przysłoniła ci całą resztę. Kajdany ocierają, ale skóra goi się szybko i bez kłopotu, więc czym się przejmować?
Klatka jest o niebo wygodniejsza, odkąd w środku są owcze skóry, które grzeją, nawet gdy są wilgotne. Nieprzemakalny brezent od północnej strony też znacząco poprawił sytuację. Chroni przed najgorszym wiatrem i zacinającym deszczem. Daje też odrobinę cienia w upalne, słoneczne dni. Żart! Ale poczucie humoru to podstawa.
Oto więc rozkład dnia. Budzisz się co rano, gdy niebo rozjaśnia się na wschodzie. Nie musisz wstawać, nie musisz nawet otwierać oczu, by się zorientować, że dnieje. Po prostu sobie leżysz i nasiąkasz porankiem.
Najlepszy moment dnia.
W okolicznych lasach są trzy ptaki na krzyż. Dobrze byłoby znać je z nazwy, ale musi ci wystarczać znajomość ich głosów. Zastanawiające, ale nie ma tu mew, a nieba nigdy nie przecinają smugi kondensacyjne. Powietrze w przedświcie jest zwykle nieruchome i gdy tylko odrobinę się rozjaśni, zaczyna się wydawać cieplejsze.
Możesz już otworzyć oczy. Przez kilka minut rozkoszujesz się wschodem słońca, który dziś jest cienką, różową linią ciągnącą się wzdłuż górnej krawędzi wąskiej wstęgi chmur spowijających zamglone wzgórza. Masz minutę, może nawet dwie, by pozbierać myśli, zanim się pojawi.
Musisz mieć plan. Najlepszym pomysłem jest poukładanie sobie wszystkiego w głowie poprzedniego wieczoru, żebyś rano mógł automatycznie przystąpić do dzieła. Plan zasadza się zwykle na tym, by robić wszystko, co ci każe, ale nie zawsze tak jest. Nie dziś.
Czekasz, aż się pojawi i rzuci ci klucze. Chwytasz je, rozkuwasz kajdany na nogach i rozcierasz je przez chwilę, by podkreślić ból, jaki ci zadaje. Uwalniasz lewy nadgarstek, później prawy, wstajesz, otwierasz drzwi klatki na oścież i odrzucasz jej klucze. Wychodzisz z pochyloną głową, nie patrząc jej w oczy, chyba że jest to część jakiegoś innego planu. Pocierasz kark, czasem jękniesz z cicha, po czym idziesz się wysikać na grządkę z warzywami.
Czasem, oczywiście, próbuje namieszać ci w głowie, zmieniając ustalony rozkład dnia; najpierw ordynuje wykonanie obowiązków domowych, a dopiero później ćwiczenia, ale zazwyczaj to pompki mają pierwszeństwo. Dowiesz się, zanim zapniesz rozporek.
‒ Pięćdziesiąt.
Nie podnosi głosu. Wie, że słuchasz.
Nie spieszysz się. Tego wymaga plan.
Niech czeka.
Rozmasowujesz prawą rękę, w którą wrzyna się metalowa obejma kajdanek, gdy jesteś skrępowany. Poświęcasz chwilę na zagojenie otarć i czujesz delikatne mrowienie. Krążenie głową, ramionami, jeszcze raz głową. Zastygasz w bezruchu na sekundę lub dwie, sprawdzając granice jej cierpliwości, po czym opadasz na ziemię.
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| jeden | Sztuką jest |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwa | się nie przejmować. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzy | To podstawa |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| cztery | strategii. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| pięć | Ale jest |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| sześć | wiele |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| siedem | taktyk. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| osiem | Mnóstwo. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dziewięć | Nieustanna |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dziesięć | czujność. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| jedenaście | Nieustanna. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwanaście | To takie |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzynaście | proste, |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| czternaście | bo nie ma nic |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| piętnaście | innego |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| szesnaście | do roboty. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| siedemnaście | Czego wypatrywać? |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| osiemnaście | Czegoś. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dziewiętnaście | Czegokolwiek. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwadzieścia | Niczego. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwadzieścia jeden | Wszystkiego. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwadzieścia dwa | Czegoś. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwadzieścia trzy | Błędu. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwadzieścia cztery | Okazji. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwadzieścia pięć | Przeoczenia. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwadzieścia sześć | Błahego |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwadzieścia siedem | błędu |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwadzieścia osiem | tej |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| dwadzieścia dziewięć | białej |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzydzieści | wiedźmy |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzydzieści jeden | z |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzydzieści dwa | piekła |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzydzieści trzy | rodem. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzydzieści cztery | Popełnia |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzydzieści pięć | błędy. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzydzieści sześć | O tak. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzydzieści siedem | A jeśli |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzydzieści osiem | ten błąd |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| trzydzieści dziewięć | nie stworzy |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| czterdzieści | szansy, |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| czterdzieści jeden | poczekasz |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| czterdzieści dwa | na |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| czterdzieści trzy | następny, |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| czterdzieści cztery | a po nim |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| czterdzieści pięć | kolejny. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| czterdzieści sześć | W końcu |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| czterdzieści siedem | zwyciężysz. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| czterdzieści osiem | Odzyskasz |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| czterdzieści dziewięć | wolność. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
Wstajesz. Bez wątpienia liczyła, ale nieprzepuszczanie żadnej okazji do niesubordynacji to kolejna kluczowa taktyka.
Bez słowa rusza w twoją stronę i grzbietem dłoni wymierza ci policzek.
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| pięćdziesiąt | ‒ Pięćdziesiąt. |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
Po wykonaniu pompek wstajesz i czekasz. Najlepiej wbić wzrok w ziemię. Przez wiele dni padało i wiodąca obok klatki ścieżka, na której stoisz, tonie w błocie, ale dziś nie będziesz jej zamiatał. Nie taki jest plan. Jesień już wisi w powietrzu, ale akurat dziś się przejaśniło. Świetnie się składa.
‒ Zrób duże koło.
Wypowiada te słowa równie cicho jak poprzednio. Nie musi podnosić głosu.
Odbiegasz ‒ ale nie od razu. Musi sądzić, że jesteś tym samym chłopakiem co zwykle, trochę krnąbrnym, ale w sumie posłusznym, więc najpierw oskrobujesz buty z błota: lewym obcasem prawy nosek i prawym obcasem lewy nosek. Unosisz palec i patrzysz w niebo, a później wokół siebie, jak gdybyś oceniał kie-runek wiatru, spluwasz w krzaczki ziemniaków, rozglądasz się, jakbyś chciał przejść przez jezdnię, czekasz, aż przejadą wyimaginowane samochody... i autobus... i wreszcie ruszasz.
Jednym skokiem pokonujesz zbudowany bez zaprawy mur, a potem puszczasz się na przełaj przez wrzosowiska w stronę drzew.
Wolność.
Żeby to!
Masz jednak plan. Wiele się nauczyłeś w ciągu ostatnich czterech miesięcy. Na przebiegnięcie dużego koła potrzebujesz czterdziestu pięciu minut, ale pewnie mógłbyś zejść do czterdziestu, gdybyś nie mitrężył przy strumieniu na samym końcu, gdzie zwykle odpoczywasz, zaspokajasz pragnienie i przypatrujesz się życiu lasu. Któregoś razu udało ci się nawet dostać na grań i zobaczyć rozciągające się za nią wzgórza i lasy oraz ukryte wśród nich jezioro.
Dzisiejszy plan polega na tym, by przyspieszyć, gdy tylko znajdziesz się poza zasięgiem jej wzroku. Łatwizna. Bułka z masłem. Dzięki jej pożywnej kuchni opartej na mięsie, kilogramach warzyw i końskich dawkach świeżego powietrza jesteś zdrów jak ryba i w świetnej formie. Żyć, nie umierać.
Dobrze ci idzie. Świetne tempo. Gnasz jak wicher, a do tego uruchomiłeś proces autoregeneracji, by nie mieć siniaka po wymierzonym ci policzku, i aż cały buzujesz energią.
Dobiegasz do zawrotki, gdzie mógłbyś zrobić skrót na małe koło będące mniej więcej połową większego, ale kazała ci pokonać to duże, a i ty chciałbyś je przebiec – obojętne, co by powiedziała.
Nigdy nie biegłeś równie szybko.
Teraz na grań i niech ci sprzyja siła ciążenia, gdy pomkniesz długimi susami w dół strumienia prowadzącego nad jezioro.
Tutaj sytuacja się komplikuje. Jesteś już poza obszarem zakreślonym przez duże koło, a za chwilę będziesz znacznie poza nim. Zorientuje się, że zniknąłeś, dopiero gdy zaczniesz się spóźniać, a zatem masz dwadzieścia pięć minut od momentu opuszczenia koła ‒ może trzydzieści, może nawet trzydzieści pięć, ale przyjmijmy, że dwadzieścia pięć ‒ zanim zacznie cię ścigać.
W gruncie rzeczy to nie ona jest źródłem problemu, lecz obejma, którą masz na nadgarstku. Jeśli zbytnio się oddalisz, pęknie. Nie masz pojęcia, jak to działa ‒ może to czary, może zwykła nauka, może i jedno, i drugie ‒ ale pęknie. Powiedziała ci to pierwszego dnia. Powiedziała ci też, że obejma zawiera płyn. Kwas. Jeśli się gdzieś zawieruszysz, wypłynie i przeżre ci nadgarstek.
‒ Stracisz dłoń.
Dokładnie tak to ujęła.
Pędzisz w dół zbocza. Słyszysz kliknięcie... i zaczynasz płonąć z bólu.
Masz jednak plan.
Zatrzymujesz się i zanurzasz dłoń w strumieniu. Woda paruje z sykiem. Pomaga, ale trucizna jest lepka i brejowata i nie zmywa się tak łatwo, a będzie jej jeszcze więcej. A ty musisz biec.
Upychasz pod bransoletą mokry mech i torf. Jeszcze więcej. Jeszcze trochę. To już za długo trwa, czas ruszać w drogę.
W dół.
Wzdłuż strumienia.
Sztuczka polega na tym, by nie zwracać uwagi na nadgarstek. Nogi spisują się świetnie, więc gnasz przed siebie.
Utrata ręki to jeszcze nie katastrofa. Można ją czymś zastąpić... hakiem... albo trójzębem jak u tego faceta z Wejścia smoka... albo może czymś, co ma ostrza, normalnie schowane, a jak stajesz do walki, to się wysuwają i ta-dam! Może nawet płomienie... Jedno jest pewne: nie sprawisz sobie sztucznej dłoni... Na pewno nie.
Kręci ci się w głowie, a jednocześnie czujesz mrowienie. Ciało próbuje uleczyć nadgarstek. Kto wie, może uda ci się z tego ujść z obiema rękami. Sztuczka tak czy siak polega na tym, by nie zwracać uwagi. Z ręką czy bez wydostaniesz się stąd.
Musisz się zatrzymać. Ponownie zanurzasz rękę w strumieniu, ponownie upychasz trochę torfu pod bransoletą i puszczasz się w dalszą drogę.
Jesteś już prawie nad brzegiem jeziora.
Prawie.
O tak. Piekielnie zimna ta woda.
Brodzenie w wodzie cię spowalnia, ale dobrze jest zanurzyć w niej rękę.
Byle iść dalej.
Dalej.
Cholernie duże jezioro. Ale to dobrze. Im większe, tym lepiej. Tym dłużej twoja ręka będzie w wodzie.
Niedobrze ci... bleee...
Cholera, ta ręka wygląda naprawdę fatalnie, ale kwas przestał już wypływać z obręczy. Wydostaniesz się. Pokonałeś ją. Znajdziesz Mercurę i otrzymasz trzy dary.
Musisz tylko iść dalej.
Za chwilę dotrzesz do końca jeziora.
Dobrze ci idzie. Naprawdę świetnie.
Już niedaleko.
Zaraz ukaże ci się cała dolina i...Prasowanie
O mały włos straciłbyś dłoń.
Rzeczona dłoń spoczywa teraz na kuchennym stole połączona z twoim ramieniem kośćmi, mięśniami i ścięgnami widocznymi w krwawej, otwartej ranie otaczającej nadgarstek. Pokrywająca go wcześniej skóra utworzyła strumyczki przypominające lawę spływającą ku palcom ‒ jakby stopniała, po czym na powrót stwardniała. Cała dłoń spuchła i boli jak... no cóż, jak dłoń poparzona kwasem. Możesz lekko poruszyć palcami, ale kciuk nie działa właściwie.
‒ Może zagoi się na tyle, byś mógł się nią znów posługiwać. A może nie.
Jeszcze nad brzegiem jeziora zdjęła obejmę z twojego nadgarstka i spryskała ranę płynem uśmierzającym ból.
Była przygotowana. Zawsze jest przygotowana.
Jak się tam znalazła? Tak szybko? Biegła? Przyleciała na cholernej miotle?
Niezależnie od tego, jak się dostała nad brzeg jeziora, musiałeś z nią wrócić piechotą i to był ciężki marsz.
‒ Dlaczego się do mnie nie odzywasz?
Jej twarz jest tuż obok twojej.
‒ Jestem tu, by cię uczyć, Natanie. Ale musisz zaprzestać prób ucieczki.
Jest tak brzydka, że musisz odwrócić twarz.
Po drugiej stronie kuchennego stołu stoi rozstawiona deska do prasowania.
Prasowała? Swoje bojówki?
‒ Natanie. Popatrz na mnie.
Nie spuszczasz wzroku z żelazka.
‒ Chcę ci pomóc, Natanie.
Odkrztuszasz gęstą flegmę, odwracasz się i plujesz. Błyskawicznie odchyla się w tył, więc plwocina ląduje na jej koszulce, a nie na twarzy.
Nie uderza cię. To nowość.
‒ Musisz jeść. Podgrzeję rosół.
To też nowość. Normalnie to ty musisz gotować, sprzątać i zamiatać.
Nigdy jednak nie musiałeś prasować.
Idzie do spiżarni. Tu nie ma lodówki ani elektryczności, za to jest opalany drewnem piec. Rozpalanie ognia i wynoszenie popiołu też należy do twoich obowiązków.
Kiedy idzie do spiżarni, podchodzisz popatrzeć na żelazko. Nogi masz jak z waty, ale głowa pracuje normalnie. Wystarczająco normalnie. Dobrze by ci zrobił łyk wody, ale chcesz popatrzeć na żelazko. To tylko przypominający je kształtem stary kawałek metalu z rączką. Jest ciężki i zimny. Aby mógł spełnić swoje zadanie, musi zostać nagrzany na piecu. To musi trwać całe wieki! Mieszka w środku niczego, a prasuje swoje spodnie i koszulki!
Kiedy kilka sekund później wraca, stoisz już za drzwiami spiżarni. Z impetem opuszczasz żelazko, kierując je ostrym końcem w jej skroń.
Dlaczego jest tak cholernie wysoka i tak cholernie szyb-ka? Żelazko ledwie zahacza o jej głowę i ześlizguje się na ramię.
Padasz na podłogę, chwytając się za uszy. Ostatnim obrazem, który dostrzegasz przed utratą przytomności, jest widok jej butów.