- W empik go
Złota książeczka czyli Zbiór ciekawych i nauczających powiastek Fryderyka Hoffmann - ebook
Złota książeczka czyli Zbiór ciekawych i nauczających powiastek Fryderyka Hoffmann - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 276 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Fryderyka Hoffmann
Przełożył
T. Nowosielski.
Z 5 rycinami kolorowanemi.
Warszawa.
Nakład i druk S. Orgelbranda Księgarza i Typografa, przy ulicy Miodowej Ner 496.
1853.
Wolno drukować, z warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury po wydrukowaniu prawem przepisanej liczby exemplarzy, w Warszawie dnia 15/27 Lutego 1851 r.
Starszy Cenzor Tripplin.
Słuchajcie dzieci swoich rodziców i bądźcie im posłuszne w każdym względzie.ZŁOTA KSIĄŻECZKA.
Państwo Potuliccy mieli czworo dziatek: dwie dziewczynki i dwóch chłopczyków. Frandzia była z nich najstarszą: po niej następował Mieczysławek, dalej Tadeuszek, kończyło się zaś na Helence. Nie można się zresztą uskarżać wcale na tę figlarną czwórkę; gdyż ojciec i matka wcześnie już od kolebki przyzwyczajali dzieci swoje, zęby zawsze dobrze się sprawowały, I zęby zawsze dobrze się nad tem wprzódy zastanowiły co mają uczynić. W samej tez istocie, dzieci okazywały jak najlepsze skłonności do dobrego i były chętne do nauki, grzeczne, uprzejme i pełne szczerości; tak dalece, ze nie podobna było gniewać się zbyt długo na nie, chociaż niekiedy które z nich co zawiniło, bądź ze się w nauce zaniedbało, bądź tez iż się w czemkolwiek chwilowo zapomniało.
Przynajmniej ręczyć można było, że dzieci te nigdy się niczego złego ani niesprawiedliwego umyślnie nie dopuściły; jeżeli zaś przypadkiem jaki błąd popełniły, to nastąpiło raczej przez żywość temperamentu aniżeli z innej jakiej przyczyny. Pomimo to zdarzało się, iż dzieci zasługiwały na połajanie, a niekiedy nawet na karę. Najczęściej jednak wiele dni i tygodni upłynęło, zanim okazała się tego potrzeba. Gdy które z dzieci uległo czasami naganie albo tez ukaranem było, natenczas bardzo wiele natem cierpiało i szczerze się starało, żeby się poprawić i tym sposobem zmazać błąd dawniejszy. Za najlepszy dowód dobrych chęci dzieci posłużyć może to, ze Franusia w domu najstarsza z rodzeństwa, zaprowadziła formalny
Dziennik czyli Pamiętnik, w którym skrupulatnie notowane były dobre i złe postępki, dzieci. Pamiętnik ten zachowany był zawsze w sypialnym dzieci pokoju; kiedy zaś była potrzeba, wydobywano go i odczytano dzieciom: jednemu z nich jako w nagrodę za chwalebne sprawowanie się, poczem następowały zazwyczaj jaszcze pochwały rodziców; drugiemu za karę jakiego wykroczenia, trzeciemu jako przestrogę, czwartemu, zęby obudzić w niem szlachetne współubieganie się; wszystkim zaś dzieciom, ażeby miały pożyteczną rozrywkę. Za zwyczaj po odczytaniu Pamiętnika zmazywały się wszystkie winy, za które dzieci zawsze żałowały, wszystkie winy aż co do jednej, zęby już nie było żadnych wyrzutów, ale tylko wspomnienie dobrych postępków, któremi się dzieci zasłużyły, i które ich sercu wielką radość przynosiły. Ztąd też, przy odczytywaniu Pamiętnika były więcej uradowane aniżeli zasmucone. Pamiętnik Domowy , bo tak go właśnie dzieci nazywały, dostał się przypadkiem w ręce moje. Odczytując go pomyślałem sobie, że nie od rzeczy będzie może opowiedzieć i innym dzieciom te zdarzenia które się w nim znajdują; bo to nie tylko będzie dla nich miłą rozrywką, lecz co ważniejsza, posłużyć im może za przestrogę, lub też za wzór godny naśladowania,
W takim więc celu zachowawszy w pamięci najciekawsze wydarzenia, wyczytane w Pamiętniku, spisałem i postanowiłem ułożyć z tego książkę. Zrazu dzieci opierały się wykonaniu tej myśli, szczególniej Franusia, która za zwyczaj rej pomiędzy dziećmi wodziła. W końcu przystały dzieci na wszystko pod warunkiem jednak, ie nazwiska ich własne w książce nie będą wymienione, jeżeli powiastki w niej zawarte drukiem ogłoszę. A więc i ojca czworga dzieci nazwałem panem Potulickim, chociaż rzeczywiście nazywa się wcale inaczej; spodziewam się jednak że moi mali przyjaciele gniewać się o to nie będą.
Otoż zacznę zaraz od pierwszej powiastki zawartej w Pamiętniku Domowym; nosi ona na sobie tytuł:OBICIA PAPIEROWE.
Mała Helena nadzwyczajnie żywa i roztrzepana, nieraz już od swojej matki otrzymała burkę za to, ie była bardzo nieostrożna i nieuważna. Matka starała się, żeby taki sam porządek i czystość zachowano wpokoju dzieci, jak i winnych pokojach całego mieszkania; dużo jednak wprzód potrzeba było czasu, żeby Helenkę przyzwyczaić do porządku i baczności; gdyż jak się już powiedziało, panna Helenka była nadzwyczajnie żywą i roztrzepaną. Nigdy… też nie obchodziła się ostrożnie z obiciem, które ozdabiały ściany pokoju dzieci. Jeżeli czasem dostrzeżono, że ktoś obicie stłuścił albo zbrudził, to zwykle, przy bliższem dochodzeniu okazało się, że to była sprawka Helenki. Dziewczynka nigdy niebyła dosyć uważną; kiedy jadła chleb z masłem, zawsze miała brzydki zwyczaj dotykać ściany tłustemi palcami. Niekiedy także bawiąc się piłką i rzucając ją o ścianę zęby znów złapać odbiła., nie zważała wcale na to, aleby piłka nie była powalana i dla tego tez bardzo często pozostawały na ścianie ślady jej brudu. Tym sposobem na jasnem tle obicia widać było zawsze mniejsze i większe plamy. Pomimo to żadne napomnienia nie mogły Helenki skłonie do tego, żeby była ostrożniejszą. W końcu pokój tak brudno wyglądał, ze trzeba było dać nowe obicie. Kiedy ściany zupełnie odświeżono i pokój wyglądał tak jak pieścidełko, rzekła matka: a teraz proszę o baczność! Kto mi na nowem obiciu zrobi trzy pierwsze plamy, tego ukarzę tak, ze długo popamięta. Heleno! czy ty to słyszysz?"
– "Słyszę, moja Mamo!" odpowiedziała dziewczynka. "Co do mnie, niechaj się mama nielęka; już ja będę bardzo uważną. "
Ale niestety! zaledwie upłynął jeden tydzień, już znowu na ścianie pokazały się trzy plamy. A kto je tam zrobił? a któżby, jeżeli nie panna Helena. Bliższe dochodzenie z łatwością to wykryło. Sama nawet Helenka bynajmniej temu nie zaprzeczała; twarz jej żywym pokryła się rumieńcem, bo niezmiernie się wstydziła. Matka z swej strony powiedziała jej tylko; "Zobaczysz, ze dotrzymam słowa. " Nazajutrz z rana, kiedy dzieci powstawały już i zgromadziły się w swoim pokoju, powstała wielka pomiędzy niemi wesołość, jedna tylko Helenka nie śmiała się wcale.
– "Z czego wy się tak śmiejecież?" zapytała Helenka.
– "Przejrzyj się tylko Helenki w zwierciedle, zawołały dzieci.
Helenka spojrzała w zwierciadło i przestraszyła się: ujrzała bowiem na swoim nosie czerwoną plamę, ale tak czerwoną jak Iak. A chociaż nos tarła z całej siły, to przecież czerwona plama na żaden sposób puścić nie chciała. Dziewczynka w płacz; natenczas rzekła Matka: "Przekonajże się teraz, moja Helenciu, że jak czerwona plama oszpeca twój nosek, tak również wszelkie plamy szpecą obicie na ścianach pokoju. Za karę chodźze teraz przez parę dni
Z czerwoną plamą na nosie. Plama ta nie łatwo puści, bom ją sama zrobiła olejną farbą.
Helenka ciągle płakała, inne zaś dzieci śmiać się musiały, wreszcie i sama Helenka śmiała się wraz z niemi. W trzy dni potem czerwona plama zeszła także z noska Helenki. Od tego jednak czasu, nie tak rychło pokazała się plama na ścianie. Jednakże czerwona plama na nosie bardzo wiele przyczyniła się do tego!UDAWANIE SIĘ NA SPOCZYNEK.
Co wieczór wielki był zawsze kłopot przy udawaniu się dzieci do łóżeczka. Helenka, Tadeuszek i Mieczysławek chętnie szli do swego sypialnego pokoju, kiedy zatrąbiono na dzieci do odwrotu, jedna tylko Franusia ociągała się. Franusia zawsze miała wymówki na pogotowiu: to nie zrobiła jeszcze tego lub owego; to jeszcze ma robić nad pończoszką, albo jeszcze co uszyci; to jeszcze nieskończyła swoich rachunków; to jeszcze ma co do pisania; to znów wymawiała się Franusia, że jeszcze wcale nie czuje się strudzoną, to radaby chociaż jeszcze troszkę, jeszcze jeden kwadransik, przeglądać książkę z obrazkami: jednem słowem, nigdy jej nie zbywało na wymówce, byleby tylko mogła usprawiedliwić późne przesiadywanie wieczorem. Co wieczór musiała matka wprzódy dużo słów napróżno tracić, zanim Franusia poszła do swojego gniazdka. Chociaż wszelkie jej wymówki zazwyczaj na nic się nie przydały, bo czy rozespana czy nie rozespana, musiała w końcu pomaszerować do łóżeczka z innemi dziećmi, zawsze jednak taż sama historyja powtarzała się co wieczór. Wreszcie gdy się to ojcu już naprzykrzyło, rzekł razu jednego do matki: "Tylko mnie tę rzecz pozostaw, moja żono! już ja się spodziewam prędzej przyjść z Franusia do ładu. "
Matka nie miała nic przeciwko temu.
Następnego zaraz wieczora, Franusia odezwała się znów według swego zwyczaju:
– "Jeszcze troszkę, moja Mamo, tylko przeczytam jeszcze te trzy karty. "
Matka potrząsnęła głową a ojciec rzekł: "Zostawże jej wolę moja żono! Raz jeden to nie sto razy."
Franusia tryjumfowała i usadowiła się wjednym końcu kanapy, kiedy tymczasem inne dzieci odeszły do sypialnego pokoju mocno tem zdziwione, że reguła tak ściśle dotychczas zachowywana, dziś przecież uległa nadzwyczajnemu wyjątkowi.
Dobrze wszelako wiedział ojciec, co robił. Jak ojciec przewidywał tak się tez stało: nie upłynęło i pół godziny, a już Franusia twardo zasnęła w kącie kanapy, i tak chrapać zaczęła źe aż ją w całym domu słychać było. Ojciec nie budził jej wcale. Gdy jednak sam już udawał się na spoczynek, wyszedł po cichu z pokoju bawialnego wraz z matką; za nim zaś drzwi zamknął za sobą, zagasił lampę i Franusię zostawił w stanie, w jakim się znajdowała. Położenie dziewczynki, która miała na sobie ciasne odzienie, wcale nie było wygodne. Dla tego tez przewracała się we śnie na wszystkie boki, aż nareszcie jednym razem benc o ziemię, a nasza Franusia leżała jak długa na podłodze. Tu dopiero ocknęła się ze snu i nie mało się przelękła, widząc, że znajduje się sama jedna w pokoju. Zaczęła wołać, ale jej głosu nikt nie słyszał; chciała wyjść z pokoju i trafić do swego łóżeczka, lecz drzwi były zamknięte. Wtedy dopiero domyśliła się złatwością, jaki cel miał ojciec zamykając ją na klucz. Wstydząc się tedy sama przed sobą, zwolna znów powróciła na kanapę. Noc przepędziła jak najgorzej, nie sto razy westchnęła za swojem ciepłem miękkiem łóżeczkiem; nazajutrz zaś rano, kiedy powróciła do sypialnego dzieci pokoju, była cała jak połamana. Ojciec i matka uśmiechali się, dzieci na głos się śmiały, a Franusia? –o! jakże spiesznie odtąd udawała się wieczorem z dziećmi do łóżeczka o właściwej porze. Od tego też czasu nigdy już nie miała ochoty dłużej przesiadywać wieczorem aniżeli reszta jej rodzeństwa.OSPAŁOŚĆ.
Franusia, która zawsze później chciała iść spać aniżeli inne dzieci, szczęśliwie nareszcie Wyleczoną została z tej wady. Lecz do wyleczenia pozostał jeszcze Mieczysławek, który przeciwnie nadzwyczajnie był ospałym i często bardzo rozespał się zawczasu, chociaż inne dzieci siedziały jeszcze za stołem nad książką albo się bawiły. Zdarzało się niekiedy, że Mieczysławek, który miał jeszcze pisać albo rachować, rozespawszy się wypuszczał pióro z ręki i głowę opuszczał na stół. Częstokroć tak mocno zasnął, że można było strzelać mu nad głową, a on się nie przebudził. Ileż to potem miano z nim pracy, zanim go się dotrzeżwiono i zanim zdołano go skłonić do tego, żeby się położył w łóżko.
Matka, przez długi czas wyrozumiałą była dla niego. Że jednak żadne napomnienia nie skutkowały, musiał więc Mieczysławek, który zwykle siadał na sofie, ustępować z niej i sia – dać na stoiku. Matka miała nadzieję, iż chłopiec siedząc na twardem miejscu, mniej będzie ospałym. Przez kilka wieczorów udawało się to jak najlepiej. Chociaż sen morzył, to twarde siedzenie nie dozwalało mu tak prędko zasnąć. Nie długo jednak potem oswoił się z twardym stołkiem. Jednego wieczora, tak samo jak dawniej Mieczysławkowi oczy się sklejać zaczęły; książka wysunęła musie z rąk, a głowa opadła na stół.
– Mieczysławie! wołała matka… nie bądźże takim śpiochem!…
Ale Mieczysław nic na to nie odpowiedział, albowiem zasnął on był juz snem najtwardszym. Matka chcąc chłopca rozbudzić, poruszyła go za ramię. W tem nasz Mieczysławek nagle się zrywa i w tejże chwili pęc ze stołka na ziemię, tak, jak to nie dawno także przytrafiło się Franusi. Wszyscy w śmiech, Mieczysławek otworzył oczy z wielkiem podziwieniem. Tego wieczora już nie zasnął, nie zasnął także następnego; lecz trzeciego już wieczora zasnął znów. za stołem i chrapał.
– "Co tego, to już nadto! rzekł ojciec: "Przynieście mi tu szklankę zimnej wody. "
Przyniesiono wodę, a ojciec zaczął nią pryskać w twarz ospałego Mieczysławka. Zerwał się chłopiec na równe nogi. Ale trzeba było widzieć, jakie on wyrabiał kwaśne miny. Naturalnie, zimna woda nie mogła mu być bardzo przyjemną. Niepodobna się było wstrzymać od śmiechu. Własne rodzeństwo śmiało się najbardziej. Wtedy rzekł ojciec. "Mój Mieczysławie, tak dziś jak i co dzień możesz się spodziewać tego samego, dopóki nie przestaniesz być ospałym. Wstydź się być taką szlafmycą!
Rzecz dziwna, od tego czasu Mieczysław nigdy już nie zasnął nad książką. Jeżeli się zaś później zdarzyło czasem, ze oczy zaczął zamykać, to dość było zawołać: Przynieście no szklankę zimnej wody, a natychmiast otwierał oczy jak tylko mógł najbardziej. Nigdy tez już nie zleciał ze stołka. A wiecie dla czego?POLICZEK.
Razu jednego rozmawiały dzieci pomiędzy sobą o Panu Bogu i zastanawiały się nad tem, jak Bóg dobry jest dla wszystkich ludzi i jak po ojcowsku zajmuje się ich losem. Między innemi Tadeuszek opowiada!, że pan Oświęcimski (tak się bowiem nazywał jego Nauczyciel, którego bardzo kochał), utrzymywał dziś w szkole, iż niekiedy nawet większe i mniejsze nieszczęścia, jakie Bóg na ludzi zsyła, wychodzą im na dobre. Franusia, dziewczynka zarozumiała, odpowiedziała z minką przemądrzałą: "To nieprawda! Kiedy Pan Bóg chce zrobić komu co dobrego, to mu tez zsyła zaraz co dobrego, nie zaś co złego. Ja to lepiej wiem od was!"