Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Złota książeczka czyli Zbiór ciekawych i nauczających powiastek Fryderyka Hoffmann - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Złota książeczka czyli Zbiór ciekawych i nauczających powiastek Fryderyka Hoffmann - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 276 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Czy­li zbiór cie­ka­wych i na­ucza­ją­cych po­wia­stek

Fry­de­ry­ka Hof­f­mann

Prze­ło­żył

T. No­wo­siel­ski.

Z 5 ry­ci­na­mi ko­lo­ro­wa­ne­mi.

War­sza­wa.

Na­kład i druk S. Or­gel­bran­da Księ­ga­rza i Ty­po­gra­fa, przy uli­cy Mio­do­wej Ner 496.

1853.

Wol­no dru­ko­wać, z wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry po wy­dru­ko­wa­niu pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by exem­pla­rzy, w War­sza­wie dnia 15/27 Lu­te­go 1851 r.

Star­szy Cen­zor Trip­plin.

Słu­chaj­cie dzie­ci swo­ich ro­dzi­ców i bądź­cie im po­słusz­ne w każ­dym wzglę­dzie.ZŁO­TA KSIĄ­ŻECZ­KA.

Pań­stwo Po­tu­lic­cy mie­li czwo­ro dzia­tek: dwie dziew­czyn­ki i dwóch chłop­czy­ków. Fran­dzia była z nich naj­star­szą: po niej na­stę­po­wał Mie­czy­sła­wek, da­lej Ta­de­uszek, koń­czy­ło się zaś na He­len­ce. Nie moż­na się zresz­tą uskar­żać wca­le na tę fi­glar­ną czwór­kę; gdyż oj­ciec i mat­ka wcze­śnie już od ko­leb­ki przy­zwy­cza­ja­li dzie­ci swo­je, zęby za­wsze do­brze się spra­wo­wa­ły, I zęby za­wsze do­brze się nad tem wprzó­dy za­sta­no­wi­ły co mają uczy­nić. W sa­mej tez isto­cie, dzie­ci oka­zy­wa­ły jak naj­lep­sze skłon­no­ści do do­bre­go i były chęt­ne do na­uki, grzecz­ne, uprzej­me i peł­ne szcze­ro­ści; tak da­le­ce, ze nie po­dob­na było gnie­wać się zbyt dłu­go na nie, cho­ciaż nie­kie­dy któ­re z nich co za­wi­ni­ło, bądź ze się w na­uce za­nie­dba­ło, bądź tez iż się w czem­kol­wiek chwi­lo­wo za­po­mnia­ło.

Przy­najm­niej rę­czyć moż­na było, że dzie­ci te nig­dy się ni­cze­go złe­go ani nie­spra­wie­dli­we­go umyśl­nie nie do­pu­ści­ły; je­że­li zaś przy­pad­kiem jaki błąd po­peł­ni­ły, to na­stą­pi­ło ra­czej przez ży­wość tem­pe­ra­men­tu ani­że­li z in­nej ja­kiej przy­czy­ny. Po­mi­mo to zda­rza­ło się, iż dzie­ci za­słu­gi­wa­ły na po­ła­ja­nie, a nie­kie­dy na­wet na karę. Naj­czę­ściej jed­nak wie­le dni i ty­go­dni upły­nę­ło, za­nim oka­za­ła się tego po­trze­ba. Gdy któ­re z dzie­ci ule­gło cza­sa­mi na­ga­nie albo tez uka­ra­nem było, na­ten­czas bar­dzo wie­le na­tem cier­pia­ło i szcze­rze się sta­ra­ło, żeby się po­pra­wić i tym spo­so­bem zma­zać błąd daw­niej­szy. Za naj­lep­szy do­wód do­brych chę­ci dzie­ci po­słu­żyć może to, ze Fra­nu­sia w domu naj­star­sza z ro­dzeń­stwa, za­pro­wa­dzi­ła for­mal­ny

Dzien­nik czy­li Pa­mięt­nik, w któ­rym skru­pu­lat­nie no­to­wa­ne były do­bre i złe po­stęp­ki, dzie­ci. Pa­mięt­nik ten za­cho­wa­ny był za­wsze w sy­pial­nym dzie­ci po­ko­ju; kie­dy zaś była po­trze­ba, wy­do­by­wa­no go i od­czy­ta­no dzie­ciom: jed­ne­mu z nich jako w na­gro­dę za chwa­leb­ne spra­wo­wa­nie się, po­czem na­stę­po­wa­ły za­zwy­czaj jasz­cze po­chwa­ły ro­dzi­ców; dru­gie­mu za karę ja­kie­go wy­kro­cze­nia, trze­cie­mu jako prze­stro­gę, czwar­te­mu, zęby obu­dzić w niem szla­chet­ne współ­ubie­ga­nie się; wszyst­kim zaś dzie­ciom, aże­by mia­ły po­ży­tecz­ną roz­ryw­kę. Za zwy­czaj po od­czy­ta­niu Pa­mięt­ni­ka zma­zy­wa­ły się wszyst­kie winy, za któ­re dzie­ci za­wsze ża­ło­wa­ły, wszyst­kie winy aż co do jed­nej, zęby już nie było żad­nych wy­rzu­tów, ale tyl­ko wspo­mnie­nie do­brych po­stęp­ków, któ­re­mi się dzie­ci za­słu­ży­ły, i któ­re ich ser­cu wiel­ką ra­dość przy­no­si­ły. Ztąd też, przy od­czy­ty­wa­niu Pa­mięt­ni­ka były wię­cej ura­do­wa­ne ani­że­li za­smu­co­ne. Pa­mięt­nik Do­mo­wy , bo tak go wła­śnie dzie­ci na­zy­wa­ły, do­stał się przy­pad­kiem w ręce moje. Od­czy­tu­jąc go po­my­śla­łem so­bie, że nie od rze­czy bę­dzie może opo­wie­dzieć i in­nym dzie­ciom te zda­rze­nia któ­re się w nim znaj­du­ją; bo to nie tyl­ko bę­dzie dla nich miłą roz­ryw­ką, lecz co waż­niej­sza, po­słu­żyć im może za prze­stro­gę, lub też za wzór god­ny na­śla­do­wa­nia,

W ta­kim więc celu za­cho­waw­szy w pa­mię­ci naj­cie­kaw­sze wy­da­rze­nia, wy­czy­ta­ne w Pa­mięt­ni­ku, spi­sa­łem i po­sta­no­wi­łem uło­żyć z tego książ­kę. Zra­zu dzie­ci opie­ra­ły się wy­ko­na­niu tej my­śli, szcze­gól­niej Fra­nu­sia, któ­ra za zwy­czaj rej po­mię­dzy dzieć­mi wo­dzi­ła. W koń­cu przy­sta­ły dzie­ci na wszyst­ko pod wa­run­kiem jed­nak, ie na­zwi­ska ich wła­sne w książ­ce nie będą wy­mie­nio­ne, je­że­li po­wiast­ki w niej za­war­te dru­kiem ogło­szę. A więc i ojca czwor­ga dzie­ci na­zwa­łem pa­nem Po­tu­lic­kim, cho­ciaż rze­czy­wi­ście na­zy­wa się wca­le in­a­czej; spo­dzie­wam się jed­nak że moi mali przy­ja­cie­le gnie­wać się o to nie będą.

Otoż za­cznę za­raz od pierw­szej po­wiast­ki za­war­tej w Pa­mięt­ni­ku Do­mo­wym; nosi ona na so­bie ty­tuł:OBI­CIA PA­PIE­RO­WE.

Mała He­le­na nad­zwy­czaj­nie żywa i roz­trze­pa­na, nie­raz już od swo­jej mat­ki otrzy­ma­ła bur­kę za to, ie była bar­dzo nie­ostroż­na i nie­uważ­na. Mat­ka sta­ra­ła się, żeby taki sam po­rzą­dek i czy­stość za­cho­wa­no wpo­ko­ju dzie­ci, jak i win­nych po­ko­jach ca­łe­go miesz­ka­nia; dużo jed­nak wprzód po­trze­ba było cza­su, żeby He­len­kę przy­zwy­cza­ić do po­rząd­ku i bacz­no­ści; gdyż jak się już po­wie­dzia­ło, pan­na He­len­ka była nad­zwy­czaj­nie żywą i roz­trze­pa­ną. Nig­dy… też nie ob­cho­dzi­ła się ostroż­nie z obi­ciem, któ­re ozda­bia­ły ścia­ny po­ko­ju dzie­ci. Je­że­li cza­sem do­strze­żo­no, że ktoś obi­cie stłu­ścił albo zbru­dził, to zwy­kle, przy bliż­szem do­cho­dze­niu oka­za­ło się, że to była spraw­ka He­len­ki. Dziew­czyn­ka nig­dy nie­by­ła do­syć uważ­ną; kie­dy ja­dła chleb z ma­słem, za­wsze mia­ła brzyd­ki zwy­czaj do­ty­kać ścia­ny tłu­ste­mi pal­ca­mi. Nie­kie­dy tak­że ba­wiąc się pił­ką i rzu­ca­jąc ją o ścia­nę zęby znów zła­pać od­bi­ła., nie zwa­ża­ła wca­le na to, ale­by pił­ka nie była po­wa­la­na i dla tego tez bar­dzo czę­sto po­zo­sta­wa­ły na ścia­nie śla­dy jej bru­du. Tym spo­so­bem na ja­snem tle obi­cia wi­dać było za­wsze mniej­sze i więk­sze pla­my. Po­mi­mo to żad­ne na­po­mnie­nia nie mo­gły He­len­ki skło­nie do tego, żeby była ostroż­niej­szą. W koń­cu po­kój tak brud­no wy­glą­dał, ze trze­ba było dać nowe obi­cie. Kie­dy ścia­ny zu­peł­nie od­świe­żo­no i po­kój wy­glą­dał tak jak pie­ści­deł­ko, rze­kła mat­ka: a te­raz pro­szę o bacz­ność! Kto mi na no­wem obi­ciu zro­bi trzy pierw­sze pla­my, tego uka­rzę tak, ze dłu­go po­pa­mię­ta. He­le­no! czy ty to sły­szysz?"

– "Sły­szę, moja Mamo!" od­po­wie­dzia­ła dziew­czyn­ka. "Co do mnie, nie­chaj się mama nie­lę­ka; już ja będę bar­dzo uważ­ną. "

Ale nie­ste­ty! za­le­d­wie upły­nął je­den ty­dzień, już zno­wu na ścia­nie po­ka­za­ły się trzy pla­my. A kto je tam zro­bił? a któż­by, je­że­li nie pan­na He­le­na. Bliż­sze do­cho­dze­nie z ła­two­ścią to wy­kry­ło. Sama na­wet He­len­ka by­najm­niej temu nie za­prze­cza­ła; twarz jej ży­wym po­kry­ła się ru­mień­cem, bo nie­zmier­nie się wsty­dzi­ła. Mat­ka z swej stro­ny po­wie­dzia­ła jej tyl­ko; "Zo­ba­czysz, ze do­trzy­mam sło­wa. " Na­za­jutrz z rana, kie­dy dzie­ci po­wsta­wa­ły już i zgro­ma­dzi­ły się w swo­im po­ko­ju, po­wsta­ła wiel­ka po­mię­dzy nie­mi we­so­łość, jed­na tyl­ko He­len­ka nie śmia­ła się wca­le.

– "Z cze­go wy się tak śmie­je­cież?" za­py­ta­ła He­len­ka.

– "Przej­rzyj się tyl­ko He­len­ki w zwier­cie­dle, za­wo­ła­ły dzie­ci.

He­len­ka spoj­rza­ła w zwier­cia­dło i prze­stra­szy­ła się: uj­rza­ła bo­wiem na swo­im no­sie czer­wo­ną pla­mę, ale tak czer­wo­ną jak Iak. A cho­ciaż nos tar­ła z ca­łej siły, to prze­cież czer­wo­na pla­ma na ża­den spo­sób pu­ścić nie chcia­ła. Dziew­czyn­ka w płacz; na­ten­czas rze­kła Mat­ka: "Prze­ko­naj­że się te­raz, moja He­len­ciu, że jak czer­wo­na pla­ma oszpe­ca twój no­sek, tak rów­nież wszel­kie pla­my szpe­cą obi­cie na ścia­nach po­ko­ju. Za karę chodź­ze te­raz przez parę dni

Z czer­wo­ną pla­mą na no­sie. Pla­ma ta nie ła­two pu­ści, bom ją sama zro­bi­ła olej­ną far­bą.

He­len­ka cią­gle pła­ka­ła, inne zaś dzie­ci śmiać się mu­sia­ły, wresz­cie i sama He­len­ka śmia­ła się wraz z nie­mi. W trzy dni po­tem czer­wo­na pla­ma ze­szła tak­że z no­ska He­len­ki. Od tego jed­nak cza­su, nie tak ry­chło po­ka­za­ła się pla­ma na ścia­nie. Jed­nak­że czer­wo­na pla­ma na no­sie bar­dzo wie­le przy­czy­ni­ła się do tego!UDA­WA­NIE SIĘ NA SPO­CZY­NEK.

Co wie­czór wiel­ki był za­wsze kło­pot przy uda­wa­niu się dzie­ci do łó­żecz­ka. He­len­ka, Ta­de­uszek i Mie­czy­sła­wek chęt­nie szli do swe­go sy­pial­ne­go po­ko­ju, kie­dy za­trą­bio­no na dzie­ci do od­wro­tu, jed­na tyl­ko Fra­nu­sia ocią­ga­ła się. Fra­nu­sia za­wsze mia­ła wy­mów­ki na po­go­to­wiu: to nie zro­bi­ła jesz­cze tego lub owe­go; to jesz­cze ma ro­bić nad poń­czosz­ką, albo jesz­cze co uszy­ci; to jesz­cze nie­skoń­czy­ła swo­ich ra­chun­ków; to jesz­cze ma co do pi­sa­nia; to znów wy­ma­wia­ła się Fra­nu­sia, że jesz­cze wca­le nie czu­je się stru­dzo­ną, to ra­da­by cho­ciaż jesz­cze trosz­kę, jesz­cze je­den kwa­dran­sik, prze­glą­dać książ­kę z ob­raz­ka­mi: jed­nem sło­wem, nig­dy jej nie zby­wa­ło na wy­mów­ce, by­le­by tyl­ko mo­gła uspra­wie­dli­wić póź­ne prze­sia­dy­wa­nie wie­czo­rem. Co wie­czór mu­sia­ła mat­ka wprzó­dy dużo słów na­próż­no tra­cić, za­nim Fra­nu­sia po­szła do swo­je­go gniazd­ka. Cho­ciaż wszel­kie jej wy­mów­ki za­zwy­czaj na nic się nie przy­da­ły, bo czy ro­ze­spa­na czy nie ro­ze­spa­na, mu­sia­ła w koń­cu po­ma­sze­ro­wać do łó­żecz­ka z in­ne­mi dzieć­mi, za­wsze jed­nak taż sama hi­sto­ry­ja po­wta­rza­ła się co wie­czór. Wresz­cie gdy się to ojcu już na­przy­krzy­ło, rzekł razu jed­ne­go do mat­ki: "Tyl­ko mnie tę rzecz po­zo­staw, moja żono! już ja się spo­dzie­wam prę­dzej przyjść z Fra­nu­sia do ładu. "

Mat­ka nie mia­ła nic prze­ciw­ko temu.

Na­stęp­ne­go za­raz wie­czo­ra, Fra­nu­sia ode­zwa­ła się znów we­dług swe­go zwy­cza­ju:

– "Jesz­cze trosz­kę, moja Mamo, tyl­ko prze­czy­tam jesz­cze te trzy kar­ty. "

Mat­ka po­trzą­snę­ła gło­wą a oj­ciec rzekł: "Zo­staw­że jej wolę moja żono! Raz je­den to nie sto razy."

Fra­nu­sia try­jum­fo­wa­ła i usa­do­wi­ła się wjed­nym koń­cu ka­na­py, kie­dy tym­cza­sem inne dzie­ci ode­szły do sy­pial­ne­go po­ko­ju moc­no tem zdzi­wio­ne, że re­gu­ła tak ści­śle do­tych­czas za­cho­wy­wa­na, dziś prze­cież ule­gła nad­zwy­czaj­ne­mu wy­jąt­ko­wi.

Do­brze wsze­la­ko wie­dział oj­ciec, co ro­bił. Jak oj­ciec prze­wi­dy­wał tak się tez sta­ło: nie upły­nę­ło i pół go­dzi­ny, a już Fra­nu­sia twar­do za­snę­ła w ką­cie ka­na­py, i tak chra­pać za­czę­ła źe aż ją w ca­łym domu sły­chać było. Oj­ciec nie bu­dził jej wca­le. Gdy jed­nak sam już uda­wał się na spo­czy­nek, wy­szedł po ci­chu z po­ko­ju ba­wial­ne­go wraz z mat­ką; za nim zaś drzwi za­mknął za sobą, za­ga­sił lam­pę i Fra­nu­się zo­sta­wił w sta­nie, w ja­kim się znaj­do­wa­ła. Po­ło­że­nie dziew­czyn­ki, któ­ra mia­ła na so­bie cia­sne odzie­nie, wca­le nie było wy­god­ne. Dla tego tez prze­wra­ca­ła się we śnie na wszyst­kie boki, aż na­resz­cie jed­nym ra­zem benc o zie­mię, a na­sza Fra­nu­sia le­ża­ła jak dłu­ga na pod­ło­dze. Tu do­pie­ro ock­nę­ła się ze snu i nie mało się prze­lę­kła, wi­dząc, że znaj­du­je się sama jed­na w po­ko­ju. Za­czę­ła wo­łać, ale jej gło­su nikt nie sły­szał; chcia­ła wyjść z po­ko­ju i tra­fić do swe­go łó­żecz­ka, lecz drzwi były za­mknię­te. Wte­dy do­pie­ro do­my­śli­ła się zła­two­ścią, jaki cel miał oj­ciec za­my­ka­jąc ją na klucz. Wsty­dząc się tedy sama przed sobą, zwol­na znów po­wró­ci­ła na ka­na­pę. Noc prze­pę­dzi­ła jak naj­go­rzej, nie sto razy wes­tchnę­ła za swo­jem cie­płem mięk­kiem łó­żecz­kiem; na­za­jutrz zaś rano, kie­dy po­wró­ci­ła do sy­pial­ne­go dzie­ci po­ko­ju, była cała jak po­ła­ma­na. Oj­ciec i mat­ka uśmie­cha­li się, dzie­ci na głos się śmia­ły, a Fra­nu­sia? –o! jak­że spiesz­nie od­tąd uda­wa­ła się wie­czo­rem z dzieć­mi do łó­żecz­ka o wła­ści­wej po­rze. Od tego też cza­su nig­dy już nie mia­ła ocho­ty dłu­żej prze­sia­dy­wać wie­czo­rem ani­że­li resz­ta jej ro­dzeń­stwa.OSPA­ŁOŚĆ.

Fra­nu­sia, któ­ra za­wsze póź­niej chcia­ła iść spać ani­że­li inne dzie­ci, szczę­śli­wie na­resz­cie Wy­le­czo­ną zo­sta­ła z tej wady. Lecz do wy­le­cze­nia po­zo­stał jesz­cze Mie­czy­sła­wek, któ­ry prze­ciw­nie nad­zwy­czaj­nie był ospa­łym i czę­sto bar­dzo ro­ze­spał się za­wcza­su, cho­ciaż inne dzie­ci sie­dzia­ły jesz­cze za sto­łem nad książ­ką albo się ba­wi­ły. Zda­rza­ło się nie­kie­dy, że Mie­czy­sła­wek, któ­ry miał jesz­cze pi­sać albo ra­cho­wać, ro­ze­spaw­szy się wy­pusz­czał pió­ro z ręki i gło­wę opusz­czał na stół. Czę­sto­kroć tak moc­no za­snął, że moż­na było strze­lać mu nad gło­wą, a on się nie prze­bu­dził. Ileż to po­tem mia­no z nim pra­cy, za­nim go się do­trzeż­wio­no i za­nim zdo­ła­no go skło­nić do tego, żeby się po­ło­żył w łóż­ko.

Mat­ka, przez dłu­gi czas wy­ro­zu­mia­łą była dla nie­go. Że jed­nak żad­ne na­po­mnie­nia nie skut­ko­wa­ły, mu­siał więc Mie­czy­sła­wek, któ­ry zwy­kle sia­dał na so­fie, ustę­po­wać z niej i sia – dać na sto­iku. Mat­ka mia­ła na­dzie­ję, iż chło­piec sie­dząc na twar­dem miej­scu, mniej bę­dzie ospa­łym. Przez kil­ka wie­czo­rów uda­wa­ło się to jak naj­le­piej. Cho­ciaż sen mo­rzył, to twar­de sie­dze­nie nie do­zwa­la­ło mu tak pręd­ko za­snąć. Nie dłu­go jed­nak po­tem oswo­ił się z twar­dym stoł­kiem. Jed­ne­go wie­czo­ra, tak samo jak daw­niej Mie­czy­sław­ko­wi oczy się skle­jać za­czę­ły; książ­ka wy­su­nę­ła mu­sie z rąk, a gło­wa opa­dła na stół.

– Mie­czy­sła­wie! wo­ła­ła mat­ka… nie bądź­że ta­kim śpio­chem!…

Ale Mie­czy­sław nic na to nie od­po­wie­dział, al­bo­wiem za­snął on był juz snem naj­tward­szym. Mat­ka chcąc chłop­ca roz­bu­dzić, po­ru­szy­ła go za ra­mię. W tem nasz Mie­czy­sła­wek na­gle się zry­wa i w tej­że chwi­li pęc ze stoł­ka na zie­mię, tak, jak to nie daw­no tak­że przy­tra­fi­ło się Fra­nu­si. Wszy­scy w śmiech, Mie­czy­sła­wek otwo­rzył oczy z wiel­kiem po­dzi­wie­niem. Tego wie­czo­ra już nie za­snął, nie za­snął tak­że na­stęp­ne­go; lecz trze­cie­go już wie­czo­ra za­snął znów. za sto­łem i chra­pał.

– "Co tego, to już nad­to! rzekł oj­ciec: "Przy­nie­ście mi tu szklan­kę zim­nej wody. "

Przy­nie­sio­no wodę, a oj­ciec za­czął nią pry­skać w twarz ospa­łe­go Mie­czy­sław­ka. Ze­rwał się chło­piec na rów­ne nogi. Ale trze­ba było wi­dzieć, ja­kie on wy­ra­biał kwa­śne miny. Na­tu­ral­nie, zim­na woda nie mo­gła mu być bar­dzo przy­jem­ną. Nie­po­dob­na się było wstrzy­mać od śmie­chu. Wła­sne ro­dzeń­stwo śmia­ło się naj­bar­dziej. Wte­dy rzekł oj­ciec. "Mój Mie­czy­sła­wie, tak dziś jak i co dzień mo­żesz się spo­dzie­wać tego sa­me­go, do­pó­ki nie prze­sta­niesz być ospa­łym. Wstydź się być taką szlaf­my­cą!

Rzecz dziw­na, od tego cza­su Mie­czy­sław nig­dy już nie za­snął nad książ­ką. Je­że­li się zaś póź­niej zda­rzy­ło cza­sem, ze oczy za­czął za­my­kać, to dość było za­wo­łać: Przy­nie­ście no szklan­kę zim­nej wody, a na­tych­miast otwie­rał oczy jak tyl­ko mógł naj­bar­dziej. Nig­dy tez już nie zle­ciał ze stoł­ka. A wie­cie dla cze­go?PO­LI­CZEK.

Razu jed­ne­go roz­ma­wia­ły dzie­ci po­mię­dzy sobą o Panu Bogu i za­sta­na­wia­ły się nad tem, jak Bóg do­bry jest dla wszyst­kich lu­dzi i jak po oj­cow­sku zaj­mu­je się ich lo­sem. Mię­dzy in­ne­mi Ta­de­uszek opo­wia­da!, że pan Oświę­cim­ski (tak się bo­wiem na­zy­wał jego Na­uczy­ciel, któ­re­go bar­dzo ko­chał), utrzy­my­wał dziś w szko­le, iż nie­kie­dy na­wet więk­sze i mniej­sze nie­szczę­ścia, ja­kie Bóg na lu­dzi zsy­ła, wy­cho­dzą im na do­bre. Fra­nu­sia, dziew­czyn­ka za­ro­zu­mia­ła, od­po­wie­dzia­ła z min­ką prze­mą­drza­łą: "To nie­praw­da! Kie­dy Pan Bóg chce zro­bić komu co do­bre­go, to mu tez zsy­ła za­raz co do­bre­go, nie zaś co złe­go. Ja to le­piej wiem od was!"
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: