- W empik go
Złote myśli Adama Mickiewicza - ebook
Złote myśli Adama Mickiewicza - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 237 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Są ludzie niepospolici, błyszczący, talentem nawet świetni, którzy, odbywszy swe drogi, zachodzą w przeszłość, ustępując miejsca innym; potrzebni są w swoim czasie, wydają światło miejscowe, a potem gasną, pole zaś działania napełniają nowe indywidualności, odpowiadające potrzebom swej chwili. Nie tworzą oni jednak epok, nie są głównemi ogniskami życia, nie skupiają w sobie słonecznego centrum ogólnych dążeń. Tę słoneczną żywotność, źródło głównych, rodzimych prądów, ognisko społecznego ducha, mają w sobie tylko ogromne geniusze, niosące na wybranych czołach światło cierpień, pragnień, dążeń i natchnień współziomków. Są to, że się tak wyrażę, duchy trwałe, żywiące sobą całe pokolenia, sięgające swem światłem daleko w przyszłość, po za miarę ogólnych przeczuć tłumu. One to mają odrębne swe prawo do pamięci potomnych. I cóż jest najwybitniejszą cechą tych geniuszów, ce – cha, nadającą im prawo pamięci wyjątkowej, ten przywilej na serca bliźnich? Tą cechą jest: wielki zapas idei. Im dany geniusz wypromieniowuje jej z siebie więcej, im ona jest czystsza, im silniej w psychicznych bólach przehartowana, im jednolitsza a prostsza, tem silniejsze i trwalsze robi wrażenie na współczesnych, tem głębiej zapada w nowe pokłady narodu, tem niespożyciej kojarzy się z postępowym rozwojem jego, i razem z nim trwa, i tem dłuższa dla niej droga w przyszłość. I jakaż z takich idei jest jeszcze najtrwalsza? Niektóre bardzo długo żyją w ludzkości, idą z nią ręka w rękę szeregiem lat, ale z czasem jakby kamieniały wśród drogi, zaczynają ciężyć nowym pokoleniom i zostają na gościńcu wieków porzucone już tylko, jako płyty pamiątkowe swojego niegdyś działania. Ale są i takie idee, które nigdy nie przygniotą ramion ludzkości, które ją właśnie niosą logicznym ruchem naprzód, płyną razem z krwią bohaterów, znojem ludu, pracą myślicieli i rzeczywistością wypadków, nieustannem tętniąc życiem. Idee takie mają w sobie możność rozwoju, jakąś siłę kosmiczną, twórczą, która z mgławicy zdarzeń splątanych, z chaosu społecznego, wydobywa pierworodną iskrę życia, zasadę przyszłego bytu. Idee takie nie rozkazują ludzkości: – pójdź za mną! ale mówią do niej: – ja idę przy tobie, z tobą razem, uwzględniam twe przejściowe fazy, odczuwam twe naturalne prądy i na nowo cię przenikam światłem mojem, ogrzewam ciepłem, wstrząsam moją siłą, słabnącą podnoszę, chorą leczę, martwiejącą wskrzeszam.
Ponieważ takie idee mają na celu rozwój, ruch, są nawskróś żywotnemi, przyjmują się więc głęboko i – trwają. Nie czepią się one formy, nie uczynią z niej bożyszcza, nie każą jej się kłaniać, bo forma to tylko przejściowy stopień, dobry i konieczny na chwilę, ale to nie cel drogi; idea żywotna jak iskra elektryczna z bateryi na bateryę przeskakuje, z formy na formę, nie da jej się uwięzić, wyrazi się tylko nią ile możności najpełniej, w czasie swoim, a potem dalej! szczebluje po zewnętrznych objawach coraz wyżej, coraz głębiej, szerzej, wciągając w swój ruch coraz większą siłę żyjących istot. Przedstawiciele takich idei mają niezaprzeczone prawo do szczególnej pamięci potomnych, a wdrażają się w tę pamięć przez swe życiodajne działanie, które z ludzkością idzie dalej, choć ziemski kształt człowieka się skruszył. Owszem, często po śmierci wielkich ludzi, jaśniej ich wpływ i znaczenie występuje i lepiej bywa oceniane.
Mickiewicz, to jeden z takich wielkich geniuszów właśnie, którego cechą była ogromna idea żywotna, przejmująca całego jego ducha, kładąca swe znamie na całem życiu poety, na jego arcydziełach i na najdrobniejszym niemal utworze, na każdym czynie czy to publicznym czy prywatnym. Tą ideą była – Miłość. Jej wzniosły płomień był istotną treścią indywidualności naszego poety, skupiał i zlewał inne prądy psychiczne, stapiał posągowo całą wewnętrzną, moralną wartość człowieka, iż rzadko o wielki geniusz, któryby miał w sobie równocześnie tyle serdecznego rozumu i rozsądnego uczucia, tyle prawdy i spokoju, tak wszechstronną wrażliwość, a zarazem tyle przerabiającej w sobie wszystko umiarkowanej harmonii. Ztąd ta jego zrozumiała, słoneczna potęga, którą uwielbia równocześnie i myśliciel szukający prawdy, i najlichsze stworzenie łaknące pociechy, a każdy czuje się pociągnięty władzą tej miłości gorącej a mądrej. Miłość, to właśnie idea, którą rozumieją, odczuwają, której pragną, za którą tęsknią – wszyscy. Mickiewicz ducha swego zjednoczył z tym tajemniczym prądem i wpłynął na nim w samo jądro społeczeństwa i już w niemna zawsze został; a że prąd ten nie ustaje, tłumiony chwilowo, cofnie się nieco głębiej, lecz żyje tem więcej skupiony, dlatego też przedstawiciel jego, który "cierpiał za miliony" pozostał z nimi przez spuściznę swej idei, choć sam dawno odszedł z tej ziemi. Mic – kiewicz, wyraziwszy najistotniejsze dążenia swego społeczeństwa, stał się sam przeto niejako częścią jego psychicznych wnętrzności, tak, że w wielkim procesie życia duchowego, poezya naszego wieszcza nie przestała dotąd być jednym z działających potężnie żywiołów. Trudno powstrzymać stę tutaj od przytoczenia świetnej charakterystyki Mickiewicza, którą Piotr Chmielowski w znakomitem swem dziele o naszym poecie umieszcza w ostatnim rozdziale swej pracy:
Zasadniczą potęgą jego ducha, główną dźwignią jego czynności i postępowania, najważniejszym jego poezyi czynnikiem było głębokie, niesamolubne a świadome siebie uczucie, obejmujące miłosnym uściskiem jednostki, naród i ludzkość całą, pragnące nie tyle dla siebie, ile dla nich nadejścia chwili uszczęśliwienia i ubłogosławienia. Uczucie to przenikało cały organizm poety, wstrząsało nim i kierowało zarówno w sprawach indywidualnych jak i ogólnych. Ujawniło się ono i w przywiązaniu do rodziny, i w serdecznem ukochaniu towarzyszy młodości, i w namiętnych lub rzewnych uniesieniach miłosnych, i w stosunku do żony, i w zajęciu się dziećmi, i w pełnieniu przyjętych obowiązków, i w miłości ojczyzny. Nie przybierało ono cech biernego, załzawionego roztkliwienia, było skupione w sobie, ale przy odpowiednich warunkach mogło się rozpłomienić, rozżarzyć i wybuchnąć lawą. Do spozowania, do dramatyzowania objawów swoich nie miało skłonności; było w zwykłych warunkach, czerstwe, czysto-ludzkie, wolne od chorobliwej fantastyczności; nie miało słowem właściwości takich jak uczuciowość Słowackiego lub Krasińskiego. Uczucie Mickiewicza posiadało przymiot rzadki dosyć, zwłaszcza wśród klas ukształconych – szczerość. We wszystkich przejściach i we wszystkich stosunkach był nasz poeta najzupełniej szczerym; nigdy pochwycić go nie można na najlżejszem nawet udawaniu, jakiego ludzie nieraz mimowiednie się dopuszczają, gdy tylko raz pozwolili sobie przybrać nastrój fałszywy, którego w głębi duszy nie odczuwali…"
Miłość towarzyszyła poecie całe życie i pięknem jest zjawiskiem to rozwijanie się serdecznego płomienia, od pierwszych, osobistych uderzeń serca do ukochania najwznioślejszych zagadnień ludzkości, sięgających w nieskończoność. Wystąpiwszy na widownię działania obiera sobie hasło, zastrzegające całą jego duszę: "Miej serce, i patrzaj w serce!" Serce – to miłość. Kochać, – zatem działać przez miłość. Nie można było dobitniej wytknąć sobie drogi. Kto trafnie na drogę swoją wejdzie, wiele prawdy wy – tworzy, sprzeczności uniknie. Na swojej drodze Mickiewicz pełnem zaczął oddychać życiem.
"Czucie i wiara silniej mówi do mnie,
Niż mędrca szkiełko i oko"
Naturalnie, już tu, na pierwszym kroku spostrzega on ten wieczny rozbrat swej idei z formą, która się jej narzuca, a choć dopasowana, czasem na chwilę wystarcza, potem zmienioną być musi. Uczucie Mickiewicza pasowało się później boleśnie nad miarę z ową tak fatalnie mu narzuconą formą mesyanicznego apostolstwa, w którą się z zaparciem siebie przyoblekał, ale w której mu bardzo wyraźnie było ciasno i nie po swojemu. A z jakąż czułą litością niemal wspomina o psychicznych męczarniach współtowarzyszy towianizmu, którym forma jego bywała wewnętrzną torturą.
To, co jako uczony profesor rozumowo tłomaczył, jako młodzieniec, już miał zakreślone w myśli i pieśnią wyrażał to samo co później filozoficznym wykładem. "Bez serc, bez ducha, "to szkieletów ludy". ognisty zawiązek mickiewiczowskiej teoryi o życiu ludów i o tym "ogniu świętym" który je przenika, który jest ich treścią i bytu zasadą. Ten wiersz młodzieńczej ody, to jakby tytuł rzucony naprzód dla czwartego roku literatury słowiańskiej.
Pierwsza miłość, to zawsze piękna zorza w życiu poetów, to chrzest uczucia; tu, dostaje się skrzydeł lirycznych, od tego punktu rozpoczyna się lot, a że od pierwszej miłości, rozpoczyna się najczęściej i pierwszy stopień cierpienia, cierpienie to u głębszych natur, służy do odepchnięcia się na pełne morze działania. Wiemy, jak ogromnym, czystym a bolesnym był ten pierwszy płomień w życiu poety. Idźmy dalej.
Przyjaźń – oto nowa odmiana uczucia.
"Serca, niebiańskie poi wesele
Kiedy je razem nić powiąże złota!
Razem, młodzi przyjaciele!"
Razem. Wszakże to jądro miłości, spójnia, skojarzenie; "razem" – to cały system społeczny, który również poeta wyłożył potem z swej katedry, jako konieczność zjednoczenia się ludów na wspólnym gościńcu do ideału. Miłość spaja. Wychodząc z piersi młodego Mickiewicza, wytworzyła ten orszak przyjaciół, który go otaczał, orszak kochający, ofiarny, podniosły, zjednoczony nawet w rozsypce, a którego w tym rodzaju i stopniu niema podobno przykładu w innej literaturze.
"Zaiste, miłość jest świętym pożarem,
Iskrą zatloną w ogniach nieśmiertelnych!"
Z niej też wypływa u naszego poety pojęcie prawa, sprawiedliwości, wszelkich ustaw i władz rządzących światem. Potęgą uczucia chce wszystko wytłomaczyć i wierzy w jej cudowne działanie ponad obliczoną po ziemsku możebność:
"Wiedz, że czucie spali, czego myśl nie złamie!"
Wypływająca z miłości idea polityczna Mickiewicza wyraża się już nie tylko owym młodzieńczym zapałem do wspólnego czynu, nietylko upartą, męską walką z przeciwnościami, ale bierze na siebie najtrudniejszą rolę – ofiary, poświęcenia się dla idei. Mickiewicz głęboko pojął i gorąco popierał konieczność ofiary, zaparcia się siebie, wyrzeczenia się swojego: ja, gdy chodzi o wielkie sprawy, i to właśnie – niszczenie siebie dla drugich, ta jak powiada: "najcięższa z ofiar, ofiara ducha" jest szczytem jego idei.
"Nie znając przyczyny cierpienia, niepodobna mu ulżyć, a przez cóż dobieramy się do tej przyczyny, jeżeli nie przez miłość?" Zawsze, wszystko, do tego zwraca się źródła, niepożytą czerpie w niem siłę. Niema idei którejby Mickiewicz tam nie zaprowadził po uświęcenie i moc. Piękno – tam czerpie swoje boskie rysy; natchnienie – tam znajduje bezdenną skarbnicę wzruszeń; prawda – tam ma swoją podporę; prawo – swoją sankcyę; sprawiedliwość –
swoją szalę; wolność – swoją miarę; poświęcenie – swój cel. Z idei miłości wypływa jeszcze u Mickiewicza to jego poszanowanie rzeczywistości, ta poważna spokojność nawet wśród walki ze złem, która nie miota się zawzięcie ani fanatycznie, nie zostawia za sobą bolesnych gruzów, nie niszczy doszczętnie, aby budować, lecz pogodnie choć stanowczo i wytrwale – przeistacza, podnosi, napełnia sobą, tworzy – bo kocha. Idea mickiewiczowska ma to do siebie co światło, pokonywa ciemność i zastój bez bolesnych szarpań, samą swoją mocą i ciepłem kojąc nieuniknione chwile starć rzeczy starych z nowemi. Ten uczuciowy żywioł wewnętrzny tak się konsekwentnie w duchu poety rozwijał, że jego pierwsze programowe linie jeszcze łatwo się wyśledzić dają wśród prac dojrzałego męża, myślicielskich badań profesora, szczytnych natchnień poety i tęsknych, mistycznych dumań wygnańca. Ponieważ idea dla której pracował, była potężna i żywotna, trwa ona dotąd, a z nią i wpływ Mickiewicza na naszą współczesność.
Są pewne okresy czasu, w których ogół umysłów więcej jest przygotowanym do przyjmowania i rozumienia idei, szybszym bieży prądem myśli, łatwiej się podnosi ku murom wyższym; są znów chwile takiego zastoju, takiej obojętności, zniechęcenia i nieczynności ducha, że trzeba wielkich wstrząsnień, gorących podniet, aby się puls szybciej odezwał, aby wyschnięty potok zapału wezbrał na nowo.
W takich epokach lenistwa marnotrawi ogół ideę. Rzecz to niebezpieczna; piękne, po cygańsku wędrowne dziecię światłości, nieprzyjęte, odepchnięte może, pójdzie dalej, złotą wróżbę przyszłości zaniesie gdzieindziej i nie odszukać go już na bezdrożach, nie chodzi bowiem ubitemi ścieżkami, lecz przecina i skraca sobie drogę w zwikłanym labiryncie dziejów ludzkich.
My dziś, tak rozniepokojeni własnym pesymizmem, lak rozstrojeni nerwowo a tak bezsilni moralnie, tak oswojeni ze złem, żeśmy je zbyt często tłomaczyć i usprawiedliwiać gotowi, czując przerażającą szybkość z jaką to złe się po całym świecie szerzy – nie mamy prawie tej dumnej odwagi zaprzeczyć złemu wprost, wręcz, otwarcie, lecz wolimy sobie mówić: to nic, to nie zbrodnia, tamto – nie występek, lecz to – newroza, tamto – psychoza, choroba woli lub nieodpowiedzialność, niepoczytalność! Bardzośmy doszli daleko, niema co mówić. Nie chce nam się wielu rzeczy; wierzymy mało czemu i mało w co; ufamy – niczemu prawie, bo nawet nie sobie, nie własnej charakteru potędze, który sami w sobie ciągle podejrzywamy, raz o mo – źebność sprawdzenia atawizmów złego, lub o prawdopodobieństwo rozkładu pod wpływem zgubnych wrażeń, a wszystko to dzieje się z nami, bo – nie kochamy.
A właśnie miłość jest tą siłą która – chce, i wie, że chce i czego chce; bierze na siebie odpowiedzialność za swoje pragnienia, czynna, rącza, ofiarna, niczem się nie zastawia, nie tłómaczy, na nic innego nie zwala swych rezultatów, dumna i mocna, działa, tworzy, dobija celu, promienieje życiem, bo kocha. Trzeba się ratować. Czas wielki. Europa cała choruje na influencyę złego; niby tonie jeszcze, przejściowa rzecz może, a jednak nurtuje organizmy społeczeństw. To nie przelotna epidemia, to ciężkie kryzys moralne, w którem męczy się i majaczy najbardziej ucywilizowany świat, a powstać mu trudno, strach, jak trudno; naturalnie! bo ma w sobie, a często wmawia w siebie: chorobę woli. Wola, wewnętrzne słońce człowieka, plam dostało, gaśnie, stygnie, i spycha w noc cały psychiczny świat, a w ciemnościach rodzi się złe. Astronomowie mówią, że powodem plam na słońcu są wypalone miejscami pierwiastki, które żywiły płomień. I wola tam gaśnie gdzie niema żywiołu palnego t… j… miłości. My bardzo cierpimy w tym stanie przygaszenia, wymyślamy eksperymentalne lekarstwa i żyjemy tak zewnętrznie jako i wewnętrznie, coraz sztuczniej, nienaturalnie, niewygodniej. Poprostu, ciasno nam w samych sobie, nudno, źle, niedowytrzymania źle. Ale "przez cóż dobierzemy się do przyczyny cierpienia jeśli nie przez – miłość?"
Ta mickiewiczowska teza nie straciła nic na swej prawdzie, na swej mocy, a zatem i na swej skuteczności. Spróbujmy naszą lokalną influency? złego leczyć tą uzdrawiającą miłością, która w nas może "spali" to złe, którego myśl nasza nie umie "złamać", choć się o to tak mozoli i sili. Na wielkie choroby jak i na stany niepokojące w społeczeństwie, są obok silnych lekarstw i gwałtownych przewrotów, także i mniejsze, łagodzące środki, kojące, przynoszące ulgę i pociechę. Do takich środków należy wpływ niepospolitych umysłów, które, cierpiąc to co i ogół, umieją wszakże współczesną walkę, trud i ból przetrawić w sobie na mądrość odporną, i obdzielać nią tych, co się w ciężkich próbach szamocą lub apatycznie martwieją.
Mickiewicz w swej niemal kapłańskiej dostojności wieszcza, ciągle głęboko wpływa na nasze społeczeństwo; a chociaż i dziś dalej, na polu literatury, krytyki, sztuki i dziejów "żywioły chęci jeszcze są w wojnie", mickiewiczowskie słowo tyle ma siły i światła, że niejednokrotnie "świat rzeczy stawia na zrębie", zmusza do rozstrzygnięcia, do działania, prostuje, wyjaśnia i ulgę przynosząc tak dziś ciężko pracującej jednostce, wskazuje prądy na jakich ogół wpłynąć może w szerokie a dogodne łożysko dziejowe.
Zdaje się przeto, że przysługą może będzie dla czytelnika ta mała książeczka, w której, jędrne "Złote Myśli" Mickiewicza "zestrzelone" zostały "w jedno ognisko". Nie zawsze jest czas czytać liczne tomy wielkich pisarzy, a często jedno trafne ich zdanie, jedna jasna myśl, tak w porę przychodzi, tak pocieszy, że, chociażby czasem na razie nie wskrzesiła myśli z zniechęcenia, uczuć z lenistwa, to przynajmniej poruszy, orzeźwi, podnieci i nie da sercu zmartwieć, a rozumowi spopieleć.
Kilka słów jeszcze o samej istocie aforyzmu.
Morze, kiedy wyrzuca muszlę z otchłani, zostawia na niej typowe piętno swej wielkości, ruchu, charakterystyczne znamię swego żywiołu, tak, że ona w ręku człowieka mówi mu o rodzinnej swej głębi, echowym szumem pieśń odmętów powtarzając, zagięciami naśladuje fale, kolorytem nieraz migotanie powierzchni przypomni. Nikt nie powie, że muszlę wydał las lub kopalnia, ona jest nieodrodnem dzieckiem oceanu, z dziedziczną dokładnością powtarzającemu jego cechy, cząstką zachowującą znamiona całości.
Z wielkiego ogniska odrywająca się iskra unosi z sobą odrobinę właściwego mu blasku, ma ten sam oddech spieszący, lotną namiętność, żywiołowy zapał, jest w prostej linii potomkiem płomienia.
Wielki geniusz wyrzuca z swej głębi cudnie cyzelowane muszle poszczególnych myśli, szumiące echowo bezdenią jego uczucia, migocące barwnością jego fantazyi, noszące rodowe piętno otchłani cierpień i walk wewnętrznych. Wielkie ognisko natchnienia odrzuca iskry myśli rozpalonych potęgą jego żywiołu, szybkich, lotnych, doraźnie ześrodkowujących wielkie prawdy, wymownie świadczących o płomieniu jaki je wydał. Te poszczególne, odosobnione w sobie myśli, rzucane wśród arcydzieł przez wielkich autorów, bywają często, obok zawartej w nich moralnej lub estetycznej zasady, dokładnem streszczeniem ich idei przewodnich, elektrycznemi drgnięciami tego głównego prądu jakim płynęła twórczość złotymi opiłkami wielkiej, artystycznej kuźni. Aforyryzmy tak nieraz charakteryzują swoich twórców, że po dźwięku słowa, po barwności fantazyi, po stopniu ciepła serdecznego poznajemy odrazu osobistość. Nietrudno przecież, po takich pojedynczych nawet myślach poznać Byrona, Shalcespeare'a, Goethego lub Heinego, a któżby z nas nie rozróżnił po krótkim nawet aforyzmie Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego, tak typowo odmiennych od siebie. Wielkoduszna prostota Mickiewicza nawet w uniesieniach młodzieńczego, romantycznego zapału wyrażana w formie zwięzłej, treściwej, dosadnej, jakże odmienną jest od namiętnej gwałtowności Słowackiego, migocącej blaskiem kolorytu lub od smętnej goryczy Krasińskiego, otulonej w malowniczo zmysłowe barwy. Wytrawny miód z puharu Mickiewicza zagrzewa, wzmacnia i leczy, ogniste falerno z czary Słowackiego podnieca, unosi i zapala, oliwa zaprawna piołunem z kielicha Krasińskiego wytrawia, czyści i koi. Takie słowo krótkie, treściwe, zamykające w sobie czy to pobudkę do czynu, czy hasło plemienne, filozoficzną tezę, zwięzły program społeczny, wybuch uczucia, protest, uwielbienie, lub zasadę estetyczną, ma dość dużą doniosłość i moralną i językową. Jako najczęściej wykwit stylu, jaskrawy i ponętny, zlewa się przez używanie z potoczną mową, ozdabia ją, czyni dobitniejszą, a jako etyczna myśl, jako podniosłe hasło, jako owa mickiewiczowska "kulka płomienista" sprawia to zdrowe w umysłach wstrząśnienie, jakiego nieraz długie a niedokładnie rozumiane dzieło nie osiąga. Uderza ono od razu jak strzał trafny, pragniemy je spamiętać, przyswoić sobie, bo rozwiązuje nam ono szybko i przyjemnie te drobne trudne i dolegliwe węzełki psychiczne tak nieraz nie – wygodnie w umyśle tkwiące; w chwili zniechęcenia bywa podnietą, w rozmowie ozdobą, w rozprawie poparciem. Dlatego tak naturalnem jest owo zakreślanie zdań niektórych w czytanej książce, a niewątpliwie każdy z nas to czyni, kto ceni wyżej treść działa, niż czysty welin jego kartek.
W dziełach Mickiewicza, od pierwszego rozkwitu poezyi do końca jego literackiej działalności spostrzegać się dają równoległe z ogólnemi przemianami jakim twórczość ulegała i zmiany w treści jak i w formie aforyzmów. Zrazu, są to różne, nowatorskie, gorące rzuty młodości, która "nowości patrząca kwiatem"; dalej, gdy "hydra pamiątek" pogłębiła serce poety, gdy "umarły dla świata" dla własnego szczęścia, porwany wirem szerszych wydarzeń cierpi i z natchnionej swej wyżyny ogląda wielkoświatowe punkta "gdzie graniczy Stwórca i natura", wyrzuca z tej olbrzymiej burzy wewnętrznej gromy wspaniałych myśli tętniące potęgą uczucia i ofiarności. Później, gdy wieszcz spokojnym lotem pewnego siebie orła szybuje po przestworzach epopei i poszczególne aforyzmy tego okresu noszą piętno spokojnej powagi, wytrawnej dojrzałości, są mocne, trzeźwe, jędrne, "jak zdrowie". Ze stopnia narodowego eposu podnosi się poeta na wyżynę plemiennego akropolis i rozmiłowanem a mądrem spojrzeniem zagłębia się w mierzch słowiańskich dziejów, w świty historycznej misyi, młodzieńczej rasy, w przyszłe drogi jakiemi ona powędruje i stawia od miejsca do miejsca drogowskazy swych w tej mierze poglądów, wyrażanych nieraz z całą zwięzłością aforyzmu, choć częstokroć nie wolnych od mistyczności. W ostatnich latach pracy, gdy myśliciel dążył do sformułowania pewnych jasno określonych zarysów politycznej i społecznej przyszłości kraju, a z troskliwością namiętną dążył do wdrożenia w umysły współbraci koniecznej potrzeby moralnego, wewnętrznego postępu, jako warunku dalszego rozwoju na dziejowej arenie, spotykamy w pracach jego myśli i zdania których ewangeliczna niemal prostota zawiera mądre prawdy wypowiadane w tempie, jakby przepisów, nawoływań, przykazań.
Co zaś do porządku w jakim myśli po sobie następują, bo ułożone one są w chronologicznej kolei jak powstawały dzieła autora. Zdaje mi się, że to najwłaściwsza forma, bo daje obraz rozwoju uczuć, rozumu, natchnienia, różnostronnych poglądów poety, a że i w aforyzmach echowo odbijają się przemiany jego ducha, zatem i w tej całości, łatwo wyróżni sobie uważny czytelnik pewne ogniwo, z których się ten łańcuch myśli powiązał. Dzielenie aforyzmów na odrębne grupy n… p… dotyczące – ludzkości, sztuki, polityki, jak to czasem w takich zbiorkach się spotyka, nie wydawało mi się trafnem wobec tak harmonijnie wypływających z siebie "Myśli" naszego wieszcza. Wolałam więc zachować kolejny, psychologiczny porządek, w jakim sama twórczość autora myśli swe wypowiadała.
Układając z mickiewiczowskich "myśli kwiatów i uczuć przędzy" niniejszą książeczkę, gorąca mnie często ochota brała dołączyć wiele innych jeszcze zdań poety, lecz albo za ściśle z treścią złączone, lub obszernością przechodzące rozmiary aforyzmu, lub wreszcie zbyt przesłonięte mgłą mistyczną, a przeto trudne do zrozumienia, nie odpowiadały założeniu tej oto wiązanki.
Mickiewicz znał wybornie walkę wewnętrzną człowieka, przechodził ją ciągle, rozróżniał czujnie jej przemiany i wyrobił sobie pewien osobny system tej wewnętrznej, ukrytej pracy ducha, której celem powinno było być udoskonalanie się coraz wyższe. "Lękam się – mówił – abyście nie myśleli, że walka wewnętrzna jest stratą czasu, jest niepożyteczną światu zewnętrznemu. Od walki wewnątrz i od zwycięstwa zależy cała siła zewnętrzna". Kraj i człowiek, wewnątrz bezwładny, upada. Dzisiaj gdy nasze umysły nurtuje bolesny niepokój, gdy na zwycięskie akty wewnętrzne trudno podobno nam się zdobyć, skoro tak powszechnie chorujemy na niemoc woli, słowa Mickiewicza, tego przedstawiciela żywotnej idei, która się "rozwija i rośnie" mogłyby nas pokrzepiać w tych ciężkich umysłu przeprawach, jakie ogół obecnie przechodzi, a słowa te są potężne, jako słowa prawdy, o których nasz wieszcz powiada że: spadają cicho i leżą długo, a potem wschodzą "powoli; owocem ich jest miłość i zgoda".
Człowiek, społeczeństwo, może przechodzić stany rozstroju, niemocy, rozdrażnienia i wydobyć się z nich o własnych siłach przez przytomną dyagnozę swych błędów i porządne leczenie się pracą; niebezpieczeństwo wielkie jest wtedy, gdy chory sam już sobie radzić nie umie; ale myśmy przecie nie tak jeszcze zagrożeni w istocie, jak się sami trwożymy; jeszcze nas może stać na wewnętrzną, zwycięską walkę, która organizmu jednostki i społeczeństwa wśród niebezpiecznie krążących zarazków złego zachowuje odpornym, zdrowym, czynnym i pożytecznie twórczym.
Zakopane. 1893 Wrzesień.
Szczęsna.ZŁOTE MYŚLI.
Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce;
Nie znasz praw żywych, – nie obaczysz cudu!
Miej serce, i patrzaj w serce.
Spełnili mędrcy na Boga pogrzebie,
Kielich swej pychy. Natura w rozruchu
Drżała o Boga. Lecz pokój był w niebie:
Bóg żyje, tylko umarł w mędrców duchu.
Bez serc, bez ducha – to szkieletów ludy!
Młodości! tobie nektar żywota
Natenczas słodki, gdy z innymi dzielę:
Serca niebiańskie poi wesele,
Kiedy je razem nić powiąże złota!
Razem młodzi przyjaciele!
W szczęściu wszystkiego są wszystkich cele.
Jednością silni, rozumni szałem,
Razem, młodzi przyjaciele!
I ten szczęśliwy, kto padł wśród zawodu,
Jeśli poległem ciałem
Dal innym szczebel do sławy grodu.
Razem, młodzi przyjaciele!
Choć droga stroma i ślizka,
Gwałt i słabość bronią wchodu:
Gwałt niech się gwałtem odciska,
A ze słabością łamać uczmy się za młodu!
Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze,
Młodzieńcem – zdusi Centaury,
Piekłu ofiarę wydrze,
Do nieba pójdzie po laury!
Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga;
Łam, czego rozum nie złamie.
Młodości! orla twych lotów potęga,
Jako piorun twoje ramie!
Dzisiaj trzeba prawicy,
A jutro trzeba – praw.
Cyrkle, wagi i miary
Do martwych użyj brył:
Mierz silę – na zamiary,
Nie zamiar podług sił!
Bo gdzie się serca palą,
Cyrklem uniesień duch,
Dobro powszechne skalą,
Jedność większa od dwóch.
Dzieło zniszczenia
W dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia:
Bóg wyrzekł słowo stań się. Bóg i zgiń wyrzecze!
Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze,
Kiedy ziemię despotyzmu i duma szalona
Obleją.
Niesprawiedliwość ludzkie rozdziela plemiona,
Chociaż wyszliśmy wszyscy z jednej matki łona.
Gwiazda ducha zagasnąć nie zgoła,
I raz rzucona, krąży po niezmiernej głębi,
Póki czas, wiecznie toczyć będzie kręgi.
Chcąc mnie sądzić, nie ze mną trzeba być, lecz we mnie!
Słońce Prawdy, wschodu nie zna i zachodu;
Równie chętnie każdego plemionom narodu,
I dzień lubiące każdej rozszerzać ojczyźnie,
Wszystkie ziemie i ludy poczyta za bliźnie.
Stąd, kto się w przenajświętszych jej rysach zacieka,
Musi sobie zostawić czystą treść człowieka,
Zedrzeć wszystko, co obcej winien jest przysłudze,
Własności okoliczne i posagi cudze.
Ku takim pracom niebo – dziejopisa woła.
Zamiar, wylęgły w myślenia pomroku,
Źle jest przed czasem wykazać na słońce: